Wiszący na ścianie zegar wskazywał czwartą nad ranem.
Nicolas przewrócił się na drugi bok i podciągnął kołdrę pod samą szyje.
Zacisnął oczy i przycisnął głowę do poduszki, desperacko zmuszając organizm do
złapania choćby odrobiny snu. Jednak, gdy tylko zamykał powieki, jego
wyobraźnia znów przywoływała obrazy, minionych zdarzeń. Tych niedawnych i tych
bardzo odległych. Jakby wciągu jednej nocy miał przypomnieć sobie całe swoje
życie.
Drzwi do pokoju zaskrzypiały cicho. Podniósł
głowę znad powolnie czytanej książeczki. Miał prawie pięć lat, a świat był
jeszcze kolorowy.
− Powinieneś
już iść spać, skarbie.
Do
pomieszczenia weszła niska kobieta w luźnej sukience. Miała ciemną, oliwkową
cerę i czarne, grube włosy związane w wysoki kucyk. Oparta o futrynę,
uśmiechała się łagodnie do chłopca.
− Jeszcze pięć
minut – jęknął, przybierając minę smutnego psiaka. – Proszę, Yvette!
Pokręciła głową
z udawaną dezaprobatą, ale zaraz podeszła bliżej i usiadła na łóżku.
− Nadal
upierasz się przy mówieniu do nas po imieniu – zauważyła, delikatnie głaszcząc Nica
po włosach. – Mimo że jesteś z nami już od trzech lat.
− Czy to źle? –
Pięciolatek zmarkotniał gwałtownie.
− Nie! − zaprzeczyła szybko. – Po prostu zastanawiam
się, skąd ci się to bierze.
Wydął usta i w
zamyśleniu podrapał się po brodzie.
− Nie wiem –
wzruszył ramionami. – A powinienem mówić do ciebie „mamo”? To… dziwnie –
skrzywił się nieznacznie.
− Jak będziesz
chciał. – Czule pocałowała chłopca w czoło. – Ale teraz lepiej idź spać, bo
jutro czeka cię dzień pełen atrakcji.
Uśmiechnął się
szeroko. Posłusznie odłożył książkę na szafkę i zakopał się pod kołdrą.
− Kocham cię,
Yvette – szepnął, gdy kobieta gasiła światło.
− Ja też cię
kocham, Nico – powiedziała, a potem wyszła z pomieszczenia.
Westchnął cicho. Nie miał zbyt wielu wspomnień z
swoimi adopcyjnymi rodzicami. Byli dla niego niczym widmo, uczucie, które
kiedyś było, ale teraz został po nim jedynie cień, pozwalający przetrwać o
wiele trudniejsze chwilę.
Dyrektorka
postukała ołówkiem w rozłożone na biurku papiery. Krytycznym spojrzeniem
zmierzyła siedzącego na krześle chłopaka.
− Czwarta bójka w przeciągu dwóch miesięcy.
Co ty sobie wyobrażasz, Nicolasie?
Wzruszył tylko
ramionami, nadal pustym wzrokiem wpatrując się w czubki swoich butów.
− Żadnego
wyjaśnienia? Jakiś przeprosin? Skruchy?
Znów nic.
Zużyte trampki były zdecydowanie bardziej interesujące niż ta rozmowa.
− Co powiedzą
twoi rodzice, gdy usłyszą jak zachowuje się ich syn?
Wzdrygnął się
mimowolnie. Powoli podniósł głowę by spojrzeć prosto w małe, świńskie oczka
kobiety.
− Moi rodzice
mnie zostawili – warknął, a potem wstał i bez słowa opuścił gabinet.
− Jak widać
niedaleko pada jabłko od jabłoni – usłyszał jeszcze, za nim z hukiem zatrzasnął
za sobą drzwi.
Tamta sytuacja dała mu wiele do myślenia. Co prawda
znów został przeniesiony do kolejnej rodziny zastępczej, ale wtedy, mając
czternaście lat, zaczął się na poważnie zastanawia, kim byli jego biologiczni
rodzice. Teraz te przemyślenia wróciły. A to wszystko przez zwykłą rozmowę z
Sharonem.
Shoe był zdenerwowany i Nico wyczuł, gdy tylko
spotkali się na lotnisku. Atakujący unikał wzroku przyjaciela, co chwilę
nerwowo przygryzał wargę, a postawę miał nieprzyzwoicie wyprostowaną. Starał
się jednak zachowywać całkowicie normalne. Przez całą drogę z lotniska do
mieszkania, siatkarz nawijał zupełnie bez sensu, ale Francuz nie bardzo zwracał
na to uwagę. Przytakiwał zgodnie, podświadomie starając się nie dokładać sobie
dodatkowych zmartwień. Przyleciał w końcu po to, by zjeść naleśniki, dobrze się
bawić razem z kumplem. Chciał w końcu wyluzować.
Jednak nie było
mu to dane.
− Musimy porozmawiać – zaczął Evans, gdy tylko
Nicolas skończył jeść swoją porcje naleśników. – I to bardzo poważnie.
− Mów śmiało. –
Nico odchylił się na krześle i założył ręce za głowę. – Mnie już nic nie
zaskoczy.
− Musisz
porozmawiać z Stephanie i Stephanem. I to już jutro.
To go jednak
zaskoczyło. Oczywiście spodziewał się, że małżeństwo będzie chciało mu pomóc,
ale żeby tak szybko?
− Nie mogę
odczekać kilku dni? – zapytał. – Miałem ciężki tydzień.
Sharone
gwałtownie pokręcił głową.
− Nie, to nie
może czekać. Jutro o trzynastej, w kawiarni obok Torwaru.
− Ale o co
chodzi? Po co ten pośpiech. – Nico nadal nie bardzo rozumiał. Wystarczająco
dużo nerwów stracił, gdy jego teoria na temat rodziców upadła. Dlaczego teraz
miałby się ponownie denerwować spotkaniem z trenerem i jego żoną?
Evans westchnął
cicho. Nerwowo przygryzł wargę, a potem niepewnie spojrzał w oczy
przyjaciela.
− Oni… oni
twierdzą, że jednak jesteś ich synem.
Shoe nie podał żadnych szczegółów, nic, co mogłoby
wskazywać na to, dlaczego para nagle zmieniła zdanie. Uważał, że powinni sami,
na spokojnie, wyjaśnić wszystko Nicolasowi.
Ten nie mógł się nie zgodzić z przyjacielem.
Powoli podniósł się z ziemi. Podszedł do okna i
wyjrzał na zewnątrz. Wiedział, że już nie zaśnie. Jak w końcu miałby spać, gdy
wiedział, że gdzieś tam w mieście są jego rodzice. Ludzie, którzy dali mu życie, a potem
porzucili. Tak po prostu, bez słowa wyjaśnienia.
A teraz nagle przypomnieli sobie, że mają syna.
Przyłożył dłoń do szyby. Przełknął głośno ślinę,
czując pod palcami zimne szkło.
− Dlaczego? – szepnął.
Nie miał pojęcia, że kilka kilometrów dalej, stojąc
przy oknie, ze łzami w oczach i rozbitym sercem, to samo pytanie zadaje sobie
pewna kobieta.
− Dlaczego nie spisz?
Stephanie wzdrygnęła się mimowolnie. Stephane
ostrożnie objął ją w pasie i oparł głowę na jej ramieniu. Spojrzał na niknące w
mroku ulice Warszawy.
− Niedługo będziemy musieli się pożegnać z tym
widokiem – powiedział cicho. – Jeszcze miesiąc…
− Jakoś nie mogę uwierzyć, że kupiliśmy dom –
mruknęła. – I za kilka tygodni w nim zamieszkamy.
Uśmiechnął się pod nosem. Czule pocałował żonę w
szyję, nieznacznie przymykając oczy. Wsłuchał się w lekko świszczący oddech
kobiety. Przeklną w myślach, czując jak jej ciało drży.
− Denerwujesz się prawda? – szepnął. – Spotkaniem z
Nicolasem.
− Nie mówmy o tym teraz. – Gwałtownie pokręciła
głową.
Przytaknął niechętnie.
− Nie lubię, gdy nie chcesz o czymś mówić. Zawsze się
wtedy martwię.
− A co mam jeszcze powiedzieć? – Wzruszyła ramionami.
Niechętnie przyznał jej racje. Wciągu ostatnich
kilkunastu godzin rozmawiali ze sobą wiele, wiele razy. Nie wiedzieli w końcu,
co czuć. Byli rozdarci między chorobliwą radością z powodu odzyskania dziecka,
a rozpaczą z powodu utraconych lat.
− Myślisz, że będzie do nas podobny? Z zachowania? –
zapytał nagle Stephane.
Kobieta nie odpowiedziała. Cały czas nieprzytomnym
wzrokiem wpatrując się w obraz za oknem.
− Mogę cię o coś zapytać? – odezwała się nagle.
Mężczyzna zmarszczył ze zdziwieniem brwi, a zgodnie
kiwnął głową.
Odwróciła się powoli. Skrzyżowała ręce na piersi i
spojrzała na męża spode łba.
− Dlaczego? – warknęła. – Dlaczego my, Stephane?
***
Stephanie ponownie przebiegła wzrokiem po odręcznie
napisanym tekście. Bezgłośnie ruszając ustami, powtarzała każde słowo. Choć
znała go prawie na pamięć to nadal nie mogła uwierzyć, że list prawdziwy.
Wydawał się być nierealny, irracjonalny, kompletnie nielogiczny, w ogóle nie
miał prawa istnieć.
− Jeszcze pięć minut.
Wzdrygnęła się nieznacznie, słysząc pozbawiony emocji
szept Stephana. Od kwadransa siedzieli przy najdalszym stoliku w kawiarni, w
ciśnięci w kąt, niecierpliwie czekając, aż zegar wskaże godzinę trzynastą.
− Pięć minut – powtórzyła beznamiętnym tonem.
Mężczyzna uśmiechnął się smutno. Objął żonę ramieniem
i czule pocałował w czoło.
− Będzie dobrze – stwierdził. – Musi być.
− A jeśli nam nie uwierzy? – zapytała, pustym
wzrokiem wpatrując się w ścianę. – A jeśli to jednak nie on…
− Przecież sama mówiłaś, że matka zawsze rozpozna
swoje dziecko – przypomniał jej trener. – Spróbuj się nie denerwować dobrze?
Przytaknęła machinalnie, choć tak naprawdę w środku
dosłownie trzęsła się ze strachu. Co chwilę nerwowo spoglądała na zegar,
odliczając sekundy do spotkania. Miała wrażenie, że czas płynie coraz wolniej i
wolniej, jakby specjalnie odwlekał decydujący moment.
Nagle zabrzęczał dzwonek, a w drzwiach do kawiarni
stanął wysoki chłopak w niebieskiej bluzie i z burzą jasnych włosów na głowie. Rozglądnął
się po pomieszczeniu, a gdy zauważył małżeństwo, pobladł gwałtownie.
Zamarli. Wszyscy troje. Przez kilka długich chwil patrzyli
na siebie w kompletnym szoku, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
Nicolas otrząsnął się jako pierwszy. Powoli ruszył w
stronę pary.
− Dzień dobry – przywitał się grzecznie.
To podziałało na Stephanie, jak kubeł zimnej wody.
Poderwała się na równe nogi, a jej serce biło jak oszalałe. Spojrzała na twarz
chłopaka i ogarnęło ją przerażenie. Zniknęły resztki racjonalnego myślenia,
emocje wzięły górą. Świat wokół zniknął, w tym momencie liczył się tylko Nico,
jej mały Nico. Miała ochotę przytulić go, wycałować, zapewnić, że wszystko
będzie dobrze, że już jest bezpieczny.
Jednak zamiast tego, bez zastanowienia, uniosła
drżącą rękę i delikatnie przyłożyła dłoń do policzka Nicolasa. Przesunęła
palcami po delikatnie zarysowanym podbródku. Znała przecież te rysy, te
niebieskie oczy, zadarty podbródek. W końcu codziennie rano budziła się obok identycznych
szpiczastych uszu.
Takie same miał Stephane. Takie same miała Manoline.
− To ty – wyszeptała. – To naprawdę ty…
Nicolas mimowolnie napiął mięśnie. Zaczął szybciej
mrugać oczami, widać było, że z trudem powstrzymuje łzy.
− Możemy najpierw porozmawiać? – wychrypiał słabo.
− Oh, tak… − Momentalnie spoważniała. Zerknęła na
męża, a ten przytaknął nieznacznie.
Usiedli z powrotem. Oni po jednej stronie stolika, on
po drugiej. Stephane wyjął z plecaka szarą teczkę, a Stephanie położyła obok
niej list od ciotki.
− Na początku pewnie nam nie uwierzysz – zaczęła,
starając się opanować drżenie głosu. – I jak najbardziej cię rozumiemy. My też…
my też na początku nie wierzyliśmy. Ale potem połączyliśmy kilka dodatkowych
faktów i wszystko stało się jasne. Tak oczywiste, że… – Przełknęła głośno
ślinę. Nieudolnie próbowała zebrać się w sobie, by mówić dalej, ale na
szczęście w tym momencie to Stephane przejął pałeczkę.
− Dwadzieścia lat temu nie byliśmy jeszcze
małżeństwem. Znaliśmy się od wielu lat, ale potykaliśmy się zaledwie od kilku
miesięcy, jednak gdy dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami, byliśmy
przeszczęśliwi. Grałem już wtedy w Paryżu, mogłem utrzymać rodzinę…
− Wiem – przerwał mu niespodziewanie Nicolas. – Ja…
widziałem zdjęcie.
Małżeństwo wymieniło zaskoczone spojrzenie.
− Jakie zdjęcie?
Chłopak przygryzł wargę i wyciągnął z kieszeni
postarzałą fotografię. Na jej widok, na twarzy Stephanie pojawił się nieznaczny
uśmiech.
− Nie myślałam, że ktoś robił wtedy zdjęcia. –
Postukała palcem w swój wizerunek sprzed dwudziestu lat. Jednocześnie jednak
starała się powstrzymać kolejny napływ bolesnych wspomnień.
− To była jedna z poszlak, gdy was szukałem –
wyjaśnił Nico. – Ale nadal nie wytłumaczyliście, dlaczego mnie zostawiliście. –
Skrzywił się mimowolnie.
Kobiecie po raz kolejny pękło serce, gdy usłyszała
jego przepełniony bólem ton.
− Nie zostawiliśmy cię! – jęknęła rozpaczliwie. –
Nigdy byśmy tego nie zrobili! Kochaliśmy cię od samego początku, tylko że… to
wszystko wina mojej ciotki… to przez nią… nie porzucilibyśmy cię. Zresztą, sam
przeczytaj. – Nie była wstanie dłużej mówić, więc jedynie przesunęła list w
stronę Nicolasa.
Niepewnie podniósł kartkę. Zaczął czytać szybko, z
każdym kolejnym zdaniem garbiąc się coraz bardziej. Gdy skończył, jego ramiona
drżały, a palce desperacko zaciskały się na krawędzi papieru.
− To prawda? – zapytał, nie podnosząc wzroku znad
blatu. – Nie zmyśliliście tego?
− Dlaczego mielibyśmy cię okłamywać? – Stephanie z
trudem powstrzymywała się przed wybuchnięciem płaczem. – Przez dwadzieścia lat żyliśmy
w przekonaniu, że nie żyjesz. I nagle okazuje się, że to kłamstwo. Że nasze
dziecko jednak nie umarło. Czy mogło zdarzyć się coś piękniejszego?
− I jeszcze udało ci się nas odnaleźć. – Stephane
objął żonę, ramieniem, by dodać jej otuchy.
Nicolas nie miał pojęcia, co powiedzieć. Kompletnie
zdezorientowany, błądził wzrokiem o twarzach małżeństwa, jakby doszukując się
sygnałów kłamstwa. Jednak para jedynie w napięciu czekała na jego reakcje.
− Miałem tylko pięć lat, gdy zginęli moi adopcyjni
rodzice – odezwał się w końcu. – Przez kolejne trzynaście błąkałem się po
rodzinach zastępczych. Mogę chyba nie ufać ludziom, prawda?! – Nieznacznie
podniósł głos. Odchylił się na krześle i zmierzył małżeństwo krytycznym
spojrzeniem.
− Oczywiście – zapewnił trener. – Rozumiemy to i
strasznie, strasznie żałujemy, że musiałeś przez to wszystko przechodzić. To
trudne, ale musisz nam uwierzyć. Proszę.
Stephanie zgodnie pokiwała głową. Przysunęła się
bliżej męża, zaciskając palce na jego ramieniu Dosłownie słyszała lekko
przyspieszony oddech mężczyzny. Podniosła wzrok, by spojrzeć na Nica. Chłopak
pobladł niezdrowo, rozdarty, bezgłośnie poruszał ustami, jakby mówił do siebie.
− Powiedzcie to jeszcze raz – poprosił
niespodziewanie. – Tym razem swoim słowami. – Jego głos był zimny, jakby z całych
sił starał się opanować emocje.
Wymienili zaskoczone spojrzenia. Jeszcze raz?
Dlaczego by nie? Skoro to miało pomóc odzyskać syna.
Kobieta wzięła głęboki oddech i po chwili wahania
zaczęła mówić:
− Moi rodzice mieli firmę. Dużą firmę. Gdy zginęli,
ja i siostra, dostałyśmy spory spadek. Małą, rodzinną fortunę. Moja ciotka
wymyśliła, że wyjdziemy za mąż za siostrzeńców jej męża, którymi się
opiekowała. Tak, by pieniądze zostały w rodzinie.
− Tylko, że zakochałaś się we mnie, a ja w tobie –
wtrącił się Stephane. – A tego Charleen nie mogła przeżyć.
− Dokładnie – przytaknęła. – Gdy dowiedziała się, że
jestem w ciąży, była wściekła. W końcu dziecko pieczętowało nasz związek, a
dodatkowo pojawiaj się kolejny ewentualny spadkobierca. Uknuła więc plan, by
nas rozdzielić. Przez kilka miesięcy udawała miłą, zbliżyła się do nas, a gdy
się urodziłeś… − Głos jej się załamał, ciałem wstrząsnęły dreszcze.
− Wykorzystała swoje znajomości, pieniądze, by
lekarze wmówili nam, że urodziłeś się z wadą serca. – Trener kontynuował
opowieść, odciążając żonę. Choć dla niego to też było niewyobrażalnie trudne. –
Powiedziano nam, że… że zmarłeś dziesięć minut po urodzeniu. Pokazali nam ciało
jakiegoś innego dziecka. Nawet nie mogliśmy cię wziąć na ręce.
Tego było dla Stephanie za dużo. Schowała twarz w
dłoniach, nieudolnie próbując stłumić szloch. Wróciły wspomnienia. Znów przed
oczami miała ten moment, gdy cały świat się zawalił. Dosłownie słyszała słowa lekarzy,
swój nieludzki krzyk. Miała wrażenie, że na nowo przeżywa tamten koszmar.
− Spokojnie, skarbie. – Stephane natychmiast
przyciągnął kobietę do siebie i zaczął uspokajająco gładzić ją po plecach. –
Nie powinnaś się teraz denerwować, bo…
− To źle wpłynie na bliźniaki – wyrwało się
Nicolasowi.
Zamarli. Tego zdecydowanie się nie spodziewali.
− Skąd wiesz o bliźniakach? – zapytał podejrzliwie
starszy Francuz, odruchowo przykładając dłoń do brzucha partnerki.
Widząc ten gest, chłopak uśmiechnął się nieznacznie. Zaraz
jednak speszył się mimowolnie. Bezgłośnie przeklną pod nosem, westchnął głęboko
i nerwowo przeczesał dłonią włosy.
− Shoe mi powiedział. Uważał, że lepiej będzie, jak
się dowiem.
− I chyba nawet domyślam się skąd wiedział – mruknął
trener. – Joyce, ty mała gaduło…
− Teraz to nie ma znaczenia! – przerwała mu gwałtowownie
Stephanie. – Nico, czy… czy teraz nam wierzysz? – zwróciła się do młodego
mężczyzny. – Wiem, że jest ci trudno, bo przez prawie dwadzieścia lat nie
miałeś przy sobie rodziców. Nie wiem, jak nadrobimy ten czas, czy w ogóle uda
nam się go nadrobić, ale jesteś naszym synem. – Bez namysłu chwyciła dłoń
chłopaka i ścisnęła ją mocno. – Chcę stopniowo obudowywać więź, którą nam
odebrano. Wiem, że nie od razu zdobędziemy twoje bezgraniczne zaufanie, że
wszystko będzie się działo powoli. Ale mamy czas. Jesteś naszym dzieckiem i… i
choć tak naprawdę poznaliśmy się dopiero dzisiaj – Te słowa ledwo przeszły jej
przez gardło. – To musisz wiedzieć, że zawsze cię kochaliśmy.
Patrzyli na siebie, a ich spojrzenia pełne były
emocji. U Stephanie był to ból, żal i bezpodstawne wyrzuty sumienia. U Nicolasa
widać było niedowierzanie, lekką dezorientację, ale też przebłyski nadziei.
Przecież w końcu znalazł swoich rodziców. Czy nie tego pragnął najbardziej? Czy
nie chciał tylko usłyszeć, że ktoś go kocha? Że ktoś chciał, by żył.
− Nigdy byśmy cię nie porzucili.
Nagle Nico wstał od stołu. Kobieta natychmiast
zrobiła to samo, stając naprzeciwko chłopaka. Kątem oka dostrzegła, że Stephane
robi to samo.
− Wierzę – powiedział drżącym głosem młody Francuz. –
Wierzę, że jesteście moimi rodzicami – powtórzył, a potem zrobił coś, czego
nikt się nie spodziewał. Zrobił krok do przodu, zupełnie bez zastanowienia
przytulił Stephanie, by w końcu rozpłakać się w jej ramionach, jak małe
dziecko. Szlochał opętańczo, a jego płacz przepełniony był strachem, rozpaczą,
ale też nieludzką wręcz ulgą.
− Już wszystko dobrze – cicho powiedziała Stephanie,
uspokajająco gładząc chłopaka po plecach. – Już jesteś bezpieczny, nikt cię już
nie skrzywdzi, skarbie. – Sama jednak nie powstrzymywała łez. Delikatnie
kołysała ciałem chłopaka, jakby nadal był maleńkim dzieckiem, a nie dorosłym
mężczyzną. – Jestem przy tobie, maleństwo.
Nagle ktoś i ją objął ramieniem. To Stephane zamknął
oboje w niedźwiedzim uścisku. Z zaciśniętymi oczami, przytulał swoją żonę,
tulił syna, tak, jakby ktoś miałby mu ich zaraz odebrać, jakby zaraz miał się skończyć świat.
I stali tak we troje, we łzach, opłakując dwadzieścia
straconych lat, opłakujący każdą straconą chwilę, każde niewypowiedziane słowo,
każde „kocham”, które nigdy nie padło.
Ale wiedzieli, że jeszcze wiele razy będą mogli to
„kocham” powiedzieć.
***
Guillaume Samica wytarł włosy ręcznikiem i przeciągnął
się leniwie. Zdecydowanie tego potrzebował. Ciepły prysznic, po bardzo ciężkim
dniu, odbudował jego już i tak wystarczająco zszargane nerwy. Powoli przeszedł
przez salon przy okazji przez przypadek nadeptując na misia Justin. Zwierzątko
zapiszczało cokolwiek złowieszczo, wyrażając stanowczą dezaprobatę dla takiego
traktowania swojej osoby. Przeklną pod nosem, z irytacją podnosząc pluszaka z
podłogi.
− Zabawki, same zabawki – prychnął.
− Tak to już jest, gdy ma się dzieci.
Uśmiechnął się nieznacznie, słysząc głos Natalii.
Odwrócił się powoli, podszedł do kobiety, chwycił ją za ramiona i pocałował
namiętnie.
− Jest już późno, nie powinnaś spać? – zapytał,
szarmancko unosząc jedną brew.
− Oczywiście – przewróciła oczami. – Ale pomyślałam,
że mógłbyś jeszcze sprawdzić wyniki?
− O tej porze? – zmarszczył ze zdziwieniem czoło. –
Zresztą myślisz, że już są? Na stronie pisze, że to może potrwać kilka dni…
− Albo czterdzieści osiem godzi – prychnęła Nat. – Nie
mam pojęcia, czy już przebadali próbki, ale spróbować zawsze warto, co nie?
Zacisnął usta w wąską kreskę. Wypuścił narzeczoną z
objęć, skrzyżował ręce na piersi i odwrócił wzrok. Przygryzł nerwowo wargę,
bijąc się z własnymi myślami.
− Samik…
− Boję się okej! – wybuchnął niespodziewanie. – Po
prostu się boję! − Zaciśniętą pięścią uderzył w ścianę.
− Ale czego? – Argentynka nie bardzo rozumiała
reakcje mężczyzny. – Przecież omawialiśmy to już chyba z tysiąc razy.
− Czego się boję?! A czego mogę się bać?! – Guillaume
nie potrafił opanować szalejących emocji. – Boję się, że test wypadnie
pozytywnie. Dlaczego? Bo wtedy całe nasze życie wywróci się do góry nogami. Nie
chodzi tylko o mnie, o ciebie i Isaaca. Chodzi o nasze rodziny, o twoją
rodzinę! Jak ja im to niby wytłumaczyć! Jezu, przecież wpadną w szał! Twój
ojciec…
− Uspokój się, Guillaume. – Stanowczy głos Natalii
gwałtownie sprowadził przyjmującego na ziemię. Chwyciła nadgarstek przyjmującego
i zmusiła go, by opuścił rękę. – Twoje
zamartwianie się, do niczego nie doprowadzi. A już na pewno nie w tym momencie.
Nad tym wszystkim pomyślimy później, a teraz lepiej sprawdź wyniki.
Zgarbił się mimowolnie i posłusznie pokiwał głową.
Włączy stojący na niskiej ławie laptop, wstukał w wyszukiwarkę odpowiedni
adres, potem dane i nacisnął enter.
Sekundy ciągnęły się niemiłosiernie. Jego serce biło
coraz wolniej, dosłownie czuł na karku przyspieszony oddech Nat.
W końcu strona załadowała się. Szybko przebiegł
wzrokiem po tekście.
− Próbka A, próbka B… − zamarł. Wyprostował się
gwałtownie i powoli spojrzał na Natalii. – Jest zgodność… − głos mu się
załamał. Schował twarz w dłoniach, a jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Jeszcze
do niedawna łudził się, że to tylko głupi sen, że sobie coś ubzdurał. Ale teraz
dotarła do niego brutalna prawda.
Isaac Antiga był jego synem.
Udało mi się znaleźć czas, by siąść do komputera, więc z przyjemnością
przedstawiam wam już dwudziesty rozdział tego opowiadania. Przyznam, że nie
mogę uwierzyć, jak szybko minął ten czas. Mam wrażenie, że jeszcze nie dawno
opisywałam pojawienie się Isaaca w Warszawie.
Mam nadzieję, że
wam rozdział się podobał, bo ja osobiście strasznie się przy nim namęczyłam. Jest
to kolejny „decydujący” rozdział i jeśli poprzedni ( osiemnasty) pisało mi się
całkiem przyjemnie, to ten… Mam po prostu wrażenie, że jest sztywny.
Dobra, koniec
tego narzekania, bo to i tak do niczego nie prowadzi.
Pozdrawiam i
widzimy się pod waszymi blogami.
Violin
O matko, matko, matko ... i co ja mam teraz konstruktywnego napisać, skoro targają mną emocje!
OdpowiedzUsuńNareszcie doszło do spotkania oraz do powiedzenia głośno prawdy. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co czuła cała trójka. Stephanie miała przeogromną ochotę wyściskać syna, ale wiedziała, że to mogłoby go tylko spłoszyć. Jednak po całej rozmowie, bo wyjaśnieniu smutnej i bolesnej prawdy, Nico sam wpadł w matczyne ramiona, czego brakowało mu przez ostatnie dwadzieścia lat. Jak mówię, to smutne, ale i piękne. Jednak więź jest silniejsza od czegokolwiek. Na pewno nie będzie im łatwo, szczególnie że będą musieli wyjaśnić pozostałym dzieciom całą sytuację. Ale krok po kroku, będą się poznawać i odbudują chociaż w małej części wiele straconych momentów. Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, że tak jak podejrzewałam, Nico okazał się synem Stephana i Stephanie :) Chłopak zasługuje na szczęście po tylu latach w samotności, i wierzę że rodzice mu je zapewnią w 100% :)
Isaac Antiga jest synem Guillaume. Nareszcie zostało to oficjalnie powiedziane :) Kolejna tajemnica wyszła na jaw. Nie dziwią mnie obawy Samika. To jak przyjmą prawdą ich najbliżsi to jedno, a Isaac? Jak on zareaguje na wieść o ojcu? Jak zbudować z nim więź? Jak Natalia odnajdzie się w tej sytuacji? I jak zareaguje Danielle gdy dowie się o zrobieniu testu za jej plecami? Znów wiele pytań! ;D Chociaż rozbawiło mnie to jak Samik wspomniał o ojcu Natalii hahaha ... już wiemy, że boi się teścia ;D Ale jak zwykle to kobieta musi postawić faceta do pionu. Brawo!
Rodział jest sztywny, albo miał się nie podobać? Żartujesz sobie?
OdpowiedzUsuńBył rewelacyjny! I do bólu emocjonalny. Po przeczytaniu, musiałam aż chwilę ochłonąć.
To spotkanie Nicolasa z rodzicami... Wow! Świetnie odzwierciedliłaś ich uczucia. Ten strach, niepewność, niewiedza co dalej. Musiało to ich bardzo wiele kosztować.
Tak bardzo szkoda mi Nico. Ile on musiał wycierpieć przez chciwość i egoizm niektórych. Ciotka Charleen dla własnego interesu, poświęciła niewinne dziecko. Jak można było być takim potworem.
Przez nią Nico, tułał się od jednego domu do drugiego, czując się niepotrzebny i przez wszystkich niechciany.
Po śmierci jego rodziców adopcyjnych, nie miał od nikogo wsparcia, sam musiał walczyć z każdą przeciwnością losu.
Na szczęście od teraz się to zmieni. Odnalazł swoich prawdziwych rodziców i spróbują odbudować, to co im odebrano.
Stephanie i Stephan nareszcie zaznają spokoju i uwolnią się od żalu po śmierci dziecka.
Oczywiście nadal przed całą trójką daleka droga do zostania prawdziwą rodziną, ale wierzę, że się im uda.
Samik jest rzeczywiście ojcem Issaca. Mimo że można się było tego spodziewać. Musiał to być dla niego szok. Z dnia na dzień dowiedzieć się, że jest się ojcem...
Na szczęście ma obok siebie Natalii, która we wszystkim mu pomoże.
Ich rodzinę, także czekają zmiany. Ale jestem o nich dziwnie spokjna i pewna, że dadzą sobie ze wszystkim radę.
Czekam na ciąg dalszy, ogromnie ciekawa jak to wszystko się dalej poukłada. 😊
Sztywny??? W żadnym wypadku!!😉 Moim zdaniem to jeden z lepszych i ciekawszych rozdziałów 😀😀😍 Na pewno mamy tu dużo emocji. Po pierwsze wspomnienia Nicolasa z dzieciństwa, z których większość była po prostu smutna :( Ale na całe szczęście teraz już będzie dobrze, bo w końcu poznał prawdę i odzyskał swoich kochających rodziców 😍 Teraz już nikt ich nie rozdzieli 😍😍 Bardzo dobrze i emocjonalnie opisałaś ten wątek 😉 Mamy jeszcze wątek Samici. A więc potwierdziło się, że Isaac jest jego synem. Wprawdzie nie będzie mu teraz łatwo, ale ze wsparciem Natali poradzi sobie z tą sytuacją 😉 Już nie mogę się doczekać nexta ;) Pozdrawiam serdecznie ;*
OdpowiedzUsuńFaktycznie to z jeden z tych decydujących rozdziałów. W końcu wyjaśniło się chyba wszystko i sprawiło to, że zaczęła się zastanawiać, szczególnie po twojej notce, że pamiętasz jak opisywałaś pojawienie się Isaaka...Czy my zbliżamy się do końca? :( Oby nie! Dla mnie opowiadanie może trwać w nieskończoność.
OdpowiedzUsuńChyba zacznę od Gulliame i Natali, którzy są idealną parą. Tylko czy nadal tak pozostanie skoro Samik jest biologicznym ojcem Isaaka? Czy Natalia będzie w stanie to udźwignąć? Bo może być tak, że będzie jej się tylko wydawało, że da radę, a potem najdą ją jakieś wątpliwości i zaczną się kłótnie. O la Boga to wszystko będzie dla niech chyba trudne, ale ważne, że prawda wyszła w końcu na jaw. No i chyba to oznacza jakieś zmiany w funkcjonowaniu tej szczęśliwej rodzinki. Oj ciekawi mnie to wszystko :D
No a Nico i piekło, które musiał przejść, a wszystko przez zwykłą ludzką chciwość i to jeszcze sprawioną przez rodzinę! Tego to nie mogę pojąć, bo wiadomo, że człowiek człowiekowi wilkiem, ale rodzina rodzinie? Dobrze, że ta ciotka pod koniec życia się ogarnęła i wszystko wyjaśniła, bo inaczej byłoby mega słabo. Biedny Nico, dalej nie mogę przeżyć jego przykrej przeszłości. Te tułaczki z rodziny do rodziny ;____; wydaje mi się, że teraz powinien mieć wszystko wynagrodzone! Za dużo się wycierpiał!
Rodzinka Antigów w końcu będzie w komplecie. Dojdą jeszcze bliźniaki to w ogóle będzie wesoło, ale ogólnie ja podziwiam Stephani, że ona jeszcze daje radę, bo to wszystko było mega szalone i jej ciąża mogła przez to ucierpieć, ale jak widać, jest silną kobietą, która dążyła do celu i odnalazła swoje dziecko <3
Pozdrawiam,
N
Od razu uspokoję, że jeszcze trochę czasu minie za nim to opowiadanie się skończy. Od początku przewidywałam, że będzie miało ok. 40 rozdziałów. Tylko, że teraz rola Nicolasa znów trochę zmaleje.
UsuńPozdrawiam
Violin
Zdecydowanie jest to przełomowy rozdział. Czytając każde słowo z pierwszej części byłam wręcz wzruszona, czułam się jakbym siedziała tuż obok nich i przyglądała się zaistaniałej sytuacji. Bałam się, że Nico ostatecznie nie przyjdzie albo na wieść o tym, że to jednak Antigowie są jego rodzicami chłopak wybiegnie, nie będzie chciał ich wysłuchać, ale na szczęście stało się inaczej. Teraz muszą przekazać wieść o starszym bracie dzieciom, a wujkom i ciociom o bratanku, którego uważali za zmarłego.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak Issac jest synem Samica.. Jestem ciekawa jak potoczą się losy tych bohaterów, jak mały zareaguje na ojca i przede wszystkim co z tym zrobi matka chłopca. Może być ciekawie.
Dużo weny, buźka.
Nie mogłam się doczekać tego rozdziału, więc gdy zobaczyłam, że go dodałaś, ogromnie się ucieszyłam. Oczywiście, jak zwykle mnie nie zawiodłaś i rozdział wyszedł po prostu genialnie!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie rozdziały, gdzie opisy emocji i wewnętrznych przeżyć bohaterów są wręcz niesamowite. Nie jest łatwe opisywać emocje, ale ty jak zwykle świetnie sobie z tym poradziłaś. Rozmowa Antigów z Nicolasem dosłownie zaparła mi dech w piersi. Czułam się tak, jakbym sama przeżywała to co oni. A gdy Nico przytulił Stephanie to już dosłownie płakałam ze wzruszenia. Cieszę się, że wszystko w miarę się ułożyło. Oczywiście, wiadomo, że Nico od razu nie zaufa w pełni Antigom, że najpierw będzie musiał się do nich przyzwyczaić, a oni będą musieli powoli zdobywać jego zaufanie. Ale liczę, że wszystko się ułoży i że już teraz będzie dobrze. Chociaż jeśli przewidujesz, że opowiadanie będzie miało około 40 rozdziałów, to na pewno nie będzie nudno i jescze dużo przed nami.
Jeśli chodzi i Samica, to byłam pewna, że Isaac jakże się jego synem. On pewnie też to przeczuwał, ale dopiero teraz to do niego dotarło. Na pewno jemu i Nat będzie ciężko, ale wierzę, że sobie poradzą. Ciekawa jestem, jak zareaguje Danielle, kiedy dowie się, że Samic o wszystkim wie (i czy Danielle w ogóle się o tym dowie, a jeśli tak, to kto jej powie)
Kończąc mój komentarz powiem Ci, że bardzo cieszę się, że to opowiadanie jescze się nie kończy. Uwielbiam je bardzo i niecierpliwie wyczekuję każdego rozdziału. Dlatego jestem bardzo szczęśliwa, że jescze przez długi czas będę mogła się nim cieszyć.
Całuję ❤️
Ola
Zacznę od tego , że strasznie się cieszę że przewidujesz około 40 ;) I przepraszam za mały poślizg :)
OdpowiedzUsuńI rozdział nie był sztywny. Był wprost rewelacyjny, idealny, no po prostu ekstra :)
Czytałam w tramwaju i powiem Ci ,że walczyłam żeby się nie rozpłakać przy scenie z Nico .
Opisałaś wszystko po prostu idealnie. Jestem pod ogromnym wrażeniem.
Mam nadzieję , że Nico i Antigowie szybko znajdą wspólny język. I zaczną nadrabiać stracone lata. Zabrane im przez ludzką chciwość. Swoją drogą nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że można zrobić coś tak okrutnego. I to jeszcze swojej rodzinie.
Isaac jest więc synem Samika. Jestem strasznie ciekawa reakcji chłopca na wieść o tym , że ma ojca. Jestem pewna, że po pierwszym zaskoczeniu bardzo ucieszy go ta informacja. Natalii czeka teraz ciężkie wyzwanie, w końcu dość dużo się u nich zmieni. Jestem jednak pewna że ona poradzi sobie z tym znakomicie.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko :)
No i dotarłam! (jakby co, to pod pozostałymi rozdziałami też ci napisałam komentarz ;)) Zanim się odniosę do rozdziału to pragnę coś zauważyć, to jest niepokojące, bo pod niemal każdym swoim rozdziałem piszesz, że pisanie go cię męczyło albo, że nie jesteś w pełni zadowolona – proszę cię, przestań :P mam wrażenie, że mam jakąś spaczoną psychę, gdy mam serducha w oczach czytając 2rozdział, a ty potem „meh” XD oczywiście nie dosłownie, ale i tak, nie rób tego :P piszesz zajebiście i to ma być zajebiste nawet dla ciebie, no! Bo się pogniewamy! :D
OdpowiedzUsuńAntiga’s family:
Tutaj w sumie wrzuciłam wszystko do jednego wora, aby się nie powtarzać – w sumie ni zdarzyło się nic niespodziewanego, chociaż nie, trochę poczułam się zaskoczona, że Nico zjawił się w kawiarni z rodzicami, myślałam, że będzie to przesuwał w czasie – no, ale przecież łaknął nawiązania rodzinnych więzi.
Podejrzewam nawet, że gdyby im nie uwierzył to byłby zbyt zdesperowany by odrzucić taką okazję ;) nie mówię, że z jakichś złych powodów, o prostu to taki bardzo zagubiony chłopiec – tak, którego chce się chronić i przytulać, chyba lepiej już tego nie ujmę :)
Samik i Natalie:
Ech ta Natalie, nawet zabawek nie posprząta, by od torować swojemu mężczyźnie drogę xD z drugiej strony Samik powinien się cieszyć, że nadepnął na piszczącego misia, a nie klocek lego :P Co by tu dalej…
Chociaż to Samik wybuchnął, to chyba Natalie się denerwowała bardziej i zaczęła go pognić do sprawdzenia wyników i w sumie jeszcze nie jestem przekonana do tego czy mnie osobiście to się nie podobało czy zwyczajnie zdenerwowało… nie wiem, bywam dziwna, ale to taka bardziej sprawa Samika i on powinien zdecydować co zrobi z tym fantem, bo trochę wydaje się teraz przymuszany przez męski honor ;)
Napisałabym „idę na next” ale ponownie muszę czekać na rozdziały :P
No to pozostaje mi czekać i życzyć ci ogromnych pokładów weny i motywacji~! :D
Trzymaj się! ;)
Jeju, nawet nie wyobrażasz sobie jaką mam radochę z faktu, że mogłam obudzić się dzisiaj rano i przeczytać twoje długie komentarze pod każdym rozdziałem.Normalnie motywacja +50.
UsuńZa narzekanie bardzo, bardzo przepraszam i obiecuję, że już nie będę. Już zauważyłam, że trochę przesadziłam.
Co do Nicolasa, to przyznam, że w ogóle nie rozważałam opcji, że nie przyjdzie. Powód? Tak jak napisałaś, jest małym, zagubionym chłopcem, który potrzebuje miłości.
U Samika i Natalii jeszcze się zrobi ciekawie. Tak jak mówiła, nie mogę zrobić z żadnego z nich "czarnego charakteru", ale będzie fajnie.
Next będzie niedługo ;) I jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam
Violin