Panująca w mieszkaniu cisza była wręcz nieprzyzwoita.
Dlatego Sharone był bardzo zaskoczony, gdy coś wyrwało go z niespokojnego snu.
Sam nie był wstanie powiedzieć, co to
było. O prostu nagle otworzył oczy i wlepił pusty wzrok w sufit. Przez
kilka długich sekund leżał na wznak, nasłuchując uważnie, aż w końcu przekręcił
na prawy bok i spojrzał na zegarek. Nie było tak znowu bardzo wcześnie,
dochodziła szósta. I tak miałby za
chwilę wstać.
Usiadł na łóżku. Nieprzytomnym spojrzeniem
powiódł po zaciemnionym pokoju. Powoli docierały do niego wspomnienia z
poprzedniego dnia.
Westchnął cicho na wspomnienie Nicolasa. Po tym jak
wrócili do domu, chłopak usiadł na kanapie, wyjął z plecaka jakąś teczkę i w
milczeniu zaczął przeglądać zgromadzone w niej dokumenty. Gdy kilka godzin
później Evans wrócił z treningu, Nico nadal to robił. Siatkarz próbował się
dowiedzieć, o co chodzi, porozmawiać z współlokatorem, ale ten nie odpowiadał
na żadne pytanie. Był jak w transie. Koło ósmej schował papiery z powrotem, a
potem położył się i niemal od razu zasnął. Atakującemu nie udało się z nim
zamienić nawet słowa.
Ale to było wczoraj. Teraz był już ranek i wypadałoby
zjeść śniadanie. A Sharone doskonale wiedział, że nic nie poprawia humoru tak
jak naleśniki z oryginalnego przepisy jego mamy.
Zsunął się z łóżka i powoli powlókł się do kuchni.
Jednak gdy tylko przekroczył próg, zamarł.
Nicolas zniknął. Jego materac został złożony,
podobnie jak pościel. Koło kanapy nie stał plecak, a w przedpokoju brakowało
wysokich butów. Salon wyglądał tak, jakby nikt w nim nigdy nie mieszkał.
Już nieźle wystraszony Shoe zajrzał do łazienki.
Przeklął pod nosem. W kubku stała tylko jedna szczoteczka, na wieszaku wisiał
tylko jeden ręcznik. Brakowało też odżywki do włosów, z którą Francuz się nie
rozstawał.
Evans szybko wrócił do sypialni. Prawie wyrwał z
ładowarki komórki i nerwowo wybrał numer przyjaciela.
− Odbierz, odbierz… − mruczał, wsłuchując się w
sygnał nawiązywanego połączenia.
− Tu
automatyczna sekretarka…
− Cholera!
Wziął głęboki oddech, próbując opanować szaleńcze
bicie serca. Na drżących nogach przeszedł do kuchni. Rozglądnął się uważnie i
dopiero wtedy zauważył wiszą na lodówce kartkę. Zerwał ja szybko i pobieżnie
przebiegł wzrokiem po nabazgranym tekście.
− Dziękuję za
gościnę… To koniec moje przygody w Warszawie… To był zaszczyt spróbować twoich
naleśników… Głupek! – Wściekle zmiął w dłoni kawałek papieru. Oparł się o
kuchenny blat i zacisnął palce na jego krawędzi. – Idiota, skończony idiota –
warknął. − I co ja mam teraz zrobić? – zapytał samego siebie, choć doskonale
wiedział, co zaraz zrobi. List wydawał się być pozbawiony uczuć, ale Sharone
widział w jakim stanie był Nicolas. Ta ucieczka nie mogła skończyć się dobrze.
Był gotowy w pięć minut. Wypadł z mieszkania, w biegu
przewieszając przez ramię torbę treningową. Czuł, że raczej nie zdąży po nią
wrócić.
Najpierw zahaczył o pobliską piekarnie. Była jeszcze
zamknięta, ale Nico musiał koło niej przechodzić. Jeśli zwinął się nad ranem,
ktoś na pewno go widział.
Evans zastukał w witrynę. Raz, drugi, trzeci, aż w
końcu starsza właścicielka podniosła głowę znad układanych ciasteczek. Na widok
siatkarza, zmarszczyła ze zdziwieniem brwi, ale dobrodusznie otworzyła mu
drzwi.
− Coś się stało? – zapytała troskliwie.
− Widziała pani mojego kolegę? – Kanadyjczyk nie
bawił się w żadne formy grzecznościowe. Nie miał na to czasu. – Trochę niższy
ode mnie, blondyn, niebieskie oczy, biały, miał na sobie bluzę z kapturem.
− Owszem, widziałam go – przytaknęła kobieta. –
Jakieś czterdzieści minut temu wsiadł w autobus na lotnisko. – Wskazała głową
na pobliski przystanek.
Sharone uśmiechnął się mimowolnie. Podziękował
szybko, a potem biegiem ruszył w wskazanym kierunku.
„Nie myśl, że dam ci odejść bez słowa, stary. Takie
ucieczki, to nie na mojej warcie”
zaśmiał się myślach, kupując bilet.
Pół godziny później był na lotnisku. Jak strzała
wpadł do terminalu, z zamiarem nawrzeszczenia na Nicolasa, choćby nawet i
publicznie.
Ale w momencie, gdy stanął na środku hali, wyparował
z niego cały zapał. Zdał sobie sprawę z tego, że Nico już dawno jest pewnie za
bramkami. Że nie wie, do którego samolotu chce wsiąść Nico. Najlogiczniejszy
byłby lot do Paryża, ale samolot miał odlecieć dopiero za trzy godziny. Więc
pewnie Francuz wybrał pierwszy lepszy lot. Albo wysiadł przystanek wcześniej i
teraz plącze się po Warszawie. Albo przesiadł się do pociągu. Było mnóstwo
możliwości.
Shoe nie zrezygnował od razu. Jeszcze przez dobrą
godzinę plątał się po lotnisku, wypytując o Nicolasa i co chwilę wybierając
jego numer.
Chłopak jednak nadal nie odbierał.
W końcu Evans się poddał. Wsiadł w kolejny autobus i
pojechał na trening. Był jednak za wcześnie, więc zamiast wejść do hali, usiadł
na krawężniku, a pusty wzrok wlepił w parking. Jego mózg niechętnie przetwarzał
otrzymaną informacje.
Nico nie był synem Stephana. Siatkarz nadal w to nie
wierzył, ale taka była prawda. Okrutna, tak samo, jak ucieczka przyjaciela.
− Co się stało?
Podniósł gwałtownie głowę, słysząc znajomy głos. Obok
niego stał zatroskany Antiga. Miał bladą cerę, oklapłe włosy, ale wydawał się
trzymać.
Jakoś.
Sharone odruchowo zacisnął wściekle pięści. Nie
rozmawiał jeszcze z trenerem o tym, co stało się poprzedniego dnia, ale nagle
poczuł irracjonalną złość na mężczyzna. Jakby to była jego wina, że nie był
ojcem młodego Francuza.
„To głupota, Shoe” skarcił samego siebie. Wziął kilka
głębokich oddechów. Rozluźnił palce. Niechętnie spojrzał oczy Stephana.
Takie same, jak oczy Nicolasa.
− Nico zniknął – warknął, a potem wstał, odwrócił się
na pięcie i po prostu wszedł do budynku.
***
Stephane jakoś się trzymał, choć też miał trudną noc.
I jeszcze trudniejszy poranek. Gdy się obudził, z przykrością stwierdził, że
obok nie ma żony. Co raczej rzadko się zdarzało, bo to on był rannym ptaszkiem.
Nie chętnie więc zwlókł się z łóżka, by zobaczyć, co
takiego zmusiło Stephanie do wstania wcześniej. Szczególnie, że po wydarzeniach
poprzedniego dnia, kobieta długo nie mogła zasnąć.
Znalazł ją w kuchni. Siedziała na wysokim
krześle, a przed nią stała szklanka z
wodą. Nawet nie filiżanka herbaty, czy sok, jedynie czysta woda.
− Co cię tak wcześnie wygnało z łóżko? – zapytał,
delikatnie obejmując ukochaną od tyłu.
Uśmiechnęła się delikatnie. Oparła głowę na ramieniu
męża i przymknęła oczy.
− Bliźniaki zaczęły dawać w kość. – Odruchowo
położyła dłoń na brzuchu. – A już myślałam, że tym razem obędzie się bez
wariacji żołądkowych.
Zaśmiał się nieznacznie. Zaraz jednak spoważniał.
Obrócił do siebie żonę, a potem uważnie przyjrzał się jej twarzy.
− Nie wyglądasz dobrze – stwierdził. – Nie spałaś
najlepiej, prawda?
Przytaknęła szybko. Spuściła wzrok, a potem nerwowo
zaczęła skubać pasek od szlafroka.
− Myślałam… myślałam o tym chłopcu – przyznała cicho.
– Tak strasznie mi go szkoda… On naprawdę myślał, że jesteśmy jego
rodzicami. Był zły, że go porzucili, ale… ale widziałam, że to były tylko
chwilowe emocje. Wiem, że chciał tylko znaleźć swoją rodzinę. Poczuć się
kochanym, chcianym. Może było coś, co mogliśmy dla niego zrobić.
Stephane w zamyśleniu zacisnął zęby. Objął żonę i
odruchowo zaczął gładzić jej plecy. Myślał przy tym intensywnie nad słowami
kobiety. Czy miała rację?
− Wiesz, przez krótką chwilę… przez ułamek sekundy
przemknęło mi przez myśl, że to on – kontynuowała Stephanie. – Że to nasz mały
Nicolas. Że jakimś cudem wcale nie umarł, że nas oszukano albo coś takiego. Ale
wiem, że to nie możliwe. – W jej oczach pojawiły się łzy. – Chociaż… −
Pokręciła gwałtownie głową, urywając w połowie zdania.
Trener zmarszczył brwi. Odsunął się nieznacznie, cały
czas trzymając ramiona kobiety i zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem.
− Chociaż, co?
Przygryzła nerwowo wargę. Odwróciła wzrok, by nie
patrzeć na męża.
− Bo… jak tak teraz pomyślę – zaczęła niepewnie. – To
on był trochę do ciebie podobny. Miał twoje oczy. Tak jak Timi. I twój uśmiech.
I uszy. Takie sama, jak ma Manoline.
Stephane nie miał pojęcia, co powiedzieć. Wpatrywał
się w Stephanie i bez głośnie ruszał ustami niczym ryba.
− To niemożliwe. – Pokręcił gwałtownie głową. – Wiem,
że chciałabyś… oboje byśmy chcieli, żeby Nico żył, ale to nie możliwe.
Pochowaliśmy go, prawda? Widziałem jego ciało. Ty też.
− Co tak naprawdę widzieliśmy?! – Kobieta podniosła
głos. Zsunęła się z krzesła i stanęła naprzeciwko męża, oddychając ciężko. –
Mnie nafaszerowali lekami, nie pamiętam nic jeszcze z dwóch tygodni po
porodzie. A ty? Byłeś w szoku, zresztą prawie cały czas siedziałeś przy mnie.
Żadne z nas nie widziało Nicolasa żywego. Z łatwością można nas było oszukać.
− Tylko po co? – zapytała łamiącym się głosem. – Po
co ktoś miałby odbierać nam syna?
Zamarła. Zamrugała szybko, chcąc opanować zbierające
się pod powiekami łzy. Odwróciła się na pięcie i oparła o kuchenny blat.
− Nie wiem – szepnęła. – Nie mam pojęcia.
− Bo nikt tego nie zrobił. Stephanie, skarbie –
chwycił jej dłoń i ścisnął mocno. – Nico nie żyje. Od prawie dwudziestu lat.
Już dawno się z tym pogodziłaś, więc dlaczego teraz zaczynasz wątpić?
Wzruszyła ramionami. Przez kilka minut stali tak w
milczeniu, ale w końcu kobieta przetarła dłonią oczy i spojrzała na męża.
− Pogadasz z Sharonem? Może jest coś, co moglibyśmy
zrobić dla Nicolasa. Cokolwiek. On potrzebuje pomocy. To tak naprawdę jeszcze
dziecko. Zrobisz to, prawda? – poprosiła błagalnie.
Uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, że znów opanował
sytuacje.
− Oczywiście – przytaknął. – Jeszcze dziś z nim
porozmawiam. – Pochylił się nieznacznie i czule pocałował ukochaną. – Kocham
cię, wiesz?
− Wiem – mruknęła. – Wiem o tym doskonale.
A teraz stał przed ursynowską halą, a w głowie cały
czas huczały mu słowa Sharona, przeplatana błagalną prośbą żony.
− Jak to zniknął? – zapytał, doganiając Evansa.
− Normalnie – burknął atakujący. – Spakował swoje
rzeczy i wyjechał. Nie wiem gdzie, nie powiedział, zostawił tylko na szybko
nabazgrany list.
Stephane przeklną pod nosem. Schował ręce do kieszeni, nerwowo
przestępując z nogi na nogę. Spojrzał na Sharona, który już znikał w korytarzu prowadzącym do szatni. Trener
szybko ruszył za nim.
− I nie masz nim żadnego kontaktu? – W głosie Antigi
pobrzmiewała desperacja.
− Nie odbiera telefonu. – Pokręcił głową Shoe. – A w
ogóle, dlaczego cię to tak bardzo interesuje. – Zmierzył Francuza podejrzliwym
spojrzeniem.
Mężczyzna przełknął
głośno ślinę. Wlepił wzrok w czubki
swoich butów. Zacisnął, a potem rozluźnił pięści, by opanować emocje.
− Chodzi o to,
że… − zaczął niepewnie. – Ja i Stephanie chcielibyśmy mu jakoś pomóc.
− Dlaczego? Nie jesteście jego rodzicami, o czym
dobitnie przekonał się wczoraj.
Westchnął głęboko. Podniósł głowę i pewnie spojrzał w oczy zawodnika.
− Nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego Stephanie ma
do ciebie słabość? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Dlaczego zawsze tak
bardzo się cieszyła, gdy wpadałeś niespodziewanie? Dlaczego tak radośnie
przytakuje temu, że Timi bardzo cię lubi ?
Sharone zmarszczył ze zdziwieniem brwi i znów powoli
pokręcił głową.
− Wydawało mi się, że jest dla mnie po prostu miła.
− Dla innych też jest. Ale z takim entuzjazmem do
nich nie podchodzi.
− Więc?
− Gdyby nasz Nico nie umarł, Timo miałby dzisiaj
starszego brata. A ty byłbyś tylko kilka dni młodszy od Nicolasa. – Ton
Stephana był wyjątkowo chłodny, ale słychać był w nim też tęsknotę, żal, że
wszystko potoczyło się nie tak, jak trzeba. Nic więcej nie powiedział.
Obserwował reakcje Sharona, a gdy na twarzy chłopaka pojawiło się szczere
zaskoczenie, wyminął go i ruszył w głąb korytarza.
− Sekundę, zaczekaj! – Evans odwrócił się na pięcie i
zatrzymał trenera tuż przed tym, jak ten miał wejść do szatni. – Jak tylko
skontaktuję się z Nicolasem, to od razu dam ci znać – obiecał.
Stephane uśmiechnął się smutno.
− Dziękuję – szepnął. – To dla nas naprawdę ważne. –
A potem pchnął drzwi i zniknął w środku.
***
Andrzej czuł, że coś wisi w powietrzu. Poranny
trening przebiegał w atmosferze niepokojącego napięcia. Niby wszystko było
okej, ale jakby nie do końca. Zawodnicy wykonywali ćwiczenia, odbijali piłkę,
oczywiście w takim zakresie na jaki pozwalały im kontuzję, nawet swobodnie ze
sobą rozmawiali. Ściągnięto, co prawda dwóch chłopaków z Metra, by zastąpili
kontuzjowanych, ale to nie powinno stanowić problemu. Młodzi zawodnicy, choć na
początku niepewni, szybko wtopili się w tłum.
Nic niezwykłego. Normalny trening, normalnej drużyny.
Ale coś było nie tak.
Przede wszystkim środkowemu nie podobał się wygląd
trenera. Stephane był blady, miał podkrążone oczy i co pewien czas zawieszał
nieprzytomny wzrok na jakimś punkcie nad ich głowami. Dodatkowo, przez cały
czas śledził go krytyczny wzrok Evansa, co było raczej rzadkie. W końcu Sharone
raczej wpatrywał się w Antige jak w obrazek. Szczególnie na początku sezonu.
Atakujący, którego Francuz wprowadził do
profesjonalnej siatkówki, też był tego dnia inny. Zamknięty w sobie, cichy,
trenował z fizjoterapeutą i ze spuszczoną głową słuchał jego zaleceń. Nie śmiał
się z żartów kolegów, tylko co pewien czas mechanicznie kiwał głową, by
pokazać, że rozumie, co do niego mówią.
Dziwnie zachowywał się także Samik, choć w jego
wypadku lepiej byłoby powiedzieć, że wyjątkowo przejawiał normalne zachowania.
Nie wygłupiał się, nie stroił żartów, z poważną miną wykonywał każde ćwiczenie.
I to chyba najbardziej dało Wronie do myślenia.
Musiał wybadać co się dzieje. Nie mógł zrobić tego bezpośrednio, ale przecież
znał kogoś, kto najprawdopodobniej wiedział, o co biega.
Jeszcze zbiegając po schodach na parking, wygrzebał z
torby telefon i wybrał odpowiedni numer.
− Halo?
− Cześć, Joyce, masz dzisiaj czas? – zapytał prosto z
mostu, nie bawiąc się w żadne konwenanse.
− To zależy – odpowiedziała tajemniczo kobieta. – A o
co chodzi?
− Długa historia. Znaczy, że nie urwiesz mi głowy,
jak wpadnę do ciebie za pół godziny?
− Raczej nie. Chodź byłaby z ciebie fajna ozdoba na
ścianę – roześmiała się Jocelyne. – Wpadaj, mam lody i zamawiam pizzę. Jak się
pospieszysz, to może nawet uwzględnię twoje zdanie.
Uśmiechnął się szeroko.
− Może?
− Jak się pospieszysz.
− W takim razie już jadę.
Rozłączył się. Dwie sekundy zajęło mu dotarcie do
samochodu, a kolejne dwie wyjechanie z parkingu. Drogę przez Warszawę pokonał w
zaskakująco szybkim tempie, prezentując przy okazji wyjątkowo dobry humor.
Pogwizdywał wesoło, uśmiechał się do pozostałych kierowców i nawet rowerzyści
nie mogli zepsuć mu nastroju.
Joyce przywitała go w trochę przydużym T-shircie i
spranych dżinsach. Na widok siatkarza najpierw uśmiechnęła się szeroko, by
zaraz zdegustowana zmarszczyć nos.
− Chyba o czymś zapomniałeś – warknęła, mierząc go
potępiającym spojrzeniem.
Wrona zamrugał szybko, nie bardzo rozumiejąc. Widząc
jednak, że Jocelyne nie zamierza przepuścić go przez próg, wysilił szare
komórki. Szybko pojął w czym rzecz.
− No tak! – Masochistycznie przywalił sobie w czoło.
– Zapomniałem wziąć prysznic! Przepraszam, zawsze biorę u siebie, a teraz nie
zahaczyłem o mieszkanie i…
Z dezaprobatą pokręciła głową.
− Zaczekaj sekundę. – Zniknęła w środku, a po chwili
wróciła z ręcznikiem i bardzo dużą, czarną koszulką. – Masz, umyj się, bo
inaczej nie pogadamy – wręczyła Andrzejowi przedmioty.
Siatkarz niepewnie spojrzał na nietypowy podarunek.
− Ale teraz?
− Tak, teraz.
− Tak po prostu?
− A masz jakieś zastrzeżenia? Ogarnij się, a dopiero
potem pogadamy.
− To po Stephanie? – zapytał, z powątpieniem
oglądając kawałek materiału. – Bo wiesz…
− Nie. – Pokręciła gwałtownie głową. – Po moim drugim
bracie, Davidzie. Mam trzech starszych braci, żadnej pidżamy i całą półkę
starych, męskich koszulek. Pierwsze drzwi po prawej.
Parsknął śmiechem. Posłusznie wykonał polecenie
Joyce, w końcu z kobietami się nie
dyskutuje.
Jednak gdy zamknął za sobą drzwi do łazienki,
kompletnie zbaraniał. Rozglądnął się po niewielkim pomieszczeniu, nie bardzo
wierząc w to co się stało.
Był w łazience Joyce. Tak po prostu. Patrzył na jej
kosmetyki, wiszący na drzwiach puchowy szlafrok, nawet pstrokato żółtą
szczoteczkę do zębów i czuł się cokolwiek niezręcznie.
− Weź się w garść, stary – skarcił sam siebie. – Masz
trzydzieści lat, do cholery. Nigdy łazienki kobiety nie widziałeś?
Oczywiście, że widział. Dlatego też ogarnął się w
ekspresowym tempie i kilka minut później, przeszedł do salonu, wycierając sobie
ręcznikiem włosy.
− Wszyscy twoi bracia mają dwa metry wzrostu? –
zapytał, z uwagą oglądając koszulkę z Kaczorem Donaldem.
− Co do jednego – przytaknęła Joyce. Siedziała na
kanapie, z skrzyżowanymi nogami i dużą, metalową łyżką wyjadała lody prosto z
pudełka. – Aż się ludzie dziwią, dlaczego żaden nie gra w kosza. Zamówiłam
pizzę. Nie wiedziałam jaką chcesz, więc wybrałam na chybił trafił.
− Najpierw lody, a potem pizza? – Uniósł ze
zdziwieniem brew. – To nie jest trochę… dziwne?
− Nie będziesz mi mówił jak mam jeść! – Zamachnęła
się na siatkarza łyżką. – Jestem dorosła i mogę robić, co mi się żywnie podoba.
Zresztą dzisiaj mam dzień lenia. Jem lody i oglądam seriale. – Wskazała głową
na otwartego laptopa. – Mam do nadrobienia cały sezon Supernatural, rozumiesz?!
Przewrócił oczami, ale na jego twarzy pojawił się
nieznaczny uśmiech. Ostrożnie zabrał Jocelyne łyżkę, nabrał pokaźną ilość lodów
i prawie gubiąc je po drodze, wsadził sobie do buzi.
− Straciatella? – zapytał.
− Nutella – odparła z miną znawcy. – Nie znasz się.
Prychnął kpiąco śmiechem, ale ukradł kobiecie jeszcze
jedną porcje, co spotkało się z jej głęboką dezaprobatą.
− Może przynieść ci drugą łyżkę? – fuknęła.
− Nie, poradzę sobie. – Uśmiechnął się krzywo. – Ale
nie o lodach przyszedłem tutaj rozmawiać. – Potulnie oddał kobiecie łyżkę. –
Mam problem.
− Wal śmiało.
− Chodzi o Stephana, Sharona Evansa i Guillaume
Samicę. Zachowują się dziwnie. Wiesz coś o tym?
Joyce w zamyśleniu podrapała się po brodzie. Prawą
ręką. W której trzymała tę cholerną łyżkę. Na której nadal było trochę lodów.
Andrzej westchnął cicho. Uniósł dłoń i starł z
policzka Francuzki trochę czekolady.
− To co?
− Nie jestem do końca pewna – przyznała w końcu. –
Stephane zachowuje się dziwnie, bo Stephanie jest w ciąży, co do Evansa, to nie
mam pojęcia, a jeśli chodzi o Samikę – uśmiechnęła się tajemniczo. – Tu
sytuacja jest bardziej skomplikowana. Chyba wiem, co może chodzić.
− I?
− I co?
− Powiesz mi?
− Chyba żartujesz! – Oburzyła się gwałtownie. – To
rodzinny sekret! Jeśli ci powiem, będą musieli mnie zabić. I ciebie też.
− A jeśli zabiorę cię na najlepsze lody w Warszawie?
Przygryzła wargę. Niepewnie rozglądnęła się wokół,
choć doskonale wiedziała, że nikt ich nie słyszy.
− Zaryzykuję – zgodziła się w końcu. – Wiesz, że mam
straszą siostrę, co nie? − zaczęła, a
Andrzej przytaknął. – I ta siostra kiedyś spotykała się z Samikiem. To było
dawno temu, Samica jeszcze nie znał Natalii, więc tu żadnych matactw nie była –
zaznaczyła, widząc zmarszczone czoło środkowego. – W każdym razie, Guillaume
zerwał z Danny, a kilka miesięcy później ona urodziła syna, znaczy Isaaca,
którego miałeś już okazje poznać. Oczywiście nikt nie ma stuprocentowej
pewności, ale… Resztę dopowiedz sobie sam.
Andrzej powoli pokiwał głową. Nie wydawał się być
specjalnie zdziwiony tym, co usłyszał. Tak, jakby pojawiający się znikąd
synowie jego kumpli, byli czymś zupełnie oczywistym i powszechnym.
− Mogłem to przewidzieć – mruknął. – Albo
przynajmniej coś podobnego. W końcu to
zupełnie normalne, że siostry siatkarzy, spotykają się z innymi siatkarzami. –
Przewrócił oczami. – A ty? Którego owinęłaś sobie wokół palca?
− Jeszcze żadnego. – Szturchnęła środkowego w ramię.
– Ale jednego kiedyś wymacałam. I co ciekawe był to twój kolega z kadry.
− Że co,
proszę?! – Szczęka Wrony wylądowała na dywanie. Pochylił się nieznacznie
do przodu i zamrugał w zwolnionym tempie, nie odrywając wzroku od twarzy
kobiety. – Nabijasz się ze mnie?
− Nie, mówię całkowicie poważnie!
− Kto? I jak?
− Bartek Kurek! Zaskoczony? – Klasnęła wesoło. – W
życiu byś nie przypuszczał, co nie?
Automatycznie pokręcił głową.
− Ale… jak? – zapytał jeszcze raz. Jakoś nie mógł
sobie wyobrazić Joyce i Bratka. Głównie ze względu na uczy Kurka, która były
całkiem udanym odwzorowaniem anten satelitarnych.
− To długa historia. – Jocelyne machnęła lekceważąco
ręką. – Ale jak chcesz, to mogę ci ją opowiedzieć.
− Oczywiście, że chcę!
Joyce uśmiechnęła się chytrze. Rozsiadła się wygodnie
na kanapie, wzięła na kolana pudełko z lodami i przybrała pozę profesjonalnego
bajarza.
− To było dziewięć lat temu, w czasie mistrzostw
Europy – zaczęła spokojnym głosem. – Przyjechałam do Turcji, by kibicować bratu
i reprezentacji Francji, która ostatecznie zajęła drugie miejsce. W ramach
nagrody dostali między innymi pudełkami z tymi fajnymi, tureckimi cukierkami.
Problem był jedna taki, że większość zawodników ich nie lubiła. Ja za to
kochałam miłością szczerą i niezniszczalną, kocham zresztą do dzisiaj. Stephane
miał więc zebrać od kumpli te pudełka i zaczekać z nimi w szatni, bym mogła je
odebrać. Bo, powiedzmy sobie szczerze, dziwnie by wyglądało, gdyby najlepszy przyjmujący
turnieju wyszedł z hali z naręczem słodyczy.
− Mało edukacyjne – przyznał jej racje Wrona.
− No właśnie. A mnie było wolno, bo młoda i szczupła
byłam – parsknęła śmiechem. – W każdym razie, poszłam tam do niego, ale okazało
się, że Turcy jakoś dziwnie podpisali szatnie. I oczywiście musiałam je
pomylić, co nie?!
− Brawo ty – mruknął po polsku Andrzej.
− Brawo ja – dokończyła odruchowo Joyce, zaraz jednak
znów przeszła na angielski, by kontynuować opowieść. – Ale pomylenie drzwi to
był pikuś. Potem, jak tylko przekroczyłam próg, to w hali padł prąd. Światło
zgasło, ze strachu zatrzasnęłam za sobą drzwi i utknęłam w egipskich
ciemnościach. Chciałam znaleźć włącznik światła, więc zaczęłam macać ścianę.
Tylko, że zamiast ściany, obmacałam Kurka. I nikt mnie nie powstrzymał! –
zakończyła, niby wściekle uderzając pięścią w kanapę.
Andrzej na początku nic nie powiedział. Wpatrywał się
w Jocelyne szeroko otwartymi oczami, a ona nadal szczerzyła się głupkowato.
− Hardcore – wydukał w końcu środkowy.
− A żebyś wiedział – prychnęła. – Jak światła się
zapaliły, to totalnie spanikowałam! Przeprosiłam szybko, a potem uciekłam,
gdzie pieprz rośnie! Nawet tych głupich słodyczy nie wzięłam. Jak potem
natknęłam się na Kurka w hotelu, to myślałam, że dosłownie zapadnę się pod
ziemię.
− Gdy
następnym razem spotkam Bartka, to mu o tym przypomnę. – Uśmiechnął się chytrze
Wrona. – Ciekawe, czy on też tak źle wspomina tamtą sytuacje.
Joyce zarumieniła się mimowolnie. Odchrząknęła
nerwowo, ale zaraz zmrużyła oczy i
pochyliła się do przody, nagle znajdując się niespodziewanie blisko siatkarza.
− Ale wiesz… to był dopiero mój pierwszy siatkarza.
Jeszcze wszystko przede mną – szepnęła kokieteryjnie.
Przełknął głośno ślinę. Dzieliło ich tylko kilka
centymetrów. Jego serce nagle zaczęło zwalniać. Mógł policzyć piegi na nosie
kobiety. W panice zaczął analizować położenie, w jakim się znalazł, ale mózg mu
się przegrzał i zablokował na jednej opcji.
Pocałować Joyce.
Już chciał to zrobić, już nawet zebrał się w sobie,
gdy niespodziewanie rozległ się dzwonek do drzwi. Romantyczna atmosfera prysła
jak bańka mydlana.
− Pizza! −
Joyce poderwała się z kanapy, obdarzyła Andrzeja kpiącym uśmiechem, a potem w
podskokach ruszyła otworzyć drzwi.
Tak, jakby kompletnie nic się nie stało.
Pizza była w końcu najważniejsza.
Przedstawiam wam rozdział trzynasty. Przyznam, że pisało mi się go bardzo dziwnie. Z niektórych fragmentów jestem zadowolona, inne wyszły mi zdecydowanie gorzej. W każdym razie, tak jak obiecałam, pojawiają się Joyce i Andrzej i to jest ich całkiem sporo.
Mam do Was prośbę, z tych cokolwiek dziwnych. Jeśli macie dwie minut wolnego, to bardzo bym prosiła o wypełnienie tej ankiety:
Nie ukrywam, że potrzebuję jej bardzo pilnie do szkoły, a dokładniej do biznes planu. Takie życie, co nie?
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu.
Pozdrawiam
Violin
PS Rozdział na Na dłużej niż na zawsze pojawi się na dniach. Po prostu ze względu na problemy techniczne, muszę go pisać prawie całego on nowa.
😇 pierwsza! Już mnie nikt nie wyprzedzi jak ostatnio
OdpowiedzUsuńKto się ośmieli, ten skończy marnie xD
UsuńNico uciekł. Rany myślałam że się nie podda i będzie szukał dalej, a on tak łatwo się zmył 😔 Sharone chyba się do niego przywiazal skoro od razu ruszył na poszukiwania. Nawet trafił na lotnisko i myślałam że jak w romansach znajdzie swoją zgubę i będzie namawiał na powrót, ale niestety rzeczywistość była inna. Tak nie może być, bo Nicolas był dla mnie największa tajemnica, a bez niego to nie będzie to samo, więc niech wraca.
UsuńMałżeństwo Antigow teraz ma niezle rozkminy, ale ciężko się dziwic. Próbują sobie wszystko tłumaczyć na milion sposobów. Wydaje mi się że oni bardzo by chcieli żeby Nico był ich synem. A może jednak jest jeszcze szansa żeby tak się stało?
Jest Andrzej!!! Uwielbiam jak on jest taki zawstydzony i bezradny np w tej łazience haha. Joeclyn góruje nad nim w każdym względzie. Rozwaliła system z tym Kurkiem. W ogóle w tym rozdziale jakas taka bardziej śmieszna była. Normalnie też jest ale tym razem bardziej niż zawsze. Strasznie zazdroszczę jej dnia lenia spędzonego z Andrzejem...
Wiele tajemnic się rozwiązało, ale doszły też nowe rzeczy. To wszystko fajnie się przeplata i łączy, ale w taki sposób że czasami ciezko się domyślić. Czekam na następny rozdział oraz na drugim blogu i życzę weny,
N
Nicolasa przerosła sytacja w jakiej się znalazł i postanowił zwyczajnie odejść. Świadomość, że być może Stephanie i Stephan naprawdę nie są jego rodzicami. Musiała być dla niego bardzo trudna. Zostawił więc za sobą Warszawę i udał się niewiadomo dokąd...
OdpowiedzUsuńPo cichu liczyłam jeszcze, że Sharone go gdzieś znajdzie i namówi do powrotu, ale niestety się nie udało.
Mam tylko nadzieję, że Nico niedługo znów się pojawi. Ponieważ jest jednym z moich ulubionych bohaterów i zawsza czyta mi się o jego perypetiach z przyjemnością.
Nie dziwię się Stephanie, że rozważa możliwość pomyłki, jaka zaszła w szpitalu. W końcu to byłaby szansa na odzyskanie syna, ze śmiercią którego na pewno ogromnie trudno było się jej pogodzić. Tak samo zresztą, jak Stephanowi.
Andrzej świetnie zna swoich kolegów z drużyny i trenera. Po ich minach, czy zachowaniu potrafi odgadnąć, że borykają się z niemałymi problemami.
W dodatku jego spotkanie z Joyce było świetne. Spędzili miło ze sobą czas, który znowu zbliżył ich do siebie. Oczywiście Andrzej nie byłby sobą, gdyby czegoś nie zapomniał. Tym razem był to prysznic. 😂
Ale najlepsza była i tak przygoda Joyce w Turcji w Bartkiem w roli głównej. 😁
Czekam na następny rozdział z dużą ciekawością, zastanawiając jak to wszystko się dalej poukłada. Bo, gdy jedna sprawa się wyjaśnia na jej miejsce pojawiają się kolejne tajemnice. Ale przynajmniej cały czas coś się dzieje.
Życzę dużo weny i pozdrawiam. 😊
Nie spodziewałam się, że Nico ucieknie. Rozumiem jego rozpacz i rozczarowanie, ale ucieczka? W takiej chwili powinien zostać, w końcu miał na kogo liczyć.
OdpowiedzUsuńStephanie zaczyna coś podejrzewać i mam nadzieję, że nie przejdzie jej to z czasem. Nadal czuję, że Nico jest ich synem i prędzej czy później wyjdzie to na jaw.
Andrzej i Joyce, aww. Ostatnia scena była taka piękna, dlaczego ta pizza musiała przyjść? XD i ta przygoda z Kurkiem XD sama bym tak chciała.
Do następnego!
Ale jak to Nico zniknął? Ja się nie zgadzam . Uwielbiam kawałki z jego udziałem.Są moimi ulubionymi :) Dlatego dawaj nam go tutaj szybko z powrotem :) Kurcze, Stephanie zaczyna mieć wątpliwości czy to na pewno ich dziecko zmarło po urodzeniu. Nie dziwię jej się po pojawieniu się Nico, wszystko musiało do niej wrócić ze zdwojoną siłą. W sumie nie mam pojęcia co o tym myśleć. Przecież Nico też miał jakieś dowody.Ot tak sobie tego nie wymyślił. Andrzej jest słodki, taki nieporadny ;) Jego przemyślenia w łazience mnie rozwaliły :D
OdpowiedzUsuńSytuacja z Kurkiem i Joyce no naprawdę bomba ;)
Do tego ta końcówka ;) Czy ta pizza musiała naprawdę pojawić się w tym momencie ? ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i na pojawienie się Nicolasa ;)
Ej, smutno mi :( Nie spodziewałabym się, że Nico może odejść, zniknąć, tak po prostu... Nawet normalnie nie pożegnał się z Sharonem, tylko zostawił mu w pośpiechu zapisaną kartkę z "wyjaśnieniami"... Shoe próbował go odnaleźć, popędził, jak szalony na lotnisko, ale niestety nie udało się znaleźć chłopaka i się z nim skontaktować. Mam nadzieję, że Nico odezwie się do Shoe i wyjaśni mu wszystko, bo no nie widzę innego wyjścia.
OdpowiedzUsuńStephanie zauważyła podobieństwo Nico do Stephana i to musi coś znaczyć! Może faktycznie w szpitalu się pomylili i teraz to wszystko wygląda, jak wygląda. Wydaje mi się, że powinni zbadać tę sprawę bardziej, zagłębić się w nią, bo jestem prawie pewna, że doszliby do prawdy. Że Nico jednak jest ich synem... Ciężka sytuacja, naprawdę :( Nie dziwię się Stephanowi, że tak wyglądał na treningu, cała ta sytuacja zrobiła swoje. Oby wszystko się wyjaśniło, jak najlepiej oczywiście.
Issac jest synem Samiki, tak na 99%, wszystkie znaki na niebie i na ziemi na to wskazują.
Rozmyślenia Andrzeja w łazience mnie powaliły, naprawdę :D Ale w sumie coś w tym jest ^^
Hahahaha, akcja z obmacywaniem Kurka haha, jestem pewna, że pan Wrona wiele by dał, żeby też tak... Prawda ^^ No, ale jak sprytnie zauważyła Joyce, Kurek nie musi pozostać jedynym siatkarzem :D
I jak pizza mogła być ważniejsza od pocałunku, no jak?! :D Oby to sobie odbili :D
Ankietę wypełniłam :)
Pozdrawiam ;*
Hej, hej! Wkraczam do komentowania :D
OdpowiedzUsuńPrzejdę od razu do rzeczy, bo co cię będę trzymać w niepewności!
Sharone (wiesz, w aniimach też występuję imię Sharona, niestety to odpowiednik żeński, w jednym z opowiadań, które czytałam kilkulatek odmienił to imię po swojemu, czyli Szalona :P Tak stwierdzam, że Sharne był teraz też szalony :P już wyjaśniam…) naprawdę się przejął zniknięcie Nica, nawet nie zjadł naleśnika ;) ogólnie kartka od niego była słodka „zaszczyt zjeść twoje placki” <3 Bardzo ładnie to ujął :D Wracając! Sharone się ładnie namęczył by go odnaleźć, właściwie kogoś obcego dla siebie no ale to przez przyzwyczajenie i niejakie zżycie się z nim.
Jestem trochę oburzona jego złością na trenera, ale no, nie zna sytuacji. Chyba…
Od razu przejdę do trzeciej sceny :P (ujmę w niej drugą)
Czyli, że Szarone wiedział o zmarłym synku trenera i nadal nie czuł się ciut winny jego nastrojowi? Bo trochę to nie w porządku, że rozgrzebał taką ranę, która dla każdego człowieka jest przez całe życie równie wielka… - nie to, że nigdy mieli się tego nie dowiedzieć, ale przynajmniej mógłby okazać trochę zrozumienia :< biedny Stephen i Stephenie… zaczęli sobie wszystko ładnie układać, a tu nagle taka wieść i takie nadzieje zaczęły się w nich tlić, albo przeczucie ;) Choć powiedziałabym jeszcze, że ze względu na ciąże Stephenie ja bym się wstrzymała z takimi wieściami – ale na szczęście dobrze wyszło :D I Sharonowi też się na końcu głupio zrobiło ^^
W scenie dotyczącej Andrzeja i Joyce zapanuje drobny chaos. Bo o rany, o rany! Tak, jak Joyce też oglądam Supernaturala! Jestem cztery odcinki do tyłu, więc też mnie czeka nadrabiane – oby tylko mi żaden siatkarz nie przerwał, bo będzie z nim źle :/ xD w kadrze to Andrzej jest dla każdego jak psychoanalityk, musi wszystko wiedzieć: kto z kim? Dlaczego? Po co? – urocze, a jednocześnie uroczo-dziwne :P widać, że poprzez związanie z Joyce znalazł kompana do swojego hobby i obgadywania :D Ona jest świetna z tym wyznaczeniem granic: nie pogadasz ze mną póki się nie umyjesz :P on sam też potrafi „szantażować” lody za ściśle tajny, rodzinny sekret xDD
KOBIETY SĄ TAKIE BEZSILNE, JEŻELI CHODZI O JEDZENIE D:
Historia wymacania Kurka była mocna. Pomylenie ze ścianą musiało dać mu poważnie do myślenia, hehe :D
Błędziki: wstanie – w stanie* (wstać można z łóżka, być w stanie skupienia np.) przeklnął – przeklął (chociaż nie wiem czemu, ja też wolę klnąć, a nie kląć xD ale słownik mówi, że to błędna pisownia) bez głośnie – bezgłośnie*
Nie jestem czepliwa, pokazuje ci błędy, które zdarzało ci się robić już wcześniej – więc z góry przepraszam, nie każdy lubi drobne upominanie ^^” Najwyżej to zignoruj :D
Tyle ode mnie :D Czekam na następny rozdział, dużo weny!
Pozdrawiam ciepło ;)
Hej, hej. No ja mam nadzieję, że to się tak nie skończy. Nico musi tu wrócić. To się musi wyjaśnić. Jestem pewna, że tu musiała zajść jakaś pomyłka i Nico to na pewno syn państwa Antigów! Fajnie, że pojawił się wątek z Andrzejem i Joyce :) Są tacy uroczy <3 Heheh, niezłą przygodę miała Joyce z Bartkiem Kurkiem :D Czekam na next ;) Życzę dużo weny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili jak tu zajrzałam i zerknęłam na bohaterów byłam nieco zaskoczona widząc naszego drogiego kapitana. :) Myślałam, że nikt o nim już nie pisze, a tu taka miła niespodzianka! :) Opowiadanie pochłonęłam w całości wczorajszego wieczoru i jestem po prostu zachwycona! Podoba mi się zawiłość tych wszystkich historii które się tu dzieją oraz ich połączenie ze sobą. Akcja wciąga na dobre, tak że nie można się oderwać. :)
OdpowiedzUsuńI oczywiście uwielbiam tutaj Andrzejka! <3 Po prostu jest bardzo uroczy.... :D Biedak nei doczekał się pocałunku, ale patrząc na to, że on lubi jeść narzekał chyba nie będzie. :D
Płakałam ze śmiechu jak czytałam o uszach Bartka, które były odwzorowaniem anten satelitarnych! Xd
Podsumowując bardzo mi się podoba, tym bardziej, że akcja się dzieje w moim kochanym mieście i dotyczy Onico. <3
Chce jeszcze!
Będę czekała!
POZDRAWIAM !!!
Paulka
Nico zniknął ... można było się tego spodziewać. Jego plan legł w gruzach, więc chłopak spanikował. Został odrzucony, tyle że nie z powodu jaki możliwe że brał pod uwagę. Ja nadal uważam że coś tu jest nie tak, a wątpliwości Stephanie, to jak zauważyła te malutkie szczegóły w jego wyglądzie, co raz bardziej mnie w tym upewniają. Po za tym, ciekawi mnie co jest w papierach, które posiada Nico. Nie sądzę aby pierwszy raz je przeglądał, bo gdyby były jakieś nieścisłości, to wcześniej by je zauważył. To na pewno jest ich syn! Ich Nico! Tylko teraz trzeba rozwiązać zagadkę sprzed lat. Kto wie, może Nico wrócił do Francji żeby wszystko wyjaśnić? Ugh, i weź teraz czekaj na rozwiązanie haha :D Jestem zbyt niecierpliwa!
OdpowiedzUsuńAndrzej i Joyce ... ich przekomarzania, szczególnie jej teksty wobec niego mnie powalają :D "Chodź byłaby z ciebie fajna ozdoba na ścianę" hahaha! Jednak można bardzo łatwo złamać Joyce i "zmusić" ją do wypaplania wszystkiego ... wystarczą lody :D Ale mi się osobiście wydaje, że to z powodu zaproponowania tego przez Andrzeja, dziewczyna wszystko opowiedziała. Zresztą, widać jak ufają sobie od pierwszej rozmowy :) Dwie bratnie dusze <3
Aj! No i tak blisko było tego pocałunku! Pizza jest wspaniała, ale nie w takich momentach, heloł!
Joyce również potwierdziła (na 90&) moją teorię na temat ojcostwa Samika. Coś czuje że niedługo prawda wyjdzie na jaw. Co na to Samik? I co najważniejsze ... co na to Isaac?
Przepraszam że z opóźnieniem, ale nareszcie oddali mi mój internet <333
A teraz zabieram się za ankietę!
A! I jeszcze jedno! Obmacała Bartka? Hahahahahahaha xD Poległam! Niech mnie ktoś podniesie z podłogi ...
UsuńZbaraniał! Dlaczego to mnie ciągle tak śmieszy?😂😂 Kocham😂❤
OdpowiedzUsuńZdecydowanie rozdział wygrała jak dla mnie Joyce obmacująca Kurka. Mistrzostwo 😂 Gdy to przeczytałam, musiałam zbierać szczękę z podłogi. I to dosłownie.
Trochę mało Wrony i Joyce. Ostatnio znowu nic się między nimi nie dzieje. Niby przez chwilę był między nimi jakiś romantyczniejszy moment, ale nic szczególnego się nie wydarzyło. Andrzej już chciał ją pocałować, ale przerwało im przybycie pizzy. Dziwne, że dziewczyna tak po prostu wstała i poszła po pizzę, nie zwracając uwagi na Wronę i atmosferę jaka była pomiędzy nimi. Oni w najbliższym czasie ich relacja ruszyła do przodu.
No cóż... Można było się domyślić, że Nico po czymś takim odejdzie. Szkoda tylko, że Sharonowi nie udało się go zatrzymać. Chłopak na pewno nie powinien być sam w takim momencie. Mam nadzieję, że szybko do nas powróci, ponieważ bardzo go polubiłam.
Naleśniki najważniejsze 😂👌
Nadal uważam, że Nico to syn Stephanie i Stephana. Musiało dojść do jakiegoś nieporozumienia. Mam nadzieję, że na wyjaśnienie tego nie będę musiała zbyt długo czekać.
Stephanie jednak zauważyła bijące podobieństwo Nico i Stephana, więc może...? Tym bardziej, ze podobno matka najlepiej zna własne dziecko. Tylko dlaczego ktoś chciałby zrobić Antigom takie świństwo i ich okłamać w tak ważnej sprawie jak życie dziecka. W tym przypadku była to sprawa życia i śmierci.
Teraz zabieram się za ankietę! Jeżeli dzięki temu mogę Ci jakoś pomóc to bardzo chętnie :D
Wiem, że dzisiaj krótko, ale... Nie będę się usprawiedliwiać, ponieważ żadnego usprawiedliwienia nie mam.
Czekam na następny rozdział i życzę Ci dużo weny!
Pozdrawiam ;*