niedziela, 23 grudnia 2018

Rozdział 47

— Ale na pewno wszystko spakowałeś? — zapytała po raz setny Stephanie, krytycznie przyglądając się małej walizeczce. 
— Oczywiście, że tak skarbie. — Przewrócił oczami. — Po pierwsze sama mnie namówiłaś na tę operacje i spakowałaś, po drugie to tylko dwa dni, a po trzecie, nie wyjeżdżam nawet z miasta. Jak czegoś zapomnę, to mi podrzucisz. Albo Nico to zrobi. W każdym razie jakoś sobie poradzę. 
Zacisnęła usta wąską kreskę. 
— Z pociętym kręgosłupem na pewno — prychnęła. 
Mimowolnie parsknął śmiechem. Podszedł do żony i pocałował ją czule. 
— Może zamiast przejmować się moją garderobą, zajmiesz się wyprawką — zasugerował. — Bo jeszcze paru rzeczy brakuje. 
Jęknęła sfrustrowana. Usiadła na łóżku, skrzyżowała ręce na piersi i przybrała najbardziej buńczuczną minę. 
— Ja nie chcę! To wcale nie jest fajne!
— Serio? — Uniósł ze zdziwieniem brew. — Zwykle kobiety kochają kupować malutkie pajacyki, urocze body o śpioszkach nie wspominając. 
— No widzisz, jestem wyrodną matką. — Uśmiechnęła się triumfalnie. — A tak na serio, to w galeriach jest strasznie duszno, ja muszę targać ze sobą dodatkowo dziesięć kilogramów, nie widzę własnych stóp i jeszcze obijam się o każdą wystającą półkę. 
— Ojoj, moja biedna Stephanie. — Trener niby ze współczuciem pogłaskał żonę po głowie. — A gdybym poszedł z tobą? Będzie lepiej? 
W zamyśleniu podrapała się po brodzie. 
— Możliwe — stwierdziła. — A przynajmniej nie będę musiała nosić tych wszystkich siat. Myślisz, że po co wyszłam za mąż? 
Stephane pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale nie mógł opanować uśmiechu. 
—Obiecuję, że jak tylko dojdę do siebie po zabiegu, to pojedziemy na duże zakupy. 
— I w końcu kupimy wózek. 
— Dokładne. Mamy jeszcze dwa tygodnie za nim będę musiał wrócić do Kanady. 
Stephanie zmarkotniała nagle. Przełknęła nerwowo ślinę i spuściła wzrok. Machinalnie zaczęła się bawić frędzlami od kolorowej tuniki. 
Zaniepokojony Stephane chciał coś powiedzieć, ale powstrzymało go ciche pukanie do drzwi. 
— Mamo? Tato? Możemy porozmawiać? 
W progu sypialni stanął Nicolas. Był dziwnie podenerwowany. Kiwał się na nogach, wykręcając palce u dłoni i nie patrząc na rodziców. 
Kątem oka trener zauważył, że Stephanie wzdryga się się nieznacznie. Pomimo upływu kilku miesięcy, nadal czuła się dziwnie, gdy Nico nazywał ją mamą. Był jej ukochanym synkiem, najstarszym dzieckiem, ale nie potrafiła zapomnieć, jak krótka jest ich historia. 
— Oczywiście. — Uśmiechnął się dla odmiany Stephane. — Coś się stało?
Nico nerwowo przestąpił z nogi na nogę, nie podnosząc wzroku. Przez chwilę bił się z własnymi myślami, by w końcu przełknąć głośno ślinę i powoli unieść głowę. 
— Ja… dużo ostatnio myślałem… udało nam się już przywrócić mnie do życia, więc pomyślałem, że czas na następny krok. 
Małżeństwo wymieniło zdezorientowane spojrzenia. Ostatnie kilka tygodni spędzili na mozolnej walce z biurokracją, by udowodni, że ich syn jednak żyje. Dzięki temu mogli bez problemu usunąć pusty grób na paryskim cmentarzu, Nico uzyskiwał wszystkie prawa do ewentualnego spadku, a przede wszystkim funkcjonował jako jedna osoba. Bo przecież wcześniej było ich dwóch.
— To może wydawać się trochę dziwne, ale… — Wziął głęboki oddech. — Ale postanowiłem zmienić nazwisko. 
Stephane zbaraniał. Wpatrywał się w najstarszego syna szeroko otwartymi oczami, niedowierzając w to co słyszy. 
— Ale zmienić, czy dopisać? — dopytała drżącym głosem Stephanie*. 
— Zmienić. Całkowicie. Chcę funkcjonować jako Nicolas Antiga. 
Z piersi kobiety wydobył się cichy jęk. Zakryła usta ręką, nieudolnie próbując złapać oddech. 
A jej mąż po prostu stał, jak zaczarowany. Nie był wstanie wykonać choćby drobnego ruchu. Jego myśli cały czas krążyły wokół jednego. 
Nicolas Antiga, Nicolas Antiga, Nicolas Antiga…
Nie miał pojęcia, czy cokolwiek mogłoby brzmieć piękniej. 
— Ale jesteś pewien? — wydukał w końcu. 
— Nigdy nie byłem pewniejszy — odpowiedział pobieżnie Nico, choć na jego twarzy nadal malowało się napięcie. — Wiem, jakie to dla was ważne. Dla mnie zresztą też. Czuję… czuję, że jeśli to zrobię, to naprawdę będę częścią tej rodziny. 
Trener nie miał pojęcia, co powiedzieć. Szczypały go oczy, a gula w żołądku z każdą kolejną minutą robiła się coraz większa i większa. 
— Nie musisz tego robić — wyszeptała Stephanie. — Jeśli nie chcesz… I tak zawsze będziesz naszym synem. 
Słysząc słowa żony, Stephane poczuł dziwne ukłucie w sercu. Jeszcze zbierał myśli, jeszcze dochodził do siebie, ale już był pewien, że nie zamierza odwodzić Nicolasa od tego pomysłu. 
— Mamo daj spokój — poprosił Nico tonem znudzonego nastolatka. — Jestem już dorosły, wiem co robię. 
Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie. Większość matek oburzyłaby się na ten lekceważący ton, ale nie ona. Ona cieszyła się, gdy słyszała tak normalne teksty. Nie towarzyszyła synowi w czasie dorastania, więc teraz z wdzięcznością przyjmowała każdą namiastkę straconych chwil. 
— Pewnie będziesz potrzebował dokumentów. — Z trudem podniosła się z łóżka. — Poprawiony akt urodzenia chyba masz, ale jeszcze kilka innych papierów… To na pewno chwilę zajmie. — Podeszła do szafy i z ostatniej półki zdjęła niewielkie, szare pudełko. 
Stephane głośno przełknął ślinę. W napięciu czekał na dalszy rozwój wydarzeń. 
Stephanie otworzyła pudło i wyjęła z niego grubą teczkę. Nicolas podszedł bliżej, lecz jego wzrok nie spoczął na dokumentach, a na leżącym pod nimi czarno białym zdjęciu. 
— Czy to… czy to ja? — wychrypiał słabym głosem. 
— Ty. — Stephane w końcu odważył się odezwać. — Chyba… w szóstym miesiącu? 
— W siódmym — poprawiła go odruchowo żona. — Duży byłeś. I nieźle dawałeś w kość. 
Nico cicho parsknął śmiechem. Jeszcze przez chwilę z czułością wpatrywał się w zdjęcie. 
— Mogę je dołączyć do albumu? — zapytał. — Będzie fajnie wyglądało. 
— To świetny pomysł! — Trener momentalnie się rozpromienił. — Prawda, skarbie? 
— Jak najbardziej — przytaknęła kobieta. 
Nicolas powoli pokiwał głową. Odwrócił fotografię i bardzo starannie przeczytał nabazgrane ołówkiem kilka słów. 
Nicolas Antiga, 23.06.1998. Niedługo naprawdę nim będę. 
Znów zapadła niezręczna cisza. Stephanie nadal pustym wzrokiem wpatrywała się w wyjęte dokumenty, a Nico w zdjęcie. 
Za to Stephane z uwagą przyglądał się najstarszemu synowi. Coś mu nie pasowało. Niby Nico wydawał się skupiać tylko na zmianie nazwiska, niby cieszył się z tego, że rodzice mu pomogą, ale jednocześnie… w jego oczach był jakiś dziwny niepokój. Coś go dręczyło. 
— Na pewno wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony. 
Nicolas wzdrygnął się nieznacznie. Przełknął głośno ślinę, ale wymusił cierpki uśmiech. 
— Tak, jest już okej. 
 Stephane w zamyśleniu przygryzł wargę. Wahał się dosłownie przez moment. W dwóch długich krokach znalazł się obok Nika i zamknął go w niedźwiedzim uścisku. W oczach trenera lśniły łzy, ciało drżało. 
– Dziękuję, synu – wychrypiał. – Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. 
– Wiem. – Nico uśmiechnął się nieśmiało. – Dla mnie również. W końcu wróciłem do domu. 

***

Andrzej spojrzał w niebo i zacmokał z dezaprobatą. Ciemne chmury na horyzoncie nie wróżyły nic dobrego. Choć może wręcz przeciwnie? W końcu w Warszawie od kilku tygodni deszcz padał sporadycznie i bardzo skromnie. Miejskiej zieleni zdecydowanie przydałoby się nawodnienie. 
Westchnął głęboko. Biorąc pod uwagę jego plany na popołudnie, zdecydowanie wolałby żeby świeciło słońce. 
— Lambo ogarnij swe psie jestestwo i rusz dupę — zwrócił się uprzejmie do pupila. — Nie mamy całego dnia. 
Lambo spojrzał na pana spode łba, a potem szczeknął oburzony i na znak protestu usiadł na ziemi. No bo kto śmiał przerwać mu tak ważną czynnością, jaką jest obwąchiwanie krzaków! 
— Daj spokój, przecież wiesz, że jeszcze wyjdziemy na spacer — skarcił go Wrona. — Tylko najpierw zgarniemy Joyce. Lubisz Joyce, prawda? Zawsze się z tobą bawi i tak fajnie mizia za uchem, co nie? 
Zwierzak przez chwilę zastanawiał się nad słowami mężczyzny, ale chyba w końcu doszedł do wniosku, że coś w nich jest. Uniósł więc swoje tłuste cielsko i dumnym krokiem ruszył wzdłuż ulicy. 
Andrew powlókł się za nim. Cały czas z niepokojem spoglądał w stronę nachodzących chmur. Ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę, była nawałnica. 
Do mieszkania Jocelyne dotarli pięć minut później. Wrona zapowiedział, że wpadnie, zresztą było to naturalne, więc nie spodziewał się żadnych problemów. Zapukał i spokojnie czekał, luzując trochę smycz Lambo. 
— Oh, super, że jesteś! — Po chwili w drzwiach stanęła Joyce. — Właśnie miałam… 
Coś pisnęło za jej plecami, a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nie wiadomo jak, Lambo wyrwał się Andrzejowi i szczekając przeraźliwie, minął nogi Joyce po czym wpadł do mieszkania. 
— Nie, Lambo, zostaw! — Przerażona kobieta pognała za nim. 
Wrona zbaraniał. Przez ułamek sekundy, nie bardzo rozumiał, co się dzieje. W końcu jednak otrząsną się z szoku i bardzo powoli wszedł do środka. 
Tam zastał dość ciekawą scenę. Na samy środku salonu stała przerażona Jocelyne, a wokół niej skakał Lambo. Ciekawe było jednak to, że na rękach Francuzka trzymała… szczura. Małego, szarego szczurka. A z kuchennego blatu przyglądał się całemu zamieszaniu drugi szczur. 
— Zabierz go, proszę! — Joyce spojrzała błagalnie na Wronę. — Bo jeszcze coś zrobi Zibiemu!
— Zibiemu? — środkowy jeszcze bardziej zbaraniał.
Ale ona zupełnie zignorowała jego zdziwienie. 
— No zrób coś no! 
— Oh, tak, oczywiście — zreflektował się pobieżnie. Szybko wziął Lambo na ręce i zaniósł do sypialni. — Sorry, ogarnę to i cię wypuszczę — obiecał z bólem serca. 
Psiakowi ta obietnica nie przypadła do gustu. Szczeknął z oburzeniem, klapnął na dywanie i wlepił w opiekuna obrażone spojrzenie. 
Andrew jęknął z rezygnacją. Wyszedł, zamknął drzwi, błagając opatrzność o cierpliwość.
— Możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje? — Oparł się o kuchenny blat. 
Joyce uśmiechnęłam się z zakłopotaniem. Trzymany szczurek wtulił się w jej pierś, a drugi cichym popiskiwaniem zaczął domagać się uwagi. 
— Koleżanka się przeprowadzała i nie miała co zrobić z tymi maluchami — zaczęła. — Nie może ich wziąć ze sobą, więc przyniosła je do biura, mając nadzieję, że ktoś przygarnie… 
— No i nie mogłaś się oprzeć? — Uniósł kpiąco brew. 
— A ty byś się oparł, tym słodkim oczkom! — Podsunęła Wronie trzymanego szczura. — To jest Zbigniew, a ten głośny to Fabian. 
— Że niby po Bartmanie i Drzyzdze**? — wypalił bez zastanowienia. 
— Możliwe.
Andrzej nie wiedział, czy śmiać, czy też uciekać, gdzie pieprz rośnie. Spoglądał to na Jocelyne to na szczury i szczerze zastanawiał się, kiedy wylądował w wariatkowie. 
— Stephane pewnie będzie przeszczęśliwy — mruknął, podnosząc Fabiana. — W końcu ktoś zdefiniował stan umysłu tej dwójki. 
Kobieta mimowolnie parsknęła śmiechem. Odstawiła Zibiego na kuchenny blat, a ten momentalnie dorwał się do pozostawionych bez opieki pestek dyni. 
W sypialni rozległo się niecierpliwe szczekanie Lambo.
— Raczej to zignoruje — stwierdziła. — Wiesz doskonale, że nie bawią go wzajemne pretensje. Choć ja niewątpliwie będę miała ubaw. Prawda maleństwo, prawda? — Czule podrapała Fabiana za uchem. 
Andrew pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. Przez chwilę jeszcze głaskał szczura, by w końcu jednak przypomnieć sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie. 
— A co zrobisz z nimi, gdy wyjedziemy? — zapytał. — Już prawie załatwiłem pobyt na Rodos, tylko czekam aż podasz mi termin… 
— Luz, to też ogarnęłam. — Joyce machnęła lekceważąco ręką. — Dogadałam się z Timotiem. Zajmie się maluchami, gdy nas nie będzie. 
— Powierzysz dwa szczury dwunastolatkowi? 
— Bardzo odpowiedzialnemu dwunastolatkowi! — poprawiła go. — Zresztą Timi ma w tym swój interes. Jeśli udowodni, że potrafi zaopiekować się żywym stworzeniem, to będzie miał argument w dyskusjach o ewentualnym psie. 
— O tym psie to już piąty rok słyszę — mruknął pod nosem. — Przekaż, że trzymam za młodego kciuki. 
Uśmiechnęła się szeroko. Zabrała od Andrzeja szczurka, a potem wsadziła go do niewielkiego, plastikowego transporterka. 
— Urlop dostanę w połowie sierpnia — powiedziała, nieudolnie próbując złapać Zbigniewa. — Albo raczej pod koniec? W każdym razie tuż przed Memoriałem Wagnera i twoim powrotem do treningów. Pasuje, co nie? 
— Jak najbardziej — przytaknął. — Przynajmniej odpocznę jeszcze przed sezonem. I to w jakim doborowym towarzystwie. — Objął Jocelyne w pasie i pocałował czule. 
Zarumieniła się nieznacznie, by po chwili pogłębić pocałunek. Zarzuciła ręce na szyję mężczyzny, a on podniósł ją za pośladki tak, by mogła owinąć nogi wokół jego torsu. Jednocześnie nawet na sekundę nie przerwał pocałunku. 
Temperatura wzrosła gwałtownie i pewnie skończyłoby się to w doskonale znany sposób, gdyby nie Lambo, który znów zaczął wyrażać dezaprobatę dla poczynań pana. 
— Mieliśmy go zabrać na spacer, co nie? — Joyce niechętnie oderwała się od Wrony. 
— Obiecałem. — Rozłożył bezradnie ręce. 
Jęknęła z żalem. Zaraz jednak znów wyszczerzyła się głupkowato. 
— W takim razie chodźmy — zadecydowała. — I tak musze kupić porządną klatkę dla Zibiego i Fabiana, więc zahaczymy o zoologiczny. Ale pamiętaj, to jeszcze nie koniec. — Stanowczo postukała palcem w pierś środkowego. — Dopilnuj byśmy mieli duże łóżko w hotelu. Bo zamierzam nadrobić wszystkie spacery z Lambo. — Uśmiechnęła się kokieteryjnie. 
A Andrzej już wiedział, że to będą doskonałe wakacje. 

***

— Nat? Jesteś tu? 
Natali wzdrygnęła się mimowolnie, słysząc za sobą głęboki głos. 
— Alberto, czy ty chcesz żebym zeszła na zawał?! — fuknęła, mierząc brata morderczym spojrzeniem. — Kto cię nauczył zachodzenia ludzi od tyłu? 
— Ty sama. — Uśmiechnął się krzywo. — Nie pamiętasz? To była twoja ulubiona zabawa. Byłem małym, niewinnym chłopcem, a ty uwielbiałam mnie straszyć.
Odruchowo parsknęła śmiechem. W myślach niechętnie przyznała mężczyźnie rację, ale nie zamierzała dać tego po sobie poznać. 
— Wpadłeś tylko po to, by mnie nastraszyć, czy w jakimś konkretnym celu? — zapytała, opierając się o salonową biblioteczkę. Jednocześnie nie spuszczała wzroku z bawiącej się na dywanie Justin. Dziewczynka oczywiście miała głęboko gdzieś kolorowe zabawki i największym zainteresowanie obdarzyła garnki swojej babki. 
— Gdzie są Samik i Isaac? — odpowiedział pytaniem na pytanie Alberto. 
— Poszli do fryzjera, powinni zaraz wrócić. Są ci do czegoś potrzebni? — Zmarszczyła ze zdziwieniem czoło, czując dziwny ucisk w żołądku. Dotychczas Alberto podchodził do Isaaca może trochę łagodniej niż ojciec Nat, ale bez takiego entuzjazmu, jaki prezentowała pani Maria. 
— Nie, znaczy tak, znaczy się zależy. — Z zakłopotaniem podrapał się po głowie. — Zabieram Esterę do Zoo i pomyślałem, że może byście się dołączyli. Justin poogląda sobie zwierzaczki, a Isaac może w końcu trochę wyluzuje. 
Natali mimowolnie odetchnęła z ulgą. Była zmęczona walką z ojcem, nie miała więc ochoty by walczyć z młodszym bratem. 
— Myślę, że z wielką chęcią dołączymy. — Uśmiechnęła się ciepło. — Isaac zdecydowanie potrzebuje się gdzieś wyrwać.
Jak na zawołanie drzwi do domu zaskrzypiały przeciągle, a w holu stanął Guillaume z synem. 
— Wróciliśmy! 
— Nie rozbierajcie się nawet — poradziła im Nat. — Idziemy do zoo. — Podniosła Justin z podłogi, co spotkało się z głośnym protestem dziewczynki. 
— Do zoo? — przyjmujący uniósł pytająco brew. 
— To pomysł Alberto — wyjaśniła. — Ale za nim to… Isaac, skarbie, nie kryj się za ścianą, tylko pokarz, jak cię obcięli. 
Chłopiec przełknął głośno ślinę, ale niechętnie wszedł do salonu. 
Kobieta zmierzyła go krytycznym spojrzeniem, w zamyleniu podrapała się bo brodzie, by w końcu uśmiechnąć z aprobatą. 
— Jak dla mnie wyglądasz świetnie. 
Coś w tym było. Fryzjer starannie wyrównał włosy młodego, przyciął, ale nie ściął zupełnie na krótko. Zostawił na głowie malowniczy miszmasz, który może i na pierwszy rzut oka wyglądał niestarannie, ale tak naprawdę tylko dodawał Isaacowi uroku. 
I sprawiał, że był wyjątkowo podobny do taty.
Natali z cichym świstem wypuściła powietrze. Tego się nie spodziewała. 
— Idziemy do zoo? — zapytał cicho Isaac. 
— Yhm — przytaknęła, siląc się na spokojny ton. — Razem z moim bratem i małą Esterą.
— A mogę zostać? — wypalił niespodziewanie. — Jestem… trochę zmęczony. — Smutno spuścił wzrok. 
Para wymieniła zbolałe spojrzenia. Mogli się tego spodziewać. 
Samik westchnął głęboko. Przykucnął przed synem i już chciał go przekonywać, gdy niespodziewanie do salonu wszedł Antonio. 
Na widok ojca, Nat pobladła gwałtownie. Zerknęła najpierw na Isaaca, potem na Guillaume, by w końcu w myślach błagać opatrzność o stalowe nerwy. 
Jednak ku zdziwieniu wszystkich wokół, starszy mężczyzna wydawał się być wyjątkowo wesoły. Uśmiechnął się do zięcia, a później do przerażonego Isaaca. 
— Och, ale nie możesz być zmęczony, amigo! Nie wierzę, by młodzieńca takiego jak ty, nie rozpierała energia. A zoo zawsze warto odwiedzić! Odpuścisz taką okazje? — popatrzył na niego znacząco. 
Isaac znów nerwowo przełknął ślinę. Spojrzał na Nat, potem na tatę, by w końcu wydukać słabo: 
— No nie… nie mogę…
— Zuch chłopak! — Antonio wybuchnął gromkim śmiechem. — Należy ci się duża wata cukrowa! — Energicznie poczochrał czuprynę chłopca. 
Widząc to, Natali z trudem powstrzymała swoją szczękę przed wylądowaniem na dywanie. Wpatrywała się w ojca szeroko otwartymi oczami, nieudolnie próbując znaleźć wyjaśnienie tak nagłej zmiany zachowania. Przecież jeszcze dzień wcześniej warczał na Samika, a na Isaaca starał się nie patrzeć. A dziś? Dziś wydawał się traktować młodego jak rodzonego wnuka. 
Nie mogła tego od tak po prostu zostawić. Gdy już byli w zoo, skorzystała z okazji. Akurat Estera, z drobną pomocą Alberto, nieudolnie próbowała nauczyć Isaaca nazywać poszczególne zwierzęta po hiszpańsku, a Samik pokazywał Justin żyrafy. Nat mogła więc spokojnie porozmawiać z ojcem. 
— Możesz mi wyjaśnić, co to było? — zapytała, podpierając ręce na biodrach. 
— Ale o czym mówisz córeczko? — Antonio nawet na chwilę nie oderwał wzroku od kolorowych papug. 
— Doskonale wiesz o czym — warknęła. — To w salonie… Co ci się nagle stało? Nagle zmieniłeś podejście do Isaaca? Juź nie rozwali mi rodziny? 
Westchnął głęboko. Odwrócił się powoli i spojrzał córce prosto w oczy. 
— Dużo ostatnio myślałem — zaczął powoli. — Co nie powinno cię dziwić. 
— I nie dziwi — prychnęła. — Każdy by myślał, miał wątpliwości, tato. Ja też. Ale nie zniknęły od tak, z dnia na dzień. 
— Moje też nie. Tylko udało mi się spojrzeć na wszystko inaczej — przyznał. 
— Czyli? 
Zacisnął usta w wąską kreskę. Oparł się o metalową barierkę, a wzrok utkwił w bawiącej się w oddali Justin. Guillaume postawił córkę na ziemi, a ona, kurczowo trzymając się ogrodzenia, próbowała dosięgnąć żyrafy. 
— Jesteś moją ukochaną córeczką — kontynuował Antonio. — Moim priorytetem zawsze było twoje szczęście. Nie chciałem żebyś wyjeżdżała z Argentyny, ale wierzyłem, że z Samikiem będziesz szczęśliwa. I tak było. Byliście dobraną parą, żyliście sobie spokojnie, urodziła się Justin… Czego chcieć więcej?
Uśmiechnęła się nieznacznie, na wspomnienie tych wszystkich pięknych chwil. 
— Nadal jesteśmy razem szczęśliwi. Pojawienie się Isaaca tego nie zmieniło. 
— Na razie — mruknął. — Ale nie masz pojęcia, co będzie za rok, czy dwa. Gdy Guillaume powiedział nam o Isaacu, od razu w mojej głowie pojawiły się wszystkie historie, o rozpadach rodziny, które słyszałem. Każda kolejna gorsza od poprzedniej. Po prostu nie chcę byś też przez to przechodziła. A jakoś… za długo żyję na tym świecie, by wierzyć, że wszystko skończy się dobrze. 
— Nie ufasz Samikowi i tyle — podsumowała cierpko Nat. 
— Nigdy mu do końca nie zaufam — przyznał bez ogródek. 
Natali nie skomentowała tego. Przez chwilę obydwoje milczeli, zbierając myśli. Wiedzieli, że sytuacja jest trudna, ale czy na pewno beznadziejna? 
— A jednak dzisiaj zachowywałeś się inaczej? — przypomniała w końcu kobieta. — Dlaczego, tato? 
— Bo niespodziewanie wyobraziłem sobie, że to ty jesteś na miejscu Isaaca. Że jesteś małą, zagubioną dziewczynką, której świat zawalił się na głowę. A potem… a potem wyobraziłem sobie, że jestem Guillaumem. I… i musi sobie z tym wszystkim radzić. Zrozumiałem, że mogę mu nie ufać, ale mogę być tym, który zepsuje wasze szczęście. 
Łzy zebrały się w oczach Natali. Nie miała pojęcia, co powiedzieć. Zamiast więc mówić, po prostu przytuliła się do ojca. 
— Dziękuję, tato — wyszeptała. — Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne. 


  • Kilka słów wyjaśnienia odnośnie francuskich nazwisk. We Francji całkowita zmiana nazwiska jest bardzo trudna i żmudna. Francuskie prawo dopuszcza jednak sytuacje ( dość częstą), gdy używa się innego nazwiska niż to po ojcu. To drugie nazwisko na wszystkich dokumentach ( choćby prawie jazdy) jest wpisane pod nazwiskiem rodowym. Dlatego kobiety po ślubie najczęściej nie zmieniają nazwiska na nazwisko męża, ewentualnie jedynie je dopisują ( w mediach społecznościowych, czy przy podpisach występuje ono często w nawiasie)

** Dla osób nie interesujących się siatkówką — Zbigniew Bartman i Fabian Drzyzga, to siatkarze, którzy mają na swoim koncie wiele sukcesów, ale też m.in konflikt z Stephanem Antigą. 


W ten piękny grudniowy poranek przedstawiam Wam już 47(!) rozdział tego opowiadania. Mam nadzieję, że tak jak poprzednie, ten również przypadł Wam do gustu. 
A w przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia, chcę wszystkim życzyć dużo zdrowia, częścią i ogólnie Wesołych Świąt. 
Pozdrawiam 
Violin 


6 komentarzy:

  1. Rozmowy państwa Antiga <3 Zdaje sobie sprawę z tego, że powtarzam to przy każdej okazji, ale po prostu ubóstwiam tą dwójkę razem i ich cięte riposty pełne miłości i wzajemnego szacunku. Są po prostu genialni!
    Nicolas sprawił ojcu ogromnie wzruszającą niespodziankę :) Oczywiście jestem pewna, że obydwoje ze Stephanie w duchu marzyli o tym, aby przybrał nazwisko ojca, ale nie chcieli naciskać, chcąc aby to była jego dojrzała decyzja. I tak też się stało :) Jednak nadal coś gryzie Nico. Coś, co chciałby powiedzieć rodzicom, ale nie wie jak to zrobić. Podejrzewam, że jest to związane z Shoe. Kiedyś ta rozmowa na pewno nadejdzie i jestem pewna, że żadne z nich nie odepchnie go z tego powodu. Zresztą, Stephane sam już zaczął się domyślać i taktownie dał synowi znać, że mimo wszystko jego uczucia wobec niego się nie zmienią :)
    Szczury? Ale że szczury?! Najprawdziwsze szczury?! Boże, gdybym mogła to bym zapiszczała z przerażenia! Joyce chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać :D Do tego te imiona ^^ Jestem za to przekonana, że Timi będzie najwspanialszym opiekunek tych (obrzydliwych i przerażających) zwierzątek. Także ciocia będzie mogła spokojnie odpocząć :)
    Bardzo się cieszę, że ojciec Nati zaakceptował Isaaca. A przynajmniej w jakimś tam stopniu! To bardzo ważne dla wszystkich. Dzięki temu, chłopiec poczuje się pewnie, nie jak piąte koło u wozu. Widać że mężczyzna bardzo kocha swoją córkę i chce dla niej jak najlepiej. Dobrze, że wszystko przemyślał i zrozumiał wiele rzeczy :)
    Wesołych Świąt również dla Ciebie! I dużo, dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stephanie to żona na medal i Stephane ma ogromne szczęście, że na nią trafił. Nico sprawił, że się wzruszyłam. Na pewno decyzja o zamianie nazwiska była przemyślana przez niego i co najważniejsze sprawił nią wiele radości rodzicom. Oczywiście bez zmiany nazwiska również byłby synem Antigów, ale rozumiem go, że chce się tak samo nazywać jak reszta rodziny.
    Rozmowa Andrzeja z Lambo to mistrzostwo. Joyce oszalała z tymi szczurami! Jak ja się boję tych zwierzaków, a ona z własnej woli przygarnęła je, brr...
    Cieszę się, że ojciec Nat zmienił swoje podejście do Issaca (chociaż do niego). Dziecko nie jest niczemu winne i nie powinno jednak czuć, że jest o coś obwinane. Poza tym taka zmiana nastawienia może też dać młodemu do myślenia, że jest mile widziany w domu rodzinnym Nat.

    Korzystając z okazji zapraszam na nowy rozdział u Kamila.

    Wesołych Świąt, weny i do zobaczenia. ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam rozmowy małżeństwa Antiga :D Serio, oni zdecydowanie nie są do podrobienia haha :D Ich riposty są mistrzostwem samym w sobie! Ale kryje się za tym sama miłość :) To zrozumiałe, że Stephanie się martwi, ale operacja na pewno przebiegnie pomyślnie. Zresztą, innego rozwiązania nie widzę, ktoś musi jej pomóc uzupełnić wyprawkę dla maluchów! :D
    Aww, Nico! Bardzo się cieszę, że podjął taką decyzję :) A wzruszenie jego rodziców rozumie się samo przez się! Było to ich skryte marzenie, czemu absolutnie się nie dziwię. I Nico postanowił je spełnić sam z siebie. To piękne! Stephan od razu zauważył, że coś go trapi i to jest niesamowite, bo w końcu stracili tyle lat, a Stephan dostrzega wszystko. Ciekawe, czy Nico zdecyduje się wyznać mu prawdę?
    Czy ja naprawdę dobrze zrozumiałam, że Joyce postanowiła zaopiekować się szczurami? Boże! :D Ja to bym uciekała tam, gdzie pieprz rośnie, dlatego zdecydowanie ją podziwiam! Lambo chyba mnie popiera haha :D Joyce zaskakuje na każdym kroku! Timi, pod ich nieobecność na pewno zacnie się nimi zaopiekuje :D Tak, żeby Joyce i Andrzej mogli spędzić urlop bezproblemowo, w swoich ramionach ^^ Ach, i imiona dla pupili Joyce kompletnie mnie rozwaliły haha :D
    Super, że tata Natalii poszedł po rozum do głowy :) Rozumiem wszystko, jednak Isaac to niewinne dziecko i zdecydowanie zasłużył na wszystko, co najlepsze. Także bardzo dobrze, że tata Natalii dostrzegł rzeczy oczywiste i postawił się na jego miejscu. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie zmierzało ku dobremu :)
    Czekam na nowość z niecierpliwością i życzę Ci wesołych Świąt oraz tego, aby wena ciągle była! :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Małżeństwo Stephanie i Stephana to istny wzór do naśladowania. To jak świetnie się rozumieją, czy z jaką łatwością potrafią odgadnąć, co takiego w danej chwili trapi tą drugą osobę jest godne pozazdroszczenia. Nie jedna para oddałby wiele, aby doświadczyć takiej miłości, jak państwo Antiga. Mam nadzieję, że zabieg Stephana przebiegnie bez żadnych komplikacji i niedługo będzie mógł bez żadnych przeszkód dźwigać te wszystkie torby z ubrankami dla bliźniaków.
    Nicolas sprawił bardzo miłą niespodziankę swoim rodzicom tą decyzją o zmianie nazwiska. Szczególnie Stephane wydawał się być autentycznie wzruszony tym pomysłem. Kiedy to się stanie. W końcu po tylu latach wszystko będzie na swoim miejscu.
    Mimo że w życiu Nicolasa na pozór zaczyna się układać. Niestety chłopak wciąż czymś się zadręcza. Prawdopodobnie swoimi uczuciami do przyjaciela. Nie odważył się o tym porozmawiać z rodzicami, ale jestem pewna, że wykazaliby się zrozumieniem i obdarzyli wsparciem. Które niewątpliwie się przyda.
    Joyce sprawiła sobie nowych pupili. 😁 Podziwiam jej wybór, bo ja osobiście boję się tego typu gryzoni i na pewno nie mogłabym się nimi zajmować. Ale przynajmniej je uratowała. Kto wie, co by się z nimi stało, gdyby ich nie wzięła. No i te imiona. Hahaha.
    Andrzej nie może się już doczekać wakacji ze swoją ukochaną. Nic w tym zresztą dziwnego, bo zapowiadają się naprawdę obiecująco. Cieszę się, że między nimi tak dobrze się układa. Oby tak było już do końca.
    Jak to dobrze, że ojciec Natalii w końcu zaczął przychylniejszym okiem patrzeć na Isaaca. Nareszcie zrozumiał, że chłopiec nie jest niczemu winny i w tym trudnym okresie czasu, potrzebuje uwagi i empatii, a nie poczucia, że jest niechciany. Takie rzeczy się przecież czuje, a zwłaszcza gdy jest się tak bystrym jak Isaac.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
    Wesołych Świąt. 🙂

    OdpowiedzUsuń
  5. Stephan szykuje się do zabiegu. Mam nadzieję że wszystko przebiegnie godnie z planem i bez komplikacji.
    Nico postanowił zmienić nazwisko. Jestem pewna że to cudowna informacja dla jego rodziców.
    Wydaje mi się że powinien też porozmawiać z rodzicami na temat tego co to dręczy. Zapewne przynosiło by mu to ulgę.
    Joyce i szczurki😁 imiona są zarąbiste 😁
    I w końcu planują swoje wakacje z Andrzejem. Napewno naszej dwojce należy się odpoczynek we dwoje.
    Cieszę się że zmiany u ojca Natalii.
    To napewno wiele znaczy dla Nat. A kto wie może też jakoś pomoze małemu.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę wesołych Świąt. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział 🎄

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics