Shoe zamieszał rurką swojego drinka i potoczył
wzrokiem po zebranych gościach. Coś mu się nie zgadzało. Uważnie przeanalizował
wszystkie twarze, a jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Kogoś mu
brakowało.
− Sorry, muszę coś załatwić. – Posłał Mai przepraszające
spojrzenie. – To… postaram się zaraz wrócić – obiecał.
Dziewczyna jedynie pokiwała ze zrozumieniem głową,
nawet na chwilę nie przestając się uśmiechać. Evans był jej za to niezmiernie
wdzięczny. Ostatnie, na co miał ochotę, to sprawić przykrość przyjaciółce z
przeszłości.
− Tylko nie zabij się gdzieś po drodze – poprosiła
słodkim głosikiem, a potem odeszła, chichocząc uroczo.
Chłopak odprowadził ją wzrokiem, mimowolnie
wzdychając głęboko. Przez chwilę wpatrywał się w drzwi do domu, za którymi
zniknęła Maya, by po kilku długich sekundach gwałtownie powrócić do żywych.
Szybko rozglądnął się wokół, szukając swoich sióstr.
Laylę dostrzegł dość szybko i już chciał do niej podejść, ale wtedy przypomniał
sobie, że przecież potrzebuje Thali. I to potrzebuje jej pilnie.
W końcu dostrzegł drugą siostrę, jak wchodzi do
ogrody. Podszedł do niej szybko, bezpardonowo chwycił za rękę, a potem
odciągnął na bok.
− Ej, właśnie chciałam się czegoś napić! – fuknęła
zirytowana dziewczyna. – Wiesz jak trudno dostać własny plastikowy kubeczek?
Sharone zupełnie zignorował jej narzekania. Spojrzał
w prawo, potem w lewo i zapytał konspiracyjnym szeptem:
− Gdzie. Jest. Nicolas?
Thea otworzyła i zaraz zamknęła usta. Zamrugała
szybko, by w końcu jedynie beznamiętnie wzruszył ramionami.
− Odprowadziłam go do domu. Stwierdził, że jest już
zmęczony i położy się wcześniej spać, by jutro nie nastraszyć mamy.
Atakujący zmarszczył ze zdziwieniem brwi. Nico
zmęczony? Od kiedy? Przecież ten facet był wstanie nie spać przez trzy noce z
rzędu i wybierać się na depresyjne spacery o północy. Co jak co, ale on nie
mógł być zmęczony.
Co najwyżej słabo rozciągnięty. Ale to była akurat
skutek lotu przez Atlantyk.
− Powiedział, dlaczego jest zmęczony? – Shoe nadal
wyglądał na zdenerwowanego. – Albo cokolwiek, co miałoby większe znaczenie.
Thalia posłała mu rozbawione spojrzenie. Westchnęła
głęboko i z rezygnacją pokręciła głową. Jej odpowiedź była jednak bardzo
zdawkowa:
− Popytał mnie o Maye, pomilczał chwilę, a potem
stwierdził, że jest zmęczony. Fajny z niego chłopak, ale każdego może zmęczyć
taki długi lot.
Evans przygryzł w zamyśleniu wargę. Przeczesał dłonią
włosy i nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nadal coś mu nie grało, ale nie był
wstanie powiedzieć co.
− Ty i Maya, znów ze sobą kręcicie? – zapytała
niespodziewanie Thea.
Sharone zbaraniał. Przekrzywił nieznacznie głowę, a
potem z zakłopotaniem podrapał się po skroni.
− Y.. no wiesz… zawsze ją lubiłem… − uśmiechnął się
nieśmiało. − Dobrze nam się gada… Fajna jest i tyle – przyznał.
Jego siostra mimowolnie prychnęła śmiechem. Oparła
się o drewniany płot, skrzyżowała ręce na piersi, a wzrok wlepiła w tańczących
na trawniku kolegów. Już dawno zrobiło się ciemno, a ogród oświetlały teraz
rozwieszone na drzewach lampki choinkowe. Zrobiło się naprawdę sympatycznie.
− Nico na pewno nie wyglądał na chorego? – dopytał na
wszelki wypadek Shoe. – Może przeziębił się w samolocie, albo ktoś go czymś
zaraził…
− Kurczę, daj spokój! – Thalia z irytacją przewróciła
oczami. – Nie, twój przyjaciel nie wyglądał na chorego. I nie, nic musi się nie
stanie w naszym domu pod warunkiem, że nie będzie próbował owsianych ciasteczek
Layli. Jeśli w czasie naszej nieobecności chałupa nie spłonie, to uznam ten
wieczór za udany.
Siatkarz niechętnie przyznał siostrze rację. Stanął
obok, również oparł się o płot i skrzyżował ręce na piersi. Przez chwilę
rodzeństwo wyglądało niczym swoje idealne kopie, jedynie w różnej skali.
I może z lekkimi podrasowaniami w Photoshopie.
− A ty co sądzisz o Nicolasie? – wypalił nagle
Sharone. – Bo mówiłaś, że może będziesz próbowała go poderwać.
− Jest bardzo spoko facetem – przyznała dziewczyna. –
Pomocny, sympatyczny, do tego przystojny… Ale chyba go sobie odpuszczę.
− Brak mięty? Motyli w brzuchu?
− Coś w tym stylu. Po prostu stwierdziłam, że to nie
chłopak dla mnie.
Atakujący niemrawo pokiwał głową. Wlepił wzrok we
własne buty i odruchowo zaczął bawić się mankietem od koszuli. Dziwny ucisk w
brzuchu nasilał się z każdą kolejną sekundą, stając się wręcz nieprzyzwoicie
nieznośny.
− Myślisz, że Nico był zazdrosny o Maye? – zapytał,
siląc się na beznamiętny ton.
Thalia zerknęła na niego kątem oka i jęknęła cicho.
Przeczesała dłonią gęste, proste włosy, a potem obdarzyła brata takim
spojrzeniem, że nawet lew podkuliłby ogon i zwiałby, gdzie pieprz rośnie.
− A skąd mam to niby wiedzieć? – prychnęła. – Co ja
jego niańka jestem?
− No nie… − przyznał niechętnie Shoe. – Ale wydawało
mi się, że dobrze się dogadywaliście. Gdyby tak nie było, to nie zostawiłbym
was samych, nieprawdaż?
W odpowiedzi jego siostra jedynie westchnęła głęboko
i wróciła do obserwowania pozostałych gości.
Atakujący miał za to dziwne wrażenie, że Thalia nie
mówi mu wszystkiego. Że coś przed nim ukrywa, coś niepokojącego.
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Odpuściła? Naprawdę?
Jakoś nie był co do tego przekonany. Co jak co, ale Thalii rzadko zdarzało się,
by tak po prostu odpuszczała jakiemuś chłopakowi. A już na pewno nie po jednym
dniu. Zwykle potrzebowała kilku miesięcy, by stwierdzić, że dany facet jednak
jest nie dla niej.
A teraz tak po postu machnęła na to ręką.
− Co planujesz na najbliższe dni? – zapytała już
zupełnie na luzie. – W końcu Nicolas ma zostać u nas prawie trzy tygodnie, a to
masa czasu.
− Na pewno pokażę mu Toronto – zaczął w roztargnieniu
Shoe. – Trochę się powłóczymy, może wyjedziemy za miasto, chciałbym żeby
zobaczył trochę Kanady. I oczywiście wpadniemy na turniej Ligi Światowej do
Ottawy, bo tego nie możemy przegapić. Ani ja, jako atakujący reprezentacji, ani
on, jako syn pierwszego trenera. I co ty na to? – Posłał siostrze niecierpliwe
spojrzenie.
− Chyba może być. – Thea beznamiętnie wzruszyła
ramionami. – Jest szansa, że nie zanudzisz go na śmierć.
Sharone prychnął kpiąco. No tak, mógł się spodziewać
takiej odpowiedzi. W końcu przez ostatnie dwadzieścia lat, odpowiedź na każde
pytanie, które zadał, okraszona była właśnie takim, cynicznym, komentarzem.
− Może jednak sprawdzę, czy z Nikiem wszystko w
porządku? – zaproponował, zmieniając nagle temat. – A jeśli źle się czuje, czy
coś? Może potrzebuje pomocy.
Thalia uniosła ze zdziwieniem brew. Zerknęła w bok,
jakby szukając wzrokiem wsparcia, przygryzła w zamyśleniu wargę, a potem
niepewnie kiwnęła głową.
− Powiem Mai, że musiałeś coś pilnie załatwić. –
Uśmiechnęła się krzywo.
Atakujący nic więcej nie potrzebował. Pospiesznie
cmoknął siostrę w policzek, a potem opuścił imprezę, za nim ktokolwiek inny
zdążył zareagować.
Drogę do domu, pokonał w tempie wręcz zadziwiającym.
Aż sam był zaskoczony, gdy zerknął na zegarek i zobaczył, że szedł niespełna
dwie minuty.
A może biegł? To chyba było bardziej prawdopodobne.
W domu panowała zupełna cisza. Na palcach, Sharone
przeszedł przez korytarz na parterze i bardzo powoli zaczął wspinać się po
schodach. Starannie ominął czwarty stopień od góry, pamiętając, że nadal
skrzypi niemiłosiernie.
Doskonale wiedział dokąd zmierza. Pokój gościnny,
najbardziej z boku, zapewniający spokój i cisze. Urządzony nad dobudówką,
prowadził do niego wąski, kręty korytarzyk, wyłożony na szczęście miękką
wykładziną, która doskonale tłumiła wszelkie dźwięki.
Po chwili Evans stanął przed starymi, drewnianymi
drzwiami. Podniósł rękę, zawahał się na moment, ale jednak zapukał cicho.
Nikt mu nie odpowiedział.
Strapiony, odruchowo zerknął za siebie, jakby
szukając pomocy. Nie miał pojęcia, co robić. Wahał się przez kilka sekund, ale
w końcu ostrożnie nacisnął klamkę. Niepewnie pchnął drzwi, jakby bojąc się, że
jeden nieprawidłowy ruch doprowadzi do końca świata.
Jednak, gdy tylko przekroczył próg, opadło z niego
całe napięcie. Zobaczył bowiem, że Nico śpi głęboko, po same uszy przykryty
kołdrą. Usta miał lekko rozchylone i oddychał spokojnie. Wyglądało więc na to,
że wszystko jest w porządku.
Jednak na wszelki wypadek Sharone podszedł bliżej i
uważnie przyjrzał się twarzy przyjaciela. Nie była ani przeraźliwie blada, ani
zarumieniona, ani spocona. Nicolas wyglądał na zdrowego.
Shoe uśmiechnął się nieznacznie, a potem na palcach
wycofał się z pokoju. Zamknął drzwi, oparł o ścianę i odetchnął z ulgą. Teraz
już był pewien, że najbliższe tygodnie będą bardzo dobre.
***
Isaac nie mógł zasnąć. Wpatrywał się w ciemny sufit,
bezgłośnie ruszał ustami i monotonie liczył w myślach skaczące owce. Trzysta
dwadzieścia sześć, trzysta dwadzieścia siedem… Powoli dochodził do trzystu
pięćdziesięciu, ale jego mózg uparcie odmawiał udania się do krainy snów.
W końcu chłopiec się poddał. Fuknął z irytacją,
przewrócił się na bok, a potem, zsuwając pół ciała na podłogę, zajrzał pod
łóżko. Przez kilka długich sekund wpatrywał się uważnie w małe zielone pudełko.
Po zastanowieniu, wyciągnął je, otworzył, a ze środka wyjął telefon
satelitarny, ten, który dostał od mamy. Przez chwilę obracał go w dłoni,
wahając się, co zrobić. Bezsenność nie wydawał się być poważnym problemem. Na
pewno nie dla mamy.
Ale nie rozmawiał z nią od ponad miesiąca. A bardzo,
bardzo chciał to zrobić.
Podjął stanowczą decyzję. Szybko wybrał numer, który
znał już na pamięć. Nacisnął zieloną słuchawkę i przystawił komórkę do ucha,
powoli licząc kolejne sygnały.
− Halo? − Po drugiej stronie rozległ się chłodny ton.
− Cześć, mamo – wychrypiał cicho Isaac, tak by nie
obudzić taty i Natalii. Nikt przecież nie mógł się dowiedzieć o tym telefonie.
− Isaac? To ty? Coś się stało.
− Nie mogę zasnąć – przyznał drżącym głosem.
− Przecież mówiłam, że masz dzwonić tylko w nagłych
przypadkach – fuknęła z irytacją kobieta.
Chłopiec przełknął głośno ślinę. Dlaczego w ogóle
zadzwonił?
− Przepraszam, nie chciałem mamy zdenerwować.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Przez kilka sekund,
Danielle nic nie mówiła, a przez głowę jej syna, przeszła myśl, że może się
rozłączyła.
W końcu jednak dało się słyszeć westchnienie
rezygnacji. Może jednak nie było tak źle.
− No nic, skoro już zadzwoniłeś, to porozmawiajmy –
zdecydowała. – Jak na razie sobie radzisz?
Z podekscytowania Isaac aż podskoczył na łóżku. Mama
nie była wściekła? I chciała tak po prostu porozmawiać? Mimo że zadzwonił do
niej w środku nocy.
Już kompletnie się rozbudził. Jak niby miał spać w
takich warunkach?
− Chyba na razie idzie mi nieźle – zaczął nawijać
rozentuzjazmowanym szeptem. – Tata i Natalii są super, a ja staram się być
grzeczny i miły, tak jak mówiłaś. Nie chcę zresztą sprawiać kłopotów. Ale to
nie jest specjalnie trudne. Bo oni naprawdę są fajni! Tata nauczył mnie jeździć
na deskorolce, a Nat urządziła dla mnie pokój! No i jest jeszcze Justin, czyli
chyba najbardziej urocze dziecko pod słońcem! Zdecydowanie bardziej urocze niż
Diana i Selena od wujka Charliego. Jest niesamowita! I kocha moje włosy! Teraz
już ich na pewno nie zetnę!
Na wzmiankę o fryzurze syna, Danny mimowolnie
parsknęła śmiechem.
− Cieszę się, że jesteś na razie szczęśliwy –
powiedziała już całkowicie spokojnie. – Martwiłam się, że będziesz miał
problemy z aklimatyzacją w nowej sytuacji.
− Skoro sytuacja jest fajna, to dlaczego miałbym mieć
jakieś problemy. – Isaac wzruszył ramionami tak, jakby to była najoczywistsza
rzecz pod słońcem.
− Dobrze, że tak myślisz – pochwaliła go kobieta. – I
mam nadzieję, że do mojego powrotu nadal będziesz grzeczny.
− Oczywiście! – przytaknął radośnie młody. Zaraz
jednak zmarkotniał. Nerwowo przygryzł wargę i zaczął bawić się rękawem pidżamy.
– Ale… wróci mama w lipcu, prawda? Czyli za niespełna miesiąc? Bo obiecałaś,
mamo!
− Wrócę, wrócę – uspokoiła go Danielle. – Zresztą,
czy ja kiedyś nie dotrzymałam jakiejś obietnicy?
− Nie, mamo.
− No właśnie. Więc zamiast się zamartwiać, powiedz mi
lepiej, dlaczego nie możesz spać.
Isaac zacisnął usta w wąską kreskę. Usiadł po
turecku, zgarbił się nieznacznie i niepewnie pokiwał głową, choć doskonale
wiedział, że mama nie może go widzieć.
− Mam koszmary – wyznał. – Śni mi się, że gdzieś
jesteśmy, gubię się i nie mogę mamy znaleźć. To jest bardzo nie fajne. –
Wzdrygnął się nieznacznie na wspomnienie tych snów.
− Często masz takie koszmary? – dopytała Danny,
przybierając typowo naukowy ton.
− Co kilka dni.
Znów zapadła cisza. Isaac był przekonany, że w tym
momencie mama marszczy brwi i w zamyśleniu drapie się po brodzie. Zawsze tak
robiła, gdy myślała nad czymś intensywnie.
− Niewiele mogę na to poradzić – westchnęła w końcu,
a w jej głosie słychać było irytację. Była zła nie na syna, ale na siebie, bo
nie potrafiła rozwiązać jakiegoś problemu. – Mogę jedynie po raz kolejny
obiecać ci, że na pewno wrócę. I że nigdy, cię nie zostawię.
− Obiecuje, mama? – Isaac spojrzał spode łba na
ścianę przed sobą.
− Obiecuje – powtórzyła. – A teraz lepiej idź już
spać, bo jutro masz przecież szkołę.
Chłopiec niechętnie pokiwał głową. Mama znów miała
rację, a on nie zamierzał się z nią kłócić.
− Kocham cię, mamo – szepnął jeszcze i uśmiechnął się
nieznacznie.
− Ja też cię kocham, synku – odpowiedziała. – Ja też
cię kocham. – A potem rozłączyła się.
Jeszcze przez chwilę Isaac wsłuchiwał się w głuchy
sygnał. W końcu jednak, schował telefon z powrotem do pudełka, pudełko wsunął
pod łóżko, położył głowę na poduszce i szczelnie okrył się kołdrą.
Tej nocy spał już spokojnie.
***
Andrzej nigdy nie był tak zdenerwowany, jak tego
dnia. Nawet finał mistrzostw świata nie mógł się równać z towarzyszeniem Joyce
u lekarza. Już od samego rana miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie
obok. Na zmianę, to był przeszczęśliwy i już nie mógł się doczekać godziny
zero, to znów popadał w paniczny lęk przed ewentualnymi, negatywnymi wynikami
badań.
− A co jeśli maleństwo nie będzie zdrowe? – mruczał
pod nosem, chodząc w kółko po mieszkaniu. − A jeśli serduszko nie bije? Albo
coś już się źle rozwinęło? Choć może to jeszcze za wcześnie… No powiedz coś,
Lambo! – desperacko zwrócił się do psa, ale on jedynie uniósł jedną powiekę,
jęknął przeciągle, a potem powrócił do drzemania.
Wrona musiał poradzić sobie sam.
Całe przedpołudnie spędził na zadawaniu sobie
różnorakich pytań. Oprócz stanu zdrowia dziecka, interesowało go przede
wszystkim, który to tydzień? Chciał koniecznie wiedzieć, kiedy będzie mógł
przekazać światu tę wspaniałą nowinę. Godzinami przegląda profile kumpli,
którzy byli lub mieli zostać ojcami i wymyślał coraz to ciekawsze sposoby na
ogłoszenie jednej, ważnej rzeczy:
Będzie tatą!
− Zobaczysz, będzie wspaniale! – mówił dalej do psa,
przygotowując się do wyjścia. – Będziemy myć okruszka w takiej uroczej,
plastikowej wanience i będziemy zabierać go na długie spacery… Pokarzę mu cały świat! A może jej? – w
zamyśleniu podrapał się po brodzie. – A jeśli będzie dziewczynka?! – Na jego
twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. – Jeśli będę miał córkę, to chyba
totalnie oszaleję. Małą córeczkę, rozumiesz! – Porwał Lambo w ramiona i
radośnie okręcił go wokół siebie, co psiak zniósł z zadziwiającą wręcz
cierpliwością. Jedynie spoglądał na pana pełnym współczucia wzrokiem, jakby
chcąc mu powiedzieć, że już totalnie oszalał.
W końcu jednak Andrzej musiał się opanować. Przed
wyjściem jeszcze trzy razy sprawdził, czy wygląda godnie, czyli, jak na
przyszłego ojca przystało. Wygładził kozulę, przylizał włosy i pogwizdując
wesoło wyszedł z mieszkania.
Z Jocelyne umówili się już na miejscu, ale Wrona z
nerwów pomylił godziny i pojawił się dobrą godzinę przed czasem. Kobiety
oczywiście jeszcze nie było, więc siatkarz nie bardzo wiedział, co ze sobą
zrobić. Po chwili wahania zdecydował się na krótki spacer, by choć trochę
przewietrzyć umysł.
Gabinet znajdował się w tej części miasta, która ani
nie była specjalnie nowa, ani bardzo stara. Otaczały go skrupulatnie odnawiane
kamienice, w których na piętrach znajdywały się różnorakie biura, a na
parterach sklepy wszelkiej maści i rodzaju.
Andrew przechadzał się powoli wąskimi uliczkami. Jego
myśli krążyły wokół pewnej rudowłosej Francuzki, więc prawie w ogóle nie
zwracał uwagi na świat wokół. Prawie, bo gdy tylko mijał jakiegoś dorosłego z
dzieckiem, czy to w wózku, czy na rękach, czy też idącego obok, podnosił
gwałtownie głowę i uśmiechał się z rozmarzeniem.
W pewnym momencie, kątem oka zarejestrował dziwny
błysk. Zatrzymał się stanowczo, a jego wzrok padł na witrynę jubilera. Powoli
podszedł bliżej i uważnie przyjrzał się, wystawionej biżuterii. Odruchowo
skupił się na pierścionkach zaręczynowych. Przez chwilę wpatrywał się w nie
nieprzytomnym wzrokiem, a w jego głowie pojawiła się dziwna myśl, że może
powinien któryś kupić? W końcu, skoro chciał związać swoją przyszłość z Joyce,
to dlaczego by nie miał się jej oświadczyć? Szczególnie w takim momencie?
− Nie, to zły pomysł – pokręcił stanowczo głową. –
Jeszcze pomyśli, że chcę się z nią ożenić tylko ze względu na dziecko. Lepiej
zaczekam.
Zerknął na zegarek i przeklął pod nosem. Szybko
zrobił w tył zwrot, a potem pospiesznie ruszył w kierunku kliniki. Miał tylko
dziesięć minut.
Jocelyne już była w środku. Na widok Andrzeja
uśmiechnęła się nerwowo, mrucząc pod nosem coś, co od biedy można było uznać za
cześć. Mężczyzna chciał ją pocałować na przywitanie, jednak gdy zmierzyła go
chłodnym wzrokiem, odpuścił. Gdy za to poprosiła, by nie wchodził z nią do
gabinetu, jedynie mechanicznie pokiwał głową.
Przecież kochał Joyce, dlaczego miałby się nie
zgodzić.
Dlatego właśnie, siedział teraz na metalowym,
chwiejącym się niebezpiecznie krzesełku, dosłownie trząsł się z nerwów i co
chwilę spoglądał na zegarek. Minęło dopiero pięć minut, od chwili, gdy
Francuzka zniknęła w gabinecie, a on już denerwował się co, to tak długo trwa.
W jego głowie pojawiały się coraz to czarniejsze myśli.
Wszystkie dotyczyły maleństwa.
W końcu jednak drzwi otworzył się z cichym skrzypem,
a w korytarzu znów pojawiła się Jocelyne.
Andrzej poderwał się na równe nogi. Wzrok wlepił w
twarz ukochanej. Widząc błąkający się na jej ustach uśmiech i lekkość z jaką
szła w kierunku partnera, mimowolnie odetchnął z ulgą.
− Wszystko w porządku, prawda? – zapytał
niecierpliwie. – Dziecko jest zdrowe? Który to tydzień? Wiemy coś jeszcze?
Słysząc jego pytania, Joyce jakby nieznacznie
zmarkotniała. Choć stanęła twarzą twarz z Wroną, to nie była wstanie spojrzeć
mu w oczy, jakby czegoś się bało.
− Andrew, bo… − przełknęła głośno ślinę. – Bo ja
jednak nie jestem w ciąży.
Zbaraniał. Zatoczył się nieznacznie do tyłu, czując,
jak w jego głowie wybucha wulkan. Świat wokół nagle zawirował, a rzeczywistość
rozsypała się w drobny mak.
− Ale… ale jak to? – wyszeptał z niedowierzeniem.
− Normalnie. – Kobieta po prostu wzruszyła ramionami.
– Lekarka jest stuprocentowo pewna, że nie spodziewam się dziecka.
− A… A te objawy? Nadwrażliwość na zapachy? I zmiana
smaków? I przecież test był pozytywny! – Środkowy nadal nie dowierzał w to, co
słyszy.
− To podobno czasem się zdarza. Zmiana otoczenia,
stres… może też fakt, że jakiś czas temu rozmawialiśmy o dziecku. W każdym
razie, rodzicami na razie nie będziemy, a ja muszę tylko wykonać badania krwi,
by wykluczyć kilka chorób – wyjaśniała, a z każdym kolejnym słowem, kąciki jej
ust wędrowały coraz wyżej i wyżej.
Za to Andrzejowi zdecydowanie nie było do śmiechu. Błądził
wzrokiem po twarzy partnerki, desperacko szukając jakiegoś znaku, że to tylko
żart, głupi kawał.
Ale jego podświadomość dobitnie podpowiadała, że to prawda.
Jocelyne jednak nie była w ciąży. A on jednak nie
zostanie tatą.
− Odwiozę cię – wychrypiał słabo, czując, że jeszcze
chwila i powie coś głupiego.
Kobieta zmarszczyła ze zdziwieniem brwi, ale powoli
pokiwała głową.
Drogę do jej mieszkania pokonali w zupełnej ciszy.
Ona, z uśmiechem na ustach wpatrywała się w okno, jednocześnie mechanicznie
stukając palcami w kolano, a on usilnie starał się skupić na drodze. Jednak
jego myśli błądziły wokół nieistniejącego dziecka. Spojrzeniem cały czas
uciekał w stronę płaskiego brzucha Joyce. Jakoś nie mógł uwierzyć, że nie
zaokrągli się w najbliższym czasie.
Gdy dotarli na miejsce, pożegnał się z kobietą
szybkim całusem, a potem odjechał, nie zwracając uwagi na jej zatroskane
spojrzenie. W tamtym momencie potrzebował być sam. Zupełnie sam. Tak, by nie
palnąć czegoś, czego mógłby potem żałować.
I żeby nikt nie zobaczył łez, które nieudolnie
próbował tłumić.
W ten mglisty poranek z wielką przyjemnością przedstawiam kolejny rozdział. Choć kończyłam go wczoraj późną nocą, to pisanie go było czystą przyjemnością. I mam nadzieję, że nie ukatrupicie mnie za taki zwrot akcji :D
W każdym razie liczę na to, że rozdział się podobał. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i z góry za wszystkie dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
Chyba pierwszy raz dodaję komentarz jako pierwsza pod tym opowiadaniem! Więc bardzo się cieszę, haha :D
OdpowiedzUsuńZacznę od Joyce i Andrzeja. Aż sama nie wiem, co napisać. Totalnie mnie zaskoczyłaś, naprawdę. Po tym, jak niedawno okazało się, że dziewczyna jest w ciąży, myślałam, że już nic mnie nie zdziwi w tym opowiadaniu. A tu nagle okazuje się, że jednak nie będzie miała dziecka. Naprawdę nigdy, przenigdy bym się tego nie spodziewała. Z jednej strony może to dobrze, bo Joy i Andrzej rzeczywiście są razem od krótkiego czasu, a żeby mieć dziecko, to naprawdę trzeba być pewnym swoich uczuć, bo to zobowiązanie na całe życie. Ale kurcze, Andrzej się tak uroczo cieszył. Już wyobrażałam go sobie ze słodziutką córeczką na rączkach. Albo Joyce z maleństwem w malutkiej koszulce z numerkiem 8 na meczach. Nie wiem, jak Andrzej przez kolejne dni będzie to wszystko przeżywał. Może jednak w końcu zdecyduje się na oświadczyny?
To, jak Sharone martwi się o Nicolasa jest naprawdę urocze. Widać, że naprawdę bardzo mu na nim zależy. Tylko nie wiem, czy zależy mu jak na przyjacielu, czy może bardziej? Mam nadzieję, że przez te 3 tygodnie w Kanadzie, wszystko się wyjaśni. Jestem ciekawa, jak to się dalej rozwinie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Całuję <3
Ola
Ostatnie rozdziały tutaj to dla mnie potężna dawka emocji i nieustanne zwroty akcji. Po przeczytaniu tego to już jestem naprawdę w kompletnym szoku...
OdpowiedzUsuńZacznę jednak od Shoe i Nicolasa. To jak Kanadyjczyk martwił się o swojego przyjaciela było naprawdę bardzo urocze. Poświęcił nawet rozmowę z Mayą na rzecz sprawdzenia, czy wszystko z nim w porządku. Powoli naprawdę ich relacja zaczyna wykraczać poza zwykłą i przeciętną przyjaźń.
Chyba nawet Thalia zaczyna to zauważać, skoro tak szybko odpuściła sobie Nicolasa.
Jednak to wszystko jest strasznie skomplikowane. W dodatku mam wrażenie, że to jednak Nicolas jest tym, który jest dużo bardziej zaangażowany w tą relację, ale mogę się oczywiście mylić. Nie mogę się doczekać w pełni rozwiązania tego wątku i przekonania się, czy nasze podejrzenia w stosunku do nich były słuszne.
Issac po raz kolejny strasznie tęskni za mamą. Przez co męczą go koszmary i obawa o nią. Postanowił w końcu do niej zadzwonić, bo jak zwykle Danielle nie odczuła potrzeby kontaktu z synem przez ponad miesiąc. I jeszcze nie była przesadnie zachwycona, że syn postanowił zadzwonić sam. Według niej w tak błahej sprawie. Potem jednak zapewniła go, że jest jej kochanym synkiem i nigdy go nie zostawi. Chyba nigdy nie zrozumiem do końca tej postaci. Ona jest okropnie skomplikowana... I zapewne jeszcze nie raz zupełnie mnie zaskoczy.
To jak Andrzej przejmował się badaniami Joyce. Jak planował poinformowanie wszystkich o tym, że zostanie tatą. Było strasznie rozczulające. Na pewno świetnie sprawdziłby się w roli ojca. Dlatego przeżyłam podobne do niego rozczarowanie, gdy okazało się, że Joyce jednak nie jest w ciąży. Jak to w ogóle jest możliwe? Czegoś takiego bym się w życiu nie spodziewała. W dodatku ona wyglądała na zadowoloną z tego powodu w przeciwieństwie do Andrzeja. Jakby znaleźli się na dwóch przeciwstawnych biegunach w tej kwestii. Oby to tylko nie spowodowało w ich relacji jakiegoś rozłamu i ich nie poróżniło. Andrzej jest po prostu załamany tą wiadomością i chyba będzie potrzebował trochę czasu na otrząśnięcie. Żeby tylko nie zaczął z tego powodu unikać Joyce...
Pozostało mi tylko czekać z niecierpliwością na kolejny rodział i dalszy rozwój wypadków. 😊
Ja dzisiaj zacznę "od końca" bo inaczej nie będę mogła się skupić na innych wątkach i wyjdzie totalna mieszanka wybuchowa z której nic nie zrozumiesz ^^ o ile zrozumiesz.
OdpowiedzUsuńDosłownie zrobiło mi się przykro. Serio! To śmieszne, bo jest to tylko wymyślona historia, ale tak się wczuwam w Twoich bohaterów, że moje emocje są realistyczne. Brakuje jeszcze żebym się popłakała! Joyce nie jest w ciąży ... a wszystko tak ładnie się zaczęło. "Rozmowa" Andrzeja z psem była genialna! Uśmiałam się wyobrażając sobie podekscytowanego przyszłego tatusia, a potem zaczęłam się zastanawiać co on by na porodówce odstawiał! A tu ZONK. Cóż, chyba lekarce możemy bardziej wierzyć niż testowi, co? Chociaż taka maleńka nadzieja nie wyparuje :( Andrzejowi zrobiło się przykro i strasznie mi go żal. Oczywiście rozumiem że Joyce nie była przygotowana na tak gwałtowną zmianę w swoim życiu i poczuła ulgę, jednak on inaczej się na to zapatrywał. Już sobie uzmysłowił bycie tatusiem, aby poczuć się jakby ktoś mu to maleństwo odebrał. Ciekawi mnie jakie teraz będą relacje pomiędzy nimi. Czy porozmawiają na ten temat.
Postać Shoe jest dla mnie tajemnicza i w sumie nigdy nie wiedziałam co o nim sądzić. Oczywiście to pozytywna osoba, ale nigdy nie mogłam określić jak jego oczami wygląda relacja z Nico. Dzisiejszy rozdział dobitnie pokazał, że młody Antiga jest dla niego ważną osobą i bardzo się o niego martwi. Nawet przez głowę mu przeszło, że mógłby być zazdrosny o niego. Co w przyjaźni męskiej raczej jest absurdalne. Faceci wręcz pchają swoich kumpli w ramiona kobiet, a nie są o to zazdrośni. Coś tu jest podejrzane i wydaję mi się, że jego siostra też to dostrzega.
Niepokoi mnie koszmar Isaaca. Niby to tylko sen ... ALE! Już raz mieliśmy tu "proroczy" sen, więc obawiam się że znów szykujesz mały niepokojący dramat. I mam wrażenie, że będzie to miało związek z Danielle. Mam nadzieję, że dotrzyma danej obietnicy, choć mam ku temu małe wątpliwości.
Z każdym nowym rozdziałem dostarczasz takich emocji, że pisząc komentarz nie trafiam dobrze w klawiaturę haha. Pozdrawiam! ;*
No i tak... Ja nadal nie wiem, co mam twierdzić o relacji Shoe i Nico :D Shoe bardzo się o niego troszczy i zrobił z siostrą "wywiad" na jego temat haha :D Widać, jak bardzo ważny jest dla niego młody Antiga i jak się o niego martwi... Ale czy stoi za tym tylko i wyłącznie przyjaźń? W dodatku pomyślał, że Nico może być o niego zazdrosny... No bardzo jestem ciekawa, jak potoczą się ich losy! W dodatku jego siostra chyba też zaczęła coś podejrzewać... Cóż, te trzy tygodnie niewątpliwie będą bardzo interesujące :D
OdpowiedzUsuńZmartwił mnie ten koszmar Isaaca :( Niby tylko sen, ale nie wiadomo, czy nie kryje się za tym coś więcej... Oby nie! Dobrze, że zadzwonił do mamy i powiedział jej o tym, co go trapi. Myślałam, że Danielle bardziej się zirytuje tym niespodziewanym telefonem w środku nocy, ale na szczęście nie :) W spokoju wysłuchała syna i powiedziała mu, że na pewno wróci za miesiąc, tak jak mu obiecała, co dla Isaaca na pewno znaczy bardzo wiele. Zresztą... Jak mogłoby być inaczej? :) Danielle również jest ucieszona tym, że jej syn tak dobrze zaadaptował się w nowym środowisku i że świetnie odnajduje się w nowej sytuacji :) Oby koszmar zniknął ^^
Andrzej rozmawiający ze swoim psem <3 Uroczy fragment haha :D Ale przy niektórych kwestiach nie mogłam powstrzymać śmiechu :D Cóż, Andrzej poważnie wziął do siebie sprawę rodzicielstwa i niesamowicie się na nią nakręcił, czemu absolutnie się nie dziwię. Jego wizje o przyszłym dziecku bardzo mnie rozczuliły, dlatego gdy okazało się, że Joyce jednak nie jest w ciąży autentycznie posmutniałam i zrobiło mi się go żal :( Joyce się ucieszyła, bo jeszcze nie była gotowa na zostanie mamą, a Andrzej wręcz przeciwnie... Oby porozmawiali o tym ze sobą szczerze, bo w takich emocjach, jak słusznie Andrzej stwierdził mógłby powiedzieć coś, czego później by żałował. Oby się dogadali :)
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*
Shoe jaki zmartwiony po "zniknięciu" przyjaciela. Jestem niezwykle ciekawa, jak potoczy się ich przyjaźń/relacja? Dodatkowo Shoe pomyślał, że Nico mógł być o niego zazdrosny, co daje mi nadzieję, że tych dwóch nie łączy jedynie przyjaźń, a może zaczyna się miłość?
OdpowiedzUsuńBiedny Issac... Męczą go koszmary i oby to były tylko sny, a nie coś, co może zwiastować coś złego. Dobrze, że zadzwonił do mamy, a ta go wysłuchała, dzięki czemu Issac uspokoił się i przespał resztę nocy w spokoju.
Rozmowy Andrzeja z psem są mistrzowskie i trochę widzę siebie, kiedy gadam do mojego psa. To szalone, bo pies nie odpowie, ale chociaż wysłucha. Prawda? Mega zaskoczyłaś mnie tym, że Joyce nie jest w ciąży. Ja już widziałam w następnych rozdziałach uradowanego Wronę biegającego pomiędzy półkami w sklepach, a tu... Chociaż bardziej byłam ciekawa tego, jak zareaguje Antiga na wieść o ciąży siostry, ale będę musiała sobie na to poczekać, o ile się doczekam. Hah.
Życzę weny i do następnego.
Shoe naprawdę się zmartwił zniknięciem Nico. On jest strasznie uroczy. Gdy się tak o niego troszczy. Zostawił nawet dla niego swoją towaezyszkę . Ale cała ta sytuacja nadal nie rozwiązuje zagadki. Co tak naprawdę jest między nimi . A strasznie nie mogę się doczekać momentu kiedy to się okaże. Ciągle żal mi Isaaca. Chłopiec strasznie tęskni za mama. I wcale mu się nie dziwię. Nawet zdecydował się na telefon do niej.
OdpowiedzUsuńOna jak zwykle nie była zadowolona. Jestem ciekawa czy ja kiedyś ją tutaj polubie. Niestety mam wrażenie że nie.
Co do ostatniej sprawy . No wprost nie potrafię uwierzyć w to że Joyce nie jest w ciazy.
Ja tak bardzo cieszyłam się razem z Andrzejem. Kurczę. No nie wiem co napisać. Widać że on cholernie przejął się tym faktem. Za to Joyce była wyraźnie zadowolona z tego że dziecka jednak nie ma.
Mam nadzieję że brak ciąży. Niczego między nimi nie zmieni . Że Andrzej jakoś sobie z tym poradzi . I znów nie zrobi czegoś głupiego.
No nic pozostało mi czekam na nowy rozdział. Jak zwykle z niecierpliwością. Pozdrawiam .
Dość długo mnie nie było w świecie blogerskim. 😏😏
OdpowiedzUsuńW ostatnim czasie postanowiłam to zmienić i zaczęłam nadrabiać. 😊😊
Bardzo podoba mi się to opowiadanie. 😍😍
Jest takie inne, bo jest tu dużo bohaterów. 🙈🙈
Czekam na kolejny. 😘😘
Pozdrawiam. 😗😙😚😘😍 💙❤️💜💚
Zaczyna mi się nie podobać dziwna sytuacja, która tworzy się między Nickiem a Sharonem...Chciałabym to przemilczeć, żeby nie wyjść na jakąś nietolerancyjną, bo tolerancyjna jestem! Ale ja po prostu nie chciałabym być zmuszona akceptować ich, jako pary XD Ogólnie nie mam nic do homoseksualistów, po prostu taka rola nie pasuję mi do tych bohaterów! A mam wrażenie, że to wszystko idzie w tym kierunku...Chyba, że źle to odczytuję ;/
OdpowiedzUsuńNo i kurczę, dlaczego Daniel musi być taka oschła i pozbawiona ludzkich uczuć? Dzwoni do niej syn, jej jedyny syn, nie widzący poza nią świata, bo jest w nią zapatrzony jak w obraz, a ona no nie wiem, zachowywała się jakby ech nieważne, bo brzydkie słowa cisną się na usta. Szkoda mi małego, że ma taką matkę ;___; Ok może w końcówce już lepiej się zachowywała i powiedziała, że do niego wróci, ale szczerze? Ona jest taka dziwna, że nie zdziwię się, jeśli znowu odstawi jakąś dramę i zniknie.
Szkoda mi strasznie Andrzeja ;c tak strasznie się nakręcił na to dziecko, był taki szczęśliwy i jejku no on się cieszył z takiego rozwoju zdarzeń,a wyszedł z tego niezły klops. Jeszcze biedny się popłakał, a najgorsze, tak według mnie najgorsza jest to, że to tylko on cieszył się z bobasa...
Ok, może nie mogłam przyzwyczaić się do Joyclyn w ciąży, ale teraz!? Joyclyn nie będąca w ciąży!? A sie porobiło, a się nakręciło, co ty tutaj nam jeszcze zaserwujesz?
N