piątek, 6 kwietnia 2018

Rozdział 6

Promienie słońca nie budziły Sharona już od kilku miesięcy. Był luty, a on, przyzwyczajony do wstawania o szóstej, maksymalnie wpół do siódmej, zwykle był witany prze egipskie ciemności. Nic więc dziwnego, że kiedy tego ranka jego mózg zarejestrował światło, był cokolwiek zdezorientowany. Jęknął przeciągle i z niechęcią otworzył oczy. Spojrzał na zegarek. Wpół do dziewiątej. Skrzywił się mimowolnie. Trochę zaspał. Dlaczego?
Usiadł, a potem rozejrzał się po pokoju, próbując sobie przypomnieć, co robił poprzedniego wieczoru. Najpierw upiekł placuszki, to pamiętał. Potem trochę pogadał Nicolasem, by w końcu razem z nim zalec na kanapie i do późnej nocy oglądać filmy.
– Nigdy żaden mnie tak nie wciągnął – mruknął. – Chociaż… to chyba nie były filmy. – Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie Nicolasa, który za punkt honoru postawił sobie skomentowanie każdej kwestii, każdego bohatera, każdego wybuchu i każdej zbrodni. Do tego robił to w taki sposób, że za każdym razem Evans z trudem opanowywał się, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
– Luźny wieczór – stwierdził. – Fajnie, ale trzeba wrócić do rzeczywistości. – Z niechęcią podniósł się z łóżka. Ogarnął się szybko, a potem przeszedł do salonu, by zobaczyć, co z Nicolasem.
Chłopak nadal spał. I to snem wyjątkowo głębokim. Leżał na tym swoim materaco-podnym czymś, z rękami rozwalonymi na boki i zepchniętą na podłogę kołdrą.
Sharone pokręcił głową z dezaprobatą, ale przykucnął, by przykryć współlokatora.
– Może się zrobić zimno – mruknął sam do siebie. Jeszcze przez kilka sekund tkwił w tej pozycji, wpatrując się w niewzruszoną twarz Nicolasa. Był spokojny. Jak dziecko. Niewinne dziecko, które nic nie zrobiło. Któremu trzeba pomóc, zatroszczyć się.
– Co ja do cholery robię? – Podniósł się pospiesznie. – Nie jesteś jego niańką, Shoe, zajmij się własnymi sprawami – skarcił sam siebie.
Ale coś nadal nie dawało mu spokoju. Jeszcze raz przykucnął obok chłopaka. Ostrożnie odgarnął z jego czoła kosmyk włosów. Przyjrzał się uważnie twarzy.
I wtedy to do niego dotarło. Znał te rysy. Nie wiedział skąd, ale był pewien, że gdzieś już je widział. Nos, kształt ust, nawet uszy. Wszystko było dziwnie znajome.
Odsunął się gwałtownie. W jego głowie zaczęła pojawiać się teoria. Niepokojąca, ale wyjątkowo prawdopodobna.
– Widziałem ich – szepnął z przerażeniem. – Widziałem twoich rodziców.

***

– Na pewno masz wszystko? – zapytała Stephanie, mierząc męża zatroskanym spojrzeniem.
– Oczywiście. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Czy kiedyś o czymś zapomniałem? Zresztą to tylko jeden wyjazd. Kolejny w tym roku. Mógłbym pakować się z zamkniętymi oczami.
Przygryzła nerwowo wargę. Odruchowo podniosła dłonie i jeszcze raz poprawiła trenerowi kołnierzyk. Raz, drugi, aż w końcu chwycił jej nadgarstki i delikatnie opuścił.
– Denerwujesz się – stwierdził.
Spuściła wzrok. Wyswobodziła ręce, by skrzyżować je na piersi i obdarzyć Stephana niby kpiącym spojrzeniem.
– Wcale, że nie
– Jasne. A jestem królową Elżbietą. – Przewrócił oczami. – Powiedz, o co chodzi.
– O nic – wzruszyła ramionami. – Dzieciaki są w szkole, Isaaca za chwilę zgarnie Joyce, a ty wyjeżdżasz na mecz. Wiesz co to oznacza?
– Nie mam pojęcia – przyznał skruszony.
– Będę miała całe mieszkanie dla siebie! – Wesoło okręciła się wokół własnej osi. – Rozumiesz? Cisza i spokój. W końcu!
Roześmiał się głośno, a potem chwycił żonę za ramiona, przyciągnął do siebie i uniósł kilkanaście centymetrów nad ziemię.
– Puść mnie! – Zaczęła niby protestować, ale z jej twarzy nie schodził szeroki uśmiech.
– Jak obiecasz, że przestaniesz się martwić.
– I tak będę się martwić!
– Stephanie…
– No dobrze – poddała się w końcu. – Czy teraz łaskawie odstawisz mnie na podłogę?
Przytaknął, ale za nim wypełnił prośbę, skradł jeszcze żonie szybki  pocałunek.
– Powinieneś już iść – zauważyła, gdy w końcu stanęła na twardym gruncie.
– Chcesz się mnie pozbyć?
Pokręciła głową. Chwyciła dłoń męża, uniosła na wysokość oczu i ścisnęła mocno.
– I tak wrócisz – szepnęła.
Stephane uśmiechnął się  nieznacznie. Drugą ręką objął Stephanie w pasie. Przytulił ostrożnie, czule pocałował w czoło. Przez chwilą tulił kobietę do siebie, wzdychając jej zapach. Zawsze tak robił. Przed każdym wyjazdem, niezależnie od tego, czy miało go nie być dwa dni czy dwa miesiące.
– Jeśli tylko coś się stanie, zadzwoń – poprosił. – I wysyłaj smsy. Inaczej będę się martwić. O ciebie i… – zawahał się. – I o dzieci. – Delikatnie przyłożył dłoń do brzucha żony.
– Wiem – mruknęła. – Ale jeśli zaraz nie wyjedziesz, spóźnisz się na zbiórkę. Może być niezręcznie – zauważyła.
Skrzywił się mimowolnie. Znowu miała racje.
– Już idę, tylko musisz mi poradzić w jeszcze jednej kwestii. Co mam zrobić z Samicą?
– Na razie zachowuj się normalnie – wzruszyła ramionami. –  Prędko się nie domyśli.
– Masz racje – przytaknął. – W takim razie to wszystko. – Pocałował jeszcze ukochaną na pożegnanie, a potem opuścił mieszkanie, pogwizdując wesoło. Mimo, że ostatnie trzy dni były wyjątkowo męczące, czuł jak od środka rozsadza go pozytywna energia.
Jednak kiedy jechał ulicami Warszawy, coś zaczęło go dręczyć. Jakieś dziwne przeczucie, że bliźniaki i Isaac nie są wszystkim, z czym będzie musiał się zmierzyć. Zrzucił to na karb przemęczenia, w końcu ostatnio słabo sypiał. Zresztą, ile niespodzianek może przydarzyć się jednemu człowiekowi? 
Do Szczecina wyjątkowo mieli lecieć samolotem. Na lotnisku był pięć minut przed czasem. Zastał już większość drużyny, brakowało może trzech zawodników. Wszyscy gawędzili swobodnie, popijali kolejną poranną kawę, ewentualnie bawili się telefonami. Panowała beztroska, luźna atmosfera, a taką Stephane lubił najbardziej.
Chyba, że ktoś zaczynał się spóźniać.
– Kogo brakuje? – zapytał, podchodząc do Kuby Korpaka, kierownika drużyny.
– Firleja, Wrony i Evansa – odpowiedział, nie odrywając wzroku od papieru. – Janek będzie za jakąś minutę, dzwonił przed chwilą, Andrzej i Sharone się nie odzywali.
– Co ich mogło zatrzymać?
– Korki? Zaspali? – Wzruszył ramionami mężczyzna. – Nie kontaktowali się. Cokolwiek by to nie było, mają totalnie przerąbane. Przynajmniej u mnie.
– Rozumiem. – Trener pokiwał głową. – Może nie będę interweniował.
– Mam taką nadzieję – prychnął Kuba. – Inaczej…
– Już jestem!
W tym samym momencie, synchronicznie przez drzwi automatyczne wbiegło trzech siatkarzy. Każdy był zdyszany, każdy miał rozpiętą kurtkę, a w ręku trzymał wymięta torbę.
– Są i nasze zguby – burknął Korpak. – Jak panowie wyjaśnią swoje spóźnienie? Znaczy Shoe i Andrew. Bo to że Janek utknął w korku to już wiem.
– Sorry, koledzy – Rozgrywający uśmiechnął się przepraszająco, a potem w podskokach podbiegł do pozostałych zawodników.
Wrona i Evans wymienili cierpiętnicze spojrzenia. Janek pozostawił ich na polu bitwy. Doskonale wiedzieli, co to oznacza.
– Czekam. – Kierownik nie zamierzał odpuszczać. – Macie coś na swoją obronę?
Stephane z trudem stłumił prychnięcie śmiechem. Już kilka razy widział, jak członkowie jego sztabu droczą się z zawodnikami. To była niewinna zabawa, która rozładowywała atmosferę i budowała więzi w drużynie. Piękna inicjatywa.
Plus do tego zawsze można się było trochę pośmiać.
– Trochę… zaspałem – odezwał się w końcu Shoe. – Przepraszam, oglądałem wczoraj filmy do późna – wyjaśnił. – Wciągnęły mnie. – Rozłożył bezradnie ręce.
Korpak pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale machnął ręką, uwalniając Evansa od konieczności dalszego tłumaczenia się. Atakującemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie zamierzał mieć na pieńku z samy kierownikiem.
– A pan kapitan, co powie?
– Ja… też zaspałem? – Środkowy z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
– Na pewno tylko spałeś? – Ni stąd ni zowąd za Wroną pojawił się Włodarczyk. – Co to w takim razie? – Pomachał mu przed nosem wymiętą serwetką z jednej z popularnych kawiarni.
– Oddaj! – Andrzej odwrócił się gwałtownie, próbując wyrwać papier, ale Wojtek był szybszy. Chichrając się jak głupi, odbiegł do pozostałych siatkarzy, by pokazać im swoje znalezisko.
– Wypadło mu z kieszeni – zaczął tłumaczyć podekscytowany. – Ktoś nabazgrał tu jakiś numer. Nie on, znam jego pismo. Jest też imię, tylko, że niewyraźne. Julia? Jola? Jadzia? A może…
Nie dokończył, bo w tym momencie Wrona stracił cierpliwość. Wyrwał kumplowi serwetkę, a potem zmiął ją w kulkę i schował do kieszeni.
– Głupek – warknął. – Nikt cię nie nauczył, że nie tyka się cudzych rzeczy?
– Hej, spokojnie, stary. – Włodarczyk uniósł ręce, pokazując, że się poddaje. – Przecież nic wielkiego się nie stało.
– Jasne – burknął tylko Andrzej, a potem odszedł, by zacząć swoją odprawę.
Stephane zmarszczył czoło. Choć przyglądał się całej sytuacji z boku, miał wrażenie, że coś jest nie tak. Coś w zachowaniu Wrony mu nie pasowało. Środkowy nigdy nie miał jakiegoś specjalnego szczęścia do kobiet, ale miał fanki, którym się podobał. Często zostawiały swoje numery, jednak nigdy nie zdarzało się, by siatkarz aż tak bardzo się którymś przejął.
– Czujesz coś większego? – zapytał cicho Guillaume, niezauważalnie przysuwając się do przyjaciela.
Antiga wzdrygnął się mimowolnie, słysząc jego głos. Momentalnie przypomniał sobie o słowach Stephanie.
„Zachowuj się normalnie. Nie zorientuje się”.
– Nie wiem – wzruszył ramionami. – Nie jestem jasnowidzem.
– Ale na miłostkach znasz się jak nikt inny.
– Może masz racje – westchnął. – Na razie się nie wtrącajmy. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Przyjmujący powoli pokiwał głową. Stephane uważnie zmierzył go wzrokiem. Nie wydawał się być specjalnie poruszony. Uśmiechał się pod nosem i bezmyślnie stukał palcami o udo. Był szczęśliwy, a przynajmniej bardzo z czegoś zadowolony.
– Wszystko w porządku? – zapytał ostrożnie.
– Pewnie. – Uśmiech Samiki zrobił się jeszcze szerszy. – Justin już prawie wyzdrowiała, to była tylko przeziębienie, znów ma zdecydowanie za dużo energii. Ale zaczyna lepiej spać w nocy. Przynajmniej nie wyglądamy z Natalii jak zombie.
– Ty zawsze wyglądasz jak zombie – prychnął Antiga.
Guillaume przewrócił oczami.
– Dzięki, zawsze wiesz jak poprawić komuś humor. Dzięki, stary – Poklepał kumpla po ramieniu a potem poszedł w ślady kolegów i zaczął odprawę.
Stephane westchnął głęboko.
– Gdybyś tylko wiedział… – szepnął. Pokręcił głową. Nie miał pewności. Nikt jej nie miał. On, Stephanie. To były tylko domysły. Z dużym prawdopodobieństwem, ale nadal domysły.
A na razie nie miał czasu przejmować się domysłami.

***

Telefon zadzwonił niespodziewanie. Stephanie była akurat w trakcie wieszania prania  w łazience, więc sekundę zajęło jej dotarcie do komórki. Wytarła ręce o wiszącą na kuchence ścierkę i dopiero wtedy odebrała połączenie.
– Halo?
– Cześć, Stephanie.
Zamarła. Znała ten głos.
– Danielle? Danielle, to ty?
– To ja. Siostra Stephana – Osoba po drugiej stronie nie wykazywała żadnych uczuć. W przeciwieństwie do Stephanie, która miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Nie wierzyła, w to co słyszy, po prostu nie wierzyła.
– Od dwóch dni próbujemy się do ciebie dodzwonić! Gdzie jesteś?! Co się stało!
– To nie jest ważne. – Chłodny ton Danny ostudził zapał kobiety. – Isaac jest z wami?
– Tak, oczywiście. Jeśli chcesz, zaraz go zawołam…
– Nie. – Stanowczo przerwała Danielle. – Nie wołaj go.
Stephanie wzięła głęboki wdech. „Zachowaj spokój, zachowaj spokój” powtarzała w myślach. Miała ochotę zarzucić szwagierkę pytaniami, ale wiedziała, że nie tędy droga. Może i nie znała się na psychologii, ale z męża zawsze wyciągała, co chciała.
– Na pewno wszystko w porządku? – zapytała, starając się przybrać jak najmilszy ton. – Dlaczego wyjechałaś? – Nie wspomniała o Isaacu. Czuła, że to może być drażliwy temat.
– Praca – odburknęła cierpko Danny. – To dla mnie ważne. Badania życia.
– Mogłaś nam powiedzieć. Zrozumielibyśmy.
– Wszystko wyszło nagle, nie miałam czasu na zastanawianie się – Wyjaśniła kobieta.
– Rozumiem. – Stephanie powoli pokiwała głową. Przemilczała fakt, że Danielle musiała się nieźle namęczyć by załatwić wszystkie papiery. Tego typu dokumentów nie zdobywało się w ciągu jednego dnia. – Kiedy wracasz?
– Jeszcze nie wiem – przyznała. – Najwcześniej w lipcu. Zajmiecie się do tego czasu Isaacem? – W jej głosie pierwszy raz pojawiła się nutka jakiś emocji. Czegoś pomiędzy troską, a zakłopotaniem. Jakby nie wiedziała, czy to pytanie jest na miejscu.
Stephanie przełknęła głośno ślinę. Miała wrażenie, że oczy zaczynają ją szczypać.
– Oczywiście – zapewniła. – Nie martw, u nas jest bezpieczny.
Danny mruknęła coś nie wyraźnie, jakby podziękowała. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, aż w końcu powiedziała coś, czego druga kobieta w ogóle się nie spodziewała.
– Możesz nie mówić Stephanowi, że dzwoniłam? – poprosiła. – Ani nikomu innemu. Po prostu… zostaw to dla siebie.
Była fizjoterapeutka zmarszczyła brwi. Nie mówić mężowi? Dlaczego? Przecież to nie miało większego sensu.
A może wręcz przeciwnie? Może to było ważne dla Danielle? Stephanie była pierwszą osobą, do której fizyczka zadzwoniła. Nie mogła zawieść jej zaufania.
– Dobrze – zgodziła się w końcu. – Nikomu nie powiem.
Nic więcej nie usłyszała. Danny rozłączyła się szybko. Po drugiej stronnie zapadła głucha cisza. Stephanie odłożyła telefon i oparła się o kuchenny blat. Musiała odetchnął. Przez głowę przelatywało jej tysiące myśli. Bo działanie siostry Stephana było nielogiczne. Nie w momencie, kiedy podrzuca syna właśnie im, choć w rodzinnym Paryżu miała rodziców i dwóch braci.
– Co stało Danny? – rzuciła w przestrzeń. – Dlaczego chcesz, żeby Isaac był tutaj?

***

Ten dzień był zdecydowanie dziwny. Andrzej czuł, że taki będzie od samego początku, a teraz, siedząc w samolocie do Szczecina, tylko utwierdzał się w tym przekonaniu. Gdy rano się obudził, nawiedziło go to uczucie, a potem zaczęło się powoli spełniać. Najpierw wybrał się do galerii. Żeby kupić nowe skarpetki. Takie zwyczajne, bo oczywiście jego pralka zdążyła zabrać wszystkie do pary. Nie kupił ich. Zamiast tego spotkał Joyce. I odważył się zaprosić ją na kawę. Co było cokolwiek szalone. Ale ona się zgodziła. Tak po prostu. Rozmawiali sobie zupełnie normalnie. Do tego opowiedziała mu o swoim byłym. Zaufała mu. Chociaż znali się od cały dwóch dni. A potem jeszcze dała mu swój numer.
Wsunął dłoń do kieszeni i zacisnął dłoń na serwetce. Obiecał sobie, że jak tylko znajdzie się w hotelowym pokoju od razu wbije numer do telefonu. I wyśle smsa do Jocelyne. Tak na wszelki wypadek.
– Ładna jest? – Z zamyślenia wyrwał go głos siedzącego obok Damiana Wojtaszka.
– Proszę?
– Ta dziewczyna – doprecyzował libero. – Myślisz o niej, prawda? Nie znacie się za długo, ale wpadłeś po uszy.
– Brawo Sherlocku – burknął pod nosem Wrona. – Skąd wiedziałeś?
– Domyśliłem się – wzruszył ramionami. – Też kiedyś przez to przechodziłem.
Andrzej nie odpowiedział. Damian był jego rówieśnikiem, ale jego życie układało się zupełnie inaczej. Miał kochającą żonę, spodziewali się dziecka. „Mały” był raczej spokojny, pracowity. Nie byli specjalnie blisko, ale na pewno nie nabijałby się z środkowego tak jak pozostali.
– Chyba tak – powiedział w końcu.
– Chyba tak, co? – Wojtaszek był trochę zdezorientowany. Zdążył już zapomnieć o swoim poprzednim pytaniu.
Wrona przetarł dłonią oczy. Naprawdę chciał wszystko powiedzieć? Przynajmniej trochę. Musiał się komuś wygadać.
– Chyba jest ładna – przyznał. – Ma… oczy.
– Większość dziewczyn ma oczy – zaśmiał się Damian. Zaraz jednak spoważniał, widząc, że środkowemu nie jest do śmiechu. – Kontynuuj.
– Są niebieskie. Te oczy. Ma też rude włosy. Są farbowane, ale ładne. Dodają jej uroku. Są urocze – mówił cicho, tak, że libero ledwo go słyszał. Wpatrywał się w błękitne niebo za oknem samolotu. – Rozmawialiśmy po angielsku, bo jest Francuzką.
– Francuzką? – Damian uniósł pytająco brew. – Może powinieneś pogadać z Stephanem. Albo raczej z Brizardem. Antiga pewnie nie podrywał nikogo od dekady. Jest dinozaurem.
Tym razem to Andrzej nie mógł opanować śmiechu.
– Jest od nas  tylko czternaście lat starszy – zauważył.
– Od ciebie prawie piętnaście – poprawił go Wojtaszek. – To spora różnica. Czasy się zmieniają…
– Ale kobiety pozostają te same.
Nagle obok nich pojawił się Wojtek. Uśmiechał się tak samo głupkowato jak wcześniej, ale tym razem nie był to wredny uśmieszek.
– Sorry za to wcześniej – powiedział. – Trochę mnie poniosło, nie pomyślałem, że to może być… no wiesz… coś bardziej poważnego. – Znacząco poruszył brwiami, na co Wrona jedynie przewrócił oczami. –  W każdym razie, nie po to tu przyszedłem. – Przykucnął obok foteli, by nie patrzeć na kolegów z góry. – Mamy problem. Coś dopadło naszego najmłodszego członka drużyny. – Ruchem głowy wskazał na siedzącego rząd dalej Evansa. – Uważam, że dorwało go to samo, co ciebie, Andrew.
Wrona zmarszczył czoło i przyjrzał się uważnie Kanadyjczykowi. Owszem, chłopak siedział zamyślony, z słuchawkami na uszach, wpatrując w okno, ale bardziej wyglądało to na myślenie nad jakimś bardzo trudnym równaniem.
– On nie jest zakochany – stwierdził głosem znawcy Wojtaszek. – Ma zbyt inteligentne spojrzenie. Myśli nad czymś. Bardzo intensywnie.
– Jak wykopać Niko z szóstki? – rzucił Andrzej.
Damian pokręcił głową.
– Nie. To coś innego.
– Powiem nam?
– Wątpię – westchnął. – Ale może kiedyś się dowiemy. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas.

***

Pogoda  w Warszawie nie poprawiała się przez cały dzień. Lało, wiało i ogólnie nikt nie wychodził z budynków jeśli nie musiał. Po porannej kawie Jocelyne dokończyła zakupy, a potem pojechała na Wilanów, by zająć się Isaacem. W końcu i tak nie bardzo miała, co robić, a zajmując się siostrzeńcem, mogła próbować dowiedzieć się, co z Danielle.
– Jak tam urządzanie własnego gwiazdka? – zapytała Stephanie, gdy tylko Joyce przekroczyła próg mieszkania.
Uśmiechnęła się pod nosem. Mogła się tego spodziewać.
– Całkiem nieźle – odpowiedziała, zdejmując płaszcz. – Choć mogło być lepiej. Stephane ci powiedział?
– Tylko, że zostajesz na dłużej. Reszty sama się domyśliłam – przyznała Stephanie. Odłożyła do szafki ostatnią umytą szklankę, a potem oparła się o blat stołu i zmierzyła szwagierkę uważnym spojrzeniem. – Chcesz o tym pogadać?
Joyce nerwowo przygryzła wargę.
– Nic niezwykłego się nie stało.
– Rzuciłaś pracę. Przez faceta. To do ciebie nie podobne.
– Musiałam… – Westchnęła głęboko. – Chciałam zapomnieć. Nic więcej. W liniach wszystko mi o nim przypominało. A raczej o tym, jak zrobił ze mnie idiotkę – wyznała w końcu, nie podnosząc wzroku.
Stephanie pokiwała głową. Nie ciągnęła dłużej tematu, za co Joyce była jej niezmiernie wdzięczna. Ostatnie na co miała ochotę, to rozgrzebywanie sprawy Jonasa.
– Ty też ostatnio zachowujesz się dziwnie. – Jocelyne postanowiła skorzystać z okazji i trochę podroczyć się z bratową. – Nigdy nie widziałam żebyś wpadała w panikę z powodu dziecka. – Trafiła w punkt. Kobieta zamrugała szybko, zaskoczona tym stwierdzenie.
– Ty wiesz o… – Przełknęła głośno ślinę, nieznacznie przykładając dłoń do brzucha.
Młodsza francuska przytaknęła szybko.
– A to papla! – Stephanie zamachnęła się wściekle ścierką. – Nic mu nie można powiedzieć.
– Musiał się komuś wygadać – próbowała bronić brata Joyce, ale robiła to z kpiącym uśmiechem na ustach. – Dobra, to straszna papla – przyznała w końcu. – Nigdy nie trzymał języka za zębami. Ale spoko, przysięgam, ja nikomu nie powiem – obiecała.
– Niech będzie. – Stephanie dała za wygraną. – Isaac jest w swoim pokoju. Możesz dać mi jeszcze pół godziny? Wyskoczę uzupełnić lodówkę, a potem zgarniesz młodego.
– Jak chcesz – wzruszyła ramionami Jo. – Ale obiecasz, że jak tylko Stephane wróci to wybierzemy się razem na zakupy. Muszę zacząć kompletować wyprawkę dla bratanków. – Uśmiechnęła się szeroko. – Wszystko już sobie przemyślałam. Będzie chłopiec i dziewczynka. Jeszcze nie wymyśliłam imion, ale jestem blisko.
– Niech będzie – Stephanie pokręciła głową z udawaną dezaprobatą,  a potem zaczęła zbierać się do wyjścia. – Potem pogadamy. Wymyśliłaś, gdzie zabierasz dzisiaj Isaaca?
– Ścianka wspinaczkowa. Jest w pobliżu. Powinien się trochę poruszać.
– Spodoba mu się – pochwaliła. – To ja idę. – Zgarnęła jeszcze swoją torebkę i już jej nie było.
Joyce uśmiechnęła się pod nosem. W mieszkaniu znów zapadła cisza. Przeciągnęła się, by rozprostować kości, a potem powoli podeszła do okna. Wyjrzała na zewnątrz. Nadal padało. Stephanie właśnie wychodziła z bloku. Rozglądnęła się wokół, wzdrygnęła mimowolnie i narzuciła na głowę kaptur puchowej kurtki. Zachowywała się normalnie.
Uwagę kobiety przykuło coś innego. Po drugiej stronie ulicy ktoś stał. Nie widziała wyraźnie. Młody mężczyzna w skórzanej kurtce. Miał jasne włosy, nonszalancko opierał się o ścianę budynku. Wydawało się, że na kogoś czeka, jednak gdy tylko minęła go Stephanie, odczekał kilka sekund, a potem powoli ruszył za nią.
– Co jest…
Nie wahała się nawet sekundy. Pobiegła do przedpokoju, wygrzebała telefon z torebki i wybrała numer bratowej.
– Odbierz, odbierz – mruczała pod nosem, chodząc w kółko po salonie.
– Halo? Joyce? Coś się stało?
– Stephanie? Słuchaj, bo… 
Zamarła. Powoli, jeszcze raz podeszła do okna. Wyjrzała na zewnątrz. Rozglądnęła się w obie strony. W oddali widziała sylwetkę Stephanie.
Ale tajemniczego chłopaka nie było. Zniknął.
– Joyce? Jesteś tam?
–  Już… już nie ważne – powiedziała. – Zapomnij. Widzimy się za pół godziny.
– Ale…
Rozłączyła się. Odetchnęła głęboko. Oparła się o ścianę, wzrok wlepiła w podłogę.
– Odbija mi? – zapytała samą siebie.
Nie, nie odbijało jej. Naprawdę widziała jakiegoś chłopaka, który szedł za Stephanie. Wyglądało to tak, jakby ją śledził. Po co? Staphanie nigdy nie zrobiła nic złego. Joyce nie znała drugiej tak prawej osoby. Kto mógłby coś od niej chcesz?
Chyba, że nie chodziło o Stephanie.
Spojrzała na zegarek i jeszcze raz wyjrzała przez okno. Powoli przestawało padać, ale chodniki były puste. Ani żywej duszy.
– Coś tu się kroi – mruknęła Joyce. – Tylko pytanie co…



No i mamy już rozdział szósty. Powiem szczerze, że ze wszystkich dotychczasowych części, tę pisało mi się najgorzej. Jestem z niej średnio zadowolona, ale trzeba jakoś iść do przodu. Mam jednak nadzieję, że wam w miarę przypadła do gustu. Od razu z góry dziękuję za wszystkie komentarze, które są dla mnie ogromną motywacją. 
Pozdrawiam
Violin

8 komentarzy:

  1. Tobie pisało się najgorzej, a mi się fajnie czytało. To się nazywa złośliwość losu hahaha. Złego słowa nie mogę powiedzieć o tym rozdziale, serio.
    Jak zwykle zacznę od dwójki naszych przyjaciół, którzy z każdym rozdziałem są jeszcze zabawniejsi. Chociaż w tym rozdziale, Nicolas jako tako nie brał udziału to i tak ma u mnie plusa, bo ogląda filmy tak jak ja hahahaah. Bez komentarza, to nie jest oglądanie i nie rozumiem dlaczego innych to tak denerwuje, lol. Przez ten wspólny seans Sharone zaspał i musiał lecieć na lotnisko, z językiem na brodzie. Najważniejsze jest jednak to, że tajemnica się wyjaśnia i akcja nabiera tępa.
    Stephani i Stephan są na bank rodzicami Nicolasa. Mam nadzieję, że ucieszą się z odnalezionego syna bardziej niż z wiadomości o bliźniakach, które także są w drodze. Współczuję Stephani, ponieważ teraz wszystko jest na jej głowie, a ona przecież jest w ciąży! Powinna się oszczędzać, ale to z tym rozmawia i prowadzi pseudo terapia, a to Daniel nagle cudem dzwoni i prosi niby nie o jakieś niemożliwe rzeczy, ale na pewno nie są one łatwe. Zajęcie się Isaakiem, może być kłopotliwe...
    Siatkarze wyjeżdżają, dzięki temu możemy troszeczkę poznać drużynę i ludzi, którzy są niezbędni. Wyjazd, wyjazdem, ale Andrzej tak się przejął chyba zdobyciem tego numeru, że zachował chusteczkę na pamiątkę. Niechże wpisze sobie ten numer w telefon, bo jak zgubi i znowu zostanie bez numeru do swojego nowego westchnienia, którym została Joeclyn? Wtedy będzie gorsza wtopa niż to, że nie umiał poprosić jej o numer xd
    Jeszcze króciutko o Joeclyn, którą lubię. Jest pozytywna, pomaga szwagierce i bratu w opiece nad Isaakiem. Aklimatyzuje się w Warszawie . No i zaczyna coś z Andrzejem. Oby tak dalej, tylko dlaczego mam przeczucie, że to ona będzie przełomową postacią, która odkryje prawdę? Mogę się mylić, ale...
    Na koniec życzę powodzenia chłopakom na wyjeździe. Żeby Andrzej obudził się na chwilę z miłosnego snu, a Sharone przestał bawić się w detektywa.
    Bardzo podoba mi się, że w każdym rozdziale uchylasz na rąbka tajemnicy. Idziesz z akcją jak burza i to jest fajne!
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi osobiście rozdział bardzo przypadł do gustu. 😊
    Sharone i Nicolas, coraz lepiej się ze sobą dogadują. Urządzili sobie nawet maraton filmowy. Przez który Evans zaspał i ledwo zdążył na lotnisko. 😂 Przy okazji próbuje odkryć tajemnicę swojego współlokatora. Kto wie, może wpadnie na odpowiedni trop i to mu się uda.
    Stephanie i Stephan są cudownym małżeństwem, wspierają się w każdej sytuacji i niezmiennie kochają od tylu już lat.
    Telefon od Danielle był bardzo dziwny. Mam wrażenie, że ona ukrywa coś bardzo poważnego. Kto wie, może nawet grozi jej albo Issacowi niebezpieczeństwo. Ostatnio o tym pomyślałam, biorąc pod uwagę miejsce w którym pracuje. Wciąż jednak mamy za mało informacji na jej temat, a jej postać jest bardzo tajemnicza.
    Andrzej nadal pozostaje najbardziej zdezorganizowanym i zapominalskim bohaterem. 😁
    Joyce tak zawróciła mu w głowie, że nie potrafi się na niczym innym skupić. Oby tylko nie zgubił tego numeru od niej. 😊
    Stephan ma problem z Samicą. Nie wie, jak ma się zachowywać wobec niego. Coraz bardziej zastanawiam się, czy jest ojcem syna Danielle.
    Joyce zapewne widziała Nicolasa. Zapewne to on obserwował Stephanie.
    Z każdym rozdziałem, dowiadujemy się czegoś nowego o bohaterach. A kolejne elementy układanki wskakują na swoje miejsce.
    Z dużą niecierpliwością czekam na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny, przyjemnie się czytało .Nie masz co narzekać ;) Sharon i Nicolas , świetnie się ze sobą bawią. Jestem niemal na sto procent przekonana że to syna Stephana i Stephanie. I to on śledził ją na końcu. Jestem ciekawa czy Sharon dojdzie w końcu do tego kogo Nicolas mu przypomina. Telefon Daniele , strasznie tajemniczy. Nie mam pojęcia co ona ukrywa. I dlaczego zostawiła swojego syna. Czy naprawdę było to coś tak ważnego , że trzeba było zostawić swoje dziecko? Wrona jest słodki , taki zakochany. I tylko Joyce mu w głowie. Ciekawe , kiedy dowie się tego,że to siostra Stephana.Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisarkom nigdy nie podoba się to, co same napisały. Taki już nasz smutny los... Mi wręcz przeciwnie. Rozdział czytało mi się bardzo przyjemnie i to świetne rozpoczęcie dzisiejszego dnia.
    Mam wrażenie, że coś mi świta... Co może być tą tajemnicą związaną z Guillaumą. Jednak dopiero coś mi się zarysowuje, więc jeszcze nie będę się tym dzielić.
    Przesłuchanie na lotnisku boskie 😂 Cała ekipa zachoruje się jak takie plotkary, które muszą wszystko o każdym wiedzieć. Andrzej ma przerąbane hah
    Tak mu ta Joyce zawróciła w głowie, że się biedaczek spóźnił na zbiórkę. Żeby tylko tej serwetki nie zgubił!
    Doszła kolejna niewyjaśniona sprawa. Telefon Danielle. Nie dziwi mnie fakt, że zadzwoniła akurat do Stephanie, a nie do brata. Tylko w tej rozmowie było coś dziwnego. To co powiedziała to moim zdaniem kłamstwo i wyjechała z innych przyczyn. Jak jest naprawdę? Nie mam pojęcia.
    Ten moment kiedy Sharon tak delikatnie obchodził się ze swoim nowym współlokatorem i tak się o niego troszczył, to aż pomyślałam, iż jest gejem 😂😂 Czytając, wydawało mi się, że robi to z taką czułością...
    Tylko co ma oznaczać, że znał jego rodziców?
    Mam też swoje domysły odnośnie tajemniczego mężczyzny śledzącego żonę trenera, ale nie jestem pewna, czy mam rację.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. A co Ty chcesz od tego rozdziału? Mi tam się bardzo podoba :)
    Haha, zachciało się filmów na wieczór oglądać to trzeba się liczyć z konsekwencjami haha :D Oho, Sharone bawi się w detektywa... Widział rodziców Nico? Ach, jestem coraz bardziej zaintrygowana! Może to naprawdę Stephanie i Stephan? No nic, trzeba w spokoju czekać na wyjaśnienie tego, jak i tego, czego dotyczy sprawa z Samicą. I tego, kto śledził Stephanie. Mam swoje podejrzenia, ale na razie zostawię je dla siebie i się przekonam :)
    Akcja na lotnisku była świetna :D Niech Andrzej sobie lepiej wklepie ten numer do telefonu, bo jak mu ta serwetka jeszcze znów gdzieś wypadnie to będzie po ptokach :D
    Bardzo dziwne było to, że Danielle zadzwoniła do Stephanie, a nie do swojego brata... Można rzec, że tajemnica goni tajemnicę...
    Bardzo lubię Joyce :) Mimo tego, co przeszła jest bardzo pozytywna i to się ceni :)
    Czekam z niecierpliwością na nowy!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Oh, oczywiście że widziałeś ich Sharon! Mnie osobiście zastanawia fakt, czy Nicolas wie u kogo mieszka. A raczej kim jego "współlokator" jest i co ma wspólnego z Antigą :)
    Współczuje Staphanie. Jest w ciąży, bliźniaczej, mąż "marudzi" żeby się nie denerwowała ... no ale kurcze, niby jak ma to zrobić, skoro wokół tyle problemów i zmartwień! Do tego ten tajemniczy telefon od Danielle i ... śledzenie przez ... Nicolasa? Bo to chyba był Nicolas? Ale powiem Ci jedno ... taką atmosferę wprowadziłaś tą sceną że podniosło mi się ciśnienie, a włosy zjeżyły mi się na głowie! :D
    Serio Andrzej? Zamiast zapisać sobie numer w telefonie to ten dalej trzyma serwetkę, która w każdej chwili może się podrzeć? Faceci xD Ej ... nie mogę sobie wyobrazić poważnego Wojtaszka. Serio. Dla mnie on taki zawsze świrowaty był/jest, a tutaj przeprowadza rozmowę z Wroną, wysłuchuje, doradza ... wow :D Ale jest też Wojtuś! On to akurat jest taki jaki jest haha :D
    Dalej nie wiem o co chodzi z Samicą ... czekam na konkrety :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo przyjemnie czytało mi się rozdział. Bardzo się cieszę, że w każdym jest jakiś wątek związany z Nico i Shoe. Na 90% Stephene i Stephanie to rodzice Nico. Nawet Sharone zaczyna coś podejrzewać. Dalej nie mam pojęcia o co chodzi z Samicą. Czego ma się nie domyślić? Mam nadzieję, że wkrótce się tego dowiemy. Podobał mi się fragment ze spóźnieniem chłopaków na zbiórkę :) Tylko, żeby Andrzej nie zgubił tej serwetki z numerem. Ciekawi mnie również kto śledził Stephanie. Lecę do następnego rozdziału. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Widząc tyle zaległości, aż złapałam się za głowę!
    No, ale postaram się teraz powoli to nadrobić.

    Szablon jest boski, nie mogłam o tym nie wspomnieć. Delikatna kolorystyka, ładne cytaty nawiązujące do całej treści. Czcionka mnie trochę irytuje, ale no to już moje małe widzi mi się, wole większą i inną.

    Co tutaj się stało...
    Już wspominałam, że kocham cudowną relacje Sharona i Nico? To powtórzę to jeszcze raz. Fajnie, że Shoe ma takiego fajnego współlokatora. Cieszę się też, że powoli zagadka kim są jego rodziców, wyjaśnia się. Tylko czy nie za szybko? Zobaczymy.

    Stephene i Stephanie to dla mnie za idealne małżeństwo. Na prawdę. Mimo że los pewnie dał im w kość to miło poczytać, że mają trochę szczęścia. Ładna z nich para. Takie zdanie miałam na początku, a teraz?
    Takie zakończenie? Muszę iść dalej!

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics