Mimo bardzo dziwnych wydarzeń po meczu, Stephane
wrócił do mieszkania w całkiem dobrym humorze. Po pierwsze – wygrali, a to
zawsze był powód do radości, a po drugie wyglądało na to, że Nico szybko
nawiązał dobry kontakt z Timotiem. Różnica wieku równa prawie osiem lat nie
miała w tym wypadku żadnego znaczenia. Przegadali prawie cały mecz, co pewien
czas wybuchając gromkim śmiechem. Jakby znali się od zawsze. Jakby się razem
wychowywali.
Z Manoline było trochę gorzej. Dziewczynka
podchodziła z dystansem do nowego starszego brata. Owszem, odpowiadała na jego
pytania, ale były to odpowiedzi zdawkowe i powściągliwe. Całe pięć setów
przesiedziała wtulona w ramię mamy, jedynie co pewien czas spode łba
spoglądając na Nicolasa.
Stephane westchnął cicho, nerwowo przestępując z nogi
na nogę. Obiecał sobie, że jak tylko wrócą, to na spokojnie porozmawia z córką,
ale teraz stał przed jej pokojem i dosłownie zżerały go nerwy.
− Weź się w garść – skarcił samego siebie. – Co
takiego niby może się stać? Zje cię, czy co? – prychnął, a potem pewnie
nacisnął klamkę. – Manoline? − Powoli wszedł do pokoju dziewczynki.
Pomieszczenie nie było specjalnie większe od sypialni
Isaaca. Mieściło się tu tylko kilka mebelków, ale za to było bardzo przytulnie.
Na podłodze leżał puchaty, bladoróżowy dywan, osobiście wybierany przez
lokatorkę, a na ścianach wisiały jej prace. Sama Manoline siedziała przy
wepchniętym pod okno biurku i rysowała coś wzięcie.
− Zaraz kończę, tato – powiedziała, nawet na chwilę
nie odrywając wzroku od kartki. – Jeszcze dziesięć minut i idę spać, obiecuję.
Parsknął śmiechem. Usiadł na łóżku obok, oparł się
plecami o ścianę i wziął głęboki oddech.
− Chciałbym z tobą porozmawiać.
Many zamarła z kredką nad kartką. Powoli obróciła
głowę i zmierzyła trenera uważnym spojrzeniem.
− Chodzi o Nicolasa, prawda?
Zamrugał szybko. Nie spodziewał się tak szybkiego
przejścia do sedna sprawy.
− Skąd wiedziałaś?
− To było oczywiste, tato. Widać, że się denerwujesz,
więc chodzi o coś poważnego. A jedyną poważną sprawą, której jeszcze nie
odhaczyliśmy jest Nico. Nie trudno się domyślić, o co chodzi. − Przewróciła
oczami, jednocześnie krzyżując ręce na piersi.
Mimowolnie parsknął śmiechem. Czasami naprawdę
zapominał, że jego dzieci nie są już takie małe i rozumieją o wiele więcej, niż
mu się wydaje.
− Tak, chciałbym porozmawiać o Nicolasie –
potwierdził. – Trochę… nie, bardziej niż trochę martwi mnie to, że niezbyt
pozytywnie zareagowałaś na jego pojawienie się. Wiem, że to duża zmiana i na
pewno jest to trudne, i przewidzieliśmy z mamą, że na początku będzie wam
ciężko, szczególnie, że dodatkowo mają się pojawić bliźniaki, i…
− Tato. Przestań. – Dziewczynka gwałtownie przerwała
potok słów ojca.
Posłusznie zamilkł. Zacisnął, a potem rozluźnił
pięści, by znów nie zacząć paplać bez sensu. Doskonale wiedział, że to do
niczego nie prowadzi.
− Po prostu się boję – powiedział w końcu. – Jesteś w
końcu moją małą córeczką. Chcę cię chronić.
− Ale ja tylko muszę sobie wszystko poukładać. –
Manoline wstała z krzesła, by usiąść obok Stephana. – Zamiast jednego starszego
brata, nagle mam dwóch. I heloł, nie jestem już małym dzieckiem, wiem, że to
jest dziwne. – Opadła na poduszki. Przez chwilę milczała, myśląc nad czymś
intensywnie. W końcu jednak skrzyżowała nogi, oparła ręce na kolanach, a potem
z zaciekawieniem spojrzała na tatę. – Naprawdę nie wiedzieliście, że on żyje? –
zapytała. Jej głos był czysty, nie słychać w nim było żadnych negatywnych
emocji.
− Nie mieliśmy pojęcia. Brzmi jak historia z jakiegoś
filmu, co nie?
Dziewczynka parsknęła śmiechem. W zamyśleniu
przygryzła wargę, jednocześnie skubiąc róg kołdry.
− Jeśli okaże się, że Nicolas ma super moce, to
uwierzę we wszystko.
Tym razem i Stephanie nie mógł się nie zaśmiać. Zaraz
jednak zmarkotniał. Mimo że Many żartowała nieudolnie, to on nadal widział
napięcie na jej twarzy. Była w końcu jego córką.
− A teraz już całkowicie szczerze – zarządził. –
Powiedz, co ci leży na sercu?
Nie odpowiedziała od razu. Spuściła wzrok, dłonie
zaciskają na skrzyżowanych stopach. Przez chwilę wpatrywała się w podłogę, by w
końcu odpowiedzieć niechętnie:
− Będę środkowym dzieckiem – mruknęła niechętnie. –
Dosłownie. Dwoje starszych, dwoje młodszy. Nicolas dopiero się odnalazł, a
bliźniaki będą malutkie. Małe dzieci potrzebują dużo uwagi, prawda? I gdyby
chodziło tylko o nie, to nie byłoby tak źle. Zawsze chciałam się sprawdzić jako
starsza siostra, ale skoro pojawił się Nico… − urwała, znów zagryzając wargę.
Nie musiała kończyć. Stephane przeklną w myślach,
doskonale wiedząc, o co chodziło córce. Tego właśnie obawiał się najbardziej, o
tym mówiła Stephanie. Wiedział jednak, że nie będzie w stanie załatwić
wszystkiego w trakcie jednej rozmowy. Zarazem przed nim, jak i przed jego żoną
stanęło poważne wyzwanie, które miało sprawdzić ich jako rodziców.
To wiedział. Ale czy nie mógł zacząć już teraz? Przecież
wszystko zaczyna się od słów.
Wziął głęboki oddech, policzył do dziesięciu, by
uspokoić myśli.
− Nie będę kłamać, najbliższe kilka miesięcy może być
trudnych. Szczególnie, że na początku maja wracam do Kanady. Mamy mało czasu
żeby wszystko sobie ułożyć. – Mówił bardzo powoli, uważnie dobierając słowa. –
I jak najbardziej masz prawo czuć się skrzywdzona, przerażona i w ogóle mieć
wrażenie, że wszystko wymknęło się spod kontroli…
− Bo się wymknęło, tato – prychnęła Manoline. –
Założę się, że w innych rodzinach nie dzieją się takie dziwne rzeczy.
− Ale obiecuję, że ja i mama postaramy się nad tym
zapanować. – Stephane zupełnie zignorował stwierdzenie córki.
Spojrzała na niego z powątpieniem. Może miała niecałe
dziesięć lat, może i była tylko dzieckiem, ale wiele rozumiała.
− Bo to nie jest tak, że ja się w ogóle nie cieszę! –
wybuchnęła nagle, odwracając się przodem do ojca. – Będę miała rodzeństwo!
Przestanę być najmłodsza, a to oznacza, że nie będziecie już na mnie patrzeć
jak na małe dziecko.
− Wcale tak na ciebie nie patrzymy – próbował
protestować mężczyzna.
− Tato…
− Nie moja wina, że zawsze będziesz moją małą
dziewczynką. – Rozłożył bezradnie ręce.
− Do tego jest szansa, że będę miała siostrę –
kontynuowała. – I przeprowadzamy się do większego domu i w ogóle… to naprawdę
super – stwierdziła, uśmiechając się nieznacznie. – Tylko że… po prostu się boję
– wyszeptała, podkulając nogi pod brodę i znów pusty wzrok wlepiając w
podłogę.
Zacisnął usta w wąską kreskę. Ostrożnie przytulił
córkę, tak jak to robił za każdym razem, gdy budziła się z płaczem, gdy coś
sobie zrobiła, gdy czegoś się przestraszyła. W końcu nie mógł pozwolić by jego
maleństwu coś się stało.
− Nie bój się, skarbie – szepnął. – Pamiętaj, że
cokolwiek by się nie stało zawsze będziesz moją małą córeczką. – Czule
pocałował dziewczynkę w czoło.
***
− Mamo, sprawdź zęby!
Isaac wypadł z łazienki, podbiegł do siedzącej w
fotelu Danielle i wyszczerzył się szeroko.
Kobieta niechętnie oderwała wzrok od swoich notatek.
Zmierzyła syna uważnym spojrzeniem. Chłopiec miał na sobie prowizoryczną
pidżamę zrobioną z bluzki rodzicielki, a hotelowe kapcie zsuwały się z chudych
stóp.
− Obróć głowę w prawo – poprosiła. Isaac posłusznie
wykonał polecenie. – Teraz w lewo. Otwórz szeroko buzię.
− Aaaa!
− Chyba jest okej. – Pokiwała z aprobatą głową.
Młody uśmiechnął się szeroko. Chwycił leżący na
szafce pilot, rzucił się na łóżko i włączył telewizor.
− Nie mają Animal Planet – jęknął, z irytacją
przerzucając kanały. – Discovery Channel też nie! To skandal!
Danny mimowolnie parsknęła śmiechem. Odłożyła na bok
papiery, a potem wstała z fotela, przeciągając się leniwie.
− Przesuń się – rzuciła do Isaaca. Gdy ten przysunął
się bliżej ściany, położyła się obok i podsunęła sobie poduszkę pod głowę. –
Jedna dla mnie, druga dla ciebie. – Podała drugą poduszkę synowi – I może
podniesiesz kołdrę z ziemi? Bo inaczej będzie nam zimno.
Chłopiec przewrócił oczami, ale położył się na
brzuchu, wychylił za krawędź łóżka i wciągnął kołdrę z powrotem.
− Mogę dzisiaj spać z mamą? – W jego oczach pojawiło
się podekscytowanie.
− Nie wiem czy zauważyłeś, ale łóżko jest tylko
jedno, więc chyba nie masz wyboru – zaśmiała się.
Prawie podskoczył z radości. Szybko wyłączył
telewizor, sięgnął do wyłączników na ścianie, zgasił światło, a potem wtulił
się w mamę. Ona za to objęła go opiekuńczo ramieniem i delikatnie cmoknęła w
czoło.
− Naprawdę się za mamą stęskniłem – wyszeptał po raz
kolejny tego dnia Isaac. – Dlaczego nie dzwoniłaś?
Westchnęła cicho. Jej oczy powoli przyzwyczajały się
do mroku. W ciemności dostrzegła zarys twarzy syna.
− Miałam problem z dostępem do sprzętu – wyjaśniła na
spokojnie. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek, ale nie wszędzie w Himalajach jest
zasięg.
− I nie chciałaś rozmawiać z wujkiem Stephanem,
prawda? – wypalił niespodziewanie.
Zamrugała szybko. Zaraz jednak uśmiechnęła się z
dumą. Zawsze wiedziała, że z Isaaca jest bystry dzieciak.
− To też – przyznała. – Przed wyjazdem miałam mało
czasu by wszystko zorganizować, ale teraz mam dla ciebie mały prezent – dodała
tajemniczo. – Ale dostaniesz go dopiero za kilka dni – zaznaczyła, słysząc, jak
chłopiec zaczyna kręcić się z podekscytowanie.
Nie nalegał, zresztą nigdy tego nie robił. Zamiast
tego zapytał:
− Porozmawiasz z wujkiem, mamo? Bo pewnie jest na
ciebie zły, że tak się nagle pojawiłaś i niczego nie wyjaśniłaś.
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Oczywiście, że
Stephanie był zły. W końcu to Stephane.
− Będę musiała. W końcu dobrze się tobą zajął,
prawda?
− Z mamą i tak jest lepiej. – Jeszcze mocniej się do
niej przytulił.
Uśmiechnęła się smutno. Nie była pewna, czy w obecnej
sytuacji na pewno cieszyła ją ta odpowiedź.
− Chodźmy już spać – zmieniła temat. – Jutro czeka
nas intensywny dzień.
Isaac niechętnie kiwnął głową. Podciągnął kołdrę pod
samą brodę, zacisnął palce na jej krawędzi i zamknął oczy.
− Kocham cię, mamo – wyszeptał jeszcze.
− Ja też cię kocham – zapewniła, całując go w czubek
głowy. – Cokolwiek by ci nie mówili, pamiętaj, że ja też cię kocham, synku.
***
Andrzej zagwizdał cicho, a Lambo momentalnie oderwał
się od obwąchiwanych krzaków. Spojrzał z dezaprobatą na pana, szczeknął z
wyrzutem i niechętnie powlókł się za siatkarzem. Ostatnimi czasy dość często
przemierzali razem tę drogę, ale mężczyzna nigdy nie pozwalała psiakowi
dokładnie zbadać terenu. Co to w ogóle miało być?
− Pobawimy się później – obiecał Wrona, otwierając
drzwi do jednego z bloków. – Ale najpierw sprawdzimy, co u Joyce. – Uśmiechnął
się szeroko.
Lambo nie mógł protestować. Zresztą lubił Joyce.
Dobrze drapała za uchem i miała wygodną kanapę.
Andrzej podzielał zdanie swojego pupila, choć od
kanapy zdecydowanie wolała łózko kobiety. Przeskakując po dwa schodki na raz,
wspiął się na trzecie piętro i niecierpliwie nacisnął dzwonek do drzwi.
− Raz, dwa, trzy…
− To znowu ty?
Nie zdążył doliczyć do pięciu, a w progu stanęła
rudowłosa Francuzka. Ubrana w cieplutki dres, nonszalancko oparła się o framugę
i zmierzyła gościa rozbawionym spojrzeniem.
− To znowu ja. – Wyszczerzył się głupkowato. –
Przyniosłem ciastka i psa. Może być?
Mimowolnie parsknęła śmiechem.
− Wchodźcie.
Posłusznie wykonali polecenie. Lambo od razu
skierował swoje małe, tłuste cielsko w kierunku kanapy, za to Andrzej udał się
do połączonej z salonem kuchni, by rozpakować przyniesione zakupy.
− Jak się czujesz? – zapytał, chowając do lodówki
zapas cytryn.
− Całkiem nieźle – wzruszyła ramionami Joyce. – A na
pewno lepiej niż wczoraj. – Uśmiechnęła się delikatnie.
Przyjrzał jej się uważnie. Nadal była lekko blada i
co chwile pociągała nosem, ale w jej oczach znów pojawił się zadziorny błysk.
Trzymała się też jakby prościej, a sądząc po talerzach w zlewie, miała
wystarczająco dużo energii, by wstać z łózka i zrobić sobie coś do zjedzenia.
− Ale nie ryzykowałam przyjścia na mecz – dodała. –
Nie chciałam nikogo zarazić.
Ze zrozumieniem pokiwał głową. Oczywiście nie miał
jej za złe, że się nie pojawiła. W końcu jeszcze dzień wcześniej walczyła z
temperaturą.
− To chyba nawet lepiej. Jeszcze byś się
niepotrzebnie zdenerwował rodzinnymi problemami.
− Rodzinnymi problemami? – Zmarszczyła ze zdziwieniem
brwi. – A co to ma wspólnego z meczem?
Przeklną w myślach samego siebie. Od czasu do czasu
naprawdę powinien ugryźć się w język. Tak dla swojego własnego dobra.
− W hali pojawiła się twoja siostra – wyjaśnił niechętnie.
– I chyba pokłóciła się o coś z Samikiem. Przynajmniej tak to wyglądało.
Jocelyne zamrugała gwałtownie, nie bardzo dowierzając
w to, co słyszy.
− Serio? Danielle jest w Warszawie?
− Na to wygląda. Ale żadnych więcej szczegółów nie
znam. – Andrzej rozłożył bezradnie ręce.
Z irytacją przewróciła oczami. Oparła się o blat i
wzięła kilka głębokich wdechów.
− I nikomu o tym nie powiedziała, cała Danny. –
Pokręciła z dezaprobatą głową. – Mam nadzieję, że chociaż przez te kilka dni
zajmie się własnym dzieckiem – prychnęła.
Wrona nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Nie chciał
się wtrącać w rodzinne niesnaski kobiety, więc po prostu szybko wypakował
pozostałe zakupy, a gdy skończył, odruchowo chciał zająć się naczyniami w
zlewie.
− Daj spokój. – Joyce stanowczo chwyciła nadgarstek
siatkarza. – Przecież zajmę się tym później.
Niechętnie ustąpił. Zamiast tego uśmiechnął się
chytrze, a potem zaciągnął Francuzkę do salonu po drodze zgarniając paczkę
ciasteczek. Jocelyne usiadła obok Lambo na kanapie i zaczęła drapać go po
łebku, za to Andrzej położył się na dywanie i z głową podpartą na ramionach,
śledził nieznacznie ruchy kobiety.
− Byłabyś dobrą matką – stwierdził niespodziewanie.
Zamarła. Zaskoczona spojrzała na siatkarza.
− I wywnioskowałeś to z tego, że twój pies mnie lubi,
tak? – dopytała rozbawiona.
− To też – potwierdził niechętnie. – Ale przede
wszystkim widzę jak się o wszystkich martwisz. O Isaaca, o Stephanie, o Timiego
i Manoline, o bliźniaki, które się przecież jeszcze nawet nie urodziły. Masz w
sobie naprawdę olbrzymie pokłady miłości.
Zarumieniła się gwałtownie. Odchrząknęła nerwowo, a
potem wróciła do głaskania Lambo.
− Z ciebie też byłby dobry ojciec – powiedziała, nie
odrywając uwagi od psiaka.
− Jak to? – Teraz to Andrzej zbaraniał.
− Normalnie. – Wzruszyła ramionami. – Poczytałam
trochę i odkryłam, że jesteś całkiem aktywny wolontariuszem na oddziałach
onkologicznych dla dzieci. A z wywiadów wynika, że cię lubię.
Odruchowo uśmiechnął się pod nosem. Tak, ta część
jego życia była naprawdę dla niego ważna. Choć bywały bardzo ciężkie chwilę,
choć niektórzy sądzili, że pomaga tylko dla rozgłosu, to jednak przebywanie
wśród małych pacjentów naprawdę wiele dawało zarazem dzieciom, jak i jemu.
− Dobrze się czuję w towarzystwie dzieciaków – powiedział
takim tonem, jakby to było coś najnormalniejszego na świecie. – Zupełnie małych
i tych starszych. Lubię się z nimi bawić, opiekować, lubię gdy są szczęśliwe.
Czy to jest dziwne?
− Oczywiście, że nie! – zaśmiała się serdecznie,
zaczesując włosy do tyłu. – Choć coś czuję, że po prostu masz w sobie
niezaspokojone pokłady instynktu rodzicielskiego. – Znacząco postukała palcem w
czubek głowy mężczyzny.
Spojrzał na Jocelyne i uśmiechnął się pod nosem. Musiał
przyznać jej racje. Już chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zawahał
się. Po namyśle, po prostu podparł się na rękach, chwycił nadgarstki kobiety i
delikatnie ściągnął ją na podłogę tak, by teraz leżała obok niego.
Zachichotała. Pochylił się nad nią, a ona jak gdyby
nigdy nic, zadarła głowę i pocałowała środkowego.
− Czyli marzy ci się własne maleństwo, tak? – Gdy na
sekundę oderwali się od siebie. – Drewniana kołyska, nocny płacz i pierwsze
kroki. – Zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem.
Nie odpowiedział od razu. Zamiast tego przyciągnął
Jocelyne i znów pocałował, wplatając dłonie w jej włosy.
− To jedno z moich największych marzeń – szepnął w
końcu do siebie, tak cicho, że był pewien, że nikt go nie usłyszał.
Nie miał jednak pojęcia, że gdy Joyce usłyszała to
wyznanie, coś w jej sercu drgnęło.
***
− Naprawdę nie musiałaś ze mną iść. – Guillaume
nerwowo kopnął kamyk, kątem oka spoglądając na idącą obok Natalii.
− Ale chciałam. – Kobieta z zaciętą miną wjechała
wózkiem na chodnik. – I wiem, że mimo
wszystko tyteż chcesz mieć kogoś odwodzie. Na wszelki wypadek, jakby coś się
stało. Oczywiście porozmawiasz z Danielle sam. Ja pokręcę się tu i tam.
Pójdziemy z Justin na babskie zakupy, co nie? – Pochyliła się nad córką, a tak
zachichotała wesoło, jakby doskonale wiedziała, o czym mama mówi.
Samik zacisnął zęby, wiedząc, że dalsza dyskusja i
tak do niczego nie doprowadzi. Jeśli Nat się na coś uparła, to po prostu to robiła.
Szczególnie jeśli dotyczyło to osób, które kochała.
Doszli pod hotel, w którym mieszkała Danielle.
Francuzka już na nich czekała. Stała przed wejściem z tą samą chłodną miną co
zawsze, a obok niej znudzony Isaac bawił się świecącym jo-jo.
Samik przeklną w myślach. Przecież kobieta nic nie
wspominała o tym, że chłopiec będzie obecny przy ich rozmowie.
− Cieszę się, że przyszliście. Obydwoje. – Danny
posłała Natalii coś, co o dziwo można było uznać za całkiem miły uśmiech. –
Choć oczywiście chciałabym rozmawiać tylko z tobą Guillaume.
− Wiem. – Odruchowo przytaknęła Nat. – Ale
pomyślałam, że… że może nie masz z kim zostawić młodego – wymyśliła na szybko,
odruchowo mocniej zaciskając dłonie na rączce od wózka.
Danielle zmrużyła podejrzliwie oczy, ale po chwili na
jej twarzy pojawiło się coś na kształt aprobaty.
− Masz racje, nie pomyślałam o tym. Isaac – Położyła
dłoń na głowie syna, a on na chwilę oderwał się od zabawy. – Potrzebuje przez
pół godziny porozmawiać o czymś ważnym. Zostałbyś na chwilę z Natalii i… −
Zerknęła na wózek. – I Justin, tak?
Natalii znów mimowolnie pokiwała głową.
− Okej. – Chłopiec tylko wzruszył ramionami. – Ale za
pół godziny mama wróci, tak? – Na chwilę oderwał się od zabawki.
− Wrócę – Znów się uśmiechnęła, a Samica przez ułamek
sekundy miał wrażenie, że z jej postawy zniknął typowy chłód.
Ale zaraz powrócił do rzeczywistości. Danny wstała,
obdarzył mężczyznę zimnym spojrzeniem, a potem niby zachęcająco wyciągnęła
rękę.
− W takim razie chodźmy.
Przełknął nerwowo ślinę. Zerknął na narzeczoną, a ta
pokrzepiająco kiwnęła głową. Wiedziała, że to jedyna szansa by wszystko z
powrotem poukładali.
Wziął głęboki oddech, a potem pewnym krokiem ruszył
za Francuzką.
Przez pierwsze pięć minut po prostu szli przed siebie
w zupełnym milczeniu. Guillaume nie miał pojęcia, jak mógłby zacząć tę rozmowę,
za to Danielle wydawała się myśleć nad czymś intensywnie, jakby rozważała
wszystkie za i przeciw zaistniałej sytuacji.
− Przejdźmy od razu do rzeczy – odezwała się w końcu
takim samy chłodnym, pozbawionym emocji głosem jak ostatnio. – Proces uznania
ojcostwa to dużo papierów i dokumentów, ale mam znajomego prawnika w Paryżu,
pomoże. Wiele rzeczy załatwił mi już od ręki, jak się uda, to nawet nie
będziesz musiał przyjeżdżać do Francji. Jeśli chodzi o prawa rodzicielskie, to
będziemy musieli się dogadać, ale wydaje mi się, że…
− Zaraz, stop! – Zszokowany Samik gwałtownie przerwał
monolog kobiety.
Skrzywiła się z irytacją.
− O co chodzi? – warknęła.
− Ty mówisz serio? Nie żartujesz sobie?
Prychnęła kpiąco. Oparła się o chropowatą ścianę
kamienicy i zmierzyła siatkarza szyderczym spojrzenie.
− Czyżbyś nagle uznał, że jestem zdolna do żartów?
Zacisnął wściekle pięści. W myślach policzył do
dziesięciu, by nie wybuchnąć gniewem.
− Wydawało mi się, że zareagujesz inaczej – mruknął.
– Że będziesz chciała mi wmówić, że Isaac jednak nie jestem moim synem, albo
nie pozwolisz nam na kontakt, będziesz go utrudniać czy coś.
Wzniosła oczy ku niebu, a jej usta poruszyły się w
bezgłośnej modlitwie o cierpliwość.
− Ruszył byś od czasu do czasu móżdżkiem. –
Uśmiechnęła się cynicznie. – Po co miałaby to robić?
− No nie wiem… Bo to by było w twoim stylu! –
Wybuchnął.
Na kobiecie jego podniesiony głos nie zrobił żadnego
wrażenia. Jedynie jakby bardziej zmrużyła oczy po czym kontynuowała spokojnie.
− W przeciwieństwie do ciebie, zdarza mi się myśleć. I
nie mam ochoty marnować swojego czasu i pieniędzy na sądowe potyczki z tobą. Po
pierwsze i tak bym wygrała, a po drugie na pewno nie wyszłoby to na dobre
Isaacowi.
Tu Guillaume musiał przyznać Francuzce racje. Choć
nadal nie rozumiał, dlaczego tak łatwo odpuściła.
− Czyli… pokojowo ustalimy jakiś logiczny kalendarz
odwiedzin, tak? W wakacje i dłuższe weekendy bez problemu mogę brać go do
siebie i…
− A kto powiedział, że dalej będzie mieszkał ze mną?
Teraz to totalnie zgłupiał. Wpatrywał się w Danielle,
z szeroko otwartą buzią, zupełnie nie dowierzając w to, co słyszy.
− Zamknij buzię, bo wyglądasz idiotycznie – pouczyła
go cierpkim głosem.
Odruchowo wykonała polecenie.
− Ale zaraz… że niby tak po prostu zgodzisz się by
był ze mną? – Wydawało mu się, że czegoś nie rozumie.
Na widok jego ogłupiałej reakcji, Danny jedynie znów
wykrzywiła usta w kpiącym uśmiechu.
− Isaac ma osiem lat. Może sam zdecydować.
To go jeszcze bardziej zaskoczyło. Przez chwilę
zastanawiał się, czy kobieta przypadkiem sobie z niego nie kpi.
− Znaczy się teraz nagle o nim myślisz, tak? Ale nie
wpadłaś wcześniej na to, że mógłby chcieć od urodzenia znać swojego ojca.
Coś drgnęło na twarzy kobiety. Przez ułamek sekundy
Samik miał wrażenie, że dostrzegł w jej oczach autentyczny smutek. Nieznacznie
potrząsnął głową, a wrażenie znikło. Szare tęczówki znów stały się lodowate.
− Zawsze mogę zmienić zdanie. – Skrzyżowała ręce na
piersi.
Guillaume odetchnął głęboko. Miał wielką ochotę
wygarnąć Danielle wszystko, co o niej myśli, ale doskonale wiedział, że to nie
jest najlepszy moment. Musiał skupić się na Isaacu. On był najważniejszy. Siatkarz
jeszcze raz uważnie przyjrzał się Danny. Wydawała się podchodzić do tego z
nienaturalnym wręcz spokojem, a to sprawiało, że w głowie mężczyzny pojawiły
się kolejne wątpliwości.
− Myślisz, że zdecyduje się zamieszkać z ojcem,
którego tak naprawdę nie zna?
− Oczywiście, że nie – prychnęła kpiąco. – Ale do
lipca zajmują się nim Stephane i Stephanie. Możesz uzgodnić z nimi, że na
przykład przez najbliższy miesiąc będziesz brał Isaaca na weekend, a potem
zamieszka u ciebie na stałe. Zresztą, skoro tak bardzo ci zależy, to sam coś
wymyśl.
Mimowolnie kiwnął głową. Musiał przyznać, że to był
dobry plan. Przede wszystkim Danielle dawała przyjmującemu wolną rękę. Będąc
bliskim przyjacielem Stephana, miał pewność, że przez te kilka miesięcy nikt
nie będzie mu utrudniał kontaktów z synem.
− I nie kryje się za tym żaden podstęp? – dopytał na
wszelki wypadek. − Nie boisz się, że go wywiozę no nie wiem… do Argentyny?
− Znalazłabym cię w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.
Podniósł głowę i pierwszy raz tego dnia naprawdę
szczerze spojrzał Danny w oczy. Próbował dostrzec w nich jakieś oznaki
kłamstwa, matactwa, przekrętu, czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na to, że
kobieta chce odciąć Samika od syna.
Ale jej spojrzenie było tak zimne, a głos tak
zupełnie wyprany z emocji, jakby mówiła o jednym ze wzorów fizycznych.
− To chyba dobry plan − zgodził się w końcu, choć
nadal podejrzliwie spoglądał na kobietę. – Pozostaje jeszcze kwestia tego, jak
poinformujesz swojego syna, że jestem jego ojcem. – Teraz to on uśmiechnął się
triumfalnie, pewien, że wytrąci Danny z równowagi.
Jednak Francuzka pozostała tak samo niewzruszona jak
wcześniej.
− Powiem mu po prostu.
Zamrugał szybko, przekonany, że się przesłyszał. Ton
głosu Danielle był tak spokojny, tak wyprany z emocji, jakby mówiła o przepisie
na sałatkę.
− Chciałbym przy tym być.
− Nie.
Wydało się, że tylko tyle ma do powiedzenie. Oparta o
ścianę, z skrzyżowanymi na piersi ramionami, wpatrywała się w Samikę kąśliwym
spojrzeniem.
− Powiem mu dzisiaj, a spotkacie się jutro. Tutaj, o
tej samej porze.
Samik przełknął głośno ślinę. Zawahał się, czy dalej
nie protestować, ale w końcu stwierdził, że to bez sensu. Mógłby tylko
niepotrzebnie rozdrażnić Danny, a tak miał przynajmniej minimalną pewność, że
zrobi to, co obiecała.
− Niech będzie. – Niechętnie pokiwał głową. – Czyli
najpierw mówisz Isaacowi, że jestem jego tatą, a potem szczegóły ustalam z
Stephanem? – Uśmiechnął się nieznacznie. To będzie zdecydowanie łatwiejsza
rozmowa.
− Tak – przytaknęła spokojnie Danielle. – A w lipcu
Isaac zdecyduje, co dalej.
***
Natalii śledziła wzrokiem Samika, aż do momentu, gdy
on i Danielle nie zniknęli za pobliskim
zakrętem. Dopiero wtedy nerwowo zagryzła wargę, po czym lekko drżącym głosem
zwróciła się do Isaaca.
− Chciałbyś robić coś konkretnego? – zapytała,
starając się opanować naderwane nerwy.
Chłopiec jedynie wzruszył ramiona, nawet na chwilę
nie odrywając wzroku od jo-jo.
Westchnęła cicho. Nie miała jakiegoś wielkiego
doświadczenia w opiece nad dziećmi w tym wieku, ale nie przypuszczała, że to
może być aż tak trudne.
− Może coś zjemy? Niedaleko mają całkiem niezłe
zapiekanki.
Na twarzy Isaaca pojawił się cień uśmiechu.
− Mama robi najlepsze zapiekanki – mruknął.
Nat uznała to za zgodę. Odblokowała hamulec w wózku i
zaczęła iść w kierunku dworca. Młody Antiga szybko podążył za nią, w locie
chwytając swoją zabawkę.
Kobieta odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że budka,
o której mówiła, nadal stoi, a nawet jest otwarta. Szybko zamówiła jedzenie dla
siebie i młodego, a potem obydwoje usiedli przy chwiejnym plastikowym stoliku.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, jednak w końcu Natalii stwierdziła, że
warto by jednak porozmawiać.
− Pewnie nie jest tak dobra, jak zapiekanka twojej
mamy, prawda? – zapytała, posyłając chłopcu najmilszy uśmiech na jaki było ją
stać.
− Yhm. – Ośmiolatek z apetytem wgryzł się w ciepłą
bułkę. – Mama zawsze robi zapiekanki, gdy coś uda jej się w pracy. Najpierw
piecze je w piekarniku, a potem jemy je, grając w chińczyka. Ja zawsze
wygrywam. – Uśmiechnął się triumfalnie, a Natalii mimowolnie parsknęła
śmiechem.
− Brzmi ekstra. – Starła serwetką resztki ketchupu z
ust. – Co jeszcze fajnego robicie?
Isaac wydął usta i w zamyśleniu podrapał się po
brodzie.
− Jak jestem chory to mama robi makaron z serem.
Najgenialniejszy pod słońcem. Bierze wolne, robi olbrzymią miskę makaronu i
spędzamy cały dzień, leżąc w łóżku i oglądając National Geografic – opowiadał z
entuzjazmem, a w jego oczach pobłyskiwały wesołe ogniki. Mówił tak beztrosko,
tak radośnie, że Nat nie mogła uwierzyć, że mają na myśli tę samą osobę, tę
samą zimną, uśmiechającą się kpiąco Danielle.
− Twoja mama musi być naprawdę fajna – stwierdziła, siląc
się na uśmiech i poprawiając kocyk śpiącej Justin.
Chłopiec nie mógł odpowiedzieć, bo akurat przeżuwał,
ale twierdząco pokiwał głową.
Zaraz jednak zmarkotniał. Wlepił pusty wzrok w
dziurawy chodnik i zaczął smętnie wymachiwać nogami.
− Mama jest super – powiedział tak cicho, że Natalii
ledwo go usłyszała. – Ale ludzie i tak jej nie lubią.
Kobietę zamurowało. Zdecydowanie nie spodziewała się
takiego stwierdzenia. Przede wszystkim nigdy nie usłyszała czegoś podobnego. A
już na pewno nie od ośmiolatka. Zamrugała cokolwiek zdezorientowana. Spojrzała
w prawo, w lewo, jeszcze raz poprawiła koc córki i dopiero wtedy odważyła się
coś powiedzieć.
− Dlaczego ludzie jej nie lubią? – zapytała
ostrożnie.
− Nie wiem. – Isaac jedynie wzruszył ramionami. – Chyba…
chyba nigdy jej nie lubili. Tak po prostu. Więc ona stwierdziła, że nie będzie
lubić ich. I tak już zostało. – Bezwiednie zaczął kopać kamyk przed sobą.
Nat przyjrzała mu się uważnie. Może nie znała zbyt
dobrze młodego Antigi, ale mogła spokojnie stwierdzić, że jest inteligentnym
chłopcem. Jego opowieści nie brzmiały jak złudne marzenia niekochanego dziecka
– były naprawdę szczere.
− Bardzo za nią tęskniłem. – Isaac podkulił nogi i
objął kolana ramionami. – Nigdy nie zostawiała mnie na tak długo. Sama
wyjeżdżała na maksymalnie kilka dni. Na dłuższe wyjazdy zawsze zabierała mnie
ze sobą. Czasami nawet na miesiąc.
− A co ze szkołą? – Po raz kolejny tego dnia, Natalii
nie mogła ukryć za skoczenia.
− Uczyłem się w domu – wyjaśnił takim tonem jakby to
było najnormalniejsza rzecz pod słońcem. – Znaczy… mama mnie uczyła. Tak po
prostu. Jeździłem z nią na różne konferencje i słuchałem wielu mądrych
naukowców. Tych nie mądrych również, bo można było z nich pożartować.
Oboje parsknęli śmiechem. To był beztroski, wesoły
śmiech. Był w końcu koniec marca, nadchodziła wiosna, a oni siedzieli sobie na
plastikowych krzesełkach i jedli zapiekanki.
Dodatkowo teraz Isaac otworzył się jeszcze bardziej.
Zaczął dosłownie sypać różnymi ciekawymi historyjkami z tych „poważnych
konferencji, bardzo mądrych naukowców.” Opowiadał, jak to amusił pewnego
doktora do oglądania programu o życiu żuków, albo jak przez przypadek zniszczył
notatki jednego chińskiego profesora, bo uznał je za kolorowankę.
− Oczywiście profesor się bardzo wściekł i na mnie
nawrzeszczał. Mama się z nim zgodziła, przytakiwała, nawet dała mi karę. Tylko,
że w ramach tej kary miałem iść na wykład tego profesora, z specjalną słuchawką
w uchu i zadawać dyktowane przez mamę pytania. Cała sala się zwijała ze śmiechu,
gdy profesor wściekły schodził ze sceny, bo zagiął go sześciolatek. –
Wyszczerzył się triumfalnie, a Natalii znów zaśmiała się głośno.
− I ludzie naprawdę nie lubią twojej mamy? – Szybko
otarła z policzków łzy śmiechu.
− No nie lubią – burknął Isaac. – Wujek Stephane jej
nie lubi, ciocia Stephanie też i ciocia Joyce, i nawet ten pan, ten, co teraz
rozmawia z mamą, no…
− Chodzi i o Guillauma? – podpowiedziała mu Nat.
− Dokładnie! On też nie lubi mamy. – Chłopiec
skrzyżował ręce na piersi, przybierając minę smutnego szczeniaczka. – Więc ona
nie lubi ich – dodał.
Natalii westchnęła cicho. Gdy jeszcze raz spojrzała
na Isaaca, coś ukuło ją w sercu. Był tylko dzieckiem. Małym chłopcem, dla
którego mama była całym światem.
Przez chwilę biła się z własnymi myślami, ale w końcu
pochyliła się nad stołem i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu.
− Wiesz co – zaczęła, uśmiechając niepewnie. – Może
jestem dziwna, ale… Ale ja chyba lubię twoją mamę. Tak… tak jak lubię ciebie.
Z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział dwudziesty trzeci. Jest on najdłuższym rozdziałem jaki dotychczas pojawił się na blogu i na pewno jednym z trudniejszych jakie napisałam. Dlaczego? Ze względu na Danielle. Strasznie ciekawią mnie wasze opinie na jej temat, bo przyzna, że jest jedną z najtrudniejszych postaci, jakie miałam okazje skonstruować. Trochę nad nią myślałam, a na przykład scenkę w hotelu miałam napisaną już kilka miesięcy temu. Więc zastanawiam się, jak ją odebraliście.
Ode mnie to chyba tyle. Z góry dziękuję za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam
Violin
PS. Pojawili się także Joyce i Andrzej! W końcu chciałoby się rzec. Obiecuję, że oni też będą mieli swoje pięć minut, tylko no... na razie muszą nacieszyć się swoją sielanką.
Hej, hej ;) Dzisiaj pierwsza jestem ;) Rozdział jest genialny jak zawsze i faktycznie bardzo długi, ale to akurat dobrze. Zacznę tradycyjnie od początku. Nie dziwię się Manoline, że ma mieszane uczucia. W końcu wszystko się w jej życiu poprzewracało. Jednego dnia dowiedziała się, że ma starszego brata Nico, a w drodze jest kolejne młodsze tym razem rodzeństwo. To naturalne, że się boi, ale z czasem i oczywiście ze wsparciem kochających rodziców wszystko sobie poukłada ;) Teraz nieco przeskoczę i przejdę do Andrzeja i Joyce ;) Cieszę się, że w końcu pojawił się ich wątek :D Oni są razem tacy uroczy <3 To takie kochane ze strony Andrzeja, że jest wolontariuszem w centrum onkologicznym i jest taki troskliwy i opiekuńczy w stosunku do dzieci <3 Na pewno będzie dobrym ojcem, a jego marzenie o posiadaniu dzieci się wkrótce spełni i mam nadzieję, że będzie miał je oczywiście z Joycelyn ;) Wrócę teraz do postaci Danielle. Jakoś nie bardzo jej lubię. Jest taka oschła i zimna, pozbawiona wszelkich uczuć i emocji. Normalnie jak jakiś robot. Mam nadzieję, że kocha syna szczerze, chociaż współczuję Isaacowi takiej matki. Dobrze, że chociaż nie próbuje utrudnić Samice kontaktów z synem. Wydaje mi się, że Natalie nawiązała nić sympatii i porozumienia z Isaaciem :D To bardzo dobrze, ponieważ już niedługo będą spędzać więcej czasu ;) Mam nadzieję, że Isaac pozytywnie przyjmie wiadomość, że Samic jest jego tatą ;) To na pewno nie będzie dla niego łatwe, ale zawsze może liczyć na wsparcie Stephana, Stephanie i Joyce ;) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;) Życzę mnóstwo weny twórczej ;) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńBardzo mnie cieszy, że rozdział jest dłuższy, niż zazwyczaj, ponieważ bardzo lubię czytać to co piszesz.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do sedna. Wcale się nie dziwię, że Manoline ma jakiekolwiek wątpliwości. Niedługo na świat przyjdą bliźniaki, do tego Nico, sama bym się bała, że np. rodzice przestaną poświęcać mi mniej czasu, że zejde na dalszy plan. To tylko dziecko i ma prawo do wątpliwości.
Odnośnie Danielle.. Ta kobieta jest dla mnie jedną, wielką zagadką. Niby jest ciepła dla syna, a zaraz oznajmia Samikowi, że ot tak powie młodemu, że ma ojca. Że on sam będzie decydował o swojej przyszłości.. Kurczaczki, przecież to dziecko, a nie lalka. Na miejscu wszystkich z otoczenia Dani, bym ją związała na krześle i siłą domagała się wszelkich wyjaśnień, bo nikt nadal nie wie gdzie była, co tam robiła, a mam dziwne uczucie, że ten jej wyjazd wcale nie był związany z pracą.
Andrzej i Joyce to takie dwa gołąbeczki. Widać, że fajnie im ze sobą. Poruszony wątek o ewentualnym pojawieniu się dzieci, to miód na moje serce, a jak widać Joyce również zareagowała pozytywnie na odpowiedź Wrony.
Issac to świetne i otwarte dziecko, co dowidzi końcówka rozdziału. Natalii również stanęła na wysokości zadania i pomimo wewnętrznych wątpliwości fajnie spędziła z młodym czas. Aa! Trochę przykro mi się zrobiło kiedy Issac stwierdził, że nikt nie lubi jego mamy, ale gdyby miał obraz Danielle, taki jaki mają dorośli z jego otoczenia, na pewno spojrzałby na sprawdzę inaczej.
Do następnego.
Nic dziwnego, że Manoline czuje się zagubiona i niepewna, co stanie się w najbliższej przyszłości.
OdpowiedzUsuńNagle całe jej poukładane życie, zostało wywrócone do góry nogami. A jakby nie było, nadal jest tylko dzieckiem. Choć niezwykle mądrym i orientującym się świetnie w sytuacji.
Na wszystko potrzeba czasu. Być może, gdy pozna bliżej Nicolasa, łatwiej będzie jej zaakceptować fakt, że jest jej starszym bratem. Na pewno Stephan i Stephanie muszą mieć ją na oku i dużo z nią rozmawiać. Mam jednak nadzieję, że za kilka miesięcy wszystko się w ich życiu poukłada i cała siódemka, zamieszka razem w nowym domu. Tworząc jedną wielką szczęśliwą rodzinę.
U Joyce i Andrzeja nadal panuje sielanka. Spędzają ze sobą dużo czasu, świetnie się czując w swoim towarzystwie. Oby ich relacja dalej rozwijała się w taki sposób. To rozmowa o chęci zostania w przyszłości rodzicami, miała w sobie jakiś urok. Na szczęście są w tej kwestii zgodni i obydwoje marzą o dzieciach.
Danielle jest strasznie skomplikowaną postacią. Z jednej strony wydaje się okropną i zimną kobietą, ale z drugiej strony są opowieści Issaca, w których wydaje się zupełnie inna. Jego słowa o tym, że czuła się od zawsze nie lubiana i nie rozumiana przez innych, dają do myślenia.
Być może Danielle się pogubiła, a jej naganne zachowanie to tylko jakiś mechanizm obronny? Sama już nie wiem, co mam o niej myśleć.
Jednak pomysł, że to Isaac ma sam zdecydować z kim będzie chciał zamieszkać, wręcz mnie zszokował. Która matka z taką łatwością pogodziłaby się z ewentualnością, że jej dziecko zamieszka z nowo poznanym ojcem? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Tym bardziej, że Issac jest w nią zapatrzony, jak w obrazek. Czy ona tego nie dostrzega?
Świetnie, że Natalii stara się złapać jakiś kontakt z Isaciem. Na pewno jej dobre relacje z nim, wiele ułatwią w momencie, gdy pozna on prawdę o swoim ojcu.
Czekam z dużą niecierpliwością na ten moment. 😊
Czekałam z niecierpliwością na rozmowę Stephana z córką, bo sama byłam ciekawa co leży dziewczynce na serduszku. A okazało się, że ona po prostu się boi, iż zostanie odsunięcia z powodu pojawienia się nowego rodzeństwa. Oczywiście niepotrzebnie, ale dziecko to jednak dziecko. Chociaż muszę przyznać, że jest bardzo dojrzała ... nawet Stephan za nią nie nadąża haha. Na sam koniec się rozpłynęłam <3
OdpowiedzUsuńRelacja Danielle i Isaaca nadal jest dla mnie ... jakaś taka dziwna. Ona go kocha, on ją kocha, w końcu to matka i syn, ale ... sama nie wiem jak to opisać. Myślę, że ona po prostu traktowała go od początku jak dorosłe dziecko, zapominając o tym, że powinien przeżyć dzieciństwo jak normalne dziecko. Oczywiście dla niego to była frajda jeździć z matką w różne ciekawe miejsca, chodzić na ciekawe konferencje ... w końcu nie znał innego życia, ale to nadal dziecko. A najbardziej co mnie dziwi to to jak ona łatwo wzięła pod uwagę opcję, żeby Isaac zamieszkał z ojcem, którego wcześniej kompletnie nie znał. No jest dziwna i tyle. Specyficzna! I sądzę, że to nie tak że ludzie jej nie lubią ... oni jej po prostu nie rozumieją. Bo może i jej zachowanie denerwuje Stephana, Stephanie bądź Joyce ... ale to nie powód, aby nagle przestać darzyć ją ciepłym uczuciem. Szczególnie jeśli chodzi o jej rodzeństwo.
Zresztą sam Samik był kompletnie zaskoczony takim obrotem spraw. Sądził, jak chyba każdy z nas, że Danielle tak łatwo nie pozwoli mu na kontakty z synem. A tu proszę, aż nie wiedział co powiedzieć. Podobała mi się także rozmowa Natalie z Isaakiem. Chłopiec podświadomie wyczuł, że może jej zaufać i powiedział to, co leżało mu na serduszki. Pokazał jej Danielle swoimi oczami i przez to kobieta poczuła do niej nić sympatii :)
Wrócił nasz Andrzejek i nasza Joyce <3 Ale to co mnie najbardziej rozbawiło to chwilowe spojrzenie na całą sytuację oczami jego psa haha. To było boskie! Aj, co raz bardziej dziewczyna się do niego przekonuje. A raczej zakochuje się w nim! Jak już jej serce drga na samą myśl Andrzeja jako ojca to już prawie wpadła po uszy <3 Chociaż Twoje słowa pod rozdziałem zasiały we mnie ziarenko niepokoju ...
Czekam z niecierpliwością na rozmowę Samika z Isaakiem i oczywiście jego reakcję na wiadomość o ojcu :) Chociaż on jest tak dojrzały, że podejrzewam iż przyjmie to ze spokojem :)
Pozdrawiam i zapraszam na nowość ;*
Jestem tu jutro! Najpóźniej wieczorem 😎 ech, wakacje
OdpowiedzUsuńFaktycznie długi rozdział. Musiałam podzielić na dwa razy rano i teraz 😊 Ale bardzo dobrze ja takie długości kocham!!!
UsuńOgólnie to dla Ciebie postać Danielle jest ciężka a ja po przeczytaniu tego rozdziału ja polubiłam. Jak w poprzednim była najgorsza matka tak teraz jest fajna 🙂 ona i Isaak tworzą dziwna, ale kochająca się rodzinę. Oboje się kochają chociaż Danielle czasami ma jakieś takie fazy i wjeżdża jej obojętność i skupienie się na swojej karierze, ale i tak jak czytałam jak spędzają razem wspólne dni to ich uwielbiam 😍
Natalii też dała czadu. Pojawiły się te wątpliwości ale jak poszła z Samikiem na rozmowę to wtedy dotarło do mnie kto ma władzę w tym związku. Hahaha to bylo dobre widziałam jak szła z tym wózkiem i obmyslala co powiedzieć 😂 I znalazła wspólny język z Isaakiem więc teraz już wszystko będzie ok.
Za to Gulliame powinien się cieszyć że ma taką partnerkę życiową bo to same plusy. Plus najlepiej jak szedł na rozmowę że swoją była i wymyślił sobie jej przykładowe reakcje. Typowa ja tyle że do wszystkich ludzi hahaha, a tu niespodzianka bo Danielle była pozytywnie i komunikatywnie nastawiona.
Andrzej i Lambo plus Joyclyne 😍 Jezu jakie ona ma trudne imię i pewnie cały czas pisze z błędami...No ale to dopiero jest ekipa! I jakie poważne rozmowy mieli. Czyżby się coś szykowalo?
Komentuje z językiem na brodzie i podczas obiadu, ale ważne że jestem i nie robię sobie zaleglosci 😀 do nastepnego,
N
Ogólnie to moje rozłożenie na dwie części spowodowało pominięcie jednego watka otóż Manoline! Pesymistycznie nastawiona do przyszlosciowych zmian. W pełni ja rozumiem, znaczy u mnie w rodzinie jest podobna sytuacja. I to środkowe zawsze ma najgorzej! Ale da się przeżyć XD
UsuńOch, nie dziwię się wcale Manoline jej reakcji i obaw... W końcu jej świat w jednej chwili diametralnie się zmienił. Dowiedziała się o bliźniakach, o starszym bracie i musi sobie to wszystko poukładać. Dobrze, że się cieszy, ale pewnie potrzebuje jeszcze czasu, żeby to wszystko sobie przyswoić :) Ale jest bardzo inteligentną dziewczynką ^^ Ale końcówka ich rozmowy mnie rozczuliła totalnie <3
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, co mam myśleć o Danielle i o relacji łączącej jej z synem... Pewnie, znaczy na pewno go kocha, kocha na swój własny sposób. I czasami jakoś po ludzku to okazuje, a czasami wydaje się być taka pozbawiona uczuć i w ogóle... Jednak jak na razie nie przekonuje mnie swoim zachowaniem. Okej, wiem, że teraz zachowywała się dobrze w stosunku do syna, ale jednak coś mi nadal w niej nie pasuje :D Ale zobaczymy, jak to się dalej będzie toczyć :) Chociaż, przyznaję jestem w pozytywnym szoku po jej rozmowie z Samikiem. Myślałam, że będzie wszystko utrudniała oraz komplikowała, a tymczasem zachowała się zupełnie inaczej i to na plus ^^
Dobrze, że Natalii się uparła i poszła z Samikiem :D Bardzo ją lubię :) I również bardzo podobała mi się jej rozmowa z Isaakiem. Chłopiec jej zaufał i zwierzył się ze wszystkiego, co w nim siedziało, i na pewno poczuł się przez to lepiej. Może faktycznie szkopuł tkwi w tym, że ludzie nie nie lubią Danielle, tylko może nie rozumieją jej postępowania? Sama nie wiem, tak sobie spekuluję :D I bardzo jestem ciekawa, jak Isaac zareaguje na wieść, że to Samik jest jego tatą...
Ach, Andrzej i Joyce, tęskniłam! <3 Och, i co oni z tymi dziećmi, co? Czyżby coś coś haha? :D Ale dobrze im ze sobą, dobrze się dogadują, świetnie się czują w swoim towarzystwie... Czego chcieć więcej? <3
Czekam z niecierpliwością na nowość :)
Pozdrawiam ;*
Hejka jestem tu nowa, ale na 100% zostane do ostatniej czesci tego ff :3
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, wkrecilam sie na MAXA!!! Czekam na next z niecierpliwoscia! Andrzej i Joyce sa cuuudooowniii :D Ah ta Danielle, najbardziej mi szkoda Isaaca, bo troche przez swoje usposobienie do zycia zabiera mlodemu dziecinstwo.
I Manoline, bardzo madra mloda dama, jej reakcja i obawy sa bardzo naturalna rzecza w koncu tak wiele rzeczy wokol niej sie zmienilo. Samo to jak Stephan i Stephanie zareagowali na kolejne dzieci i pojawienie sie niby zmarlego Nico
Na samym początku chciałam przeprosić, że dopiero teraz komentuję ten rozdział.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak zwykle. I super, że taki długi :D
Pierwsza rzeczą, która mnie zdziwiła, a raczej zauroczyła to rozmowa Stephana z Manoline. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem, że dziewczynka tak wiele rozumie i jest tak mądra jak na swój wiek. To, co mówiła było naprawdę bardzo dojrzałe. I teraz, kiedy wytłumaczyła, dlaczego trochę dziwnie się zachowywała, to w zupełności ją rozumiem. W ciągu jednego dnia dowiedziała się, że jej rodzina powiększy się aż o 3 osoby. To nie jest codzienna, normalna sprawa. Rzeczywiście będzie środkowym dzieckiem, co więcej, może mieć nawet samych braci (Chociaż ja liczę na to, że wśród bliźniaków będzie jakaś dziewczynka :D) Nie dziwie się, że trochę się boi, obawia, że rodzice będą mieli dla niej mniej czasu. Ale mam nadzieję, że Stephane i Stephanie udowodnią, że potrafią zająć się piątką dzieci, że żadne z nich nie będzie czuło się zaniedbane, mniej kochane. I bardzo dobrze, że Stephane przeprowadził poważną rozmowę z Manoline. Wydaje mi się, że rozmowa z tatą dużo jej dała i że teraz będzie czuła się trochę pewniej. Bo przecież Stephane i Stephanie kochają całą piątkę swoich dzieci ponad wszystko.
Teraz kolejna sprawa, o której muszę się wypowiedzieć. A raczej nie sprawa, tylko osoba... Danielle. Powiem szczerze, że po ostatnim rozdziale bardzo ją nie lubiłam i zastanawiałam się, jak można zachowywać się tak jak ona, a teraz wywarła na mnie nieco lepsze wrażenie. Mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje się bezuczuciowa, bezduszna. Nie potrafi układać kontaktów ze swoimi bliskimi. Liczy się dla niej tylko praca. Zostawia na kilka tygodni swojego syna. Taki jej obraz miałam po ostatnim rozdziale. Jednak teraz naprawdę już nie wiem co o niej myśleć. W tym rozdziale wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. I gdybym nie znała jej wcześniejszych zachowań, to mogłabym powiedzieć, że nawet trochę ją polubiłam. Wiem, że to dziwne. Ale w tym rozdziale Danielle była naprawdę taka ludzka. Przyzwyczaiłam się, że jest bezuczuciowa, że nie przejmuje się nikim. A teraz pokazała się z takiej ludzkiej, może nawet dobrej strony. Przede wszystkim podobało mi się jej zachowanie w stosunku do Isaaca. Wreszcie zachowała się jak mama. Spędziła z synkiem czas, powiedziała mu, że go kocha. To było naprawdę fajne. A potem jej rozmowa z Samikiem. Myślałam, że nie pozwoli mu na żaden kontakt z synem, że Samik będzie musiał chodzić po sądach... A tu okazało się, że ona bez problemu pozwoli mu na spotykanie się z Isaaciem? A nawet jeśli chłopiec tak zdecyduje, to będzie mógł mieszkać z tatą? Dziwne, to takie nie w stylu Danielle. Może wydawać się trochę, że chce się pozbyć syna, że jeśli będzie mieszkał z Samikiem to ona będzie miała go z głowy. Ja jednak w tej całej rozmowie miałam wrażenie, że Danielle naprawdę zależy na Isaacu., na jego szczęściu i to dlatego pozwali mu na kontakt z tatą. Jeżeli naprawdę tak jest, to bardzo się cieszę i może nawet naprawdę polubię Danielle. Chociaż odrobinkę :)
I przede wszystkim, jeżeli już piszę o Danielle, to muszę napisać też o rozmowie Natalii z Isaaciem. To jak chłopiec opowiadał o Danielle było napawdę mega słodkie i cudowne. On naprawdę ją uwielbia! I z jego opowieści wychodzi też na to, że Danielle wbrew pozorom potrafi być dobrą, dbającą o synka mamą. I, że wcale nie jest taka bezuczuciowa, jak wszyscy myślą. Widać, że Isaacowi jest naprawdę przykro z tego powodu, że wszyscy nie lubią jego mamy. I teraz mam w głowie trochę mętlik. Czy rzeczywiście jest tak, jak mówił Isaac, że wszyscy nie lubią Danielle i dlatego ona ich nie lubi? Czy może nie lubią jej przez to, jaka jest, jak się zachowuje itp. Może to nie Danielle jest zła, tylko zachowuje się tak, bo inni jej nie lubią? Chociaż niby dlaczego np. Stephane albo Joyce mieliby nie lubić swojej siostry bez powodu? Nie mam pojęcia, co o tym myśleć. Jestem ciekawa, jak to dale się rozwinie.
UsuńTak się cieszę, że pojawili się Andrzej i Joyce. Oni razem są naprawdę tak bardzo uroczy i kochani, że nie da się tego opisać :D
Kończę już ten komentarz. Wyszedł chyba trochę długi :D Ale chciałam napisać wszystko co myślę, szczególnie o Danielle. (I przepraszam, że rozdzieliłam na dwa, ale koemntarz był za długi i nie dało się dodać go na raz)
Życzę dużo weny i całuję <3
Ola
Zbaraniał! Kocham Cię za to, dziewczyno! ;*
OdpowiedzUsuńA Danielle to naprawdę interesująca postać. Jestem pełna podziwu, że dajesz sobie radę z pisaniem o niej. To ogromne wyzwanie i świetnie Ci to wyszło.
Może jestem dziwna, ale... Ja też polubiłam Danielle. Szczególnie przez opowieści Isaaca i czytania o jej trosce o syna. Szkoda tylko, że nie jest taka naturalna przy wszystkich.
Chyba jeszcze Ci tego nie napisałam i dlatego muszę się prędko poprawić. Kobieto, masz wielki talent! Piszesz tak bosko, że Twoje opowiadanie idealnie nadaje się na książkę. Zresztą z chęcią bym taką kupiła.
Pozdrawiam ;*