Ostrożnie, starając się nie obudzić siatkarza,
usiadła na łóżku. Potoczyła wzrokiem po sypialni, do której zaczynały wpadać
pojedyncze promienie słońca. Był wczesny poranek, ale ona nie mogła już dłużej
spać. Nie po tym, co stało się poprzedniego wieczoru.
Wzdrygnęła się mimowolnie, czując jak zimne powietrze
drażni jej nagą skórę. Sięgnęła po wiszącą na krześle koszulkę Wrony i
narzuciła ją na siebie. Dopiero wtedy wstała, podeszła do okna i wyjrzała na
zewnątrz. Warszawa dopiero się budziła. Zostało jej jeszcze mnóstwo czasu, by
pomyśleć.
A miała nad czym.
Przymknęła oczy i powróciła wspomnieniami do
poprzedniego dnia. Zwykły spacer, po to by trochę ponarzekać na telefonię
komórkową, potem spotkanie Andrzeja, deszcz…
„Kto by pomyślał, że wszystko skończy się w ten
sposób” pokręciła z niedowierzaniem głową. „Jocelyne, która zawsze wierzyła w
konieczność dogłębnego poznania się, całuje faceta, którego zna nieco ponad
miesiąc, a potem zaciąga go do łózko. Brawo ty!” prychnęła.
„Zmieniły ci się priorytety, kochana” odezwał się
głos w jej głowie. „Pytanie, czy jemu też?”
Zamrugała nerwowo, nie bardzo wiedząc, o co chodzi.
„Ale komu…?”
− Nie musiałaś jej zakładać.
Odwróciła się pospiesznie, słysząc głos Wrony.
Środkowy nadal leżał z głową na poduszce, ale szczerzył się lekko głupkowato i z
zaciekawieniem wpatrywał się w kobietę.
− Co masz na myśli? – Skrzyżowała ręce na piersi,
obdarzając go podejrzliwym spojrzeniem.
− To, że mogłaś sobie odpuścić koszulę. – Przewrócił
się na plecy i jęknął przeciągle. – Zdecydowanie lepiej wyglądasz bez niej.
Prychnęła śmiechem.
− Mam to uznać za komplement?
− Raczej tak.
Przewróciła oczami, a potem podeszła bliżej i usiadła
na łóżku.
− Czyli rozumiem, że wczorajszy wieczór przypadł ci
do gustu? – Kokieteryjnie pogłaskała go po policzku.
Zamarł niespodziewanie. Zaśmiał się nerwowo, chwycił
dłoń kobiety i delikatnie odsunął.
− Chyba nie bardzo wiem, co o tym myśleć – mruknął,
nie patrząc jej w oczy.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi.
− A co masz myśleć? Przespaliśmy się ze sobą i tyle.
Ludzie robią tak od wieków.
Skrzywił się nieznacznie. Usiadł powoli i z
zakłopotaniem podrapał się po brodzie.
− To nie tak – westchnął. – Może zrobię śniadanie? –
zaproponował, zmieniając temat. – Pogadamy na spokojnie przy kawie.
− Nie – warknęła. – Mów, o co chodzi.
Dosłownie przeszywała go spojrzeniem. W myślach już
układała sobie wszystkie możliwe słowa, które zaraz usłyszy.
− Zaskoczyłaś mnie wczoraj – przyznał w końcu
Andrzej. – Tym pocałunkiem. I tym, że potem wylądowaliśmy w łóżku.
− Jakoś specjalnie nie protestowałeś – prychnęła.
− Wiem – przytaknął. – Po prostu… znamy się nieco
ponad miesiąc. Jestem zdezorientowany. Nie chcę wplątywać się w kolejny
związek, który potrwa kilka tygodni – wyjaśnił.
Joyce wzniosła oczy ku niebu i w myślach policzyła do
dziesięciu. Dopiero potem wzięła głęboki oddech.
− Chcesz mieć pewność, że się pobierzemy, będziemy
mieć gromadkę dzieci, dom z ogródkiem i labradora? – zapytała, siląc się na
spokojny ton.
Zawahał się, ale kiwnął nieznacznie głową.
− Tylko z tym labradorem, to mógłby być problem. –
Uśmiechnął się pod nosem. – Lambo pewnie
by protestować.
Zacisnęła, a potem rozluźniła pięści. Wstała i bez
słowa podeszła do okna.
− To chyba mamy konflikt interesów – mruknęła.
− Dlaczego?
− Bo nie jestem wstanie ci niczego obiecać. –
Odwróciła się i spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. – Wręcz przeciwnie – nie
chcę ci niczego obiecywać. Nie słuchałeś mnie wtedy, w czasie obiadu? Stawiam
na spontaniczność.
Andrzej też wstał. Wystarczył jeden krok, by znalazł
się obok niej. Na jego twarzy malowała się irracjonalna złość.
− Czy to oznacza, że byłem jednorazową przygodą –
wycharczał, przez zaciśnięte zęby.
Jęknęła przeciągle. Czy faceci naprawdę musieli mieć
takie małe móżdżki.
− Nie rozumiesz!
− No nie bardzo.
Oparła się o parapet i znów skrzyżowała ręce na
piersi. Spojrzała spode łba na Wronę.
− Stephane spotkał Stephanie, gdy mieli czternaście
lat. Kolejne osiem zajęło im wyznanie sobie miłości – zaczęła cicho. – Mój
drugi brat, Charlie poznał swoją żonę dopiero na studiach, ale pobrali się po
piętnastu latach znajomości. Ja swój pierwszy raz przeżyłam z chłopakiem,
któremu w piaskownicy zabrałam łopatkę i w którym podkochiwałam się przez całą
podstawówkę. Jonasa znałam trzy lata, za nim poszliśmy na pierwszą randkę. Mam
dość! – Wściekle uderzyła pięścią w okno. – Serdecznie dość!
− Czego?
− Wszystkiego! – krzyknęła. – Całego tego planowanie,
poznawania się i w ogóle!
− I jak to się ma do mnie? – Andrzej nadal nie bardzo
rozumiał. – Znaczy, że teraz po prostu chcesz sobie pozwolić na pojedyncze
wyskoki? To chyba na złego faceta trafiłaś. Fajnie, że pozwoliłem się
wykorzystać – prychnął.
− Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! – Joyce dosłownie
gotowała się od środka. – Nigdy nie chciałam cię wykorzystać i nigdy bym tego,
do cholery nie zrobiła! Ty nie chcesz pakować się w związek, który potrwa kilka
tygodni, a ja nie chcę sobie robić nadziei na to, że potrwa dłużej. Chcę móc w
każdej chwili odejść i nie ryczeć potem w poduszkę, że zaprzepaściłam szansę na
spędzenie z kimś całego życia.
− Za to ty chyba nie słuchasz mnie – warknął. – Ja
chcę, byśmy doprowadzili do tego, że będziemy razem przez całe życie. – Chwycił
Jocelyne za ramiona i przyciągnął do siebie. – Chcę byśmy byli szczęśliwi.
− A jaką masz pewność, że tak będzie – szepnęła. –
Jaką masz pewność, że gdzieś się nie poróżnimy.
− Poznamy się lepiej i…
− To tak nie działa, Andrzej – przerwała mu
stanowczym głosem. – A ja nie chcę zawieść ani ciebie, ani siebie –
powiedziała, a potem wyplatała się z objęć mężczyzny, zgarnęła wiszące na
krześle ubrania i zniknęła w łazience.
Weszła pod prysznic i puściła wodę. Oparła się o
ścianę, próbując uspokoić przyspieszony oddech. Szum wody zagłuszał wszelkie
dźwięki z zewnątrz.
− „Chcę mieć pewność” – powtórzyła, przedrzeźniając
Wronę. – A co ja, jakaś wróżka jestem, żeby znać przyszłość?
Zamknęła oczy, przypominając sobie wspólnie spędzoną
noc. Uśmiechnęła się mimochodem. Jego dotyk, pocałunki, silne ramiona…
− Silne ramiona? Serio? – prychnęła. – W amerykańskim
romansidle jesteśmy, czy jak? – Pokręciła z niedowierzaniem głową. – Ogarnij
się, Joyce, bo zaczynasz pleść głupoty. – Przeczesała palcami mokre włosy, a
potem w zamyśleniu przygryzła wargę. Uspokajała się powoli.
− Chyba przesadziłam – mruknęła sama do siebie. – W
końcu to ja zaczęłam. I powiedziałam Stephanowi, że dam Wronie szansę. Więc
dlaczego tak bardzo poniosły mnie emocje?
Westchnęła głęboko, zakręcając wodę. Wyszła z pod
prysznica, powtarzając sobie pod nosem, że musi ogarnąć własne jestestwo, a
przecież ten dwumetrowy, nieogarnięty człowiek za drzwiami nie chciał
powiedzieć nic złego.
Ktoś zapukał do drzwi. Kobieta przewróciła oczami i
odruchowo nacisnęła klamkę. Drzwi uchyliły się nieznacznie.
− Nie musiałaś od razu otwierać – mruknął zakłopotany
Andrzej, starając się nie patrzeć przez wąską szparę.
− Przecież już widziałeś mnie nagą, więc nie
odstawiaj scen – prychnęła. – Mów, o co chodzi?
Środkowy niepewnie wsunął się do środka. Zarumienił
się nieznacznie i odchrząknął nerwowo, Na widok Joyce, która jedynie narzuciła
sobie ręcznik na ramiona.
− Robię śniadanie – wyjaśnił. – Ale moja lodówka
świeci pustkami więc będzie omlet. Na słodko. Znaczy się z nutellą.
− Omlet z nutellą? –Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi.
− Nic innego nie wymyśliłem.
Zamrugała szybko. Przez chwilę przetwarzała otrzymaną
informację, by po chwili uśmiechnąć się niepewnie. − Takie spontaniczne śniadanie?
– dopytała.
Wrona nerwowo pokiwał głową. Wydawało się, że już
przynajmniej częściowo puścił w niepamięć ostrą wymianę zdań sprzed kilkunastu
minut.
„Ciesz się chwilą, prawda?” przypomniała sobie
Jocelyne. „Sama mu to powiedziałaś. Daję sobie więc spokój i zobaczymy, co z
tego wyjdzie.”
− Tak – przytaknęła już na spokojnie. – Jak
najbardziej jestem za omletem z nutellą.
***
Stephanie schowała drobne do portfela, z uśmiechem
podziękowała ekspedientce, wzięła zakupy i wyszła ze sklepu. Gdy poczuła na twarzy
zimny, marcowy wiatr, szczelniej otuliła się płaszczem. Zerknęła na zegarek i
jęknęła w myślach. Dopiero dochodziła jedenasta, a ona nie bardzo wiedziała, co
dalej ze sobą zrobić. Z zajęć flamenco, które dotychczas prowadziła i w których
uczestniczyła, zrezygnowała zaraz po ostatnich badaniach, tak jak zasugerowała
lekarka. Wolała nie ryzykować, zresztą i tak nie miała by siły, by zbyt długo
wywijać na obcasach. W wyuczonym zawodzie nie pracowała odkąd urodził się
Timote, więc teraz, gdy dzieci były w szkole, a Stephane na treningu, ona nie
miała pojęcia, czym zając myśli.
Z cichym westchnieniem usiadła na ławce przed
pobliskim skwerem. Nieprzytomny wzrok wlepiła w stado dwa gołębie, które
próbowały wydziobać coś spod przymarzniętej ziemi.
− Powinnam korzystać z chwili spokoju – mruknęła pod
nosem. – W końcu za kilka miesięcy czeka mnie prawdziwy Armagedon. –
Uśmiechnęła się nieznacznie. Już wyobrażała sobie jaki chaos zapanuje, gdy
urodzą się bliźniaki. Czworo dzieci w domu? Będzie potrzebowała dużo
cierpliwości, by wszystko ogarnąć.
− I dobrego planu – dodała. – Zdecydowanie już teraz
powinnam układać plan dnia. Albo wszystko będzie chodzić jak w zegarku, ale
zwariujemy. – Prychnęła śmiechem.
Rozmyślenia przerwał jej dzwonek telefony. Szybko
wygrzebała telefon z torebki. Zmarszczyła czoło, widząc doskonale znane imię na
wyświetlaczu.
− Cześć, Sophie. – Szybko odebrała połączenie. – W
jakiej to sprawie zdecydowałaś się do mnie nadprogramowo zadzwonić.
− A co, to już z własną siostrą sobie pogadać nie
mogę. – Zaśmiała się kobieta po drugiej stronie.
− Możesz, tylko że…
− Wiem, zwykle dzwonię we wtorki, dokładnie o szóstej
wieczorem. Serio, znam swoje zwyczaje – zapewniła ze śmiechem.
Stephanie przewróciła oczami, ale na jej twarz
pojawił się delikatny uśmiech. Telefon od siostry był w tym momencie
wybawieniem.
− Czyli, że dzwonisz zupełnie bezinteresownie? –
Uniosła pytająco brew.
Sophie parsknęła śmiechem.
− Oczywiście, że nie! Mam do ciebie interes – zaczęła
tajemniczo. – Pamiętasz ciotkę Charleen? Siostrę naszego świętej pamięci
ojczulka.
− Jak mogłabym nie pamiętać – prychnęła Antiga. –
Takich czarownic nie spotyka się na co dzień. I pomyśleć, że wytrzymałyśmy pod
jej dachem ponad rok. – Z niedowierzaniem pokręciła głową.
− Też nie najlepiej wspominam tamten okres – mruknął
Sophie. – W każdym razie, nigdy nie uwierzysz, co się stało!
− Jak mi nie powiesz, to na pewno nie uwierzę. –
Stephanie wygodniej usiadła na ławce, czując, że czeka ją długa opowieść.
Jednak tym razem druga kobieta postanowiła się
streszczać.
− Nasza kochaną ciotunię szlak trafił raz i
porządnie!
− Sophie, wyrażaj się! – Stephanie odruchowo skarciła
młodszą siostrę. – Odrobinę szacunku dla zmarłych.
− Wiem, wiem. Ale ona już i tak nie usłyszy, co nie?
Była przekonana, że w tym momencie Francuzka
lekceważąco macha ręką. Stephanie mogła więc tylko westchnąć głęboko,
przeczesać dłonią jasne włosy i kontynuować rozmowę.
− Dzięki za
informacje, ale na pogrzeb raczej i tak nie przyjadę – powiedziała.
− Luzik, pogrzeb to był jakiś tydzień temu –
uspokoiła ją Sophie. – Nikt nas o tym oczywiście nie poinformował, bo niby po
co. Spadku też nie dostaniemy, bo wszystko przejmą bratankowie jej męża, ale za
dużo tego nie było.
− Więc?
− Więc co?
Stephanie wzniosła oczy ku niebu i poprosiła
opatrzność o stalowe nerwy. Czasami naprawdę zaczynała tracić cierpliwość.
− Więc, dlaczego do mnie dzwonisz? Tylko po to, by
poinformować o jej śmierci?
− Oczywiście, że nie! – oburzyła się Sophie. – Chodzi
o to, że ciotka zostawiła jakiś list zaadresowany do ciebie. Jest dosyć świeży,
znaleźli go jakieś dwa dni temu. Dzwonię, by cię poinformować, że już ci go
przesłałam. Powinien dojść w ciągu najbliższych dni.
− List? – Była fizjoterapeutka zmarszczyła czoło. –
Niby po co miałaby do mnie pisać? Nie widziałyśmy się od czasu, gdy wyszłam za
Stephana. Doskonale wiesz, że liczyła na to, że obie wyjdziemy za mąż za
bratanków jej męża i majątek po rodzicach zostanie w rodzinie.
− Pamiętam – parsknęła śmiechem druga siostra. – Była
wyjątkowo zdegustowana waszym ślubem.
− I od tamtego momentu nie mam z nią żadnego
kontaktu.
− Ale z jakiegoś powodu zdecydowała się do ciebie
napisać. Dlaczego? Tego nie wiem.
Stephanie westchnęła głęboko. Jeszcze raz przeczesała
dłonią włosy i spojrzała na zegarek.
− I na razie się tego nie dowiemy – mruknęła. –
Obiecuję, że jak przeczytam ten list od razu poinformuję cię, co było w środku.
− Super! – Sophie chyba wręcz podskoczyła z radości,
bo po drugiej stronię rozległy się dziwne szumy. – Dobra, to ja kończę, bo
właśnie pojawili się jacyś klienci – powiedziała jeszcze, a potem rozłączyła
się, nie dając siostrze szans na pożegnanie.
− Ciotka Charleen, kto by pomyślał. – Stephanie
pokręciła z niedowierzaniem głową i schowała telefon do torebki. – Ciekawe,
czego ta wiedźma ode mnie chciała?
***
Guillaume nerwowo przestąpił z nogi na nogę i
wyciągnął dłoń, by nacisnąć klamkę. Zaraz jednak cofnął rękę. Zacisnął zęby.
Trening skończył się dwadzieścia minut wcześniej, ale on był pewien, że
Stephane nadal był na sali. Pewnie przeglądał statystyki albo chodził wokół
boiska, jak poradzić sobie z plagą kontuzji i spadającą na łeb na szyję formą.
− Samik? Jeszcze nie poszedłeś?
Zaskoczony odwrócił się na pięcie. Za nim stał nie
kto inny, tylko Stephane Antiga we własnej osobie.
− Czekałem na ciebie. – Przyjmujący przełknął głośno
ślinę.
− Naprawdę? – Trener uniósł ze zdziwieniem brew. –
Chyba pierwszy raz odkąd się poznaliśmy.
Samica westchnął głęboko i rozglądnął się po zimnym
korytarzu. To chyba nie było dobre miejsce na taka rozmowę.
− Może pójdziemy na kawę? – zaproponował. – Albo coś
mocniejszego? – dodał pod nosem.
Stephane jednak doskonale go słyszał. Prychnął
śmiechem, ale ruszył w stronę wyjścia.
− Czeka cię jeszcze popołudniowy trening. Wiem, że na
trzeźwo trudno znieść wyczyny tej radosnej bandy, ale jednak… chyba musimy
obejść się bez promili. – Radośnie poklepał przyjaciela po plecach.
Samica zaśmiał się nerwowo. Wyszli z budynku i
ruszyli w stronę pobliskiej kawiarni. Stephane szedł raźnym krokiem, za to
Samik na drżących nogach wlókł się z tyłu. W głowie cały czas układał sobie, co
ma powiedzieć, o co zapytać. Powtarzał sobie tę kwestię od samego rana, a i
tak, gdy już usiedli przy stoliku, nagle zupełnie zgłupiał.
− To o czym chciałeś pogadać? – Antiga upił łyk
czarnej kawy, a w jego oczach pojawiły się dziwne błyski. Szare obwódki pod
powiekami, oklapłe włosy i przygarbiona postura, dobitnie świadczyły o tym, że
mimo dobrego humoru, kofeina okazała się dla niego zbawieniem.
„Ma sporo na głowie” pomyślał mimowolnie Guillaume.
„Prowadzenie tej drużyny najłatwiejsze nie jest. Może powinienem poczekać do
końca sezonu…”
„Ale wtedy Stephane od razu jedzie do Kanady”
przypomniał sobie. „Nie marudź, tylko weź się w garść, stary, to przecież twój
kumpel! Znacie się jak łyse konie! Co może pójść nie tak?”
− Chodzi o Isaaca – odezwał się w końcu.
− O Isaaca? – Trener pobladł nieznacznie. – A coś z
nim nie tak?
− Ty mi powiedz. – Samik odchylił się na krześle i
skrzyżował ręce na piersi. – Zerwałem z Danny dziewięć lat temu. A Isaac ma
nieco ponad osiem. Danielle wychowuje go sama. Połączyłem fakty, nie jestem
głupi. Odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy Isaac jest moim synem?
Stephane z cichym świstem wciągnął powietrze.
Pochylił się nad stołem, objął obiema dłońmi filiżankę i w zamyśleniu przygryzł
wargę.
− Nie wiem – mruknął.
Zdezorientowany przyjmujący otworzył, zamknął i znów
otworzył usta.
− Że co, proszę? Jak to nie wiesz?
− Nie mam pojęcia. Słuchaj, Samik… − Antiga westchnął
głęboko, przeczesując dłonią jasne włosy. – Sam przecież doskonale wiesz, że
Danny jest nieprzewidywalna i ogólnie uważa, ze wszystko wie najlepiej. Nigdy
nikomu nie powiedziała, kto jest ojcem Isaaca. Ani mnie, ani Joyce, ani naszym
rodzicom. Nikomu.
Guillaume powoli pokiwał głową. Jego mózg szybko analizował otrzymane informacje. Przy
okazji doszedł też do wniosku, którego wcześniej unikał jak ognia.
− To niczego nie tłumaczy – warknął. – Dlaczego nic
mi nie powiedziałeś?! Nie wmówisz mi, że nie wiedziałeś. Przecież jesteśmy przyjaciółmi!
– Wściekle uderzył pięścią w blat.
Zaskoczony wybuchem Samiki, Stephane odsunął się na
długość ramion. Zamrugał szybko, z zakłopotaniem podrapał się po brodzie i
dopiero wtedy odpowiedział.
− To nie tak. Nie wiedziałem, że Danielle jest w
ciąży. Przez cały jej okres nie spotykała się z nikim z rodziny. W ogóle o tym,
że ma syna dowiedzieliśmy się, gdy Isaac miał pół roku. I to przez przypadek,
bo David wpadł na pomysł, że odwiedzi ją w CERNie.
− Więc dlaczego nie powiedziałeś mi wtedy? – fuknął z
wyrzutem. – Cholera, ukrywałeś przede mną, że mam syna! Przez osiem lat! Czy w
ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? Najprawdopodobniej straciłem
osiem lat z życia swojego syna! – Schował twarz w dłoniach i odetchnął kilka
razy, próbując uspokoić oddech.
− Nie miałem pewności – nieudolnie próbował się
tłumaczyć Antiga. – Zresztą ty też jej nie masz. Nigdy nie wiadomo… Danny mogła
coś odwalić… Wiesz o czym mówię.
Samik podniósł głowę i obdarzył przyjaciela
morderczym spojrzeniem.
− Po pierwsze, to nie jest powód, by mi nie mówić. A
po drugie, naprawdę myślisz, że mnie zdradziła? Nie byłaby do tego zdolna.
− Nie możesz tego wiedzieć…
− Mogę. I ty też to wiesz, tylko nie chcesz przyznać
przed samym sobą, że średnio się w roli kumpla sprawdziłeś – prychnął.
− To wiem – westchnął Stephane. Skrzyżował ręce na
piersi i nerwowo zaczął skubać rękaw trenerskiej bluzy. – Przepraszam po
prostu… wydawało mi się, że to nie moja sprawa. Że rozwiążecie to między sobą,
albo mojej mamie uda się przekonać Dannielle, by powiedziała ojcu młodego, że
on w ogóle istnieje. Ale Danny była głucha na wszelkie porady. Timi i Manoline
byli jeszcze wtedy mali, ja i Stephanie mieliśmy sporo na głowie, a potem ty
wyjechałeś do Argentyny i poznałeś Natalii… Jakoś wszystko się rozmyło.
Naprawdę przepraszam.
Guillaume przyjrzał mu się uważnie. Trener wydawał
się być naprawdę skruszony, więc przyjmujący westchnął głęboko i machnął
zrezygnowaniem ręką. Co jeszcze mógł zrobić? Choćby nie wiadomo jak chciał, nie
cofnie czasu.
Ale to nie oznaczało, że zostawi Antigę w spokoju.
− Chcę zrobić testy DNA – powiedział stanowczo. – I
to jak najszybciej.
− Nie wiem, czy mogę… – Trener niepewnie zerknął na
przyjaciela. – W końcu Dannielle nadal jest matką Isaaca…
− Ale to ty się nim teraz zajmujesz.
− Niby przekazała nam te wszystkie prawa, czy jakoś
tak, ale jednak…
− Staphane, popatrz na mnie. – Pochylił się nad stołem
i zmusił mężczyzna, by spojrzał mu prosto w oczy. – Chcę wiedzieć, czy Isaac
jest moim synem. Jeśli nie, to nie było tematu i zapomnimy o wszystkim. Ale
jeśli tak, a powiedzmy sobie szczerze, że istnieją spore szansę na to, że nim
jest, to chcę o tym wiedzieć. Chcę uczestniczyć w jego życiu. Chcę zabierać go
na wakacje. Uczyć grać w siatkę. Chcę oglądać z nim Ligę Mistrzów i kłócić się,
czy Messi jest lepszy od Ronaldo. Chcę by Justin miała starszego brata. – Jego
głos załamał się nieznacznie, w oczach pobłyskiwała desperacja.
Antiga powoli pokiwał głową. W zamyśleniu postukał
palcami w blat.
− A jak zamierzasz powiedzieć Natalii? – zapytał,
siląc się na spokojny ton. – Wrócisz tak po prostu do mieszkania i od progu
poinformujesz ją, że najprawdopodobniej masz dziecko z jakąś inną kobietą? Z
którą co prawda zerwałeś wiele lat temu, ale jednak to nadal jest twoje
dziecko. I że chcesz teraz budować z nim relacje i być przykładnym ojcem.
Wiesz, ja sobie raczej tego nie wyobrażam.
Samica odruchowo parsknął śmiechem. Odchylił się na
krześle i leniwie założył ręce za głowę.
− Akurat o tę kwestie jestem w miarę spokojny –
powiedział. – Mam wyjątkowo inteligentną narzeczoną. Sama doszła do tego, że
Isaac jest moim synem i jeszcze była na tyle wspaniałomyślna, że mnie
uświadomiła. – Uśmiechnął się krzywo. – I co teraz powiesz?
− Nic – wzruszył ramionami Stephane. – Masz prawo
wiedzieć. Choć nie mam pojęcia, jak to sobie wszystko poukładasz.
− Nie wiem – odpowiedział szczerze Guillamu. – Nie
myślałem jeszcze o tym, choć wiem, że powinienem. Ale co byś zrobił na moim
miejscu? Muszę się spieszyć. Nie widziałem jak Isaac stawia pierwsze kroki, nie
słyszałem, jak zaczyna mówić, nie zaprowadziłem go do przedszkola i już nigdy
nie zrobię. Straciłem osiem lat, które muszę spróbować nadrobić. – W jego
głosie pobrzmiewała desperacja. Pustym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń, a
przed oczami miał obrazy wszystkich tych chwil, których mógł być świadkiem.
Ale nie był. I to bolało go chyba najbardziej.
− Rozumiem. – Antiga powoli pokiwał głową. – Jak
najszybciej zrobimy te badania, pomogę. Obydwoje pomożemy, ja i Stephanie. Bo
na twoim miejscu – przełknął głośno ślinę. – Na twoim miejscu chcielibyśmy tego
samego.
Z wielką przyjemnością przedstawiam kolejną część. Pisało mi się go całkiem przyjemnie, choć kompletnie nie wyszły mi końcówki poszczególnych scen. Tą z Joyce i Andrzejem to pięć razy pisałam i nadal nie jestem zadowolona.
Przyznam szczerze, że nie mogę uwierzyć, że to już piętnasty rozdział. A wam jak przypadł on do gustu? Jakieś podejrzenia, co takiego może być w liście do Stephanie?
Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takiego poranka w wykonaniu Joyce i Andrzeja... Nie zastanawiali się głębiej nad tym, co robią, tylko dali się ponieść emocjom, a poranek nieco je ostudził... Oboje oczekują czegoś innego i oboje się uparci. I co teraz z tym zrobić? Mam nadzieję, że dojdą do porozumienia, bo no kurczę nie są sobie obojętni i razem są naprawdę uroczy :) Oby udało im się znaleźć najlepsze wyjście z tej sytuacji, albo pójść na jakiś kompromis, czy coś... Sama nie wiem, ale mam nadzieję, że dojdą do porozumienia :)
OdpowiedzUsuńHm, czyżby w liście ciotki do Stephanie była jakaś informacja związana z Nico? Od razu takie skojarzenie przyszło mi do głowy. Być może jakaś część tej zagadki się rozwiąże. Siostra Stephanie jest bardzo pozytywną osóbką :D
Widzę, że Samik ma super plany, jeśli okazałoby się, że Isaac naprawdę jest jego synem. Chce w pełni wykorzystać stracone lata i podoba mi się jego zachowanie. Pomysł z testem DNA wydaje się być najlepszym rozwiązaniem, skoro Danny nie ma ochoty ujawnić prawdy.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i być może na uzyskanie jakichś odpowiedzi :)
Pozdrawiam ;*
I zapraszam w wolnej chwili do siebie, bo chyba jeszcze nie czytałaś nowego :) https://allein-freunde.blogspot.com
Joyce i Andrzej nadal są słodcy, nawet jak się sprzeczają. Ona się boi , on się boi ale mam nadzieję że w końcu dojdą do porozumienia. Bo nie wyobrażam sobie , ze oni nie będą razem. Pasują po prostu do siebie idealnie.
OdpowiedzUsuńCo do listu , ja też od razu pomyślałam o Nico. Nie mam pojęcia dlaczego.Ale to było pierwsze co przyszło mi na myśl. Strasznie mi to tutaj w ogóle brakuje. Czy możesz sprawić żeby wrócił😉? Dosc juz ucieczki i ukrywania się 😂
Cieszę się że Samik zdobył się na rozmowę że Stephanem.I mam nadzieję że okaże się ojcem Isaaca. Mały na pewno się ucieszy , że w końcu też ma tatę 😍 Więc niech te testy szybko się odbędą. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział . Pozdrawiam 😊
Joyce i Andrzej, chyba nie najlepiej rozpoczęli poranek po wspólnej nocy. Kiedy wydawało się, że są na dobrej drodze do stworzenia czegoś poważnego. Okazało się, że każde z nich chce czegoś innego.
OdpowiedzUsuńTym razem to akurat Andrzej marzy o stabilności, wspólnej codzienności, itp. Najczęściej to marzenia kobiet, ale tutaj jest inaczej. Jakby zamienili się z Joyce miejscami. Ale to w żadnym wypadku, nic złego. Dzięki temu, nie jest schematycznie i ich wątek, wciąż jest bardzo emocjonujący.
Należy jednak zrozumieć też Joyce. Po ostatnim związku, na którym bardzo się zawiodła. Chce teraz spróbować czegoś innego. Dlatego stawia na spontaniczność.
Przez to wszystko. Miałam przez chwilę wrażenie, że w końcu się pokłócą. Ale na szczęście, drobny kryzys został między nimi opakowany.
Mam nadzieję, że uda im się w niedługim czasie wypracować jakiś kompromis w ich oczekiwaniach i będą ze sobą razem. W końcu, jako para są naprawdę słodcy. 😍
Siostra Stephanie - Sophie. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Polubiłam ją i choć znam ją wyłącznie z krótkiej rozmowy telefonicznej z siostrą, to pojawienie się jej postać, wywołało u mnie szeroki uśmiech. Nie miałabym nic przeciwko, aby poznać ją lepiej.
Nie mam pojęcia, co może znajdować się w tym tajemniczym liście od niezbyt lubianej ciotki. Dlatego nie mogę się doczekać, wyjaśnienia tej zagadki. Bo, możliwości może być bardzo wiele.
Samik zdecydował się na badania. Bardzo odważny, ale i niezmiernie potrzebny krok do przodu. Dzięki nim, wszystko się wyjaśni. Nie dziwię się mu, że cce jak najszybciej dowiedzieć się, czy Issac jest jego synem. W końcu tak, jak powiedział. Prawdopodobieństwo jest bardzo duże. A więcej lat z życia swojego dziecka na pewno nie chce już stracić.
Czekam na następny rodział, aby poznać odpowiedzi na koekjen pytania, które pojawiły się po tym rozdziale
Życzę dużo weny.
Pozdrawiam.
A ja zacznę komentarz inaczej :) Otóż chciałam Ci napisać, że z każdym rozdziałem piszesz coraz lepiej. Czytam jeszcze jedno twoje opowiadania i oba są świetne. Oczywiście od początku takie były, ale im w głąb i im dalej historia się toczy tym jeszcze lepiej wciągasz mnie do świata w opowiadaniu. Gratuluję!
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to zacznę swoje przemyślenia od Stephani i tajemniczego listu. Myślę, że w kopercie może znajdować się jakaś informacja a propo tego zmarłego dziecka, które jakimś cudem okaże się Nickiem. Mam taką nadzieję, bo tęsknię za nim :( Sophie, której w sumie nie znam, to po tym krótkim wątku bardzo przypadła mi do gustu. Widać, że jest pozytywna i rozbraja swoimi poczuciem humoru :D Ciekawi mnie czy pojawi się jeszcze? Ja jestem na mocne TAK!
Samik i badania to mądre posunięcie. Fajnie by było gdyby miał pewność co do Isaaka, bo na razie relacja z chłopcem niby jest pewna, ale jednak nie pewna hahah. Na początku rozmowa chłopaków wydawała się poważna i przez chwilę nawet się przestraszyłam, że się pokłócą, ale jednak wszystko da się załatwić logicznymi argumentami :D
No i na koniec moi ulubieńcy, którzy także mnie zaskoczyli. A dokładniej Joeclyn. No nie znałam jej z takiej strony. Ona chciała by mieć wszystko na lajcie i takim spontanie. Wydaje się, że to spoko pomysł, ale na dłuższą metę może być średnio. Wiadomo, że ona wiele przeżyła i nie chciałaby powtarzać tych samych błędów, ale mogła być mniej ostrzejsza dla Andrzeja. Wiadomo Andrzej, jak to Andrzej, czyli cud-miód <3 Najlepsza postać ever i ja w sumie nawet popieram jego planowanie, bo sama lubię planować. Fajnie jest mieć cel i do niego dążyć. Poza tym on też ma już swoje lata, a im człowiek starszy tym bardziej myśli o ustatkowaniu, podobno xd Dobrze, że w sumie nie wynikła jakaś straszna kłótnia, chociaż przez chwilę było ostro, ale już wychodzą konflikty interesów. Czy takie coś dalej pociągnie?
Kolejny rozdział i kolejne pytania do rozwikłania. Naprawdę świetnie wciągasz w historię. Pozdrawiam,
N
:o Dobra moją ulubioną parkę zostawiam sobie na koniec. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale wydaje mi się, że w liście od ciotki może być jakaś grubsza afera. Chodzi mi o Niko, może ona wie co się wtedy dokładnie stało, albo nawet to przez nią wydarzyło się to "nieporozumienie". No zobaczymy :D
No i ciekawi mnie co z Samikiem, tu też obstawiam, że młody jest jego synem. Chociaż Samik ma racje, nic nie usprawiedliwia Antigi. Powinien mu powiedzieć o swoich podejrzeniach. Nie dziwie się, że on się wściekł.
No i na koniec moja ulubiona para czyli Joyce i Andrzejek. Wydaje mi się że ona się po prostu boi po raz kolejny komuś zaufać, stąd jej podejście. Za to naszemu kapitanowi zależy na czymś stałym, i jego też można zrozumieć. :) Mam nadzieję, że ta wymiana zdań po wspólnej nocy nie oddali ich od siebie i znajdą jakiś kompromis. Zawsze może jej udowodnić, że zasługuje na to, by planować z nim przyszłość. :) Ciekawe jak to się potoczy. :D
POZDRAWIAM !!!
Paulka
Ten rozdział podoba mi się zdecydowanie lepiej od poprzedniego ;) Po pierwsze wątek Andrzeja i Joyce. Z jednej strony to fajnie, że stawia na spontaniczność, ale z drugiej strony już niekoniecznie. Oni do siebie pasują i muszą być razem. W drugim wątku poznajemy siostrę Stephanie, czyli Sophie, która wydaje się być bardzo pozytywną postacią. Jestem bardzo ciekawa czego może dotyczyć ten list, ale muszą przyznać, że moją pierwszą myślą było to, że są w nim jakieś informacje o Nico. W ostatnim wątku mamy Stephana i Samicę. Dobrze, że w końcu ze sobą porozmawiali i wyjaśnili pewne sprawy związane z Isaaciem. Przede wszystkim uważam za słuszne, że Samic chce przeprowadzić badania DNA. Tak naprawdę jest to jedyna decyzja, bo tylko w ten sposób dowiedzą ię czy Samic jest jego ojcem, czy też nie. Dobrze również, że Samic chce uczestniczyć w życiu syna i nadrobić te stracone 8 lat ;) Nadal brakuje mi Sharone, a przede wszystkim Nico. Czekam z niecierpliwością na next ;) Życzę dużo weny ;) Pozdrawiam :D ;)
OdpowiedzUsuń" ... Mężczyzna miał błogi wraz twarzy, oddychał spokojnie i wydawał się nie przejmować otaczającym go światem ..." no ciekawe dlaczego haha xD
OdpowiedzUsuńCóż, poranek nie należał do tych najbardziej romantycznych, ale na sam koniec jakoś udało się zgasić pożar. Kurcze, rozumiem i jedno i drugie. Andrzeja nie bawią takie związki, chce czegoś poważniejszego, czegoś co da mu poczucie stabilności. Joyce się tego obawia, bo nie chce skończyć tak jak poprzednio. I jedno i drugie chce mieć pewność, ale kurcze ... nigdy nie będą mieć tej pewności jeśli nie zaryzykują. Każda nasza życiowa decyzja to jedna wielka niewiadoma i ryzyko. A ich ciągnie do siebie! Za jakiś czas to zrozumieją, o ile nie będzie za późno.
"Nasza kochaną ciotunię szlak trafił raz i porządnie!" ej ... wiem, że nie wypada, ale zaczęłam się śmiać jak głupia. Ale kurcze ... nie wiem czemu, ale gdy przeczytałam o tym liście to pierwsze co, to pomyślałam o Nico. Czemu Sophie nie przeczytała jej go od razu :(
Jest nareszcie szczera rozmowa Samika i Stephana. Cóż, rozumiem doskonale Guillaume. Każdy facet (chyba, a raczej mam taką nadzieję) chciałby wiedzieć, czy jest ojcem dziecka czy też nie. Samik póki się tego nie dowie, to cały czas będzie o tym myślał i wariował. W końcu niepewność i oczekiwania są najgorsze. A skoro Stephan jest teraz odpowiedzialny za Isaaca ... cóż, mały potrzebuje chociaż jednego dojrzałego rodzica. Bo może i Danielle jest inteligentna, ale to na pewno nie "matka miesiąca".
I gdzie nasz Nico? :(
Hej, hej! :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spóźnienie – tak będzie do końca czerwca i będę mieć wolne-wolne.
Wątek Joyce i Andrzeja:
Ach te pary… zawsze zaczynają myśleć o konsekwencjach, dopiero po fakcie :D zazwyczaj w filmach bywa, że to facet jest tym, który lubi niezobowiązujące skoki pod pościel – drugi powód, że to Joyce nosi spodnie w ich relacji :P na szczęście nutella sprawiła, że zaczęła łagodniej spoglądać na swój związek z siatkarzem :D
Co do Andrzeja, ten jego foszek o wykorzystaniu, był rozbrajający xD mega słodki i zabawny, bo trudno spotkać mi tak wrażliwego faceta :D całkiem fajnie, że zdobył się na odwagę by chociaż powiedzieć czego oczekuje od niej po tym zbliżeniu, a nie, że struga maczo byleby się nie pokłócić ;)
Wątek Stephanie:
Och, coś czuję, że list ciotuni wyjaśni wszystko, co dotyczyło Nico, a skoro babsko było wredne i przeciwne małżeństwu SxS (nie chce mi się pisać imion xD) to już wszystkiego można się domyśleć. Sądziła, że strata dziecka doprowadzi do rozstania, a tu taki… figa z makiem ;)
Choć Sophie to taka totalnie trzecioplanowa postać, to wydała mi się mega fajna – taki bardzo bezpośredni krejzol, nie ma to jak się cieszyć z śmierci… nie no, cokolwiek bym nie powiedziała to brzmi źle i jest złe, ale… rozbawiło mnie, czarny humor zawsze spoko ^^
Wątek Samika i Stephana:
Jestem naprawdę pod wrażeniem, że Samik chcę odbudować więzi z Isaaciem pomimo posiadania nowej, własnej rodziny – ostatnio nawet z kolegami jakoś w rozmowie weszło na temat: „co by było, jakbyście mieli rodzinę i nagle się dowiedzielibyście o posiadaniu bękarta, brzydko mówiąc?” i no ciekawe były odpowiedzi. Mniej więcej tylko b ich powstrzymywała obawa skrzywdzenia aktualnej rodzinki ^^” Kiedyś w odpowiedzi mi napisałaś, że raczej nie robisz z bohaterów czarnych bohaterów, więc jestem spokojniejsza o Natalie, raczej jej nie odbije :P
Tak propos, to kiedy Stephan o niej wspomniał, a Samik się przechwalał jaka to ona wspaniała, to nastąpiła bardzo nagła zmiana tematu, jakbyś coś wycięła. Mogłaś wsadzić tam jakiś podsumowujący komentarz typu „głupi ma zawsze szczęście.” :P
Tyle ode mnie, komentarz raczej treściwy, ale nie mam jakoś czasu na rozpisywania się, kiedy kodeks kpa leży przy mnie i kwiczy w nieodwzajemnionej tęsknocie…
Czekam na nexta ;D
Z góry przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale nie miałam wcześniej jak tego zrobić.
OdpowiedzUsuńCzuje, że znajomość Andrzeja i Joyce po ich przemyśleniach trochę się skomplikowała, ale mam nadzieję, że to przejściowe. Szczerze nie wyobrażam sobie żeby między tą dwójką mogło się jeszcze bardziej skomplikowac, po prostu jako czytelnik nie chce tego.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału za sprawą listu. Jestem bardzo ciekawa co mogła ciotka w nim napisać i czuję, że może on rozwiązać zagadkę co do Nico. Czuję, że w tą sprawę mogła być ona wplątana, a może jeszcze ktoś inny z rodziny?
Fajnie, że Samik porozmawiał szczerze ze Stephanem, ale jeszcze bardziej raduje mnie fakt, że mężczyzna jest gotów do 100% ojcostwa, jeśli Issac okaże się jego synem.
PS:
Chciałabym Cię poinformować o nowym opowiadaniu, które pisze na wattpadzie w celu spróbowania czegoś nowego. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale na chwilę obecną chce trochę odpocząć od publikacji na bloggerze.
Zostawiam link i znikam --> https://www.wattpad.com/story/150324799-zacznijmy-od-zera-gerard-pique
Buźka!