sobota, 16 lutego 2019

Rozdział 55

Samik pamiętał niewiele. Pisk hamulców, pobladłą twarz Natali. Pamiętał, że na początku nie rozumiał, co się dzieje. Czuł się tak, jakby ktoś nagle odłączył mu zasilanie. Pamiętał, że upuścił lody. Waniliowe i truskawkowe. Waniliowe dla Nat, truskawkowe dla Isaaca. Pamiętał, że widział krew. W tamtym momencie wydawało mu się, że jest jej mnóstwo, że jest wszędzie. 
Pamiętał, że dopadł do syna. Że trzymał jego głowę na kolanach. Że desperacko próbował go ocucić. Że przez łzy powtarzał jego imię. Że próbował rozczesać sklejone od krwi włosy. Że ledwo łapał oddech. 
Pamiętał, że ktoś zadzwonił po karetkę. To był mężczyzna. Ten, który wysiadł z samochodu. On też płakał, wręcz szlochał. I przepraszał, desperacko przepraszał. Nie widział chłopca, który kucał na jezdni, po prostu go nie widział. 
Pamiętał, że przyjechała karetka. Ratownicy siłą odciągnęli go od Isaaca. Zadawali pytania, ale nie był wstanie na nie odpowiedzieć. Potem musiał wsiąść do tej cholernej karetki. Oni robili coś wokół Isaaca, a on tylko powtarzał, że będzie dobrze, trzymając syna za rękę. 
Pamiętał, że gdy dojechali do szpitala musiał ją puścić. Drzwi na blok operacyjny dosłownie zamknęli mu przed nosem. Nie był wstanie już nic zrobić. Mógł tylko usiąść na białym, plastikowym krześle i czekać. 
Korytarz był zupełnie pusty, ale Guillaume i tak miał wrażenie, że dźwięki dosłownie rozsadzają mu mózg. Tykanie zegara, szuranie krzeseł, nawet bzyczenie muchy pod sufitem. Dosłownie wszystko doprowadzało go do szału.
Schował twarz w dłoniach, nieudolnie próbując zakryć uszy. Minuty oczekiwania dłużyły mu się niemiłosiernie. Bał się spojrzeć w stronę drzwi na blok operacyjny. Z jednej strony desperacko pragnął jakichkolwiek informacji. Jednocześnie przerażało go to, co może usłyszeć. 
Wiedział tylko, że Isaaca operują. Że jest ciężko. Że jego mały synek, ukochane dziecko walczy o życie. 
A on nie może nic zrobić. 
— Guillaume? Jak się czujesz? 
Gwałtownie podniósł głowę. Nawet nie zauważył pojawienia się Nat. Kobieta miała opuchnięte od płaczu oczy i zsiniałe wargi. W pchanym przez nią wózku spała wycieńczona całym dniem Justin. 
— Nie wiem. — Mężczyzna beznamiętnie wzruszył ramionami. 
Natali zacisnęła usta w wąską kreskę. Usiadła obok narzeczonego i pocieszająco objęła go ramieniem. 
— Nadal operują Isaaca?
— Od prawie godziny — odpowiedział, nadal tępo wpatrując się w ścianę. — Kilka razy przeszła pielęgniarka, ale nic nie chciała mi powiedzieć. 
Nat westchnęła głęboko. Jedną ręką głaskała plecy mężczyzny, a drugą kołysała wózek córki. 
— Na dole stoi ten mężczyzna z samochodu — powiedziała cicho. — Ten, który… — słowa ledwo przechodziły jej przez gardło. — ten, który wjechał w Isaaca. Jest tak samo przerażony, jak my. Dał się spisać policji i w ogóle, ale cały czas powtarza, że nigdzie nie pójdzie dopóki nie dowie się co z młodym. Gdybyś widział, jak płakał… — z niedowierzeniem pokręciła głową. 
Samik nie skomentował tego. Tak naprawdę, to nawet nie drgnął. Wydawało się, że po prostu zignorował słowa kobiety, że w ogóle do niego nie dotarły. 
— To moja wina — stwierdził niespodziewanie. — To wszystko moja wina. 
— No chyba żartujesz! — Natali spojrzała na niego zaskoczona. 
— Isaac… miałem go chronić — mówił dalej, a w jego oczach świeciła coraz większa pustka. — Jest moim synkiem, moim malutkim dzieckiem. Obiecałem Danny, że ze mną będzie bezpieczny. Że się nim zajmę. Zawiodłem. Ją, ciebie, Isaaca. Pozwoliłem na to, by stała mu się krzywda. — Zrozpaczony znów schował twarz w dłoniach, jego ciałem wstrząsnął szloch. 
Przerażona Nat ukucnęła przed siatkarzem i delikatnie oparła ręce na jego kolanach. 
— Nie możesz tak mówić — szepnęła stanowczo. — W tym wszystkim ty jesteś najmniej winny. Już prędzej ja go nie dopilnowałam, nie zatrzymałam, gdy wbiegał na ulicę. Ale nie ty. Ty zrobiłeś wszystko, co mogłeś. 
Ale do Samika nic nie docierało. Kiwał się w przód i w tył, nie powstrzymując łez. Przed oczami cały czas miał zakrwawioną twarzyczkę syna, w uszach brzęczał mu dziecięcy śmiech. 
— Mój mały Isaac, mój synek, moje dziecko… Dlaczego, dlaczego, dlaczego? — głos mu się załamał, z trudem oddychał przez łzy. Pogrążał się w coraz większej rozpaczy. Już nie docierało do niego, że Isaaca nadal operują, że jeszcze nic nie jest przesądzony. Był przekonany, że zawiódł, że stracił swojego ukochanego chłopca. Był pewien, że już nigdy nie usłyszy jego śmiechu, że nigdy już nie zobaczy tych dużych, szarych oczu, że już nigdy nie nasypie do żółtej miski czekoladowych płatków. 
Że już nigdy nie usłyszy „Kocham cię, tato”. 
Nagle jednak drzwi na blok otworzyły się z głośnym hukiem i stanął w nich lekarz. 
— Państwo są rodzicami chłopca? — zapytał spokojnie. Z jego twarzy nie można było wyczytać żadnych uczuć, ale Guillaume był przekonany, że zaraz usłyszy „bardzo mi przykro” i zapadnie wieczna ciemność. 
— Tak — wydukał z trudem, odruchowo chwytając Natali za rękę. — To my. 
Lekarz spojrzał najpierw na Nat, potem na Samika, a potem… 
A potem uśmiechnął się ciepło. 
— Mam dobre wieści — nonszalancko poprawił zsuwające się z nosa okulary. — Państwa syn miał więc szczęścia niż rozumu. Owszem, nieźle go poturbowało. Ma złamane żebra, przebite jedno płuco, niewielkie pęknięcie czaski, złamaną rękę i mnóstwo siniaków, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Kilka miesięcy leczenia i będzie jak nowy. 
Samika zatkało. I to dosłownie. Nie był wstanie wykrztusić z siebie choćby słowa. Wpatrywał się w starszego mężczyznę szeroko otwartymi oczami, a jego mózg nieudolnie próbował przetworzyć otrzymane informacje. 
I nagle to do niego dotarło. Poczuł się tak, jakby dostał czymś ciężkim w łeb. Nie miał pojęcia, czy wybuchnąć głośnym śmiechem czy serdeczni wyściskać lekarza, więc po prostu osunął się z powrotem na krzesło. Oddychał ciężko, ulga jakiej doznał była wręcz bolesna. Po prostu czuł ciężar, który nagle zabrano mu z barków. Miał wrażenie, że świat wokół znów zaczyna nabierać kolorów. 
— Możemy go zobaczyć? — zapytała Natali. Po niej też było widać, że odczuła niesamowitą ulgę. 
— Oczywiście — przytaknął lekarz. — Jest jeszcze nieprzytomny, ale wybudzać będziemy go dopiero jutro. Żeby organizm na spokojnie poradził sobie z pierwszymi skutkami wypadku. 
Synchronicznie pokiwali głowami, choć tak naprawę całą tą medyczną gadaninę wpuścili jednym uchem i wypuścili drugim. W tamtym momencie liczyło się już tylko to, że z Isaac będzie żył. 
Jednak gdy wpuścili ich na salę, Samik znów poczuł, jak grunt osuwa mu się spod stóp. Widok syna otoczonego niezliczoną ilością dziwnych urządzeń, kroplówek, kabelków był nie do zniesienia. 
Na drżących nogach podszedł do łóżka. Isaac nadal był przeraźliwie blady, a głowę miał szczelnie owiniętą bandażem. 
— Cześć, synku. — Guillaume niepewnie usiadł na metalowym krzesełku. — Nawet nie wiesz… nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię widzę. Tak strasznie… tak strasznie się bałem, że cię stracę. Że, że… — słowa ugrzęzły mu w gardle. Nie powiedział już nic więcej. Czule odgarnął włosy z czoła chłopca i uśmiechnął smutno. 
— Jest silny — szepnęła Nat. — Tak samo jak ty. 
Przełknął głośno ślinę. 
— Nie powiedziałbym. 
Prychnęła kpiąco. Objęła Samika za szyję, cmoknęła w czubek głowy i przymknęła oczy.  Po tym, co się wydarzyło obydwoje potrzebowali chwili wytchnienia, powoli opadało z nich całe napięcie. Miarowe pikanie szpitalnych urządzeń było w tym momencie najpiękniejszym dźwiękiem pod słońcem. 
— Wiesz, nigdy nie czułam się tak jak wtedy — zaczęło cicho Natali. — Gdy to auto wjechało w Isaaca… dosłownie mnie zamurowało. Nie byłam wstanie zrobić choćby kroku. Patrzyłam na ciebie, na nieprzytomnego Isaaca, na krew. Strasznie chciałam coś zrobić, ale nie potrafiłam. 
— Byłaś przerażona — mruknął. — W takich chwilach każdego paraliżuje strach. 
— To nie był zwykły strach — stwierdziła dobitnie. — To było coś o wiele większego. Gdy urodziła się Justin, moim największym marzeniem było, by nigdy tego nie poczuć. 
— Czego? — posłał kobiecie zdezorientowane spojrzenie. 
— Strachu matki o życie dziecka — szepnęła. 
Zacisnął usta w wąską kreskę. Nie musiał nic mówić, by słowa Nat zawisły w powietrzu niczym echo. 
Chwycił dłoń ukochanej i przyłożył ją do swojego policzka. Tego właśnie potrzebował. Obecności drugiej osoby, osoby, którą kochał i na którą zawsze mógł liczyć. Przechodzili ciężkie chwilę, ale wiedzieli, że zawsze mogą na siebie liczyć. 
Jeszcze raz spojrzał na Isaaca. Na jego bladą twarzyczkę, na sine usta. Ostrożnie przejechał palcem po śnieżno białym bandażu na głowie. W ogromnym szpitalnym łóżku wyglądał tak krucho, tak bezbronnie, niczym porcelanowa laleczka. Znów był tym małym, zagubionym chłopcem, którego matka zostawiła pod drzwiami wujostwa. 
— Kochasz go — wychrypiał Guillaume. — Kochasz jak własnego syna. 
— Tak, kocham — przytaknęła. 
Powoli pokiwał głową. Zerknął do tyłu, gdzie w wózku przy drzwiach nadal spała Justin. Nic sobie robiła z hałasu wydawanego przez szpitalne urządzenia, czy stłumionych krzyków personelu. 
— Mimo że nie jest twoim biologicznym dzieckiem — kontynuował. — To brzmi trochę irracjonalnie.
— Wiem. — Nat uśmiechnęła się pod nosem. — I jeszcze kilka miesięcy temu nie przypuszczałabym, że będę gotowa nazwać Isaaca swoim synem. Wiedziałam, że go polubię, że muszę się postarać, by czuł się z nami dobrze. Ale nie spodziewałam się, że tak szybko po prostu go pokocham. Wiem, że pewnie nigdy nie powie do mnie „mamo”. Ale dla mnie już zawsze będzie synem. 
Puściła Samike, obeszła łóżko i usiadła na drugim krzesełku. Nucąc pod nosem starą, hiszpańską kołysankę, czule głaskała chłopca po głowie. 
Guillaume uśmiechnął się nieznacznie. Teraz, gdy był już pewien, że życiu Isaaca nie zagraża niebezpieczeństwo, mógł odetchnąć z ulgą. Przez chwilę jego świat chwiał się w posadach — mógł w końcu dołączyć do niechlubnego grona rodziców, którzy pochowali swoje dziecko. 
Jednak to zagrożenie zniknęło i znów mógł cieszyć się rodzinnym szczęściem. 
— Bądź silny, skarbie. — Czule pogłaskał Isaaca po policzku. — Bo wszyscy już nie możemy się doczekać, gdy do nas wrócisz. 

***

Nico może i spędził większość swojego życia w rodzinach zastępczych, może i miał na sumieniu kilka występków, ale w jego naturze leżała odpowiedzialność. Nic więc dziwnego, że gdy Stephane wyjechał na mistrzostwa, to właśnie jego najstarszy syn przejął obowiązki głowy rodziny. Szczególnie, że Stephanie nadal była w szpitalu i miała tam pozostać aż do narodzin bliźniaków. 
Na początku kobieta trochę martwiła się o najstarszego syna, ale szybko okazało się, że Nicolas doskonale radzi sobie z nowymi obowiązkami. Każdego ranka wyprawiał Timotiego i Manoline do szkoły, sprawdzał, czy na pewno wszystko wzięli i pakował im własnoręcznie zrobione śniadanie. Po szkole zawoził brata na trening, siostrę na zajęcia plastyczne, a po wszystkim we trójkę odwiedzali mamę. Prał, prasował, wymieniał spalone żarówki. Gdy brakowało mu zwykłych, domowych obowiązków, zaszywał się w swoim warsztacie i w skupieniu pracował nad prezentem dla bliźniaków. Poszedł nawet na pierwsze wywiadówki, wzbudzając tym nie małą konsternacje wśród innych rodziców. 
Stephanie była dumna z syna, ale nie dostrzegała, że chłopak ma w tym ukryty interes. Dzień wypełniony obowiązkami dawał mu sposobność by nie myśleć, by zapomnieć. Nie myślał o Sharonie, o Mai o utraconej przyjaźni. Za każdym razem, gdy jego myśli choćby na moment zbaczały w kierunku atakującego, znajdywał sobie kolejne zajęcie. Byle tylko nie myśleć. 
Jedynie noce były ciężkie. Leżąc na wąskim łóżku, w niewielkim pokoju nad garażem, nie potrafił nie myśleć o przyjacielu. Strasznie chciał porozmawiać z Evansem, znów usłyszeć jego głos, pogodzić się, ale bał się zadzwonić jako pierwszy. Czekał więc na telefon od atakującego, choć w głębi duszy wiedział, że pewnie nigdy się nie doczeka. 
Jednak nie przeszkadzało mu to żyć nadzieją. 
Któregoś dnia, gdy znów pracował w warsztacie, do pomieszczenia wszedł Timote. Zmierzył brata krytycznym spojrzeniem, zacmokał z irytacją, a potem jak gdyby nigdy nic usiadł na stole kreślarskim. 
— Kiedy w końcu się ogarniesz? — rzucił prosto z mostu. 
Nicolas zamarł. Zmarszczył ze zdziwieniem brwi i powoli podniósł głowę. 
— Proszę? 
— Pytam, kiedy się ogarniesz? — prychnął Timo. — Odkąd wróciliśmy z Memoriału zachowujesz się tak, jakby ktoś przeprogramował ci mózgownice i bez przerwy kazał pracować. Zero uczuć, zero zdrowego lenistwa. Jak robot!
Nico wyprostował się i z cichym świstem wypuścił powietrze.
— Chyba nie powinny interesować cię moje problem.
— Powinny.— Timote był nieustępliwy. — W końcu jesteś moim bratem, co nie? Jesteśmy rodziną, a rodzina powinna się wspierać, co nie?
Nicolas mimowolnie parsknął śmiechem. Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, a potem wrócić do szlifowania cieniutkich desek. 
— Nie powinieneś przypadkiem odrabiać zadań domowych? — dodał, widząc, że chłopiec nadal siedzi na stole i wesoło macha nogami. 
— Wszystkie już zrobiłem. — Tim nawet na moment nie przestał się uśmiechać. — Zresztą jest sobota, w razie czego zrobię jutro. 
Nico przeklął w myślach. Naprawdę, ostatnie na co miał ochotę, to użerać się z młodszym bratem. Liczył na to, że jeśli nie będzie wspominał o Sharonie, to w końcu zapomni, ból zmaleje. 
— Chodzi o Shoa, prawda?
Timote jednak dość skutecznie zniszczył plany starszego Francuza. Jego bezpośredniość miała czasami dobre strony, ale o wiele częściej była skrajnie irytująca. 
— Skąd taki wniosek? — Nicolas zaczął szlifować jakby szybciej i bardziej nerwowo. 
— Bo już w ogóle ze sobą nie rozmawiacie. — Timo wzruszył ramionami. — Tak w ogóle, w ogóle. Zachowujecie się tak, jakbyś dla siebie nie istnieli. To nie jest normalne, a już na pewno nie w twoim przypadku. — Posłał bratu znaczące spojrzenie, a potem kontynuował: — Zaczynamy się o ciebie martwić. Wszyscy. Ja, Manoline, tata, mama… Choć mam chyba akurat wie, co się dzieje. Ale i tak się martwi. 
Nico znów westchnął głęboko. Oczywiście, że wiedział, że mama się martwi. W końcu sam powiedział jej o wszystkim. Choć sama leżała w szpitali, to właśnie ona wspierała go w tych trudnych chwilach, to ona powtarzała, że wszystko będzie dobrze, że jeszcze wszystko się ułoży. 
Ale prawda była taka, że nie mogła nic zrobić. 
— Tak, chodzi o Sharona — mruknął w końcu, widząc zniecierpliwiony wzrok Timotiego. — Powiedzmy, że…pokłóciliśmy się. I to tak bardzo porządnie. Raczej nieprędko się pogodzimy. 
— Dlaczego? — chłopiec zmarszczył ze zdziwieniem brwi. — Przecież jeśli ludzie się przyjaźnią, to zawsze dochodzą do jakiegoś kompromisu. 
— Nie tym razem, nie tym razem — burknął zrezygnowany Nicolas. 
Timo powoli pokiwał głową. Przygryzł w zamyśleniu wargę, oparł głowę na rękach, a wzrok wlepił w pokrytą narzędziami ścianę. 
— Tak naprawdę, to nie chodzi tylko o ciebie — przyznał cicho. 
Nicolas znów zamarł. Odwrócił się powoli i zmierzył brata pytającym spojrzeniem. 
— Chodzi też o rodziców — wyjaśnił Timote. — Lada dzień urodzą się bliźniaki. Tata nadal jest w Bułgarii. Kupili ten dom, ale tata ma kontrakt tylko do końca tego sezonu. A zmienił się zarząd, więc niezależnie od wyniku, raczej nie przedłużą umowy. — stwierdził gorzko. — Maluchy potrzebują dużo uwagi, rodzice będą się martwić, czy nie cierpimy na tym ja i Manoline, tata będzie starał się robić wszystko, byśmy zostali w Polsce, ale… — głos mu się załamał. 
—Nie chcesz po prostu bym dokładał im dodatkowych zmartwień.
Chłopiec przełknął głośno ślinę i pokiwał głową. 
Nico zacisnął zęby. Oparł się o stół po czym wziął kilka głęboki wdechów. Odwrócił wzrok od brata, nie chcąc widzieć jego zatroskanego spojrzenia. Wiedział doskonale, że młody ma rację. Stephanie i Stephane kochali swoje dzieci ponad wszystko na świecie, ale byli tylko ludźmi. Nie cudotwórcami. Czasami też nie dawali radę. 
— Dlatego właśnie muszę poradzić sobie sam — powiedział w końcu. — Wierz mi, obiecuję, że będzie dodawać rodzicom zmartwień. 
Timote uśmiechnął się smutno. Przez chwilę wahał się, co zrobić, by po chwili zeskoczyć na ziemię i już raźnym krokiem podejść do brata.
— Co robisz? — zapytał, z zaciekawieniem zaglądając mu przez ramię. 
— Pracuję. — Nico powrócił do  mierzenia listewek. 
— Ale nad czym? 
— To tajemnica. 
— Oh, daj spokój. — Chłopiec machnął z irytacją ręką. — Przecież wiesz, że mnie możesz powiedzieć! 
Uśmiechnął się nieznacznie. Zmarszczył czoło, udając, że myśli nad czymś intensywnie. W końcu jednak pochylił się i wyszeptał konspiracyjne:
— Przygotowuję kołyski dla Waltera i Pierrette — wyjaśnił. — To prezent niespodzianka, więc ani słowa rodzicom! 
Timo pospiesznie pokiwał głową, na jego twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech. Jeszcze przez moment w skupieniu przyglądał się pracy Nicolasa, a w końcu, zupełnie niespodziewanie, po prostu przytulił się do brata. 
Nicolasowi aż zabrakło tchu. Dobrze, że nie trzymał w dłoniach niczego ostrego, bo niewątpliwie nie skończyłoby się to dobrze. 
— Co…? 
— Dobrze, że jesteś — szepnął Timote. — Kocham, cię bracie. 
Tego Nico się nie spodziewał. Początkowo zszokowany, oddał jednak uścisk, że jego ciało ogarnia przyjemne ciepło. 
— Ja też cię kocham — szepnął. — Wszystkich was kocham. 
I wtedy zyskał pewność, że niezależnie od tego, co się stanie, wszystko skończy się dobrze. 

***

Bułgarskie słońce nie brało urlopu i pozwalało zapomnieć kanadyjskim siatkarzom o panującej w ich kraju pogodzie. Gdy na północy Kanady spadł pierwszy śnieg, oni tylko zmieniali podkoszulki z krótkim rękawkiem. 
W mistrzostwach świata na razie radzili sobie ze zmiennym szczęście. W pierwszej fazie wygrali trzy mecze, przegrali dwa, ale z Brazylią i Francją. Z jednej strony były to drużyny z o wiele większym potencjałem, od których oczekiwano walki o medale. Jednocześnie jednak zawodnicy z kraju klonowego liścia żałowali, że nie wykorzystali chwil słabości przeciwników. Przez co w drugiej fazie, w Sofii, znów trafili do cholernie trudnej grupy. Musieliby wygrać wszystkie mecze, by przejść dalej. Niestety już w pierwszym spotkaniu dostali po głowie od Stanów Zjednoczonych.  Pozostało im więc już tylko walczyć o honor. 
Najpierw z Iranem, z potem z Bułgarią. Nie były to łatwe spotkania, łatwi przeciwnicy. Wręcz przeciwnie, Kanadyjczycy musieli nieźle się namęczyć, by wywalczyć kolejne punkty. 
— Oni naprawdę chcą nas wykończyć — mruknął Stephane, gdy przed tie-breakiem zmieniali strony boiska. 
— Grają u siebie. I tak jak my, nie mają już nic do stracenia. — Dan nerwowo przetarł czoło zawodniczym ręcznikiem. — Ale masz rację, mogliby trochę odpuścić. 
Antiga zacisnął usta w wąską kreskę. Spojrzał na boisko, potem na tablicę wyników i w zamyśleniu podrapał się po głowie. Choć wiedział, że Bułgarzy są mocni, to przed meczem po cichu liczył na szybką wygraną w trzech setach. Nie chciał, by zawodnicy byli zmęczeni psychicznie przed tym, co miał zamiar im powiedzieć. 
Westchnął głęboko, nerwowo przeczesując włosy. Długo przygotowywał się do tej rozmowy.  A raczej monologu. Wiedział, że będzie ciężko, więc wolał by chłopcy byli w dobrym humorze po wygranej. Nie wiedział jakby zareagowali po przegranej. 
Na szczęście nie musiał się zastanawiać, bo kilkanaście minut później po bułgarskiej stronie spadła ostatnia piłka, a kanadyjscy siatkarze świętowali zwycięstwo. Może nie znaleźli się w finałowej szóstce, ale i tak wykonali kawał dobrej roboty. Mogli wracać do kraju z podniesionymi głowami. 
Stephane dał zawodnikom trochę czasu na nacieszenie się wygraną i ogarnięcie po meczu. Powoli pozbierał wszystkie swoje rzeczy, w głowie jeszcze raz powtarzając, co ma powiedzieć. Tak naprawdę nie wiedział czego się obawia. Przecież wielokrotnie przekonał się, że jego chłopcy to wspaniali, wyrozumiali ludzie. Na pewno zrozumieją decyzję, którą podjął. 
W końcu wybiła godzina zero. Na drżących nogach udał się do szatni. W środku już zastał  wszystkich siatkarzy i sztab. Nawet Mel pałętała się między zawodnikami, zupełnie ignorując fakt, że niektórzy mieli na sobie tylko slipki. 
— To co, trenerze, czas na motywacyjną gadkę?! — zakrzyknął kapitan zespoły TJ Sanders. 
Odpowiedziały mu wesołe okrzyki pozostałych. 
Antiga uśmiechnął się pod nosem, a potem ruchem ręki nakazał cisze. Wszyscy momentalnie zamilkli, wpatrzeni w trenera jak w obrazek. 
Potoczył wzrokiem po roześmianych twarzach podopiecznych i po raz kolejny poczuł dziwne ukłucie w sercu. 
— Po części masz rację, TJ — zaczął powoli.— W końcu to był wspaniały sezon. Tak samo jak poprzedni. Wygraliśmy wiele meczów, zdobyliśmy wiele punktów i nie pozabijaliśmy się, a to jest najważniejsze. 
Ktoś parsknął śmiechem, ktoś uciszył go syknięcie. 
— To był niesamowity sezon — powtórzył Stephane, czując rosnącą gulę w gardle. — Jeden z najlepszych w moim życiu. Ale też ostatni w roli trenera tej drużyny.
Zapanowało poruszenie. Siatkarze wymieniali zdezorientowane spojrzenia, ktoś z wrażenia aż spadł z ławki, słychać było szepty niedowierzania.
— Ale… ale jak to? — wydukał Sanders. — Przecież nie możesz! Jesteś nam potrzebny! 
— Dokładnie, właśnie tak — pozostali zgodnie pokiwali głowami. 
Antiga uśmiechnął się smutno. Choć spodziewał się takiej reakcji, to ciepło mu się na sercu zrobiło, gdy usłyszał zawodników. 
— Dla mnie to też jest ciężkie. Praca z wami wszystkimi była niesamowita, naprawdę. Nie mógłbym wyobrazić sobie lepszych siatkarzy, lepszego sztabu. Jednak w ostatnich tygodniach w moim życiu wydarzyło się wiele rzeczy. I doszedłem do wniosku, że nie mogę prowadzić dwóch drużyn jednocześnie. 
— Rozumiemy — tym razem głos zabrał Blair, kanadyjski libero i naczelny śmieszek zespołu. — Ale czy… czy nie mógłbyś jeszcze tego przemyśleć? Może jest jakieś inne wyjście z tej sytuacji? 
— Blair ma rację — wtrącił się Nicolas Hoag. — Ta drużyna to twój projekt, jesteś jej częścią. Zresztą mój ojciec zawsze powtarzał, że jeśli komuś już ma powierzyć swoją ukochaną reprezentacje to właśnie tobie. I to właśnie zrobił. A doskonale wiesz, że projekt „reprezentacja Kanady” był jego trzecim dzieckiem. 
Stephane przełknął głośno ślinę. Nie mógł nie zgodzić się z słowami przyjmującego. Doskonale przecież pamiętał, jak Glen Hoag, poprzedni trener „łosiów” osobiście proponował mu zastąpienie go na stanowisku. Wierzył w starego podopiecznego, ufał Antidze, był pewien, że pod kierunkiem Francuza, Kanada w końcu sięgnie po medale. 
I co by nie powiedzieć, w trakcie tych dwóch sezonów zrobili naprawdę spory krok ku temu. 
— Ja to wszystko wiem, chłopaki — westchnął z rezygnacją Stephane. — Naprawdę, gdy doba miała czterdzieści osiem godzin, a Kanada nie leżała za Atlantykiem, to byłoby mi łatwiej nie podejmować tej decyzji. Ale nie leży. A ja w końcu muszę postawić rodzinę na pierwszym miejscu. 
Znów zapadła niezręczna cisza. Siatkarze nie mieli pojęcia, co powiedzieć. Wpatrywali się w czubki swoich butów, nerwowo przygryzali wargi. Niby podejrzewali, że ich trener może zdecydować się odejść, że ciągłe wyjazdy, nieobecności w domu mogą być dla niego za ciężkie. Jednak teraz, gdy podejrzenia okazały się prawdą, nie potrafili się z tym pogodzić. 
Stephane zresztą też nie. Przesuwał wzrokiem po twarzach zawodników, członków sztabu i nie dowierzał, że to już koniec. Że już nie będzie wspólnych meczów, treningów, wspólnych radości i smutków. 
W końcu w jakiś pokrętny sposób oni też byli jego rodziną. 
Przez ułamek sekundy chciał się wycofać. Ale potem przypomniał sobie nagrania bliźniaków. Przypomniał sobie zmęczoną twarz Stephanie i te wszystkie mecze Timiego, na których nie był, wszystkie przedstawienia Manoline, których nie zobaczył. Nie mógł pozwolić by Walter i Pierrette przechodzili przez to samo. 
— Nie zostawiam was całkowicie samych — obiecał, ponownie zwracając się do zawodników. — Macie Dana, Mel, siebie nawzajem i moje notatki. Zresztą za wybór nowego trenera na pewno będzie odpowiadał Glen, a on nie pozwoli byście dostali kogoś niekompetentnego. 
Niemrawo pokiwali głowami. Nadal nie przekonał ich całkowicie, ale chyba wiedzieli, że nic już więcej nie zdziałają. 
— W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak podziękować ci za te dwa sezony. — Mel, jako jedyna kobieta w towarzystwie chyba najlepiej rozumiała sytuacje Stephana. — Bo były naprawdę niesamowite. 
Antiga uśmiechnął się z trudem. Oczy zaczęły go dziwnie piec, a piersi poczuł dziwny ucisk. 
— Ja też… ja też wam dziękuję — wydukał. 
— W takim razie zarządzam wielkiego, grupowego przytulasa! — Blair jak strzała wystrzelił w powietrze i za nim ktokolwiek zdążył zareagować, już utkwili wielkim stosie poplątanych ciał. 
I to właśnie wtedy, ledwo łapiąc oddech, Stephane zrozumiał, że za tą rodziną też będzie tęsknić. 



No i przedstawiam wam przedostatni rozdział tego opowiadania. Naprawdę, nie mogę uwierzyć, że dotarłam tak daleko. Tak jak nie mogę uwierzyć, że już się kończy.
Mam więc nadzieję, że ten rozdział przypadł wam do gustu. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

7 komentarzy:

  1. O jejku Issac przeżył ♥! Szczerze myślałam, że rzucisz nam tutaj tragedię, ale pewnie po śmierci jego mamy postanowiłaś z tym skończyć. A tak bardzo się bałam, jak otworzyłam ten rozdział to przyznam się, że bałam się czytać. Następnie Nico; chociaż jego serce musi być złamane i szybko się nie pozbiera to bardzo dobrze, że zajął się jakąś konkretną rzeczą, a jestem pewna, że rodzice będą dumni, a bliźniaki skorzystają z tego prezentu 💗 No i na koniec to co nieuniknione; każdy będzie za nim tęsknił, bo w końcu siatkówka była czasami na pierwszym miejscu, ale uważam, że teraz całkowicie zasłużyła na to miejsce jedynie rodzina. Za dużo może stracić, a w sporcie zrobił już naprawdę wiele. Ja też nie mogę uwierzyć, że to koniec, ale czekam, bo w tym ostatnim wpisie czuję, że przeżyję wielokrotnie jakiś pozytywny szok 💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilowy powrót, zapraszam serdecznie https://dynamiczneprzyjaznie.blogspot.com/2019/02/dynamicznosc-pierwsza.html

      Usuń
  2. Ten rozdział był wyjątkowo wzruszający, naprawdę.
    Najbardziej cieszę się z powodu Isaaca, bo martwiłam się bardzo o niego. Nat pokochała go jak własnego syna i wcale się nie dziwię, to kobieta o wielkim sercu i od samego początku było widać więź między nimi.
    Sprawa Nico nadal nie jest wyjaśniona, ale zapewne w następnym rozdziale coś z tym zrobisz. Pomysł z kołyskami jest genialny! Już widzę jak rodzice się ucieszą z takiego prezentu.
    Stephane pożegnał się z reprezentacją i widać było, że to bardzo trudny moment w jego zawodowym życiu, ale dobrze, że podjął taką decyzję. Rodzina jednak jest najważniejsza.
    Ciężko mi to pisać, ale czekam na ostatni rozdział, bo jestem ciekawa, co w nim będzie.
    Zapraszam również do siebie na nowy rozdział.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Emocjonalnie rozłożyłaś mnie na łopatki tym rozdziałem. Dosłownie łzy zalśniły w moich oczach ^^ Miałam wrażenie, że siedzę obok Samika i przeżywam całą operację Isaaca, która na całe szczęście zakończyła się sukcesem i życiu chłopca nic nie zagraża. Wielkie UFF!!! Nawet nie chcę sobie wyobrażać co Francuz musiał przezywać. Ba! Co musi przeżywać każdy rodzic w takiej sytuacji. Na pewno bez mrugnięcia okiem zamieniłby się miejscem z dzieckiem, ale jedyne co może czuć to irracjonalne poczucie winy, strach oraz kompletną bezsilność. Nat miała rację. Największe marzenie rodzica to uniknąć strachu o życie swojego dziecka. Wiedziałam, że kobieta pokocha go jak własnego syna i będzie traktowała jak Justin. To piękne i pokazuje jaką wspaniałą osobę wybrał Samik na życiową partnerkę. Może i Isaac nigdy nie powie do niej "mamo", ale będzie ją tak traktował.
    Nico wziął na siebie odpowiedzialność związaną z młodszym rodzeństwem oraz obowiązki domowe, aby nie myśleć o swoich problemach. Mam nadzieję, że zdaje sobie sprawę z tego, że długo nie będzie mógł od tego uciekać. Już nawet jego młodszy brat zauważył, że coś jest nie tak i każe się "ogarnąć" :D Jak słowo daję, Timmy powinien być jakiś terapeutą! Niespodzianka dla bliźniaków będzie jest cudowna! Tak się domyśliłam, że to chodzi o kołyski <333 Stephanie na pewno będzie zachwycona :)
    Stephane oficjalnie podjął decyzję i zrezygnował z funkcji trenera Reprezentacji Kanady. Sprawiło mu to ogromną trudność, ale postąpił bardzo dobrze. Widać jego podopieczni byli bardzo zadowoleni ze swojego trenera i również dla nich jego odejście było nieprzyjemną wiadomością. Na szczęście rozumieją, że jest coś o wiele ważniejszego. Rodzina.
    Przedostatni rozdział? ;o Jak słowo daję, to kolejne opowiadanie, które dzisiaj czytam, które powoli dobiega końca. I mimo, że pojawiło się tu aż 55 rozdziałów, za co wielki szacun ^^ to i tak mam wrażenie, jakbym to wczoraj zaczęła je czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogromny kamień spadł mi z serca, gdy lekarz zapewnił Guillaume i Natalie o tym, że Isaac przeżyje. Tak bardzo się bałam, że dojdzie do tragedii.
    Na szczęście chłopiec mimo sporych obrażeń ma ogromną szansę na odzyskanie pełni zdrowia. Choć na pewno będzie to wymagało sporo czasu.
    Samic i Natalie niemal oszaleli ze strachu czekając na jakieś wiadomości, ale to tylko po raz kolejny pokazało, jak bardzo go kochają i że jest dla nich całym światem. Żadne z nich nie powinno się też obwiniać o to co zaszło. To był po prostu nieszczęśliwy wypadek, na który nikt nie miał wpływu.
    Oby już teraz było tylko lepiej. W ostatnim czasie mieli i tak zbyt dużo zmartwień. Cała ich czwórka zasługuje w końcu na spokojne życie.
    Nico nadal tęskni za Sharonem i nie ma pomysłu na rozwiązanie sytuacji w jakiej się znaleźli. To na pewno jest dla niego bardzo trudne, więc nic dziwnego, że szuka wszelakich sposobów na wypełnienie czasu. Ale ten prezent w postaci kołysek dla bliźniaków jest genialny. Na pewno będą przepiękne, a w dodatku zrobione od serca. Zapewne będą świetnie służyć.
    Dobrze, że Nico ma obok siebie tak cudowne rodzeństwo. Timote idealnie sprawdza się w roli brata i mimo sporej różnicy wieku, jaka dzieli go z Nicolasem. Potrafią znaleźć ze sobą nić porozumienia, a w dodatku zdążyli się na tyle poznać, że Timote od razu wie, kiedy jego brat ma jakiś problem. Czasami aż zazdroszczę im tej relacji.
    Stephane poinformował swoich podopiecznych o rezygnacji z posady trenera. Na pewno nie była to łatwa decyzja i każdemu będzie trudno ją zaakceptować, ale rodzina jest jednak najważniejsza.
    Czasami trzeba coś poświęcić, ale jestem pewna że Stephane nie pożałuje podjętej decyzji.
    Przed nami ostatni rozdział, co wciąż do mnie nie dociera. Mimo wszystko czekam na niego z niecierpliwością i ogromną ciekawością. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnie to tak człowieka straszyć? Naprawdę kamień spadł mi z serca, gdy przeczytałam, że Isaac przeżył ten wypadek! Ale ile nerwów przed tym zjadłam to moje... No aż mi się płakać chciało, jak czytałam o rozpaczy Samika i Natali, którzy czekali pod salą operacyjną. Nie mogli nic zrobić, tylko czekać i modlić się, aby Isaac wyszedł z tego cało. I na szczęście tak się stało! Jest poturbowany i wymaga dalszego leczenia, ale najważniejsze jest to, że żyje :) Samik i Natali nie powinni obwiniać się o to, co się stało, bo to nie była ich wina. Zresztą kierowca tego samochodu również nie, po prostu nie zauważył chłopca. I nie powiem, zaimponował mi swoją postawą. Niewielu ludzi zdobyłoby się na coś takiego. Mam nadzieję, że teraz w życiu Samika i Natali wszystko będzie się układać, bo zasługują na wszystko, co najlepsze :)
    Biedny Nico :( Tęskni za Shoe i nie ma pojęcia, co zrobić, aby znów ze sobą rozmawiali. Nie zazdroszczę mu tej sytuacji ani trochę, bo to na pewno jest dla niego katorga. Żeby o tym nie myśleć ucieka w wir pracy i przygotowuje kołyski dla bliźniaków <3 Stephanie i maluchy na pewno się ucieszą z takiej niespodzianki :) Timote od razu widzi, kiedy Nico coś dręczy i fajnie, że pomimo różnicy wieku obaj tak dobrze się dogadują i mogą na siebie liczyć :) Oby również Nico i Shoe znaleźli jakieś rozwiązanie tej sytuacji...
    Dla Stephana poinformowanie podopiecznych o rezygnacji z funkcji trenera na pewno było bardzo ciężkie, ale podołał! Podjął właściwą decyzję, bo siatkówka była na pierwszym miejscu przez wiele lat, teraz czas na rodzinę :) Fajnie, że chłopcy to zrozumieli, a ta ostatnia scena... Wzruszyłam się!
    Och, jak to ostatni rozdział? Kiedy to zleciało? Ale czekam z niecierpliwością jak zawsze :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie martwiłam się o Isaaca. I naprawdę odetchnęłam z ulgą, że chłopak przeżył ten wypadek. I jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Nat i Samika prawie oszaleli ze strachu, martwiąc się o małego.Czemu wcale się nie dziwię . Jest dla nich całym światem. A Nat traktuje go jak własnego syna.
    Ciągle współczuję Nico, sytuacji w której się znalazł. Musi mu być strasznie ciężko. Dlatego ucieka w ciągłą pracę. I wymyśla sobie coraz to nowe zajęcia. Pomysł z kołyskami dla bliźniaków, rewelacyjny. Stephanie będzie zachwycona.
    Stephan zrezygnował z funkcji trenera. Na pewno była to dla niego ciężka decyzja. I na pewno będzie tęsknił za swoją pracą. Ale była to jednak najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć.
    Nie mogę uwierzyć , że był to już przedostatni rozdział. Nie wyobrażam sobie, że to opowiadanie się wkrótce skończy.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics