czwartek, 12 kwietnia 2018

Rozdział 7

W mieszkaniu panowała zupełna cisza. Stephanie powoli przechodziła z jednego pokoju do drugiego. Salon, kuchnia, pokoje dzieci, sypialnia. Były puste. Została sama. Zupełnie sama. Bez wiecznie coś chcących dzieci, bez głupio szczerzącego się męża, bez zagubionego Isaaca. Mogła w końcu pomyśleć.
Zatrzymała się w sypialni. Ich wspólnej, małżeńskiej. Stosunkowo niewielkim pomieszczeniu, gdzie ledwo mieściło się łóżko, dwie małe szafki nocne i szafa. Rozglądnęła się uważnie. Zmrużyła oczy, a potem zrobiła dwa długie kroki, mierząc w ten sposób szerokość pokoju.
– Nie zmieścimy tu dwóch łóżeczek – mruknęła pod nosem. – Jedno dałoby się wcisnąć pod oknem, ale dwa? Nie ma szans. – Pokręciła z zrezygnowaniem głową.
Przygryzła w zamyśleniu wargę.
– Jeśli Danielle wróci w lipcu, zwolni się pokój gościnny. To klitka, ale dla niemowlaków wystarczy. – Usiadł na łóżku i zaczęła powoli liczyć na palcach. – Dwa łóżeczka, komoda, fotel… – Zamarła. Zaskoczona wpatrywała się w otwartą dłoń. – Co ja robię…? –zapytała samą siebie. Jęknęła przeciągle, opadając na materac. – To wariactwo. – Pusty wzrok wlepiła w sufit. – Istne wariactwo.  – Przymknęła oczy. Była wykończona. Wszystko nagle znalazło się na jej głowie. Przez ostatnie dwa dni skupiła się na Isaacu, na tym by stworzyć mu bezpieczną przystań. Zajęła się dokumentami, zakupami. Informacje o kolejnej ciąży zapisała, ale jej nie roztrząsała. Zostawiła na później.
Ale teraz przyszedł ten moment, w którym musi się z nią zmierzyć. Wszystko było załatwione nie musiała się już o nic martwić. Miała czas by zająć się własnymi problemami.
Dwoma problemami.
Przetarła dłonią zmęczone oczy, a potem niechętnie wstała z łóżka. Podeszła do wiszącego na szafie lustra. Przyjrzała się uważnie własnemu odbiciu. Podkrążone oczy, niedbale związane włosy, zrobiony na szybko makijaż. Stephane powiedziałby, że wygląda jak trup po mocno zakrapianej imprezie.
Prychnęła śmiechem, ale zaraz spoważniała. Stanęła bokiem do lustra, a potem powoli podwinęła koszulę. Krytycznym wzrokiem zmierzyła zupełnie płaski brzuch.
– Bliźniaki? – zapytała samą siebie. – Jakim cudem…?
Nie wierzyła. Po prostu nie dowierzała, że to prawda. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby nosić pod sercem dwie maleńkie istotki. Nie ona i nie teraz.
A jednak to była prawda. Znów miała zostać mamą.
– Znowu – szepnęła beznamiętnie. – Znowu.
Nie potrafiła wydobyć z siebie żadnych głębszych uczuć. Nie była  już przerażona, nie była wściekła, ale też nie skakała z radości. Jej umysł przełączył się na myślenie zadaniowe, wyłączając wszelkie emocje. Tak było lepiej. Szczególnie, że Stephane wydawał się tak entuzjastycznie nastawiony do przyszłego ojcostwa, że zapominał o przyziemnych sprawach. Trzecie dziecko go przerażało, ale wiadomość o bliźniakach przepaliła obwody w mózgu mężczyzny.
– To będzie trudne – mruknęła. – Szczególnie teraz…
Pod jej powiekami pojawiły się łzy. Zamrugała pospiesznie. Nie chciała teraz myśleć o tym, co się stało, ale nie potrafiła inaczej. Otworzyła szafę i ostrożnie zdjęła z ostatniej niewielkie, szare pudełko. Wahała się przez kilka sekund, ale w końcu położyła je na łóżku i otworzyła.
Przełknęła głośno ślinę. Drżącymi rękami wyjęła kilka przedmiotów. Maleńkie, niebieskie buciki, teczkę z dokumentami i stare, wymięte zdjęcie USG. Wpatrywała się w nie pustym wzrokiem. Tylko tyle jej zostało, tylko tyle miała, tylko tyle musiało jej wystarczyć, by poradzić sobie z bólem.
– Skarbie… – załkała cicho, przejeżdżając palcem po fotografii. Choć minęło już tyle czasu, Stephanie nadal nie potrafiła wyrzucić z głowy tamtych wspomnień. Co pewien czas wracały do niej zupełnie znienacka. Wtedy zastanawiała się, co by było, gdyby wszystko potoczyło się prawidłowo. Jak wyglądałoby ich życie? Kim by była? Jak patrzyliby na świat? Jak by się cieszyli?
Położyła dłoń na brzuchu. Wiedziała, że wiele kobiet na jej miejscu skakałoby z radości, ale ona nie potrafiła. Nie po tym, co przeszła. Od dwudziestu lat każdą ciążę spędzała w strachu. W strachu, że powtórzy się tragedia z przeszłości.
– Dlaczego, synku? – wyszeptała przez łzy, ściskając w dłoni wełniany bucik. – Dlaczego musiałeś nas zostawić.

***
Stephane przygryzł wargę, a potem zapisał coś szybko w zeszycie. Dochodziła siódma godzina, ale hotelowa restauracja była prawie zupełnie pusta. Trener mógł więc trochę w spokoju popracować, za nim na śniadaniu pojawią się jego podopieczni. Oni uwielbiali spać, ale on tak nie potrafił. Sześć, siedem godzin snu w zupełności mu wystarczało.
Uśmiechnął się pod nosem. Wiedział doskonale, że za kilka miesięcy ta zdolność bardzo mu się przyda.
– Czyżby mróz nie działał na ranne ptaszki? – zapytał zaspanym głosem Samica, który pojawił się znienacka i przysiadł się do przyjaciela.
– Niewiele czynników potrafi zmienić moje przyzwyczajenia – odpowiedział Antiga, nawet nie podnosząc wzroku znad notesu. – Nawet w Rosji budziłem się przed szóstą.
– Wiem – prychnął Guillaume. – I nie dawałeś spać Falasce. Już to słyszałem. Tak z tysiąc razy.
– Może zaczynam się starzeć? – Stephane w zamyśleniu podrapał się po brodzie.
Samik roześmiał się głośno i pokrzepiająco poklepał kolegę po plecach.
– Na pewno coś w tym jest. W końcu czterdzieści dwa lata to już szacowny wiek.
W odpowiedzi trener jedynie pokręcił głową z dezaprobatą, a potem wrócił do swoich notatek. Nie nacieszył się jednak pracą, bowiem chwilę później do stolika przysiadł się równie nieprzytomny Wrona.
– Dzień dobry – mruknął, wgryzając się w zdecydowanie za bardzo przypalonego tosta.
Samica zmierzył go uważnym spojrzeniem, a potem uśmiechnął się psychopatycznie. Stephane jedynie nasłuchiwał, żeby w razie czego interweniować.
Przez kilka minut siedzieli w zupełnej ciszy, aż w końcu Guillaume wyczerpał swoje pokłady cierpliwości.
– Jak tam twoje samopoczucie, Andrew? – zapytał, pochylając się nad stołem. – Nie wyspałeś się?
– Nie mogłem zasnąć – odburknął środkowy.
– Nie mogłeś zasnąć? A może po prostu ktoś ci na to nie pozwalał? – Znacząco poruszył brwiami.
– Że niby Wojtek? – Andrzej posłał mu najbardziej tępe spojrzenie na jakie było go stać.
Przyjmujący wydał z siebie jęk zarzynanego jelenia i z masochistycznie sam przywalił sobie w łeb. Tak dla zasady, żeby nie było.
– Nie, głupku! Mam na myśli tę twoją dziewczynę!
Środkowy zaczerwienił się gwałtownie. Spuścił wzrok i zaczął grzebać widelcem w wyblakłej jajecznicy.
– Ja nie mam dziewczyny – mruknął.
Samica pokręcił głową z dezaprobatą. Westchnął głęboko, a następnie wyrwał koledze widelec i przystawił mu go do brody, zmuszając siatkarza do podniesienia łba.
– Słuchaj uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać –  wycharczał. – Przed wujkiem Samikiem nic się nie ukryje i doskonale o tym wiesz.  W takim razie mów, kto ci tak siedzi na tym mózgu i nie daje się skupić na życiu.
Andrzej wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami i przerażeniem wymalowanym na twarzy. Oparł dłonie o stół, a potem powoli odsunął się na krześle, Przez chwilę milczał wymownie, by w końcu jednak opowiedzieć co nieco.
– Poznałem… dziewczynę – zaczął, starannie ważąc każde słowo. – Kilka dni temu. Dobrze się nam rozmawiał i w ogóle, a wczoraj dała mi swój numer i… to tyle – wzruszył ramionami. – Problem w tym, że teraz nie wiem, co z nim zrobić.
Francuzi wymienili znaczące spojrzenia, z trudem tłumiąc prychnięcie śmiechem.
– Wiesz, mnie się zawsze wydawało, że numer telefonu służy do tego, by do kogoś zadzwonić – zauważył Guillaume. – Przynajmniej ja korzystam z nich w ten sposób.
Wrona przewrócił oczami. Mógł się spodziewać takiej odpowiedzi. Burknął coś pod nosem i wrócił do konsumowania śniadania, mając nadzieję, że to koniec przesłuchania.
Jednak Samik nie odpuszczał. Już zbierał się do zadania kolejnego pytania, gdy niespodziewanie uprzedził go Stephane, który postanowił przejąć pałeczkę, za nim stanie się coś złego.
– Po prostu do niej zadzwoń – zaproponował. – No wiesz, zapytaj jak jej mija dzień, czy coś takiego. Na luzie, bez zobowiązań. Co ty na to? – uśmiechnął się nieznacznie.
Andrzej niepewnie popatrzył na trenera. Ten zachęcająco pokiwał głową. Środkowy westchnął cicho, ale po za tym nie ruszył się nawet o milimetr. Cały czas myślał.
Antiga przypatrywał mu się uważnie. Czuł, że święci się tu coś większego i bardzo się z tego powodu cieszył. Lubił obserwować jak zawodnicy układają sobie życie. Poznają dziewczyny, żenią się, a potem zostają rodzicami. To zawsze napawało go optymizmem.
Zaśmiał się w myślach. Prędzej czy później i on będzie musiał podzielić się z współpracownikami swoją małą tajemnicą. Już nie mógł się doczekać momentu, w którym zobaczy miny siatkarzy na wieść, że ich trener po raz kolejny zostanie ojcem.
„Będę musiał wymyśleć jakiś śmieszny sposób, by im to przekazać” pomyślał. „W końcu wszyscy tak teraz robią…” Pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem. Doskonale wiedział, że Stephanie na to nie pozwoli. Będzie chciała żeby wszystko przeszło bez echa. Mógł zgodzić się na ciszę w czasie ciąży, ale kiedy już bliźniaki się urodzą… Musi pochwalić się światu i nikt go nie powstrzyma.
– Dlaczego uśmiechasz się ten psychopatyczny sposób, który wyraźnie mówi, że zamierzasz przejąć władzę nad światem? – zapytał Samik, wyrywając przyjaciela z krainy tęczy i jednorożców.
– Tak po prostu – wzruszył ramionami trener. – Do czego doszliśmy?
– Do niczego – odpowiedział chłodno przyjmujący. – Andrzej nadal przeżywa tę swoją dziewczynę. Pewnie zastanawia się, pod jakim pretekstem do niej zadzwonić.
– Wcale, że nie! – zaprotestował gwałtownie środkowy. – Po prostu… wyłączyłem głowę. Muszę czasami odpocząć.
– A czy kiedykolwiek ją włączasz? – prychnął Guillaume, za co oberwał morderczym spojrzeniem i to podwójnie. – Okej, sorry, już odpuszczam. – Uniósł ręce, pokazując, że się poddaje. – Może w takim razie Stephane coś zaproponuje? W końcu podobno ma więcej doświadczenia. – Uśmiechnął się kpiąco.
Antiga westchnął głęboko, a potem odchyliła się na krześle, chwytając się krawędzi stołu.
– Nie możesz zadzwonić tak po prostu – przyznał spokojnym głosem. – Wyjdziesz na natręta, a jeśli ona nie ma żadnych poważnych planów, to dodatkowo także na idiotę. Zaproś ją na mecz. Powiedz, że zwolnił ci się bilet, czy coś takiego. Powinno wypalić.
Andrzej przekrzywił głowę i zamrugał szybko.
– To… chyba naprawdę może zadziałać. – Nerwowo przełknął ślinę. – Jeśli się postaram… I nie będę przesadnie nalegał… Tak, tak właśnie zrobię! – Poderwał się gwałtownie i chwilę później już go nie było.
– Prawdziwa miłość. – Stephane pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale nie przestawał się uśmiechać. – Mam nadzieję, że tym razem coś z tego będzie. Andrew zasługuje na porządną drugą połówkę. – Westchnął cicho, dopijając poranną kawę.  – Chcesz coś jeszcze ode mnie? – zwrócił się do Samiki. – Bo zadzwoniłbym do Stephanie, jak mi się uda to pogadam jeszcze z dziećmi.
– Rób co chcesz. – Guillaume machnął lekceważąco ręką. – Pogruchaj sobie z żoną, ale pamiętaj, że masz za ścianą młodzież. – Znacząco poruszył brwiami.
Antiga prychnął kpiąco, odsunął krzesło i wstał powoli. Przeciągnął się leniwie, posłał przyjacielowi ironiczny uśmiech, a potem opuścił restauracje, pogwizdując wesoło.

***

Joyce westchnęła cicho, a potem szybkim ruchem ręki związała rude włosy w niesforny kucyk. Potoczyła wzrokiem po ogromnej hali, w której postawiono ścianki wspinaczkowe. Zmrużyła oczy i w końcu wypatrzyła chłopca w szarej bluzie.
– Isaac, masz jeszcze dwadzieścia minut! – krzyknęła, podchodząc trochę bliżej, żeby ludzie się nie denerwowali. – Pójdziemy potem coś zjeść? Ty wybierasz!
Ośmiolatek odchylił się na linie, zawisając kilka metrów nad ziemią.
– Może być sushi?! – odkrzyknął. – Widziałem je po drodze!
Jocelyne zamrugała szybko, ale twierdząco kiwnęła głową. 
– Skoro chcesz, to proszę bardzo. – Wzruszyła ramionami. – Choć zawsze wydawało mi się, że chłopcy w twoim wieku wolą pizzę albo coś – dodała ciszej, widząc, że siostrzeniec znów przylgnął do ściany, by kontynuować wspinaczkę. – To jego szósta ścianka – mruknęła pod nosem. – Ciekawe ile jeszcze wytrzyma. – Pokręciła z niedowierzaniem głową. Wróciła do niewielkiej kawiarenki z widokiem na salę, gdzie już czekała na nią ukochana kawa. Z ulgą opadła na plastikowe krzesełko, a potem kilka razy wyprostowała i zgięła palce, by rozruszać obolałe stawy.  
– Ostatni raz wpadasz na takie idiotyczne pomysły, Joyce – skarciła samą siebie. – Wspinaczki ci się zachciało. Następnym razem zabiorę Isaaca do teatru. Ewentualnie do biblioteki. Tam na pewno niczego sobie nie naciągnę.  
Dalsze narzekanie przerwał jej dzwonek telefonu. Zirytowana wygrzebała z torebki komórkę, ale gdy spojrzała na ekran, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Szybko nacisnęła zieloną słuchawkę, by chłopak nie musiał za długo czekać.
– Halo? Joyce? – Po drugiej stronie usłyszała niepewny głos Andrzeja.
– Cześć, miło, że dzwonisz. – Odgarnęła z twarzy oklapnięte kosmyki włosów. – Bałam się, że już zapomniałeś – zaśmiała się serdecznie.
– Nie, po prostu… byłem trochę zajęty – zaczął tłumaczyć się Wrona. – Praca i te sprawy. No i nie byłem pewny, czy… no wiesz… wypada tak po prostu dzwonić.
Przewróciła oczami, ale ciepło zrobiło jej się na sercu.
– To urocze – stwierdziła. – Wiesz, nie każdy facet waha się, czy wykorzystać numer, który dostał od kobiety.
Środkowy nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Zapadł niezręczna cisza, którą przerwał tyko czyjś zirytowany głos w tle.  
– To twój kolega? – Francuzka uniosła pytająco brwi, choć doskonale wiedziała, że Andrzej nie może tego zobaczyć.
– Można tak powiedzieć – odburknął Wrona. – Choć jak tak dalej pójdzie, to przestanie nim być.
Jocelyne roześmiała się cicho.
– W razie jakbyś miał zamiar go zabić, to pamiętaj, że ja o niczym nie wiem. Jestem całkowicie niewinna.
– W to nie wątpię – mruknął. – Choć nigdy nie wiadomo…
Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, ale nie przestawała się uśmiechać. Nie potrafiła, w końcu naprawdę dobrze jej się rozmawiało z mężczyzną.
W tle znów było słychać czyjeś zdenerwowane krzyki. Andrzej odkrzyknął coś nerwowo i tajemniczy kolego w końcu zamilkł.
– Przepraszam za niego. Jest trochę… niereformowalny – zaśmiał się nerwowo. – Ogólnie, to mam takie pytanko… nic jakoś bardzo ważne… głównie po to dzwonię… Ale oczywiście nie tylko dlatego! Chciałem też po prostu z tobą porozmawiać… no wiesz…
– Przejdź w końcu do sedna, nie mamy całego dnia – pogoniła go Joyce.
Słyszała, jak mężczyzna bierze głęboki oddech, by uspokoić skołatane nerwy. Nie wiele to dało, ale musiał w końcu coś powiedzieć, by nie wyjść na zupełnego idiotę.
– Robisz coś w sobotę wieczorem? – zapytał, na jednym wdechu.
– W sobotę wieczorem? – uniosła ze zdziwieniem brwi. – Zaraz… – Odsunęła telefon od ucha, a potem przeszła na francuski. – Isaac! – wywołała siostrzeńca. – Mamy jakieś plany na sobotni wieczór?!
– Nie wiem! – odkrzyknął chłopiec, odpinając karabinek. – Chociaż… ciocia mówiła, że jest mecz! Wujkowi byłoby miło, jakbyśmy przyszli! Znaczy ja będę na pewno – dodał.
Jocelyne przeklęła w myślach. Zupełnie zapomniała o meczu Stephana. Oczywiście była już dorosła, mogła robić co jej się żywnie podoba, ale też wiedziała, że nie może nie zobaczyć brata w akcji. Szczególnie teraz, kiedy wiedział już o zrezygnowaniu z pracy. Teraz kobieta miała dużo czasu i spotkanie z świeżo spotkanym mężczyzną było beznadziejną wymówką.
– Niestety akurat jestem zajęta – westchnęła głęboko. – Rodzinne zobowiązanie i te sprawy – wyjaśniła.
– Oh. – Wrona speszył się mimowolnie.
– Ale możemy spotkać się w inny dzień – zaproponowała szybko. – Na przykład w niedzielę. Mógłbyś pokazać mi jakąś fajną knajpkę w Warszawie, co ty na to?
Przełknął głośno ślinę, a Francuzka skarciła się w myślach za własną bezpośredniość. Może Andrzej wcale nie chciał tak od razu się z nią często widywać? Ale przecież pierwszy wyszedł z propozycją spotkania.
– To… genialny pomysł – wychrypiał słabo. – Powiedz tylko, gdzie i o której się widzimy?
Jocelyne przygryzła wargę, myśląc intensywnie i mimochodem licząc na palcach kolejne godziny.
– Myślę, że… zaraz, żebym się nie pomyliła… o trzynastej? Może być?
– A gdzie?
– Pod Pałacem Kultury? Będzie na bezpieczniej, bo w innym wypadku mogę się zgubić – zaśmiała się z własnej nieudolności. – Pasuje?
– Oczywiście, jak najbardziej pasuje! – Andrzej zareagował nawet bardziej niż entuzjastycznie. – To widzimy się w niedziele?
– Już nie mogę się doczekać – przyznała szczerze.
– Ja też – dodał lekko zachrypniętym głosem Polak, a potem jednocześnie nacisnęli czerwone słuchawki.
Połączenie zostało przerwana. Zapadła głucha cisza, ale jeszcze przez kilka długich sekund Joyce trzymała telefon przy uchu, jakby czekając aż znów usłyszy głos mężczyzny. Dopiero, gdy zdezorientowana zdała sobie sprawę z tego co robi, powoli opuściła komórkę.
– Już nie mogę się doczekać – powtórzyła cicho, pustym wzrokiem wpatrując się w czarny ekran. – Naprawdę nie mogę.

***

– Ładnie graliście.
Takim właśnie stwierdzeniem został przywitany Shoe, gdy tylko przekroczył próg mieszkania.
– Dzięki – Z zakłopotaniem podrapał się po głowie. – Choć ja akurat niewiele się przyłożyłem.
– E, szczegóły. – Nicolas lekceważąco machnął ręką. – Wygraliście w Szczecinie za trzy punkty! Gratuluje.
Sharone uśmiechnął się pod nosem, a potem z ulgą pozbył się puchowej kurtki, z którą ostatnio się nie rozstawał.
– Nie mówiłeś, że  aż tak interesujesz się siatkówką – zauważył, przechodząc do kuchni.
Nico beznamiętnie wzruszył ramionami.
– Coś tam przeczytałem. Mówiłem, że wiem o tobie więcej niż ci się zdaje.
Atakujący powoli pokiwał głową. Nastawił wodę na herbatę i wyjął z szafki dwa kubki. Spojrzał na kuchenny zegarek i zmarszczył ze zdziwieniem brwi. Dochodziła szósta. Rano.
– Wcześnie wstałeś – stwierdził. – Przecież mówiłem, że wracamy autobusem i będziemy o jakiejś nieludzkiej porze.
Nicolas speszył się mimowolnie. Zakłopotany wlepił wzrok w czubki wyświechtanych trampek.
– Tak jakoś wyszło – mruknął. – Nie mogłem spać.
Sharone zmierzył go uważnym spojrzeniem. Chłopak coś ukrywał i siatkarz nawet podejrzewał co. W końcu znał cel pobytu współlokatora w Warszawie, choć jak na razie Francu niechętnie odpowiadał na wszelkie pytania dotyczące rodziców.
– Czyżby doskwierała ci samotność? – Evans skrzyżował ręce na piersi i uniósł kpiąco brew.
Nico uśmiechnął się nieznacznie. Był wdzięczny koledze, że ten nie dopytuje, jak chłopak spędził ostatnie dwa dni. 
Jednak to nie oznaczało, że Shoe całkowicie porzucił temat. Za dużo myślał ostatnimi czasy i musiał podzielić się z kimś swoimi przemyśleniami.
– Wiesz, trochę ostatnio myślałem – zaczął, zalewając wodą torebki herbaty. – I wydaje mi się… – Zawahał się –  Wydaje mi się, że kiedyś ich widziałem. Twoich rodziców. To tylko… To tylko tatki przebłysk, nic znaczącego. Po prostu cały czas mam wrażenie, że kogoś mi przypominasz.
Nicolas nerwowo przełknął ślinę. Odruchowo zrobił krok w tył, ale nie uciekł. To byłoby dziwne.
– Kogoś konkretnego? – zapytał drżącym głosem.
– Nie, chyba nie – wzruszył ramionami Evans. – Może widziałem ich w jakiejś kawiarni? Albo na meczu? Sam nie wiem, Warszawa to spore miasto, a zresztą to mogło być w Toronto.
Widział, jak Nico mimowolnie kiwa głową. Jakby świadomość tego, że Shoe odkryje tożsamość jego biologicznych rodziców, przerażała go. Pytanie, dlaczego?
Atakujący o nic więcej nie pytał. A przynajmniej nie o rodziców. To był trudny temat. Był pewien, że kiedyś pozna ich tożsamość. W odpowiednim momencie Nico sam ją zdradzi.
Ale musiał wiedzieć coś jeszcze, coś o wiele bardziej przyziemnego.
– Jak długo będziesz w Warszawie? – zapytał. – Bo w maju wracam do Kanady, a nie mogę udostępniać ci mieszkania.
– Do maja się wyrobię – stwierdził pewnie Francuz. – Myślę, że potrzebuje jakiś, no nie wiem… dwóch miesięcy? Muszę dokładnie wybadać sytuacje, wybrać odpowiedni moment.
– A skąd będziesz wiedział, że jest odpowiedni?
– Prowadzę obserwacje – odpowiedział tajemniczo. – Kiedy będę miał pewność, że ich życie jest nudne i przewidywalne, wtedy wkroczę ja! – zaśmiał się złowieszczo.
Sharone posłał mu pobłażliwe spojrzenie, ale sam prychnął śmiechem. Po chwili obydwoje siedzieli w salonie i chichrali się jak ostatni wariaci, oglądając kolejną głupkowatą kreskówką.
– Mam dla ciebie propozycje – zaczął niespodziewanie Evans, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. – Tak mi nagle wpadło do głowy…
– O co chodzi? – Nico uniósł pytająco brew.
– W sobotę gramy z Kielcami. Może wpadłbyś pokibicować? Mam kilka biletów dla przyjaciół i rodziny, ale do mnie i tak nigdy nie przychodzi, więc… – Uśmiechnął się z zakłopotaniem. 
Nicolas nie odpowiedział od razu. Przez kilka długich sekund wpatrywał się w współlokatora szeroko otwartymi oczami, jakby nie dowierzając w to co słyszy, ale w końcu powoli pokiwał głową.
– Tak – wychrypiał słabo. – Z wielką chęcią pokibicuje.


Z wielką przyjemnością przedstawiam wam rozdział siódmy. Jest trochę inny od pozostały, bo w pierwszej części mam głównie opis/przemyślenia, a fragment z Nicolasem i Evansem jest na samym końcu, choć dotychczas ( z wyjątkiem pierwszego rozdziału) zawsze był na początku. Mam nadzieję, że takie małe zmiany nie wpłynęły specjalnie na jakość rozdziału i z niecierpliwością czekam na wasze komentarze. 
Pozdrawiam
Violin
PS A jeśli polubiliście Sharone'a to jeszcze raz serdecznie zapraszam na mojego drugie bloga Na dłużej niż na zawsze, gdzie jutro pojawi się kolejny rozdział. 


9 komentarzy:

  1. Z każdym kolejnym rozdziałem, mam coraz większy mętlik w głowie. Sprawa Nicolasa jest bardzo zagmatwana.
    W dodatku, nieczego nie ułatwił powrót do wspomnień Stephanie. Na pewno wiadomo, że było jakieś dziecko. Stało się coś tragicznego, tylko co? Czy to możliwe, że doszło do jakiejś okropnej pomyłki?
    Nie dziwię się, że kobieta jest zaniepokojona przyszłością. Ma w końcu sporo problemów.
    Jedne na pierwszy rzut oka błahe, jak choćby gdzie staną łóżeczka. Inne, jak chociażby Isaac i jego przystosowanie do życia, dużo poważniejsze. W tle jeszcze wciąż dorastające dzieci i mąż w częstych rozjazdach. To musi być dla niej trudne...
    Andrzej jest tak słodko uroczy w tej swojej niepewności i nie wiedzy, jak postępować w relacji z Joyce.
    Ciekawi mnie reakcja Stephana, gdy dowie się, do kogo tak naprawdę wzdycha jego podopieczny. W ogóle nie mogę się doczekać, aż cała ta trójka zorientuje się, że ich racje się ze sobą łączą
    Nadchodzący mecz może być bardzo ciekawy. W końcu ma na nim pojawić się i Joyce i Isaac, a nawet Nicolas. Dołączając do tego siatkarzy i ich trenera, może się dziać.
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością. 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie nie musisz zapraszać na drugiego bloga, bo wyczekuję rozdziału i wyczekuję. Ciekawe co tam wymyśliłaś :D tego dowiem się jutro, a tutaj przejdę do konkretów
    Już na początku zauważyłam, że jest inna kolejność, więc odpowiadam...W żaden sposób mi to nie przeszkadza. Było tak samo fajnie, jak zawsze.
    A teraz przechodzę do sedna. Otóż sprawa Nicolasa mimo, że z każdym rozdziałem wiem o niej więcej, to ona coraz bardziej się komplikuje. Kiedy cała prawda wyjdzie na jaw, to nie będzie chyba tak kolorowo. Powód, że Nicolas nie jest teraz ze Stephani i Stephanem, musi być jakiś przykry. Tylko jaki?
    Chłopaki w drużynie mają mistrzowsko śmieszne rozmowy. Poprawili mi humor w ten czwartkowy wieczorek <3
    Andrzej i Joyclyn normalnie miłość kwitnie i to z obu storn. Andrzej taki nieogarnięty. Jak przeżywał i nie wiedział, co powiedzieć jak zadzwoni hahaha. A Joyce? Widać, że chłopak siedzi w jej głowie. Coś czuje, że z tym sobotnim meczem będą jaja. Ciekawe, kiedy oboje dowiedzą się, że mają ze sobą więcej wspólnego niż im się wydaje :))))
    Oby wena Cię nie opuszczała, ponieważ mecz musi być jakimś przełomem czy coś. Może Stephan dowie się o A&J? Pojawi się też Nicolas! Chyba będzie się działo...Czekam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejność w ogóle mi nie przeszkadza , czyta się równie fajnie jak zawsze 😊
    Wydaje mi się że Nicolas to syn Stephana i Stephanie , ale czy na pewno? Kurcze nie mam pojecia strasznie to skomplikowane.Andrzej jest kochany.Taki nieporadny w tej swojej miłości 😉 Też jestem ciekawa reakcji Stephana gdy dowie się kto jest obiektem westchnień Andrzeja.Jestem ciekawa czy wszystko okaże się już na meczu.Ktory na pewno będzie bardzo ciekawy W końcu pojawi się i Joyce i Andrzej. A do tego jeszcze Nicolas.Z niecierpliwością czekam aż dodasz kolejny rozdział . Pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli wychodzi na to, że wszyscy spotkają się na meczu? :D Idealnie, będzie się działo! :D
    Ale od początku. Ja naprawdę nie dziwię się Stephanie, wiadomość o ciąży bliźniaczej była dla niej szokiem, a gdy coraz poważniej zaczęła nad tym myśleć to powróciły przykre wspomnienia. Tylko czy naprawdę ich synek odszedł...?
    Hahahaha padłam, jak Samica i Stephane rozmawiali z Andrzejem :D Co to są za świry to ja nie wiem :D Dobrze, że Wrona odważył się i zadzwonił do Joyce ;) Ach, gdyby tylko wiedzieli, że zobaczą się wcześniej niż w niedzielę ^^
    Nicolas prowadzi pewne obserwacje, czyżby przed blokiem S&S...?
    Z niecierpliwością czekam na nowy.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, ok, ok ... zaczynam powoli sobie wszystko w głowie układać. Teraz jestem pewna że Nicolas to syn Antigii i jego żony, którzy ... stracili go nie z własnej woli. Ale co dokładnie się stało? Z własnej woli raczej go nie oddali, więc? Czyżby ktoś ich oszukał mówiąc że np. dziecko nie żyje? Kurde kombinuje i kombinuje i mam mętlik haha. Jak się coś wyjaśni to zaraz kolejna zagadka :D
    Teraz rozumiem obawy Stephanie. Skoro bała się przy każdej ciąży to może miało to coś wspólnego z przedwczesnym porodem, poronieniem, a przynajmniej ktoś jej tak wmówił? Nie potrafi się cieszyć w 100% swoim podwójnym szczęściem bo nadal ma obrazy z przeszłości przed oczami, dodatkowo z powodu wieku również obawia się czy wszystko pójdzie dobrze ... ech, nieciekawie. Na prawdę trudno innym wesprzeć taką osobę skoro nigdy nie byli w takiej sytuacji.
    Samica i jego porady ... uśmiałam się przy tym fragmencie :D To jest dopiero świr! Biedny Andrzej się głowi co ma zrobić. No weee Andrew ... jesteś chłop czy baba?! Jak tak dalej pójdzie to w ewentualnym związku to Joyce będzie "nosiła spodnie". W końcu to ona dała mu numer, ona "zaplanowała" ich wspólne spotkanie bo ten się zaczął jąkać i do Bożego Narodzenia by jej nie zaprosił :D
    Czyli wszyscy idą na jeden mecz ... się będzie działo :D Ciekawa jestem reakcji Antigii na wieść że tajemnicza dziewczyna jego podopiecznego to jego rodzona siostra :D I może uda mu się poznać Nicolasa ... :D I weź tu teraz czekaj!

    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę udanego weekendu <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś czuję, że mam rację. Wiele faktów zgadza się z moimi teoriami na temat Nicolasa i Samicy. Coś czuję, że niedługo się czegoś dowiem, ponieważ na najbliższym meczu spotka się dużo osób ze sobą powiązanych.
    Stephanie bardzo przeżywa wydarzenie z przeszłości i to pewnie dlatego tak ciężko jest jej się pogodzić z wieścią o bliźniakach. Fakt, że Antiga często wyjeżdża, napewno nie pomaga.
    Oo jaki uroczy Andrew. Jak się wstydził zadzwonić. Jestem ciekawa ich spotkania w niedzielę 😄
    Najbardziej uśmiałam się przy "złotych radach wujka Samicy". Po prostu padłam jak go słuchałam. Bardzo pozytywna postać i fajnie się to czyta.
    Szacun za wymyślenie tak trudnej i niezwykle przemyślanej fabuły. Wiele wątków, które są w rzeczywistości ze skbaw jakiś sposób połączone. Już nie mogę się doczekać rozwiązania zagadki. Wiem jednak, że trochę to potrwa.
    Zamiana kolejności nie ma dla mnie znaczenia i przyznam szczerze, że nawet nie zwróciłam na to uwagi. Jskkolwiek napiszesz i tak czyta się świetnie.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życzę weny! ;*
    PS. Zapraszam serdecznie do mnie na nowy rozdział ;)
    https://lajfisbrutalblogzaynmalikff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyno, dziękuję za zaproszenie mnie do swojego opowiadania.
    Twój styl pisania jest genialny i szczerze zazdroszczę Ci go, rozdziały czyta mi się wyjątkowo lekko.
    Odnośnie bohaterów.. Czuję, że Nicolas jest synem Antigi, ale co mogło się stać, że go stracili? Jestem tego bardzo ciekawa. Odnośnie Samica czuję, że on ma bardzo silny związek przeszłościowy z zaginioną siostrą trenera.. Jednakże poczekam jak Ty to nam przedstawisz.
    Andrzej jest naprawdę genialny w tym opowiadaniu, i jest trochę męskim odpowiednikiem mnie, hah! Ta sama nieśmiałość i przemyślenia.
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część i życzę Ci mnóstwa weny, buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny świetny rozdział :D Stephenie ma teraz naprawdę ciężko. Nie dziwię się, że Stephanie tak przeżywa kolejną ciążę. W dodatku z bliźniakami. Ma już wysoki wiek jak na ciążę, w dodatku wyjazd męża i wspomnienia z wypadku 20 lat emu na pewno nie pomagają. Nie przeszkadza mi, że tym razem wątek z Nico i Sharone jest bardziej na końcu. Właściwie nie robi mi to różnicy. Najważniejsze, że się pojawiają w każdym rozdziale :) Fajnie, że Andrzej odważył się zadzwonić do Joyce i zaprosić na spotkanie w niedzielę :) Najbliższy mecz również będzie całkiem niezłą akcją. Spotka się dużo osób i może coś się wyjaśni. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Początek rozdziału czyli Stephanie, która tak dogłębnie zastanawia się sama jak to wszystko będzie wyglądać. Nie ma się co dziwić, ponieważ w jej wieku...No nie najłatwiej.
    Strasznie podoba mi się to zdanie "Trzecie dziecko go przerażało, ale wiadomość o bliźniakach przepaliła obwody w mózgu mężczyzny." - jemu istnie spaliły się obwody, a nie lekko przepaliły. I nie ma się co dziwić. Na początku miałam wrażenie, że on przeżywa to bardziej od niej.
    Bardzo też współczuje straty jaką przeżyła w przeszłości. Bardzo ładnie ujęłaś ten fragment. Rzeczy przypominają nam o innych, a te na pewno musiały jej.

    Isaac to jedno z najsłodszych dzieci na świecie. Takie mam wrażenie czytając jego rozmowę z Joyce. Że taki malec ma ochotę na sushi?

    Robi się coraz ciekawiej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics