niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 8

Torwar powoli zapełniał się ludźmi. Nicolas stał pod ścianą, z rękami w kieszeni i w skupieniu obserwował, zbierający się w głównym holu tłum. Ręce trzymał w kieszeniach, ale nie zarzucił na głowę kaptura bluzy. To byłoby podejrzane, a on nie chciał rzucać się w oczy. Wolał wyglądać jak zwykły chłopak, który po prostu czeka na swoją dziewczynę.
Zmiął w palcach bilet, który dostał od Sharona.
– Dlaczego się na to zgodziłem? – mruknął pod nosem. – Przecież to niebezpiecznie. – Pokręcił głową, gdy przypomniał sobie słowa atakującego.
– Masz miejsce w sektorze G – powiedział Evans, wręczając koledze wejściówkę. – Będą tam rodziny inny chłopaków, ich partnerki i tym podobne. Nie będziesz się czuł samotny.
Nie miał pojęcia, że akurat w tym momencie Nico wolałby dostać miejsce po drugiej stronie hali.
– Nie powinno mnie tu być – skarcił sam siebie. – Jeszcze za wcześnie…. Idiota, skończony idiota. A jak cię ktoś zobaczy? I zacznie coś podejrzewać? Trzeba było się jakoś wykręcić.
– Cukierka?
Od dalszego użalania się nad własną głupotą wyrwał go miły głos młodej dziewczyny. Przed nim stała uśmiechnięta hostessa i zachęcająco wyciągała w jego stronę pudełeczko z fioletowymi cukierkami.
Francuz zaczerwienił się mimowolnie i spuścił wzrok.
– Nie, dziękuję… – próbował nieudolnie wybrnąć z krępującej sytuacji. Słabo mu to wyszło, bo z zażenowanie zapomniał angielskiego.
– Są naprawdę dobre! – Ni stąd ni zowąd obok nich pojawił na oko dwunastoletni chłopiec, o jasnej czuprynie i radosnych, niebieskich oczach.
Takich samych jak oczy Nicolasa.
– Żal nie spróbować! – dodał dzieciak, wpychając sobie do ust kolejną czekoladkę.
– Skoro tak mówisz… – Nico uśmiechnął się niezręcznie, a potem wziął cukierka i podziękował skinięciem głowy. Hostessa obdarzyła go idealnym uśmiechem, a potem oddaliła się, by porozmawiać z innymi kibicami.
– Miałeś rację – mruknął, mimowolnie przechodząc na francuski.
Słysząc ten język, uśmiech na twarzy chłopca zrobił się jeszcze szerszy, choć wydawało się to już nie możliwe.
– Mówisz po francusku? – zapytał, ale nie zaczekał na odpowiedź. – Ja też! Jesteś pierwszy raz na meczu? Bo nigdy wcześniej cię nie widziałem, a mam świetną pamięć do twarzy. W ogóle to Timote jestem. – Wyciągnął  rękę w stronę Nicolasa, a ten uścisnął ją nieznacznie. – Znaczy Timote dla mamy, Timo dla taty i Tim dla całej reszty społeczeństwa. Odpowiadam tutaj za uśmiechanie się, robienie dobrego wrażenie i pełnienie funkcji najbardziej uroczego dziecka na hali. Choć Mia próbuje mi je odebrać. – Tupnął nogą niczym obrażona dziewczynka.
Nico nie mógł nie prychnąć śmiechem, ale zaraz spoważniał. Zmierzył chłopca zlęknionym spojrzeniem i odruchowo zrobił krok w tył. Doskonale wiedział z kim rozmawia. W końcu, gdy patrzył w lustro widział te same niebieskie oczy, ten sam uśmiech.
To go przerażało. Nie był przygotowany na to spotkanie.
– Przepraszam, ale muszę już iści – spróbował jakoś wywinąć się od dalszej rozmowy, a na znak pośpiechu nawet wyjął z kieszeni pomięty bilet.
Jednak Timo nic sobie z tego nie robił.
– Gdzie siedzisz? – zapytał, ostrożnie aż stanowczo, chwytając za świstek papieru. – Sektor G? To tam gdzie ja! Zaraz cię zaprowadzę! – Odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę głównych schodów.
Nicolas westchnął głęboko. Nie miał wyjścia, musiał iść za chłopcem. Teoretycznie mógłby tego robić, ale wtedy wyszedłby na bezdusznego idiotę. A tego nie chciał. Nie w stosunku do tego dzieciaka.
Na trybuny wchodził z szaleńczo bijącym sercem i na drżących nogach. Zatrzymał się u samego szczytu schodów, a potem potoczył wzrokiem po hali. Kibice powoli zaczynali się zbierać, na boisku rozgrzewali się zawodnicy. Wypatrzył wzrokiem Sharona, ale doskonale wiedział, że atakujący nie może go widzieć. Zresztą był zbyt zajęty odbijaniem piłki.
– Choć! – Timi już był jakieś piętnaście metrów niżej i niecierpliwie machał ręką. – Tu jest twoje miejsce!
Nico pokiwał głową. Powoli zaczął schodzić w kierunku chłopca, z każdym kolejnym krokiem, czując, że zaczyna ogarniać go paraliżujący strach.
W końcu stanął na ostatnim schodku. Odetchnął głęboko i podniósł wzrok. Musiał zmierzyć się z tym wyzwaniem. Musiał udawać, że jest po prostu zwykłym chłopakiem.
– Kogo tym razem przyprowadziłeś, Timote?
Zamarł. Odwrócił się powoli. Kilka metrów od niego, za Timem, stała kobieta. Miała jasne włosy i delikatny, czuły uśmiech. Na jego widok, Nicolas po raz kolejny poczuł, że robi mu się słabo. Nieznacznie zatoczył się do tyłu, ale w ostatniej chwili złapał równowagę.
„Zachowuj się normalnie” skarcił się w myślach. „ Zachowuj się normalnie.”
– To… – Uradowany Timi zamarł w połowie zdania. – Sekundę, nie wiem jak masz na imię! – Fuknął z wyrzutem.
– Jestem Nicolas – przedstawił się grzecznie Nico, starając się zachować spokój.
Timote wyszczerzył się wesoło, a potem znów odwrócił się w stronę kobiety.
– W takim razie, Nicolasie, to jest moja mama – zaczął, a w jego głosie słychać było nieznaczną dumę. – To irytujące stworzenie na krześle obok to moja siostra, Manoline, a obok niej siedzi mój kuzyn, Isaac. Gdzieś jeszcze powinna być ciocia Joyce, ale akurat w tym momencie zniknęła.
– Sam jesteś irytującym stworzeniem! – krzyknęła z irytacją płowowłosa dziewczynka, która dotychczas zajmowała się analizowaniem struktury kolorowego żelka.
– Ale ty bardziej! – odkrzyknął Timi.
– Wcale, że nie!
– A właśnie, że tak!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Tak!
– Czy możecie pokłócić się po meczu? – uciszyła dzieciaki Francuska. – Przepraszam za nich, są czasami nieznośni. – Znów posłała chłopakowi delikatny uśmiech.
Nicolas mechanicznie pokiwał głową. Nie mógł oderwać wzroku od kobiety. Na jej twarzy szukał jakichkolwiek oznak zdziwienia, szoku, choćby podenerwowania czy zaskoczenia, ale niczego nie zauważył. Owszem wydawała się być niewyspana, miała podkrążone oczy, a jasne włosy jedynie związała w niestaranny kucyk, ale po za tym wyglądała zupełnie normalnie.
– Nico! Nico, złaź tutaj!
Z zamyślenia wyrwało go wesołe pokrzykiwanie Evansa. W duchu odetchnął z ulgą. Grzecznie przeprosił rodzinę, a potem szybko zbiegł do barierek, gdzie już czekał na niego atakujący.
– Czyli jednak przyszedłeś? – zaśmiał się Sharone.
– Sam w to nie wierzę – mruknął Nicolas. – Czuję się… cokolwiek nieswojo – przyznał.
W odpowiedzi Kanadyjczyk jedynie lekceważąco machnął ręką.
– Poradzisz sobie. Mamy inny problem. – Pochylił się i rozglądnął wokół, sprawdzając, czy na pewno nikt ich nie podsłuchuje. – Nie ustaliliśmy, kim dla mnie jesteś – szepnął konspiracyjnie.
Francuz przeklął w myślach. Wiedział, że o czymś zapomnieli.
– Wymyśl coś – mruknął. – Cokolwiek, byle tylko trzymało się kupy.
– Dobra. – nieznacznie pokiwał głową. – W takim razie jesteś moim kumplem z liceum, który przyjechał tutaj na wymianę studencką. Masz jakiś problem z lokum, więc na razie nocujesz u mnie. Tylko… staraj się ograniczyć ten swój „francuski” akcent. – Znacząco zakreślił w powietrzu cudzysłów. – Inaczej będzie z ciebie taki Kanadyjczyk, jak ze mnie primabalerina.
– Niech będzie –  zgodził się Nico.
– Super. – Evans poklepał kumpla po plecach, a potem odbiegł do swoich kolegów.
Nicolas wziął głęboki oddech, a potem odwrócił się powoli. Odnalazł wzrokiem rząd, w którym siedział Timote z rodziną. Nerwowo przełknął ślinę.
„Jesteś zupełnie normalnym chłopakiem” powtórzył w myślach, zaczynając wspinaczkę po schodkach. „Zupełnie normalnym, nic nieznaczącym chłopakiem.”

***

– Czy tylko ja się denerwuje? – zapytała Jocelyne, nerwowo mnąc w dłoni jakąś ulotkę.
– Nie, ciociu, nie tylko ty – odpowiedziała wesoło siedząca obok Manoline. – Mama też się denerwuje, tylko tego nie okazuje. Zawsze tak robi, ale i tak wszyscy wiedzą, że nie może usiedzieć spokojnie w miejscu. 
Joyce pojrzała na Stephanie, a ta jedynie przewróciła oczami z dezaprobatą.
– Gdybym za każdym razem okazywała zdenerwowanie już dawno wylądowałabym w psychiatryku – prychnęła.
Jocelyne powoli pokiwała głową, a potem pustym wzrokiem potoczyła po hali. Była prawie pusta, do meczu zostało prawie czterdzieści minut. Na trybunach siedzieli pojedynczy kibice, a po boisku krzątali się sędziowie i sztaby obydwu drużyn. Panowała wręcz nieznośna cisza i spokój.
– Idę się przejść – mruknęła do bratowej. Ta jedynie przytaknęła nieznacznie, a potem znów wlepiła zamyślony wzrok w przestrzeń.
Korytarze budynku też były prawie puste. Joyce przechadzała się nimi spokojnie, co pewien czas tylko mijając śpieszących się pracowników. Nie wiedziała do końca dokąd idzie, wybierał przypadkowe zakręty i drzwi, jeśli tylko nie widniała na nich tabliczka „tylko dla personelu”.
Musiała pomyśleć. Minął prawie tydzień od momentu, w którym przyjechała do Warszawy. Tylko tydzień, ale już znalazła tu bratnią duszę. Bo właśnie za taką osobę uważała Andrzeja.
Uśmiechnęła się pod nosem. Oczywiście doskonale wiedziała, co w takim wypadku powiedziałby Stephane. „Uważaj, za nim zaufasz ludziom” powtarzała, gdy dziewczyna była jeszcze podlotkiem i podkochiwała się w co drugim chłopaku spotkanym na ulicy.
– A potem poznałam Jonasa – prychnęła pod nosem. – I co z tego, że przejrzałam go na wylot, skoro on i tak okazał się być skończonym dupkiem.
Pokręciła z dezaprobatą głową. Takie było życie i musiała się z tym pogodzić.
Nagle z zamyślenia wyrwało ją bliskie spotkanie trzeciego stopnia z czymś twardym. Jęknęła cicho i zatoczyła się do tyłu.
– Przepraszam, ja… – Zaczęła się tłumaczyć, masując obolałą głowę.
– Joyce? Joyce, to ty?
Zamrugała zaskoczona. Raz, a potem jeszcze raz, nadal niedowierzając w to co widzi. Przed nią stał Andrzej we własnej osobie. Ten sam Andrzej, z którym kilka dni wcześniej piła kawę. Miał na sobie strój zawodnika Onico Warszawy, a jego twarz zastygła w wyrazie totalnego zaskoczenia.
– To naprawdę ty – wychrypiał. – To naprawdę ty, Joyce.
– Ta… to ja, we własnej osobie. – Z zakłopotaniem podrapała się po ramieniu. – A ty… to naprawdę ty?
Mężczyzna nieznacznie pokiwał głową, nadal nie odrywając wzroku od Francuzki.
– Co ty tu robisz? – zapytał słabym głosem. – Przecież mówiłaś… mówiłaś, że sobotni wieczór masz zajęty. Jakieś zobowiązania rodzinne, czy coś takiego.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem, uważnie analizując każdy szczegół. Jej mózg działał na przyspieszonych obrotach. Szybko łączyła wszystkie fakty. Sportowy strój, logo Onico Warszawa, ósemka na koszulce.
Gdy w końcu dotarło do niej, kogo ma przed sobą, nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła głośnym śmiechem. Oparła się o ścianę, by nie stracić równowagi i dalej śmiała się wręcz nieprzyzwoicie. Dopiero po kilku minutach udało jej się złapać oddech.
– Przepraszam – wychrypiała, ocierając załzawione oczy. – Po prostu… Ten mecz… To jest moje zobowiązanie rodzinne! Teraz dotarło do mnie, że nie znasz mojego nazwiska. Jestem Jocelyne Antiga, Andrzej!
– Jocelyne Antiga? – Siatkarz przekrzywił nieznacznie głowę. – Znaczy, że jesteś…
– Młodszą siostrą twojego trenera – do kończyła za niego Joyce.  – Stephanie mi nie uwierzy, jak jej o tym opowiem. – Pokręciła z niedowierzaniem głową.
Wrona nic nie powiedział. Cały czas wpatrywał się w kobietę szeroko otwartymi oczami i nieudolnie próbował zrozumieć jej słowa. Widziała, jak najpierw blednie gwałtownie, by chwilę później zaczerwienić się po same uszy.
– Ja… nie wiedziałem… kurczę, nie mam pojęcia, co powiedzieć – wydusił w końcu.
– Lepiej nic nie mów. – Machnęła lekceważąco ręką. – Jak się Stephane dowie… Ale będą jaja – zaśmiała się, przeczesując dłonią włosy.
– Tak myślisz? – Andrzej nerwowo przełknął ślinę.
– Czy ja myślę? – prychnęła Joyce. – Ja to wiem. Stephanie jest stuprocentowym, nadopiekuńczym starszym braciszkiem. Jak się dowie, że piłam kawę z jednym z jego zawodników i jeszcze umówiłam się z nim na zwiedzanie miasta… Będzie ciekawie. Ale spoko, mam na niego swoje sposoby – dodała szybko, widząc, że środkowy pobladł jeszcze bardziej.
– Skoro tak mówisz – mruknął, a zaraz potem, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyprostował się dumnie. – W każdym razie, cieszę się, że cię dzisiaj widzę – powiedział już zdecydowanie pewniejszym głosem. – Mam nadzieję, że mogę liczyć na twój doping w dzisiejszym meczu.
– Oczywiście, że tak! – Uśmiechnęła się szeroko. – A ponieważ mój brat nie gra już od czterech sezonów, to życzę nie tylko wygranej, ale i nagrody MVP.
On także odpowiedział uśmiechem. Zaraz jednak zmarkotniał, słysząc dochodzące zza najbliższych drzwi pokrzykiwania.
– Przepraszam, ale muszę już wracać do moich nieznośnych kolegów – wyjaśnił, widząc zaskoczone spojrzenie Jocelyne. – W końcu funkcja kapitana zobowiązuje.
– Rozumiem – przytaknęła. – W każdym razie, trzymam kciuki i widzimy się jutro pod Pałacem Kultury. – Zawahała się nieznacznie, ale wspięła się na palce i szybko cmoknęła siatkarza w policzek. – To za te poniedziałkowe zakupy – szepnęła jeszcze, a potem odwróciła się i wesoło odbiegła w głąb budynku.
Nie miała pojęcia, że dopiero Wojtek Włodarczyk musiał wyjść z szatni, by nakrzyczeć na swojego kolegę i zmusić go do powrotu, bo Andrzej jeszcze przez długie minuty stał na środku korytarza, kompletnie sparaliżowany.

***

Mecz z Kielcami trwał pięć setów. Pięć długich setów, w czasie których Andrzej zupełnie wyłączył myślenie. Grał, korzystając z wyćwiczonych mechanizmów i nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wokół. Jedynie co pewien czas jego wzrok uciekał w kierunku ławki trenerskiej, przed którą krążył zdenerwowany trener, by potem spojrzeć na sektor G, gdzie co pewien czas mignęła ciemno rude włosy.
Nawet nie zauważył, kiedy w tie-breaku zdobyli ostatni punkt, wygrywając całe spotkanie trzy do dwóch. Jego koledzy skakali wesoło wokół, poklepywali się po plecach i ogólnie świętowali zwycięstwo, ale sam Andrzej jedynie uśmiechał się nieprzytomnie. Mechanicznym skinięciem głowy odpowiadał na gratulacje, pałętając się po boisku niczym widmo. Nie miał pojęcia, co w tym momencie ze sobą zrobić.
Po jakiś piętnastu minutach dopełniono wszelkie formalności i oficjalnie zakończono mecz. Zrobił obowiązkową rundkę wokół boiska, by przybić kibicom piątkę, a gdy i to się skończyło, stanął na środku, by objąć wzrokiem trybuny.
W końcu ją wypatrzył. Stała przy barierkach i beztrosko rozmawiała z Stephanem. Co pewien czas wybuchała dźwięcznym śmiechem, odgarniając za ucho kosmyki rdzawych włosów. Trener też uśmiechał się szeroko, gdy tłumaczył coś po francusku.
Wrona odetchnął głęboko. „Raz się żyje, stary” pomyślał, a potem wypiął dumnie pierś i raźnym krokiem podszedł do rodzeństwa.
– Jak podobał się mecz? – zapytał, nonszalancko opierając się o barierki.
– Był wspaniały. – Joyce uśmiechnęła się delikatnie. – Ale nie zdobyłeś MVP – fuknęła, krzyżując ręce na piersi.
– Tak jakoś wyszło. – Rozłożył przepraszająco ręce. – Zresztą staruszkowi Samice też coś się należy od życie.
Obydwoje równocześnie prychnęli.
– Hej, sekundę. – Tę wyjątkowo uroczą konwersacje gwałtownie przerwał Stephane Antiga, który dotychczas jedynie wpatrywał się w pozostałą dwójkę z szczęką na poziomie Rowu Mariańskiego. – To wy się znacie?! – zapytał, wskazując palcem najpierw na Andrzeja, a potem na siostrę.
– Tak jakoś wyszło. – Joyce uśmiechnęła się przepraszająco. W odpowiedzi brat posłał jej jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Drugim obdarzył swojego środkowego.
– Czekam na wyjaśnienia – warknął.
Kobieta już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili uprzedził ją Wrona.
– Spokojnie, poznaliśmy się dopiero kilka dni temu – zaczął wyjaśniać najbardziej spokojnym głosem na jaki było go stać. – Pomogłem jej w sklepie, byliśmy na jednej kawie, a dzisiaj dowiedziałem się, że jest twoją siostrą.
– A ja dowiedziałam się, że Andrzej gra w twojej drużynie – dodała szybko Jocelyne.
Trener zmierzył oboje podejrzliwym spojrzeniem. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie obok pojawiła się jego żona.
– Daj im spokój – powiedziała, kładąc rękę na ramieniu Stephana. – To nie przesłuchanie, lepiej zajmij się czymś ciekawszym. – Nieznacznie kiwnęła głową w bliżej nieokreślonym kierunku. – Przepraszamy. – Uśmiechnęła się jeszcze do siatkarza i szwagierki, a potem pociągnęła męża w sobie tylko znaną stronę.
– Chyba nie było tak źle – stwierdził Wrona, gdy trener znalazł się już w bezpiecznej odległości.
– Oczywiście! – prychnęła Joyce. – W porównaniu z tym, co potrafił odstawić, to naprawdę musiałeś zrobić dobre wrażenie.
– Albo po prostu uratowała mnie Stephanie.
– Coś w tym jest – potwierdziła. – Ma wyczucie chwili.
Andrzej powoli pokiwał głową. Przez chwilę panowała między nimi niezręczna cisza, aż w końcu środkowy przypomniał sobie, że obiecał wziąć sprawy w swoje ręce.
– Naprawdę bywało gorzej? – zapytał, chcąc podtrzymać rozmowę. – No wiesz… z nadopiekuńczością Stephana.
Jocelyne w zamyśleniu podrapała się po brodzie.
– Nie do końca jestem pewna – zaczęła powoli. – Między nami jest czternaście lat różnicy, więc kiedy ja zaczęłam się interesować chłopakami, on już szlajał się po Europie. Ale za to przy mojej starszej siostrze, Danielle, kilka razy odstawił scenki – zaśmiała się delikatnie.
– Ale mam nadzieję, że po jutrzejszym spacerze, nie będę musiał oglądać się za siebie? Naprawdę, cenię sobie swoje zęby. – Wrona wyszczerzył się szeroko. – Bo rozumiem, że nasze spotkanie nadal jest aktualne.
– Jak najbardziej – przytaknęła szybko, a siatkarz poczuł, jak ciepło robi mu się na sercu.  – Już nie mogę się doczekać tego spaceru.
– Ja też – szepnął. – Ja też.

***

– Au, au, au, to boli! – jęczał Stephane, gdy żona prowadziła go wzdłuż trybun, cały czas trzymając męża za nadgarstek.
– Daj spokój – fuknęła Stephanie, jednak w końcu puściła rękę mężczyzny. – Może zamiast terroryzować swoją siostrę i Wronę, łaskawie zająłbyś się poważniejszymi problemami.
– O czym ty mówisz? – zaskoczony trener przekrzywił nieznacznie głowę.
Kobieta przewróciła oczami. Była podenerwowana, zirytowana, śpiąca i ostatnie na co miała ochotę, to użerać się z nieogarniętym małżonkiem.
– Patrz na Isaaca. – Wskazała nieznacznym ruchem dłoni na stojącego niedaleko chłopca. – Rozmawia z Samikiem.
– I co z tego? – Stephane nadal nie bardzo ogarniał rzeczywistość.
– To, że to Samik! – Kobieta zaczynała cierpliwość. – Samik!
Mężczyzna zamrugał szybko i dopiero wtedy załapał o co chodzi. Spojrzał przerażony na żonę.
– Samik – szepnął. – Nie martw się, poradzę sobie – pocałował przelotnie kobietę, potem odchrząknął znacząco, wyprostował się, wypiął dumnie pierś i pewnym krokiem podszedł do przyjaciela.
– Cześć, Guillaume – przywitał się radośnie tak, jakby kilkanaście minut wcześniej przyjmujący wcale nie zdobył statuetki MVP. – Widzę, że poznałeś już Isaaca. – Poklepał chłopca po głowie, na co ten skrzywił się nieznacznie.
– Zastanawiałem się kiedy ty i Stephanie zdążyliście sobie sprawić drugiego syna – zaśmiał się Samica. – I dlaczego nie jest on pstrokatym blondynem jak Timi.
– Może dlatego, że Isaac nie jest moim synem. – Stephane skrzyżował ręce na piersi. – Tylko siostrzeńcem. A to drobna różnica w genotypie.
Guillaume zamarł zaskoczony. Widać było, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
– Siostrzeniec? – wydukał. – Nigdy nie mówiłeś, że Joyce ma syna.
– To syn Danielle – poprawił go Stephane.
Stephanie, która z pewnej odległości przysłuchiwała się rozmowie, poczuła jak robi jej się słabo. Chciała interweniować, ale ostatecznie jedynie usiadła na pobliskim krześle i wzięła kilka głęboki wdechu.
„Uspokój się, Stephanie” skarciła samą siebie, odruchowo przykładając dłoń do brzucha. „Jeśli to spieprzy, to będzie tylko i wyłącznie jego wina.”
– Danielle? – Francuzi kontynuowali rozmowę. – Ja… kurczę, nie widziałem jej ze sto lat – zaśmiał się nerwowo Samica.
– Znał pan mamę? – wyrwało się Isaacowi.
– Przelotnie – przyznał przyjmujący. – Była… bardzo sympatyczną kobietą. – Uśmiechnął się do chłopca. – Co u niej?
– Wyjechała służbowo, prowadzi bardzo ważne badania – wyjaśnił dzieciak, a w jego oczach było słychać dumę. – Dlatego teraz mieszkam z wujkiem i ciocią.
– Naprawdę? – Samik uniósł ze zdziwieniem brwi. – No to macie wesoło. Lecę do swoich dziewczyn. – Poklepał jeszcze przyjaciela po ramieniu, a potem odbiegł truchtem w kierunku swojej narzeczonej i małej córeczki.
Gdy się oddalił, Stephanie postanowiła wkroczyć do akcji. Powoli wstała z krzesła i podeszła do męża.
– Prawie się wygadałeś – warknęła przez zaciśnięte zęby.
– Spokojnie. – Uniósł dłoń niczym Juliusz Cezar. – Niczego się nie domyśla, zresztą my też nie mamy stuprocentowej pewności.
– Niby tak – mruknęła. – Ale to nie oznacza, że możesz być aż tak nieostrożny! Zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby Samik się dowiedział!
– Spokojnie, proszę – Trener chwycił żonę za ramiona i ostrożnie zmusił, by spojrzała mu w oczy. – Nie możesz się teraz denerwować – szepnął, opierając swoje czoło na jej.
Odwróciła wzrok, udając, że nadal jest obrażona, ale kiedy Stephane nie odsunął się nawet o milimetr, prychnęła śmiechem i lekko uderzyła go zaciśniętą dłonią w pierś.
– Jesteś niemożliwy – stwierdziła.
– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko. – Ale najważniejsze jest to, że cię kocham, prawda?



Z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział ósmy. Na początku nie spodziewałam się, że uda mi się go tak szybko napisać, ale po tym jak Onico Warszawa z hukiem wyleciało z szóstki Plus Ligi, musiałam czymś zająć myśli. Mam więc nadzieję, że powyższy tekst przypadł wam do gustu i z niecierpliwością czekam na wasze komentarze. 
Pozdrawiam
Violin

9 komentarzy:

  1. Oczywiście, że przypadł. Rozdział był świetny, zresztą jak zawsze.
    Nareszcie odbył się wyczekiwany przeze mnie mecz! Większość bohaterów spotkała się w końcu w jednym miejscu. Próbując ukryć swoje tajemnice i sekrety.
    Dla Nicolasa musiało być to duże przeżycie. Być może rozmawiał z własnym bratem. W dodatku spotkał swoją mamę i siostrę. Jestem już prawie pewna, że to syn Stephana i Stephanie. Jeśli będzie inaczej, będę naprawdę w ogromnym szoku.
    Isaac także być może po raz pierwszy, spotkał bardzo bliską mu osobę. Zabawna była interwencja Antigi, która zamiast pomóc, mogła tylko narobić więcej szkód.😏
    Joyce i Andrzej znowu na siebie wpadli. 😂 Przy okazji odkryli, że łączy ich dużo więcej niż myśleli. Andrzej do reszty już oszalał na punkcie Francuzki. Nie mógł się nawet skupić na meczu!
    Ich spacer może być bardzo interesujący. O ile wcześniej Staphane nie urządzi sobie pogawędki z siatkarzem. W końcu Joyce to jego siostra, o którą bardzo się martwi. Gdyby nie Stephanie, to kto wie jak by się potoczyła dlasza rozmowa tej trójki. 😉
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie spodziewałam się ,że zobaczę dzisiaj rozdział ;) Ale się ucieszyłam :)
    No i nadszedł dzień meczu. Wszystko staje się trochę jaśniejsze. Nicolas , to na bank jest ich syn.Tylko co wtedy się wydarzyło? Dlaczego nie jest z nimi? Bo nie uwierzę ,że tak po prostu go porzucili. Tego akurat jestem pewna. Nicolas musiał bardzo przeżywać to spotkanie. Nie wyobrażam sobie co musiał czuć , stając przed nimi.
    Joyce i Wrona :) No nareszcie obydwoje już wiedzą kim są ;) Ich rozmowa była przezabawna.Śmiałam się sama do siebie. Reakcja starszego brata- bezcenna ;) Chciałabym widzieć jego minę. Gdy dowiedział się ,że jego młodsza siostrzyczka spotyka się z jego zawodnikiem. I to o niej on myśli na okrągło.
    Isaac i Samica czy to naprawdę jego syn? Wszystko na to wskazuje.Kurcze ciągle mam jeszcze zbyt dużo pytań :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. WoW!
    Wszyscy spotkali się w jednym miejscu, z jednym celem, ale za to wraz ze swoimi tajemnicami.
    Nicolas musiał przeżyć niezły szok kiedy u jego boku pojawił się Timi. Do tego mógł z naprawdę bliskiej odległości stanąć obok matki, siostry. Nie mogę sobie tego wyobrazić i podziwiam go za zachowanie spokoju. Ja w takiej sytuacji wybuchnęłabym płaczem albo wygadała się, a on? Zachowanie zimniej krwi do końca!
    Cieszę się, że Andrzej spotkał na meczu Francuzke dzięki czemu oboje wiedzą, że łączy ich naprawdę dużo. Reakcja Antigi na znajomość tej dwójki była naprawdę zabawna i czuję, że Andrzej może mieć małą pogawedke z trenerem. XD
    Isaac i Samica.. W tym rozdziale upewniłam się, że siatkarz jest ojcem chłopca. Reakcja Antigów na to wskazuje chociaż sami nie są pewni, co do słuszności swoich podejrzeń.
    Czekam na kontynuację, buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam na to wydarzenie. W końcu wszyscy w jednym miejscu :) ale to fajnie się czytało, z każdego perspektywy. Czułam się jakbym obserwowała ich z boku, serio świetnie opisane!
    Będę lecieć po kolei, bo tak się nie zgubię, więc Nicolas musiał być zestresowany. Zdecydował się na przyjście, ale nie był świadomy chyba powagi sytuacji. Poznał swoją rodzinę, która o nim jeszcze nie wie. Podziwiam go za to jak poradził sobie w ich towarzystwie.
    Joyce i Andrzej haha ja nie wiem, oni są sobie przeznaczeni. To już jest siła wyższa, która pcha ich na siebie. Ciągle na siebie wpadają. Tym razem wyjaśnili sobie kim dokładnie są. Łączy ich bardzo dużo, dlatego powinni być razem. Jak dla mnie idealna para.
    Reakcja Stephana była mega zabawna, który w tym rozdziale dawał czadu. Najpierw chciał być groźnym starszym bratem i dobrze, że żona go powstrzymała. Potem dowalił jeszcze z Isaakiem, przez co mogło się wszystko wydać. Niby to tylko podejrzenia, ale ja czuję, że Samika jest ojcem chłopca. Ciekawe, czy intuicja mnie nie zawiedzie.
    Czy w następnym rozdziale zwiedzanie miasta Joeclyn i Andrzeja? Jeśli tak, to bomba! Może jakiś gorący moment? Hmmm?
    Czekam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Długo czekałam na ten moment i w końcu się doczekałam. Wspólne spotkanie wszystkich bohaterów. Każdy z osobna się o sobie dowiedział. Bardzo przyjemnie się to czytało, dzięki rożnym perspektywom. Można było się poczuć, jak gdyby samemu było się na tym meczu.
    Najlepsi byli Andrzej i Joyce. Mina Andrzeja kiedy się dowiedział, kim jest jego ukochana musiała być piękna. Chciałabym zobaczyć go po tym jak dziewczyna dała mu buziaka w policzek. To byłoby bezcenne. Wrona jest przy niej strasznie zestresowany. Wrzuć na luz, chłopie! I weź sprawy w swoje ręce. Może niedługo będzie między nimi jakiś gorący moment? Byłoby super!
    To było napewno ciężkie spotkanie dla Nicolasa. Już chyba każdy wie, że rodzina Antigów (przepraszam, ale nie wiem jak można to odmienić 😂) to także jego rodzina. Młody trochę pokrzyżował mu plany ukrywania się, ale dzięki temu było ciekawie. Chłopiec jest rozkoszny.
    Mam wrażenie, że ta ciąża bardzo mocno wpływa na Stephanie. Kobieta nie jest ani trochę radosna i wydaje się, jakby uleciało z niej całe życie. Chciałabym ją poznać taką, jaka jest w rzeczywistości. Wydaje się bardzo sympatyczna i przyjacielska, ale to ciąża chyba ją wykańcza. A przynajmniej ja mam takie odczucie.
    Już od dawna snuję domysły, że Samika to ojciec Isaaka. W ostatnim czasie instynkt mnie nie zawodzi, więc coś czuję, że mogę mieć rację. Z tego co przeczytałam, widzę, że Natola ma to samo przeczucie.
    Jestem ciekawa, co dalej dla nas szykujesz. Nie mogę się doczekać i życzę weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Na samym początku bardzo przepraszam że dopiero teraz, ale ostatnio nawet nie mam czasu kichnąć :(
    No więc mamy oczekiwany przeze mnie mecz :D Zacznę więc od Nicolasa. Chłopaka zaczęła ogarniać lekka panika, do tego dość niespodziewanie wpadł na swojego ... brata? A potem poznał resztę rodziny. Ej ... te dzieciaczki są kochane! Takie łobuziaki dwa <3 W każdym bądź razie niezręczna dla niego sytuacja, w przeciwieństwie do reszty, która nie zna prawdy. Rozbawiło mnie to jak Sharon zaczął kombinować "kim dla niego jest" Nicolas haha. Tak jakby byli w związku i chcieli to ukryć :D Wybacz, moje skojarzenia są czasami dziwne.
    Prawda wyszła na jaw i Joyce już wie kim jest Andrzej, a Andrzej wie kim jest Joyce :) No i dobrze, im mniej niedomówień tym lepiej :) Antiga jako nadopiekuńczy brat? Haha skąd ja to znam xD Może być niebezpiecznie, ale i komicznie ... o zęby Andrzej może się nie bać, ale wykład może dostać :) Jak tak czytam sceny z nim i Joyce to śmieje się z jego zachowania ... taki niepewny się wydaje, a potem jak podszedł do barierki to hoho ... taki pewny siebie ... i dobrze! Ja też się nie mogę doczekać ich spotkania :) Oj iskrzy pomiędzy nimi, iskrzy <3
    Ej! Czy Issac nie jest przypadkiem synem Samika? Jedynie to mi przychodzi na myśl ... do tej pory jego osoba była owiana tajemnicą, państwo Antiga coś ukrywali i teraz ta scena z chłopcem, i reakcja siatkarza ... hmm ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem już i ja :)
    No, doczekałam się w końcu tego meczu :D Hm, wiele wskazuje na to, że Nicolas naprawdę jest synem Stephana i Stephanie... A jeśli tak to na pewno spotkanie rodziny było dla niego ciężkim i stresującym przeżyciem... Ale poradził sobie, więc brawa dla niego! Podobała mi się kwestia, jak Sharone razem z nim ustalali kim dla siebie są haha :D Bardzo mnie to rozbawiło :D
    I nareszcie Joyce dowiedziała się kim jest Andrzej i na odwrót :) Bardzo podoba mi się ten wątek, oni razem ^^ Ich spotkania za każdym razem mnie rozczulają i powodują, że mam szeroki uśmiech na twarzy :) Tak, z pewnością Andrzeja nie ominie pogawędka ze Stephanem haha :D Dobrze, że Stephanie wkroczyła do akcji, bo Antiga coś się z lekka chyba zdenerwował :D
    Wszystko wskazuje na to, że Issac jest synem Samiki, ale czy na pewno? Ach, tyle pytań bez odpowiedzi! Czekam z niecierpliwością na dziewiątkę :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział bardzo mi przypadłą do gustu i wiele wyjaśnień i wskazówek dał. Po pierwsze mam już 100% pewności, że Nico jest synem Stephane'a i Stephanie Antiga. Po drugie spotkanie Joyce z Andrzejem. Jego mina musiała być naprawdę bezcenna kiedy się dowiedział, że Joyce jest siostrą jego trenera. I Stephane dowiedział się o ich znajomości i pewnie szykuje się poważna rozmowa. Dobrze, że Sephanie wkroczyła do akcji. I ostatnie spotkanie Samici z Isaaciem. Po tym jak Stephanie nerwowo zareagowała na ich spotkanie, zaczynam mieć podejrzenia, że Samica jest ojcem Issaca. Lecę dalej nadrabiać ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nicolas jest niesamowicie tajemniczą postacią. I myślę, że to syn Stephane i Stephanie.
    Ale nie będę teraz mówić o nim. KOCHANA twoje dziecięce postacie są niesamowicie kochane i ja chciałabym je wziąć ze sobą do domu. Haha
    Timi <3
    Scena , w której Andrzej dowiaduje się kim jest Joyce jest świetna. Biedny, aż pobladł gdy się o tym dowiedział. Biedaczek.
    Ej,ej,ej czy Samik jest ojcem Issaca? No nie...Kiedy, jak to się stało? Chce wiedzieć szybciutko!

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics