Po przedpołudniowym treningu Sharone
wracał do swojego mieszkania wyjątkowo szybko. Rano zostawił tam Nicolasa i nie
mógł być pewien, czy tajemniczy chłopak przypadkiem czegoś nie zmalował. To
była swego rodzaju próba – jeśli zastanie mieszanie w stanie cokolwiek
agonalnym, należy zadzwonić na policje. Jeśli nie – w końcu na poważnie zaufa
Nicolasowi.
Niepewnie przekręcił klucz w zamku i
powoli pchnął drzwi. Nie miał pojęcia, czego może się spodziewać.
– Już wróciłeś? – Z salonu wyłoniła
się głowa Nica. – Nie spodziewałem się, że będziesz tak szybko.
–
Nie było korków – burknął Shoe, zsuwając z ramienia sportową torbę. –
Ogarnąłeś ten materac? Czy jednak będziesz spać na kanapie?
– Sam zobacz. – Chłopak uśmiechnął
się chytrze.
Evans westchnął cicho, ale
posłusznie przeszedł do salonu. Tam na podłodze leżało… coś. To coś
przypominało wyjęty z łóżka, wąski materac, składający się z kilku mniejszych
części.
– Co to niby jest? – Uniósł pytająco
brew.
– Łóżko-fotelo-materaco-składak –
odparł dumnie Nicolas. – Wygodnie, długie, a wciągu dnia łatwo można go złożyć
i gdzieś schować. Idealne, prawda?
Niepewnie pokiwał głową.
– Kupiłeś też kołdrę – zauważył.
– I poduszki. I prześcieradło. Cały
zestaw. Tak żebyś nie musiał się już martwić.
– Martwić? Ale ja się wcale…
Jego wypowiedź przerwał głośne
dzwonienie, przypominające najbardziej irytujący dźwięk pod słońcem – dźwięk
budzika.
– Ciastka się zrobiły! – Nico
klasnął wesoło, a potem jak szalony pobiegł do kuchni, zostawiając Sharone’a w
totalnym osłupieniu.
– Ciastka? Jakie znowu na łysinę
Glenna Hoaga* ciastka?
Okazało się, że przez te kilka
godzin Nicolas nie próżnował. Najpierw zaopatrzył się w swoje nowe „łóżko”, a
potem postanowił odwdzięczyć siatkarzowi za gościnę. Uzupełnił zapasy w lodówce
( Skąd wiedział, że Sharone kocha mleko czekoladowe?!), wymył podłogi, a nawet
zrobił pranie, bo w koszu w łazience zaczynało brakować miejsca na cokolwiek.
I oczywiście upiekł ciasteczka.
Z czekoladą. Taką, co dosłownie
rozpływa się w ustach.
Evans nie mógł się im oprzeć. To
byłaby zdrada całej ludzkości.
– Są genialne – stwierdził między
jednym ciastkiem, a drugim. Siedzieli razem z Nicolasem na kanapie, zajadali się słodyczami, a w
telewizji leciała jakaś głupia kreskówka. Nic z niej nie rozumieli, bo była po
polsku, ale to nie przeszkadzało im naśmiewać się gapowatości głównych
bohaterów. Atakujący w życiu by nie przypuszczał, że będzie oglądał bajki z
zupełnie obcym chłopakiem i jeszcze będzie się przy tym naprawdę dobrze bawił.
– Gdzie nauczyłeś się tak piec? –
zapytał, wciskając do buzi kolejne ciastko.
Nicolas posmutniał gwałtownie. Nagle
cała jego wesołość gdzieś wyparowała. Odłożył
swoje własne, ledwo nadgryzione ciasteczko na talerz, a wzrok wlepił w
telewizor.
– W jednej z rodzin zastępczych, w której
byłem – odpowiedział cicho, głosem zupełnie wypranych ze wszelkich uczuć.
Sharone zamarł. Nie tak odpowiedzi
się spodziewał.
– W ro… w rodzinie zastępczej? –
wydukał zdezorientowany.
Nico powoli pokiwał głową. Nawet nie
spojrzał na kolegę. Oparł ręce na kolanach i pochylił się do przodu,
spuszczając głowę niczym zbity pies. Nagle zniknął pewien siebie, ironiczny
chłopak, a na jego miejscu pojawił się zagubiony dzieciak, nie mający nikogo na
tym świecie.
– Nigdy nie poznałem swoich
biologicznych rodziców – zaczął wyjaśniać. Mówił bardzo cicho, cały czas
wpatrując się w czubki swoich butów. Sharone ściszył telewizor, słuchał uważnie
i starannie wyłapywał każde słowo. – Zostawili mnie tuż po urodzeniu. Zniknęli
tak po prostu, nawet nie zostawili po sobie żadnych danych. Od razu trafiłem do
adopcji, byłem w końcu zdrowym niemowlakiem. Adoptowało mnie bogate małżeństwo
z południa Francji. Byłem ich oczkiem w głowie, ukochanym synkiem. Zginęli w
wypadku samochodowym, gdy miałem pięć lat. Prawie ich nie pamiętam, zostało mi
po nich tylko kilka zdjęć i spadek. Tylko tyle. Od tego czasu jestem zupełnie
sam – beznamiętnie wzruszył ramionami.
Evans zmarszczył ze zdziwieniem
brwi. Przecież to nie mógł być koniec
historii.
– Jak to sam? Przecież miałeś pięć
lat! Ktoś musiał się tobą zająć!
Nicolas odwrócił głowę i spojrzał na
siatkarza. Wykrzywił usta w czymś, co w założeniu miało być ironicznym
uśmiechem.
– I teraz dochodzimy do
najciekawszego momentu tej historii. Co było potem? Potem zacząłem sprawiać
kłopoty. Różnego rodzaju. Przerzucali mnie od jednej rodziny do drugiej, aż w
końcu osiągnąłem pełnoletność i w końcu wszyscy przestali się mną interesować.
Teraz mogę robić co chcę i kiedy chcę! – prychnął.
Sharone powoli pokiwał głową. Wszystko
zaczęło układać się w logiczną całość.
– Ty ich szukasz, prawda? Swoich
biologicznych rodziców.
Nico zagryzł nerwowo wargę. Wahał
przez chwilę, ale w końcu odpowiedział.
– Ja ich nie szukam. Ja ich już
znalazłem. Są tutaj, w Warszawie. Dlatego poprosiłem cię o pomoc. Potrzebuję
poczekać, wybrać odpowiedni moment. A jestem zupełnie sam. Nikt mi w tym nie
pomorze.
Evans uśmiechnął się mimowolnie.
Chłopak nie miał racji. Całkowicie się mylił.
– Nie jesteś już sam – Po
przyjacielsku poklepał Nicolasa po plecach. – Teraz masz mnie.
***
Stephanie i Stephane wrócili do mieszkania przed drugą. Dosłownie kilka minut wcześniej zaczęło padać, więc w środku już czekała na nich Jocelyne razem z Isaacem. Ich przemoczone kurtki wysiały w przedpokoju, a oni zalegli na kanapie, by w skupieniu śledzić życie dzikich amazońskich muszek.
– Poradziliście sobie jakoś? –
zapytała Stephanie, wchodząc do salonu.
Na jej widok Joyce od razu zerwała
się na równe nogi, za to Isaac tylko rzucił beznamiętne „cześć”.
– Oczywiście, że sobie poradziliśmy
– prychnęła. – Czy przez chociaż sekundę w nas zwątpiłaś? – Zmierzyła bratową
niby morderczym spojrzeniem.
– Oczywiście, że nie! – roześmiała
się starsza kobieta. – Przez cały czas byłam stuprocentowo pewna, że nie
spalicie tego mieszkania, nie wybuchniecie czegoś i że nie zgubisz Isaaca
gdzieś między warzywniakiem, a salonem fryzjerskim. Albo raczej, że on nie
zgubi ciebie.
– Ej, to było niemiłe! – Jocelyne
tupnęła nogą niczym mała dziewczynka. – Stephane, powiedz coś! – fuknęła w
stronę brata.
– Sorry, siostra, takie życie. –
Stephane rozłożył bezradnie ręce. – Wracasz już? Bo jestem samochodem i mogę
cię gdzieś podwieźć – zaproponował.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
Szybko zgarnęła swoją torebkę, ubrała płaszczyk i po sekundzie już stała w drzwiach.
– To do zobaczenia niedługo! –
pomachała rodzince, a potem odwróciła się na pięcie i już jej niebyło.
– Jest niemożliwa. – Mężczyzna
pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. – To ja jadę. Na pewno dobrze się
czujesz? – zwrócił się do żony.
– Na pewno. – Stephanie uśmiechnęła
się smutno. – Nie martw się, porozmawiamy, gdy wrócisz.
Stephane wahał się jeszcze przez
moment, ale w końcu przytulił kobietę, a potem wyszedł z mieszkania, cicho
zamykając za sobą drzwi.
Stephanie odetchnęła głęboko, starając
się opanować szalejące emocje. W tym momencie musiała odłożyć je na bok, były
rzeczy ważniejsze niż jej przerażenia. Odwróciła się w stronę salonu i
przybrała najmilszy wyraz twarzy na jaki było ją stać.
– Isaac, możemy porozmawiać?
Chłopak niepewnie wychylił się zza
fotela. Spojrzał na ciocię podejrzliwym wzrokiem, ale pokiwał powoli głową.
„Jeden do zera dla mnie” pomyślała
cierpko Francuzka, siadając naprzeciwko ośmiolatka.
– Mama dzwoniła? – zapytał cicho. W
jego oczach pojawiły się iskierki nadziei. Kobieta z żalem musiała je zgasić.
Chciałaby potwierdzić, zapewnić małego, że mają kontakt z Danielle, ale
wiedziała, że nie może go okłamywać. To byłoby okrutne.
Zresztą Isaaca nie łatwo było
oszukać. Był mądrym dzieckiem.
– Nie, jeszcze nie – przełknęła
głośno ślinę, starając się utrzymać uśmiech. – Chce byś został u nas dłużej. To
żaden problem, ale od przyszłego tygodnie będziesz musiał iść szkoły. Do tej
samej, co Timi i Manoline, już rozmawiałam z dyrektorką i…
– Do szkoły? – Na twarzy ośmiolatka
pojawiło się przerażenie. – Ja nie… ja nie chcę iść do szkoły! Nie i koniec! –
Zacisnął wściekle pięści, pod jego powiekami pojawiły się łzy. – Nie, nie, nie!
Zszokowana Stephanie nie wiedziała,
co powiedzieć. Uklękła przed chłopcem, chwyciła jego dłonie w swoje i zaczęła
je delikatne masować.
– Ci… już wszystko w porządku,
skarbie – szeptała z matczyną czułością. – Nie denerwuj się, po prostu powiedz
mi, dlaczego nie chcesz iść do szkoły?
Z trudem przełknął łzy. Spojrzał na
ciocię przeszklonymi oczami.
– Nigdy nie chodziłem do szkoły –
szepnął tak cicho, że kobieta ledwo go usłyszała. – Mama uczyła mnie w domu.
Znaczy w CERN**.
Nic więcej nie musiał mówić.
Stephanie odchyliła się do tyłu i z cichym świstem wypuściła powietrze. Mogła
się tego spodziewać. Miała taką zasadę, że nie wtrącała się w wychowanie czyiś
dzieci. Nie miała też specjalnie nic przeciwko nauczania w domu, ale znała
Danielle na tyle dobrze, by wiedzieć, jak ta nauka wyglądała w wypadku Isaaca.
– Spokojnie, nie musisz się bać –
znów zwróciła się do ośmiolatka. – Jesteś wspaniałym chłopcem, wszyscy od razu
cię polubią. Będziesz musiał nadrobić znajomość polskiego, ale na pewno sobie
poradzisz, wierzę w to. – Przeczesała dłonią jego długie włosy. – Zresztą w razie
czego zawsze masz wsparcie Timi’ ego i Manoline. Są w tym samym budynku, tylko
piętro wyżej. W razie czego po prosisz ich o pomoc, okej? – Uśmiechnęła się szeroko, a mały niepewnie
pokiwał głową. – To super! – Klasnęła wesoło. „Dwa do zera dla Stephanie”
pomyślała z dumą. – Będę robiła naleśniki, chciałbyś mi pomóc? – zapytała,
kontynuując grę. Od dziecka wiedziała, że jest doskonałą aktorką. Ukrywanie
własnych zmartwień wychodziło jej świetnie.
Isaac zgodził się od razu i chwilę
później już z uwagą odmierzał w kuchni potrzebne składniki. Wszystko mierzył,
co do grama, czy milimetra, pomimo słów cioci, że nie musi być aż tak strasznie
dokładny.
– Cała Danielle – mruknęła do siebie
Stephanie, obserwując, jak chłopiec łyżeczką od herbaty przesypuje mąkę.
Położyła dłoń na brzuchu. Pomyślała
o bliźniakach. Za kilka miesięcy na świecie pojawią się dwie małe istotki,
które będą potrzebowały opieki, miłości i czasu.
Nie była na to gotowa. Nie teraz,
gdy musiała zapewnić szczęśliwy dom pewnemu zagubionemu chłopcu, tak strasznie
skrzywdzonemu przez los.
Bo teraz była już pewna, że
cokolwiek by się nie stało, zajmie się Isaacem. Choćby Danielle miała już nigdy
nie wrócić.
– Tu jesteś bezpieczny – szepnęła w
stronę kuchni. – Obiecuję, że już nikt cię nie skrzywdzi.
***
– To gdzie jedziemy? – zapytał Stephane, poprawiając lusterko.
– Sekundę… – Jocelyne zaczęła
grzebać w swojej torebce, by po chwili wyjąć wymięty skrawek papieru. – Pod ten
adres. – Wskazała palcem nabazgrane na szybko litery. – Mam nadzieję, że to nie
problem. – Uśmiechnęła się przepraszająco.
Mężczyzna zmarszczył brwi i
przyjrzał się uważnie nazwy ulicy. Coś mu się nie zgadzało.
– Wydawało mi się, że twój hotel
jest gdzieś w centrum – zauważył.
– Bo był – przytaknęła Joyce. – Ale
dzisiaj rano odebrałam klucze do mieszkania, które będę wynajmować przez
najbliższe tygodnie. Fajnie, co nie? – klasnęła wesoło.
Stephane zamarł z dłonią na
kluczyku. Spojrzał na siostrę tak, jakby właśnie oświadczyła mu, ze wyjeżdża na
Grenlandię badać zwyczaje rozrodcze pingwinów.
Chociaż nie – to było bardziej
prawdopodobne.
– Jak to wynajmować? – zapytał
drżącym głosem. – Przecież mieszkasz w Dubaju.
– Już nie. Od dzisiaj mieszkam tutaj
w Warszawie.
– Ale co z pracą?! – Trener nadal
nie wierzył w to, co słyszy. – Przecież linie nie pozwolą ci latać tylko na
jednej trasie. Macie bazę w Emiratach, tłumaczyłaś mi to chyba z tysiąc razy!
– Już nie pracuję dla Emirates. –
Kobieta spuściła wzrok. Z jej twarzy zniknął uśmiech. Nerwowo skubała róg
płaszcza, bojąc się spojrzeć bratu w oczy.
– Jak to nie pracujesz?! Zwolnili
cię?! Przecież…
– Sama odeszłam – wycharczała.
– Dlaczego?
– To była całkowicie moja decyzja.
– Dlaczego?
– Nikt mnie do niczego nie zmusił.
– Chodzi o tego idiotę Jonasa, prawda?
Zacisnęła pięści. Na samo jego
wspomnienie, czuła jak od środka wypełnia ją gniew.
– Czyli mam rację – mruknął
Stephane, włączając silnik. – Powiesz mi co ci zrobił ten dupek ? – zapytał,
kątem oka spoglądając na kobietę. To była zwykła prośba, wynikająca jedynie z
troski o siostrę.
Pokręciła głową.
– Nie teraz. Później, jak… jak już
się oswoję z nową sytuacją, dobrze?
Nie nalegał. Doskonale wiedział
kiedy ma nie naciskać. W końcu była jego ukochaną młodszą siostrzyczką. Choć
dzieliła ich różnica prawie piętnastu lat, to właśnie z Joyce dogadywał się
zawsze najlepiej. Nie z Davidem, nie z Charliem, nie z Danielle, a z małą
Joyce, która od samego początku upatrzyła sobie bracie swojego własnego
bohatera i najlepszego przyjaciela. Mogli ufać sobie bezgranicznie. Stephane
zrobiłby dla niej wszystko.
– O czym myślisz? – Z zamyślenia
wyrwał go cichy głos Jocelyne.
– O niczym – wzruszył ramionami.
– Ty nigdy nie myślisz „o niczym” –
prychnęła. – A już na pewno nie wtedy, gdy uśmiechasz się jak głupek. Czy to ma
coś wspólnego z tym, gdzie byliście z Stephanie? Bo jak wróciłeś, to wyglądałeś
tak, jakbyś co najmniej wygrał w totka. I to zupełnie w niego nie grając.
Uśmiechnął się pod nosem. Westchnął
głęboko i rozprostował ręce na kierownicy. Nie odpowiedział od razu. Musiał się
zastanowić, ile może powiedzieć siostrze. W końcu niczego nie uzgodnił z
Stephanie. Ale przecież ufał Joyce i był pewien, że nikomu nie zdradzi powodów
wesołości mężczyzny.
– Powiedzmy, że prawie zgadłaś –
zaczął, gdy zatrzymali się na światłach.
– Prawie?
– Masz niezły instynkt, naprawdę,
choć wydaje mi się, że trochę wyszłaś z prawy w porównaniu z naszym ostatnim
spotkaniem, pewnie nie oglądasz już Sherlocka.
Przyznam, że jeszcze się nawet za niego nie zabrałem. Może zrobię to, gdy…
– Gadaj w końcu, co się stało! –
Jocelyne straciła cierpliwość.
Zaśmiał się cicho. Milczał jeszcze
przez chwilę, budując napięcie, aż w końcu wyprostował się dumnie i
odpowiedział.
– Stephanie jest w ciąży.
– Że co proszę?! – Szczęka Joyce
wylądowała na dywaniku pod fotelem. – Ale… ale przecież… niby jak… przecież…
Serio?
– Mówię całkowicie poważnie –
pokiwał głową. – I to – uwaga, bo teraz zupełnie zgłupiejesz – będą bliźniaki.
Miał racje. Totalnie zgłupiała.
Wpatrywała się w brata szeroko otwartymi oczami, zupełnie nie rozumiejąc tego,
co do niej mówi.
Ale gdy już zrozumiała, jej pisk
było zapewne słychać po drugiej stronie miasta.
– Gratulacje! Jeju, to wspaniale! –
Chciała rzucić się trenerowi na szyję, ale w ostatniej chwili przypomniała
sobie, że przecież mężczyzna prowadzi samochód. – Ale… nie robisz sobie ze mnie
żartów, prawda? – Zmierzyła Antigę podejrzliwym spojrzeniem.
– Nie, jakbym śmiał! – zaprzeczył
gwałtownie. – Dowiedziałem się wczoraj, dzisiaj byliśmy na pierwszych badaniach
i wyszło, że dzieci będzie dwoje – wyjaśnił. – To dopiero szósty tydzień,
jeszcze wiele może się zdarzyć, ale jednak… Kurczę, będzie wesoło! – roześmiał się głośno.
– Skoro tak twierdzisz – prychnęła
Joyce. – W końcu masz czwórkę młodszego rodzeństwa, więc pewnie coś o tym
wiesz.
– Pamiętaj, że twoje rodzeństwo jest
też i moim rodzeństwem – zauważył. – Ale masz racje. Wierzę, że sobie
poradzimy. Stephanie na razie jeszcze jest w szoku, strasznie się boi, ale
porozmawiam z nią jak wrócę i postaram się uspokoić.
Westchnęła cicho i pokręciła z
zrezygnowaniem głową.
– To nie będzie łatwe. Widziałam, że
jest roztrzęsiona. I jeszcze do tego Isaac…
– Wiem – przytaknął. – Ale muszę coś
zrobić. W końcu jest moją żoną.
Uśmiechnęła się nieznacznie. Lubiła
obserwować, jak Stephane troszczy się o swoją ukochaną.
– W razie czego jestem na każde
zawołanie – zapewniła. – Możecie liczyć na moją pomoc.
– Dziękuję – Trener odpowiedział
uśmiechem. – Wiesz co, siostra. Fajnie jest mieć cię w Warszawie.
***
Na popołudniowy trening Andrzej przyszedł cokolwiek rozkojarzony. Nie udało mu się uporać w mieszkaniu z Jocelyne, więc myśli o niej zabrał ze sobą do pracy. Pojawił się na hali piętnaście minut przed swoim zwykłym czasem. Gdy się przebrał, większości chłopaków jeszcze nie było. Jedynie Sharone i Guillaume swobodnie odbijali sobie piłkę po jednej stronie siatki.
Rzucił kolegom szybkie „cześć”, a
potem poszedł po swoją piłkę. Ustawił się na za linią końcową i zaczął
niezobowiązującą rozgrzewkę. Bezmyślnie ćwiczył kolejne partię mięśni, a w
uszach cały czas brzęczał mu delikatny śmiech Joyce. Nie potrafił się skupić na
żadnym ćwiczeniu. Przed oczami miał uśmiechniętą twarzyczkę kobiety. Nie
potrafił wyrzucić z pamięci jej smutnego spojrzenia, gdy opowiadała o swojej
pracy.
– He, ziemia do Wrony! – Do świata
żywych przywróciła go dłoń Samiki, którą przyjmujący machał mu tuż przed
obliczem. – Stary, wracaj do nas!
– Wróciłem, Samik – warknął,
chwytając rękę kolegi i opuszczając ją delikatnie acz stanowczo. – Co się
stało?
– Nie, zupełnie nic – wzruszył
ramionami Francuz. – Po prostu zastanawiał się, czy przypadkiem nie jesteś
chory. Nigdy się nie zdarzyło, by twoje wejście na trening było takie... ciche.
Może wezwiemy lekarza? – zmierzył środkowego pseudo zatroskanym wzrokiem.
– Daj spokój – pokręcił głową
Andrzej. – Nie jestem chory po prostu… słabo spałem w nocy. – Uśmiechnął się
krzywo.
– Rano wyglądałeś normalnie.
– Zmiana ciśnienia.
– Bo ci jeszcze uwierzę.
– Powinieneś. W końcu teoretycznie jestem
kapitanem drużyny.
Guillaume tylko przewrócił oczami, a
potem odszedł do Evansa, mrucząc pod nosem coś o niewychowanych dzieciakach. Wrona
zaraz zorientował się, że chyba przesadził, ale w tym momencie na boisko wszedł
Stephane Antiga.
I wtedy wydarzyło się coś bardzo
dziwnego. Gdy Stephane zobaczył Samika, pobladł gwałtownie, a notatki wypadły
mu z rąk. Przez kilka długich wpatrywał się w przyjaciela szeroko otwartymi
oczami, nie biorąc przy tym nawet jednego oddechu.
– Wszystko w porządku, Stefek? –
zapytał Samica, używając przy tym znienawidzoną przez trenera polską wersją
imienia. – Znowu mam kaszkę we włosach? – Nerwowo przeczesał stercząca na wszystkie
strony włosy w kolorze nijakim.
– Nie. Coś mi się tylko przewidziało.
– Pokręcił głową Antiga. – Gdzie są pozostali? Jeszcze się nie ogarnęli? Niech
się pospieszą, musimy zacząć trening – dodał, przywracając w ten sposób
klasyczny rytm dnia.
Chwilę później zaczęli pojawiać się kolejni
zawodnicy. Zaczął się normalny trening i wydawałoby się, że wszystko wróciło do
normy.
Jednak Andrzejowi coś w tym wszystkim
nie pasowało. Reakcja Stephana na widok Samika była cokolwiek dziwna. W końcu byli
bliskimi przyjaciółmi, znali się jeszcze z czasów gry w reprezentacji Francji. Środkowemu
zawsze wydawało się, że Staphane wie o Samice wszystko, a Samik wie wszystko o
Stephanie.
– Wiesz, co się stało Stephanowi? –
zapytał cicho Sharone, gdy ćwiczyli zagrywkę. – Jest jakiś taki… nieprzyzwoicie
skupiony.
– Nie mam pojęcia – przyznał Wrona.
On też zauważył dziwne zachowanie trenera. Mężczyzna wydawał się zupełnie zatopiony
w świecie tu i teraz, jakby nic poza halą się nie liczyło. Oczywiście Antiga
zawsze skupiał się na swojej pracy, wykonywał ją wyjątkowo sumiennie i nigdy
nie można mu było zarzucić nie przykładania się do obowiązków. Jednak tego dnia
było to wręcz irracjonalne.
– Myślisz, że coś się stało? – kontynuował
zaniepokojony Evans.
– Gdyby to było coś, co wpłynie na
nasze przygotowanie, to powiedziałby nam o tym – mruknął Andrzej. – Wierz mi, znam
go nie od dziś.
Atakujący pokiwał głową. O nic już więcej
nie zapytał, ale środkowy jeszcze bardziej zaczął zwracać uwagę na starszego Francuza.
Nie tylko z powodu jego zachowania. Zauważył bowiem coś jeszcze.
Stephane kogoś mu przypominał, ale
nie był wstanie powiedzieć kogo.
***
Jocelyne krzątała się po malutkim mieszkaniu, starannie rozpakowując swoje rzeczy. Pogwizdywała przy tym wesoło, napawając się spokojem jaki panował w jej nie do końca własnych czterech kątach. Rozmowa z Stephane utwierdziła ją w przekonaniu, że przyjazd do Warszawy był dobrym pomysłem. Mając pod ręką ukochanego brata, mogła w spokoju układać sobie życie.
Pracę przerwał jej dzwonek telefonu.
Szybko wygrzebała komórkę z torebki i odebrała połączenie. Doskonale wiedziała,
kto dzwoni.
– Masz coś? – zapytała, nie
zawracając sobie głowami formami grzecznościowymi.
– Jeszcze nie – westchnął Rahid. –
To trudniejsze niż myślałem. Twoja siostra potrafi zacierać za sobą ślady.
– Ale w końcu ją znajdziesz, prawda?
– Prędzej czy później na pewno. Są
ludzie, którzy mają u mnie dług. Pomogą jej szukać.
Joyce zacisnęła zęby.
– Nie łudziłam się, że znajdziesz
Danny tak szybko – przyznała. – Jest cholernie inteligenta.
– Tak, jak ty.
– Nie – pokręciła głową. – Ona jest
jak gepard. Sprytna i bezwzględna. A ja przypominam głupiutką, łatwowierną
owieczkę.
– To nie prawda! – zaprotestował
Rahid.
Kobieta jedynie westchnęła głęboko.
– Gdyby było inaczej nie wyjechałabym.
Po drugiej stronie zapadła
niezręczna cisza. Mężczyzna nie miał pojęcia, co powiedzieć.
– Jak tylko coś znajdę, od razu cię
poinformuje – odezwał się w końcu. – Tylko musisz mi dać czas.
– Masz go ile tylko chcesz. Po prostu
znajdź Danielle.
– Zrobię to. Ale pod jednym
warunkiem.
– Jakim?
– W końcu ułożysz sobie życie.
Zawahała się. To nie była prośba. To
był nakaz. Nie spodziewała się czegoś takiego po swoim przyjacielu. Nie miała
pojęcia, co odpowiedzieć. W końcu zaledwie kilka dni wcześniej jej rzeczywistość
rozpadła się na drobne kawałeczki. Nie wiedziała, czy jest gotowa by sobie z
tym poradzić.
Nagle w głowie zobaczyła Stephana,
który śmiał się głośno z jej żartów. Potem jego miejsce zastąpiła troskliwa
Stephanie.
Następnie jej miejsce zajął Andrzej.
– Dobrze – zgodziła się w końcu. – Obiecuję,
że ułożę sobie życia. Tak, zrobię to. Tu w Warszawie. I nic mnie nie
powstrzyma.
Była pewna, że w tym momencie Rahid
uśmiecha się z dumą.
– I to ja rozumiem! To kiedy mogę
tam do ciebie wpaść?
* Glen Hoag - były trener reprezentacji Kanady
** CERN - Europejska Organizacja Badań Jądrowych
Z wielką przyjemnością przedstawiam wam rozdział czwarty. Jestem z niego całkiem zadowolona, głównie dlatego, że jest jednym z najdłuższych rozdziałów jakie kiedykolwiek napisałam, a zaczęłam go dopiero dzisiaj rano. Mam nadzieję, że i wam przypadł do gustu. Jak zwykle czekam na komentarze, bo naprawdę dają mi one olbrzymiego kopa.
Pozdrawiam
Violin
😇 rezerwuje tutaj miejsce na mój kom
OdpowiedzUsuńMistrzyni pierwszego komentarza xd
UsuńNo co xd przeczytałam, ale potrzebowałam troszeczkę czasu żeby się poograniać hahaha, a jakbym sb nie zarezerwowała to była bym na szarym tyle, a tak nie może być, bo czytałam 12min, po tym jak dodałaś XD
UsuńBędę lecieć po kolei :) Pierwszy był Nicolas. Wyjaśniło się kilka spraw z nim związanych. Poznaliśmy jego przeszłość, która nie była za ciekawa. Ten to miał pecha i tyle. Przynajmniej teraz jako tako mu się wiedzie. Widać, że zaprzyjaźnili się z Sharonem, o ile można to przyjaźnią nazwać. Cóż przyda się chłopakowi przyjaciel, zwłaszcza kiedy zamierza spotkać się ze swoimi biologicznymi rodzicami. Swoją drogą kim oni będą? Mam taki pomysł, że może to Stephan i Stephani, tylko wydaje mi się, że wtedy mieli by już za dużo tych dzieci hahaha bo jeszcze teraz mają być bliźniaki xd
Szkoda mi tego małego Isaaka. Matka go od tak porzuciła. Biedny maluch musi się teraz odnaleźć w nowym środowisku, co nie będzie dla niego proste. Całe szczęście, że ma przy sobie dobrych ludzi, którzy starają mu się pomóc jak najlepiej przyzwyczaić do nowej sytuacji.
Joeclyn wiele przed nami ukrywa. Ma kilka tajemnic, które podążają za nią. Strasznie mnie ciakawi prawdziwy powód dlaczego odeszła z tak dobrze płatnej i ciekawej pracy. Co ten tajemniczy mężczyzna jej zrobił, że zdecydowała się na przeprowadzkę do Warszawy? Cóż mogę tylko jej życzyć żeby zaczęło jej się układać tutaj u nas w Polsce, bo skoro rzuciła pracę i od razu przeprowadzka, to musiała przed czymś uciekać.
Najgorzej to ma chyba Andrzej hahahah. Ciągle zamyślony i zamarzony w Joeclyn. Jak tak dalej pójdzie to przez swoje wędrowanie w myślach coś mu się stanie. Btw to chyba coś się szykuje, wyczuwam jakiś romans hahaha i oby tak było, bo byli by fajną parką.
Ode mnie na dzisiejszy wieczór tyle. Czekam na następny rozdzialik. Może na świętach znajdziesz czas i coś nam naskrobiesz? Aha i plusik za długość rozdziału :)))))
N
Zacznę od Nicolasa. Byłam miło zaskoczona jego zachowaniem. Posprzątał mieszkanie, zrobił zakupy, a nawet upiekł ciasteczka. 😁 Sharone na pewno nie może narzekać na swojego niespodziewanego lokatora. Poznaliśmy, także jego przeszłość, która wcale nie była kolorowa. Zrobiło mi się go strasznie szkoda. Najpierw rodzice oddali go do adpocji. (Dlaczego mam wrażenie, że to Stephan jest jego ojcem? A może i Stephanie matką?, Ta koncepcja, coraz bardziej mi pasuje, ale czas pokaże, czy coś się z niej sprawdzi.) Następnie adopcyjni rodzice zginęli w wypadku. Nicolas właściwie od zawsze nie miał nikogo bliskiego. Dlatego bardzo mnie ciekawią, jego intencję odnośnie biologicznych rodziców.
OdpowiedzUsuńTak samo, jak Nicolasowi współczuję także Isaacowi. Jego matka go zostawiła i ślad po niej zaginął. On nawet nie wie, czy ona po niego wróci. To musi być dla niego okropne doswiadczenie. Dojdzie jeszcze stres zwiazany ze szkołą. Do tej pory uczył się w domu, a więc czeka go bardzo duża zmiana.
Stephanie nie dość, że jest w bliźniaczej ciąży, to jeszcze musi się zająć siostrzeńcem swojego męża, który wymaga bardzo dużej uwagi. Nie zazdroszczę jej sytuacji w jakiej się znalazła. W krótkim czasie, tyle spadło jej na głowę.
Dalej Joelcy. Znalazła mieszkanie w Warszawie i to tutaj ma zamiar rozpocząć nowe życie. Mam nadzieję, że to jej się uda. Bardzo ciekawi mnie ten tajemniczy Jonas, który powodem. Zrezygnowania przez nią z pracy i życia w Dubaju.
Andrzej nieustannie myśli o siostrze Antigi. Czyżby się w niej zauroczył?
Liczę na ich kolejne spotkanie w najbliższym czasie. Może w końcu zostawią do siebie jakiś kontakt. 😁
Życzę dużo weny i czekam na następny rozdział. Bo z każdym kolejnym, coraz bardziej wciągam się w losy bohaterów. 😊
Muszę przyznać, że robi się ciekawie. Im bardziej poznaję bohaterów, tym bardziej się wciągam.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście długi rozdział. To dobrze, bo przynajmniej mogłam czytać i czytać, i nie skończył się tak szybko. Chociaż i tak zawsze mam niedosyt 😊
Nicolas bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Zajął się domem, upiekł ciasteczka - to miłe z jego strony. Chętnie bym ugościła kogoś takiego u siebie w domu. Tylko jego historia jest smutna. Mam nadzieję, że uda mu się zrealizować plany, a Sharone napewno mu w tym pomoże.
Intryguje mnie postać siostry Antigi. Jest dość tajemnicza (oczywiście nie tak bardzo jak Nicolas). Jeszcze dość mało o niej wiem, więc trochę poczekam z wypowiadaniem się na jej temat.
Stephan... Dobrze, że wspiera żonę. Stephanie ma wspaniałego męża. Taka reakcja na nie do końca chciane dziecko jest rzadka u mężczyzn. Brawo Antiga! Jedynie zaskoczyło mnie jego zachowanie na treningu. O co tam mogło chodzić? Dlaczego tak zaniemówił? Jestem ciekawa, co takiego wymyśliłaś.
Na koniec zostawiłam sobie Andrzeja. Bierz się w garść, chłopie! Spróbuj jakoś szukać Joeclyn, zamiast użalać się nad sobą. Pora wziąć się za siebie. Cały czas czekam na ich kolejne spotkanie. Oby do niego doszło jak najszybciej.
Czekam na następny rozdział i życzę dużo weny! ;*
Jestem :)Zacznę od początku, więc Nicolas coraz bardziej mnie zastanawia. Jestem ciekawa kim są jego rodzice.Mam takie samo zdanie jak dziewczyny, że cholernie pasuje mi tutaj Stephane. Życie Nicolasa niestety nie rozpieszczało Strasznie mi szkoda chłopaka, najpierw porzucili go rodzice, potem wypadek jego rodziców zastępczych.Wesołego życia to on nie miał.
OdpowiedzUsuńIsaaca też mi szkoda, chyba jeszcze bardziej.Porzuciła go matka ( o ile można ją tak nazwać ).Nie interesuje się jego losem , nawet nie zadzwoni. Teraz jeszcze szkoła, do któej nigdy nie uczęszczał. Musi mu być strasznie ciężko. Dobrze ,że ma przy sobie Stephana i Stephanie. Którym pewno też łatwo nie jest;) Opieka nad Isaaciem , a teraz jeszcze bliźniaki ;)
Joeclyn, ciekawe ile tajemnic ona skrywa. Kim jest Jonas? CO takiego się wydarzyło , że postanowiła rzucić wszystko i zacząć nowe życie w Warszawie.
Może w końcu jej się ułoży, z Andrzejkiem który na okrągło o niej myśli ;) Z każdym kolejnym rozdziałem mam coraz więcej pytań i coraz bardziej wszystko mnie interesuje. Więc czekam z niecierpliwością na kolejny ;) Wesołego jajeczka ;) Pozdrawiam :)
No to Sharon przypadkiem "znalazł" sobie idealnego współlokatora :) Nie dość że posprząta to jeszcze ciasteczka upiecze ... i to przepyszne ciasteczka! Szkoda tylko że Nicolas nauczył się tego wszystkiego w taki, a nie inny sposób. Strasznie mi przykro z powodu jego przeszłości. Oczywiście od początku podejrzewałam że to może jest syn Stephana, sądziłam że to jakaś młodzieńcza wpadka, ale skoro wspomniał on o "rodzicach" ... czy Stephanie jest matką? Jakoś nie chce mi się mieścić w głowie że mogliby go porzucić, dlatego czekam z niecierpliwością, aż ta zagadka zostanie rozwiązania :)
OdpowiedzUsuńIsaac to kolejne dziecko z trudnym dzieciństwem. Tajemnicze zniknięcie matki, nigdy nie chodził do prawdziwej szkoły co go w tym momencie aż przeraża, podejrzewam że i kontakt z rówieśnikami miał znikomy ... jego obawy wcale mnie nie dziwią. Ale to inteligentny dzieciak, więc na pewno sobie poradzi :) Pytanie tylko, gdzie jego matka? Jak widać Jocelyne już rozpoczęła poszukiwania siostry. No i kolejna zagadka!
Tajemniczo, cały czas tajemniczo :) Przeszłość Jocelyne, tożsamość rodziców Nicolasa, zniknięcie Danielle ... do tego rozkojarzony Wrona. Najlepsze jest to że te wszystkie historie są ze sobą powiązane, skupione pomiędzy siatkarzy ONICO Warszawa ... a oni sami nie zdają sobie z tego sprawy :) Oh gdyby Andrzej wiedział że Jocelyne to siostra Stephane :P
Nicolas to idealny współlokator, naprawdę! Teraz Sharone nie ma już żadnych wątpliwości, co do tego, żeby z nim zamieszkał. Wzruszyłam się czytając historię Nicolasa, to bardzo smutne, co go spotkało i co musiał przejść w życiu... Teraz odnalazł swoich biologicznych rodziców i teraz zasadnicze pytanie: kto nimi jest? Czyżby Stephane i Stephanie? Ach, będę z niecierpliwością czekać na rozwiązanie tej zagadki! :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Issaca, to tylko dziecko, a już ma trudne dzieciństwo... Dobrze, że trafił pod opiekę takich ludzi, jak S&S :) I jeszcze jest ciocia Joyce ^^ Oby faktycznie ułożyła sobie życie w Warszawie i żeby wiodło się jej jak najlepiej :)
No i tak... Jak Andrzej się w końcu dowie, że Joyce jest siostrą Stephana to na pewno się zdziwi :D nie mogę się doczekać nowości! :)
Pozdrawiam ;*
Hej, hej :) Wracam do nadrabiania rozdziałów ;) Po pierwsze Nicolas. Jego łóżko-materaco-fotelo-składak rozwalił system heheh xDD Miło mnie zaskoczył tym, że tak wiele zrobił w czasie nieobecności Sharone ;) I punkt dla niego za ciasteczka :D Widać, że między nim, a Sharone nawiązuje się coraz mocniejsza nić przyjaźni. Poznaliśmy też jego przeszłość i wyjaśniło się, kogo szuka i dlaczego potrzebuje pomocy. Los nie był dla niego zbyt łaskawy :( Muszę przyznać, że choć na samym początku Nico był podejrzany, to teraz naprawdę bardzo go polubiłam i liczę na jak najwięcej wątków i akcji z nim związanych ;) Druga sprawa to Joyce. Fajnie, że postanowiła wynająć mieszkanie w Warszawie i zacząć od nowa, jednakże niezwykle ciekawi mnie powód, dla którego rzuciła pracę oraz kim jest ten mężczyzna i co jej zrobił. Szkoda mi Isaaca. Mam nadzieję, że jego mama się odnajdzie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO nareszcie! Dobiłam do czwóreczki!
OdpowiedzUsuńNicolas to prawdziwy człowiek czynu! I idealny kandydat na męża, no musimy to przyznać. Pranie, ciastka, składane łóżko-krzesło. Genialny chłopak!
Ale bardzo przykra ta jego historia rodzinna. Aż jestem ciekawa, kim są jego rodzice. Czekam na więcej scen z Nico, a zwłaszcza z Sharonem! Przyjaźń się powoli rodzi między nimi. Dobrze, że nie zrobiłaś z tego od razu wielkiej przyjaźni, tylko powoli budujesz ten wątek.
Mam nadzieję, że mama Isacca jednak wróci, aż przykro patrzeć jak malec cierpi. Biedactwo, a jeszcze taki strach przed szkołą. No mała biedna kruszynka.
Rozdział czytało się bardzo przyjemnie, więc
lecę do 5.