Jedną z dziewięćdziesięciu dziewięciu rzeczy, które Stephane szczerze nienawidził, były weekendy na kadrze. A dokładnie moment, gdy budzi się w piękny sobotni poranek, przeciąga się leniwie, a potem obraca się, by powiedzieć żonie „dzień dobry”.
I w tej samej chwili dociera do niego brutalna rzeczywistość – jest w Kanadzie. Tysiące kilometrów od domu. „Dzień dobry” może powiedzieć co najwyżej stojącej pod ścianą lampie.
Dlatego też kolejny późno lipcowy poranek przywitał jedynie zirytowanym westchnięciem. Zwlókł się niechętnie z łóżka i podreptał do okna. Choć dochodziła dopiero ósma, ośrodek treningowy już świecił pustkami. Większość sportowców wyjechała do rodzin, a ci, którzy na co dzień mieszkali za daleko, pościągali bliskich do Ottawy. Tu było to zupełnie normalne – wylatywałeś w piątek, wracałeś w niedziele wieczorem.
Jedynie Stephane i kilku innych obcokrajowców włóczyło się bez sensu po kampusie.
Trener zerknął na zegarek i uśmiechnął się mimowolnie. W Polsce dochodziło południe, została mu tylko godzina do rozmów z dziećmi.
Ogarnął się pospiesznie, a potem przeskakując po dwa schodki na raz zbiegł na parter. Olbrzymia stołówka była po drugiej stronie ośrodka, więc czekał go poranny spacerek. Wzdrygnął się nieznacznie, czując na skórze rześki podmuch wiatru. Narzucił na głowę kaptur sztabowej bluzy i raźno ruszył brukowaną drużką.
Nagle jednak przystanął. Jego uwagę przykuła wysoka postać, która stała na jednej nodze na trawniku i z szeroko rozłożonymi rękami, nieudolnie próbowała utrzymać równowagę. Stephane ze zdziwieniem rozpoznał swojego atakującego.
— Przegrałeś jakiś zakład?! — Ze śmiechem podszedł bliżej.
Wystraszony Sharone zachwiał się i pospiesznie opuścił nogę.
— Wytrąciłeś mnie z równowagi — fuknął. — Teraz będę musiał zacząć od początku!
— Ale co zacząć? — Stephane uniósł ze zdziwieniem brew.
— No wyciszanie się. Ćwiczę jogę, bo to podobno dobrze wpływa na regeneracje mięśni.
Antiga z trudem powstrzymał parsknięcie śmiechem. Zmierzył Evansa rozbawionym spojrzeniem, a gdy ten nawet się nie uśmiechnął, jedynie westchnął głęboko.
— Wyczytałeś to w Internecie, czy poradziła ci Melissa.
Shoe z zakłopotaniem podrapał się po głowie po czym przyznał:
— Możliwe, że wyczytałem na pewnym.
Stephane pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale uśmiechnął się nieznacznie.
— Lepiej powiedz, co tu w ogóle robisz? — zmienił temat. — Nie wróciłeś na weekend do domu?
— Nie, nie miałem po co. — Shoe skrzywił się nieznacznie. — Mama jest na północy u ciotki, siostry pracują, a Maya pojechała na dwa tygodnie do Stanów, bo musi pozałatwiać coś na uniwersytecie. Jest przewodniczącą roku, przewodnicz ącą kółka matematycznego, przewodniczącego kółka fizycznego, działa w samorządzie klubu miłośników minerałów, organizuje spotkania fanów odkrywania gwiazd i zakłada kółko szydełkowanie. — Wymienił na jednym wdechu.
— Okej… — Stephane przezornie zrobił krok do tyłu. — Jest.. na pewno bardzo interesującą osóbką. To twoja kuzynka?
— Dziewczyna — poprawił go zaskoczony Evans. — Nie wspominałem o niej nigdy?
Trenera zamurowało. Dziewczyna? Ale niby jaka dziewczyna? Przecież to nie możliwe…
Dziwna gula utknęła mu w gardle. Wyobraźnia podsunęła mu Nicolasa, jego zawiedzioną minę i osowiałą postawę. Widział wymuszony uśmiech i nieudolne staranie, by wyglądać na szczęśliwego. Tak długo zastanawiali się z Stephanie, co dolega Nicolasowi, a teraz dostali odpowiedź.
Shoe miał dziewczynę. I Nico na pewno nie był z tego powodu szczęśliwy.
— Jakoś… chyba nie było okazji — mruknął Stephane, czując, że sytuacja robi się coraz bardziej niezręczna. — Od dawna jesteście razem?
— Od czerwca. — Evans uśmiechnął się błogo. — Ale znamy się od wielu, wielu lat.
Antiga powoli pokiwał głową. Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Żaden z nich nie wiedział, co powiedzieć. Stephane cały czas walczył z własnymi myślami. Poszczegulne elementy układanki zaczęły do siebie pasować, a całość wyglądała coraz bardziej przerażająco.
Sharone za to totalnie się wyłączył. Wydawało się, że myślami jest daleko stąd, gdzieś na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, u boku drobnej Azjatki. Nie zauważył zakłopotania trenera.
— A w ogóle, to mogę o coś zapytać — odezwał się nagle, wyrywając Stephana z zamyślenia.
— Proszę bardzo. — Mężczyzna wymusił uśmiech, w duchu licząc na kolejną zmianę tematu. — Pytaj o co tylko chcesz.
— Co się dzieje z Nicolasem? — wypalił prosto z mostu Shoe. — Ostatnio nie mogę się do niego dodzwonić. Jest chory?
— Nie, tylko bardzo zajęty — wymyślił pospiesznie Stephane, czując jak robi mu się nieprzyzwoicie gorąco. — Również chce się dostać na studia. I jeszcze stara się zmienić nazwisko. Do tego poprosiłem go, by w trakcie mojej nieobecności pilnował Stephanie. No wiesz, to już prawie ósmy miesiąc. Wszystko może się wydarzyć.
Evans pokiwał ze zrozumieniem głową, choć nie wyglądał na specjalnie przekonanego.
— Po prostu zaczynałem się martwić — wyznał. — Kiedy rozmawialiśmy prawie codziennie, a teraz… jakby się ode mnie odsunął. Odległość, odległością, ale myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
„Gdybyś tylko wiedział…” westchnął w myślach Stephane. Wiedział jednak, że nie może powiedzieć atakującemu o uczuciach Nicolasa. To mógł zrobić osobiście tylko Nico. Trenerowi pozostawało więc pilnowanie, by syn jak najmniej cierpiał.
— Naprawdę nie wiem, o co może chodzić — powtórzył.
Stephane nie odpowiedział. Spuścił wzrok i mocniej zacisnął zęby. Tak naprawdę, nie miał pojęcia jak się zachować. Każda odpowiedź byłaby zła, ale Shoe patrzył na niego wyczekująco, więc nie mógł milczeć w nieskończoność.
- Jest spore prawdopodobieństwo, że jednak pojedziesz na Memoriał – odezwał się w końcu. - Twoje wyniki są coraz lepsze, uraz leczy się wręcz podręcznikowo. Mel twierdzi, że będziesz mógł normalnie grać.
- To... to super – wydukał zdezorientowany Evans. - Ale co to ma wspólnego z Nicolasem?
- No… zaraz.. więc – Stephane zaczął plątać się w tłumaczeniu. - Manoline i Timote na pewno będą chcieli przyjechać. A Stephanie ma zakaz jakichkolwiek podróży, więc postaram się, by to Nico zawiózł ich do Krakowa. Będziecie mogli się spotkać i porozmawiać.
Sharone podrapał się w zamyśleniu po brodzie. Przez chwilę analizował wszystkie za i przeciw, by w końcu z aprobatą pokiwać głową.
- To nie brzmi źle – przyznał. - Ale musisz mi obiecać, że zrobisz wszystko, by Nico przyjechał na Memoriał. Inaczej dalej będę do niego wydzwaniać i w końcu się wścieknie.
Antiga głośno przełknął. Miał ochotę przekląć samego siebie, ale zamiast tego dalej brnął w to bagno.
- Obiecuję. Przecież wiesz, że mnie możesz zaufać.
Shoe jeszcze przez chwilę się wahał, ale w końcu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- No to super. Zawsze wiedziałem, że z ciebie jest spoko facet – poklepał trenera po ramieniu, a potem jak gdyby nigdy nic odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę stołówki.
Stephane odprowadził go wzrokiem. Dopiero, gdy chłopak zniknął w budynku, trener wyszeptał przerażony:
- Coś ty najlepszego zrobił, Stephane.
***
Samik bardzo powoli wchodził po drewnianych schodach. Starannie stawiał kolejne kroki, dbając, by żaden stopień nie zaskrzypiał nawet cichutko. Nie zamierzał zmącić niepokojącej ciszy, która zaległa w całym domu. Uważnie rozglądał się wokół, wypatrując wszelkich oznak niebezpieczeństwa. Nie pozwolił mięśniom rozluźnić się nawet na moment.
Jeszcze jeden stopień, jeszcze dwa…
Gdy w końcu dotarł na piętro, głośno odetchnął z ulgą. Przeciągnął się, podrapał po głowie, a potem odwrócił się i…
- BU!
Nagle zza rogu wyskoczyły dwa małe,prześcieradełkowe duszki. Guillaume pisnął, podskoczył, okręcił się wokół własnej osi, a potem wylądował na barierce, z trudem łapiąc oddech.
-Czy wyście kompletnie oszaleli?! - fuknął z wyrzutem.
Duszki zachichotały radośnie.
- Przepraszamy, tato – spod jednego z prześcieradeł wyglądnął Isaac. - Nie chcieliśmy cię aż tak przestraszyć.
- Dokładnie tak, wujku – Na miejscu drugiego straszydła pojawiła się mała Estera. - Myśleliśmy, że to będzie fajne.
- Ah, tak? - Przyjmujący oparł ręce na biodrach i zmierzył dzieciaki ironicznym spojrzeniem. - A czy to również jest fajne? - Rzucił się w kierunku syna i zanim ten zdążył zareagować, zaczął go łaskotać.
- Tato… dość… tato… - Isaac z trudem łapał oddech przez śmiech, ale Samik nadal go łaskotał. Estera uciekła w głąb korytarza, śmiejąc się jak głupia i ciągnąc za sobą prześcieradło.
- Czy teraz obiecasz, że już nie będziesz mnie więcej straszył? - zapytał Guillaume, gdy już wymęczył syna łaskotkami.
- Nie będę – wycharczał chłopiec. - Ale o łaskotkach nic nie wspominałeś! - dodał po czym rzucił się na ojca z zamiarem dokonania zemsty.
Jednak Guillaume to przewidział. W porę chwycił Isaaca w pasie i jak gdyby nigdy nic, przerzucił sobie przez ramię.
-Ej! - zaprotestował gwałtownie młody.
- Tak łatwo to nie ma – zaśmiał się siatkarz. - Nie wiem czy wiesz, ale dochodzi już dziesiąta, a to oznacza, że ty i Esti już dawno powinniście być w łóżkach.
Isaac krzyżował ręce na piersi i fuknął naburmuszony.
- Estera rozumiem. Ale ja?! - oburzył się. - Jestem już duży. Nie muszę chodzić wcześnie spać!
- Po pierwsze, dziesiąta to nie jest wcześnie. - Samik spokojnie ruszył w stronę sypialni. - A po drugie, będziesz chodzić wcześnie spać aż do osiemnastki.
- Dlaczego? - zaciekawił się Isaac.
- Bo jesteś moim synem. I nie zamierzam wysłuchiwać rano jaki zmęczony jesteś.
Otworzył drzwi, powoli przeszedł przez pokój i najciszej jak potrafił położył syna na rozkładanym fotelu. W łóżeczku turystycznym już spała Justin i nikt, ale to nikt nie chciał, by się obudziła.
- A jeśli obiecam, że nie będę zmęczony, to mogę się jeszcze pobawić. - Chłopiec dalej próbował negocjować.
- Przede wszystkim mów ciszej – skarcił go szeptem Samik. Jak twoja siostra się obudzi, to żadem z nas nie będzie spał.
-Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. Wskakuj pod kołdrę, ale to już.
Isaac boczył się jeszcze przez moment, ale w końcu położył się posłusznie. Przykrył się pod sam czubek nosa, poprawił poduszkę, a potem zapytał:
- A poleży tata przy mnie?
- Oczywiście, że tak – odpowiedział ciepło Guillaume.
Na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech. Przesunął się na krawędź fotela, robiąc miejsce ojcu. Przyjmujący położył się obok, zupełnie ignorując fakt, że nogi zwisają mu na podłogę. Pozwolił, by młody wtulił się w jego pierś, opiekuńczo objął syna ramieniem. Od pewnego czasu Isaac nie był wstanie zasnąć bez taty lub Natali u boku. Potrzebował, by ktoś zapewnił mu ciepło, poczucie bezpieczeństwa. Potrzebował obecności najbliższych.
Samikowi to nie przeszkadzało. Każdego dnia obserwował, jak młody powoli odzyskuje radość życia. Pobyt w Argentynie, choć na początku trudny, z czasem okazał się zbawienie. Tu nikt nie pozwalał chłopcu na nudę, nikt nie pozwalał by został sam. W domu zawsze było głośno, bez przerwy ktoś wyciągał go, a to do parku karmić kaczki, a to na plac zabaw, a to znów do miasta na kolorowy targ. Mała Estera upatrzyła sobie w Isaacu kompana wakacyjnych zabaw i zupełnie nie przeszkadzał jej fakt, że Isaac jest starszy, a do tego mówi w innym języku.
Zresztą i to z czasem przestało być problemem. Chłopiec chłonął wszystko jak gąbka i po miesiącu znał już naprawdę sporo hiszpańskich słów i był wstanie się dogadać. Wiadomo – kulała gramatyka, kulała odmiana, ale Esterze to nie przeszkadzało.
Sam Isaac również polubił przyszywaną kuzynkę. W jej obecności znów stawał się beztroskim dzieckiem. W ciągu dnia głównie śmiał się, bawił, nie przejmował niczym i powoli zapominał o tragedii, jaka go spotkała.
Jedynie noc pozostawała trudna. Oprócz problemów z zaśnięciem, dochodziły nocne koszmary. Isaac wielokrotnie śnił o zmarłej mamie, często w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach. Nie mógł przez to całkowicie odciąć się od przeszłości.
Samik westchnął głęboko. Wsłuchał się w noc. W domu znów zapadła cisza. Jedynymi dźwiękami były spokojne oddechy jego dzieci.
- Wiesz, że cię kocham, prawda – wyszeptał, czule głaszcząc chłopca po głowie. - Jesteś moim małym synkiem i zrobię dla ciebie wszystko. Wiem… wiem, że nie byłem przy tobie w wielu ważnych chwilach. Nie widziałem twoich pierwszych kroków, nie słyszałem pierwszych słów. Ale przez cały ten czas...choć nie wiedziałem, że istniejesz… to i tak cię kochałem. I będę kochać zawsze.
Isaac poruszył delikatnie. Zacisnął palce na dłoni ojca, przez sen marszcząc czoło.
— Mama…
— Ci, skarbie, spokojnie. — Szeptał uspokajająco Guillaume. Już dążył się nauczyć, że jeśli w porę nie zareaguje, koszmar rozwinie się i młody w końcu obudzi się z płaczem. Wolał temu zapobiec.
Tym razem się udało. Po chwili Isaac znów wtulił się w poduszkę, a jego oddech uspokoił się. Znów zasnął snem dzieciaka wymęczonego po całym dniu zabawy.
Samik wstał powoli, a potem na palcach podszedł do łóżeczka Justin. Pochylił się nad córeczką i uśmiechnął pod nosem. Jakoś nie mógł przyswoić, że zaledwie kilka tygodni wcześniej skończyła roczek.
W tym momencie drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem i w progu stanęła Natalĺ.
— Śpią? — zapytała, podchodząc do łóżeczka.
— Obydwoje.
Powoli pokiwała głową. Objęła narzeczonego w pasie i wtuliła się w jego plecy.
— Nadal nie wierzę, że minął już rok — mruknęła, przymykając oczy. — W wydawałoby się, że jeszcze wczoraj po raz pierwszy wziąłeś Justin na ręce.
— Pamiętam jak się wtedy bałem. — Cicho parsknął śmiechem. — Była taka malutka… Myślałem, że zrobię jej krzywdę.
— To był strasznie dziwny rok — kontynuowała. — Zostaliśmy rodzicami po raz pierwszy. Co już było totalnie szalone. A potem pojawił się Isaac… Tak zupełnie nagle…
— Ale chyba nie twierdzisz, że było źle.
— Oczywiście, że nie — prychnęła. — Wbrew pozorom jest bardzo, bardzo dobrze. Jesteśmy szczęśliwą rodziną, mamy dwójkę wspaniałych dzieci… czego chcieć więcej?
Lekko nim wstrząsnęło. Pierwszy raz nazwała Isaaca swoim dzieckiem. Nie był na to przygotowany, ale… ale czy mógł chcieć czegoś więcej?
— Kocham cię, Nat. — Odwrócił się i czule pocałował ją w czoło.
— Ja też cię kocham, Guillaume. — Uśmiechnęła się delikatnie. — Ja też cię kocham.
***
— Nie, nie i jeszcze raz nie! — Jocelyne stanowczo pokręciła głową. — Chyba oszalałeś!
— Ale, dlaczego! — Andrzej tupnął nogą niczym obrażona dziewczynka.
— Bo nie! Nie włożę na siebie… tego czegoś. — Zdegustowana wskazała na trzymany przez siatkarza strój kąpielowy.
— Ale nie i koniec. Jest skąpy i prowokacyjno dziecinny — prychnęła, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła w głąb terminala.
Naburmuszony Wrona odłożył na wieszak kostium kąpielowy, tęsknym wzrokiem mierząc ogonek Myszki Mini i dołączone do kompletu uszy.
— Może następnym razem — szepnął, a potem pobiegł za ukochaną.
Dochodziła szósta rano, a warszawskie lotnisko dopiero budziło się do życia. Na tablicy odlotów pokazywało się coraz więcej pozycji, otwierano kolejne sklepy. Na metalowych krzesełkach przysypiali azjatyccy biznesmeni, a jakaś matka nieudolnie próbowała przekonać swoją córeczkę, że przewracanie metalowych słupków nie jest zbyt odpowiednie.
— Nawet się tak nie uśmiechaj — fuknęła Joyce, gdy Andrzej usiadł obok niej.
— Oj, daj spokój. — Środkowy objął kobietę ramieniem. — Przecież to nic takiego.
Posłała mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń, które wyraźnie mówiło, że jeszcze moment i wezmą pokój z dwoma łóżkami.
— Jest szósta rano, padam na pysk, a ty sobie żartujesz. Życie ci nie miłe, skarbie?
Przełknął głośno ślinę. Uśmiechnął się przepraszająco i pospiesznie cmoknął kobietę w policzek.
— Żadnych żartów przed ósmą. Zapamiętam sobie.
Pokręciła głową z udawaną dezaprobata, ale nic więcej już nie powiedziała. Zamiast tego oparła głowę na ramieniu siatkarza, zamknęła oczy i za nim ktokolwiek zdążył zareagować, zasnęła. Andrzej westchnął głęboko. Wiedział doskonale, że aż do odlotu nie będzie mógł się ruszyć.
Jak się potem okazało, również potem nie został uwolniony. Jocelyne wstała dosłownie na moment, tylko po to by przejść do samolotu, gdzie znów poszła spać, robiąc sobie poduszkę z partnera. I zupełnie zignorowała fakt, że ze względu na brak miejsca, Wrona ma kolana prawie pod brodą.
Na szczęście lot nie był długi i po niespełna trzech godzinach wylądowali na Kosie.
— Słońce, słoneczko, tak kocham, uwielbiam — zanuciła Joyce, wystawiając twarz do słońca.
— Tylko załóż kapelusz — pouczył ją Wrona. — Żebyś przypadkiem nie dostała udaru.
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Okręciła się wokół własnej osi, a potem znacząco postukała palcem pierś siatkarza.
— Oczywiście, że nie zapomnę. Tak samo o okularach przeciwsłonecznych i kremie z filtrem. Mam zamiar spędzić cały tydzień wylegując się na leżaku, ale znam podstawy bezpieczeństwa.
— Mam taką nadzieję. — Delikatnie cmoknął ją w czoło. — Ale teraz już lepiej chodźmy, bo odjedzie nam autobus.
Autobusem dojechali prosto do hotelu, na którego widok Jocelyne aż zapiszczała radośnie. Położony przy samej plaży, niezbyt duży, ale za to bardzo urokliwy wydawał się być idealnym miejscem na romantyczne wakacje. Łagodne zejście prowadziło na złocisty piasek, a w głąb morza szło się po drewnianym molu.
— Obiecałem duże łóżko, więc mamy duże łóżko. — Wrona z triumfem otworzył drzwi do pokoju.
— Przecież ty zawsze dotrzymujesz obietnic — zaśmiała się Joyce.
Z ulgą odłożyła walizkę i rzuciła się na mięciutki materac. Wtuliła się w jeszcze pachnącą kołdrę, czując jak ogarnia ją zmęczenie.
— Chcesz tu spędzić cały dzień? — zapytał kpiąco Andrzej.
— Nie! — Poderwała się gwałtownie, po czym dodała juz spokojnie. — Ale chwilę mogę. — Chwyciła mężczyznę za koszulę, pociągnęła do siebie i namiętnie wbiła się w jego usta.
— Myślę, że chwila nikomu nie zaszkodzi — wychrypiał.
Nie zaszkodziła ani jedna chwila, ani dwie kolejne. Łóżko okazało się być idealne, wygodne a przede wszystkim bardzo wytrzymałe. Podobnie jak ściany pokoju, bo o dziwo w czasie kolejnych dwóch godzin, nie zapukał do drzwi żaden poirytowany wczasowicz.
Gdy w końcu skończyli testowanie materaca, dochodziła druga po południu. Słońce nadal wisiało wysoko na niebie, żal więc było nie skorzystać z tak pięknej pogody. Zebrali się pospiesznie, a potem udali się na prawie pustą plażę. Dzięki temu, że hotel znajdował się przy niewielkiej zatoczce, w pewnej odległości od innych kompleksów, jego goście mogli cieszyć się ciszą i spokojem.
— Jesteś genialny, Andrew — stwierdziła Joyce, zalegając na leżaku. — Zdecydowanie potrzebowałam tych wakacji.
— No widzisz, też potrafię czasami coś mądrego wymyślić. — Uśmiechnął się głupkowato.
— A czy kiedykolwiek w to zwątpiłam? — Podparła się na łokciach, by szybko cmoknąć Wronę w czoło.
Środkowy wykorzystał sytuację. Za nim Jocelyne zdążyła zareagować, pochwycił ją w ramiona, przerzucił przez ramię i nie zważając na protesty kobiety, pognał do morza.
— Zostaw mnie, wariacie! — Francuzka z udawaną wściekłością uderzała plecy mężczyzny.
— Po moim trupie! — zarechotał, a potem wrzucił Joyce do wody.
Na szczęście nie weszli głęboko, więc jedynie trochę obiła sobie tyłek. Plując wodą i dziko wymachując rękami, udało jej się jakoś wstać.
— Kompletnie oszalałeś?! — fuknęła z wyrzutem. — Ja tu się rozpływam nad twoim geniuszem, a ty w tym czasie fundujesz mi niezapowiedzianą kąpiel!
— Ale przecież woda jest ciepła! — próbował bronić się Andrzej. — Oj, nie bocz się tak. — Pojednawczo przytulił Jocelyne. — Przecież wiesz, że to z miłości do ciebie.
Joyce wydęła buńczucznie usta. Jeszcze przez chwilę wyglądała na naburmuszą, ale w końcu parsknęła śmiechem.
— Jesteś niemożliwy. Ale za to cię kocham. — Wspięła się na palce i pocałowała czule środkowego.
On za to objął kobietę pod pupą i uniósł, pozwalając, by objęła go nogami w pasie. Całowali się powoli, cierpliwie, wiedząc, że mają dużo czasu. Cieszyli się po prostu swoją obecnością, faktem, że są razem.
— Mogę cię o coś zapytać? — wychrypiała Joyce, gdy po kilku minutach oderwali się od siebie.
— Przecież doskonale wiesz, że możesz pytać mnie o co tylko chcesz.
— Dlaczego wybrałeś akurat ten hotel? — wypaliła. — Jest piękny i w ogóle, ale… ale coś mi nie pasuje.
— Naprawdę? — zmarszczył ze zdziwieniem brwi. — Co takiego?
— Tu nie ma żadnych dzieci — szepnęła, odwracając wzrok. — Nie widziałam ani jednego. Nigdzie nie wiszą informacje o Mini Klubach, czy dziecięcym menu. Przy basenie nie ma nawet brodzika!
Andrzej westchnął głęboko. Przeczuwał, że Jocelyne w końcu zauważy ten fakt, ale i tak łudził się, że ominie go ta rozmowa. Tak bardzo chciał, by te wakacje były całkowicie beztroskie. Szczególnie, że głęboko na dnie walizce spoczywało małe, granatowe pudełeczko, o którym nie przestawał myśleć.
— Zrobiłem to umyślnie — powiedział po chwili namysłu. — Wybrałem hotel, w którym goście muszę mieć ukończone szesnaście lat. Bałem się… — przełknął głośno ślinę. — Bałem się, że w innym będzie pełno małych dzieci, wśród których będziesz czuła się nieswojo, że nie odpoczniesz, bo cały czas będziesz myśleć o…
— O tym, że sama nie mogę ich mieć — dokończyła Joyce.
Powoli pokiwał głową. Nie miał pojęcia, co jeszcze mógłby powiedzieć. Znów zaczął się bić z myślami. Czy na pewno podjął dobrą decyzję?
Jednak, gdy chwilę później Jocelyne uśmiechnęła się smutno, a potem przylgnęła do piersi mężczyzny całym ciałem, Andrew już wiedział, że zrobił dobrze.
— Dziękuję — wyszeptała łamiącym się głosem. — Nawet nie wiesz, jak bardzo ci dziękuję.
Z wielką przyjemnością przedstawiam Wam kolejny rozdział. Jestem z niego średnio zadowolona, ale mam nadzieję, że to tylko moje zupełnie nieuzasadnione uczucie.
Ogólnie to nie mogę uwierzyć, że to już 49 rozdział! W życiu bym nie przypuszczała, że wytrwam aż tyle, bo niewątpliwie jest to najdłuższe opowiadanie jakie dotychczas napisałam.
To tyle.
Pozdrawiam
Violin
Pierwsza
OdpowiedzUsuńWidać, że Stephane nienawidzi tych samotnych weekendów, kiedy nie może zobaczyć całej rodziny; przytulić się do żony i pobawić się z dzieciakami lub porozmawiać szczerze z Nico. Dlatego pewnie nie będzie miał do ukochanej żadnych pretesji, kiedy powie, że musi ostatecznoe wybrać. A może zrobi to sam i to o wiele wcześniej? Jest i mój kochany Issac, ten wyjazd był mu bardzo potrzebny; ma kogoś, kto jest w podobnym wieku, bawi się, uczy pięknego języka i spędzając tak radośnie ten czas ucieka od tej tragedii, która miała miejsce w jego młodziutkim życiu. Nati jest cudowna, bo oficjalnie nazwała go jego synem, a to oznacza, że kocha go identycznie jak biologiczną córkę i naprawdę to zaakceptowała. A na koniec moja ukochana parka; siatkarz wpadł na genialny pomysł z tym hotelem, bo inaczej jego dziewczyna patrzyłaby na te wszystkie urocze dzieci i by się tylko zadręczała. Nie byłoby w tym żadnego odpoczynku, a tak mogą się zrelaksować i chyba te wakacje wiele zmienią. Andrzeju uklęknij na kolanka i jej się oświadcz, bo to będzie twoja dobra decyzja. Czekam na następny rozdział i ściskam
UsuńWystarczyła krótka rozmowa z Sharonem, aby Stephane domyślił się powodu dziwnego zachowania Nicolasa w ostatnim czasie.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że on już wie, że jego syn zakochał się w swoim przyjacielu. Tylko nie ma pojęcia, jak w ogóle poruszyć ten drażliwy temat.
Natomiast Evans nadal nie zdaje sobie z niczego sprawy. Zaczynając się powoli martwić o swojego przyjaciela, który od dłuższego czasu nie daje znaku życia. W dodatku tęskni za Mayą, która okazuje się, że jest chodzącym geniuszem. Naprawdę jestem pełna podziwu dla jej zaangażowania i wkładania tyle wysiłku w naukę. Zwłaszcza w przedmioty ścisłe z którymi akurat mi nigdy nie było po drodze. 😅
Być może to spotkanie Nico i Shoe na Memoriale okaże się dobrym pomysłem. Powinni szczerze ze sobą porozmawiać i spróbować wyjaśnić niektóre kwestie.
Ogromnie się cieszę, że Isaac zaczyna powoli radzić sobie ze śmiercią mamy i powoli wraca do normalnego życia. Spora w tym zasługa Estery. Zabawa z nią skutecznie oddala Isaaca od przykrych wspomnień, a wieczorem chłopiec zawsze może liczyć na Nati albo Guillaume. Który w bardzo krótkim czasie stał się dla niego wspaniałym tatą. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej i cała rodzina Samica zazna w końcu upragnionego spokoju i szczęścia.
Wakacje Joyce i Andrzeja rozpoczęły się znakomicie. Obydwoje zasługują na chwilę odpoczynku i beztroski. I to jeszcze w tak wspaniałej scenerii. Wrona zadbał o wszystko. Nawet o odpowiedni hotel, aby Joyce czuła się w pełni komfortowo. Jak tu go nie uwielbiać?
Ich miłość z dnia na dzień tylko się pogłębia. O czym świadczy, że Andrzej prawdopodobnie planuje oświadczyny. Bo to chyba pierścionek znajduje się w tym tajemniczym pudełeczku.
Dlatego też czekam z jeszcze większą niecierpliwością na następny rozdział. 😊
Tak to tylko Twoje odczucie. Rozdział jest znakomity :)
OdpowiedzUsuńStephan strasznie tęskni za swoją rodziną. I w cale mu się nie dziwię. Takie rozłąki muszą być okropne.
Domyślił się już też , co tak naprawdę czuje Nico. I zainicjował im spotkanie na Memoriale. Jestem ciekawa czy Nico będzie z tego powodu zadowolony. Przecież jak na razie unika nawet kontaktu telefonicznego z Shoe. A co dopiero stanięcie przed przyjacielem twarzą w twarz.
Cieszę się z powodu Isaaca. Chłopak pomalutku zaczyna sobie radzić ze stratą mamy. Zapewne towarzystwo małej Estery , bardzo mu w tym pomaga. I mam nadzieję , że już niedługo przestaną go męczyć także nocne koszmary.
Zarówno Joyce , jak i Andrzej zasługują na porządne wakacje. Wrona jest przeuroczy. Pomyślał nawet o hotelu od 1 lat, żeby Joyce nie było przykro. No kocham gościa :)
Jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i pozdrawiam cieplutko :)
Stephan doskonale wie, jaką tajemnicę skrywa Nicolas. Domyślił się tego podczas rozmowy z synem. Nie wiedział jednak, z jakiego powodu chłopak był ostatnio nie swój. Teraz wszystko jest jasne ... Nico jest zazdrosny o Mayę. Nie dość, że musi sobie poradzić z głębszymi uczuciami do najlepszego przyjaciela, co na pewno jest dla niego nadal szokiem, to na dodatek musi pogodzić się z faktem, że Shoe jest w związku i jak na razie trudno go podejrzewać o to, że odwzajemnia uczucia Nico. Skomplikowane i trudne. Na pewno nie będzie to dawało Antidze spokoju, w końcu to chodzi o jego syna i podopiecznego. To na pewno niekomfortowa sytuacja, czego dowodem jest jego zakłopotanie w rozmowie z Shoe.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Isaac powoli dochodzi do siebie. Oczywiście nigdy nie wymaże tego koszmaru ze swojej świadomości, jednak z każdym dniem będzie co raz lepiej. Już Samik i Natalie mu w tym pomogą :) Te sceny ojciec - syn są niezwykle wzruszające! Guillaume jest stworzony do tej roli! Chociaż biedaczek prawie przypłacił to zawałem gdy naszły go "prześcieradełkowe duszki" <3
Joyce i Andrzej są jedyni w swoim rodzaju! Dwa pozytywne świry dobrały się do siebie idealnie :D Aż im zazdroszczę tych wakacji! Oczywiście najpierw musieli wypróbować materac (i wyciszenie ścian) bo bez tego nie mogliby zacząć wypoczynku :) Szkoda tylko, że mimo tego silnego uczucia jest pomiędzy nimi ta mała zadra i niepewność. Zasługują na pełne szczęście, które, mam nadzieję, będzie im dane :)
Stephane już zna powód "humorków" Nico i jeszcze wyskoczył z tym Memoriałem. Już sobie wyobrażam jak Nico tam jedzie i gada z Shoe, a jak będzie Maya, to wszystko zakończy się wybuchem III wojny światowej.
OdpowiedzUsuńJak dobrze jest przeczytać, że Issac powoli dochodzi do normalności po stracie mamy. Czułam, że ten wyjazd może być dla chłopca zbawienny i nie pomyliłam się. Słowa Nat były mega urocze. Jest ona naprawdę niezwykłą kobietą i Samik to szczęściarz.
Dlaczego nie wzięli mnie ze sobą na wakacje? Całkiem poważnie, to taki wyjazd był im potrzebny. Andrzej pomyślał o wszystkim! No ideał faceta, aż szkoda, że już zajęty. 😂😂😂
Do zobaczenia i zapraszam do siebie w wolnej chwili na nowy rozdział.
Jestem! Z góry przepraszam za opóźnienie, ale sesja mi się zbliża i wszyscy powariowali :D
OdpowiedzUsuńOdnoszę wrażenie, że Stephanowi coraz bardziej doskwiera brak bliskich, czemu ani trochę się nie dziwię. W końcu tyle lat poświęcił siatkówce - grze i trenowaniu, że ma całkowite prawo, by odczuwać tęsknotę za rodziną. I kto wie, może Stephanie nie będzie musiała stawiać mu ultimatum? Może sam dojdzie do wniosku, że to czas, by pożegnać się z siatkówką i w pełni poświęcić się rodzinie i tym dwóm maluszkom, które niedługo przyjdą na świat? Kto wie! Ale zdaję sobie sprawę, że na pewno to nie będzie łatwa do podjęcia decyzja. Ale poczekamy, zobaczymy :)
Wystarczyła jedna rozmowa z Shoe, by Stephan poukładał sobie wszystko w głowie. Zna już tajemnicę syna, a ta rozmowa jedynie potwierdziła jego przypuszczenia. Nico jest markotny przez Mayę i nie może sobie poradzić z tym wszystkim... Strasznie to jest skomplikowane i trudne. Nico musi przeżywać okropne katusze :( W dodatku Stephan wypalił z tym Memoriałem, nie ma co :D Shoe, Maya i Nico... Toć to armagedon! :D No, ale co się powiedziało to... Bardzo jestem ciekawa co z tego wszystkiego wyniknie :)
Bardzo się cieszę, że Isaac małymi krokami dochodzi do siebie i powoli oswaja się z tą tragedią, która go spotkała. Bardzo duża w tym zasługa Samika oraz Natalii, którzy stanęli na głowie, aby zapewnić mu miłość, ochronę oraz bezpieczeństwo. Sceny między Isaackiem a Samikiem niezwykle mnie wzruszają <3
Ach, są i wymarzone wakacje Joyce i Andrzeja! :D Oczywiście nie byliby sobą, gdyby najpierw nie przetestowali materaca oraz ścian, ale skoro wszystko działa bez zarzutu to można odpoczywać :D ^^ Oni są totalnie uroczy razem i buzia sama się śmieje, gdy się o nich czyta :) Andrzej wpadł na fantastyczny pomysł z tym hotelem, bez dzieci. Rozumieją się bez słów, a jedno uzupełnia drugie. Oho, czyżby Andrzej planował się oświadczyć? *_*
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*