sobota, 5 maja 2018

Rozdział 12

− But I would walk 500 miles, And I would walk 500 more, Just to be the man who walks a thousand miles, To fall down at your doooooor!
− Przymknij się! – warknął Sharone, z wysiłkiem prowadząc przez osiedle nie do końca trzeźwego Nicolasa. – Do cholery, nie jesteśmy w Szkocji!
− Ale ty jesteś Kanadyjczykiem, co nie? – zauważył Nico. – Znaczy się podlegasz królowej, co nie? Czyli prawie, że Szkotem! – Zarechotał głupkowate i nieznacznie zatoczył się do tyłu.
Evans jedynie przewrócił oczami, chwycił mocniej ramię chłopaka, a potem klnąc na czym świat stoi, zaczął ciągnąć go w stronę właściwej klatki schodowej.
− Ostatni raz zabieram cię na jakąkolwiek imprezę, do baru i w ogóle masz zakaz kontaktu z alkoholem – mruczał pod nosem, szukając po kieszeniach właściwego klucza.
− Daj spokój, Shoe… – Francuz próbował nieudolnie poklepać kumpla po plecach. – Przecież nic wielkiego… hik!... się nie stało! Zresztą musiałem się… hik!... trochę zabawić! Kto wie, może jutro… hik!... spotkam swoich rodziców? – bełkotał, zamglony wzrok wbijając w migającą na horyzoncie latarnie. – I będę musiał na nich nakrzyczeć!  Bo mnie zostawili… hik! Mnie! Rozumiesz?!... hik! Jak można oddać tak… hik!... uroczego… hik!... chłopca… hik!... jak ja! – Wyszczerzył się głupkowato.
Atakujący jęknął przeciągle. Gdyby wiedział do jakiego stany doprowadzi się Nico, nigdy nie zabrałby go na tą imprezę. A przynajmniej lepiej by go pilnował.
Otworzył nogą drzwi i szybko wciągnął współlokatora na klatkę schodową. Dziękują wszystkim bogom za wynalazek zwany windą, jakoś dociągnął go do mieszkania.
− Masz przerąbane – warknął, gdy Nicolas z ulgą walnął się na łóżko. – Wiem, że chciałeś się znieczulić, ale przesadziłeś – dodał, a potem przeszedł do połączonej z salonem kuchni, by przygotować coś na ból głowy. Wyjął też przy okazji wodę i jakiś proszek, który kilka miesięcy wcześniej dostał jako prezent powitalny od kolegów z drużyny. Tak na wszelki wypadek, jakby jednak miał słabą głowę
− Bardzo jesteś na mnie zły?
Sharone odwrócił się powoli i z zrezygnowaniem oparł o kuchenny blat. Nicolas leżał na swoim materacu, na brzuchu i spoglądał na atakującego wzrokiem przemokniętego szczeniaczka.
− Trochę tak – westchnął. – Jesteś całkowicie pijany. Mogłeś się wygadać.
− Ależ ja nie jestem pijany! – zaśmiał się Nicolas. – Tylko... – przekręcił się na drugi bok, niebezpiecznie zbliżając się do krawędzi materaca. – Tylko udaje. – Spadł na podłogę. – Okej, poddaje się. Chyba wezmę prysznic. – Z trudem wstał i powlókł się do łazienki.
Evans odprowadził go wzrokiem, a gdy chłopak zniknął za drzwiami, z dezaprobatą pokręcił głową. Przez chwilę delektował się panującą ciszą, zakłócaną jedynie przez szum wody. Od czasu rozmowy z Wroną nie był wstanie skupić się na czymkolwiek. Wyszedłby z klubu dużo wcześniej, ale Nico naprawdę dobrze się bawił. Tańczył, śmiał się razem z pozostałymi siatkarzami, a nawet zarywał do dziewczyn. Shoe nie chciał mu tego zabierać.
− Podałbyś mi moją koszulkę?
Z zamyślenia wyrwał go głos Nicolasa. Chłopak stał w drzwiach do łazienki, w samych slipkach, a woda z jego mokrych włosów, kapała na podłogę.
− Nie powinieneś się najpierw porządnie wytrzeć?
− Szczegóły. – Machnął lekceważąco ręką. – Odrobina wody jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Sharone prychnął kpiąco, ale posłusznie rzucił koledze przy dużą koszulkę. Jednak zamiast ją na siebie włożyć, Francuz wytarł nią sobie włosy.  
− No co?! Mój ręcznik jeszcze nie wysechł! – Usprawiedliwił się, widząc potępiające spojrzenie kumpla. Podszedł więc do zlewu, nalał sobie szklankę wody i wypił ją jednym haustem. – Oj tak, zimny prysznic, woda i już zaczynam trzeźwo myśleć. – Wyszczerzył się głupkowato. – W ogóle, to rozmawiałeś z Wroną? Bo miałeś to zrobić.
Evans zamarł. Odwrócił się tyłem, oparł o blat i wziął kilka głębokich oddechów, by opanować atak paniki.
− Wszystko w porządku? – zapytał szczerze zatroskany Nico.
− Tak, wszystko… wszystko gra – odparł Shoe, siląc się na spokojny ton. – Po prostu jestem zmęczony.
− Kłamiesz – stwierdzi Nicolas. – Widzę to. Mów, o co chodzi.
− O nic, naprawdę…
− Mów! – Podniósł głos, zacisnął wściekle pięści. Wpatrywał się w plecy współlokatora i czuł, jak narasta w nim nieuzasadniona wściekłość.
Atakujący powoli odwrócił się w stronę współlokatora. Niechętnie podniósł głowę i spojrzał mu w oczy.
− Nic się nie stało. Naprawdę. – Jeszcze ostatni raz spróbował wybrnąć z sytuacji. To był naprawdę zły moment i zdecydowanie wolałby odłożyć tę rozmowę na później. 
Ale Nicolasa nie dał się nabrać.
− Co powiedział Wrona?! – wycharczał przez zaciśnięte zęby. – Gadaj, do cholery!
Sharone przełknął głośno ślinę. Wahał się jeszcze przez ułamek sekundy, choć doskonale wiedział, że nie ma wyboru. Był w pułapce i mógł zrobić tylko jedno.
− Dobrze, powiem czego dowiedziałem się od Andrzeja – westchnął w końcu. – Chodzi o… o twoich rodziców. O Stephana i Stephanie. Oni... Oni spodziewają się dziecka. Znaczy dzieci. Bliźniaków.
Nico pobladł gwałtownie. W jednej chwili uleciał z niego cały alkohol. Pochylił się nieznacznie i oparł dłonie na blacie. Zamrugał szybko, z trudem łapiąc oddech.
− Mama… ona… jest w ciąży? – zapytał drżącym głosem.
Shoe przytaknął mechanicznie. Sam był w szoku. Nicolas pierwszy raz nazwał Stephanie mamą. I zrobił to takim tonem, jakby była nią od zawsze, nie tylko w sensie biologicznym. Jakby go wychowała, całowała w czoło na dobranoc i opatrywała stłuczone kolano.
Ale tak przecież nie było.
Nagle chłopak wyprostował się i zawiesił wzrok na czym nad głową Kanadyjczyka.
− Muszę z nimi porozmawiać – powiedział stanowczo. – Jak najszybciej. Najlepiej jutro.
− To nie jest dobry pomysł. Ona nie może się teraz denerwować, powinieneś jeszcze poczekać… − Evans próbował odwieść przyjaciela od tego szalonego pomysłu.
Ale Nicolas był nieugięty. Oddychał ciężko, zaciskając ręce na krawędzi blatu i bezgłośnie ruszając ustami.
− Nie. – Gwałtownie pokręcił głową. – Nie mogę już czekać. To koniec. Im dłużej będę zwlekać, tym gorzej będzie. Muszę im jak najszybciej powiedzieć. Żeby mogli się przyzwyczaić. Oswoić.
− Nadal nie jestem przekonany…
− Załatwisz to, prawda? – Spojrzał atakującemu prosto w oczy. Ten nerwowo przełknął ślinę. Wiedział, że z racjonalnego punktu widzenia, to zły pomysł, ale spojrzenie Nicolasa przepełnione było żalem, bólem, ale też nadzieją.
Nadzieją, że w końcu spotka swoja rodzinę.
Sharone nie mógł tego zignorować. W końcu Nico był jego przyjacielem.
− Tak – zgodził się w końcu. – Jutro pogadam ze Stephanem. Umówię cię na spotkanie. Będziesz mógł im o wszystkim powiedzieć.

***

Stephane przekręcił kluczyk w stacyjce, wyprostował ręce, wziął głęboki oddech i spojrzał na zegarek. Gdy wyświetlacz pokazał za pięć trzynasta, odpiął pasy i wysiadł z samochodu. Raźnym krokiem ruszył w kierunku gabinetu.
Tak jak poprzednio, Stephanie już na niego czekała. Na widok męża uśmiechnęła się nieznacznie i zamknęła czytaną książkę.
− Jak poszedł trening? – zapytała, gdy na powitanie, trener czule pocałował ją w policzek.
Skrzywił się nieznacznie na wspomnienie ostatnich kilku godzin.
− Ciężko – mruknął, siadając obok. – Kwolek nabawił się zapalenia wyrostka, Janek złamał palec, a Shoe coś przeciążył w nodze – wyjaśnił. – No i Samik zachowywał się jakoś dziwnie.
− Dziwnie? – Kobieta uniosła pytająco brew. – Myślisz, że… no wiesz… domyśla się czegoś? W związku z Isaacem?
− Nie wygląda na to. – Pokręcił głową Antiga. – Chociaż… Nic nie mówił, więc trudno stwierdzić. Ale nie przejmujmy się tym teraz, dobrze? – Objął żonę ramieniem i przytulił nieznacznie. – Ile potrwa badanie?
− Nie wiem – przyznała. – A dlaczego pytasz?
− Bo muszę jeszcze pokazać ci moją niespodziankę, a Shoe chciał do nas wpaść koło trzeciej. Też nie powiedział o co chodzi, tylko zaznaczył, że mamy być oboje.
Zaskoczona Stephanie zmarszczyła czoło, ale nie zdążyła się odezwać, bo w tym momencie zostali wezwani do gabinetu.
W założeniu to miała być zupełnie normalna wizyta. Stephane myślał, że wie czego się spodziewać. W końcu to nie były jego pierwsze dzieci.
Ale kiedy na ekranie pojawiły się dwa malutkie punkciki, jego opanowanie szlag trafił.
− Ciąża dwuowodniowa dwukosmówkowa, czyli najbezpieczniejsza, mogą państwo spać spokojnie, ale nie w tym wypadku nie jestem w stanie stwierdzić, czy dzieci będą identyczne… − mówiła beznamiętnym tonem lekarka, ale on prawie jej nie słuchał. Szczerzył się jak głupi, ściskał dłoń Stephanie i już układał maluszkom przyszłość.
− Jest dobrze, nie widzę żadnych nieprawidłowości, oba serduszka biją. Chcą państwo posłuchać?
Mężczyzna spojrzał na żonę, a ta nieznacznie kiwnęła głową. Lekarka nacisnęła kilka przycisków i chwilę później obydwoje usłyszeli ciche szmery, połączone z prawie niesłyszalnym, podwójnym stukaniem.
Stephane pochylił się i czule pocałował żonę w czoło.
− To nasze dzieci – szepnął, a ona uśmiechnęła się delikatnie.
Z gabinetu wyszli dziesięć minut później. Z naręczem wskazówek, nakazów i zakazów, ale tak szczęśliwi, jak dawno nie byli.
− To teraz czas na niespodziankę, tak? – Stephanie zapięła pasy i odgarnęła z czoła kosmyki jasnych włosów.
− Jak najbardziej – przytaknął Stephane. – Ale musisz zamknąć oczy.
− Zamknąć oczy? Dlaczego?
− To w końcu niespodzianka, prawda?
Prychnęła kpiąco, ale posłusznie wykonała polecenie. Dopiero wtedy mężczyzna włączył silnik i przez kolejne dziesięć minut kluczyli ulicami Warszawy. Francuzka nawet nie próbowała zgadywać, gdzie jadą. Doskonale wiedziała, że mąż i tak nic jej nie powie, choć w ramach rewanżu za telefon od Danielle.
W końcu zatrzymali się gdzieś na obrzeżach miasta. Stephane wysiadł pierwszy, a potem pomógł wysiąść Stephanie, która nadal nie mogła otworzyć oczu.
− Mogę już spojrzeć? – zapytała, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
− Jeszcze sekundę. – Chwycił ja za rękę i poprowadził ją jeszcze jakieś pięćdziesiąt metrów dalej wzdłuż chodnika. – Teraz już możesz.
Otworzyła oczy i kompletnie zgłupiała. Stali bowiem przed średniej wielkości domem jednorodzinnym, o jasnych ścianach, pokrytym czerwoną dachówką i otoczonym niezbyt wysokimi brzozami. Zza drewnianym płotem biegła wyłożona kamieniami dróżka, która prowadziła do białego ganku, wokół, którego w lecie zapewne zakwitały kwiaty.
− Nie rozumiem. – Zaskoczona spojrzała  na trenera.
Ten jedynie uśmiechnął się nieznacznie, a potem objął żonę od tyłu w pasie i oparł głowę na jej ramieniu.
− To nasz nowy dom – powiedział.
Otworzyła szeroko oczy, nie wierząc w to co słyszy.
− Kupiłeś go?
− Jeszcze nie – przyznał. – Muszę najpierw sprzedać to mieszkanie w Paryżu, które dostaliśmy od rodziców wieki temu, a i tak je wynajmujemy. Nie chcę się pakować w żadne kredyty i w tym wypadku kurs walut działa na naszą korzyść. To spory dom, choć na taki nie wygląda. Ma aż sześć sypialni, więc wszystkie dzieciaki będą miały swoje pokój, a na tym nam zależało, prawda? −  nawijał radośnie, w myślach już urządzając każde pomieszczenie. – Z tyłu jest ogród, niespecjalnie duży, więc będzie można go ogarnąć, a jednocześnie dzieci będą miały gdzie się bawić. I jest taras! Załatwię wygodny fotel, taki bujany i będziesz mogła spędzać całe dnie na zewnątrz. Wiesz, kiedy bliźniaki zrobię się już naprawdę duże. Bo wiadomo, musisz się oszczędzać i…
− Naprawdę chcesz kupić ten dom? – przerwała mu stanowczym tonem. – Przecież kontrakt masz tylko na dwa sezony, a co jeśli będziemy musieli się przenieść?
− To wynajmiemy go komuś – odpowiedział szczerze. – Wiem, że to trochę szalone, ale chcę, by tu była nasza przystań. Tu chcę wychować maluchy – szepnął, kładąc dłoń na jej brzuchu.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie życie w tym domu. Życie z Stephane, Timim, Manoline, bliźniakami…
− Zgadzam się. – Pokiwała w końcu głową. – Kupmy ten dom. – Odwróciła się, wspięła na palce i szybko pocałowała męża.

***

− Nadal twierdzę, że powinieneś zaczekać – mruknął Sharone, nerwowo skubiąc róg skórzanej kurtki. – Wszystko jeszcze raz przemyśleć…
− Nie – przerwał mu stanowczo Nicolas. – Muszę im powiedzieć. – Zgarbił się na drewnianej ławce i przeczesał dłonią jasne włosy. Zmęczonym wzrokiem potoczył po pustej drodze. Od piętnastu minut on i Shoe czekali przed blokiem państwa Antiga. Byli mocno przed czasem. Tak na wszelki wypadek.
− Dobrze się czujesz? – Zatroskany Evans niepewnie spojrzał się na przyjaciela.
Ten jedynie kiwnął głową i zmusił się do uśmiechu. Wiedział, że nie wygląda dobrze. Ziemista cera, podkrążone oczy zupełnie nie współgrały z świeżo umytymi włosami. Mimo nieprzespanej nocy, chciał robić dobre wrażenie – w końcu miał spotkać swoich rodziców.
− Jakoś się trzymam – uspokoił go. – Postaram się załatwić to szybko. Wiesz, żeby specjalnie ich nie denerwować. – Nerwowo przełknął ślinę.
Atakujący chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie niedaleko nich zatrzymał się samochód i wysiadło z nich znajome małżeństwo. Przekomarzali się radośnie, co chwilę beztrosko wybuchając śmiechem. Gdy zobaczyli młodych mężczyzn, obydwoje przystanęli, ale z ich twarzy nadal dosłownie promieniały szczęściem.
− Cześć, Shoe, miło cię widzieć! A ty jesteś Nicolas, prawda? – Na widok drugiego chłopaka, na twarzy Stephanie pojawił się szeroki uśmiech.
Nico gwałtownie poderwał się z ławki. Od kobiety dzieliło go nieco ponad metr. Miał ochotę zrobić ten jeden krok i ją przytulić, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
− Może porozmawiamy na górze? – zaproponował Stephane, wyjmując z kieszeni klucze do mieszkania. – Usiądziemy spokojnie, napijecie się czegoś…
− Ja zostaje tutaj – przerwał mu Sharone. – Nico… tak naprawdę to on chce z wami porozmawiać. Sam. Ja zaczekam.
Para wymieniła zaskoczone spojrzenia. Stephanie niepewnie zerknęła na Nicolasa, a ten nieznacznie skinął głową.
− W takim razie chodźmy. – Nie dopytywała jeszcze o nic, za co chłopak był jej bardzo wdzięczny.
Shoe został przed blokiem, a oni poszli do mieszkania. Chwila prawdy nadchodziła nieuchronnie, a z każda kolejną sekundą Nicolas czuł się coraz gorzej. Nogi miał jak z waty, a serce łomotało mu w piersi.
− Może usiądziesz? – zaproponowała Stephanie, gdy w trójkę znaleźli się już w salonie.
− Nie. – Szybko pokręcił głową. – Lepiej… lepiej żeby to państwo usiedli.
Małżeństwo znów popatrzyło po sobie, co raz bardziej zdziwieni tym tokiem wydarzeń. Posłusznie usiedli na kanapie, a potem wlepili podejrzliwy wzrok w Nicolasa.
Westchnął głęboko, by opanować skołatane nerwy. Potarł dłonie, zrobił krok w przód, krok w tył, a potem znów przeczesał dłonią włosy.
− Nie wiem od czego zacząć – mruknął.
− Najlepiej od początku – zażartował nieudolnie trener, jednak nie spotkał się z jakąkolwiek aprobatą. – Może po prostu się przestaw? Bo trochę nie bardzo wiemy, kim jesteś.
Nico przytaknął odruchowo. Tak, to chyba był najlepszy pomysł.
− Mam na imię Nicolas – zaczął drżącym głosem. – Moje nazwisko nie jest teraz ważny. Urodziłem się w Paryżu, 10 sierpnia 1998 roku. Wychowałem się we Francji, najpierw w rodzinie adopcyjnej, a potem w rodzinach zastępczych. Do Warszawy przyjechałem miesiąc temu, bo…  − przełknął głośno ślinę. Słowa ugrzęzły mu w gardle. Czas nagle stanął. – Bo jesteście moimi rodzicami – wychrypiał.
Obserwował ich reakcje. Czekał na niedowierzające spojrzenia, na kpiące prychnięcia albo przerażony wzrok. Czekał aż małżeństwo speszy się, aż zaczną się tłumaczyć, że to nie tak, że wcale nie chcieli go porzucić, że musieli to zrobić. Czekał na ich przeprosin za stracone dzieciństwo.
Ale nic takiego nie nastąpiło. Gdy wypowiedział ostatnie słowa, Stephanie pobladła gwałtownie. Jej ramiona zaczęły drżeć, oddychała płytko, a w oczach pojawiły się łzy.
− To niemożliwe, niemożliwe – mówiła do siebie. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
Stephane szybko objął żonę i zaczął głaskać ją plecach. Nicolas patrzył, jak szepcze uspokajające słowa,  jak odruchowo kładzie dłoń na jej brzuchu. To był instynkt. Chciał chronić swoje maleństwa.
− Ci, spokojnie, nie możesz
Chłopak nie rozumiał co się dzieje. Dlaczego mama powtarza, że to niemożliwe, że nie może być ich synem? Przecież wiele lat wcześniej musiała przewidzieć taki obrót spraw. Przecież sama zrzekła się dziecka.
− To niemożliwe, niemożliwe – powtarzała dalej kobieta.
− Co jest niemożliwe?! – Nico podniósł głos. Stracił cierpliwość. Przygotowywał się do tej rozmowy paręnaście lat, ale teraz poniosły go nerwy. – Że was znalazłem?! Nie przewidzieliście tego?! Myśleliście, że jak mnie raz oddacie, to pozbędziecie się problemu raz na zawsze?! Że będzie mogli wmawiać ludziom, że macie tylko dwójkę, całkowicie planowanych dzieci?! Że nikt się nie dowie o waszym synu, który tak bardzo wam przeszkadzał, że skazaliście go na tułaczkę po rodzinach zastępczych?! Bo co?! Bo byliście za młodzi?! Bo nie dalibyście rady?! Mieliście dwadzieścia dwa lata?! Nastolatki dają radę, a wy byście nie dali?! Ciekawe, co zamierzacie powiedzieć Timiemu, jak się zapyta, dlaczego nie ma starszego brata?!– Zacisnął wściekle pięści, czując, jak ulatuje z niego cała złość, którą kumulował w sobie przez ostatnie kilkanaście lat.
Małżeństwo wymieniło zszokowane spojrzenia.
− Nie możesz nim być – szepnęła Stephanie, nie tłumiąc już spływających po policzkach łez. – Nie możesz być naszym małym Nikiem. 
− Pokarz mu – poradził cicho Stephane. – Inaczej nie uwierzy.
Pokiwała głową, a potem wstała z kanapy i zniknęła w jednym z pokoi. Wróciła pół minuty, trzymając w dłoniach cienką, szarą teczkę.
− Proszę. – Wręczyła ją Nicolasowi. – Sam zobacz.
Otworzył ją powoli. Na samy wierzchu leżał postarzały papier, wystawiony przez jeden z paryskich szpitali.
Szybko przebiegł wzrokiem po tekście. Prawie wszystko się zgadzało. Nazwisko: Antiga, Imiona: Nicolas Edward, Data urodzenia: 10.08.1998, Miejsce urodzenia: Paryż.
Był tylko jeden problem – obok daty urodzenia, wpisano datę śmierci: 10.08.1998. Nicolas Antiga urodził się z ciężką wadą serca. Żył niespełna dziesięć minut.
To był jego akt zgonu.
Nico poczuł, jak robi mu się słabo. Zakręciło mu się w głowie. Oparł się o ścianę, nieudolnie próbując złapać oddech. W jednej chwili cały jego świat rozpadł się niczym domek z kart. Dotarła do niego brutalna prawda:
Stephanie i Stephane Antiga nie byli jego rodzicami.
− Tak strasznie mi przykro. – Stephanie patrzyła na niego wzrokiem pełnym współczucia i bezradności.
Podniósł głowę. Spojrzał najpierw na nią, potem na Stephana, dusząc wręcz zwierzęcy ryk bólu.
− Przepraszam – wychrypiał, a potem odwrócił się na pięcie i wybiegł z mieszkania. Przeskakując po trzy schodki na raz, dostał się na dół. Wypadł na zewnątrz i pobiegł przed siebie, zupełnie nie zważając na otaczających go ludzi.
− Nico! Nico! Zatrzymaj się, do cholery! – Tuż obok, jak gdyby znikąd pojawił się Sharone. Chwycił Francuza za rękę i zmusił go, by się zatrzymał. – Co się stało? – zapytał, widząc łzy zbierające się w oczach przyjaciela.
Chłopak nie odpowiedział.  Jedynie pokręcił głową i spróbował się wyrwać. Jednak atakujący miał zdecydowanie więcej siły. W końcu regularnie trenował. Zmusił współlokatora, by usiadł na najbliższej ławce, a potem kazał wyjaśnić, co się stało.
Nicolas opowiedział. Mówił cicho, pustym wzrokiem wpatrując się w chodnik. Drżał, jak w febrze, a palcami nieprzytomnie błądził po swoim udzie.
− Wiesz co jest najgorsze? – wycharczał na zakończenie opowieści. – Że ja naprawdę byłem gotów wszystko im wybaczyć! Chciałem powiedzieć im, że to już nie ważne, że to przeszłość, że najważniejsze, że teraz jesteśmy razem. Tak strasznie tego chciałem... – Schował twarz w dłoniach a jego ciałem znów wstrząsnęły dreszcze.
− To co teraz? – zapytał Sharone. W tym momencie żadne słowa pocieszenia nie miałby sensu.
Nico powoli obrócił głowę. Spojrzał się na siatkarza, a ten wzdrygnął się mimowolnie. Jeszcze kilka godzin wcześniej widział w tym spojrzeniu nadzieję, entuzjazm, chęć działania.
Teraz było zupełnie pozbawione uczuć.
− Nie wiem – odpowiedział szczerze Nicolas.  – Po prostu nie wiem. – Wstał z ławki, schował ręce do kieszeni, zarzucił na głowę kaptur, a potem prostu ruszył przed siebie.



Z wielką przyjemnością przedstawiam wam rozdział dwunasty. Przyznam, że długo zastanawiał się, czy wstawić go już dzisiaj. Zdecydowała, że tak, ale od razu ostrzegam, że kolejny może pojawić się z opóźnieniem, bo w nadchodzącym tygodniu mam masę roboty. Obiecuję jednak, że w następnym rozdziale na sto procent pojawią się Joyce i Andrzej. Oni zresztą też będą mieć przynajmniej jeden rozdział poświęcony tylko i wyłącznie im. 
A w ogóle to mam do Was pytanie? Czy macie jakieś preferencje dotyczące płci, czy imion bliźniaków? Bo ja totalnie nie potrafię się zdecydować. 
Ode mnie to tyle. 
Pozdrawiam
Violin
PS. Piosenka Nicolasa klik

12 komentarzy:

  1. Co tu się... Co tu się odwaliło??? :o To nie możliwe, że Nico nie może być synem Antigów. Data i miejsce urodzenia się przecież zgadzają. Może to w szpitalu lekarze się pomylili, a może podmienili im dziecko? Przecież nawet takie sytuacje się zdarzają. Nico powinien porozmawiać z nimi jeszcze raz i zasugerować badania DNA. Teraz przejdę do innych wątków. No to niezłą niespodziankę zrobił Stephane swojej żonie. Trochę szalone, ale na pewno będzie tam więcej miejsca. Co do bliźniaków to nie wiem jaką płeć mogły by mieć. Ja bym zasugerowała dziewczynki. A imiona: Evelyn i Elisabeth. Ciekawe, czym mnie zaskoczysz w następnym rozdziale. Nie mogę się doczekać rozdziału z wątkiem Joyce i Andrzeja <3 Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę dużo weny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, to nie może być prawda. Nico na pewno jest synem Antigów. Tutaj w przeszłości musiała zajść wielka pomyłka, a teraz sami Antigowie myślą, że ich syn umarł tuż po urodzeniu. Moim zdaniem powinni zrobić badania, inaczej nie uwierzę, że Nico nie jest ich synem.
    Odnośnie imion.. Chciałabym Ci trochę pomóc, ale niestety sama zawsze mam z tym problem.
    Czekam na kolejny rozdział, buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale jak to Stephan i Stephanie nie są rodzicami Nico? Przecież wszystko wskazywało na to, że tak właśnie jest... Czuję w tym jakiś błąd szpitala, naprawdę. Bardzo dużo się teraz słyszy o takich historiach, więc może... Myślę, że Nico powinien jeszcze raz odbyć z nimi rozmowę, na spokojnie i przedstawić wszystkie fakty oraz to, jak wywnioskował, że mogą być oni jego rodzicami. Pewnie taka rozmowa wiele by dała. Ale chyba trzeba trochę poczekać aż te wszystkie emocje opadną i trzeba będzie się z tym zmierzyć na nowo. To musiał być niebywały wstrząs i ból dla całej trójki :( Mam nadzieję na pozytywne rozwiązanie całej tej niełatwej sytuacji. Dobrze, że Nico ma takie wsparcie w Sharonie.
    Swoją drogą przechodząc do weselszego wątku to padłam, gdy czytałam o pijanym Nico :D Hahaha, co ten alkohol z człowiekiem robi :D
    I Stephane zrobił żonie piękną niespodziankę z tym domem! Na pewno będzie im się tam cudownie żyło <3
    Czekam z niecierpliwością na nowy, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A odnośnie Twoje pytania o preferencje, co do imion nie mam zielonego pojęcia, a płeć... Wydaje mi się, że parka, czyli dziewczynka i chłopiec :)

      Usuń
  4. Po przeczytaniu tego rozdziału, mam okropny mętlik w głowie.
    Sama już nie wiem, co mam myśleć. Byłam pewna, że Nicolas to syn Stephanie i Stephana. Nadal tak myślę, tylko czy to możliwe, żeby doszło, aż do tak kardynalnej pomyłki? Która przysporzyła tyle bólu i cierpienia całej trójce?
    Na pewno nie powinni tego tak zostawić. Oni muszą ze sobą na spokojnie porozmawiać i upewnić się, czy rzeczywiście nie są spokrewnieni.
    Strasznie współczuję Nico. Nie dość, że przez tyle lat szukał rodziców i czuł się porzucony. To teraz, gdy chciał zacząć od nowa, okazało się, że być może odnalazł nie te osoby, co trzeba.
    Dobrze, że przynajmiej ma wsparcie w osobie Sharona i nie jest sam. Przyjaciel będzie mu na pewno bardzo potrzebny w najbliższym czasie.
    Przechodząc teraz do milszej części rozdziału.
    Dobrze, że bliźniaki rozwijają się bez zarzutu, oby było tak, aż do rozwiązania ciąży.
    Poza tym Stephan wpadł na świetny pomysł z kupnem tego domu. Ich dzieci na pewno będą w nim mieli zapewnione wspaniałe dzieciństwo. Oby tylko wszystko poszło zgodnie z planem i cała rodzina będzie mogła w nim zamieszkać.
    Nie mam jakiś szczególnych preferencji, co do imion dla dzieci, ani ich płci. Jakie nie będą na pewno mi się spodobają.
    Czekam na następny rodział z niecierpliwością.
    Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. A więc to był wątek Nicolasa 😯 tylko, że jak to wszystko się tak potoczyło? Nadal w to nie wierzę...Czyli co? Niko nie jest ich synem? Czy może jest i w szpitalu nastąpiła jakas pomyłka? No będziesz miała teraz ciężkie zadanie żeby nam to wszystko wyjaśnić, bo widzę że nie tylko ja jestem w szoku po przeczytaniu.
    Więc Sharon jednak powiedział Nicolasowi czego się dowiedział. Strasznie mnie to interesowało, bo chłopak jest dobrym przyjacielem i musiał się do końca wahać czy mówić o tej ciąży...
    Dobrze że z blizniakami w porządku, chociaż nowość która zafundował Stephani Nicolas była ryzykowne. Gdyby kobieta za bardzo się przejęła to mogłoby być niebezpiecznie. Ja to bym chciała żeby bliźniaki były obu płciowe 😀 chłopczyk i dziewczynka i najlepiej polskie imiona bo jesteśmy w Polsce 🇵🇱
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak jak wszystkie moje poprzedniczki jestem w ogromnym szoku po przeczytaniu tego rozdziału. Ja już się przyzwyczaiłam do tej myśli , że Nico jest ich synem . I teraz czuję jakąś taką pustkę ;) Nie mam pojęcia co napisać . Kurcze przecież wszystko idealnie się zgadzało. Więc jak to możliwe? Mam nadzieję , że doszło do jakiejś pomyłki. I gdy emocje opadną, porozmawiają jeszcze raz na spokojnie. Zrobią jakieś badania czy coś i jednak okaże się , że to prawda. Bo Nico tak jakoś do mi do nich spasował.
    Co do imion nie pomogę.Zawsze mam z tym problem.Ale chciałabym dwie dziewczynki ;) Tak mi jakoś pasuje ;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekałam na tą chwile od chwili gdy zorientowałam się iż państwo Antiga są rodzicami Nicolasa! Ale takiego obrotu to ja się nie spodziewałam! Ej ... coś tu jest nie tak. To jest po prostu niemożliwe, aby Nico nie był ich synem. W końcu Sharone po samych oczach zorientował kto jest kim. Nadal uważam że coś musiało się w przeszłości stać ... tylko co? Ugh, kolejna tajemnica! :D Ale ... tak mi się przykro zrobiło z jego powodu. Miał nadzieję że na odzyskanie rodziców, a tu wielkie rozczarowanie. Na pewno, pomimo urazy, zaczął ich kochać. I co teraz? :(
    Wiedziałam że niespodzianką Stephana będzie nowy dom :) To wspaniale że myśli o tak ważnych rzeczach ... w końcu mieszkanie jest za ciasne na taką rodzinkę ... a i ogród dla dzieciaków będzie czymś cudownym :)

    Płeć dzieci? Parka! :D A imiona to już indywidualna kwestia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Za moją długą nieobecność. Moje wytłumaczenie czytałaś już na pewno w notce pod ostatnim rozdziałem.
    Może zacznę od spokojniejszego tematu. A mam tu na myśli niespodziankę Stephana. Od razu, gdy o niej przeczytałam, obstawiałam, że chodzi o kupno nowego domu. Fajnie, że podjął się tego i postanowił stworzyć swojej rodzinie urocze gniazdko. Pokój dla każdego dziecka jest bardzo ważny, a ogród zawsze dla dzieciaków jest czymś wspaniałym.
    A teraz przechodzę do najważniejszej części tego rozdziału...
    Tyle czekałam na ten moment, a tu co? Tego bym się nigdy w życiu nie spodziewała. Mimo to i tak czuję, że coś mi tu śmierdzi. Nie wierzę, że to pomyłka i nadal myślę, że Stephen i Stephanie są rodzicami Nicolasa. Wiele lat temu w szpitalu musiała zajść jsksd pomyłka. Jeszcze nie wiem jaka, ale jakaś na pewno. Mam nadzieję, że to zamieszanie prędko się wyjaśni.
    Biedny Nico... Bardzo mu współczuję. Widać, że pomimo tego, że tak naprawdę ich nie zna i nie zajęli się nim tak, jak powinni, on ich kocha i jest w stanie wszystko wybaczyć. Każdy błąd, każde nieporozumienie, każdą chwilę, którą spędził daleko od nich.
    Co do naszych bliźniaków... Wybór pozostawiam Tobie, bo nie mam żadnej swojej koncepcji. Jak będzie, tak będzie :)
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział i życzę dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, hej!
    Jak mówiłam, jestem bardzo rano w czwartek ;) normalna pora w środę nie wyszła, bo miałam na głowie bratanice, które zgarnęły mi laptop i zmusiły do oglądania z nimi Świnki Peppy…
    + pierwszy komentarz nie powinien być spisany treściwie na telefonie ;)

    Od czego by tu zacząć :D Tak, jak ty kompletnie nie znałaś postaci z Naruto, ta ja kompletnie nie znam się na świecie siatkarskim i przyznam, że sądziłam, że będziesz się skupiać na akcjach meczowych. Tymczasem, mam tu świetne opowiadanie trochę romans, trochę obyczaj i dramacik, miodzio :D
    Na prologu to ja byłam wręcz przerażona dwusłownymi zdaniami i nie wiedziałam czy zniosę taki telegramowy styl następne dwanaście rozdziałów, ale potem to mnie zaskoczyłaś – oczywiście na plus :D Podoba mi się twoje pisanie, to łączenie ze sobą bohaterów, przeplatanie ich wątków, logiczne wykonanie, bynajmniej nie spieszne. Cenię to w opowiadaniach i brak kija w tyłku w dialogach. Naprawdę, jestem pod mega wrażeniem i tak, zostanę tu sobie do końca, heh, teraz mnie znoś :D
    Sprawdziłam. Ich sobie, skoro różne padają narodowości, faktycznie są powiązani z Polską, nie wiem o co chodzi za bardzo, więc nie będę wnikać ile z tego opowiadania jest na faktach, a ile nie :P

    Błędy. Ja wiem, że to taki nieprzyjemny akapit – ale masz tego nie brać do siebie, bo kto nie popełnia błędów? ;) ja owszem, dlatego nie przyczepię się pierdół. Potraktuj to, jako dobre rady koleżanki po fachu, o!
    - w ciągu tych dwunastu rozdziałów mi się rzuciło w oczy 2 byki ortograficzne – wacha się, a powinno być waha* ale sądzę, że to niechcący + word nie podkreśli, bo słowa typu wahanie pisałaś poprawnie. Drugim błędem jest pokarz od pokazania czegoś i wtedy winno być pokaż*. _Np. Pokarz kogoś, bo źle się zachowuje i należy u się kara – Pokaż komuś swoją zajebistość na pokazie._ (sorki za dziwne przykłady ;) )
    - często zdarza c się nie odmieniać wyrazów
    - spacje, czasami wydaje mi się, że albo niechcący dasz spacje albo dasz ją niepotrzebnie
    - prychnąć śmiechem – długo się zastanawiałam nad tym sformułowaniem :P znaczy o le pisałaś o tym jako o kpiącym, sarkastycznym, ironicznym itp. to okej, ale że w wesołym, radosnym itp. to już mam zgrzyt w mózgu, bo wtedy powinien był parskać (wyguglaj sobie różnice między prychaniem, a parskaniem)
    - wyglądasz, cokolwiek, śmiesznie – kolejne dziwne dla mnie sformułowanie, możliwe, że to przez odmienne regiony w jakich mieszkamy, niemniej, cokolwiek oznacza byle co bez znaczenia, więc nie ma to dla mnie sensu trochę…
    Tyle, pamiętaj by się tym nie przejmować – to żaden hejt :P

    Teraz moja ulubiona część – fabularna, trochę sobie tuta pogadam sama ze sobą :D – rozwijasz w sumie cztery wątki: 1. Stephan i Stephanie, 2. Andrzej i Joyce, 3. Samica i Natalie, 4. Sharone i Nicolas – pozostali robią za tło :P myślałam, ze opowiadanie będzie się kręcić wokół grania w siatkówkę, ale (sorry!) na szczęście nie xD sądzę, że wtedy bym bardzo mało zrozumiała. W sumie podziwiam pisanie o prawdziwych postaciach… a co jak Andrzej przeczyta twojego bloga i napisze „ej, nie, ja tak się nie zachowuje, nie jestem taką ciapą… :(” co wtedy…? xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad.2. – skoro już przy Andrzeju jesteśmy, to od niego rozpocznę. Andrzej i Joyce. Urocza para, na której widok (co wielokrotnie zaznaczałaś) robi się cieplej na sercu :P Mówiąc szczerze, i niezbyt lubię sielankowe relacje, więc tak sobie do mnie przemawiają, ale bardzo fajnie ich przedstawiasz powolutku, małymi kroczami, a ich miłość w końcu nadejdzie, bo chemię do siebie poczuli :D Ja na osiem lat związku u Joyce, choć perfidnie zakończonego, to jednak dziewczyna się dobrze trzyma! Jest w stanie się uśmiechać i śmiać i potrafi szukać lepszej alternatywy praktycznie od razu. Niesamowicie twarda babka :O No, a Andrzej… taki słodki ciapek :3 gdy radził się kolegów co zrobić z numerem telefonu, to aż się wyszczerzyłam do monitora :D

      Ad.1. – Stephan i Stephanie. Epicentrum tego opowiadania :P Każdy chce być z nim niejako spowinowacony (taki żarcik :P). no oni to mają przeżycia, choć ja tam bym nie przesadzała, nie są w taki najgorszym wieku ;) W ogóle moja psychika jest pewnie spaczona serialami, ale miałam przez pierwszą, długą część opowiadania wrażenie, ze Stephanie zdradziła męża z kimś innym i po cichu liczyła, że ten zacznie ją nakłaniać do usunięcia, ale z każdym rozdziałem to zaczynało nie mieć sensu – niemniej i tak jej reakcja była długo, długo dziwna, no ale, hormony xDD

      Ad.4. – Sharone u Nico. Prawdę powiedziawszy, to myślałam (i nadal myślę), że zrobisz z nich parę gejów ;) Nie mam nic złego na myśli, według mnie nawet by do siebie pasowali :D Wszak od razu ich coś jakby połączyło, skoro Shar potrafił się przy nim dobrze czuć, oboje razem się śmiali, oglądali kreskówki czy gotowali sobie… <3 W dodatku Evans chyba też miał dwadzieścia lat, więc nawet wiek im sprzyja :P No zobaczy się o masz w planach, chwilowo złamałaś serduszko Nico :’( ciekawe jak to się teraz potoczy – choć stawiam, ze Stephanie zacznie kopać, aż dojdzie prawdy o nieporozumieniu i Nico okaże się ich synem ^^

      Ad.3. – Samica i Natalie. Para, której było w ciągu tych dwunastu rozdziałów najmniej, a którą uwielbiam chyba najbardziej ;) mają taką zdrową relacje między sobą, że po prostu kocham :D chooiaż Samica mógłby jedak aż rak niee ufać temu, że narzeczona nie jest zazdrosna, bo mimo wszystko na pewno jest i coś mi się wydaję, że to wyjdzie, kiedy ten postanowi zbliżyć się do Issaca, który prawdopodobnie okaże się jego synem. Ponadto, jak; Danielle wróci, oj będzie dym, czuję to w kościach :D

      Tyle ode mnie, mam nadzieję, że mój komentarz to takie +5 kopa motywującego ;)
      Dużo weny~!

      Usuń
    2. Podziałabym, że nawet +10 ;) Właśnie siadłam nad kolejnym rozdziałem, ale najpierw muszę odpisać na twój komentarz, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła.
      Przede wszystkim dziękuję za wskazanie błędów. Co się da, to poprawie, a co do prychnięcia i cokolwiek to na pewno zgłębię temat.
      Pisanie o prawdziwych postaciach rządzi się własnymi prawami i przyznam, że ja sama kiedyś omijałam szerokim łukiem takie opowiadania. Przede wszystkim trzeba sobie nałożyć bardzo wyraźne granica. Ja na przykład nigdy nie robię z prawdziwych postaci czarnych charakterów. Dlatego też zdrada Stephanie odpadłaby na wejściu, zazdrość Natalie też będzie, choć niewielka, z tego samego powodu. A co do ciapowatości Andrzeja... raczej bardziej starałam się by była urocza, więc mam nadzieję, że Wrona mi wybaczy :)
      Samica i Natalie będą mieli jeszcze swoje pięć minut, choć osobiście raczej rozpatrywałam wątek Samica and Isaac. Ale gdzie Samik tam i Natalie, więc...
      Jeszcze raz bardzo dziękuję za komentarz. Jest po prostu genialny i pewnie będę go czytać w nieskończoność przez kolejne kilka dni.
      Pozdrawiam
      Violin

      Usuń

Netka Sidereum Graphics