sobota, 20 października 2018

Rozdział 39


Nicolas zacisnął palce na metalowej barierce, wlepił wzrok w wodospad po drugiej stronie jeziora i przełknął głośno ślinę. Gdy inni turyści podziwiali piękny widoczek, on widział przede wszystkim wodę. Bardzo dużo, dzikiej, nieokiełznanej wody, która w każdej chwili zachować się skrajnie nieprzewidywalnie.
Na przykład wywrócić łódkę z turystami. Albo zalać cały pomost widokowy. Albo kogoś podtopić.
Nie, Nico zdecydowanie wolał spokojne, chlorowane baseny. Piękne wodospady nie były dla niego.
− Przyniosłem pelerynki. – Obok niego jakby znikąd pojawił się Sharone. – Sorry, za kolor, mieli tylko żółte. Mam nadzieję, że ci pasuje. – Wcisnął przyjacielowi złożoną w kostkę folię, która od biedy mogła być peleryną. 
Francuz niemrawo pokiwał głową. Bardzo powoli rozwinął materiał i krytycznym wzrokiem zmierzył swoje nowe wdzianko.
− Będę wyglądał jak wielka, chodząca jajecznica – stwierdził z wyrzutem. – Może jednak odpuścimy sobie tę wycieczkę. – Nerwowo zerknął w stronę wodospadu.
− Daj spokój, jajecznica też jest super! – Shoe wyszczerzył się głupkowato. – Zresztą, wodospad Niagara jest punktem obowiązkowym dla ludzi odwiedzających Kanadę. Więc sorry, ale nie mogę ci odpuścić. – Radośnie poklepał kumpla po ramieniu.
Nicolas wzdrygnął się mimowolnie. Posłał mu błagalne spojrzenie, ale atakujący był nieugięty. Założył szybko swoją pelerynkę i teraz czekał na przyjaciela, niecierpliwie tupiąc stopą w drewniany podest.
Nico nie miał wyboru. Jeszcze raz z obrzydzeniem spojrzał na kawałek plastiku, a potem niechętnie wciągnął to coś na swoje cielsko. Następnie, powłócząc nogami, poszedł za Evansem, w myślach modląc się do losu, by łaskawie oszczędził ich marne żywota.
Razem z kilkunastoma innymi turystami, wsiedli na lekko wysłużoną łódkę. Wszyscy dosłownie wariowali z podekscytowanie, robili sobie zdjęcia w idiotycznych kurtkach i dyskutowali w różnych językach. Jedynie Nicolas kurczowo trzymał się barierki, czując, jak żołądek podchodzi mu do gardła.
− Chyba zaraz zwrócę śniadanie – jęknął, niekontrolowanie przechylając się przez balustradę.  
− Jeśli to zrobisz, to mojej mamie będzie smutno. – Sharone wygiął usta w podkówkę. – Swoje racuchy robi tylko dla specjalnych gości. A tak cię polubiła. – Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
Jednak Nikiemu nie było do śmiechu. Obdarzył Evansa cierpiętniczym spojrzeniem po czym wrócił do użalania się nad własnym losem.
Zbliżali się do wodospadu. Łódź zaczynała się nieznacznie kołysać, a do rozentuzjazmowanej widowni doszły pierwsze krople wodnej mgiełki. Dla większości było to doświadczenie nad wyraz przyjemnie, ale Nicolas tylko poczuł się gorzej. Desperacko zaczął szukać wzrokiem brzegu, jakby obawiając się, że już nigdy nie będzie mu dane postawić stopy na twardym lądzie.
− Hej, wszystko w porządku? – Shoe położył dłoń na ramieniu przyjaciela. Tym razem jednak nie uśmiechał się już głupkowato, a wyglądał na szczerze zatroskanego. – Gdybym wiedział, że tak to zniesiesz, to bym odpuścił.
Nico wymusił uśmiech. Odwrócił się tyłem do wody, oparł o barierki i wziął kilka głębokich wdechów.
− To tylko… − w zamyśleniu podrapał się po brodzie. – „Irracjonalny lęk, przed naturalnymi zbiornikami wodnymi” – wyjaśnił pseudo naukowym tonem. – Nie mam pojęcia, skąd mi się to wzięło, ale do morza wchodzę tylko do kostek. Taki już jestem – Rozłożył bezradnie ręce.
− Trochę może to utrudnić życie.
− Da się przeżyć – machnął lekceważąco ręką. – Tylko muszę uważać na łódki. Bo wtedy robi się niebezpiecznie. – Znacząco położył dłoń na brzuchu.
Siatkarz odruchowo parsknął śmiechem, a następnie poprawił zarzucony na głowę kaptur. Byli coraz bliżej wodospadu i zaczynało się robić naprawdę mokro.
− Stephane pewnie będzie zawiedziony jak to usłyszy – stwierdził niespodziewanie. – Nie będzie mógł z tobą nurkować.
− Chyba jakoś to przeżyję – prychnął Nico.
Zaraz jednak pobladł gwałtownie, bo łódź zakołysała się niebezpiecznie. Chłopak zamknął oczy, kurczowo chwycił się barierki i zaczął bezgłośnie ruszać ustami, nieudolnie próbując dodać sobie otuchy.
„To tylko łódka, zwykła łódka” powtarzał sobie w myślach.
Nagle poczuł, jak Shoe pokrzepiająco kładzie dłoń na jego ramieniu.
− Może jednak spróbujesz spojrzeć – zaproponował cicho. – To naprawdę piękny widok.
Nicolas zacisnął zęby i przełknął głośno ślinę. Niepewnie otworzył oczy, a z jego ust wyrwało się ciche westchnięcie.
− Łał…
Tylko tyle był wstanie powiedzieć, bowiem obraz był wręcz magiczny. Kropelki wody rozpraszały się w powietrzu, tworząc wręcz namacalnie ulotną mgiełkę. Promienie słońca rozpraszały się na każdej takiej kropli, a nad głowami turystów zalśniła tęcza. Wilgotne powietrze delikatnie łaskotało skórę Nicolasa, woda osadzała się na lekko uchylonych ustach.
Na chwilę Nico zapomniał o strachu. Stał jak wryty, cielęcym wzrokiem wpatrując się w wodospad.
− Masz rację, jest niesamowity – wyszeptał zauroczony.
Sharone uśmiechnął się triumfalnie. Stanął obok przyjaciela i również przechylił się przez barierkę.
− Pamiętam, jak zobaczyłem to po raz pierwszy – zaczął sentymentalnym tonem. – Miałem siedem lat i byłem przekonany, że w programie wycieczki nad wodospad Niagara, jest spływ tym właśnie wodospadem. Gdy się okazało, że z adrenaliny nici byłem cokolwiek zawiedziony.
− Chciałbym zobaczyć twoją minę – prychnął Nicolas. – Musiała być wyjątkowo głupia.
− I zapewne była – przytaknął Shoe. – Ale gdy zobaczyłem tę tęcze, to moja szczęka zaliczyła bliskie spotkanie z rybkami w jeziorze.
− Chyba potrafię to sobie wyobrazić. – Francuz ze zrozumieniem pokiwał głową. Następnie znów przymknął oczy, by delektować się wodną mgiełką.
Powoli zaczęli oddalać się od wodospadu. Na pomoście już czekali kolejni turyści – wszyscy ubrani w takie same, idiotyczne kolorowe pelerynki.
Choć Nico docenił piękne widoki, to gdy stanął na twardym lądzie, głośno odetchnął z ulgą. Na drżących nogach podszedł do najbliższej ławeczki i usiadł na niej ciężko. Wziął kilka głęboki wdechów, ale jeszcze przez chwilę miał wrażenie, że ziemia kołysze mu się pod stopami.
− To mogę uznać ten punkt wycieczki za udany? – zapytał Evans, siadając obok przyjaciela.
Nicolas jedynie niemrawo pokiwał głową. Wlepił wzrok w czubki swoich butów, a jego mózg jakby odruchowo zarejestrował fakt, że obok były buty Sharona.
Zamrugał szybko, jakby ta informacja miała decydujące znaczenie dla jego życia. Podniósł wzrok i niepewnie spojrzał na przyjaciela. Już chciał coś powiedzieć, jednak w tym momencie, ni stąd ni zowąd, pojawiła się przed nimi jakaś dziewczyna.
− Cześć, Sharone! Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam. – Maya uśmiechnęła się ciepło, odgarniając na bok proste, czarne włosy.
Na widok znajomej, atakujący momentalnie poderwał się z miejsca, przybierając pryz okazji najmilszy wyraz twarzy, na jaki było go stać.
− Hej, Maya! Co ty tu robisz? – Wyszczerzył się głupkowato.
W przeciwieństwie do Nika, który wstał niechętnie i mruknął pod nosem coś co od biedy można było uznać za przywitanie.
− Robię za opiekunkę na wycieczce kuzyna – wyjaśniła, kiwając głową w stronę grupki dzieciaków przy budce z lodami. – Ale my się chyba nie znamy – zwróciła się do Nicolasa. – Jestem Maya!
− Nico. – Francuz niepewnie uścisnął drobną dłoń dziewczyny. – Ja i Shoe…
− Kumplujemy się – pospieszył z wyjaśnieniami Evans. – Pomogłem mu, jak byłem w Europie, no i jakoś się zaprzyjaźniliśmy.
Nico posłał atakującemu mordercze spojrzenie. Przecież umiał mówić, sam byłby wstanie wszystko wyjaśnić i możliwe nawet, że zrobiłby to lepiej.
Za to Maya znów obdarzyła ich szerokim uśmiechem.
− Cieszę się, że cię poznałam – mówiła dalej, choć nawet na chwilę nie spuszczała wzroku z Sharona. – Przyjaciele moich przyjaciół, są i moimi przyjaciółmi.
Nicolas zamrugał szybko, czując, że przepalają mu się obwody w mózgu. Ledwo rozumiałby takie masło maślane w rodzimym języku, a co dopiero po angielsku.
− Mnie też jest miło – wydukał tylko, garbiąc się nieznacznie. Zdecydowanie obecność koleżanki Evansa nie była mu na rękę, ale usilnie starał się to ukryć.
Na szczęście dziewczyna nie zwracała na niego uwagi. Zagadała z grzeczności, a gdy już odhaczyła wszelkie konwenanse, skupiła się na siatkarzu.
− Ogólnie, to pod koniec czerwca urządzam małe przyjęcie. Może wpadniesz, Shoe? – Kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami. −  Oczywiście możesz wziąć ze sobą kolegę. – Uśmiechnęła się krzywo.
− Akurat będę już wtedy w domu – wycharczał przez zaciśnięte zęby Nico.
Sharone za to zdawał się zupełnie nie zwracać uwagi na zachowanie Francuza. Wpatrywał się w Maye maślanym wzrokiem, jakby co najmniej była olbrzymim, czekoladowym deserem.
− Ja wpadnę na pewno – obiecał. – To będzie czysta przyjemność.
Dziewczyna posłała mu wdzięczny uśmiech. Przez chwilę stali tak, wpatrzeni w siebie jak w obrazek, zupełnie nic nie mówiąc. W końcu jednak Nicolas odchrząknął głośno i znacząco postukał palcem w zegarek.
− Chyba powinniśmy się zbierać. Bo jeszcze twoja mama zacznie się denerwować.
− Że co proszę? – Atakujący gwałtownie otrząsnął się z transu. – Ah, no tak. W takim razie, my już lecimy. – Z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
Mai od razu zrzedła mina. Zerknęła spode łba na Nika, ale z grzeczności nic więcej nie powiedziała.
− W takim razie jedźcie – wycedziła, siląc się na uprzejmy ton. – I mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy, Shoe. – Wspięła się na palce, szybko cmoknęła siatkarza policzek, a potem odbiegła w stronę dzieciaków.
Żołądek Nicolasa wywinął fikołka, a mózg dosłownie wybuchł. Znów poczuł, jak posiłek podchodzi mu do gardła.
Przyjaciele odprowadzili dziewczynę wzrokiem. Sharone rozmarzony, a Nicolas lekko podenerwowanym.
„Co ty sobie wyobrażasz?” skarcił samego siebie, gdy ruszyli w stronę parkingu. „Przecież ta dziewczyna nic ci nie zrobiła.”
„Dlaczego więc podchodzę do niej, jak pies do jeża?” zapytał w myślach. „W końcu prawie jej nie znam”
Westchnął głęboko i przetarł dłonią oczy. Znów poczuł się dziwnie zmęczony. Miał szczerą ochotę położyć się na łóżku, przykryć kołdrą i schować się przed całym światem.
− Wszystko w porządku? – zapytał zatroskany Shoe, gdy jechali już w kierunku Toronto.
− Tak. – Nicolas szybko pokiwał głową, wymuszając uśmiech. – Wszystko w jak najlepszym porządku.

***

− No i wtedy lekarka spojrzała na mnie morderczym wzrokiem i wychrypiała tym swoim chłodnym głosem, że nie jestem w ciąży. Serio, sama chciałabym widzieć moją minę! – radośnie trajkotała Joyce, wyciskając do wielkiego dzbana z wodą, cytrynę. – Na początku jej nie dowierzałam, więc mówię, że to nie możliwe, a ona na to, że możliwa, a ja znów, że nie, a ona znów, że tak i…
− Opowiadasz mi to już czwarty raz – przerwała jej gwałtownie Stephanie. – Jeszcze jeden i zamknę cię na strychu. – Pogroziła szwagierce palcem.
Jocelyne zwiesiła nos na kwintę, ale po chwili odzyskała rezon. Skończyła zabawę z cytryną, sięgnęła do miski z owocami, wzięła pomarańcze i zaczęła nerwowo szukać noże.
Stephanie obserwowała jej działania zmęczonym wzrokiem. Odkąd Stephane wyjechał na Ligę Narodów, bliźniaki zwiększyły swoją nocną aktywność, skutecznie obijając mamie wszystkie organy i zabierając jej cenny sen. Dlatego też wszelką pomoc ze strony Jocelyne przyjmowała z szczerą wdzięcznością.
− Nie wydajesz się być specjalnie zawiedziona faktem, że jednak żadnego dziecka nie ma – zauważyła.
Joyce westchnęła głęboko. Znalazła w końcu nóż, ale w roztargnieniu, schowała go z powrotem do szuflady. Oparła się o kuchenny blat, a spojrzenie wlepiła w czubki swoich butów.
− Mówiłam już, że to był zły moment – powtórzyła lekko drżącym głosem. – Poradziłabym sobie jakoś, ale… cieszę się, że jeszcze mam czas. – Uśmiechnęła się cierpko.
Stephanie pokiwała ze zrozumieniem głową. Przez chwilę bawiła się frędzlem od swojego swetra, by w końcu podnieść głowę, jeszcze raz zerknął na byłą stewardessę i zmarszczyć w skupieniu brwi.
− Chyba o czymś mi nie mówisz – zauważyła cierpko. – Przez ostatnie kilka dni ani razu nie wspomniałaś o Andrzeju.
Jocelyne zamarła. Spuściła wzrok i zachichotała nerwowo, a na jej policzkach wykwitły rumieńce.
− Andrzej… to trochę skomplikowane.
− Słucham więc uważnie.
Westchnęła głęboko. Widać było,  że wacha się, czy powinna mówić bratowej o swoich problemów. Ale kto jak nie ona, potrafiłby je rozwiązać.
− Chodzi o to, że Andrew naprawdę się z tej niby ciąży ucieszył! – wypaliła w końcu. – Naprawdę chciał zostać tatą. I gdy dowiedział się, że jednak nie będziemy rodzicami, był bardzo zawiedziony. I chyba nadal to przeżywa, bo od kilku dni mamy słabszy kontakt, a gdy rozmawiamy, to jest wręcz przesadnie miły i grzeczny. Jak niby mam sobie z tym poradzić?! – Rozłożyła bezradnie ręce.
− Może po prostu z nim porozmawiasz – zaproponowała trzeźwo Stephanie. – Ale tak na poważenie.
Joyce spojrzała na nią spode łba. Raczej spodziewała się bardziej oryginalnej wypowiedzi. Usiadła na drugim kuchennym krześle i w zamyśleniu zaczęła bawić się łyżeczką do ciasta.
Za to jej bratowa skupiła się na czymś bardziej konkretnym. Sięgnęła po leżący na brzegu stoły zeszyt, otworzyła go, zerknęła na zrobioną listę i w zamyśleniu zaczęła gryźć ołówek. Jedną ręką zapisywała na kartkach kolejne propozycji, a drugą odruchowo głaskała okrągły brzuch. Choć na początku ciąży, wydawało jej się wręcz nierealnie, że będzie wstanie odróżnić, które dziecko się rusza, to teraz była to najoczywistsza rzecz pod słońce. W tym momencie mogła bez problemu stwierdzić, że córeczka ucięła sobie drzemkę, za to syn, bardzo delikatnymi kopniakami, badał otoczenie.
− Zastanawiasz się nad imionami? – zagadnęła Jocelyne.
− Yhm… – przytaknęła, podnosząc na chwilę głowę. – Zdecydowanie się na jedno imię to koszmar, a przy dwójce, to prawdziwa masakra. Muszą być ładne, pasować do nazwiska, łatwo się skracać i jeszcze dobrze ze sobą brzmieć.
Joyce pokiwała ze zrozumieniem głową i znów wróciła do dumania nad własnym jestestwem.
 Coś jednak nadal nie dawało jej spokoju, bo po chwili przygryzła wargę i znów odezwała się niepewnie.
− Myślisz, że jest bardzo zawiedziony? – zapytała cicho, błądząc wzrokiem po blacie stołu.
  Że niby Andrzej? – Stephanie spojrzała z zaciekawieniem na szwagierkę.
− A czy rozmawiamy ostatnio o kimś inny?
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Westchnęła cicho, zirytowanym ruchem ręki, zamknęła zeszyt, a potem wstała i powoli ruszyła w stronę lodówki.
− Obstawiam, że tak – zaczęła. – Bycie ojcem to jedno z jego największych marzeń, więc pewnie już zdążył wymyśleć całe wasze życie w kontekście dziecka. Co będzie robił, czego nauczy malucha, jak ogłosi wszystkim tę nowinę. Założę się, że nawet urządził sobie w głowie pokój dla dziecka. I może wybrał wózek albo fotelik. – Otworzyła lodówkę, zmierzyła jej zawartość krytycznym wzrokiem i kontynuowała. – Chwilę mu zajmie dojście do siebie. Myślisz, że ta cukinia jeszcze się do czegoś nadaje? – Wyjęła z szuflady pół warzywa.
− Trudno powiedzieć. – Joyce jedynie beznamiętnie wzruszyła ramionami. – Czyli uważasz, że mu przejdzie, tak?
− Jak najbardziej – przytaknęła roztargniona Stephanie, nadal analizując strukturę cukinii.
Nagle jednak zamarła. Wyprostowała się gwałtownie, odwróciła się na pięcie i wyjątkowo sprężystym krokiem podeszła do Jocelyne, nadal trzymając w dłoni tę cholerną cukinie.
Co oczywiście wyglądało cokolwiek głupia, ale w tamtym momencie nie zwracało na to uwagi.
− Tylko, że musisz pamiętać o jednej, ważnej rzeczy. – Oskarżająco wycelowała warzywem w młodszą kobietę. – Andrzej cię kocha. I to nie tak po prostu kocha, ale kocha do kwadratu, może nawet do sześcianu.
− I co to zmienia? −  Joyce nie bardzo rozumiała słowa bratowej.
− A to, że najprawdopodobniej przeżywa nie tylko fakt, że nie będzie miał dziecka, a raczej to, że to nie będzie też twoje dziecko.
Zbaraniała. Te słowa, choć nadspodziewanie oczywiste, uderzyły w nią z zdwojoną siłą.
Mimowolnie spuściła wzrok, nieudolnie próbując opanować drżenie ramion. W jej głowie znów pojawiły się wątpliwości. Po raz kolejny wróciła myślami do pobytu w Monachium, gdy musiała się zmierzyć z demonami przeszłości.
Teraz wciągnęła w to też Andrzeja.
Kątem oka zerknęła na Stephanie. Kobieta stała przy kuchennych szafkach i szukała czegoś zawzięcie. Lekka, błękitna tunika idealnie podkreślała okrągły brzuszek, a pomimo zmęczenie, na twarzy Francuzki cały czas błąkał się uśmiech.
I wtedy do Joyce dotarł jeden ważny fakt, który przez ostatnie dni ignorowała.
Ona też chciałaby się tak kiedyś uśmiechać.

***
− Skarpetki?
− Są!
− Majtki?
− Są!
− Pasta do zębów i szczoteczka?
− Są!
− Ręcznik?
− Jest! Tato…
− A kostium kąpielowy?
− Tato…
− I mam nadzieję, że nie zapomniałeś o klapkach.
− Tato…
− No i oczywiście o…
− Tato!
Samik przerwał w pół zdania i spojrzał zaskoczony na Isaaca, który mu przerwał. Chłopiec stał obok, z skrzyżowanymi na piersi rękami i mierzył ojca rozbawionym spojrzeniem.
− Coś się stało? – zapytał zdezorientowany przyjmujący. – Zapomniałeś czegoś?
− No właśnie nie! – Młody wyszczerzył się głupkowato. – I to próbuję tacie powiedzieć. Przecież w pakowaniu pomagała mi Natalii więc na pewno, ale to na pewno, niczego nie zapomniałem.
Mężczyzna niechętnie musiał przyznać mu rację. Westchnął głęboko, zerknął na zegarek i rozejrzał się po niewielkim parkingu. Na środku stały dwa autokary, a wokół nich kłębiło się całe mrowisko dzieci rodziców i pojedynczych nauczycieli. Lekko przestraszone wychowawczynie, nieudolnie próbowały policzyć swoich podopiecznych, ale ci ani myśleli stać w miejscu. To wchodzili, to znów wychodzili z autobusów, żegnali się z rodzicami albo biegli w kierunku szkolnego budynku, by zaliczyć ostatnią, przed wyjazdową wizytę w toalecie.
Jednym słowem, prawdziwe piekło na ziemi.
Choć nie, to aż cztery słowa.
− Która to twoja pani? – zwrócił się do syna Guillaume. – Bo chyba wypadałoby się zameldować…
− To ona! – Isaac wskazał wysoką, czarnowłosą kobietę, po czterdziestce, która właśnie wyszła ze szkoły. – Proszę pani, proszę pani! – Pobiegł w kierunku wychowawczyni, a siatkarz pospiesznie ruszył za nim, ciągnąc przy okazji
Na widok chłopca, kobieta uśmiechnęła się szeroko. Jednak, gdy jej spojrzenie padło na idącego obok mężczyznę, zmarszczyła ze zdziwieniem brwi.
− Dzień dobry – przywitał się grzecznie Samik. – Ja chciałem odmeldować młodego.
− Pan jest tatą Isaaca, tak? – Nauczycielka zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem. – Chyba nie miałam jeszcze okazji pana poznać.
− Jakoś tak wyszło. – Przyjmujący z zakłopotaniem podrapał się po głowie. – Choć trudno powiedzieć, czy to źle. Na razie jeszcze nie narozrabiał, więc chyba jest dobrze.
Kobieta zaśmiała się cicho. Następnie odwróciła się do Isaaca i powiedziała do niego coś po polsku, starannie wymawiając każde słowo. Przez chwilę dzieciak analizował jej prośbę, by w końcu pokiwać gwałtownie głową, wyszczerzyć się głupkowato, a potem pobiec w stronę jednego z autobusów.
Nie kryjąc zaskoczenie, Guillaume odprowadził syna wzrokiem.
− Nie wiedziałem, że już tyle rozumie – mruknął pod nosem.
Wychowawczyni z uznaniem pokiwała głową, a z jej twarzy nie schodził uśmiech.
− Zrobił ogromne postępy. Nie tylko językowe, bo do tego ma wrodzony talent, ale też społeczne. Szczególnie w ostatnim miesiącu zaszła w nim widoczna zmiana. Sam z siebie zaczął integrować się z pozostałymi dziećmi, a wcześniej to one musiały wyciągać do zabawy.
Samica wyprostował się nagle. Ostatni miesiąc? Czy to przypadkiem nie miało związku z faktem, że teraz Isaac mieszka właśnie z nim? Czyżby był lepszym ojcem, niż mu się wydawało?
− Bardzo miło mi to słyszeć – podziękował, uśmiechając się dumnie. – Trochę się o niego bałem, szczególnie po ostatnich zawirowaniach… − Niepewnie przygryzł wargę, nie bardzo wiedząc, ile może powiedzieć.
Ale kobieta przytaknęła pobieżnie, co oznaczało, że mniej więcej orientuje się w sytuacji swojego podopiecznego.
I już chciała coś powiedzieć, gdy nagle obok nich znów pojawił się Isaac.
− Zająłem sobie miejsce! – pochwalił się tacie. – Z przodu, tak jak mówiłeś, żeby przypadkiem nie zrobiło mi się niedobrze! – Wyszczerzył się głupkowato.
Zdezorientowany Samik, najpierw zamrugał szybko, by potem zerknąć na nauczycielkę. Ta jedynie uśmiechnęła się nieznacznie, a następnie odeszła w kierunku pozostałych dzieci.
Przyjmujący odruchowo zerknął na zegarek. Do planowanego odjazdu zostało niecałe pięć minut. Przykucnął więc przed synem, by pożegnać się raz, a porządnie.
− Na pewno wszystko wziąłeś? – zapytał po raz setny.
− Tak, wziąłem. – Isaac z irytacją przewrócił oczami. – Serio, poradzę sobie, tato. Nie musisz się martwić, mam już osiem lat! – Skrzyżował ręce na piersi i tupnął nogą niczym obrażona dziewczynka.
Guillaume uśmiechnął się ciepło. Osiem lat… Nigdy nie spodziewał się, że będzie miał tak wyrośniętego syna.
− Wiem. Ale ja i tak będę się martwić. Jesteś w końcu moim maleństwem. – Czule poczochrał czuprynę chłopca.
Ten jeszcze przez moment miał niby obrażoną minę, ale nagle po prostu rzucił się mężczyźnie na szyję.
− Kocham cię, tato – wyszeptał, wtulając się w ramię ojca.
− Ja też cię kocham, młody – wychrypiał Samik, czując jak w oczach zbierają mu się łzy. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo cię kocham.



Dzisiaj wyrobiłam się wcześniej, więc z wielką przyjemnością przedstawiam Wam rozdział 39. Jest on zdecydowanie spokojniejszy od poprzednich, ale mam nadzieję, że również się spodobał. W każdym razie, jak zwykle z niecierpliwością czekam na komentarze i za wszystkie z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
PS. Blogger mnie nie lubi, więc bardzo prawdopodobne, że niektórzy widzieli dwa linki do tego rozdziału. Działa tylko pierwszy! Drugi musiałam usunąć, bo rozdział wstawił się dwa razy. 

7 komentarzy:

  1. Widzę, że Sharone rozpoczął pokazywanie Nicolasowi uroków jego rodzinnych stron. Chcąc, aby pobyt chłopaka był ciekawy i przyniósł mu sporo nowych doświadczeń.
    I choć Francuz z początku nie był zachwycony podziwianiem wodospadu. Dzięki wsparciu przyjaciela pokonał swój strach przed naturalnymi zbiornikami wody i mógł w pełni dostrzec piękno jednego z najsłynniejszych wodospadów świata. Ale potem nie było już tak miło. Przynajmniej nie dla Nico. Niespodziewanie wpadli na Mayę, która Shoe wydaje się naprawdę zainteresowany. Wszystko na to wskazuje, że dziewczyna naprawdę mu się podoba i chciałby chyba nawiązać z nią bliższe relacje. Nie oparte jedynie na przyjaźni. Równocześnie chyba nie za bardzo podoba się to Nicolasowi. On jest najwyraźniej zazdrosny o swojego przyjaciela!
    To dlatego tak bardzo był niezadowolony z pojawienia się dziewczyny. Zwlaszcza, gdy zobaczył jakim zainteresowaniem obdarza ją Evans.
    Nowo poznana dwójka wyjątkowo nie przypadła sobie do gustu. Jakby uważali się nawzajem za zagrożenie w dalszych realcjach z siatkarzem. Oczywiście starali się udawać, że jest inaczej, ale nie za bardzo im to wyszło.
    Oby tu tylko nie powstał jakiś konflikt, który postawi Sharona w bardzo niezręcznej sytuacji.
    Joyce wprost promienieje ze szczęścia z powodu tego, że jednak nie jest w ciąży. Widać, że była zupełnie nie gotowa na zostanie matką. To chyba jeszcze nie ten czas.
    Andrzej za to nadal nie może pogodzić się z tym faktem. Przez co zaczął unikać Joyce. Obydwoje jak najszybciej powinni ze sobą szczerze porozmawiać. W innym przypadku może znowu dojść do niepotrzebnego konfliktu między nimi, których ostatnio i tak mieli, aż za nadto.
    Nadszedł czas wyczekiwanej przez Isaaca wycieczki. W dodatku już chyba wszyscy dookoła zauważają, jakie postępy chłopiec ostatnio zrobił. Stał się dużo bardziej otwarty i zaczął dogadywać się z rówieśnikami. Widać, że pobyt u Natalii i Samica świetnie na niego działa, a oni wprost wspaniale sprawdzają się w roli rodziców. Oby tylko tak dalej.
    Jak zawsze czekam na następny rodział z niecierpliwością. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny. 😉
    Czekam na kolejny z niecierpliwością. 😍😏
    Pozdrawiam. 😗😙😚😘😍 💙❤️💜💚

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja lubię tą zazdrość Nica, kiedy wodzi w pobliżu Shoe Mayę. Czuję, że sama miałabym obawę przed wodospadem, a może bardziej tym, że wpadnę do wody i jeszcze mnie tam zostawią, hah.
    Pisałam to już tyle razy, ale muszę jeszcze raz... Stephanie to niesamowita kobieta i dobra przyjaciółka. Dobrze, że poradziła Joyce rozmowę z Andrzejem, bo jakby nie było sama na takową czekam.
    Samik i Issac, to czysta rozkosz dla mnie. Widać, że coraz lepiej młody czuje się w Polsce z tatą i jego nową rodziną, a co najważniejsze, jak powiedziała nauczycielka Issac zaczął sam otwierać się na kolegów. Super.
    Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz bardziej zaczynam się bać dziwnej reakcji Nica na Sharona...On jest o niego najnormalniej w świecie zazdrosny! Proszę, nie rób tego! Oni nie pasują do siebie XD jako przyjaciele tak, ale nigdy nie zaakceptuję ich związku (gdyby taki się kiedyś miał pojawić)
    Wodospad Niagara <3 też chciałabym zobaczyć
    Joyclyn jest dobra XD zadowolona i szczęśliwa, że dziecka nie będzie, ale biedna zapomniała o Andrzeju i tym, że on nie koniecznie podziela jej zdanie...Rozmowa to zdecydowanie najlepsze wyjście z tej sytuacji, która zapanowała między tą dwójką.
    Stephani to jest normalnie taka wróżka chrzestna wszystkich. Kobieta o złotym sercu, zawsze służąca dobrą radą! Uwielbiam ją :D
    Samik jaki dobry tatuś :)))) ale się uśmiałam z tej jego opiekuńczości w stosunku do Isaaka, no po prostu mistrzostwo świata!
    Zawsze czekałam na rozdział z niecierpliwościa, ale ostatnio wątek Sharona i Nicka jeszcze bardziej mnie wciągnął, dlatego czekam podwójnie ;)
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadal nie wiem, co mam sądzić o tej, przynajmniej jak na razie nieuzasadnionej zazdrości Nico o Shoe :D No przecież on, gdyby tylko mógł to przy spotkaniu Shoe z Mayą wyszedłby z siebie i stanął obok :D Może jest zazdrosny i boi się tego, że dziewczyna zaczęłaby się spotykać z Shoe, a on zszedł by na dalszy plan? No chyba, że kryje się za tym jakieś głębsze uczucie... Jednak jednego jestem pewna - Nico nie polubił Mai, Maya nie polubiła Nico :D Próbowali być dla siebie mili i uprzejmi ze względu na Shoe, ale gęsta atmosfera była wyczuwalna. Bardzo jestem ciekawa dalszego rozwoju tej sytuacji :) Nico był przerażony przeprawą przez wodospad, ale widoki, które zobaczył po otworzeniu oczu z pewnością były tego warte! Ach, aż chciałoby się wybrać na taką wycieczkę ^^
    Joyce promienieje od momentu, w którym dowiedziała się, że jednak nie jest w ciąży. Cóż, z jednej strony się jej nie dziwię, bo jak sama mówiła nie była jeszcze gotowa na dziecko... Ale z drugiej wydaje mi się, że jej i Andrzejowi przydałaby się szczera rozmowa, bo Andrzej całkowicie inaczej zareagował na tę wiadomość. Stephanie ma rację :) W ogóle ona jest taką kochaną i ciepłą osóbką, że nie da się jej nie lubić :) Zawsze wysłucha i służy dobrą radą. Oby w końcu udało się jej wybrać imiona dla maluchów ^^
    Hm... Te końcowe rozważania Joyce... Może jednak kobieta aż tak bardzo nie cieszy się z tego, że nie jest w ciąży? Ach, tyle pytań!
    Samik mnie rozwalił hahaha :D W ogóle jego rozmowy z synem są rozbrajające ^^ Ale nie dziwię się tej jego opiekuńczości... W końcu chce dla synka jak najlepiej. Fajnie, że Isaac znacznie się zmienił przez ten czas, co zauważają nauczyciele :) Pobyt u Samika i Natalii zdecydowanie mu służy! Oby ta długo wyczekiwana przez niego wycieczka była wspaniała :)
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. No oczywiście, że wodospad Niagara to obowiązkowe miejsce do odwiedzenia gdy się jest w Kanadzie! Choćby się to miało przypłacić chorobą morską haha. Nico na pewno przeszedł prawdziwe tortury, ale widok był na pewno tego wart :) Ja na ten przykład mam lęk wysokości, ale na siłę próbuje się przełamać powtarzając sobie, że jeśli spanikuje i zrezygnuje bo będę tego potem żałować. A potem jaka satysfakcja! :D Wracając jednak do Nico. Chłopak co raz bardziej jest zazdrosny o Shoe. A on? Niby "zauroczony" jest swoją koleżanką, ale poprzedni rozdział pokazał że coś może być na rzeczy i Francuz nie jest jedynie jego przyjacielem. Tyle, że obydwaj nie potrafią jeszcze określić tego, jaka zmiana w nich zachodzi.
    Joyce, w przeciwieństwie do Andrzeja, jest zadowolona z faktu, że jeszcze nie zostanie matką. Cóż, z jednej strony ją rozumiem. Niby się kochają i na pewno daliby sobie radę, ale ile tak na prawdę się znają? Na początku związku zawsze wszystko jest piękne, ale potem lepiej poznajesz człowieka i na światło dziennie wychodzą jego wady. Czasami lepiej zaczekać i być w pełni pewnym tego, że to właśnie TEN ma być ojcem jej dziecka. Jednak Andrzej podszedł do tego troszkę inaczej, co zauważyła niezawodna Stephanie. Może kiedyś zrozumie że to nie był odpowiedni moment, ale teraz ma prawo czuć zawód. Powinni jednak z Joyce porozmawiać, żeby lekko dyskomfort pomiędzy nimi zniknął. Bo przecież w kwestii ich uczuć nic się nie zmieniło :)
    Przemiana Isaaca jest niesamowita :) Zniknął sztywny i zbyt dojrzały jak na swój wiek chłopiec, a pojawił się wesoły ośmiolatek bawiący się z innymi dziećmi. Ta radość wręcz od niego bije, więc Samik może czuć lekką dumą bo to też i jego zasługa. A to, jak się opiekuje i martwi o synka jest urocze :) Końcówka wręcz chwyciła mnie za serce <3
    Pozdrawiam serdecznie! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadal nie mam pojęcia co myśleć o relacji Nico i Shoe. Z każdym kolejnym rozdziałem mam coraz większy mętlik w głowie.
    Bo Nico jest tak zwyczajnie po prostu zazdrosny o Shoe. I to wcale o przyjaźń tutaj nie chodzi.
    Co było tutaj wyraźnie widać gdy tylko Mają pojawiła się na horyzoncie.
    Z coraz większą niecierpliwością czekam na rozwiązanie tej zagadki.
    Fajnie że Nico przezwyciezyl swój strach. Z pomocą Shoe. Widać że nie bylo mu łatwo. Ale jednak udało się.
    Joyce jest wprost zachwycona tym że nie ma tej ciąży. Kompletnie nie była na nią gotowa. I według mnie jest to teraz najlepsze wyjście.
    Za to Andrzej chyba kompletnie się załamał. Skóra nawet unika dziewczyny. Oni naprawdę powinni że sobą szczerze porozmawiać.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics