Shoe przetarł zmęczone oczy i drżącą ręką zalał kubek
z kawą. Dochodziła szósta rano, ale atakujący już dawno był na nogach. Słabo
ostatnio sypiał. Kontuzja, która na
początku miała być tylko błahostką, okazała się złamaniem kości piszczelowej.
Lekarze głowili się, co z tym zrobić i co raz realniej rozważano opcje
operacji. A to oznaczało prawie pół roku przerwy od gry.
Westchnął głęboko i mimowolnie spojrzał na telefon.
Minął tydzień, a Nico nadal nie obierał. Każdego dnia Sharone wybierał numer
przyjaciela i niecierpliwie wsłuchiwał się w głuchy sygnał, z nadzieją, że w
końcu usłyszy znajomy głos.
Nic takiego się jednak nie działo. Nicolas nie dawał
znaku życia, a Evans zaczynał się coraz bardziej martwić.
Upił łyk kawy. Przymknął oczy i z cichym świstem
wypuścił powietrze.
− Dlaczego się tak zachowujesz, stary? – rzucił w
przestrzeń. – Chcę tylko pomóc, nic więcej. Kumple tak robią, prawda? Pomagają
sobie w potrzebie.
Westchnął głęboko. Zaczynał tracić cierpliwość.
Liczył na to, że Nico musi sobie tylko przemyśleć kilka spraw i w końcu się
odezwie. Przynajmniej po to, by zapewnić, że nic mu nie jest.
− Idiota. – Siatkarz pokręcił z dezaprobatą głową. –
Czy jemu naprawdę wydaje się, że jak zniknie, to wszyscy zapomnął, że istniał?
Że się nie będą martwić? Cholera, jak go w końcu dorwę, to mu łeb ukręcę,
obiecuję! – Wściekle uderzył pięścią w kuchenny blat.
Zaraz jednak zmarkotniał. Jak znaleźć kogoś, kto nie
daje znaku życia? I kto nie chce kontaktować się z bliskimi? Przecież to prawie
nie możliwe!
Chociaż…
Gdyby Sharone był bohaterem kreskówki, w tym momencie
nad jego głową zaświeciłaby się rysunkowa żarówka.
− Głupek! – Masochistycznie przywalił sobie w czoło.
– Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej?!
Z hukiem odłożył kubek i z prędkością światła rzucił
się do sypialni, by trochę się ogarnąć. Zachwycony własną pomysłowością,
głęboko gdzieś miał wczesną godzinę. Chwilę później zbiegał już po schodach.
Wypadł z klatki schodowej, wpadł do następnej, by w końcu zatrzymać się na
trzecim piętrze. Dopiero tam wziął głęboki oddech, wyprostował się dumnie i
zapukał spokojnie, choć w środku dosłownie buzował od emocji.
Po kilku sekundach, które dla atakującego wydawały
się być wiecznością,, drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem.
− Czego?
− Cześć, Antoine! – Na widok kolegi z zespołu,
Sharone wyszczerzył się psychopatycznie. – Mogę pożyczyć telefon.
− O tej porze? Wiesz, która jest godzina? – warknął
rozgrywający, z trudem tłumiąc ziewnięcie.
− Mniej więcej. – Evans z zakłopotaniem podrapał się
po głowie. – Wystąpiła nagła sytuacja…
Później wszystko wyjaśnię.
− Nie masz swojego?
− To skomplikowane – jęknął, czując, że zaczyna
tracić cierpliwość. – Pomożesz, czy nie?
Brizard uniósł ze zdziwieniem brwi, ale wpuścił
kumpla do mieszkania.
− Już przyniosę komórkę – mruknął, znikając w
sypialni, by sekundę później wrócić z telefonem. – Tylko nie rób nic
nielegalnego, okej?
− Luzik – uspokoił go atakujący. – Mnie też nie
uśmiecha się uciekanie do Meksyku.
Wziął telefon i przeszedł z nim do kuchni, by móc swobodnie
rozmawiać. Drżącymi palcami wpisał odpowiedni numer, modląc się w duchu, by
plan wypalił. Jeśli i tym razem się nie uda, to już naprawdę nie będzie
wiedział, co zrobić.
Jeden sygnał, drugi, trzeci…
− Halo?
Z wrażenia Sharone aż stracił oddech. Odebrał! Ten
idiota w końcu odebrał!
− Masz przerąbane, stary – zaczął, nieudolnie siląc
się na spokojny ton. – I nawet nie waż się rozłączać, wiem, że to ty Nico i mam
zamiar urwać ci ten kudłaty łeb, jak tylko wrócisz do Warszawki.
− Shoe…
− Nie tłumacz się. Zniknąłeś bez śladu. I bez słowa
wyjaśnienia. Tak się po prostu nie robi. Martwiłem się, że zrobiłeś coś
głupiego.
− Przepraszam – przerwał mu spokojnie Nicolas. Tylko
to powiedział. Jedno słowo, żadnych tłumaczeń, wymówek.
Evans zagotował się w środku.
− Nic więcej nie powiesz?! „Przepraszam”?! Tylko
głupie „przepraszam”?! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz.
− Przepraszam – powtórzył spokojnie Francuz. –
Powinienem dać znać, że żyję.
Kanadyjczyk wziął głęboki oddech i powoli policzył w myślach
do dziecięciu.
− Tak, powinieneś – mruknął już zdecydowanie
spokojniej. – Wiem, że byłeś rozbity po tym co się stało, ale na jakąś
chociaż krótką rozmowę mógłbyś się
zdobyć.
Po drugiej stronie zapadła głucha cisza. Przez
sekundę Sharonowi wydawało się, że przyjaciel się rozłączył, ale w końcu
Nicolas odchrząknął nerwowo, dając znak, że jeszcze żyje.
− Nie wiedziałem, że aż tak się przejmiesz –
westchnął.
Evans przewrócił oczami i prychnął kpiąco.
− Przez ponad miesiąc mieszkałeś u mnie, mimo że
wcześniej w ogóle się nie znaliśmy. Zajmowałeś moją łazienkę i szukałem cię,
gdy wybrałeś się na nocny spacer. Oczywiście, że się martwiłem! – głos mu się
załamał. – Zresztą nie tylko ja – dodał pod nosem.
− Ja to nie tylko ty? – W głosie Nico pojawiło się
szczere zaskoczenie. – Kto… kto jeszcze niby miałby się martwić?
Sharone przeklną w myślach, przypominając sobie
rozmowę z trenerem. Wiedział, że znów przez przypadek poruszył drażliwy temat,
ale po prostu mu się wymsknęło. Teraz zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem
Nicolas będzie chciał dalej rozmawiać.
− Stephane i Stephanie pytali o ciebie – wyjaśnił
powoli, uważnie ważąc każde słowo. – To dobrzy ludzie, zastanawiają się, jak
ewentualnie ci pomóc.
− A co im do tego?! – Tym razem to Nicolas podniósł
głos. – Ustaliliśmy już, że nie są moimi rodzicami, więc niech się ode mnie
odczepią.
− Uspokój się – Skarcił go Sharone. – Przejęli się
twoim losem i po prostu się martwią. Tak po ludzku.
− Jasne…
− Dżizas, ogarnij się, stary! – Z irytacją przewrócił
oczami. – To, że spotkałeś tylu dupków na swojej drodze nie oznacza, że wszyscy
są bezduszni i nie obchodzi ich drugi człowiek.
Nico mruknął coś do siebie po francusku, ale nie
sprzeczał się już dłużej z byłym współlokatorem. Chyba uznał, że to i tak nie
ma sensu.
− Masz jeszcze do mnie jakąś sprawę? – zapytał
chłodno. – Bo jestem trochę zajęty.
− Co takiego interesującego możesz robić o szóstej
rano? – Evans uniósł pytająco brew.
− Raczej, co ty masz we łbie, że dzwonisz do mnie o
tej porze – prychnął kpiąco Nicolas.
Atakujący musiał przyznać mu rację, w końcu, nawet w
kuchni słyszał głośne pochrapywanie Brizarda, który położył się na kanapie i
momentalnie zapadł w głęboki sen.
− Dobra, zostawmy ten temat w spokoju – odpuścił. –
Po prostu…cieszę się, że w końcu udało nam się pogadać.
− Ja też się cieszę – przyznał niechętnie Nicolas. –
Chyba naprawdę przesadziłem z tym zniknięciem.
− Żebyś wiedział – prychnął Shoe. – Ale łaskawie ci
to wybaczę. Tylko teraz odbieraj telefony, bo inaczej cię namierzę i głowę
ukręcę, utnę, zakopię, odkopię, a potem przyszyję, by ukręcić jeszcze raz.
− Dobrze, zrozumiałem! – Nico roześmiał się
serdecznie. – Będę odbierać wszystkie połączenia. Obiecuję.
***
Stephane nie spiesznie pokonywał kolejne stopnie.
Wpatrując się w czubki własnych butów, jeszcze raz układał sobie rozmowę z
Samikiem. Dopiero teraz, w drodze do mieszkania, dotarło do niego, co tak
naprawdę się stało.
Guillaume odkrył, że Danielle ma syna. I chciał
zrobić testy DNA, by potwierdzić, że jest jego ojcem.
Trener westchnął głęboko, gdy stanął w końcu na
właściwym piętrze. Przeczesał dłonią oklapłe ostatnio włosy i nerwowo zaczął
szukać w torbie kluczy.
− Cholera – przeklną pod nosem. – Gdzie mogłem je
wsadzić?
− W ogóle zapomniałeś je zabrać.
Zdezorientowany podniósł wzrok. Przed nim o framugę
drzwi opierała się Stephanie. Na widok zaskoczonego męża, uśmiechnęła się
nieznacznie i pokręciła głową z udawaną dezaprobatą.
− Dobrze, że wróciłam dziesięć minut temu. Inaczej
czatowałbyś na wycieraczce.
− Jeszcze nie testowaliśmy jej pod kątem wygody.
Szybko pocałował żonę na przywitanie, a potem wszedł
do środka.
− Coś ciekawego w wielkim świecie? – zapytał, przechodząc
do kuchni.
− Nie było cię tylko cztery godziny – zauważyła.
− No i co z tego – wzruszył ramionami, a potem
otworzył lodówkę i krytycznym wzrokiem zmierzył jej zawartość. – Przez cztery
godziny wiele rzeczy może się stać. Czy my w ogóle mamy coś do jedzenia?
Stephanie parsknęła śmiechem. Co jak co, ale pod
jednym względem wszyscy faceci byli tacy sami – na pierwszym miejscu zawsze
stawiali jedzenie.
− Obiad będzie
jak dzieciaki wrócą ze szkoły. Zrób sobie kanapkę albo coś takiego – zaproponowała.
Mężczyzna mechanicznie pokiwał głową. W zamyśleniu
przygryzł wargę i jeszcze raz przyjrzał się zawartości lodówki.
− Niech będzie – mruknął, niechętnie wyjmując pudełko
z wędlinami. – Ale naprawdę totalnie nic ciekawego się nie stało? – dopytywał
niby z zainteresowaniem, choć tak naprawdę chciał tylko odwieść moment, w
którym powie żonie o Isaacu. Wiedział, że musi być delikatny, Francuzka już i
tak miała sporo na głowie.
− A wiesz, że nawet się stało – przypomniała sobie
nagle Stephanie. – Sophie do mnie dzwoniła, nigdy nie zgadniesz, kto w końcu
odszedł na tamten świat. Ciotka Charleen!
− Naprawdę? – Trener uniósł ze zdziwieniem brew. – Ta
wiedźma od siedmiu boleści? Sama stwierdziła, że ma dość, czy ktoś jej pomógł?
− Stephane! – Kobieta karcąco trzepnęła go w ramię. –
Może i nie była zbyt… no nie wiem… przyjazną osobą…
− Raczej maksymalnie antypatyczną – burknął pod nosem
Stephane.
− I niespecjalnie za nami przepadała, ale w
decydującym momencie bardzo nam pomogła, pamiętasz? Tak naprawdę to zupełnie
sama załatwiła wszystkie formalności związane z… − przełknęła głośno ślinę. –
Związane z śmiercią Nicolasa, gdy my nie byliśmy nawet pewni, jaki jest dzień –
dokończyła ciszej.
Przytaknął niechętnie, przypominając sobie wydarzenia
sprzed dwudziestu lat.
− Ale to nie oznacza, że darzyła nas jakąś specjalną
sympatią. Zresztą my jej też nie.
− Oczywiście. – W tej kwestii Stephanie zdecydowane
zgadzała się z mężem. – Tylko, że to już i tak nie ważne, bo ciotunia nie żyje.
Nic nam co prawda nie zostawiła, ale Sophie twierdzi, że przed śmiercią,
Charleen napisała do mnie jakiś list. Co w nim jest dowiemy się za kilka dni,
jak przyjdzie.
− Pewnie kolejny raz wypomina ci, że zmarnowałaś
sobie życie, wychodząc za mnie – prychnął Stephane. – Nawet nie warto go
otwierać, z zamkniętymi oczami powiem ci, co jest w środku.
Kobieta jedynie przewróciła oczami, a potem zerknęła
na zegarek i ze zdziwieniem zmarszczyła czoło.
− Wróciłeś dzisiaj później – zauważyła. – Tak po
prostu, czy coś się stało?
Westchnął głęboko, mimowolnie zaczynając stukać
palcami o kuchenny blat. Nie mógł już dłużej odwlekać tej rozmowy i doskonale o
tym wiedział, ale i tak liczył, że będzie miał jeszcze chwilę, by opracować
jakiś plan działania.
− Rozmawiałem z Samikiem – zaczął w końcu, siląc się
na spokojny ton.
− To chyba nic niezwykłego – prychnęła Stephanie. – Jest
przyjmującym w twojej drużynie, rozmawiacie ze sobą codziennie.
− Nie o to chodzi. – Pokręcił gwałtownie głową. – Samik
skądś dowiedział się ile Isaac ma lat, no i… połączył wszystkie fakty. Chce
robić testy na ojcostwo.
Stephanie zamarła. Nieznacznie zachwiała się do tyłu,
w ostatniej chwili opierając się o drewniany parapet. Odetchnęła kilka razy i
zamrugała szybko, jakby nie wierząc w to co słyszy.
− Powiedziałeś mu?! – Nieudolnie próbowała ukryć wściekłość.
− Przecież nigdy bym tego nie zrobił! Sam się
domyślił! – próbował bronić się Stephane. – To znaczy Natalii się domyśliła. I
mu powiedziała – sprostował.
Jego żona z niedowierzaniem pokręciła głową.
Przeczesała dłonią jasne włosy i nadal wpatrując się w podłogę, zapytała:
− I co mu powiedziałeś?
− Zgodziłem się, co innego miałem zrobić – wzruszył ramionami.
– Chce wiedzieć, czy jest ojcem Isaaca, chce nadrobić osiem lat z życia syna, a
ja go rozumiem. Na jego miejscu chcielibyśmy tego samego, nieprawdaż?
Przytaknęła odruchowo, choć jej mina wyraźnie
wskazywała na to, że niespecjalnie podoba jej się taki obrót wydarzeń.
− Trzeba będzie przygotować próbki – kontynuował,
starając się nie zwracać uwagi na niezadowolenie kobiety. – Powiedzieć Isaacowi,
wyjaśnić mu, o co chodzi…
− Chyba oszalałeś! – wybuchnęła niespodziewanie
Stephanie. – Isaac nie może o niczym wiedzieć!
Mężczyzna skrzywił
się nieznacznie, szczerze zaskoczony tak gwałtowną reakcją żony.
− Ale dlaczego? Przecież tu chodzi o jego ojca.
Francuzka prychnęła kpiąco, ale, gdy zobaczyła zdezorientowany
wzrok męża, westchnęła z rezygnacją i wyjaśniła, o co chodzi.
− Isaac ma osiem lat i zawsze chciał mieć tatę. Teraz
wyobraź sobie, że mówimy o testach, o naszych podejrzenia, a potem jednak jakimś
cudem okazuje się, że Samik nie jest jego ojcem. Jak byś mu to wytłumaczył?
Stephane nie odpowiedział, jedynie zacisnął zęby,
wiedząc, że kobieta ma rację. W zamyśleniu podrapał się po policzku.
− A jak pobierzemy jego DNA?
− Weźmiemy ze szczoteczki do zębów, albo czegoś
podobnego – odpowiedziała spokojnie. – To delikatna sprawa, Stephane.
− Wiem – westchnął, krzyżując ręce na piersi. –
Tylko, że… jakoś nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Po
ośmiu latach w końcu dostaniemy do ręki potwierdzenie naszych podejrzeń. Dopiero
teraz… wyobrażam sobie, co musi czuć Samik i po prostu mam wyrzuty sumienia, że
nie powiedziałem mu wcześniej.
− Rozumiem. – Stephanie uśmiechnęła się nieznacznie,
a potem podeszła do męża i pocałowała go delikatnie. – Ale czasu już nie
cofniemy. Jedyne, co możemy zrobić, to zadbać, by Isaac mimo wszystko był
szczęśliwy.
***
Natalii poprawiła pasy w wózku Justin i jeszcze raz
sprawdziła, czy córeczce na pewno jest wygodnie. Gdy dziewczynka po raz kolejny
tego dnia wybuchnęła radosnym chichotem, kobieta odetchnęła z ulgą i ruszyła
dalej. Była już prawie połowa marca, ale
pogoda nadal dawała się wszystkim we znaki i wychodząc z domu, trzeba było zaopatrzyć
się w grubą kurtkę.
− Ale tobie to nie przeszkadza, prawdą? – zwróciła się
do Justin, która z zaciekawieniem rozglądała się wokół. – Masz wszystko głęboko gdzieś, łącznie z tą
włochatą czapką, którą mama uparcie wciska ci na łeb.
− Oczywiście, że tak, przecież jej wystarczy tylko,
że jest w centrum uwagi.
Wzdrygnęła się mimowolnie, słysząc za sobą doskonale
znany głos.
− Mógłbyś choć raz mnie nie straszyć?! – fuknęła z
wyrzutem. W odpowiedzi Samik jedynie roześmiał się roześmiał się serdecznie,
szybko pocałował narzeczoną, a potem cmoknął Justin w czoło.
− Jestem nieprzewidywalny i za to mnie kochasz, nieprawdaż?
Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, a na jej
twarzy pojawił się chytry uśmiech.
− Rozmawiałeś z Stephanem? Czy znowu stchórzyłeś?
Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę. Wyjął córeczkę z
wózka, wziął na ręce i potarł swoim nosem o jej, wywołując u małej kolejny atak
śmiechu.
− Rozmawiałem – westchnął. – Zrobimy testy.
− To dobrze, że nie będzie z tym problemu. – Natalii
powoli pokiwała głową, a potem dokładniej przyjrzała się twarzy Francuza. – Coś
cię nadal dręczy?
Westchnął głęboko. Na jednej ręce oparł sobie Justin,
a drugą zaczął pchać wózek. Przez chwilę szli w zupełnej ciszy, spokojnym
krokiem, po prostu ciesząc się swoją obecność. Natalii wzięła narzeczonego pod
rękę i wtuliła się w jego ramię. Wiedziała, że niedługo takich beztroskich chwil
będzie zdecydowanie mniej. Już teraz chciała się na to psychicznie przygotować.
− Myślę nad tym, jak to wszystko się ułoży – wyjaśnił
w końcu Guillaume. – Nagle pojawi się kolejne dziecko, tylko, że nie będzie młodsze
od Justin, tylko starsze i w ogóle wszystko się pokomplikuje… Jak my to
ogarniemy?
− Normalnie – wzruszyła ramionami. – Nie jesteśmy pierwsi
i nie ostatni, przecież świat się nie zawali, jak trzeba będzie zająć się Isaacem,
to się nim zajmiemy. Takie patchworkowe rodziny są coraz częstsze i jakoś sobie
radzą.
Przytaknął jej słowom, ale zrobił to bez większego
przekonania.
− A ty? Rozmawiałaś z Stephanie? – zmienił nagle
temat.
− Jeszcze nie – przyznała niechętnie kobieta. – Nie
było okazji…
− Pytam, bo chcę wybadać, czy Stephane ma na głowie
coś jeszcze oprócz drużyny i Isaaca – wyjaśnił.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi.
− Martwisz się o niego?
−Tak – potwierdził. – I wiesz… mam takie dziwne
przeczucie, że to nie koniec. Że stanie się coś, co jeszcze bardziej wywróci wszystko
do góry nogami.
***
Jocelyne prychnęła kpiąco i z irytacją zamknęła
laptopa. Następnie odchyliła się na krześle, po francusku przeklinając wszystko
na czym świat stoi.
− Coś się stało? – zapytał Wrona, który właśnie
wyszedł z łazienki i nieudolnie próbował opanować wodę, kapiącą z mokrych
włosów.
− A żebyś wiedział – fuknęła kobieta. – Moja siostra
jest najbardziej irytującą, wkurzającą i podnoszącą ciśnienie osobą jaką kiedykolwiek
poznałam.
− Naprawdę? – Andrzej uniósł jedną brew, z trudem
powstrzymując się, by nie parsknąć śmiechem. – A mnie się wydawało, że wszyscy
członkowie twojej rodziny są bardzo pacyfistycznie nastawieni do świata.
− Bo co zasady tak jest – przytaknęła. – Ale w każdym
stadzie znajdzie się czarna owca. No bo, czy wyobrażasz sobie, że to ja podrzucam
bratu syna, nie raczę nawet wyjaśnić porządnie dlaczego, a potem nie daje znaku
życia?!
− Oczywiście, że nie! – Środkowy zaśmiał się serdecznie,
a potem pochylił się i skradł Joyce szybki pocałunek. – W ogóle, przypomnisz mi,
ile ty masz tego rodzeństwa? Bo trochę się zgubiłem.
− Czworo – odburknęła. – Ja jestem najmłodsza. Najstarszy
jest Stephane, potem dwa lata młodszy Dawid, cztery lata młodszy Charlie,
siedem lat młodsza Danielle i na końcu dziecko i maskotka rodziny, znaczy się
ja.
− Maskotka?
− Jakby moi bracia dowiedzieli się, co robiliśmy wczoraj
w nocy, to ucięliby ci kilka rzeczy. – Posłała mu chytre spojrzenie.
Znów roześmiał się głośno i znów ją pocałował.
− A czy dzisiejsza noc też zostanie wpisana na moją
listę grzechów? – szepnął kokieteryjnie.
Przewróciła oczami, ale oddała pocałunek. Przymknęła
oczy, przypominając sobie minioną noc, którą znów spędzili razem. Poprzedniego wieczoru Andrzej po prostu jak
gdyby nigdy nic zawitał do mieszkania kobiety, z pudełkiem lodów i propozycją
wspólnego oglądnięcia filmu.
Skończyło się to we wszystkim wiadomy sposób.
Przez kilka sekund trwali tak, w wyjątkowo niewygodnej
pozycji, ale w końcu plecy Wrony zaczęły protestować i musiał się wyprostować.
− Co robisz pod koniec kwietnia? – zapytał niespodziewanie
Wrona.
− Nie mam pojęcia – wzruszyła ramiona Joyce. – Pracy jeszcze
nie znalazłam, więc moje plany są dość nikłe.
− Super! – Mężczyzna wyszczerzył się szeroko. – W takim
razie jedziesz ze mną do Monachium na półfinał Ligii mistrzów.
Kobieta zamrugała szybko, nie bardzo rozumiejąc, o co
chodzi. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. Uniosła dłoń
niczym Julisz Cezar i odchrząknęła znacząco.
− Trzy sprawy – zaczęła wyliczać na palcach. – Po pierwsze,
skąd masz pewność, że Bayern w tym półfinale zagra. Po drugie, czy wy
przypadkiem nie macie wtedy play-offów? A po trzecie i chyba najważniejsze, dlaczego
niby miałabym się zgodzić? – zmierzyła siatkarza krytycznym spojrzeniem.
− To ja też się pobawię w wyliczankę. – Chwycił dłoń Francuzki
i zaczął po kolei odchylać palce. – Jeden: kumpel obiecał, że Bayern zagra,
więc zagra. Dwa: mamy i mam nadzieję, że w nich zagramy. Trzy: bo totalnie
spontaniczny wyjazd, który organizować będę na dwa dni przed wylotem i nie mam
pewności, czy w ogóle dojdzie do skutków. A z tego co mówiłaś, to stawiasz na
spontaniczność.
Parsknęła śmiechem i z niedowierzeniem pokręciła
głową.
− Czyli jednak mnie słuchałeś?
− Oczywiście – przytaknął. – Joyce, posłuchaj –
chwycił jej dłoń w swoje i spojrzał prosto w jej oczy. – Może na razie mamy
trochę inne priorytety i plany, ale pozwól mi robić swoje, dobrze?
Wahała się przez chwilę, ale w końcu powoli pokiwała głową.
− Dobrze. Rób co chcesz, a ja się dostosuje.
Zacznę od WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO 🎂🍰🎁🎉.
OdpowiedzUsuńRozdział super mi się czytało. I pierwszą połowę i drugą. Nie zauważyłam żeby była wymęczona 😉
Jak ja się strasznie cieszę że Nico się odezwał. To teraz już tylko czekam żeby się pojawił z powrotem w Warszawie.
Na miejscu sąsiada Show chyba bym to zabiła za tą pobudkę😂😂😂
Ale na szczęście było warto. I znów mamy Nico z powrotem.
Po dzisiejszym rozdziale jestem już niemal pewna że w liście będzie o Nico. Nie ma innej możliwości. I tak on jest och synem. Tutaj tez nie moze byc inaczej.
Natalii jest niesamowita. Naprawdę rzadko kiedy spotyka się takie dziewczyny. Uwielbiam ja tutaj po prostu.
A naszego kochanego Andrzejka za kibicowanie Bayernowi uwielbiam jeszcze bardziej niż wcześniej 😉 Dzisiaj króciutko bo wróciłam niedawno z pracy i padam na twarz. Następnym razem się poprawię 😊 Jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam i jeszcze raz STO LAT 🎂
To jest po prostu niesamowite. Wpadasz na obcego człowieka na ulicy, dajesz mu dach na głową i automatycznie staje się dla Ciebie ważną osobą. Jak Nico mógł pomyśleć, że Shoe będzie miał w czterech literach to, co się z nim stanie? Co za bzdura! Zwierzał mu się, zaufał, dostał od niego pomoc ... Shoe ma dobre serducho i to normalne że martwił się o niego. Ale jego akcja detektywistyczna najwyższych lotów! Cwaniak jeden :D Od niego Nico nie odbierał telefonów, ale od obcych numerów to już tak ... i dobrze! Przynajmniej Shoe wie że nic mu się strasznego nie dzieje, a co najważniejsze będzie miał z nim kontakt :)
OdpowiedzUsuńRozmowy Stephane i Stephanie <333 Rozumiem wątpliwości kobiety, jeśli chodzi o testy. Z jednej strony wie, że prawda musi wyjść na jaw. Bo to już nie chodzi o nich, ale Samik ma prawdo znać prawdę. Ale z drugiej strony Danielle dała im syna pod opiekę, a oni będą teraz działać za jej plecami. Wątpię, aby wydała zgodę na coś takiego, skoro przez tyle lat ukrywała kto jest ojcem Isaaca. I jeszcze ten ciotka! Teraz jestem pewna, że to ona maczała palcami w "zniknięciu" Nico. Ale dlaczego? Z nienawiści? Przecież Stephanie to jej rodzina, jak mogła coś takiego jej zrobić! Ciekawe co wyskrobała w tym liście, mam nadzieję że prawdę.
"Sama stwierdziła, że ma dość, czy ktoś jej pomógł? / Raczej maksymalnie antypatyczną" Stephan jej mistrzem cytatów w tym opowiadaniu! :D
Jusin ma charakterek po tatusiu ... jestem tego pewna! :D Bardzo lubię tą rodzinę. Wydają się być tacy sympatyczni! Wspierają się, kochają ... jeśli Isaac okaże się być synem Samika (a jestem pewna, że tak), to zyska na prawdę wspaniałą rodzinę :) Ojca, młodszą siostrzyczkę i macochę, która nie będzie wcale zła wobec niego. Przecież lepiej, żeby Isaac był z ojcem gdy Danielle będzie na tych swoich szalonych badaniach. Tata to zawsze tata.
U naszych lovelasków cud, miód i orzeszki :) Ostatnio się ścieli, ale jak widać sytuacja się unormowała i Andrzejek zawitał na małe co nie co ... lody mam oczywiście na myśli! :P Chociaż i to zabrzmiało ... nie ważne haha. Wypad na Ligę Mistrzów jest lepszy nić wypad do restauracji ... dobrze, że Joyce nie odmówiła, bo już ja bym jej wytłumaczyła co i jak! :D
Nareszcie jestem na bieżąco, bez zaległości <333
Po pierwsze to życzę Ci wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń!!! :D :D :D A teraz rozdział. Najbardziej podobał mi się pierwszy wątek. W końcu Nico dał znać, że żyje! :D Jak on w ogóle mógł pomyśleć, że nikt się nie będzie o niego martwił?? Dobrze, że Shoe wpadł na ten genialny pomysł, żeby zadzwonić do niego z innego telefonu. Nico musi wrócić do Warszawy. Koniecznie. Oby Sharone jak najszybciej wyleczył swoją kontuzję. Mamy też Stephane'a i Stephanie. Uważam, że niepotrzebnie się zdenerwowała o to, że Samik już wie. On ma prawo wiedzieć. Natomiast to, żeby Isaac jeszcze nic nie wiedział to dobry pomysł. Lepiej zaczekać na wyniki badań i mając 200% pewności, że Samik to jego tata, wszystko mu na spokojnie wytłumaczyć ;) Widzę, że sam Samik ma jeszcze pewne obawy, dlatego cieszę się, że ma tak wyrozumiałą narzeczoną, która go wspiera ;) Andrzej i Joyce <3 Fajny pomysł z jego strony by zaprosić Joyce na Ligę mistrzów, tylko gorzej jeśli pokryje się z play-offami, bo wtedy z wyjazdu nici :/ Cieszę się, że zażegnali kryzys "priorytetów" ;) Mam jednak nadzieję, że wkrótce Joyce zmieni zdanie i oficjalnie będzie dziewczyną Andrzeja ;) <3 Z niecierpliwością czekam na next ;) Życzę mnóstwo weny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim, Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin! 🎂😊
OdpowiedzUsuńZa to, co do rozdziału. Cieszę się, że Sharone znalazł sposób na skontaktowanie się z Nicolasem. Przynajmniej wiemy, że nic mu nie jest. A i jego przyjaciel będzie spokojniejszy, że będą ze sobą w kontakcie.
Swoją drogą, szkoda mi Sharona. Ta kontuzja, nagłe zniknięcie przyjaciela. Na pewno nie przechodzi teraz, łatwego okresu w życiu. Dlatego przydałaby się mu obecność Nicolasa. Chłopak mógłby wrócić. Bo chyba wszyscy za nim tęsknią.
W dodatku informacja, że zmarła ciotka Stephanie. Organizowała sprawy związane z pogrzebem, ich rzekomo zmarłego dziecka. Daje dużo do myślenia. Być może ona coś uknuła. W końcu miała paskudny charakter. Nie mogę się doczekać, aby poznać treść tego listu.
Nie dziwię się Stephanie, że właśnie w taki sposób, zareagowała na wieść o badaniach DNA. Faktycznie trzeba to zrobić w miarę po cichu, aby nie robić Isaacowi być może złudnej nadziei. Choć wierzę, że już niedługo będzie miał okazję poznać swojego tatę, którym okaże się Samik.
Co do niego. Rozumiem jego obawy, odnośnie zmian jakie mogą zajść w jego wspólnym życiu z Natalii. Dobrze, że przynajmniej ona podchodzi do tego ze spokojem i wspiera we wszystkim ukochanego. Nie wiele osób, zdobyłoby się na coś takiego.
Na szczęście u Joyce i Andrzeja po ostatnich nieporozumieniach, zapanował spokój. Ich relacja, coraz bardziej się pogłębia i zmierza we właściwym kierunku.
Andrzej miał świetny pomysł z tym wypadem na mecz. Na pewno nie będzie nudno. No i stawia on na spontaniczność, o którą Joyce przecież chodziło. 😊
Czekam na następny rodział z dużą ciekawością, co jeszcze wydarzy się w życiu naszych bohaterów.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Przede wszystkim życzę Ci dużo weny oraz wspaniałych pomysłów! ;*
OdpowiedzUsuńSharone tak się biedy głowił, jak nawiązać kontakt z Nico, nic konkretnego nie mogło wpaść mu do głowy, aż w końcu... eureka! :D No trzeba mu przyznać, że świetnie to obmyślił ^^ Najważniejsze, że Nico odebrał ten telefon! Bo jak nie to byłabym skłonna zrobić mu to samo, co mówił Shoe. No jak Nico mógł pomyśleć, że Shoe po tym wszystkim nie będzie się o niego martwił, no jak? Przecież jednak przez ten czas zdążyli się do siebie zbliżyć i w ogóle... Dobrze, że obiecał odbierać telefony! Ale najlepiej by było, jakby wrócił do Warszawy :D
Państwo Antiga! <3 Czy ja już wspominałam, że ich uwielbiam? :D Ich rozmowy są świetne :D Hm... Skoro to zmarła ciotka pomagała im uporać się ze wszystkim po rzekomej śmierci ich syna, a teraz zostawia list... No coś mu tu zdecydowanie nie gra. Niech Sophie szybciej wpada w odwiedziny!
Wydaje mi się, że test DNA jest wyłącznie formalnością, i że Isaac okaże się synem Samika. Jeśli tak to trafi do naprawdę wspaniałej rodzinki :) Uwielbiam czytać o nich fragmenty, mam wtedy szeroki uśmiech na twarzy. Jestem pewna, że stworzą mu niesamowity dom i rodzinną atmosferę. Tylko pytanie, co z Danny?
I na koniec Joyce i Andrzej... <3 Próbują się docierać, i tak dalej i tak dalej, Andrzej wpada z lodami, na film, a jak się kończy to wiadomo... ^^ :D Lubię to!
Och, dobrze, że Joyce zgodziła się na wyjazd na mecz! Gdyby odmówiła straciłaby bardzo wiele! :D
Czekam z niecierpliwością na nowy :)
Pozdrawiam ;*
Na samym wstępie: wszystkiego co najlepsze!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze i najważniejsze bardzo, ale to bardzo cieszę się z obecności Nico. Dzięki Ci za olśnienie Sharona! :D gdyby był kobietą, na pewno wpadłby wcześniej na pomysł zadzwonienia od kogoś innego.
Jakby mało Antigowie mieli swoich kłopotów to jeszcze doszedł im Issac, Samik i badanie DNA. Swoją drogą Stephan zginąłby bez Stephanie, która jak zwykle postarała się znaleźć najdelikatniejsze wyjście z sytuacji. Wspomnienie o organizacji pogrzebu przez ciotke utwierdza mnie w przekananiu, że kobieta mogła mieć coś wspólnego z zniknięciem synka Antigów..
Natalii to naprawdę super babka! W sumie wraz ze Stephanie jest dla mnie takim pozytywnym pierwiastkiem tego opowiadania. Obie przeżywają dość trudny moment w życiu, a pomimo wszystko starają się widzieć pozytywy i wspierają swoich partnerów.
Cieszę się, że u Joyce i Andrzeja jest wszystko okej, bo trochę się o nich martwiłam. Fajnie, że Wrona zaproponował Joyce wyjazd i do tego spontaniczny! Coś nam szaleje ostatnio facet, hah.
Do następnego!
Ogólnie to trochę jestem zdezorientowana, bo Shoe ma kontuzję i podobno poważna. Złamanie piszczeli to nie jest nic zwyklego, a za chwilę zbiega że schodów XDDD yyy tak XDDD cóż dobrze że Nico żyje i przemyślał swoje szczeniackie postepowanie. Wbrew jego założeniom to sporo osób się nim interesowało, więc niech wraca.
OdpowiedzUsuńCo do listu od ciotki to wyczuwam jakoś przekręt. Może ona tak nienawidziła Stephana że ukryła to dziecko które okazuje się być Nickiem. I wszystko wyjdzie w liście? Ale byłby thriller 😯 Państwo Antiga naprawdę nie mają ostatnio łatwo, a wszystko dopiero się zaczyna...
Podoba mi się związek Samika i Natalii. To są dojrzali, kochający się ludzie, którzy opierają związek na wspólnych siłach. Mają do siebie zaufanie i dzięki temu to wszystko hula
Andrzej i Joyce króciutko tym razem, a szkoda bo ich wątek jest moim ulubionym. U nich też dodać że się starają i to w taki sposób żeby każdemu z nich było dobrze i żeby byli zadowoleni.
Fajnie, fajnie. Opowiadanie nadal się rozkręca. Czekam na rozwiązanie tajemnicy Nicka,
N
Wiem, że to dziwnie brzmi, ale na własne oczy widziałam, jak on z tą kontuzją pajacyki robi i truchta wzdłuż linii bocznej, więc... nie znam się dokładniej, przepisuję, co było na stronie Onico.
UsuńPozdrawiam
Violin
Zacznę od pierwszej rzeczy... Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!! <3 <3 <3 Spóźnione, ale szczere. Dużo zdrówka, weny i żeby Twój blog coraz bardziej się rozwijał! Spełnienia marzeń!
OdpowiedzUsuńPo drugie... Jak mi głupio, że tak się opuściłam z komentowaniem. Ostatnio jestem naprawdę zabiegana, a szkoła mi w tym nie pomaga. Lubią mnie tam wykorzystywać, a do tego miałam wycieczkę klasową. Jednak nie będę się tłumaczyć, bo wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia. Teraz jednak powracam do systematyczności.
Nicooooo! Nareszcie wiemy, że żyje i nic mu nie jest. Mam jednak lekki niedosyt i mam nadzieję, że zawita jeszcze w tej historii. Dodatkowo ja cały czas wierzę, że jest on synem Stephana i Stephanie. Ja również mam ochotę ukręcić mu łeb za taką ucieczkę, ale najbardziej cieszę się, że w końcu odebrał.
Sharone wreszcie ruszył głową i wymyślił jakiś porządny plan. Szkoda tylko, że nie zrobił tego wcześniej. Stęskniłam się za Nickiem. Z drugiej strony może Nico potrzebował trochę czasu, więc może wyszło to na dobre?
No w końcu coś się dzieje pomiędzy naszą ulubioną parką. Myślałam, że się tego nigdy nie doczekam. Już dwie gorące noce za nimi. Widzę, że nie oeozhuja i jak już to z grubej rury. Tylko chwila... Nie było nic i byciu razem, czyli... Jest to przyjaźń z korzyściami? :/ Czekam na dalszy rozwój ich relacji. Powinno się robić coraz ciekawiej, mimo to, że bardziej się już chyba nie da.
A cóż to za dziwny list? Mam jakąś teorię, ale wydaje mi się być z kosmosu, więc zaczekam na wyjaśnienia. Jednak bardzo mnie to intryguje.
Zabawna była ich reakcja na śmierć ciotki.😂 [*]
Podziwiam Natalii. Sytuacja, w której się znalazłam wcale nie jest łatwa, a ona przyjęła to bardzo dobrze. Będzie z niej świetna żona i matka dla Isaaca. Uważam, że rzeczywiście okaże się, iż Samika jest ojcem chłopca. Czekam na badanie i wyniki!
Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać, a Twój talent powala. Nie mogę się już doczekać kolejnego Twojego rozdziału. Dużo weny! ;*
Eloo!! Bardzo przepraszam za mój zastój D:
OdpowiedzUsuńNie będę cię nudzić wymówkami – przechodzę do meritum :)
No szczerze mówiąc to ja bym nie wpadła na te pomysł z telefonem, co Shou – głównie dlatego, że wydawałby mi się głupi, ale jak to mówią – jak coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie :D Fajnie, że Nico w końcu dał jakieś oznaki życia i zdeterminował się, by nie odrzucać przyjaźni z Sharonem – może w końcu on go przekona do spojrzenia łaskawszym okiem na Państwa Antiiga…? I wszystko będzie cacy. Liczę na to!
Państwo S. <3 tak fajnie przedstawiasz ich zwyczajne małżeństwo – raz tacy droczący, raz po prostu słodcy, aż się chce wziąć ślub, skoro wtedy wszystko wciąż jest takie super xD Dobrze, że Stephanie ma głowę na karku i tysiąc scenariuszy w głowie – dzięki czemu powstrzymała męża przed wbiciem nadziei w świadomość Issaca, faktyznie to mogłoby mu bardziej zaszkodzić, niż pomóc.
Powtórzę się, ale naprawdę wielbię związek Nati i Samika :3 To taki chodzący wzór do zdrowego, dobrego związku ;) To miłe, że w sumie już planują zaadaptować Issaca, ale wydaje mi się, że całą tą sielankę niedługo przerwie zjawienie się mamy chłopca (choć z prawnego punktu widzenia, Samik na spokojnie mógłby się ubiegać o prawo do wyłącznej opieki nad dzieckiem – ale to tak na marginesie :P)
Wrona poważnie traktuje spontaniczność wobec Joyce. Wbija jej na chatę, kiedy chce, wyciąga ją na wyjazdy ez dokładnego planu, z dnia na dzień – a wszystko to w sumie przez nią i jej gadanie o spontanie :P Oczywiście nie a na co narzekać, ale jakby chciała, to jest na straconej pozycji xD Sprytnie, Andrzeju! Propo, dobrze mu to zrobiło, bo teraz już poszła precz jego nieśmiałość. Zrobił się pewniejszy siebie ^^
Tyle ode mnie, jeszcze raz przepraszam za spóźnienie!
Życzę wiele, wiele, wiele weny! Oraz spóźnione acz najszczersze wszystkiego najlepszego :)