− Przymknij się! – warknął Sharone, z wysiłkiem prowadząc
przez osiedle nie do końca trzeźwego Nicolasa. – Do cholery, nie jesteśmy w
Szkocji!
− Ale ty jesteś Kanadyjczykiem, co nie? – zauważył
Nico. – Znaczy się podlegasz królowej, co nie? Czyli prawie, że Szkotem! – Zarechotał
głupkowate i nieznacznie zatoczył się do tyłu.
Evans jedynie przewrócił oczami, chwycił mocniej
ramię chłopaka, a potem klnąc na czym świat stoi, zaczął ciągnąć go w stronę
właściwej klatki schodowej.
− Ostatni raz zabieram cię na jakąkolwiek imprezę, do
baru i w ogóle masz zakaz kontaktu z alkoholem – mruczał pod nosem, szukając po
kieszeniach właściwego klucza.
− Daj spokój, Shoe… – Francuz próbował nieudolnie
poklepać kumpla po plecach. – Przecież nic wielkiego… hik!... się nie stało! Zresztą musiałem się… hik!... trochę zabawić! Kto wie, może jutro… hik!... spotkam swoich rodziców? – bełkotał, zamglony wzrok
wbijając w migającą na horyzoncie latarnie. – I będę musiał na nich
nakrzyczeć! Bo mnie zostawili… hik! Mnie! Rozumiesz?!... hik! Jak można oddać tak… hik!... uroczego… hik!... chłopca… hik!... jak
ja! – Wyszczerzył się głupkowato.
Atakujący jęknął przeciągle. Gdyby wiedział do
jakiego stany doprowadzi się Nico, nigdy nie zabrałby go na tą imprezę. A
przynajmniej lepiej by go pilnował.
Otworzył nogą drzwi i szybko wciągnął współlokatora
na klatkę schodową. Dziękują wszystkim bogom za wynalazek zwany windą, jakoś
dociągnął go do mieszkania.
− Masz przerąbane – warknął, gdy Nicolas z ulgą
walnął się na łóżko. – Wiem, że chciałeś się znieczulić, ale przesadziłeś –
dodał, a potem przeszedł do połączonej z salonem kuchni, by przygotować coś na
ból głowy. Wyjął też przy okazji wodę i jakiś proszek, który kilka miesięcy
wcześniej dostał jako prezent powitalny od kolegów z drużyny. Tak na wszelki
wypadek, jakby jednak miał słabą głowę
− Bardzo jesteś na mnie zły?
Sharone odwrócił się powoli i z zrezygnowaniem oparł
o kuchenny blat. Nicolas leżał na swoim materacu, na brzuchu i spoglądał na
atakującego wzrokiem przemokniętego szczeniaczka.
− Trochę tak – westchnął. – Jesteś całkowicie pijany.
Mogłeś się wygadać.
− Ależ ja nie jestem pijany! – zaśmiał się Nicolas. –
Tylko... – przekręcił się na drugi bok, niebezpiecznie zbliżając się do
krawędzi materaca. – Tylko udaje. – Spadł na podłogę. – Okej, poddaje się.
Chyba wezmę prysznic. – Z trudem wstał i powlókł się do łazienki.
Evans odprowadził go wzrokiem, a gdy chłopak zniknął
za drzwiami, z dezaprobatą pokręcił głową. Przez chwilę delektował się panującą
ciszą, zakłócaną jedynie przez szum wody. Od czasu rozmowy z Wroną nie był
wstanie skupić się na czymkolwiek. Wyszedłby z klubu dużo wcześniej, ale Nico
naprawdę dobrze się bawił. Tańczył, śmiał się razem z pozostałymi siatkarzami,
a nawet zarywał do dziewczyn. Shoe nie chciał mu tego zabierać.
− Podałbyś mi moją koszulkę?
Z zamyślenia wyrwał go głos Nicolasa. Chłopak stał w
drzwiach do łazienki, w samych slipkach, a woda z jego mokrych włosów, kapała
na podłogę.
− Nie powinieneś się najpierw porządnie wytrzeć?
− Szczegóły. – Machnął lekceważąco ręką. – Odrobina
wody jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Sharone prychnął kpiąco, ale posłusznie rzucił
koledze przy dużą koszulkę. Jednak zamiast ją na siebie włożyć, Francuz wytarł
nią sobie włosy.
− No co?! Mój ręcznik jeszcze nie wysechł! –
Usprawiedliwił się, widząc potępiające spojrzenie kumpla. Podszedł więc do
zlewu, nalał sobie szklankę wody i wypił ją jednym haustem. – Oj tak, zimny
prysznic, woda i już zaczynam trzeźwo myśleć. – Wyszczerzył się głupkowato. – W
ogóle, to rozmawiałeś z Wroną? Bo miałeś to zrobić.
Evans zamarł. Odwrócił się tyłem, oparł o blat i
wziął kilka głębokich oddechów, by opanować atak paniki.
− Wszystko w porządku? – zapytał szczerze zatroskany
Nico.
− Tak, wszystko… wszystko gra – odparł Shoe, siląc
się na spokojny ton. – Po prostu jestem zmęczony.
− Kłamiesz – stwierdzi Nicolas. – Widzę to. Mów, o co
chodzi.
− O nic, naprawdę…
− Mów! – Podniósł głos, zacisnął wściekle pięści. Wpatrywał
się w plecy współlokatora i czuł, jak narasta w nim nieuzasadniona wściekłość.
Atakujący powoli odwrócił się w stronę współlokatora.
Niechętnie podniósł głowę i spojrzał mu w oczy.
− Nic się nie stało. Naprawdę. – Jeszcze ostatni raz
spróbował wybrnąć z sytuacji. To był naprawdę zły moment i zdecydowanie wolałby
odłożyć tę rozmowę na później.
Ale Nicolasa nie dał się nabrać.
− Co powiedział Wrona?! – wycharczał przez zaciśnięte
zęby. – Gadaj, do cholery!
Sharone przełknął głośno ślinę. Wahał się jeszcze
przez ułamek sekundy, choć doskonale wiedział, że nie ma wyboru. Był w pułapce
i mógł zrobić tylko jedno.
− Dobrze, powiem czego dowiedziałem się od Andrzeja –
westchnął w końcu. – Chodzi o… o twoich rodziców. O Stephana i Stephanie.
Oni... Oni spodziewają się dziecka. Znaczy dzieci. Bliźniaków.
Nico pobladł gwałtownie. W jednej chwili uleciał z
niego cały alkohol. Pochylił się nieznacznie i oparł dłonie na blacie. Zamrugał
szybko, z trudem łapiąc oddech.
− Mama… ona… jest w ciąży? – zapytał drżącym głosem.
Shoe przytaknął mechanicznie. Sam był w szoku.
Nicolas pierwszy raz nazwał Stephanie mamą. I zrobił to takim tonem, jakby była
nią od zawsze, nie tylko w sensie biologicznym. Jakby go wychowała, całowała w
czoło na dobranoc i opatrywała stłuczone kolano.
Ale tak przecież nie było.
Nagle chłopak wyprostował się i zawiesił wzrok na
czym nad głową Kanadyjczyka.
− Muszę z nimi porozmawiać – powiedział stanowczo. –
Jak najszybciej. Najlepiej jutro.
− To nie jest dobry pomysł. Ona nie może się teraz
denerwować, powinieneś jeszcze poczekać… − Evans próbował odwieść przyjaciela
od tego szalonego pomysłu.
Ale Nicolas był nieugięty. Oddychał ciężko,
zaciskając ręce na krawędzi blatu i bezgłośnie ruszając ustami.
− Nie. – Gwałtownie pokręcił głową. – Nie mogę już
czekać. To koniec. Im dłużej będę zwlekać, tym gorzej będzie. Muszę im jak
najszybciej powiedzieć. Żeby mogli się przyzwyczaić. Oswoić.
− Nadal nie jestem przekonany…
− Załatwisz to, prawda? – Spojrzał atakującemu prosto
w oczy. Ten nerwowo przełknął ślinę. Wiedział, że z racjonalnego punktu widzenia,
to zły pomysł, ale spojrzenie Nicolasa przepełnione było żalem, bólem, ale też
nadzieją.
Nadzieją, że w końcu spotka swoja rodzinę.
Sharone nie mógł tego zignorować. W końcu Nico był
jego przyjacielem.
− Tak – zgodził się w końcu. – Jutro pogadam ze
Stephanem. Umówię cię na spotkanie. Będziesz mógł im o wszystkim powiedzieć.
***
Stephane przekręcił kluczyk w stacyjce, wyprostował
ręce, wziął głęboki oddech i spojrzał na zegarek. Gdy wyświetlacz pokazał za
pięć trzynasta, odpiął pasy i wysiadł z samochodu. Raźnym krokiem ruszył w
kierunku gabinetu.
Tak jak poprzednio, Stephanie już na niego czekała.
Na widok męża uśmiechnęła się nieznacznie i zamknęła czytaną książkę.
− Jak poszedł trening? – zapytała, gdy na powitanie,
trener czule pocałował ją w policzek.
Skrzywił się nieznacznie na wspomnienie ostatnich
kilku godzin.
− Ciężko – mruknął, siadając obok. – Kwolek nabawił
się zapalenia wyrostka, Janek złamał palec, a Shoe coś przeciążył w nodze –
wyjaśnił. – No i Samik zachowywał się jakoś dziwnie.
− Dziwnie? – Kobieta uniosła pytająco brew. –
Myślisz, że… no wiesz… domyśla się czegoś? W związku z Isaacem?
− Nie wygląda na to. – Pokręcił głową Antiga. – Chociaż…
Nic nie mówił, więc trudno stwierdzić. Ale nie przejmujmy się tym teraz,
dobrze? – Objął żonę ramieniem i przytulił nieznacznie. – Ile potrwa badanie?
− Nie wiem – przyznała. – A dlaczego pytasz?
− Bo muszę jeszcze pokazać ci moją niespodziankę, a
Shoe chciał do nas wpaść koło trzeciej. Też nie powiedział o co chodzi, tylko
zaznaczył, że mamy być oboje.
Zaskoczona Stephanie zmarszczyła czoło, ale nie
zdążyła się odezwać, bo w tym momencie zostali wezwani do gabinetu.
W założeniu to miała być zupełnie normalna wizyta.
Stephane myślał, że wie czego się spodziewać. W końcu to nie były jego pierwsze
dzieci.
Ale kiedy na ekranie pojawiły się dwa malutkie
punkciki, jego opanowanie szlag trafił.
− Ciąża dwuowodniowa dwukosmówkowa, czyli
najbezpieczniejsza, mogą państwo spać spokojnie, ale nie w tym wypadku nie
jestem w stanie stwierdzić, czy dzieci będą identyczne… − mówiła beznamiętnym
tonem lekarka, ale on prawie jej nie słuchał. Szczerzył się jak głupi, ściskał
dłoń Stephanie i już układał maluszkom przyszłość.
− Jest dobrze, nie widzę żadnych nieprawidłowości,
oba serduszka biją. Chcą państwo posłuchać?
Mężczyzna spojrzał na żonę, a ta nieznacznie kiwnęła
głową. Lekarka nacisnęła kilka przycisków i chwilę później obydwoje usłyszeli
ciche szmery, połączone z prawie niesłyszalnym, podwójnym stukaniem.
Stephane pochylił się i czule pocałował żonę w czoło.
− To nasze dzieci – szepnął, a ona uśmiechnęła się
delikatnie.
Z gabinetu wyszli dziesięć minut później. Z naręczem
wskazówek, nakazów i zakazów, ale tak szczęśliwi, jak dawno nie byli.
− To teraz czas na niespodziankę, tak? – Stephanie
zapięła pasy i odgarnęła z czoła kosmyki jasnych włosów.
− Jak najbardziej – przytaknął Stephane. – Ale musisz
zamknąć oczy.
− Zamknąć oczy? Dlaczego?
− To w końcu niespodzianka, prawda?
Prychnęła kpiąco, ale posłusznie wykonała polecenie.
Dopiero wtedy mężczyzna włączył silnik i przez kolejne dziesięć minut kluczyli
ulicami Warszawy. Francuzka nawet nie próbowała zgadywać, gdzie jadą. Doskonale
wiedziała, że mąż i tak nic jej nie powie, choć w ramach rewanżu za telefon od
Danielle.
W końcu zatrzymali się gdzieś na obrzeżach miasta.
Stephane wysiadł pierwszy, a potem pomógł wysiąść Stephanie, która nadal nie
mogła otworzyć oczu.
− Mogę już spojrzeć? – zapytała, starając się nie
wybuchnąć śmiechem.
− Jeszcze sekundę. – Chwycił ja za rękę i poprowadził
ją jeszcze jakieś pięćdziesiąt metrów dalej wzdłuż chodnika. – Teraz już
możesz.
Otworzyła oczy i kompletnie zgłupiała. Stali bowiem
przed średniej wielkości domem jednorodzinnym, o jasnych ścianach, pokrytym
czerwoną dachówką i otoczonym niezbyt wysokimi brzozami. Zza drewnianym płotem
biegła wyłożona kamieniami dróżka, która prowadziła do białego ganku, wokół,
którego w lecie zapewne zakwitały kwiaty.
− Nie rozumiem. – Zaskoczona spojrzała na trenera.
Ten jedynie uśmiechnął się nieznacznie, a potem objął
żonę od tyłu w pasie i oparł głowę na jej ramieniu.
− To nasz nowy dom – powiedział.
Otworzyła szeroko oczy, nie wierząc w to co słyszy.
− Kupiłeś go?
− Jeszcze nie – przyznał. – Muszę najpierw sprzedać
to mieszkanie w Paryżu, które dostaliśmy od rodziców wieki temu, a i tak je
wynajmujemy. Nie chcę się pakować w żadne kredyty i w tym wypadku kurs walut
działa na naszą korzyść. To spory dom, choć na taki nie wygląda. Ma aż sześć
sypialni, więc wszystkie dzieciaki będą miały swoje pokój, a na tym nam
zależało, prawda? − nawijał radośnie, w
myślach już urządzając każde pomieszczenie. – Z tyłu jest ogród, niespecjalnie
duży, więc będzie można go ogarnąć, a jednocześnie dzieci będą miały gdzie się
bawić. I jest taras! Załatwię wygodny fotel, taki bujany i będziesz mogła
spędzać całe dnie na zewnątrz. Wiesz, kiedy bliźniaki zrobię się już naprawdę
duże. Bo wiadomo, musisz się oszczędzać i…
− Naprawdę chcesz kupić ten dom? – przerwała mu
stanowczym tonem. – Przecież kontrakt masz tylko na dwa sezony, a co jeśli
będziemy musieli się przenieść?
− To wynajmiemy go komuś – odpowiedział szczerze. –
Wiem, że to trochę szalone, ale chcę, by tu była nasza przystań. Tu chcę
wychować maluchy – szepnął, kładąc dłoń na jej brzuchu.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Przymknęła oczy i
wyobraziła sobie życie w tym domu. Życie z Stephane, Timim, Manoline,
bliźniakami…
− Zgadzam się. – Pokiwała w końcu głową. – Kupmy ten
dom. – Odwróciła się, wspięła na palce i szybko pocałowała męża.
***
− Nadal twierdzę, że powinieneś zaczekać – mruknął
Sharone, nerwowo skubiąc róg skórzanej kurtki. – Wszystko jeszcze raz
przemyśleć…
− Nie – przerwał mu stanowczo Nicolas. – Muszę im
powiedzieć. – Zgarbił się na drewnianej ławce i przeczesał dłonią jasne włosy.
Zmęczonym wzrokiem potoczył po pustej drodze. Od piętnastu minut on i Shoe
czekali przed blokiem państwa Antiga. Byli mocno przed czasem. Tak na wszelki
wypadek.
− Dobrze się czujesz? – Zatroskany Evans niepewnie
spojrzał się na przyjaciela.
Ten jedynie kiwnął głową i zmusił się do uśmiechu.
Wiedział, że nie wygląda dobrze. Ziemista cera, podkrążone oczy zupełnie nie
współgrały z świeżo umytymi włosami. Mimo nieprzespanej nocy, chciał robić
dobre wrażenie – w końcu miał spotkać swoich rodziców.
− Jakoś się trzymam – uspokoił go. – Postaram się
załatwić to szybko. Wiesz, żeby specjalnie ich nie denerwować. – Nerwowo
przełknął ślinę.
Atakujący chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym
momencie niedaleko nich zatrzymał się samochód i wysiadło z nich znajome
małżeństwo. Przekomarzali się radośnie, co chwilę beztrosko wybuchając
śmiechem. Gdy zobaczyli młodych mężczyzn, obydwoje przystanęli, ale z ich
twarzy nadal dosłownie promieniały szczęściem.
− Cześć, Shoe, miło cię widzieć! A ty jesteś Nicolas,
prawda? – Na widok drugiego chłopaka, na twarzy Stephanie pojawił się szeroki
uśmiech.
Nico gwałtownie poderwał się z ławki. Od kobiety dzieliło
go nieco ponad metr. Miał ochotę zrobić ten jeden krok i ją przytulić, ale
powstrzymał się w ostatniej chwili.
− Może porozmawiamy na górze? – zaproponował
Stephane, wyjmując z kieszeni klucze do mieszkania. – Usiądziemy spokojnie,
napijecie się czegoś…
− Ja zostaje tutaj – przerwał mu Sharone. – Nico… tak
naprawdę to on chce z wami porozmawiać. Sam. Ja zaczekam.
Para wymieniła zaskoczone spojrzenia. Stephanie
niepewnie zerknęła na Nicolasa, a ten nieznacznie skinął głową.
− W takim razie chodźmy. – Nie dopytywała jeszcze o
nic, za co chłopak był jej bardzo wdzięczny.
Shoe został przed blokiem, a oni poszli do
mieszkania. Chwila prawdy nadchodziła nieuchronnie, a z każda kolejną sekundą
Nicolas czuł się coraz gorzej. Nogi miał jak z waty, a serce łomotało mu w
piersi.
− Może usiądziesz? – zaproponowała Stephanie, gdy w
trójkę znaleźli się już w salonie.
− Nie. – Szybko pokręcił głową. – Lepiej… lepiej żeby
to państwo usiedli.
Małżeństwo znów popatrzyło po sobie, co raz bardziej
zdziwieni tym tokiem wydarzeń. Posłusznie usiedli na kanapie, a potem wlepili
podejrzliwy wzrok w Nicolasa.
Westchnął głęboko, by opanować skołatane nerwy.
Potarł dłonie, zrobił krok w przód, krok w tył, a potem znów przeczesał dłonią
włosy.
− Nie wiem od czego zacząć – mruknął.
− Najlepiej od początku – zażartował nieudolnie
trener, jednak nie spotkał się z jakąkolwiek aprobatą. – Może po prostu się
przestaw? Bo trochę nie bardzo wiemy, kim jesteś.
Nico przytaknął odruchowo. Tak, to chyba był
najlepszy pomysł.
− Mam na imię Nicolas – zaczął drżącym głosem. – Moje
nazwisko nie jest teraz ważny. Urodziłem się w Paryżu, 10 sierpnia 1998 roku.
Wychowałem się we Francji, najpierw w rodzinie adopcyjnej, a potem w rodzinach
zastępczych. Do Warszawy przyjechałem miesiąc temu, bo… − przełknął głośno ślinę. Słowa ugrzęzły mu w
gardle. Czas nagle stanął. – Bo jesteście moimi rodzicami – wychrypiał.
Obserwował ich reakcje. Czekał na niedowierzające
spojrzenia, na kpiące prychnięcia albo przerażony wzrok. Czekał aż małżeństwo
speszy się, aż zaczną się tłumaczyć, że to nie tak, że wcale nie chcieli go
porzucić, że musieli to zrobić. Czekał na ich przeprosin za stracone
dzieciństwo.
Ale nic takiego nie nastąpiło. Gdy wypowiedział
ostatnie słowa, Stephanie pobladła gwałtownie. Jej ramiona zaczęły drżeć,
oddychała płytko, a w oczach pojawiły się łzy.
− To niemożliwe, niemożliwe – mówiła do siebie. Jej
ciałem wstrząsnął szloch.
Stephane szybko objął żonę i zaczął głaskać ją
plecach. Nicolas patrzył, jak szepcze uspokajające słowa, jak odruchowo kładzie dłoń na jej brzuchu. To
był instynkt. Chciał chronić swoje maleństwa.
− Ci, spokojnie, nie możesz
Chłopak nie rozumiał co się dzieje. Dlaczego mama
powtarza, że to niemożliwe, że nie może być ich synem? Przecież wiele lat wcześniej
musiała przewidzieć taki obrót spraw. Przecież sama zrzekła się dziecka.
− To niemożliwe, niemożliwe – powtarzała dalej kobieta.
− Co jest niemożliwe?! – Nico podniósł głos. Stracił
cierpliwość. Przygotowywał się do tej rozmowy paręnaście lat, ale teraz
poniosły go nerwy. – Że was znalazłem?! Nie przewidzieliście tego?!
Myśleliście, że jak mnie raz oddacie, to pozbędziecie się problemu raz na
zawsze?! Że będzie mogli wmawiać ludziom, że macie tylko dwójkę, całkowicie
planowanych dzieci?! Że nikt się nie dowie o waszym synu, który tak bardzo wam
przeszkadzał, że skazaliście go na tułaczkę po rodzinach zastępczych?! Bo co?!
Bo byliście za młodzi?! Bo nie dalibyście rady?! Mieliście dwadzieścia dwa
lata?! Nastolatki dają radę, a wy byście nie dali?! Ciekawe, co zamierzacie
powiedzieć Timiemu, jak się zapyta, dlaczego nie ma starszego brata?!– Zacisnął
wściekle pięści, czując, jak ulatuje z niego cała złość, którą kumulował w
sobie przez ostatnie kilkanaście lat.
Małżeństwo wymieniło zszokowane spojrzenia.
− Nie możesz nim być – szepnęła Stephanie, nie
tłumiąc już spływających po policzkach łez. – Nie możesz być naszym małym
Nikiem.
− Pokarz mu – poradził cicho Stephane. – Inaczej nie
uwierzy.
Pokiwała głową, a potem wstała z kanapy i zniknęła w
jednym z pokoi. Wróciła pół minuty, trzymając w dłoniach cienką, szarą teczkę.
− Proszę. – Wręczyła ją Nicolasowi. – Sam zobacz.
Otworzył ją powoli. Na samy wierzchu leżał postarzały
papier, wystawiony przez jeden z paryskich szpitali.
Szybko przebiegł wzrokiem po tekście. Prawie wszystko
się zgadzało. Nazwisko: Antiga, Imiona:
Nicolas Edward, Data urodzenia: 10.08.1998, Miejsce urodzenia: Paryż.
Był tylko jeden problem – obok daty urodzenia,
wpisano datę śmierci: 10.08.1998. Nicolas Antiga urodził się z ciężką wadą
serca. Żył niespełna dziesięć minut.
To był jego akt zgonu.
Nico poczuł, jak robi mu się słabo. Zakręciło mu się
w głowie. Oparł się o ścianę, nieudolnie próbując złapać oddech. W jednej
chwili cały jego świat rozpadł się niczym domek z kart. Dotarła do niego
brutalna prawda:
Stephanie i Stephane Antiga nie byli jego rodzicami.
− Tak strasznie mi przykro. – Stephanie patrzyła na
niego wzrokiem pełnym współczucia i bezradności.
Podniósł głowę. Spojrzał najpierw na nią, potem na
Stephana, dusząc wręcz zwierzęcy ryk bólu.
− Przepraszam – wychrypiał, a potem odwrócił się na
pięcie i wybiegł z mieszkania. Przeskakując po trzy schodki na raz, dostał się
na dół. Wypadł na zewnątrz i pobiegł przed siebie, zupełnie nie zważając na
otaczających go ludzi.
− Nico! Nico! Zatrzymaj się, do cholery! – Tuż obok,
jak gdyby znikąd pojawił się Sharone. Chwycił Francuza za rękę i zmusił go, by
się zatrzymał. – Co się stało? – zapytał, widząc łzy zbierające się w oczach
przyjaciela.
Chłopak nie odpowiedział. Jedynie pokręcił głową i spróbował się
wyrwać. Jednak atakujący miał zdecydowanie więcej siły. W końcu regularnie
trenował. Zmusił współlokatora, by usiadł na najbliższej ławce, a potem kazał
wyjaśnić, co się stało.
Nicolas opowiedział. Mówił cicho, pustym wzrokiem
wpatrując się w chodnik. Drżał, jak w febrze, a palcami nieprzytomnie błądził
po swoim udzie.
− Wiesz co jest najgorsze? – wycharczał na
zakończenie opowieści. – Że ja naprawdę byłem gotów wszystko im wybaczyć!
Chciałem powiedzieć im, że to już nie ważne, że to przeszłość, że
najważniejsze, że teraz jesteśmy razem. Tak strasznie tego chciałem... –
Schował twarz w dłoniach a jego ciałem znów wstrząsnęły dreszcze.
− To co teraz? – zapytał Sharone. W tym momencie
żadne słowa pocieszenia nie miałby sensu.
Nico powoli obrócił głowę. Spojrzał się na siatkarza,
a ten wzdrygnął się mimowolnie. Jeszcze kilka godzin wcześniej widział w tym
spojrzeniu nadzieję, entuzjazm, chęć działania.
Teraz było zupełnie pozbawione uczuć.
− Nie wiem – odpowiedział szczerze Nicolas. – Po prostu nie wiem. – Wstał z ławki,
schował ręce do kieszeni, zarzucił na głowę kaptur, a potem prostu ruszył przed
siebie.
Z wielką przyjemnością przedstawiam wam rozdział dwunasty. Przyznam, że długo zastanawiał się, czy wstawić go już dzisiaj. Zdecydowała, że tak, ale od razu ostrzegam, że kolejny może pojawić się z opóźnieniem, bo w nadchodzącym tygodniu mam masę roboty. Obiecuję jednak, że w następnym rozdziale na sto procent pojawią się Joyce i Andrzej. Oni zresztą też będą mieć przynajmniej jeden rozdział poświęcony tylko i wyłącznie im.
A w ogóle to mam do Was pytanie? Czy macie jakieś preferencje dotyczące płci, czy imion bliźniaków? Bo ja totalnie nie potrafię się zdecydować.
Ode mnie to tyle.
Pozdrawiam
Violin
PS. Piosenka Nicolasa klik
Co tu się... Co tu się odwaliło??? :o To nie możliwe, że Nico nie może być synem Antigów. Data i miejsce urodzenia się przecież zgadzają. Może to w szpitalu lekarze się pomylili, a może podmienili im dziecko? Przecież nawet takie sytuacje się zdarzają. Nico powinien porozmawiać z nimi jeszcze raz i zasugerować badania DNA. Teraz przejdę do innych wątków. No to niezłą niespodziankę zrobił Stephane swojej żonie. Trochę szalone, ale na pewno będzie tam więcej miejsca. Co do bliźniaków to nie wiem jaką płeć mogły by mieć. Ja bym zasugerowała dziewczynki. A imiona: Evelyn i Elisabeth. Ciekawe, czym mnie zaskoczysz w następnym rozdziale. Nie mogę się doczekać rozdziału z wątkiem Joyce i Andrzeja <3 Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę dużo weny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNie, to nie może być prawda. Nico na pewno jest synem Antigów. Tutaj w przeszłości musiała zajść wielka pomyłka, a teraz sami Antigowie myślą, że ich syn umarł tuż po urodzeniu. Moim zdaniem powinni zrobić badania, inaczej nie uwierzę, że Nico nie jest ich synem.
OdpowiedzUsuńOdnośnie imion.. Chciałabym Ci trochę pomóc, ale niestety sama zawsze mam z tym problem.
Czekam na kolejny rozdział, buziaki!
Ale jak to Stephan i Stephanie nie są rodzicami Nico? Przecież wszystko wskazywało na to, że tak właśnie jest... Czuję w tym jakiś błąd szpitala, naprawdę. Bardzo dużo się teraz słyszy o takich historiach, więc może... Myślę, że Nico powinien jeszcze raz odbyć z nimi rozmowę, na spokojnie i przedstawić wszystkie fakty oraz to, jak wywnioskował, że mogą być oni jego rodzicami. Pewnie taka rozmowa wiele by dała. Ale chyba trzeba trochę poczekać aż te wszystkie emocje opadną i trzeba będzie się z tym zmierzyć na nowo. To musiał być niebywały wstrząs i ból dla całej trójki :( Mam nadzieję na pozytywne rozwiązanie całej tej niełatwej sytuacji. Dobrze, że Nico ma takie wsparcie w Sharonie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą przechodząc do weselszego wątku to padłam, gdy czytałam o pijanym Nico :D Hahaha, co ten alkohol z człowiekiem robi :D
I Stephane zrobił żonie piękną niespodziankę z tym domem! Na pewno będzie im się tam cudownie żyło <3
Czekam z niecierpliwością na nowy, pozdrawiam ;*
A odnośnie Twoje pytania o preferencje, co do imion nie mam zielonego pojęcia, a płeć... Wydaje mi się, że parka, czyli dziewczynka i chłopiec :)
UsuńPo przeczytaniu tego rozdziału, mam okropny mętlik w głowie.
OdpowiedzUsuńSama już nie wiem, co mam myśleć. Byłam pewna, że Nicolas to syn Stephanie i Stephana. Nadal tak myślę, tylko czy to możliwe, żeby doszło, aż do tak kardynalnej pomyłki? Która przysporzyła tyle bólu i cierpienia całej trójce?
Na pewno nie powinni tego tak zostawić. Oni muszą ze sobą na spokojnie porozmawiać i upewnić się, czy rzeczywiście nie są spokrewnieni.
Strasznie współczuję Nico. Nie dość, że przez tyle lat szukał rodziców i czuł się porzucony. To teraz, gdy chciał zacząć od nowa, okazało się, że być może odnalazł nie te osoby, co trzeba.
Dobrze, że przynajmiej ma wsparcie w osobie Sharona i nie jest sam. Przyjaciel będzie mu na pewno bardzo potrzebny w najbliższym czasie.
Przechodząc teraz do milszej części rozdziału.
Dobrze, że bliźniaki rozwijają się bez zarzutu, oby było tak, aż do rozwiązania ciąży.
Poza tym Stephan wpadł na świetny pomysł z kupnem tego domu. Ich dzieci na pewno będą w nim mieli zapewnione wspaniałe dzieciństwo. Oby tylko wszystko poszło zgodnie z planem i cała rodzina będzie mogła w nim zamieszkać.
Nie mam jakiś szczególnych preferencji, co do imion dla dzieci, ani ich płci. Jakie nie będą na pewno mi się spodobają.
Czekam na następny rodział z niecierpliwością.
Życzę dużo weny.
Pozdrawiam. 😊
A więc to był wątek Nicolasa 😯 tylko, że jak to wszystko się tak potoczyło? Nadal w to nie wierzę...Czyli co? Niko nie jest ich synem? Czy może jest i w szpitalu nastąpiła jakas pomyłka? No będziesz miała teraz ciężkie zadanie żeby nam to wszystko wyjaśnić, bo widzę że nie tylko ja jestem w szoku po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńWięc Sharon jednak powiedział Nicolasowi czego się dowiedział. Strasznie mnie to interesowało, bo chłopak jest dobrym przyjacielem i musiał się do końca wahać czy mówić o tej ciąży...
Dobrze że z blizniakami w porządku, chociaż nowość która zafundował Stephani Nicolas była ryzykowne. Gdyby kobieta za bardzo się przejęła to mogłoby być niebezpiecznie. Ja to bym chciała żeby bliźniaki były obu płciowe 😀 chłopczyk i dziewczynka i najlepiej polskie imiona bo jesteśmy w Polsce 🇵🇱
Pozdrawiam,
N
Tak jak wszystkie moje poprzedniczki jestem w ogromnym szoku po przeczytaniu tego rozdziału. Ja już się przyzwyczaiłam do tej myśli , że Nico jest ich synem . I teraz czuję jakąś taką pustkę ;) Nie mam pojęcia co napisać . Kurcze przecież wszystko idealnie się zgadzało. Więc jak to możliwe? Mam nadzieję , że doszło do jakiejś pomyłki. I gdy emocje opadną, porozmawiają jeszcze raz na spokojnie. Zrobią jakieś badania czy coś i jednak okaże się , że to prawda. Bo Nico tak jakoś do mi do nich spasował.
OdpowiedzUsuńCo do imion nie pomogę.Zawsze mam z tym problem.Ale chciałabym dwie dziewczynki ;) Tak mi jakoś pasuje ;)Pozdrawiam :)
Czekałam na tą chwile od chwili gdy zorientowałam się iż państwo Antiga są rodzicami Nicolasa! Ale takiego obrotu to ja się nie spodziewałam! Ej ... coś tu jest nie tak. To jest po prostu niemożliwe, aby Nico nie był ich synem. W końcu Sharone po samych oczach zorientował kto jest kim. Nadal uważam że coś musiało się w przeszłości stać ... tylko co? Ugh, kolejna tajemnica! :D Ale ... tak mi się przykro zrobiło z jego powodu. Miał nadzieję że na odzyskanie rodziców, a tu wielkie rozczarowanie. Na pewno, pomimo urazy, zaczął ich kochać. I co teraz? :(
OdpowiedzUsuńWiedziałam że niespodzianką Stephana będzie nowy dom :) To wspaniale że myśli o tak ważnych rzeczach ... w końcu mieszkanie jest za ciasne na taką rodzinkę ... a i ogród dla dzieciaków będzie czymś cudownym :)
Płeć dzieci? Parka! :D A imiona to już indywidualna kwestia :)
Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Za moją długą nieobecność. Moje wytłumaczenie czytałaś już na pewno w notce pod ostatnim rozdziałem.
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od spokojniejszego tematu. A mam tu na myśli niespodziankę Stephana. Od razu, gdy o niej przeczytałam, obstawiałam, że chodzi o kupno nowego domu. Fajnie, że podjął się tego i postanowił stworzyć swojej rodzinie urocze gniazdko. Pokój dla każdego dziecka jest bardzo ważny, a ogród zawsze dla dzieciaków jest czymś wspaniałym.
A teraz przechodzę do najważniejszej części tego rozdziału...
Tyle czekałam na ten moment, a tu co? Tego bym się nigdy w życiu nie spodziewała. Mimo to i tak czuję, że coś mi tu śmierdzi. Nie wierzę, że to pomyłka i nadal myślę, że Stephen i Stephanie są rodzicami Nicolasa. Wiele lat temu w szpitalu musiała zajść jsksd pomyłka. Jeszcze nie wiem jaka, ale jakaś na pewno. Mam nadzieję, że to zamieszanie prędko się wyjaśni.
Biedny Nico... Bardzo mu współczuję. Widać, że pomimo tego, że tak naprawdę ich nie zna i nie zajęli się nim tak, jak powinni, on ich kocha i jest w stanie wszystko wybaczyć. Każdy błąd, każde nieporozumienie, każdą chwilę, którą spędził daleko od nich.
Co do naszych bliźniaków... Wybór pozostawiam Tobie, bo nie mam żadnej swojej koncepcji. Jak będzie, tak będzie :)
Czekam niecierpliwie na następny rozdział i życzę dużo weny! ;*
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńJak mówiłam, jestem bardzo rano w czwartek ;) normalna pora w środę nie wyszła, bo miałam na głowie bratanice, które zgarnęły mi laptop i zmusiły do oglądania z nimi Świnki Peppy…
+ pierwszy komentarz nie powinien być spisany treściwie na telefonie ;)
Od czego by tu zacząć :D Tak, jak ty kompletnie nie znałaś postaci z Naruto, ta ja kompletnie nie znam się na świecie siatkarskim i przyznam, że sądziłam, że będziesz się skupiać na akcjach meczowych. Tymczasem, mam tu świetne opowiadanie trochę romans, trochę obyczaj i dramacik, miodzio :D
Na prologu to ja byłam wręcz przerażona dwusłownymi zdaniami i nie wiedziałam czy zniosę taki telegramowy styl następne dwanaście rozdziałów, ale potem to mnie zaskoczyłaś – oczywiście na plus :D Podoba mi się twoje pisanie, to łączenie ze sobą bohaterów, przeplatanie ich wątków, logiczne wykonanie, bynajmniej nie spieszne. Cenię to w opowiadaniach i brak kija w tyłku w dialogach. Naprawdę, jestem pod mega wrażeniem i tak, zostanę tu sobie do końca, heh, teraz mnie znoś :D
Sprawdziłam. Ich sobie, skoro różne padają narodowości, faktycznie są powiązani z Polską, nie wiem o co chodzi za bardzo, więc nie będę wnikać ile z tego opowiadania jest na faktach, a ile nie :P
Błędy. Ja wiem, że to taki nieprzyjemny akapit – ale masz tego nie brać do siebie, bo kto nie popełnia błędów? ;) ja owszem, dlatego nie przyczepię się pierdół. Potraktuj to, jako dobre rady koleżanki po fachu, o!
- w ciągu tych dwunastu rozdziałów mi się rzuciło w oczy 2 byki ortograficzne – wacha się, a powinno być waha* ale sądzę, że to niechcący + word nie podkreśli, bo słowa typu wahanie pisałaś poprawnie. Drugim błędem jest pokarz od pokazania czegoś i wtedy winno być pokaż*. _Np. Pokarz kogoś, bo źle się zachowuje i należy u się kara – Pokaż komuś swoją zajebistość na pokazie._ (sorki za dziwne przykłady ;) )
- często zdarza c się nie odmieniać wyrazów
- spacje, czasami wydaje mi się, że albo niechcący dasz spacje albo dasz ją niepotrzebnie
- prychnąć śmiechem – długo się zastanawiałam nad tym sformułowaniem :P znaczy o le pisałaś o tym jako o kpiącym, sarkastycznym, ironicznym itp. to okej, ale że w wesołym, radosnym itp. to już mam zgrzyt w mózgu, bo wtedy powinien był parskać (wyguglaj sobie różnice między prychaniem, a parskaniem)
- wyglądasz, cokolwiek, śmiesznie – kolejne dziwne dla mnie sformułowanie, możliwe, że to przez odmienne regiony w jakich mieszkamy, niemniej, cokolwiek oznacza byle co bez znaczenia, więc nie ma to dla mnie sensu trochę…
Tyle, pamiętaj by się tym nie przejmować – to żaden hejt :P
Teraz moja ulubiona część – fabularna, trochę sobie tuta pogadam sama ze sobą :D – rozwijasz w sumie cztery wątki: 1. Stephan i Stephanie, 2. Andrzej i Joyce, 3. Samica i Natalie, 4. Sharone i Nicolas – pozostali robią za tło :P myślałam, ze opowiadanie będzie się kręcić wokół grania w siatkówkę, ale (sorry!) na szczęście nie xD sądzę, że wtedy bym bardzo mało zrozumiała. W sumie podziwiam pisanie o prawdziwych postaciach… a co jak Andrzej przeczyta twojego bloga i napisze „ej, nie, ja tak się nie zachowuje, nie jestem taką ciapą… :(” co wtedy…? xDD
Ad.2. – skoro już przy Andrzeju jesteśmy, to od niego rozpocznę. Andrzej i Joyce. Urocza para, na której widok (co wielokrotnie zaznaczałaś) robi się cieplej na sercu :P Mówiąc szczerze, i niezbyt lubię sielankowe relacje, więc tak sobie do mnie przemawiają, ale bardzo fajnie ich przedstawiasz powolutku, małymi kroczami, a ich miłość w końcu nadejdzie, bo chemię do siebie poczuli :D Ja na osiem lat związku u Joyce, choć perfidnie zakończonego, to jednak dziewczyna się dobrze trzyma! Jest w stanie się uśmiechać i śmiać i potrafi szukać lepszej alternatywy praktycznie od razu. Niesamowicie twarda babka :O No, a Andrzej… taki słodki ciapek :3 gdy radził się kolegów co zrobić z numerem telefonu, to aż się wyszczerzyłam do monitora :D
UsuńAd.1. – Stephan i Stephanie. Epicentrum tego opowiadania :P Każdy chce być z nim niejako spowinowacony (taki żarcik :P). no oni to mają przeżycia, choć ja tam bym nie przesadzała, nie są w taki najgorszym wieku ;) W ogóle moja psychika jest pewnie spaczona serialami, ale miałam przez pierwszą, długą część opowiadania wrażenie, ze Stephanie zdradziła męża z kimś innym i po cichu liczyła, że ten zacznie ją nakłaniać do usunięcia, ale z każdym rozdziałem to zaczynało nie mieć sensu – niemniej i tak jej reakcja była długo, długo dziwna, no ale, hormony xDD
Ad.4. – Sharone u Nico. Prawdę powiedziawszy, to myślałam (i nadal myślę), że zrobisz z nich parę gejów ;) Nie mam nic złego na myśli, według mnie nawet by do siebie pasowali :D Wszak od razu ich coś jakby połączyło, skoro Shar potrafił się przy nim dobrze czuć, oboje razem się śmiali, oglądali kreskówki czy gotowali sobie… <3 W dodatku Evans chyba też miał dwadzieścia lat, więc nawet wiek im sprzyja :P No zobaczy się o masz w planach, chwilowo złamałaś serduszko Nico :’( ciekawe jak to się teraz potoczy – choć stawiam, ze Stephanie zacznie kopać, aż dojdzie prawdy o nieporozumieniu i Nico okaże się ich synem ^^
Ad.3. – Samica i Natalie. Para, której było w ciągu tych dwunastu rozdziałów najmniej, a którą uwielbiam chyba najbardziej ;) mają taką zdrową relacje między sobą, że po prostu kocham :D chooiaż Samica mógłby jedak aż rak niee ufać temu, że narzeczona nie jest zazdrosna, bo mimo wszystko na pewno jest i coś mi się wydaję, że to wyjdzie, kiedy ten postanowi zbliżyć się do Issaca, który prawdopodobnie okaże się jego synem. Ponadto, jak; Danielle wróci, oj będzie dym, czuję to w kościach :D
Tyle ode mnie, mam nadzieję, że mój komentarz to takie +5 kopa motywującego ;)
Dużo weny~!
Podziałabym, że nawet +10 ;) Właśnie siadłam nad kolejnym rozdziałem, ale najpierw muszę odpisać na twój komentarz, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła.
UsuńPrzede wszystkim dziękuję za wskazanie błędów. Co się da, to poprawie, a co do prychnięcia i cokolwiek to na pewno zgłębię temat.
Pisanie o prawdziwych postaciach rządzi się własnymi prawami i przyznam, że ja sama kiedyś omijałam szerokim łukiem takie opowiadania. Przede wszystkim trzeba sobie nałożyć bardzo wyraźne granica. Ja na przykład nigdy nie robię z prawdziwych postaci czarnych charakterów. Dlatego też zdrada Stephanie odpadłaby na wejściu, zazdrość Natalie też będzie, choć niewielka, z tego samego powodu. A co do ciapowatości Andrzeja... raczej bardziej starałam się by była urocza, więc mam nadzieję, że Wrona mi wybaczy :)
Samica i Natalie będą mieli jeszcze swoje pięć minut, choć osobiście raczej rozpatrywałam wątek Samica and Isaac. Ale gdzie Samik tam i Natalie, więc...
Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz. Jest po prostu genialny i pewnie będę go czytać w nieskończoność przez kolejne kilka dni.
Pozdrawiam
Violin