Stephane otworzył drzwi do pokoju Timotiego i
niepewnie zajrzał do środka. Uśmiechnął się nieznacznie, widząc chłopca, który
skulony pod kołdrą, spał snem kamienny. W końcu dosłownie półtorej godziny wcześniej wrócił z wyczerpującego treningu,
nic więc dziwnego, że był zmęczony. Mężczyzna cieszył się, że Timo bez problemu
zasnął. Podobnie jak Manoline i Isaac. Przynajmniej oni nie musieli się niczym
martwić.
Powoli podszedł do syna. Ostrożnie, starając się go
nie obudzić, odgarnął z jego czoła jasny kosmyk włosów. Młody zmarszczył się
lekko, ale po chwili znów spał głęboko.
− I pomyśleć, że jeszcze nie dawno uczyłeś się
chodzić – szepnął Stephane. – Kiedy minęło te dwanaście lat? – Pokręcił z
niedowierzaniem głową.
− W tak zwanym między czasie.
Odwrócił się na pięcie. Na widok żony, uśmiech
zniknął z jego twarzy. Jeszcze raz spojrzał na syna, a potem najciszej jak
potrafił opuścił pokój.
− Jak się czujesz? – zapytał, zamykając za sobą
drzwi.
− A jak mam się czuć? – Stephanie jedynie smutno
wzruszyła ramionami. – Jestem załamana, nie wiem co ze sobą zrobić, mam ochotę
zakopać się pod kołdrą i odciąć od świata, ale… ale… − głos jej się załamał, w
oczach znów pojawiły się łzy.
Stephane szybko objął kobietę, a ona wtuliła się w
jego tors, nieudolnie starając się unormować urywany oddech.
− Wiem, że to trudne – szepnął. – Ja też… też nie
mogę uwierzyć… Ale ty nie możesz się teraz denerwować, pamiętaj o tym.
− Jak mam się niby nie denerwować?! – warknęła,
nieznacznie podnosząc głos. – Przecież tu chodzi o moje dziecko! Nasze dziecko!
Nasz mały Nico… − Jej ciałem znów wstrząsnęły dreszcze.
− Ci, już dobrze. – Zaczął uspokajająco gładzić ją po
plecach. − Przecież ja to rozumiem. I też przeżywam. Ale martwię się, że twój
stres źle wpłynie na bliźniaki. O nich też musisz pamiętać. – Przyłożył rękę do
brzucha kobiety i uśmiechnął się smutno.
Westchnęła głęboko, a potem splotła swoje palce z
jego i delikatnie zacisnęła dłoń.
− To mnie przerasta – wychrypiała, nie patrząc mężczyźnie
w oczy. – Ciąża, Isaac, a teraz jeszcze Nico… Ja już nie chyba nie daje rady,
Stephane. – Z trudem stłumiła szloch.
Zacisnął usta w wąską kreskę.
„Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem? Cholera,
przecież jestem jej mężem, powinienem coś zrobić” zbeształ się w myślach, a
potem dodał już na głos.
− Dajesz sobie radę lepiej niż myślisz. Naprawdę…
podziwiam cię za to, jak zajmujesz się wszystkim. Ja chyba dawno bym się
poddał. – Odgarnął na bok kosmyk włosów Stephanie i czule pocałował ją w czoło.
– Ale musisz odpocząć. Wyspać się porządnie i na chwilę zapomnieć o wszystkim.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego zgrabnie wyplątała
się z jego objęć, a następnie zniknęła w małżeńskiej sypialni. Stephane
oczywiście poszedł za nią, przeczuwając, co zaraz zrobi kobieta.
Intuicja go nie zawiodła. Francuzka otworzyła szafę,
zdjęła z ostatniej półki pudełko i otworzyła je drżącymi rękami.
− To wszystko to kłamstwo – wydukała, wykładając na
łóżko poszczególne przedmioty. – Zwykłe kłamstwo…
− Nie – zaprzeczył gwałtownie. – Tylko to jest
kłamstwem. – Wziął do ręki akt zgonu Nicolasa. – Pozostałe – wskazał na zdjęcie
USG i maleńkie, niebieskie buciki – są podstawą do tego, byśmy byli szczęśliwi
– Powiedział stanowczym głosem. − Posłuchaj mnie uważnie, skarbie. – Chwycił
Stephanie za ramiona i zmusił by spojrzała mu prosto w oczy. – Musisz odpocząć.
Skup się na sobie i bliźniakach, a ja zajmę się całą resztą. Pogadam z
Sharonem, dowiem się, gdzie jest Nicolas…
− Teraz wierzysz mi, że to był on, tak? – prychnęła z
wyrzutem. – Że był do ciebie podobny.
Jęknął cicho. W myślach policzył do trzech, wiedząc,
że musi zachować stoicki spokój.
„Robisz to dla niej” powtórzył w myślach. „Dla niej
dla dzieci.”
− Przepraszam, że wcześniej ci nie uwierzyłem. – Starał
się nawet minimalnie nie podnieść głosu. Wiedział, że w tym momencie nie może
sobie pozwolić na wybuch.
− Matka zawsze rozpozna swoje dziecko – mruknęła,
zaciskając pięści. – Bez względu na wszystko.
− Teraz w to wierzę. – Powoli pokiwał głową.
Westchnęła głęboko. Usiadła na łóżku, a pusty wzrok
wlepiła w swoje dłonie. Przez chwile siedziała w milczeniu, by w końcu odezwać
się chłodnym głosem:
− Będziesz miał nad czym pracować – stwierdziła. – Na
przykład, musimy zastanowić się, jak o wszystkim powiemy Timiemu i Manoline.
Zaczynaliśmy rok z dwójką dzieci, a skończymy z piątką. To będzie dla nich
szok.
Zacisnął zęby.
− Coś wymyślę – zapewnił. – Jesteśmy dobrymi
rodzicami, co nie? Jakoś sobie poradzimy.
Zmarszczyła czoło i powoli wypuściła powietrze.
Wzięła do ręki stare zdjęcie USG i delikatnie przejechała palcem po czarno
białej fotografii.
− Kocham nasze dzieci – zaczęła drżącym głosem. –
Całą… całą piątkę. Ale Timi i Many... Po prostu nie mogę znieść myśli, że
nieświadomie zostaną odsunięci na dalszy plan. Że o nich zapomnimy. Nie możemy
na to pozwolić. – Jej ton ustabilizował się. Brzmiała pewnie, stanowczo,
doskonale wiedziała, czego chce.
Stephane doskonale wiedział, o co chodzi. W końcu
znał Stephanie od ponad dwudziestu pięciu lat, kochał ją bezgranicznie,
wiedział o niej wszystko.
A przede wszystkich chciał tego samego – szczęścia
ich dzieci.
− Zrobimy tak – Usiadł obok żony, objął ją ramieniem
i pocałował z czułością. – Ty zajmiesz się sobą i swoim zdrowiem, bo od tego
zależy też zdrowie bliźniaków. Zaczniesz się w końcu wysypiać i przestaniesz
się denerwować każdą drobnostką. Ja za to ogarnę Nicolasa, plus Timotiego i
Manoline. Zacznę od rozmowy z Sharonem. Powiem mu ile trzeba i postaram się ściągnąć
Nica do Warszawa. A jak mi się nie uda, to odwiedzę go tam, gdzie chwilowo
przebywa.
− Widzę, że wszystko dokładnie przemyślałeś. –
Stephanie nie mogła nie parsknąć śmiechem.
− Plan wymaga dopracowania, ale miałem mało czasu –
przyznał niechętnie.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Oparła głowę na ramieniu
męża i przymknęła oczy. Przez chwilę siedzieli tak, w zupełnej ciszy, po prostu
ciesząc się własną obecnością i chwilą spokoju. Obydwoje wiedzieli, że minie
dużo czasu, za nim znów będą mogli cieszyć się rodzinną sielanką.
− Pamiętasz, co ci powiedziałem, gdy urodził się
Timo? – zapytał niespodziewanie Stephane.
− Mówiłeś dużo rzeczy – odpowiedziała szczerze
Stephanie. – Poziom endorfin w twoim organizmie przekraczał wtedy wszelkie
dopuszczalne normy i plotłeś straszne głupoty.
Mimowolnie parsknął śmiechem. Coś w tym na pewno
było. Nadal, gdy wracał wspomnieniami do tamtego dnia, na jego twarzy pojawiał
się szeroki uśmiech. Doskonale pamiętał każdą sekundę, każde wypowiedziane
słowo, nawet zapachy. W końcu to był dzień idealny.
Znów pocałował żonę. Tego teraz potrzebowali.
− Powiedziałem wtedy, że cokolwiek by się nie stało,
będę chronić ciebie i dzieci – powiedział. – Dwadzieścia lat temu zawiodłem.
Ale teraz tego nie zrobię. Obiecuję.
***
Shoe spojrzał na zegarek, przeklął pod nosem i zaczął
szybciej pakować rzeczy do sportowej torby. Teoretycznie miał jeszcze sporo
czasu, ale tylko teoretycznie.
− Samolot Nicolasa przylatuje za półtorej godziny –
powtarzał pod nosem, trzeci raz sprawdzając, czy porządnie zakręcił żel pod
prysznic. – Potrzebuje czterdziestu minut na dojazd na lotnisko. Co najmniej
czterdziestu. Ale teoretycznie może nastąpić jakieś opóźnienie. Z obu stron.
Więc całkiem prawdopodobne, że będę miał trochę czasu… Cholera, dlaczego to
musi być tak strasznie skomplikowane! – Przeczesał palcami włosy i z irytacją
rozglądnął się po szatni. Większość zawodników już dawno się ulotniła, jedynie
spod prysznicy dobiegało tłumione zawodzenie Wrony. Było ono cokolwiek
irytujące, ale ostatnio stanowiło trwały element po treningowego krajobrazu.
Przerzucił torbę przez ramię i powłócząc nogami
opuścił szatnie. W myślach jeszcze raz układał sobie plan na pozostałą część
dnia, modląc się by wszystko wypaliło.
− Shoe? Możemy pogadać?
Zastygł na środku korytarza. Odwrócił się powoli i
przełknął nerwowo ślinę, widząc Stephana Antigę. Nadal nie przyzwyczaił się do
faktu, że teoria Nicolasa upadła, a codzienne obcowanie z trenerem tylko
utrudniało sprawę.
− Coś się stało? – zapytał, z zakłopotaniem drapiąc
się po głowie. – Bo trochę mi się spieszy…
− Wiem, ale… to ważne. – Antiga westchnął głęboko.
Nerwowo przygryzł wargę i niepewnie spojrzał na atakującego. – Chodzi o
Nicolasa.
Zamarł. Zamrugał szybko, nie bardzo rozumiejąc, co
się dzieje.
− O Nicolasa? Przecież mówiłem, że wyjechał i na
razie się nie odzywa. Zaginął w akcji, co nie? – zażartował nieudolnie, w
myślach przeklinając własną głupotę.
„Przecież obiecałeś, że jak tylko skontaktujesz się z
Nico, to powiesz o tym Stephanowi. Ale oczywiście musiało ci to wylecieć z tego
pustego łba!”
− To naprawdę ważne. – Francuz nie dawał za wygraną. –
Tylko… może niekoniecznie musimy rozmawiać tutaj. – Zerknął za siebie,
odruchowo sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje. – Napijesz się kawy?
Sharone zmarszczył brwi i zerknął za zegarek.
− Mam… maksymalnie dwadzieścia minut.
− Wystarczy.
Na szczęście obok hali znajdowała się przytulna
kawiarnia, która idealnie nadawała się na tego typu rozmowy. Przez całą drogę
nie odezwali się ani słowem, a i później musiała minąć chwila, za nim Stephane
zebrał się w sobie, by w końcu wyznać, co mu leży na sercu.
− Pojawiły się pewne informacje, które zupełnie zmieniają
obraz sytuacji – zaczął niepewnie. Obiema dłońmi kurczowo obejmował filiżankę,
a pustym wzrokiem wodził po blacie stołu. – Pewnie teraz w to nie uwierzysz…
nawet nie jestem pewien, czy powinien ci to mówić… Ale potrzebuje twojej pomocy.
Evans zmierzył go uważnym spojrzeniem. Przeklął w
myślach. Dopiero teraz zauważył w jakim stanie jest Stephane. Podkrążone oczy,
ziemista cera, drżące ręce, którymi nieudolnie próbował posłodzić kawę.
Obłąkańczo wodził spojrzeniem po stole, nie mogąc skupić wzroku na czymkolwiek.
Oddychał z trudem, jakby coś blokowało mu płuca. Lekko rozchylone usta i
opadające powieki wskazywały na to, że dawno nie zaznał snu.
− Co się stało? – Z Sharone uleciało całe
zniecierpliwienie. Patrzyła na swojego trenera, a jego podświadomość krzyczała,
że jest bardzo, bardzo źle. – Wyglądasz tak, jakbyś był chory. Poważnie chory.
Zaczynam się martwić.
− Nie, nie o to chodzi – szybko zaprzeczył Antiga. –
Musisz mi pomóc, bo… ja i Stephanie… my… Nicolas… − znów zaczął się plątać w
zeznaniach. – Nicolas jednak jest naszym synem – jęknął w końcu, chowając twarz
w dłoniach.
Sharone totalnie zbaraniał. Wpatrywał się w mężczyznę
szeroko otwartymi oczami, nie wierząc w to, co słyszy.
− Że co proszę?! – huknął. Przypomniał sobie stan
Nica po ostatniej rozmowie z małżeństwem i od razu podniosło mu się ciśnienie.
– Jeszcze dwa tygodnie temu twierdziliście, że wasz syn nie żyje! Teraz nagle
wam się odmieniło!
− Shoe, proszę…
− Wyobrażasz sobie, co Nico czuł! Do cholery, spędził
cztery lata na zbieraniu informacji i szukaniu was, tylko po to, by usłyszeć,
że jednak jest sam na świecie! – Czuł, że przekracza granicę, ale nie był w
stanie opanować emocji. − Po piętnastu latach spędzony w rodzinach zastępczych,
taki zawód naprawdę może człowieka zabić! O tym, nie pomyśleliście, co?!
− Daj mi skończyć, Shoe! – Stephane wściekle uderzył
pięścią w stół.
Evans momentalnie zamilkł. Zdał sobie sprawę z tego,
że przesadził. W końcu rozmawiał ze swoim trenerem, człowiekiem, którego
niewątpliwie szanował, podziwiał i który zapewne miał ważny powód, by zachować
się tak, a nie inaczej.
− Przepraszam – mruknął, garbiąc się nieznacznie. –
Trochę mnie poniosło.
Stephane posłał mu zmęczony uśmiech i ze zrozumieniem
pokiwał głową.
− Rozumiem. W końcu chyba byliście całkiem blisko, prawda?
− Przez ponad miesiąc mieszkał w moim salonie –
przyznał Sharone. – Więc… jak to się stało? – Chwycił mocno krawędź stołu i
nieznacznie odchylił się na krześle.
Antiga nie odpowiedział od razu. Pochylił się nad
stołem, oparł głowę na ramionach, by przez kilka długich chwili przypatrywać
się widokowi za oknem.
− Oszukano nas – odezwał się w końcu. – Dwadzieścia
lat temu powiedziano nam, że Nicolas nie żyje. Uwierzyliśmy. Przeszliśmy przez
piekło, a wczoraj dowiedzieliśmy się, że staliśmy się ofiarą ludzkiej
chciwości. Nasz syn jednak żyje. I najprawdopodobniej jest nim ten sam chłopak,
który spał u ciebie na kanapie. Fajnie, nieprawdaż?
Sharone nie miał pojęcia, co powiedzieć. Miał
wrażenie, że nagle przeniósł się do jakiegoś idiotycznego filmu. Wpatrywał się
w Stephana szeroko otwartymi oczami, a przez jego głowę przelatywało tysiące
reakcji, każda kolejna gorsza od poprzedniej.
− Tak strasznie mi przykro, Stephane – wydukał w
końcu. – Nawet nie wyobrażam sobie, co musicie teraz czuć…
− Daj spokój. – Mężczyzna nerwowo machnął ręką.
Westchnął głęboko, znów wyjrzał przez okno. – Wiesz, najgorsze nie jest nawet
samo kłamstwo, czy to, że nieświadomie pochowaliśmy pustą trumnę. Nie, to
byłoby jeszcze do przeżycia. – Skrzyżował ręce na piersi i zacisnął usta w
wąską kreskę. – Najgorsze jest to, że skrzywdzone zostało niewinne dziecko.
Nico wychowywał się bez rodziców. Nie byłem przy nim, nie miał ojca, który
czytałby mu wieczorami, nauczył grać w siatkę, dał poczucie bezpieczeństwa… i
miłości – głos mu załamał. Głośno przełknął ślinę i przymknął oczy, starając
się powstrzymać zbierające się w kącikach oczu łzy. – Nigdy sobie tego nie
wybaczę.
− To nie twoja wina… − Sharone nieudolnie próbował
wesprzeć trenera, choć wiedział, że to i tak bezsensowne. Przerażała go jednak
rozpacz w głosie trenera, beznadziejna rezygnacja, niespotykany wręcz żal.
− W pewnym momencie nauczyłem się żyć z jego
śmiercią. – Antiga nie zwrócił uwagi na słowa zawodnika, w tamtym momencie
wydawał się tkwić w zupełnie innym świecie. – Urodził się Timote, potem
Manoline, skupiłem się na tym, by dla nich stworzyć szczęśliwy świat. Ale w
zeszłym roku… w maju… dostałem do ręki twoje papiery i nagle zdałem sobie
sprawę z tego, że rówieśnicy Nica są już pełnoletni. Wszystko wróciło. Od
tamtej pory miałem wrażenie, że widzę go na każdym kroku. Zastanawiałem się, co
by było gdyby żył? Czy poszedłby w moje ślady? Czy miałby talent do siatkówki?
Czy przeszkadzałoby mu nazwisko? Czy…
− Nicolas będzie dzisiaj w Warszawie – wypalił
niespodziewanie Shoe. Nie miał pojęcia dlaczego, nie wiedział, co go do tego
zmusiło, ale zupełnie nagle jego podświadomość kazała mu się odezwać.
− Proszę? – Antigę zupełnie to zdezorientowano. – Jak
to?
− Przylatuje za jakąś godzinę – wyjaśnił speszony
Evans. – Udało mi się z nim wczoraj skontaktować, zgodził się wpaść na
naleśniki i…
− Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześnie?! – Stephane
momentalnie podniósł głos. – Powinieneś od tego zacząć!
− Przepraszam, jakoś wyleciało mi z głowy. – Chłopak
rozłożył bezradnie ręce.
Trener przeczesał palcami włosy i z cichym świstem
wypuścił powietrze.
− To już nie ma znaczenia – mruknął bardziej do
siebie niż do siatkarza. – Najchętniej już teraz pojechałbym na lotnisko, ale
to nie jest dobry pomysł. Musimy być we dwoje… Ja i Stephanie… żeby wszystko
wyjaśnić. Możesz poprosić go żeby spotkał się z nami jutro? – zwrócił się do
Evansa. − O trzynastej, po porannym treningu, tutaj.
− Jak najbardziej, osobiście go tutaj zaciągnę. –
Sharone ochoczo pokiwał głową.
Stephane uśmiechnął się smutno, a potem zerknął na
zegarek i skrzywił się mimowolnie.
− Chyba muszę już iść – stwierdził. Wstał od stołu,
szybko założył płaszcz, a potem jeszcze raz spojrzał na Kanadyjczyka. – Dziękuję
– powiedział cicho.
− Za co? To drobiazg.
− Za to, że zaopiekowałeś się moim synem.
A potem odwrócił się na pięcie i wyszedł, zostawiając
Sharona w totalnym szoku.
***
Drzwi zaskrzypiały cicho, wyrywając Jocelyne z
niespokojnego snu. Przewróciła się na drugi bok i nieznacznie uchyliła oczy.
Obraz był niewyraźny, ale i tak rozpoznała stojącego w progu Andrzeja.
− Jak się czujesz? – zapytał, siadając na łóżku.
− Nie wiem. – Usiadła z trudem. – Która godzina?
− Dochodzi trzynasta.
− To niemożliwe – stwierdziła zaskoczona. – Danielle
dzwoniła do mnie koło piętnastej.
Wrona westchnął głęboko. Wręczył kobiecie kubek z
gorącą herbatą i troskliwie poprawił zarzuconą na jej ramiona kołdrę.
− To było wczoraj.
− Jak to? – zdezorientowana rozglądnęła się wokół. –
Cholera, znów kręci mi się w głowie.
− Wypij to i połóż się z powrotem – poradził
środkowy. – Wróciłem wczoraj po treningu, z Lambo, drzwi były otwarte, a ty
spałaś jak zabita. Przespałaś prawie dwadzieścia godzin i nadal nie wyglądasz
dobrze.
− Dzięki – parsknęła śmiechem. Zaraz jednak skrzywiła
się mimowolnie, drżącymi rękami uniosła kubek by upić łyk gorącego napoju. –
Słabo się czuję – mruknęła.
Andrzej przyłożył dłoń do czoła Francuzki i zacmokał
z dezaprobatą.
− Nadal masz gorączkę. I to chyba wyższą niż wczoraj.
Powinien cię obejrzeć lekarz.
Joyce jęknęła cicho. Odstawiła herbatę na stolik
nocny, a potem schowała się z powrotem pod kołdrę.
− Nigdzie nie idę. – Wtuliła się w poduszkę. Lekko
rozwarła usta, czując, że nie może oddychać przez nos. Zakaszlała sucho, gdy
tylko zimne powietrze podrażniło jej gardło.
− To umówię wizytę domową. – Mężczyzna dalej
stanowczo obstawał przy swoim. – To może być grypa, ale zapalenie oskrzeli.
Wiesz jakie są potem powikłania? Nie chcę byś wylądowała w szpitalu z
zapaleniem płuc.
Nie protestowała już więcej, nie miała na to siły.
Zamiast odnalazła swoją dłoń, dłoń Andrzeja i ścisnęła ją delikatnie.
− Posiedzisz przy mnie? – zapytała cicho.
Uśmiechnął się nieznacznie, zgodnie kiwając głową.
− Nie mam dzisiaj popołudniowego treningu, więc będę
cię pilnować aż nie poczujesz się lepiej.
Też odpowiedziała uśmiechem. Przesunęła się bliżej
ściany, a on położył się obok i troskliwie objął ją ramieniem. Wtuliła się w
tors siatkarza, mimowolnie czując, że zaczęła łatwiej oddychać.
− Możesz mi coś wyjaśnić? – Przymknęła powieki.
− To zależy co.
− Jaki status ma nasza relacja? – wypaliła zupełnie
niespodziewanie. – Bo spotykamy się od ponad tygodnia i nadal tego nie
ustaliliśmy. – Kokieteryjnie przejechała palcem po policzku Wrony.
Westchnął głęboko. Odgarnął z twarzy Jocelyne rudy
kosmyk włosów i nie pewnie spojrzał w jej zamglone oczy.
− To nie jest dobry moment na taką rozmowę – mruknął.
– Nie do końca kontaktujesz ze światem.
− Chcę tylko znać twoje zdanie. – Wzruszyła
ramionami. – Ja się zgodzę albo nie.
Nie odpowiedział od razu. Najpierw czule pocałował
kobietę w czoło, a palcami zaczął błądzić po jej plecach.
− Sam nie wiem – powiedział w końcu. – Chciałbym żeby
to było coś poważniejszego, ale ty miałaś chyba inne plany.
Przytaknęła niechętnie. Owszem mówiła, że chce
stawiać na spontaniczność i na początku taka luźna relacja bardzo jej pasowała,
ale w ciągu ostatnich kilku dni, coraz częściej przyłapywała się na myśleniu o
pewnym warszawskim środkowym. I to w kontekście przyszłości, a nie
teraźniejszości.
− Mam wrażenie, że zaczynam zmieniać zdanie. –
Odwróciła wzrok, przygryzając wargę.
Andrzej ze zdziwieniem zmarszczył brwi.
− Nie rozumiem.
− To zastanów się, co właśnie robisz – odpowiedziała,
mocniej wtulając się w tors mężczyzny. Spróbowała wziąć głęboki oddech, ale jej
gardło po raz kolejny odmówiło posłuszeństw. Przez kilka sekund kaszlała ostro,
a gdy udało jej się opanować atak, opadła na poduszkę, przytulając do piersi
ramię Wrony.
− Martwisz się o mnie – szepnęła. – Dawno nikt się o
mnie nie martwił.
− To chyba normalne. – Wsunął dłoń pod plecy Jocelyne
i delikatnie zmusił ją do przysunięcia się bliżej. – W końcu ludzie w związku
martwią się o siebie?
− Czyli jesteśmy w związku?
− Tak to się chyba nazywa. Dwoje ludzi, którzy lubią
spędzać razem czas, dbają o siebie, a co pewien czas lądują razem w łóżku.
Niekoniecznie po to by spać.
Parsknęła śmiechem, jednocześnie w myślach oddychając
z ulgą.
„Czego się bałaś?” znów odezwała się jej
podświadomość. „Przecież sama chciałaś dyktować warunki. I nie brnąć w
poważniejsze relacja. Ciekawe, że teraz nagle cieszysz się, że Andrzej traktuje
wszystko serio. Czyżby znów zmieniły ci się priorytety?”
− Luźny związek z perspektywami na przyszłość, tak? –
dopytała, starając się ignorować głos w głowie.
Wrona bez wahania pokiwał głową, choć przez jego
twarz przebiegł cień zawodu. Czyżby mimo wszystko oczekiwał czegoś więcej.
− Mogę cię o coś zapytać? – Podniósł rękę i zawinął
na palec kosmyk włosów Jocelyne.
− Zależy o co.
− To naturalny kolor?
Parsknęła śmiechem.
− Kiedyś ci powiem – odpowiedziała, a potem
przyłożyła głowę do poduszki i odpłynęła w krainę snów.
Przedstawiam wam rozdział dziewiętnasty, który przyznam, że pisało mi się bardzo trudno. Nie byłam wstanie sklecić jednego zdania, ciągnął się niewyobrażalnie, ale musiał być. Mam nadzieję, że wam w miarę przypadł do gustu.
Zaczęły się wakacje, więc mam dla was krótką
informacje jeśli chodzi o częstotliwość dodawania rozdziałów. W poniedziałek
jadę na obóz i NIE WIEM czy będę miała czas, by coś napisać. Komputer co prawda
biorę, bo będzie mi potrzebny, ale z czasem może być różnie. Wracam szóstego
lipca i wtedy napiszę co dalej.
Ode mnie to tyle. Czekam na wasze komentarze, za wszystkie
serdecznie dziękuję i jeszcze dzisiaj zawitam na wasze blogi.
Pozdrawiam
Violin
Antigowie dźwignią na swoich plecach niemały bagaż życiowych doświadczeń, ale jak dobrze, że robią to razem. Stephane jest bardzo dobrym mężem i cieszę się, że sprawą Nico zajmie się sam, bo Stephanie naprawdę po tej dawce ostatnich informacji potrzebuje chwili spokoju.
OdpowiedzUsuńShoe rozbawił mnie tym naskoczeniem na Antige, gdyby to były inne okoliczności zapewne dostałoby się siatkarzowi po głowie. Mam nadzieję, że Nico bez problemów przyjdzie do kawiarni, a może Shoe nie powiniem mu mówić w jakim celu chce go tam ściągnąć?
Znajomość, a w zasadzie już związek Wrony z Joyce z każdym dniem mi się podoba i im najwyraźniej też. Chciałabym mieć takiego Andrzeja podczas choroby, na pewno lepiej byłoby ją znieść. 😂
Życzę Ci mile spędzonego czasu na obozie i w wolnej chwili zapraszam do siebie na wattpada, bo pojawił się kolejny rozdział.
Ściskam mocno. 😘
Hej :) To może zacznę od omówienia rozmowy Stephana z Sharonem. Na pewno Sharone był w szoku, kiedy dowiedział się, że Nico jednak jest synem Antigów i nie dziwię mu się, że się ostro zdenerwował, ale dobrze, że pozwolił Stephanowi dojść do słowa :) Na szczęście Nico wraca do Warszawy i dzięki pomocy Sharone trener i jego żona będą mogli mu na spokojnie wszystko wytłumaczyć. Teraz przejdę do naszej uroczej parki, czyli Andrzeja i Joyce. Zaczynam się martwić o nią. Oby to nie była grypa. Cieszę się, że Joycelyn zaczynają zmieniać się priorytety. Oni są dla siebie stworzeni <3 Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;) Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńAwgh, odzywam się, mimo iż zazwyczaj milczę i no - ale ile można?
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim muszę przyznać, że masz naprawdę lekki styl pisania i chce się to czytać, haha. Ogółem wydaje mi się, że przychodzi Ci to wszystko jakoś tak naturalnie, tak samo dialogi wydają mu się tak fajnie złożone i po prostu... Po prostu. Aż nie umiem się wysłowić, wybacz. XD
Dobra, to omówione, teraz rozdział
Przede wszystkim podoba mi się ukazanie relacji joyce z andrzejem - wydaje się jakaś taka... Namacalna i naprawdę uśmiechnęłam się w ich końcowym dialogu, haha
A nico to mi trochę żal, bo bidny spędził całe życie w błędzie i nagle taki obrót... Żeby chłopak tylko nie dostał zawału, bo byłoby szkoda i antigów, i jego, i jeszcze shoe, bo więcej nie zaprosiłby go na naleśniki
Miłego obozu życzę!
Rodzina Antigów przechodzi teraz przez niezwykle trudny dla nich czas. Świadomość, że gdzieś tam na świecie jest ich dziecko, które zostało uznane za zmarłe. Musi być ogromnie przytłaczająca.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Stephanie, że i tak jakoś sobie radzi. Ma na głowie tyle problemów...
Musi jednak zadbać, przede wszystkim o siebie. Aby bliźniakom się nic nie stało.
Dobrze, że Stephane stara się ją wspierać i zapewnia, że razem ze wszystkim sobie poradzą.
Świetnie się składa, że Nico odwiedza Sharona, akurat teraz. Dzięki temu, być może wszystkie nieporozumienia wyjasnia się zdecydowanie szybciej i cała rodzina rozpocznie, mozolne budowanie pomiędzy sobą więzi.
Rozmawa ze Stephana i Sharona była bardzo emocjonalna. Dla każdego z nich Nico jest kimś ważnym. Przez co, chłopak naskoczył na swojego trenera. Na szczęście wszystko się wyjaśniło i Evans być może skutecznie przyczyni się do ponownego odnalezienia się rodziców i syna.
Joyce niestety nadal jest chora. Dobrze, że przynajmniej zgodziła się na wizytę lekaza. W dodatku Andrzej dba o troszczy się o nią. Oby jak najszybciej wróciła do zdrowia.
Nareszcie też ze sobą porozmawiali o swojej relacji. Szkoda tylko, że żadne z nich nie powiedziało, czego tak naprawdę chce. Zgodzili się na związek bez zbytnich zobowiązań. Cóż, zobaczymy jak to będzie dalej. Oby z czasem stworzyli prawdziwą parę, bo razem są po prostu cudowni.
Życzę udanego wakacyjnego wyjazdu i odpoczynku.
Pozdrawiam. 😊
Co na pewno można stwierdzić, po przeczytaniu tego rozdziału? Że Stephani jest z tym wszystkim coraz ciężej. Wcale jej się nie dziwię, a wręcz współczuję. Nie dość, że jest w ciąży z bliźniakami, to całe jej dotychczasowe życie, które było już prawie poukładane po burzliwej i bolesnej przyszłości, w jednej chwili runęło. Prawda wyszła na jaw i mimo, ze jest pozytywna to sprawia wiele przykrości. Kurczę nie mogę się wczuć w rolę matki, która straciła dziecko i po kilkunastu latach nagle je odzyskuje, a myślała, że jest martwe. Niby to świetna wiadomość, ale też straszna. No powiem, to jest kłopot, ale dobrze, że Steph ma przy sobie kochającego męża, który postanowił wziąć to wszystko na swoje barki.
OdpowiedzUsuńStephan ma plan odciążyć żonę i oby mu się to powiodło. Na razie bardzo dobrze ją wspiera i próbuje jakoś odciągnąć jej myśli od żalu, który musi teraz odczuwać. W końcu też udało mu się przejść do działania i słusznie celował w Sharona. Rozmowa ze swoim zawodnikiem była strzałem w dziesiątkę, chociaż na początku wcale nie była łatwa. Było dużo emocji i myślałam, że Evans zaraz pobije Antigę. Serio, przez moment było poważnie. No, ale w końcu znaleźli wspólny język, dogadali się i wniknęła z tego jedna pozytywna rzecz, którą ma być powrót Nica.
Joyclyn nadal chora. Kurczę, robi się źle, bo trochę już za długo to trwa u Andrzej ma rację, że może skończyć się to nieszczęściem. Jednak kończy się szczęściem w nieszczęściu hahah po skłąnia to dziewczynę do przemyśleń i już jesteśmy na dobrej drodze, do wymarzonego ślubu. Na razie związek taki słabszy, ale od czegoś trzeba zacząć :D
Udanego obozu, pozdrawiam,
N
Ja nie czytałam tego rozdziału ... ja wręcz połykałam kolejne słowa! Ciekawość mnie normalnie rozsadza od środka ;D Nawet nie chcę sobie wyobrażać przez co przechodzą teraz Stephane i Stephanie. Nie dziwię się kobiecie, że nie może znaleźć sobie miejsca. Czas do spotkania z Nico będzie im się dłużył niemiłosiernie. Do tego te nerwy, jak chłopak zareaguje. W końcu jakby nie patrzeć został odrzucony, mimo że nieświadomie. Ale, są wspaniałymi rodzicami. Wiadomo że teraz Nico jak i bliźniaki są najważniejsi, ale oni także myślą o pozostałej dwójce, jak i o Isaacu. Żeby nie poczuci się pokrzywdzeni czy odstawieni na boczny tor. Myślę że to ogarną, najważniejsze aby wszystko dobrze się skończyło :) Tylko, że jak tu czekać tydzień na ich rozmowę? Albo i więcej skoro wyjeżdżasz ... bo będzie ona w następnym rozdziale, prawda? Haha ;D
OdpowiedzUsuńPoczątkowa reakcja Shoe mnie kompletnie nie zaskoczyła, a wręcz doskonale go rozumiem. Zaprzyjaźnił się z Nico, był dla niego wsparciem, przeżywał jego smutek ... więc teraz miał prawo się zdenerwować, tym bardziej że nie znał całej prawdy. W końcu podświadomie winę za zniknięcie Nico przypisywał państwu Antiga. Stephane kombinował jakby tu ściągnąć chłopaka do Warszawy, a tu proszę, Shoe wykonał wcześniej to zadanie :) Ugh, czy ja już mówiłam że nie wytrzymam z ciekawości?
Joyce i Andrzej są tacy pozytywnie niemożliwi <3 Ta ich rozmowa o "statusie" ich relacji ... dwoje dorosłych ludzi, a nie wiedzą jak to nazwać haha. To oczywiste że już od jakiegoś czasu łączy ich są poważnego, mimo że tak do końca nie chcą przyznać się do tego ... szczególnie ona. Ale spokojnie, powoli, więcej cierpliwości :)
Miłego pobytu na obozie ;* My poczekamy ... jakoś hihi. Najwyżej rozsadzi mnie ciekawość ;)
Rozdział był świetny. Naprawdę nie musisz się martwić czy przypadł nam do gustu. On był genialny.
OdpowiedzUsuńNie potrafie i chyba nawet nie chcę wyobrazić sobie tego co teraz przeżywa Stephanie i Stephan. To jest tak okropne i straszne że brak mi słów.
Stephan musi teraz wspierać swoją żonę jeszcze bardziej niż dotychczas. Ona naprawdę tego bardzo potrzebuje. Szczególnie że jest w ciąży. I tak silne emocje na pewno nie sa dla niej dobre.
Shoe jest przekochany . Prawdziwy przyjaciel z niego .Nie dziwię się mu że na początku tak wyskoczył na Stephana. Mam nadzieję że Nico nie stchorzy i pojawi się w Warszawie. Swoją drogą nie mogę się doczekać tego spotkania😊 Joyce i Andrzej jak zawsze są przesłodcy. Luźny związek 😉 no niech tak będzie na początek. Nie wyobrażam sobie żeby ta dwójka miała się kiedyś rozstać. Są dla siebie idealni.
Jak zawsze z niecierpliwością czekam ba kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko bo pogoda dzisiaj nijaka. I Życzę Ci super obozu .
Rozdział w miarę przypadł nam do gustu? No chyba żartujesz! Był super! 😁 Pierwsza część z Antigami była genialna. Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób opisujesz ich emocje i odczucia. Robisz to w bardzo naturalny sposób, tak że mam wrażenie, jakbym dosłownie widziała Stephana i Steohanie. I dzięki super opisom przeżywam to wszystko razem z nimi. Bardzo współczuję im tego co przeszli i tego, co wciąż przechodzą. Mam nadzieję, że niedługo wszystko się ułoży. Jestem ciekawa, w jaki sposób Stephane powie Timotiemu i Manoline o bliźniakach i Nicolasie. To bardzo mądre i dojrzałe jak na swój wiek dzieciaki, ale to na pewno będzie dla nich wielki szoki. Ich rodzina przecież powiększy się aż o trzech członków. Myślę, że najtrudniej będzie wytłumaczyć im o Nicolasie. To, że Stephanie jest w ciąży i będą mieli dwójkę malutkiego rodzeństwa jest w miarę normalne. Ale wytłumaczyć dzieciom, że mają jescze jednego, starszego brata, który zmarł zaraz po urodzeniu, ale jednak okazało się, że przeżył i teraz ma 20 lat?! Nie wiem, jak Antiga powie to dzieciom. Ale wierzę, że coś wymyśli.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Stephane porozmawiał z Evansem. Nie dziwię się reakcji siatkarza na słowa trenera, że Nico jest jednak jego synem. To pokazuje jeszcze bardziej, jak Sharone martwi się o Nicolasa i że jest jego prawdziwym przyjacielem. Ciekawi mnie, co wydarzy się w kolejnym rozdziale. Co zrobi Nico, gdy dowie się, że jednak odnalazł rodziców? Jak zareaguje na to wszystko?
Czy można lepiej skończyć rozdział niż Andrzejem i Joyce? Nie! ❤️ Andrzej jest bardzo kochany w jego trosce o Joy. I mam wrażenie, że pomału swoim zachowaniem "przekonuje" dziewczynę do poważnego związku. Na razie to luźny związek z perspektywami na przyszłość, ale mam nadzieję, że Joyce zaufa w pełni Andrzejowi i stworzą razem wspaniały i dojrzały związek.
Czekam na kolejny rozdział.
Ściskam
Ola
No i jestem, kolejny rozdział, w którym się podziało ;) masz racje, bez tych scen, w całym opowiadaniu mocno by czegoś brakowało, LECZ poszło ci naprawdę bardzo dobrze :D
OdpowiedzUsuńStephen i Stephenie:
No jejku, oni się w sumie kłócić nie potrafią, ale to zdecydowanie bynajmniej nie jest złe :D to kochane, że Stephen tak się stara nie zostać wyprowadzonym z równowagi, że przyznaje racje swojej kobiecie – haha, odzywają się jej ciążowe hormony :D No i w sumie mimo wszystko jest taka szczęśliwa, że wymyśla sobie problemy by to uspokoić ;)
Bo to raczej dzieci powinny się obawiać zepchnięcia na dalszy plan, a rodzice nawet3 nie powinni samych siebie o coś takiego podejrzewać.
W ogóle rozbawiło mnie stwierdzenie, że zaczynają rok z dwójką dzieci, a kończą z piątką, haha! :D życie to jedna wielka Kinder Niespodzianka :D
Stephen i Sharone:
Jakoś niespecjalnie się dziwię, że za Sharone przy pierwszym podejściu zdecydował się skłamać Antidze, tu jednak chodzi o kogoś, kto był mu biski – pewnie się jednak obawiał czy ponownie go nie skrzywdzą, bo jeśli tak to nawet naleśniki nie przekonają Nico do zgody.
W sumie tak się zastanawiam czy Stephen nie za dużo wymaga, w sensie… hm, sama nie wiem. Nie umiem swoich wątpliwości ubrać w słowa, ale brakuje mi odrobiny wdzięczności w jego postępowaniu :P
Andrzej i Joyce:
Ten wątek totalnie podbił moje serduszko <3 oni we dwóch są tacy awww :) cukrzycy idzie dostać, opiekuńczość Andrzeja jest bardzo ciepła :D z takim facetem zima jest niestraszna :D
Fajnie, że w końcu ustalili swój status związku (jak to brzmi :P) – zawsze lepiej jest wiedzieć na czym się stoi, a tu widzę wszystko idzie po myśli Andrzeja, ale i tak czuję, że niedługo do tej opowieści włączysz Jonasa i przestanie ten wątek lśnić brokatem… chyba że się mylę ;)
No to tyle ode mnie, nie mam w sumie nic więcej dodania, zaczynam już-już niemal dotrzeć do aktualnego rozdziału w sumie zostawiłabym go sobie na później, ale nie zostawię – i tak już długo czekasz na komentarz ;)
Idę na next~!
Bardzo Cie przepraszam, że nie komentowałam w ostatnim czasie, ale teraz powinno się to zmienić. :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz będzie krótki, ponieważ przed nadrabianiem dalszych części, chciałam się odwołać do jednej rzeczy...
A więc bez ceregieli przechodzę do rzeczy.
Nico jednak okazał się dzieckiem Antigów! Nawet nie wiesz, jak mnie ta wiadomość cieszy. I muszę to powiedzieć... A nie mówiłam?! Mówiłam, że Nico to tak czy inaczej ich syn. To naprawdę świetne wieści. Tylko ciekawe co na to sam zainteresowany. Mam nadzieję, że dowiem się tego w kolejnych rozdziałach, dlatego biegnę nadrabiać! I rzecz jasna porządnie komentować ;)
A i jeszcze jedno... Awwww Andrzej i Joyce w końcu zadecydowali o "statusie" ich związku. Luźny związek - na początek dobre i to.
Świetny rozdział! ;* Lecę dalej.