Torwar powoli zapełniał się ludźmi.
Nicolas stał pod ścianą, z rękami w kieszeni i w skupieniu obserwował,
zbierający się w głównym holu tłum. Ręce trzymał w kieszeniach, ale nie
zarzucił na głowę kaptura bluzy. To byłoby podejrzane, a on nie chciał rzucać
się w oczy. Wolał wyglądać jak zwykły chłopak, który po prostu czeka na swoją
dziewczynę.
Zmiął w palcach bilet, który dostał
od Sharona.
– Dlaczego się na to zgodziłem? –
mruknął pod nosem. – Przecież to niebezpiecznie. – Pokręcił głową, gdy
przypomniał sobie słowa atakującego.
– Masz miejsce w sektorze G –
powiedział Evans, wręczając koledze wejściówkę. – Będą tam rodziny inny
chłopaków, ich partnerki i tym podobne. Nie będziesz się czuł samotny.
Nie miał pojęcia, że akurat w tym
momencie Nico wolałby dostać miejsce po drugiej stronie hali.
– Nie powinno mnie tu być – skarcił
sam siebie. – Jeszcze za wcześnie…. Idiota, skończony idiota. A jak cię ktoś
zobaczy? I zacznie coś podejrzewać? Trzeba było się jakoś wykręcić.
– Cukierka?
Od dalszego użalania się nad własną
głupotą wyrwał go miły głos młodej dziewczyny. Przed nim stała uśmiechnięta
hostessa i zachęcająco wyciągała w jego stronę pudełeczko z fioletowymi
cukierkami.
Francuz zaczerwienił się mimowolnie
i spuścił wzrok.
– Nie, dziękuję… – próbował
nieudolnie wybrnąć z krępującej sytuacji. Słabo mu to wyszło, bo z zażenowanie
zapomniał angielskiego.
– Są naprawdę dobre! – Ni stąd ni
zowąd obok nich pojawił na oko dwunastoletni chłopiec, o jasnej czuprynie i
radosnych, niebieskich oczach.
Takich samych jak oczy Nicolasa.
– Żal nie spróbować! – dodał
dzieciak, wpychając sobie do ust kolejną czekoladkę.
– Skoro tak mówisz… – Nico
uśmiechnął się niezręcznie, a potem wziął cukierka i podziękował skinięciem
głowy. Hostessa obdarzyła go idealnym uśmiechem, a potem oddaliła się, by
porozmawiać z innymi kibicami.
– Miałeś rację – mruknął, mimowolnie
przechodząc na francuski.
Słysząc ten język, uśmiech na twarzy
chłopca zrobił się jeszcze szerszy, choć wydawało się to już nie możliwe.
– Mówisz po francusku? – zapytał,
ale nie zaczekał na odpowiedź. – Ja też! Jesteś pierwszy raz na meczu? Bo nigdy
wcześniej cię nie widziałem, a mam świetną pamięć do twarzy. W ogóle to Timote
jestem. – Wyciągnął rękę w stronę
Nicolasa, a ten uścisnął ją nieznacznie. – Znaczy Timote dla mamy, Timo dla
taty i Tim dla całej reszty społeczeństwa. Odpowiadam tutaj za uśmiechanie się,
robienie dobrego wrażenie i pełnienie funkcji najbardziej uroczego dziecka na
hali. Choć Mia próbuje mi je odebrać. – Tupnął nogą niczym obrażona
dziewczynka.
Nico nie mógł nie prychnąć śmiechem,
ale zaraz spoważniał. Zmierzył chłopca zlęknionym spojrzeniem i odruchowo
zrobił krok w tył. Doskonale wiedział z kim rozmawia. W końcu, gdy patrzył w
lustro widział te same niebieskie oczy, ten sam uśmiech.
To go przerażało. Nie był
przygotowany na to spotkanie.
– Przepraszam, ale muszę już iści –
spróbował jakoś wywinąć się od dalszej rozmowy, a na znak pośpiechu nawet wyjął
z kieszeni pomięty bilet.
Jednak Timo nic sobie z tego nie
robił.
– Gdzie siedzisz? – zapytał,
ostrożnie aż stanowczo, chwytając za świstek papieru. – Sektor G? To tam gdzie
ja! Zaraz cię zaprowadzę! – Odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę głównych
schodów.
Nicolas westchnął głęboko. Nie miał
wyjścia, musiał iść za chłopcem. Teoretycznie mógłby tego robić, ale wtedy
wyszedłby na bezdusznego idiotę. A tego nie chciał. Nie w stosunku do tego
dzieciaka.
Na trybuny wchodził z szaleńczo
bijącym sercem i na drżących nogach. Zatrzymał się u samego szczytu schodów, a
potem potoczył wzrokiem po hali. Kibice powoli zaczynali się zbierać, na boisku
rozgrzewali się zawodnicy. Wypatrzył wzrokiem Sharona, ale doskonale wiedział,
że atakujący nie może go widzieć. Zresztą był zbyt zajęty odbijaniem piłki.
– Choć! – Timi już był jakieś piętnaście
metrów niżej i niecierpliwie machał ręką. – Tu jest twoje miejsce!
Nico pokiwał głową. Powoli zaczął
schodzić w kierunku chłopca, z każdym kolejnym krokiem, czując, że zaczyna
ogarniać go paraliżujący strach.
W końcu stanął na ostatnim schodku.
Odetchnął głęboko i podniósł wzrok. Musiał zmierzyć się z tym wyzwaniem. Musiał
udawać, że jest po prostu zwykłym chłopakiem.
– Kogo tym razem przyprowadziłeś,
Timote?
Zamarł. Odwrócił się powoli. Kilka
metrów od niego, za Timem, stała kobieta. Miała jasne włosy i delikatny, czuły
uśmiech. Na jego widok, Nicolas po raz kolejny poczuł, że robi mu się słabo.
Nieznacznie zatoczył się do tyłu, ale w ostatniej chwili złapał równowagę.
„Zachowuj się normalnie” skarcił się
w myślach. „ Zachowuj się normalnie.”
– To… – Uradowany Timi zamarł w
połowie zdania. – Sekundę, nie wiem jak masz na imię! – Fuknął z wyrzutem.
– Jestem Nicolas – przedstawił się
grzecznie Nico, starając się zachować spokój.
Timote wyszczerzył się wesoło, a
potem znów odwrócił się w stronę kobiety.
– W takim razie, Nicolasie, to jest
moja mama – zaczął, a w jego głosie słychać było nieznaczną dumę. – To
irytujące stworzenie na krześle obok to moja siostra, Manoline, a obok niej
siedzi mój kuzyn, Isaac. Gdzieś jeszcze powinna być ciocia Joyce, ale akurat w
tym momencie zniknęła.
– Sam jesteś irytującym stworzeniem!
– krzyknęła z irytacją płowowłosa dziewczynka, która dotychczas zajmowała się
analizowaniem struktury kolorowego żelka.
– Ale ty bardziej! – odkrzyknął
Timi.
– Wcale, że nie!
– A właśnie, że tak!
– Nie!
– Tak!
– Nie!
– Tak!
– Czy możecie pokłócić się po meczu?
– uciszyła dzieciaki Francuska. – Przepraszam za nich, są czasami nieznośni. –
Znów posłała chłopakowi delikatny uśmiech.
Nicolas mechanicznie pokiwał głową.
Nie mógł oderwać wzroku od kobiety. Na jej twarzy szukał jakichkolwiek oznak
zdziwienia, szoku, choćby podenerwowania czy zaskoczenia, ale niczego nie
zauważył. Owszem wydawała się być niewyspana, miała podkrążone oczy, a jasne
włosy jedynie związała w niestaranny kucyk, ale po za tym wyglądała zupełnie
normalnie.
– Nico! Nico, złaź tutaj!
Z zamyślenia wyrwało go wesołe
pokrzykiwanie Evansa. W duchu odetchnął z ulgą. Grzecznie przeprosił rodzinę, a
potem szybko zbiegł do barierek, gdzie już czekał na niego atakujący.
– Czyli jednak przyszedłeś? –
zaśmiał się Sharone.
– Sam w to nie wierzę – mruknął
Nicolas. – Czuję się… cokolwiek nieswojo – przyznał.
W odpowiedzi Kanadyjczyk jedynie
lekceważąco machnął ręką.
– Poradzisz sobie. Mamy inny
problem. – Pochylił się i rozglądnął wokół, sprawdzając, czy na pewno nikt ich
nie podsłuchuje. – Nie ustaliliśmy, kim dla mnie jesteś – szepnął
konspiracyjnie.
Francuz przeklął w myślach. Wiedział,
że o czymś zapomnieli.
– Wymyśl coś – mruknął. – Cokolwiek,
byle tylko trzymało się kupy.
– Dobra. – nieznacznie pokiwał
głową. – W takim razie jesteś moim kumplem z liceum, który przyjechał tutaj na
wymianę studencką. Masz jakiś problem z lokum, więc na razie nocujesz u mnie. Tylko…
staraj się ograniczyć ten swój „francuski” akcent. – Znacząco zakreślił w
powietrzu cudzysłów. – Inaczej będzie z ciebie taki Kanadyjczyk, jak ze mnie
primabalerina.
– Niech będzie – zgodził się Nico.
– Super. – Evans poklepał kumpla po
plecach, a potem odbiegł do swoich kolegów.
Nicolas wziął głęboki oddech, a
potem odwrócił się powoli. Odnalazł wzrokiem rząd, w którym siedział Timote z
rodziną. Nerwowo przełknął ślinę.
„Jesteś zupełnie normalnym
chłopakiem” powtórzył w myślach, zaczynając wspinaczkę po schodkach. „Zupełnie
normalnym, nic nieznaczącym chłopakiem.”
***
– Czy tylko ja się denerwuje? –
zapytała Jocelyne, nerwowo mnąc w dłoni jakąś ulotkę.
– Nie, ciociu, nie tylko ty –
odpowiedziała wesoło siedząca obok Manoline. – Mama też się denerwuje, tylko tego
nie okazuje. Zawsze tak robi, ale i tak wszyscy wiedzą, że nie może usiedzieć spokojnie
w miejscu.
Joyce pojrzała na Stephanie, a ta
jedynie przewróciła oczami z dezaprobatą.
– Gdybym za każdym razem okazywała
zdenerwowanie już dawno wylądowałabym w psychiatryku – prychnęła.
Jocelyne powoli pokiwała głową, a
potem pustym wzrokiem potoczyła po hali. Była prawie pusta, do meczu zostało
prawie czterdzieści minut. Na trybunach siedzieli pojedynczy kibice, a po
boisku krzątali się sędziowie i sztaby obydwu drużyn. Panowała wręcz nieznośna
cisza i spokój.
– Idę się przejść – mruknęła do
bratowej. Ta jedynie przytaknęła nieznacznie, a potem znów wlepiła zamyślony
wzrok w przestrzeń.
Korytarze budynku też były prawie puste.
Joyce przechadzała się nimi spokojnie, co pewien czas tylko mijając śpieszących
się pracowników. Nie wiedziała do końca dokąd idzie, wybierał przypadkowe
zakręty i drzwi, jeśli tylko nie widniała na nich tabliczka „tylko dla
personelu”.
Musiała pomyśleć. Minął prawie
tydzień od momentu, w którym przyjechała do Warszawy. Tylko tydzień, ale już
znalazła tu bratnią duszę. Bo właśnie za taką osobę uważała Andrzeja.
Uśmiechnęła się pod nosem. Oczywiście
doskonale wiedziała, co w takim wypadku powiedziałby Stephane. „Uważaj, za nim
zaufasz ludziom” powtarzała, gdy dziewczyna była jeszcze podlotkiem i
podkochiwała się w co drugim chłopaku spotkanym na ulicy.
– A potem poznałam Jonasa – prychnęła
pod nosem. – I co z tego, że przejrzałam go na wylot, skoro on i tak okazał się
być skończonym dupkiem.
Pokręciła z dezaprobatą głową. Takie
było życie i musiała się z tym pogodzić.
Nagle z zamyślenia wyrwało ją
bliskie spotkanie trzeciego stopnia z czymś twardym. Jęknęła cicho i zatoczyła
się do tyłu.
– Przepraszam, ja… – Zaczęła się
tłumaczyć, masując obolałą głowę.
– Joyce? Joyce, to ty?
Zamrugała zaskoczona. Raz, a potem
jeszcze raz, nadal niedowierzając w to co widzi. Przed nią stał Andrzej we
własnej osobie. Ten sam Andrzej, z którym kilka dni wcześniej piła kawę. Miał
na sobie strój zawodnika Onico Warszawy, a jego twarz zastygła w wyrazie
totalnego zaskoczenia.
– To naprawdę ty – wychrypiał. – To
naprawdę ty, Joyce.
– Ta… to ja, we własnej osobie. – Z zakłopotaniem
podrapała się po ramieniu. – A ty… to naprawdę ty?
Mężczyzna nieznacznie pokiwał głową,
nadal nie odrywając wzroku od Francuzki.
– Co ty tu robisz? – zapytał słabym
głosem. – Przecież mówiłaś… mówiłaś, że sobotni wieczór masz zajęty. Jakieś
zobowiązania rodzinne, czy coś takiego.
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem,
uważnie analizując każdy szczegół. Jej mózg działał na przyspieszonych obrotach.
Szybko łączyła wszystkie fakty. Sportowy strój, logo Onico Warszawa, ósemka na
koszulce.
Gdy w końcu dotarło do niej, kogo ma
przed sobą, nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła głośnym śmiechem. Oparła się
o ścianę, by nie stracić równowagi i dalej śmiała się wręcz nieprzyzwoicie. Dopiero
po kilku minutach udało jej się złapać oddech.
– Przepraszam – wychrypiała,
ocierając załzawione oczy. – Po prostu… Ten mecz… To jest moje zobowiązanie
rodzinne! Teraz dotarło do mnie, że nie znasz mojego nazwiska. Jestem Jocelyne
Antiga, Andrzej!
– Jocelyne Antiga? – Siatkarz przekrzywił
nieznacznie głowę. – Znaczy, że jesteś…
– Młodszą siostrą twojego trenera –
do kończyła za niego Joyce. – Stephanie
mi nie uwierzy, jak jej o tym opowiem. – Pokręciła z niedowierzaniem głową.
Wrona nic nie powiedział. Cały czas wpatrywał
się w kobietę szeroko otwartymi oczami i nieudolnie próbował zrozumieć jej
słowa. Widziała, jak najpierw blednie gwałtownie, by chwilę później
zaczerwienić się po same uszy.
– Ja… nie wiedziałem… kurczę, nie
mam pojęcia, co powiedzieć – wydusił w końcu.
– Lepiej nic nie mów. – Machnęła lekceważąco
ręką. – Jak się Stephane dowie… Ale będą jaja – zaśmiała się, przeczesując
dłonią włosy.
– Tak myślisz? – Andrzej nerwowo
przełknął ślinę.
– Czy ja myślę? – prychnęła Joyce. –
Ja to wiem. Stephanie jest stuprocentowym, nadopiekuńczym starszym braciszkiem.
Jak się dowie, że piłam kawę z jednym z jego zawodników i jeszcze umówiłam się
z nim na zwiedzanie miasta… Będzie ciekawie. Ale spoko, mam na niego swoje sposoby
– dodała szybko, widząc, że środkowy pobladł jeszcze bardziej.
– Skoro tak mówisz – mruknął, a zaraz
potem, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyprostował się dumnie. –
W każdym razie, cieszę się, że cię dzisiaj widzę – powiedział już zdecydowanie
pewniejszym głosem. – Mam nadzieję, że mogę liczyć na twój doping w dzisiejszym
meczu.
– Oczywiście, że tak! – Uśmiechnęła
się szeroko. – A ponieważ mój brat nie gra już od czterech sezonów, to życzę
nie tylko wygranej, ale i nagrody MVP.
On także odpowiedział uśmiechem.
Zaraz jednak zmarkotniał, słysząc dochodzące zza najbliższych drzwi
pokrzykiwania.
– Przepraszam, ale muszę już wracać
do moich nieznośnych kolegów – wyjaśnił, widząc zaskoczone spojrzenie Jocelyne.
– W końcu funkcja kapitana zobowiązuje.
– Rozumiem – przytaknęła. – W każdym
razie, trzymam kciuki i widzimy się jutro pod Pałacem Kultury. – Zawahała się
nieznacznie, ale wspięła się na palce i szybko cmoknęła siatkarza w policzek. –
To za te poniedziałkowe zakupy – szepnęła jeszcze, a potem odwróciła się i wesoło
odbiegła w głąb budynku.
Nie miała pojęcia, że dopiero Wojtek
Włodarczyk musiał wyjść z szatni, by nakrzyczeć na swojego kolegę i zmusić go
do powrotu, bo Andrzej jeszcze przez długie minuty stał na środku korytarza,
kompletnie sparaliżowany.
***
Mecz z Kielcami trwał pięć setów.
Pięć długich setów, w czasie których Andrzej zupełnie wyłączył myślenie. Grał,
korzystając z wyćwiczonych mechanizmów i nie zwracając uwagi na to, co się dzieje
wokół. Jedynie co pewien czas jego wzrok uciekał w kierunku ławki trenerskiej,
przed którą krążył zdenerwowany trener, by potem spojrzeć na sektor G, gdzie co
pewien czas mignęła ciemno rude włosy.
Nawet nie zauważył, kiedy w tie-breaku
zdobyli ostatni punkt, wygrywając całe spotkanie trzy do dwóch. Jego koledzy skakali
wesoło wokół, poklepywali się po plecach i ogólnie świętowali zwycięstwo, ale
sam Andrzej jedynie uśmiechał się nieprzytomnie. Mechanicznym skinięciem głowy
odpowiadał na gratulacje, pałętając się po boisku niczym widmo. Nie miał pojęcia,
co w tym momencie ze sobą zrobić.
Po jakiś piętnastu minutach dopełniono
wszelkie formalności i oficjalnie zakończono mecz. Zrobił obowiązkową rundkę
wokół boiska, by przybić kibicom piątkę, a gdy i to się skończyło, stanął na
środku, by objąć wzrokiem trybuny.
W końcu ją wypatrzył. Stała przy
barierkach i beztrosko rozmawiała z Stephanem. Co pewien czas wybuchała
dźwięcznym śmiechem, odgarniając za ucho kosmyki rdzawych włosów. Trener też uśmiechał
się szeroko, gdy tłumaczył coś po francusku.
Wrona odetchnął głęboko. „Raz się
żyje, stary” pomyślał, a potem wypiął dumnie pierś i raźnym krokiem podszedł do
rodzeństwa.
– Jak podobał się mecz? – zapytał, nonszalancko
opierając się o barierki.
– Był wspaniały. – Joyce uśmiechnęła
się delikatnie. – Ale nie zdobyłeś MVP – fuknęła, krzyżując ręce na piersi.
– Tak jakoś wyszło. – Rozłożył
przepraszająco ręce. – Zresztą staruszkowi Samice też coś się należy od życie.
Obydwoje równocześnie prychnęli.
– Hej, sekundę. – Tę wyjątkowo uroczą
konwersacje gwałtownie przerwał Stephane Antiga, który dotychczas jedynie
wpatrywał się w pozostałą dwójkę z szczęką na poziomie Rowu Mariańskiego. – To
wy się znacie?! – zapytał, wskazując palcem najpierw na Andrzeja, a potem na
siostrę.
– Tak jakoś wyszło. – Joyce
uśmiechnęła się przepraszająco. W odpowiedzi brat posłał jej jedno ze swoich
morderczych spojrzeń. Drugim obdarzył swojego środkowego.
– Czekam na wyjaśnienia – warknął.
Kobieta już otwierała usta, by coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili uprzedził ją Wrona.
– Spokojnie, poznaliśmy się dopiero
kilka dni temu – zaczął wyjaśniać najbardziej spokojnym głosem na jaki było go
stać. – Pomogłem jej w sklepie, byliśmy na jednej kawie, a dzisiaj dowiedziałem
się, że jest twoją siostrą.
– A ja dowiedziałam się, że Andrzej
gra w twojej drużynie – dodała szybko Jocelyne.
Trener zmierzył oboje podejrzliwym
spojrzeniem. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie obok pojawiła
się jego żona.
– Daj im spokój – powiedziała,
kładąc rękę na ramieniu Stephana. – To nie przesłuchanie, lepiej zajmij się czymś ciekawszym. – Nieznacznie kiwnęła głową w bliżej nieokreślonym
kierunku. – Przepraszamy. – Uśmiechnęła się jeszcze do siatkarza i szwagierki,
a potem pociągnęła męża w sobie tylko znaną stronę.
– Chyba nie było tak źle – stwierdził
Wrona, gdy trener znalazł się już w bezpiecznej odległości.
– Oczywiście! – prychnęła Joyce. – W
porównaniu z tym, co potrafił odstawić, to naprawdę musiałeś zrobić dobre
wrażenie.
– Albo po prostu uratowała mnie Stephanie.
– Coś w tym jest – potwierdziła. –
Ma wyczucie chwili.
Andrzej powoli pokiwał głową. Przez
chwilę panowała między nimi niezręczna cisza, aż w końcu środkowy przypomniał
sobie, że obiecał wziąć sprawy w swoje ręce.
– Naprawdę bywało gorzej? – zapytał,
chcąc podtrzymać rozmowę. – No wiesz… z nadopiekuńczością Stephana.
Jocelyne w zamyśleniu podrapała się
po brodzie.
– Nie do końca jestem pewna – zaczęła
powoli. – Między nami jest czternaście lat różnicy, więc kiedy ja zaczęłam się
interesować chłopakami, on już szlajał się po Europie. Ale za to przy mojej
starszej siostrze, Danielle, kilka razy odstawił scenki – zaśmiała się
delikatnie.
– Ale mam nadzieję, że po jutrzejszym
spacerze, nie będę musiał oglądać się za siebie? Naprawdę, cenię sobie swoje
zęby. – Wrona wyszczerzył się szeroko. – Bo rozumiem, że nasze spotkanie nadal
jest aktualne.
– Jak najbardziej – przytaknęła
szybko, a siatkarz poczuł, jak ciepło robi mu się na sercu. – Już nie mogę się doczekać tego spaceru.
– Ja też – szepnął. – Ja też.
***
– Au, au, au, to boli! – jęczał
Stephane, gdy żona prowadziła go wzdłuż trybun, cały czas trzymając męża za
nadgarstek.
– Daj spokój – fuknęła Stephanie,
jednak w końcu puściła rękę mężczyzny. – Może zamiast terroryzować swoją
siostrę i Wronę, łaskawie zająłbyś się poważniejszymi problemami.
– O czym ty mówisz? – zaskoczony trener
przekrzywił nieznacznie głowę.
Kobieta przewróciła oczami. Była
podenerwowana, zirytowana, śpiąca i ostatnie na co miała ochotę, to użerać się
z nieogarniętym małżonkiem.
– Patrz na Isaaca. – Wskazała
nieznacznym ruchem dłoni na stojącego niedaleko chłopca. – Rozmawia z Samikiem.
– I co z tego? – Stephane nadal nie
bardzo ogarniał rzeczywistość.
– To, że to Samik! – Kobieta
zaczynała cierpliwość. – Samik!
Mężczyzna zamrugał szybko i dopiero
wtedy załapał o co chodzi. Spojrzał przerażony na żonę.
– Samik – szepnął. – Nie martw się,
poradzę sobie – pocałował przelotnie kobietę, potem odchrząknął znacząco,
wyprostował się, wypiął dumnie pierś i pewnym krokiem podszedł do przyjaciela.
– Cześć, Guillaume – przywitał się
radośnie tak, jakby kilkanaście minut wcześniej przyjmujący wcale nie zdobył
statuetki MVP. – Widzę, że poznałeś już Isaaca. – Poklepał chłopca po głowie, na
co ten skrzywił się nieznacznie.
– Zastanawiałem się kiedy ty i
Stephanie zdążyliście sobie sprawić drugiego syna – zaśmiał się Samica. – I
dlaczego nie jest on pstrokatym blondynem jak Timi.
– Może dlatego, że Isaac nie jest moim
synem. – Stephane skrzyżował ręce na piersi. – Tylko siostrzeńcem. A to drobna
różnica w genotypie.
Guillaume zamarł zaskoczony. Widać
było, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
– Siostrzeniec? – wydukał. – Nigdy
nie mówiłeś, że Joyce ma syna.
– To syn Danielle – poprawił go
Stephane.
Stephanie, która z pewnej odległości
przysłuchiwała się rozmowie, poczuła jak robi jej się słabo. Chciała interweniować,
ale ostatecznie jedynie usiadła na pobliskim krześle i wzięła kilka głęboki
wdechu.
„Uspokój się, Stephanie” skarciła samą
siebie, odruchowo przykładając dłoń do brzucha. „Jeśli to spieprzy, to będzie
tylko i wyłącznie jego wina.”
– Danielle? – Francuzi kontynuowali
rozmowę. – Ja… kurczę, nie widziałem jej ze sto lat – zaśmiał się nerwowo Samica.
– Znał pan mamę? – wyrwało się
Isaacowi.
– Przelotnie – przyznał przyjmujący.
– Była… bardzo sympatyczną kobietą. – Uśmiechnął się do chłopca. – Co u niej?
– Wyjechała służbowo, prowadzi
bardzo ważne badania – wyjaśnił dzieciak, a w jego oczach było słychać dumę. –
Dlatego teraz mieszkam z wujkiem i ciocią.
– Naprawdę? – Samik uniósł ze zdziwieniem
brwi. – No to macie wesoło. Lecę do swoich dziewczyn. – Poklepał jeszcze przyjaciela
po ramieniu, a potem odbiegł truchtem w kierunku swojej narzeczonej i małej
córeczki.
Gdy się oddalił, Stephanie
postanowiła wkroczyć do akcji. Powoli wstała z krzesła i podeszła do męża.
– Prawie się wygadałeś – warknęła
przez zaciśnięte zęby.
– Spokojnie. – Uniósł dłoń niczym
Juliusz Cezar. – Niczego się nie domyśla, zresztą my też nie mamy stuprocentowej
pewności.
– Niby tak – mruknęła. – Ale to nie
oznacza, że możesz być aż tak nieostrożny! Zdajesz sobie sprawę, co by się
stało, gdyby Samik się dowiedział!
– Spokojnie, proszę – Trener chwycił
żonę za ramiona i ostrożnie zmusił, by spojrzała mu w oczy. – Nie możesz się
teraz denerwować – szepnął, opierając swoje czoło na jej.
Odwróciła wzrok, udając, że nadal
jest obrażona, ale kiedy Stephane nie odsunął się nawet o milimetr, prychnęła
śmiechem i lekko uderzyła go zaciśniętą dłonią w pierś.
– Jesteś niemożliwy – stwierdziła.
– Wiem. – Uśmiechnął się szeroko. –
Ale najważniejsze jest to, że cię kocham, prawda?
Oczywiście, że przypadł. Rozdział był świetny, zresztą jak zawsze.
OdpowiedzUsuńNareszcie odbył się wyczekiwany przeze mnie mecz! Większość bohaterów spotkała się w końcu w jednym miejscu. Próbując ukryć swoje tajemnice i sekrety.
Dla Nicolasa musiało być to duże przeżycie. Być może rozmawiał z własnym bratem. W dodatku spotkał swoją mamę i siostrę. Jestem już prawie pewna, że to syn Stephana i Stephanie. Jeśli będzie inaczej, będę naprawdę w ogromnym szoku.
Isaac także być może po raz pierwszy, spotkał bardzo bliską mu osobę. Zabawna była interwencja Antigi, która zamiast pomóc, mogła tylko narobić więcej szkód.😏
Joyce i Andrzej znowu na siebie wpadli. 😂 Przy okazji odkryli, że łączy ich dużo więcej niż myśleli. Andrzej do reszty już oszalał na punkcie Francuzki. Nie mógł się nawet skupić na meczu!
Ich spacer może być bardzo interesujący. O ile wcześniej Staphane nie urządzi sobie pogawędki z siatkarzem. W końcu Joyce to jego siostra, o którą bardzo się martwi. Gdyby nie Stephanie, to kto wie jak by się potoczyła dlasza rozmowa tej trójki. 😉
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
No nie spodziewałam się ,że zobaczę dzisiaj rozdział ;) Ale się ucieszyłam :)
OdpowiedzUsuńNo i nadszedł dzień meczu. Wszystko staje się trochę jaśniejsze. Nicolas , to na bank jest ich syn.Tylko co wtedy się wydarzyło? Dlaczego nie jest z nimi? Bo nie uwierzę ,że tak po prostu go porzucili. Tego akurat jestem pewna. Nicolas musiał bardzo przeżywać to spotkanie. Nie wyobrażam sobie co musiał czuć , stając przed nimi.
Joyce i Wrona :) No nareszcie obydwoje już wiedzą kim są ;) Ich rozmowa była przezabawna.Śmiałam się sama do siebie. Reakcja starszego brata- bezcenna ;) Chciałabym widzieć jego minę. Gdy dowiedział się ,że jego młodsza siostrzyczka spotyka się z jego zawodnikiem. I to o niej on myśli na okrągło.
Isaac i Samica czy to naprawdę jego syn? Wszystko na to wskazuje.Kurcze ciągle mam jeszcze zbyt dużo pytań :) Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam cieplutko :)
WoW!
OdpowiedzUsuńWszyscy spotkali się w jednym miejscu, z jednym celem, ale za to wraz ze swoimi tajemnicami.
Nicolas musiał przeżyć niezły szok kiedy u jego boku pojawił się Timi. Do tego mógł z naprawdę bliskiej odległości stanąć obok matki, siostry. Nie mogę sobie tego wyobrazić i podziwiam go za zachowanie spokoju. Ja w takiej sytuacji wybuchnęłabym płaczem albo wygadała się, a on? Zachowanie zimniej krwi do końca!
Cieszę się, że Andrzej spotkał na meczu Francuzke dzięki czemu oboje wiedzą, że łączy ich naprawdę dużo. Reakcja Antigi na znajomość tej dwójki była naprawdę zabawna i czuję, że Andrzej może mieć małą pogawedke z trenerem. XD
Isaac i Samica.. W tym rozdziale upewniłam się, że siatkarz jest ojcem chłopca. Reakcja Antigów na to wskazuje chociaż sami nie są pewni, co do słuszności swoich podejrzeń.
Czekam na kontynuację, buziaki!
Czekałam na to wydarzenie. W końcu wszyscy w jednym miejscu :) ale to fajnie się czytało, z każdego perspektywy. Czułam się jakbym obserwowała ich z boku, serio świetnie opisane!
OdpowiedzUsuńBędę lecieć po kolei, bo tak się nie zgubię, więc Nicolas musiał być zestresowany. Zdecydował się na przyjście, ale nie był świadomy chyba powagi sytuacji. Poznał swoją rodzinę, która o nim jeszcze nie wie. Podziwiam go za to jak poradził sobie w ich towarzystwie.
Joyce i Andrzej haha ja nie wiem, oni są sobie przeznaczeni. To już jest siła wyższa, która pcha ich na siebie. Ciągle na siebie wpadają. Tym razem wyjaśnili sobie kim dokładnie są. Łączy ich bardzo dużo, dlatego powinni być razem. Jak dla mnie idealna para.
Reakcja Stephana była mega zabawna, który w tym rozdziale dawał czadu. Najpierw chciał być groźnym starszym bratem i dobrze, że żona go powstrzymała. Potem dowalił jeszcze z Isaakiem, przez co mogło się wszystko wydać. Niby to tylko podejrzenia, ale ja czuję, że Samika jest ojcem chłopca. Ciekawe, czy intuicja mnie nie zawiedzie.
Czy w następnym rozdziale zwiedzanie miasta Joeclyn i Andrzeja? Jeśli tak, to bomba! Może jakiś gorący moment? Hmmm?
Czekam,
N
Długo czekałam na ten moment i w końcu się doczekałam. Wspólne spotkanie wszystkich bohaterów. Każdy z osobna się o sobie dowiedział. Bardzo przyjemnie się to czytało, dzięki rożnym perspektywom. Można było się poczuć, jak gdyby samemu było się na tym meczu.
OdpowiedzUsuńNajlepsi byli Andrzej i Joyce. Mina Andrzeja kiedy się dowiedział, kim jest jego ukochana musiała być piękna. Chciałabym zobaczyć go po tym jak dziewczyna dała mu buziaka w policzek. To byłoby bezcenne. Wrona jest przy niej strasznie zestresowany. Wrzuć na luz, chłopie! I weź sprawy w swoje ręce. Może niedługo będzie między nimi jakiś gorący moment? Byłoby super!
To było napewno ciężkie spotkanie dla Nicolasa. Już chyba każdy wie, że rodzina Antigów (przepraszam, ale nie wiem jak można to odmienić 😂) to także jego rodzina. Młody trochę pokrzyżował mu plany ukrywania się, ale dzięki temu było ciekawie. Chłopiec jest rozkoszny.
Mam wrażenie, że ta ciąża bardzo mocno wpływa na Stephanie. Kobieta nie jest ani trochę radosna i wydaje się, jakby uleciało z niej całe życie. Chciałabym ją poznać taką, jaka jest w rzeczywistości. Wydaje się bardzo sympatyczna i przyjacielska, ale to ciąża chyba ją wykańcza. A przynajmniej ja mam takie odczucie.
Już od dawna snuję domysły, że Samika to ojciec Isaaka. W ostatnim czasie instynkt mnie nie zawodzi, więc coś czuję, że mogę mieć rację. Z tego co przeczytałam, widzę, że Natola ma to samo przeczucie.
Jestem ciekawa, co dalej dla nas szykujesz. Nie mogę się doczekać i życzę weny! ;*
Na samym początku bardzo przepraszam że dopiero teraz, ale ostatnio nawet nie mam czasu kichnąć :(
OdpowiedzUsuńNo więc mamy oczekiwany przeze mnie mecz :D Zacznę więc od Nicolasa. Chłopaka zaczęła ogarniać lekka panika, do tego dość niespodziewanie wpadł na swojego ... brata? A potem poznał resztę rodziny. Ej ... te dzieciaczki są kochane! Takie łobuziaki dwa <3 W każdym bądź razie niezręczna dla niego sytuacja, w przeciwieństwie do reszty, która nie zna prawdy. Rozbawiło mnie to jak Sharon zaczął kombinować "kim dla niego jest" Nicolas haha. Tak jakby byli w związku i chcieli to ukryć :D Wybacz, moje skojarzenia są czasami dziwne.
Prawda wyszła na jaw i Joyce już wie kim jest Andrzej, a Andrzej wie kim jest Joyce :) No i dobrze, im mniej niedomówień tym lepiej :) Antiga jako nadopiekuńczy brat? Haha skąd ja to znam xD Może być niebezpiecznie, ale i komicznie ... o zęby Andrzej może się nie bać, ale wykład może dostać :) Jak tak czytam sceny z nim i Joyce to śmieje się z jego zachowania ... taki niepewny się wydaje, a potem jak podszedł do barierki to hoho ... taki pewny siebie ... i dobrze! Ja też się nie mogę doczekać ich spotkania :) Oj iskrzy pomiędzy nimi, iskrzy <3
Ej! Czy Issac nie jest przypadkiem synem Samika? Jedynie to mi przychodzi na myśl ... do tej pory jego osoba była owiana tajemnicą, państwo Antiga coś ukrywali i teraz ta scena z chłopcem, i reakcja siatkarza ... hmm ciekawie :)
Jestem już i ja :)
OdpowiedzUsuńNo, doczekałam się w końcu tego meczu :D Hm, wiele wskazuje na to, że Nicolas naprawdę jest synem Stephana i Stephanie... A jeśli tak to na pewno spotkanie rodziny było dla niego ciężkim i stresującym przeżyciem... Ale poradził sobie, więc brawa dla niego! Podobała mi się kwestia, jak Sharone razem z nim ustalali kim dla siebie są haha :D Bardzo mnie to rozbawiło :D
I nareszcie Joyce dowiedziała się kim jest Andrzej i na odwrót :) Bardzo podoba mi się ten wątek, oni razem ^^ Ich spotkania za każdym razem mnie rozczulają i powodują, że mam szeroki uśmiech na twarzy :) Tak, z pewnością Andrzeja nie ominie pogawędka ze Stephanem haha :D Dobrze, że Stephanie wkroczyła do akcji, bo Antiga coś się z lekka chyba zdenerwował :D
Wszystko wskazuje na to, że Issac jest synem Samiki, ale czy na pewno? Ach, tyle pytań bez odpowiedzi! Czekam z niecierpliwością na dziewiątkę :)
Pozdrawiam ;*
Rozdział bardzo mi przypadłą do gustu i wiele wyjaśnień i wskazówek dał. Po pierwsze mam już 100% pewności, że Nico jest synem Stephane'a i Stephanie Antiga. Po drugie spotkanie Joyce z Andrzejem. Jego mina musiała być naprawdę bezcenna kiedy się dowiedział, że Joyce jest siostrą jego trenera. I Stephane dowiedział się o ich znajomości i pewnie szykuje się poważna rozmowa. Dobrze, że Sephanie wkroczyła do akcji. I ostatnie spotkanie Samici z Isaaciem. Po tym jak Stephanie nerwowo zareagowała na ich spotkanie, zaczynam mieć podejrzenia, że Samica jest ojcem Issaca. Lecę dalej nadrabiać ;) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNicolas jest niesamowicie tajemniczą postacią. I myślę, że to syn Stephane i Stephanie.
OdpowiedzUsuńAle nie będę teraz mówić o nim. KOCHANA twoje dziecięce postacie są niesamowicie kochane i ja chciałabym je wziąć ze sobą do domu. Haha
Timi <3
Scena , w której Andrzej dowiaduje się kim jest Joyce jest świetna. Biedny, aż pobladł gdy się o tym dowiedział. Biedaczek.
Ej,ej,ej czy Samik jest ojcem Issaca? No nie...Kiedy, jak to się stało? Chce wiedzieć szybciutko!