niedziela, 30 grudnia 2018

Rozdział 48

Tak naprawdę nie musiała tam być. Nie musiała siedzieć na chwiejnym, plastikowym krześle, pośrodku sterylnie białego korytarza. Nie musiała pustym wzrokiem wpatrywać się w ścianę ani co chwilę sprawdzać godzinę. Wręcz przeciwnie — Stephane powiedział, by wróciła do domu, by odpoczęła i się nie denerwowała. W końcu to była standardowa operacja, co złego mogło się stać?
Ale ona nie potrafiła. Za każdym raziem, gdy już chciała wstać by chociaż zaczerpnąć świeżego powietrza, coś kazało jej siąść z powrotem. Jakby od jej obecności w klinice zależał pomyślmy przebieg zabiegu. 
— Zaczyna ci odbijać, Stephanie — westchnęła głęboko, przecierając dłonią zmęczone oczy. —Przecież to nic poważnego, cieli go już tyle raz, że powinnaś się przyzwyczaić. 
Uśmiechnęła się nieznacznie. Coś w tym niewątpliwie było. Jej mąż był w końcu zawodowym sportowcem, więc nie ominęły go mniej lub bardziej poważne kontuzje. Niektórych zresztą nabawił się przez własną głupotę, czy też upartość. Jednak niezależnie od przyczyny, dość często okazywało się, że operacja jest najlepszym wyjściem. 
Doprowadziło to do tego, że po wielu latach, gdy Stephanie nie mogła zasnąć, liczyła blizny na ciele męża. 
— Teraz dojdą kolejne — mruknęła kąśliwie. 
Wstała, a potem usiadła z powrotem, nieudolnie próbując znaleźć jak najwygodniejszą pozycje. Niestety ciążowy brzuch skutecznie jej to utrudniał. 
— Dajecie w kość maluchy, oj dajecie. — Czule pogłaskała napiętą skórę.
Ale zaraz skrzywiła się nieznacznie, czując mocne kopnięcie wątrobę. 
— Bardzo śmieszne, serio — prychnęła. — Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę mi coś zrobicie. I nie skończy się to dobrze! — skarciła maluchy. 
Co oczywiście spotkało się z kolejnym kopniakiem. 
— Oj, Walter… — Nie mogła się nie uśmiechnąć. — Walter, Walt… Ładnie, prawda? — Zaśmiała się cicho. 
Nie powiedziała jeszcze Stephanowi, że w końcu zdecydowała się na imię dla syna. Długo walczyła sama ze sobą, długo rozważała wszystkie propozycje, by w końcu wybrać Waltera. Spełniał wszystkie kryteria, a dodatkowo był naprawdę uroczy. 
Z zamyślenia wyrwało ją delikatne łaskotanie. 
— Obudziłaś się skarbie? — wyszeptała, bezbłędnie rozpoznając ruchy córki. — Moja mała…Pierrette? — rzuciła w przestrzeń. — Pierrette, Pretty, Polly… PierretteAntiga… — W zamyśleniu podrapała się po brodzie. — Brzmi uroczo, nieprawdaż? Walter i Polly… Pasuje! — Klasnęła triumfalnie. — A wam jak się podoba? 
Ponowne łaskotanie uznała za słowa aprobaty. 
Dokładnie w tym momencie drzwi na blok operacyjny otworzyły się z cichym skrzypnięciem i stanął w nich lekarz. Na jego widok Stephanie wyprostowała się gwałtownie. 
— Już skończyliśmy — zakomunikował, nonszalancko opierając się o ścianę. — Będziemy go wybudzać dopiero za jakieś trzy godziny, ale może pani zobaczyć męża. Sala 22 po drugiej stronie korytarza. 
Podziękowała pobieżnie, a potem nie czekając na dalszy wywód chirurga, pognała ido wskazanej sali. 
Stephane był w środku. Leżał na łóżku pod oknem i wyglądał jakby po prostu spał. Oddychał miarowo, a twarz miał wyjątkowo spokojną. 
Ostrożnie usiadła w fotelu obok łóżka. Położyła dłoń na dłoni męża i uśmiechnęła się smutno. 
— Dawno nie byłeś tak spokojny — mruknęła. — Masz tyle na głowie… Kanada, Onico… Praca, praca i głównie praca… Może nawet nie zdążysz być przy narodzinach maluchów. 
Znów poczuła dziwne ukłucie w sercu. Tego tez nie powiedziała mężowi. Lekarka ostrzegała ją, że bliźniaki lubią rodzić się wcześniej. A w przypadku Stephanie „wcześniej” oznaczało początek września — czyli dokładnie wtedy, gdy zaczynały się Mistrzostwa Świata. 
Przełknęła głośno ślinę. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, że Stephana nie będzie przy narodzinach bliźniaków. Nawet nie rozważali takiej opcji. Nie i koniec.
Uniosła rękę i delikatnie pogłaskała policzek mężczyzny. Przypomniała sobie moment, w którym dowiedziała się, że znów jest w ciąży. Tamtego dnia najbardziej bała się właśnie kolejnego sezonu reprezentacyjnego. Bała się spędzonych w samotności tygodni, pustego łóżka i odległych stref czasowych, które każdego dnia przypominały o dzielących parę kilometrach. 
Westchnęła cicho. Jej mózg znów zaczął podsuwać obrazy, których tak bardzo chciała się pozbyć. Widziała siebie za rok, stojącą na lotnisku i po raz kolejny żegnającą męża. Widziała smutne oczy Stephane, pełne żalu spojrzenia z jakimi brałby na ręce i tulił bliźniaki. Znów będzie musiał wyjechać na dwa miesiące, a może i nawet dłużej. 
W życiu niemowlaka dwa miesiące to szmat czasu. 
A ona będzie tęsknić. Każdego dnia będzie budzić się z nadzieją, że on jednak śpi obok. Będzie usypiać maluchy, obiecując, że tata niedługo wróci. I będzie przeklinać męża, nieudolnie próbując ogarnąć dwoje malutkich dzieci. 
— To jest coraz trudniejsze, Stephane — wyszeptała. — Wiem, że spełniasz swoje marzenia, ale… coraz częściej kosztem rodziny. Nie chcę odbierać ci tego, co kochasz, ale… ale chyba będziesz musiał wybrać. 
Miała ochotę się rozpłakać. Zamknęła oczy i kilkakrotnie przełknęła ślinę. 
— Mała Pretty… potrzebuje ojca — kontynuowała, stanowczo akcentując imię córki. — A ja męża. Na pełen etat. Nigdy nie chciałam by do tego doszło. Nigdy nie chciałam kazać ci wybierać. Myślałam… myślałam, że uda nam się połączyć szczęśliwe życie z twoją pracą. Ale to zaczyna nawalać, Stephane. 
Jeszcze raz spojrzała na twarz męża. Nadal pozostała niewzruszona. Trener spał głęboko, w końcu mając te kilka godzin na odpoczynek. 
— Ty to wiesz — stwierdziła niespodziewanie Stephanie. — Wiesz, że doszliśmy do ściany. Że już dłużej nie damy rady. Tylko nie chcesz się przyznać. Liczysz, że jakoś połączysz rolę trenera dwóch zespołów z rolą ojca. Ale nie jesteś Vitalem Heynenem. On dał radę. Ty nie. I musisz się z tym pogodzić. Jesteś coraz bardziej zmęczony. Fizycznie i psychicznie. Widzę to. Widzę, że nie możesz spać po nocach. Widzę, jak budzisz się o drugiej w nocy, by w samej pidżamie analizować jakiś mecz. Widzę te wypadające z nerwów włosy. Będzie tylko gorzej Stephane… — głos jej się załamał. Czuła, że nie tak powinno być. Przez siedemnaście lat pilnowała, by siatkówka nie stała się dla Stephana wszystkim. Dbała o ich rodzinne ognisko, porzucając własne zawodowe ambicje. 
Dotychczas to wystarczało. Ale teraz on również musiał z czegoś zrezygnować 
Nie wiedziała tylko, jak mu o tym powie. Postawi ultimatum? Zresztą z czego miałby zrezygnować? Z Kanady czy z Warszawy? 
Nie chciała być żoną, która stawia ultimatum. 
— Zrobię to — zdecydowała w końcu. — Gdy sezon się już skończy. Każę ci wybierać. Dla twojego dobra i… i dla dobra dzieci. — Chwyciła jego dłoń i położyła na swoim brzuchu. — Walter i Pierrette będą cię potrzebować. Po to przeszedłeś tę operacje. By móc być ojcem na sto procent. A bycie ojcem wymaga podejmowania trudnych decyzji — dokończyła stanowczym tonem. 
Jednak Stephane nadal spał, zupełnie ignorując wszelkie problemy otaczającego go świata. 

***

Sharone zacisnął z determinacją zęby, wziął rozbieg i tuż za linią skoczył do ataku. Stojący przy słupku statystyk odczytał zasięg wyskoku. 
— Trzy dziesięć, wracasz do formy, Shoe — pokiwał z aprobatą głową. 
Evans uśmiechnął się triumfalnie. Podszedł do band, przetarł włosy ręcznikiem, a potem kilka razy odetchnął głęboko. 
— Treningi dają w kość, co nie? —zapytała stojąca po drugiej stronie Maya. 
— To dopiero początek — prychnął. — Jak zacznie się zgrupowanie, to zacznę padać na pysk. Stephane nie odpuści nawet minuty ćwiczeń. 
Dziewczyna jakby zmarkotniała nieznacznie. Zaczęła bawić się rękawem swetra i uśmiechać się nerwowo. 
— Maya? — Sharone momentalnie spoważniał. Chwycił ją za ramiona i zmusił, by spojrzała mu w oczy. — Coś się stało? 
Westchnęła cicho. Wahała się przez moment, ale w końcu powoli pokręciła głową. 
— Nie, to tylko… Dzisiejsza kolacja jest aktualna? 
— Pewnie! — Wyszczerzył się głupkowato. — Przecież ci obiecałem, że zjemy dokładnie takie same burgery, jak w siódmej klasie. 
— W takim razie wtedy ci powiem — Poklepała go po plecach, a potem odeszła tak po prostu. 
Shoe odprowadził ją zmartwionym wzrokiem. Ostatnie dni były dla ich związku wyjątkowo dziwne. Niby wszystko było w porządku — spotykali się regularnie, rozmawiali bez przeszkód, całowali, robili wszystko to, co robią zakochani. Nico przestał wydzwaniać, więc mieli więcej luzu. 
A jednocześnie Sharone czuł, że coś jest nie tak. Że Mayę nadal dręczą jakieś nierozwiązane problemy. 
Kilkukrotnie przetarł ręcznikiem twarz. Zerknął błagalnie na fizjoterapeutę, w duchu błagając by był to koniec ćwiczeń. Na szczęście mężczyzna uśmiechnął się szeroko i machnął ręką, dając atakującemu wolne. 
Niczym rażony piorunem Evans pognał do szatni. Przebierając się i myjąc, nie potrafił wyrzucić z głowy Mai, jej zamyślonego wzroku i ust zaciśniętych w wąską kreskę. Nieudolnie próbował dociec, co mogło martwić dziewczynę. Za mało się starał? Za dużo czasu poświęcał siatkówce? Nadal nie pogodziła się z faktem, że na jesień jej chłopak znów będzie grać w Europie?
Wychodząc z centrum sportowego, odruchowo zerknął na zegarek. Dochodziła czwarta, a to oznaczało, że ma jeszcze dwie godziny przed spotkaniem z Mayą. 
Przez chwilę stał na chodniku, wahając się, co zrobić. W końcu zrezygnowany ruszył w kierunku metra. Wchodząc pod ziemie, bezwiednie wyjął telefon, jakby oczekując jakiś nieodebranych połączeń. 
Czerwona lampkam zapaliła się, gdy nic nie zobaczył. Zaczął pospiesznie liczyć dni. Dwa, cztery, sześć… 
Dziesięć. Dokładnie dziesięć dni minęło od ostatniego telefonu Nicolasa. 
Przełknął głośno ślinę. Jeszcze kilka godzin temu gratulował sobie, że tak ładnie poradził sobie z przyjacielem. A teraz zaczynał przeklinać własną beztroskę. 
Na drżących nogach wszedł do wagonu. Niecierpliwie odliczał stacje, wyczekując momentu, gdy znów znajdzie się na powierzchni. Gdy w końcu dotarł do celu, wyjął telefon i nie zastanawiając się długo wybrał numer Nicolasa. Odczekał jeden sygnał, drugi, trzeci, jednak na końcu usłyszał jedynie pocztę głosową. 
Przeklął siarczyście. Powłócząc nogami ruszył w kierunku domu. Choć szedł wolno, to jego myśli pędziły jak oszalałe. Dlaczego Nico nie dzwoni? Czy coś się stało? Jest zajęty? A może to coś poważnego? A jeśli jest chory? Albo miał wypadek? Albo… 
Przez całem popołudnie nie mógł wyrzucić z głowy młodego Antigi, Próbował dodzwonić się do niego jeszcze dwa razy, ale zawsze rozmawiał jedynie z pocztą głosową. Ostatecznie poddał się, gdy zegar wybił za dziesięć szósta, a on musiał po Mayę. Postanowił, że na razie odsunie na bok Nicolasa i zajmie się problemem dziewczyny. 
Niewielka knajpka z burgerami istniała od przeszło trzydziestu lat i mieściła się na. nabrzeżu, zaledwie kilkaset metrów od starej szkoły atakującego. Jeszcze gdy byli dzieciakami, razem z Mayą zdarzało im się urwać z lekcji, by posiedzieć na brzegu, pomachać nogami i spałaszować olbrzymie kanapki. 
Tym razem nie mogło być inaczej. Zamówili po burgerze na wynos, a potem wolnym krokiem ruszyli wzdłuż przystani. Nic nie mówili. Maya zatopiona była we własnych myślach, a Shoe zastanawiał się, jak zacząć rozmowę. 
— Czy teraz powiesz mi, co ci siedzi na żołądku? — zapytał w końcu. 
— To nic ważnego. — Dziewczyna odwróciła wzrok. 
— Nie wygląda na „nic ważnego”. 
— Ale jest. To głupota. 
— Nie wierzę ci. 
— Nie możemy po prostu cieszyć się tym pięknym wieczorem? — brnęła dalej. 
— Mnie nie okłamiesz. — Przystanął gwałtownie. Chwycił Mayę za ramiona i zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy. — Przecież widzę, że coś cię dręczy. Powiedz, a może będę wstanie pomóc. 
Przełknęła głośno ślinę. Wpatrywała się w czubki swoich butów, a na jej policzkach co rusz pojawiały się i znikały rumieńce. 
— Maya… — W głosie Sharona pojawiła się desperacja. 
— Boję się twoje wyjazdu! — wybuchnęła w końcu. — Niedługo wrócisz do Europy. Nie zobaczymy się przez kilka miesięcy. To szmat czasu i cały Atlantyk do pokonania! 
Westchnął głęboko. Mógł się tego spodziewać. Przecież Maya wspominała już o nadchodzącym rozstaniu i swoich wątpliwościach, ale wydawało mu się że to błahostka. 
— Obiecywałem już, że sobie poradzimy. — Czule pogłaskał dziewczynę po policzku. 
— Niby jak?! — fuknęła. — Wiem, jak to będzie wyglądało. Ty będziesz zajęty grą, a ja studiami. Co raz mniej czasu na rozmowę, coraz mniej tematów. W końcu o sobie zapomnimy! Zresztą podobno Polki należą do najładniejszych kobiet na świecie — prychnęła, krzyżując ręce na piersi. 
Mimowolnie parsknął śmiechem. Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, a potem czule pocałował Mayę w czoło. 
Jednak to nie pomogło. Dziewczyna nadal była naburmuszona i nic nie wskazywało ma to, by miała pozbyć się swoich wątpliwości. 
Shoe zacisnął usta w wąską kreskę. Zaczynały kończyć mu się pomysły, jak przekonać Mayę, że naprawdę nie ma się czego obawiać. 
— To może po prostu do mnie przylecisz? – wypalił w końcu. — Zobaczysz Warszawę i w ogóle.
— Ale przecież po drodze są jeszcze mistrzostwa. — Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi. – Więc do klubu wrócisz dopiero w październiku. 
— Nic nie jest pewne — mruknął. — Mogę nie zdążyć wrócić do formy po kontuzji. A nawet jeśli to zrobię, to zawsze możesz przyjechać na sam Memoriał, prawda? I trochę mi pokibicować. 
— Myślisz, że to dobry pomysł? — jakby speszona odwróciła wzrok. 
— A dlaczego by nie? Załatwię ci bilety, obiecuję. I taką fajną czapkę z liściem klonowym! Będziesz wyglądała przeuroczo. 
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Wspięła się na palce, a potem szybko cmoknęła Sharona w policzek. 
— Niech ci będzie — zgodziła się. — Ale to nie oznacza, że przestanę się martwić. — Pogroziła mu palcem. 
–– Wiem — westchnął głęboko. — To będzie trudny rok. 

***

— Many, ty wredna jędzo, oddaj to natychmiast! 
Nicolas podniósł wzrok znad wypełnianych papierów i niechętnie zerknął w kierunku schodów. Z ostatniego stopnia właśnie zeskakiwała rozchichotana Manoline. W ręku trzymała coś, co przypominało figurkę Spidermana i co chwilę oglądała się za siebie. Wpadła do salonu, wskoczyła za kanapę i skuliła się przy ziemi, z trudem opanowując śmiech. 
Nico uniósł pytająco brew. Już chciał zapytać, co się dzieje, ale dziewczynka przyłożyła palec do ust i jednym spojrzeniem nakazała mu być cicho. 
Sekundę później do pomieszczenia wszedł wściekły Timote. Rozglądnął się wokół, fuknął zirytowany, a potem skrzyżował ręce na piersi i warknął. 
— Gdzie to wstrętne stworzenie jest? 
— Nie mam pojęcia. — Nicolas jedynie wzruszył ramionami. 
— Nie kłam! — fuknął. — Doskonale wiem, że gdzieś tu się chowa. 
— Ale ja naprawdę nic nie wiem! — Uniósł ręce w obronnym geście. — Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, mam sto tysięcy ważniejszych rzeczy na głowie. Pilnuję tylko byście się nie pozabijali. 
W tym momencie zza kanapy rozległo się stłumione prychnięcie. Timo zmierzył brata morderczym spojrzeniem. Następnie bardzo powoli podszedł do oparcia, odczekał kilka sekund, by… 
— Bu! 
Manoline podskoczyła przerażona, gdy chłopiec niespodziewanie na nią naskoczył. 
— Oszalałeś! — oburzyła się. — Mama będzie zła, gdy dowie się, że znów mnie straszyłeś. 
— A nie będzie zła, że zabrałaś moją figurkę?! 
— Przecież i tak się nią nie bawisz — zauważyła trzeźwo. 
Timote zaczerwienił się, a potem pobladł gwałtownie. Wyrwał siostrze Spidermana i desperacko przytulił go do piersi. 
— To kolekcjonerska figurka! — wysyczał. — Tata przywiózł mi ją z Kanady! 
W odpowiedzi Many jedynie przewróciła oczami. Bez słowa wyminęła jednego brata, by usiąść obok drugiego i z zaciekawieniem zaglądnąć mu przez ramię. 
— Co robisz?
Nico przełknął głośno ślinę. Przez chwilę wahał się, czy odpowiedzieć, ale w końcu uśmiechnął się do siostry. 
— To dokumenty, które muszę wypełnić, by zmienić nazwisko. — Postukał palcem w ekran laptopa. – Trochę roboty, ale jeśli się uda, to w grudniu powinienem dostać nowy dowód. 
— I będziesz się wtedy nazywał tak jak my? — dopytała. — I bliźniaki?
— Dokładnie, w końcu jesteśmy rodzeństwem, co nie? — przytaknął. 
Manoline chciała coś więcej powiedzieć, ale w tym momencie rozdzwonił się telefon Nicolasa. Chłopak zmarszczył ze zdziwieniem brwi, widząc, że dzwoni Sharone. W końcu przecież nie rozmawiali już od ponad tygodnia. 
Nie bardzo wiedział co robić. Słuchał wkurzającej melodii, rozważając wszystkie opcje tak długo, że w końcu dźwięk ucichł. Evans rozłączył się. 
Westchnął głęboko. Zrezygnowany znów odwrócił się do komputera. Nie był jednak wstanie skupić się na tekście. Literki rozmazywały mu się przed oczami, a przez ciało co chwilę przechodziły dreszcze. Zaczął czytać jedną linijkę, by po chwili wrócić na jej początek i zacząć od nowa. 
Po kilku minutach nie wytrzymał. Zamknął gwałtownie laptopa i kilka razy przetarł dłońmi twarz. 
— Dlaczego nie odebrałeś? 
Niespodziewanie przypomniał sobie o młodszym rodzeństwie. Manoline nadal siedziała na krześle obok. Spoglądała na brata zatroskanym wzrokiem, już nie uśmiechając się tak szeroko, jak jeszcze chwilę wcześniej. 
— Nie mam teraz czasu — odpowiedział zimno. — Zadzwonię do niego wieczorem. 
—Pokłóciliście się? — dopytywał Timote. — Ty i Sharone? Dlaczego? Przecież jesteście przyjaciółmi. 
Nico jęknął w myślach. Jak miał niby wytłumaczyć chłopcu, że to nie jest takie proste, że jego starszy brat nieszczęśliwie zakochał się w swoim przyjacielu. Że nie może przestać o nim myśleć, że śni mu się po nocach, że tak strasznie tęskni za jego uśmiechem. 
Tylko, że ten przyjaciel ma dziewczynę. 
— Nie, po prostu oboje jesteśmy zajęci. 
Tim nie wyglądał na przekonanego. Spojrzał spode łba na brata i wydął usta, co nadało mu wygląd naburmuszonego kurczaka. 
Nicolas mimowolnie prychnął śmiechem. Pokręcił z zrezygnowaniem głową, a potem powrócił do wypełniania dokumentów licząc, że młodsze rodzeństwo da mu spokój. 
Jednak dzieciaki nie zamierzały odpuszczać. Many usiadła po jednej stronie, Timote po drugiej, odcinając chłopakowi drogę ucieczki. 
— Jakoś nie bardzo ci wierzymy — zaczęła Manoline. 
— Tak naprawdę to ani trochę. — Timo pochylił się nad wąskim blatem. 
— Nawet ociupinkę. 
— Doskonale potrafimy rozpoznać, gdy ktoś kłamie. 
— A ty na pewno kłamiesz. 
— I my to doskonale wiemy.
Nico zacisnął usta w wąską kreskę. Z zrezygnowaniem zamknął klapę laptopa, a następnie wziął kilka głębokich wdechów, by opanować przyspieszone bicie serca. Cały czas wahał się, co powiedzieć rodzeństwu. Prawdę? Zdecydowanie nie. Obiecał sobie, że nikt, ale to nikt nie może poznać prawdy. Przecież nie mógł przyznać, że zakochał się w Sharonie. To było tak głupie i tak irracjonalne, że dzieciaki zapewne by go wyśmiały. Zakochać się w najlepszym przyjacielu? Gdy ten ma dziewczynę? Nie, zdecydowanie nie miał się czym chwalić. 
Zresztą Timi i Many mogliby powiedzieć rodzicom. A tego Nicolas bał się chyba najbardziej. Że po raz kolejny zostanie odrzucony. Że przez głupie uczucie straci rodzinę, której tak bardzo pragnął. 
Na to nie mógł pozwolić. 
Jednak gdy on bił się z własnymi myślami, dzieciaki zabrały się za pracę. Za nim Nico zdążył zareagować, Manoline dorwała się do jego komórki i zaczęła przeglądać Instagrama. Jej palec zatrzymał się nad zdjęciem z urodzin Mai. 
— Kto to? — Z zaciekawieniem postukała w ekran. 
Nico pobladł gwałtownie. 
— Oddaj to. — Wyrwał siostrze telefon. — Nikt was nie uczył, że nie tyka się cudzych rzeczy?!
— Hej, spoko, sorry — Timote uniósł przepraszająco ręce. — Chcieliśmy tylko wiedzieć. 
— I ci pomóc. — Dodała Many. — Martwimy się. — Przybrała najsłodsza minkę na jaką było ją stać. 
Nicolasowi momentalnie zmiękło serce. Nie potrafił się długo gniewać na siostrę. Choć Tak naprawdę znali się dopiero od kilku miesięcy, to Manoline już stała się jego małą księżniczką, ukochaną siostrzyczką. Był gotów zrobić dla niej wszystko, nieba przychylić, dać każdą z gwiazd. 
— Niech wam będzie — mruknął, nieudolnie udając, że nadal jest zły. 
Jednak jego młodsze rodzeństwo wiedziało swoje. Wymienili triumfalne uśmiechy i wrócili do przepytywania starszego brata. 
— To… kim jest ta dziewczyna, która przystawia się Sharona? 
— Ma na imię Maya — wyjaśnił Nico. — I tak, jest dziewczyną Sharona. — Wymusił nikły uśmiech. 
— To Shoe ma dziewczynę?! — Szczęka Timotiego wylądowała na podłodze. 
— A co się dziwisz? — prychnęła Manoline. — To chyba naturalna kolej rzeczy, co nie? — Posłała Nicolasowi wyczekujące spojrzenie. 
— O… oczywiście — wydukał, nerwowo bawiąc się sprężynką od długopisu. — Shoe jest porządnym chłopakiem, więc to logiczne, że znalazł sobie porządną dziewczynę. 
— I nie masz z tym problemu?
— Żadnego. 
Timote nie wyglądał jednak na przekonanego. Przez chwilę zamyślonym wzrokiem wodził po blacie, by w końcu wyprostować się gwałtownie i zsunął się z krzesła. 
— Doskonale wiemy, kiedy kłamiesz — wyszeptał po czym opuściła salon. Manoline szybko podreptała za nim. 
A Nico został sam, z przerażeniem wymalowanym na twarzy. 


W końcu! W końcu zdecydowałam się na imiona dla bliźniaków. Przyznam, że to była dla mnie prawdziwa katorga, a nawet tych nie jestem stuprocentowo pewna. A muszę być, bo cały czas siedzi mi w głowie opowiadanie z bliźniakami w roli głównej. 
W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał. Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku i jak zwykle serdecznie zapraszam do komentowania. 
Pozdrawiam
Violin

7 komentarzy:

  1. Kocham kocham kocham 😍
    Cudny rozdział, imiona ciekawe, nie wpadłabym na nie. A opowiadanie z bliźniakami w roli głównej, już nie mogę się doczekać kiedy zaczniesz je pisać :3 Póki co, czekam na next. Dużo weny i czasu i oczywiście szczęśliwego nowego roku!! 😁😘😘💕

    OdpowiedzUsuń
  2. Stehpanie trochę się pomartwiła, ale jak widać nie było o co, bo opieracja się udała. Nie dziwię się kobiecie, że "zmusi" Antigę do wyboru, bo faktycznie przy dwójce dodatkowych dzieci byłoby jej ciężko samej, a Stehpane też jest coraz starszy, a nie młodszy.
    Coś tak czułam, że Maya może poruszyć ten temat. No nie dziwię się jej, że ma pewne obawy, bo zapewne związek na odległość nie jest łatwy. Fajnie, że Shoe zaproponował przyjazd ukochanej na Memoriał, dzięki temu zobaczy jak jest w Polsce.
    Many i Timote nie wierzą Nicolasowi i słusznie. Rodzeństwo wyczuło, że starszy brat kręci, a ja uważam, że Nico powinien z kimś o swoim uczuciu pogadać. Ja na jego miejscu zapewne zwrocilabym się do matki, bo kto jak nie ona go zrozumie? Z drugiej strony rozumiem jego strach, ale na pewno nikt z rodziny nie odrzuci go.
    Do następnego i Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Absolutnie nie dziwię się Stephanie, że nie mogła znaleźć sobie miejsca podczas operacji Stephana. Miała świadomość tego, że to nie pierwsza jego operacja, ale... Wiadomo, strach i obawa zawsze towarzyszą takim wydarzeniom. Na szczęście operacja przebiegła pomyślnie, więc Stephanie może odetchnąć z ulgą :) I brawa dla niej (i dla Ciebie również :D), że po tylu próbach wybrała imiona dla bliźniaków :) I chyba nie dziwi mnie decyzja Stephanie odnośnie tego, że chce postawić mężowi ultimatum. W końcu przez tyle lat wszystko kręciło się wokół siatkówki, a teraz... Nie próbujmy oszukać rzeczywistości. Samej z dwójką maluchów było jej niezwykle ciężko. Będzie potrzebowała wsparcia Stephana bardzo mocno, więc mam nadzieję, że mężczyzna w miarę dobrze przyjmie decyzję żony. W końcu sam na pewno rozumie powagę sytuacji.
    Mayi jest niezwykle ciężko oswoić się z myślą o rozstaniu z Shoe. Jej studia, jego kariera... Będzie im ciężko, ale myślę, że dadzą radę. Nie ma co się martwić na zapas, tylko czerpać jak najwięcej z chwil spędzonych wspólnie :) Propozycja przyjazdu ma Memoriał jak najbardziej trafiona :D
    Nico... Nico nie może poradzić sobie ze swoimi uczuciami i natłokiem myśli, dlatego nie odbiera telefonów od przyjaciela. A młodsze rodzeństwo doskonale wychwyciło, że coś w zachowaniu starszego brata nie gra. Pytanie, czy za wszelką cenę będą dążyć, co to takiego, czy dadzą sobie spokój. Swoją drogą ich kłótnia to było mistrzostwo :D
    Może gdyby Nico odważył się wyznać komuś swoje uczucia byłoby mu łatwiej je zaakceptować?
    Czekam z niecierpliwością na nowy i życzę dużo szczęścia w Nowym Roku :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dziwię się Stephanie że czekała ma zakończenie operacji męża. Wydaje mi się że gdyby była w domu stresowałaby się jeszcze mocniej. A tak była na miejscu i w końcu mogła szybko się przekonać że jest wszystko ok.
    Brawa za imiona które w końcu zostały wybrane 🤗
    Decyzja żeby postawić mężowi ultimatum była zapewne bardzo ciężka. Ale rozumiem ja. Samej z dwójka maluchów będzie jej na pewno bardzo ciężko. I nie dziwie się że się tego boi.
    Maya denerwuje się na sama myśl o rozstaniu z Shoe. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt że będzie ich dzielić aż tyle kilometrów. Fajnie że chłopak postanowił zaprosić ja do siebie..
    Nico ciągle się męczy. Strasznie mi go żal. Ale myślę że gdyby podzielił się z kimś tym co go dręczy. Byłoby mu zdecydowanie łatwiej.
    Mano i Tim od razu zorientowali się że cis jest nie tak . Wydaje mi się że dzieciaki szybko dojdą do tego co dręczy ich brata.
    Z niecierpliwością czekam ba kolejny rozdział. Pozdrawiam. I życzę Ci wszystkiego dobrego w Nowym Roku 😊🎆

    OdpowiedzUsuń
  5. Stephanie mimo że nie miała większych powodów do obaw. Przez cały czas trwania operacji Stephana nie mogła opanować swoich nerwów. Nic w tym zresztą dziwnego. W końcu to jej ukochany mąż, a operacja to operacja i zawsze mogę się z nią wiązać jakieś nieprzewidziane komplikacje. Na szczęście w tym wypadku obyło się bez. Zresztą ta sytuacja pokazuje tylko, że mimo upływu czasu ich miłość wciąż jest niezmienna i obydwoje martwią się o siebie nawzajem bardziej niż o cokolwiek innego.
    Stephanie jednak miała czas na przemyślenia i postanowiła postawić Stephanowi ultimatum. Ale czy można się temu dziwić? W końcu całe ich dotychczasowe życie kręciło się wokół siatkówki. Kobieta wiele poświęciła, aby jej mąż mógł rozwijać swoje pasje. Teraz jednak czas najwyższy, aby to rodzina stała się dla niego najważniejsza. Zwłaszcza, że opieka nad bliźniakami to nie przelweki. Mam nadzieję, że Stephane to zrozumie i zaakceptuje.
    Sharone z dnia na dzień, coraz bardziej oddala się od Nicolasa. Praktycznie już ze sobą nie rozmawiają. Zaczynam się naprawdę obawiać o ich przyjaźń. W dodatku także Maya zaczyna odczuwać wątpliwości i strach, czy poradzą sobie z Sharonem z dzielącą ich odległością. Będzie to trudne zadania, ale jeśli ich miłość jest prawdziwa to przetrwa wszystko.
    Manoline i Timote są niesamowici. Bardzo szybko odkryli, że coś głębi ich starszego brata i za wszelką cenę chcieli się dowiedzieć, co jest tego przyczyną. Zaczynając się tego bardzo szybko domyślać. Być może to właśnie oni wpłyną jakoś na tą sytuację? W końcu są bardzo pomysłowi.
    Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli imiona dla bliźniaków zostały wybrane :) Teraz pozostaje nam czekać na pojawienie się bobasków na świecie. Mam nadzieję, że wybiorą sobie taki termin, aby tatuś mógł być obecny. Rozumiem doskonale Stephanie. Poświęciła wiele dla kariery męża, jak również ich dzieci. W wielu sytuacjach musiała sama sobie radzić. Teraz jednak ją to przerasta i potrzebuje stałej obecności męża przy sobie. Myślę, że bycie trenerem klubu i reprezentacji równocześnie, to zbyt wiele jak dla jednego człowieka. Tym bardziej, że niedługo znów zostanie ojcem, a i jego zdrowie nie jest super idealnie. Stephanie nie może martwić się o "szóstkę" dzieci. Miejmy nadzieję, że małżeństwo pójdzie na wygodny dla wszystkich kompromis :)
    Z kolei nie rozumiem Mayi. Doskonale wiedziała, na co się pisze. Wiedziała, że Shoe ma ważny kontrakt i wraca do Polski, czyli na inny kontynent. Życie ze sportowcem wymaga wielkiego poświęcenia, czego dowodem jest Stephanie. Maya i Shoe są na początku swojego związku, a już dziewczyna przeżywa, bo "Polki są najpiękniejsze". Takie podejście jedynie dokłada Shoe zmartwień, zamiast go podbudować. Jeśli boi się związku na odległość, po co w ogóle go rozpoczynała? ^^
    Za to Nico i Shoe niczym obrażona na siebie para :D Nicolas nie odbiera od przyjaciela telefonów, nie dzwoni do niego, nie chcąc "przeszkadzać". Zbyt mocno wziął do siebie jego prośbę, przez co teraz uparcie będzie go unikał, wzbudzając w Shoe wyrzuty sumienia :) Nawet jego młodsze rodzeństwo zauważyło, że coś jest nie tak. Czyli Nico nie udaje się tak idealnie ukryć swoich uczuć przed rodziną :) Czekam z niecierpliwością, aż wyzna wszystkim prawdę.
    Szczęśliwego Nowego Roku! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, że już wybrałaś imiona dla bliźniaków, nawet ja nie potrafię robić tego tak szybko w Simsach XD nie dziwię się, że będzie kazała wybierać mężowi pomiędzy rodziną, a sportem i wierzę, że Antiga wybierze bliskie osoby. Ale... czy nie będzie mu szkoda porzucić tego sportowego życia? Przecież to jego pasja, miłość, więc będzie to dla niego trudna decyzja. Shoe szczęśliwy z Mają zapomina o przyjacielu, który tak bardzo cierpi. Nawet rodzeństwo widzi, że Nico wcale nie jest szczęśliwy ze związku siatkarza, ale pewnie myślą, że dziewczyna Shoe nie jest odpowiednia, bo pewnie nie domyślają, że ich starszy brat kocha przyjaciela. Cóż ja wiem, że to trudne, ale Nico powinien przełamać blokadę i opowiedzieć o tym komuś, a najlepiej wyznać uczucia swojemu przyjacielowi. Czekam na rozwój wydarzeń. Pozdrawiam i życzę ci wszystkiego co najlepsze w nowym roku

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics