piątek, 23 marca 2018

Rozdział 3

– Będziesz spał na kanapie.
Sharone krzątał się po niewielkim mieszkaniu, które wynajmował mu klub i szukał najpotrzebniejszych rzeczy.
– I pod kocem. Przynajmniej dzisiaj. Może potem ogarnę coś lepszego.
Nicolas machnął lekceważąco ręką.
– Nie przejmuj się. Jak jutro będziesz na treningu, to coś załatwię. Mówiłem przecież, że mam pieniądze, a długo z bolącymi plecami nie wytrzymam.
– Nie zdecydowałem jeszcze, czy zostaniesz na dłużej – zauważył cierpko Evans. 
Nico uniósł kpiąco brew. Oparł się o framugę drzwi i zmierzył siatkarza spojrzeniem.
– Jakoś nie wierzę byś mnie wyrzucił.
– Masz gwarancje?
– Znam cię lepiej niż ci się wydaje.
– Ale ja ciebie w ogóle.
– Na pewno? – Chłopak podszedł powoli do atakującego. Wpiął się na palce. Spojrzał mu prosto w oczy. Spojrzał mu prosto w oczy. Dzieliło ich tylko kilka centymetrów.
Sharone przełknął głośno ślinę. Na czarnej skórze pojawiła się gęsia skórka.
Nicolas uśmiechnął się. Zrobił krok w tył. Napięcie zniknęło.
– Nie musisz się bać – powiedział. – Nie zamierzam wchodzić ci w drogę.
– Mam taką nadzieję – mruknął Kanadyjczyk. – Bo jak chłopaki z drużyny się dowiedzą, to zaczną snuć jakieś niestworzone historie i nie dadzą mi żyć.
Nico spojrzał na niego zaskoczony.
– Niestworzone historie? Niby o czym ty… zaraz… o nie… chyba nie masz na myśli, że… ty… i ja… to…
Nagle wybuchnął gromkim śmiechem. Śmiał się głośno, ale serdecznie i długo, tak, że aż musiał zgiąć się w pół, by złapać oddech.
Sharone na początku nie wiedział, jak ma zareagować, ale w końcu dołączył do Nicolasa. Przez kilka długich chwil obydwoje rechotali jak pokręceni, by w końcu opanować się i wyprostować dumnie.
– Wiesz co, fajny z ciebie gość. – Stwierdził siatkarz. Z uśmiechem na ustach wyciągnął rękę w stronę drugiego chłopaka. – Witam w moich skromnych progach.

***

– Oczywiście, że zajmę się Isaacem. – Jocelyne nerwowo grzebała w torebce, szukając portfela. – Będę u was za jakieś pół godziny, tylko załatwię jeszcze jedną rzecz… Mogę płacić w Euro? – Uśmiechnęła się do pani za ladą. Ta jedynie wściekle pokręciła głową, wskazując na wiszącą na ścianie kartkę, z której wyraźnie wynikało, że przyjmują tylko gotówkę i tylko złotówki.
– Kurczę… przepraszam, muszę kończyć – rozłączyła się i dopiero wtedy westchnęła przeciągle. Nigdy nie przypuszczałaby, że zwykły zakup pieczywa będzie taki trudny.
– Chyba muszę wszystko odłożyć…
– Ja zapłacę!
Jakby znikąd tuż obok pojawił się jakiś mężczyzna. Miał co najmniej dwa metry wzrostu, szarmancko przyciętą brodę i ten inteligentny błysk w oku. Joyce była święcie przekonana, że gdzieś go  już widziała, ale nie była wstanie powiedzieć gdzie.
– Nie musi pan! – zaprotestowała gwałtownie.
– Ale chcę.
– Ale… – było już jednak za późno, bo kasjerka z wielką przyjemnością przyjęła wymięty banknot, a potem zabrała się za obsługiwanie kolejnych klientów. Nieznajomy zapakował zakupy do siatki, a potem z triumfem wymalowanym na twarzy wręczył je zawstydzonej Jocelyne.
– Proszę.
– Dziękuję. – Z zakłopotaniem odgarnęła z czoła zabłąkany kosmyk włosów. – To naprawdę bardzo miłe, nie wiem, co powiedzieć. Zaraz znajdę jakiś bankomat i…
– Nic pani nie musi. To tylko dobry uczynek. – wzruszył ramionami Polak. – Proszę to uznać za prezent powitalny w naszym pięknym kraju. Zamiast czekoladek i kwiatów, dostała pani słodkie bułeczki i rogaliki.
– Chyba naprawdę muszę uwierzyć w to, co mówił mój brat o waszej gościnności – zaśmiała się szczerze. Następnie odruchowo zerknęła na zegarek i skrzywiła się nieznacznie, widząc, że zostało jej mało czasu.  – Bardzo miło się z panem rozmawia, ale niestety muszę już iść – uśmiechnęła się przepraszająco.
– Nie mam prawa pani zatrzymywać. – Mężczyzna ukłonił się szarmancko. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy – dodał wesoło, choć w jego oczach widać było smutek.
– Ja też na to liczę – przyznała kobieta. – Do widzenia! – pożegnała się jeszcze, a potem odbiegła w stronę pobliskiego przystanka tramwajowego.
Nie miała pojęcia, że kolejnego spotkania miało dojść już niedługo.

***

Jocelyne zagryzła wargę i jeszcze raz przejrzała się w lustrze.
– Chyba nie jest źle – mruknęła, poprawiając nowiutki, butelkowo zielony płaszczyk. – Co myślisz, Stephanie? – odwróciła się w stronę kuchni, gdzie jej bratowa wkładała do zmywarki ostatnie naczynia.
– Wyglądasz świetnie – odpowiedziała kobieta, z hukiem zamykając zmywarkę. – Jesteś pewna, że sobie poradzisz?
– Przestań. – Joyce machnęła lekceważąco ręką. – Przecież zajmowałam się już dzieciakami, jedne ośmiolatek to nie problem. A propos ośmiolatka… Isaac, wychodzimy! – krzyknęła w głąb mieszkania, wkładając na głowę stylowy kapelusik.
– Już jestem, ciociu.
Obok niej znikąd pojawił się chłopiec. Szybko ubrał kurtkę, zawiązał buty i za nim ktokolwiek zdążył się zorientować, był już gotowy.
– Niezłe masz tempo, młody – zaśmiała się Jocelyne. – Jakieś konkretne plany na dzisiejszy dzień, czy inicjatywę pozostawiasz mnie?
– Chcę iść nad jezioro – powiedział stanowczo Isaac.
Kobiety wymieniły zaskoczone spojrzenia.
– Nad jezioro? W jakimś konkretnym celu? – niepewnie dopytała Stephanie.
– Będę puszczał kaczki.
– Kaczki?
– Oczywiście. I zapisywał wyniki.
Dopiero teraz Joyce zauważyła, że mały trzyma w ręce niewielki skoroszyt. Powoli pokiwała głową i uśmiechnęła się nieznacznie. Coś jej to przypominało.
– W takim razie na co jeszcze czekamy? Komu w drogę, temu czas!
Młodemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wypadł z mieszkania, zbiegł po schodach i zatrzymał się dopiero przed blokiem, gdzie w końcu dopadła go Jocelyne.
– Nie musisz tak bardzo pędzić – jęknęła, próbując złapać oddech.
– Niedługo zacznie padać.
– Skąd niby wiesz?
– Sprawdziłem to. – Wyciągnął rękę z telefonem.
Wypuściła ze świstem powietrze. Zastanawiała się, czym jeszcze zaskoczy ją ten dzieciak.
Niewielkie sztuczne jeziorko znajdowało się piętnaście minut drogi od mieszkania Stephana. Gdy tam doszli, Isaac zaczął z uwagą szukać odpowiednich kamieni, a Joyce usiadła na ławce. Tępym wzorkiem obserwowała zabawę chłopca, a przynajmniej to, co tę zabawę przypominało. Ośmiolatek najpierw ostrożnie wybierał odpowiedni kamy, oglądał go uważnie, ważył w dłoni i zapisywał coś w zeszycie. Następnie podchodził do brzegu, kucał, przez kilka długich sekund z uwagą wymierzał kąt, by w końcu z idealnie dobraną siłą rzucić kamień, który wręcz konkursowo odbijał się od tafli wody. Potem Isaac wracał i znów zapisywał wynik.
– Cała Danielle – mruknęła do siebie Jocelyne.
Nagle ktoś zasłonił się te odrobiny zimowego słońca, którymi się delektowała.
– Dzień dobry. Miło mi panią znów widzieć.
Uniosła głowę.  Nad nią stał nie kto inny, tylko mężczyzna z piekarni.
– Dzień dobry. Jest mi bardzo, miło, że znów się spotykamy! – Uśmiechnęła się szeroko, odruchowo przesuwając się na ławce, by zrobić nieznajomemu miejsce. 
– Ja też się cieszę. – Usiadł obok. – Choć nie spodziewałem się, że spotkam panią akurat tutaj – przyznał.
– Zajmuję się siostrzeńcem. Mieszka niedaleko – wyjaśniła, choć sama nie wiedziała dlaczego. – I proszę dać sobie spokój z tą „panią”. Jestem Jocelyne – wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny.
– Andrzej – niepewnie uścisnął szczupłą dłoń, jakby bojąc się, że ją zmiażdży. 
Przyjrzała mu się uważnie. Po raz kolejny, gdzieś z tyłu głowy zapaliła jej się lampka. Nie czerwona, ostrzegawcza, raczej zielona, informująca, że gdzieś go już widziała.
– To… skąd przyjechałaś? – zapytał, uśmiechając się nerwowo.
– To trudne pytanie – roześmiała się kobieta. – Jestem Francuzką, ale przyjechałam z Dubaju – wyjaśniła.
Uniósł ze zdziwieniem brew.
– Z Dubaju?
Przytaknęła.
– Jestem… byłam stewardessą w Emirates Airways. Mają międzynarodową kadrę. Pracowałam chyba z całym światem – dodała, widząc zaskoczone spojrzenie Andrzeja. – Całkiem fajna praca – wzruszyła ramionami.
– Ale z niej zrezygnowałaś – zauważył. – To czym się teraz zajmujesz?
Z twarzy Jocelyne zniknął uśmiech. Spuściła wzrok, puste spojrzenie utkwiła w zielonym płaszczyku.
– Na razie nic – mruknęłam. – Zrobiłam sobie przerwę. Mam trochę oszczędności, a muszę… odpocząć.
Andrzej przełknął głośno ślinę. Zaczął bawić się skrawkiem swojej kurtki.
– Przepraszam. Nie powinienem pytać.
Wyprostowała się gwałtownie. Odgarnęła z czoła rude kosmyki włosów.
– Nic się nie stało – machnęła lekceważąco ręką. – A ty? Co robisz?
– Ja…
– Ciociu!
Przerwał. W ich stronę z kamienną twarzą biegł Isaac. Biegł szybko, wydawało się, że zaraz wpadnie na ławkę, ale on wyhamował z zegarmistrzowską precyzją. Strzepnął z kurtki niewidzialne pyłki i spojrzał najpierw na ciotkę, a potem na siedzącego obok mężczyzny.
– Wujek będzie zły – stwierdził po francusku, krzyżując ręce na piersi.
Jocelyne totalnie zgłupiała.
– Proszę.
Isaac nie wyjaśnił, jedynie uśmiechnął się kpiąco.
– Powinniśmy wracać. Zaraz zacznie padać – wskazał palcem na niebo.
Joyce bezmyślnie pokiwała głową i odwróciła się do Andrzeja, który niewiele rozumiał z tej rozmowy.
– Niestety, ale musimy już iść – wyjaśniła, uśmiechając się przepraszająco.  – Bardzo miło się rozmawiało, liczę, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. – Podniosła się powoli.
Andrzej momentalnie poderwał się na równe nogi.
– Ja też… ja też mam nadzieje. – Jego głos był dziwnie cichy, jakby bał się co ma powiedzieć.
– W takim razie… do zobaczenia. – Uśmiechnęła się po raz ostatni, a potem skinęła głową w stronę Isaaca i odeszła w kierunku osiedla.

***

Umówili się pod gabinetem lekarki. Stephane przyjechał na miejsce tuz po treningu, kilka minut przed trzynastą. Stephanie już na niego czekała. Siedziała w małej poczekalni i z pozorną obojętnością czytała jakiś kryminał. Wydawała się zupełnie nie zwracać uwagi na to gdzie jest, ani po co tu przyszła.
– Cześć. – Trener pocałował ją szybko na przywitanie, za co został obdarzony cierpkim uśmiechem. – Jak się czujesz?
– Dobrze – odpowiedziała krótko kobieta, nawet nie podnosząc wzroku znad książki.
Stephane westchnął cicho i zrezygnowany usiadł obok. Pusty wzrok wlepił w wiszący na ścianie zegar. Teoretycznie mieli jeszcze tylko kilka minut, ale podejrzewał, że mogą trochę poczekać.
– Nie musiałeś przychodzić – odezwała się nagle Stephanie. – Doskonale poradziłabym sobie sama.
– Ale chciałem. Poprzednio zawsze robiłaś pierwsze badania, gdy mnie nie było.
– Żeby mieć pewność, za nim ci powiem!
–  Nie chcesz żebym tu był? – zapytał prosto z mostu. Nie musiała kłamać, znał ją przecież doskonale, potrafił czytać między wierszami, choć w tym momencie wolałby być głuchy.
– To nie tak – jęknęła. – Po prostu… zaczekasz tu dobrze? Kiedyś ci to wyjaśnię, obiecuję, ale teraz daj mi piętnaście, dwadzieścia minut. Potem cię zawołam, wszystko lekarka powtórzy.
– Jeśli to dla ciebie takie ważne… – Stephane zacisnął wściekle pięści, ale jego twarz pozostała niewzruszona. Jego ukochana uśmiechnęła się nieznacznie, jednak on nie zwracał na to uwagi. Zupełnie nie rozumiał jej prośby. Przecież dotychczas wydawało mu się, że mimo nieobecności jest dobrym ojcem. Starał się w jak największym stopniu uczestniczyć w wychowaniu dzieci, wspierać żonę i tym razem chciał być obok od samego początku.
Dlaczego ona mu na to nie pozwalała?
Gdy lekarka wywołała Stephanie, on nawet nie drgnął. Przez kolejne dwadzieścia minut siedział wyprostowany, jakby połknął kij od miotły i bił się z własnymi myślami. Czas wlókł się niemiłosiernie.
– Może pan już wejść. – Z zamyślenia wyrwał go głos recepcjonistki.
– Skąd pani wie…
Kobieta nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się ciepło i znacząco postukała w ekran komputera. Antiga podziękował szybko, a potem na drżących nogach przeszedł do gabinetu.
W niewielkim, jasnym pomieszczeniu stało mnóstwo urządzeń, których nazwy nawet nie kojarzył. W kącie przy biurku siedziała lekarka, a naprzeciwko niej blada Stephanie kiwała się niespokojnie na metalowym taborecie, bezgłośnie ruszając ustami.
– Proszę sobie usiąść i na razie o nic nie pytać – powiedziała lekarka, nie odrywając wzroku od wypełnianych papierów. – Pana żona jest jeszcze w szoku, zaraz wszystko wyjaśnię.
Stephane posłusznie wykonał polecenie. Gdy tylko usiadł na drugim krześle, Stephanie przechyliła się na prawo i oparła głowę na ramieniu męża.
– Większość rzeczy już powiedziałam, ale powtórzę jeszcze raz, bo pamięć bywa ulotna – zaczęła pani doktor, zamykając długopis. – Zacznijmy od podstawowej sprawy. Z tego co rozumiem, nie jest to państwa pierwsza ciąża, więc powinien być pan w stanie wskazać zarodek. – Odwróciła w stronę trenera ekran, na którym wyświetlało się zdjęcie USG.
Zamrugał zaskoczony. Przyjrzał się uważnie monitorowi.
– Chyba… chyba tutaj – niepewnie wskazał palcem niewielką kropkę. –Chociaż nie, tutaj! Zaraz… to ja już nie wiem…
– Podpowiem panu. I tu, i tu – pokazała dwa punkty. – Zarodki są dwa. A to oznacza, że będą mieli państwo bliźniaki.
– Bliźniaki…
Z wrażenia mężczyzna tak odchylił się na krześle, że aż stracił równowagę i z hukiem wylądował na podłodze. Nie wierzył w to co słyszy, ale gdy się podniósł, naprawdę zobaczył na ekranie dwoje dzieci.
Bliźniaki.
Będzie ojcem bliźniąt.
Następnie obydwoje wysłuchali długiej listy zaleceń i wskazówek. Znaczy, Stephane słuchał, a Stephanie nadal myślami była gdzieś daleko, we własnym świecie, nie odezwała się nawet słowem, zupełnie wyjęta z rzeczywistości.
W końcu małżeństwo opuściło gabinet. Auto trenera stało na pobliskim parkingu, mogli być w domu już po kwadransie, ale przez dziesięć długich minut siedzieli w zupełnej ciszy, nie zamieniając ze sobą choćby słowa.
– Jestem w ciąży – powiedziała w końcu Stephanie. Cały czas patrzyła w jakiś punkt przed sobą.
– Yhm. – Stephane w zamyśleniu stukał palcami w kierownicę.
– Z bliźniakami.
– Yhm.
– To wariactwo.
– Oczywiście.
– Zgadzasz się ze mną?
– Proszę?
Gwałtownie powrócił do żywych. Spojrzał na żonę. Jej twarz wyrażała jedynie ogromny szok. Patrzyła na męża szeroko otwartymi oczami, w których pobłyskiwało przerażenie.
– Oczywiście, że to wariactwo – przytaknął. – Ale nasze wariactwo, prawda? – Uśmiechnął się głupkowato.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi. Piorąc pod uwagę ostatnie dwadzieścia cztery godziny, zdecydowanie nie takiej reakcji się spodziewała.
Spuściła wzrok. Przełknęła głośno ślinę i sięgnęła do torebki. Wyjęła z niej niewielkie zdjęcie USG. Uniosła je na wysokość oczu, a drugą dłoń ostrożnie przyłożyła do brzucha.
– One tam naprawdę są – szepnęła.
– Są – przytaknął Stephane, nadal uśmiechając się szeroko. On także był w szoku, ale w głowie cały czas słyszał słowa lekarki, które zupełnie pozbawiły go zdolności racjonalnej oceny sytuacji.
„Bliźniaki, bliźniaki”.
Cieszył się jak głupi. Nie był wstanie powiedzieć dlaczego. Jeszcze dzień wcześniej nie potrafił cieszyć się z jednego dziecka, a teraz miało być ich dwoje.
Nagle cofnął się w czasie. Znów miał dwadzieścia dwa lata. Znów patrzył w przerażone oczy ukochanej, która informowała go, że zostaną rodzicami. Wtedy skończyło się to tragicznie, ale teraz podświadomie czuł, że los wynagradza im tamto cierpienie.
– Boję się – przyznała Stephanie. – Naprawdę zaczęłam się bać.
Mężczyzna roześmiał się głośno.
– A ja nie. Serio! Gdyby mi ktoś tydzień temu powiedział, że znów zostanę ojcem i to w dodatku bliźniaków, to chyba wysłałby go do wariatkowa! Ale teraz? Kurczę, będzie super!
Radośnie odpalił silników samochodu.
– Skarbie, czy ty na pewno dobrze się czujesz? – Kobieta była równie zaskoczona reakcją męża, co on sam.
– Sam się sobie dziwię, ale dawno nie byłem zdrowszy. – Wyjechał z parkingu. – Czy uważasz, że zwariowałem? 
– Troszeczkę.
Znów roześmiał się głośno. Gdyby nie fakt, że prowadził samochód, wycałowałby żonę.
– Wiem, że zachowuje się nielogicznie – przyznał,  gdy zatrzymali się na światłach. – Nasze położenie jest trudne, a wczoraj stało się jeszcze trudniejsze. Może jednak zamiast się martwić na zapas, zostaniemy przy tym, że bardzo cię kocham, okej? Poradzimy sobie coś wymyślę, obiecuję. Zaufasz mi?
Niepewnie pokiwała głową. Pierwszy raz tego dnia naprawdę się uśmiechnęła.
– Zaufam.

***

Andrzej nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Wyszedł jedynie do sklepu, nawet nie wziął ze sobą psa, a czuł się tak, jakby przebiegł maraton.
A przecież nie stało się nic niezwykłego się nie stało. Ludzie codziennie na siebie wpadają. Poznają się przez przypadek, rozmawiają o głupotach, miło spędzają czas. A potem muszą już iść, więc żegnają się i rozchodzą w różne strony.
Ale tego dnia Andrzej miał wrażenie, że wszystko jest zupełnie nielogiczne.
Przekręcił kluczyk w zamku. Pchnął drzwi do mieszkania. Ledwo przekroczył próg, a z salony wypadł rozradowany Lambo. Wrona uśmiechnął się nieznacznie na widok pupila.
– Cześć, mały. – Przykucnął i podrapał pieska za uchem.
Podniósł wzrok. Rozglądnął się wokół. W mieszkaniu panowała zupełna cisza. Był tylko on i pies. Nikt więcej.
Westchnął cicho. Wstał powoli i przeszedł do kuchni. Nastawił wodę na herbatę. Miał wrażenie, że gdzieś z boku mignęły mu ciemno rude włosy, ale gdy odwrócił się w tamtą stronę, okazało się, że to tylko przegniła pomarańcza, o której już dawno zapomniał. Wyrzucił ją z obrzydzeniem.
– Chyba zaczyna mi odbijać – mruknął sam do siebie. Czuł się dziwnie nieswojo we własnym mieszkaniu. Wiedział, że za kilka godzin będzie musiał wrócić na trening. Znów znajdzie się wśród ludzi. To była pozytywna myśl.
Jednak coś musiał przez te kilka godzin robić.
Nie wiedział, kiedy wyjął z kurtki telefon, położył się na kanapie i zaczął bezmyślnie przeglądać listę kontaktów. Sam nie wiedział dlaczego to robi, w końcu, czy był sens do kogoś dzwonić?
Nagle z dał sobie sprawę z pewnego bardzo ważnego faktu.
– Nie wziąłem numeru do Joyce! – jęknął. – Idiota! – Uderzył się otwartą dłonią w czoło. – Skończony głupek – wyrzucał sobie dalej.
Przesadzał, ale prawda była taka, że nie mógł wyrzucić kobiety z głowy. Spotkali się zaledwie trzy razy i trzy razy ona odchodziła, zostawiając go w zupełnej rozsypce, pozbawionego zdolności logicznego myślenia.

– Jocelyne – szepnął w przestrzeń. – Co ty zemną robisz, Jocelyne? 


Z wielką przyjemnością przedstawiam wam rozdział trzeci tego opowiadania. Powiem szczerze, że pisało mi się go całkiem przyjemnie, choć efekt musicie ocenić sami. Co myślicie o takim obrocie wydarzeń? Jakieś teorię, co wydarzy się w dalszej części opowiadania? Kim jest Nicolas? Jak Stephane i Stephanie poradzą sobie z tą wesołą gromadką? I co z tym wszystkim wspólnego ma Guillaume Samica, który pojawił się w poprzednim rozdziale. 
Z zniecierpliwieniem czekam na wasze komentarze. Dają mi one naprawdę niesamowitą motywację.
Pozdrawiam
Violin
PS W wolnej chwili zapraszam też na mojego drugiego bloga Na dłużej niż na zawsze

9 komentarzy:

  1. Pisało Ci się rozdział przyjemnie, a mi czytało się go przyjemnie. Podsumowując, efekt twojej pracy jest dobry.
    Muszę zacząć komentarz od bliźniaków, które są hitową wiadomością rozdziału. Ale Stephane będzie miał wesoło w domku. Oczywiście posiadanie takiej gromadki może być kłopotliwe, ale para na pewno sobie poradzi. Już teraz widać, że są szczęśliwi.
    Teraz na ogień idzie Joeclyn, o której mogliśmy dowiedzieć się kilku rzeczy. Otóż była stewardessą. Wow, to musiała być bardzo fajna praca. Dzięki niej zwiedziła kilka miejsc. Zazdro. Teraz jednak będzie miała gorsze rzeczy na głowie. Zobaczymy jak rozwinie się jej opieka nad Issakiem. No i oczywiście jej nowa znajomość z Andrzejem.
    Andrzej, endrju. Milutki był w tym rozdziale. Bardzo podobała mi się jego pomoc w sklepie. Widać, że ma bardzo wielkie i dobre serducho. Albo...Mogła mu się spodobać Joeclyn, którą udało mi się spotkać później drugi raz. Niestety spartaczył wszystko, bo nie wziął od niej numeru. Muszę być dobrej myśli, ponieważ spotkali się już dwa razy, więc może i przydarzy się też trzeci?
    Co do Nicolasa...Nic nie przychodzi mi do głowy. Nie mam żadnych przypuszczeń, kim mógłby być. I dlaczego wybrał akurat Sharona? Jest bardzo tajemniczą postacią. Czekam aż jego rola się wyjaśni.
    Życzę dużo weny i czekam na nowy rozdział na 'Na dłużej niż na zawsze'. Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam szczerze, że po tym rozdziale nareszcie się połapałam we wszystkich historiach. I jednak jest jakieś połączenie. Jocelyne to rodzina Stephana, a na nią wpadł Andrzej Wrona.
    Mam nadzieję, że wkrótce dojdzie do kolejnego spotkania siatkarza z Jocelyne. A wzięcie od niej numeru telefonu, jest zdecydowanie dobrym pomysłem. Coś czuję, że będzie tu jakaś true love.
    Końcowa reakcja Stephana na wieść o bliźniakach trochę mnie zdziwiła, ale także rozczuliła. Razem napewno uda im się przetrwać ten trudny dla nich czas. Łatwo nie będzie, ale takie właśnie jest życie. Ciągle podstawia nam kłody pod nogi, ale musimy stawiać temu czoła. Stephanie potrzebuje trochę czasu, żeby oswoić się z tą wiadomością, a wsparcie męża będzie dla niej niezbędne.
    Nicolas, Nicolas, Nicolas... Najbardziej tajemnicza postać całego opowiadania. Bardzo intryguje mnie jego osoba i zastanawiam się, kim on tak naprawdę jest i co łączy go z Sharonem. Trzymasz mnie w niepewności, ale muszę przyznać, że lubię czasem tą nutkę tajemniczości. Przynajmniej nie jest oklepane i nie wiadomo jak zakończy się fabuła.
    Co do Guillaume Samica to mało wiem o tej postaci i ciężko mi się wypowiedzieć. Nie mam jeszcze żadnych teorii, więc poczekam i zobaczę jak rozwinie się akcja.
    Rozdział jest świetny i przyjemnie mi się go czytało. Czekam na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super się czytało.Ja też już pomalutku dochodzę do tego kto, co i jak ;)
    Cały rozdział wygrały bliźniaki ;) Normalnie super wiadomość.A reakcja Stephana , bezcenna.Nie spodziewałam się po poprzednim rozdziale , że tak go ucieszy ta wiadomość- do tego podwójna ;)
    Joeclyn , coś często nam wpada na Andrzeja ;) Który w tym rozdziale jest taki słodki :) I gapowaty ;) Jak mógł nie zabrać od niej numeru :) Czekam na wątek mamy Isaaca, bardzo mnie ciekawi gdzie zniknęła.Ale najbardziej zagadkową postacią jest dla mnie Nicolas.No za cholerę nie mam pojęcia kto to jest ;) Więc czekam z niecierpliwością na więcej ;)
    p/s Drugiego bloga już zaobserwowałam. Nadrobię gdy tylko znajdę chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od tego że podziwiam Sharone ... kto inny zgadza się, aby pod jego dachem zamieszkał nieznajomy z ulicy? Przecież Nicolas mógłby być psychopatą bądź innym mordercą! :D
    Ej ... ja też chcę iść na zakupy i niech nagle pojawi się Andrzej Wrona i za nie zapłaci <3 Nie jestem pewna czy to miało związek z jakąkolwiek odmianą polskiej gościnności ... raczej Jocelyne wpadła w oko naszemu siatkarzowi :) Wpadają na siebie co raz częściej ... jestem ciekawa jak zareaguje Wrona gdy okaże się że jest ona siostrą Antigi :) Jeszcze będzie miał szansę wziąć od niej numer!
    Isaac to bardzo mądre i bystre dziecko ... zresztą teraz same małe cwaniaki chodzą po świecie :) Plus dla niego że woli spędzić czas nad stawem, na świeżym powietrzu, niż przed komputerem. Spacer z ciocią jest zdecydowanie lepszy :)
    No i państwo Antiga ... Stephan obawiał się tej ciąży, a tu los zagrał mu na nosie i będą mieć bliźniaki! W życiu bym na to nie wpadła :) Przerażenie przerażeniem, ale to zawsze podwójne szczęście <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow bliźniaki. 😁😀 No to rodzina Antigów wyraźnie się powiększy. Mam nadzieję, że ciąża Stephanie będzie przebiegała bez żadnych problemów i za jakiś czas, będą mogli cieszyć się z dwóch pociech.
    Isaac wygląda na bardzo dojrzałego i mądrego chłopca. Bardzo mnie zastanawia, dlaczego jego matka go zostawiła. Co było powodem.
    Nicolas to dla mnie człowiek zagadka. Pojawił się niewiadomo skąd, niewiadomo kim jest. Strasznie mnie intryguje jego postać. I dlaczego chce mieszkać właśnie u Sharona.
    Jocelyne miała świetną pracę, ale chyba z jakiegoś powodu musiała ją zakończyć. Jej przypadkowe spotkania z Andrzejem są zabawne. Widzieli się trzy razy, są wyraźnie zainteresowani dalszą znajomością. A żadno nie wzięło do siebie kontaktu. 😉😁
    W dodatku mam wrażenie, że Andrzej jest wyraźnie samotny i potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem.
    Życzę Ci dużo weny i czekam na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam! :) Nadrobiłam wszystko i w końcu się u Ciebie melduję :D
    Powiem szczerze, że bliźniaków to ja się nie spodziewałam... I takiej reakcji Stephana! Zwłaszcza po przeczytaniu poprzednich części. Wydawał się być nieźle przestraszony, a tu taka zmiana, ale to bardzo dobrze! Jestem pewna, że razem ze Stephanie przetrwają to wszystko i będą bardzo szczęśliwi ze swoją gromadką :)
    Och, teraz Andrzej będzie się zadręczał, że nie wziął numeru telefonu od Jocelyn, ale jeszcze nie wszystko stracone, skoro tak na siebie wpadają :)
    Bardzo polubiłam Isaaca, taki mały cwaniak :D
    I ciekawi mnie postać Nicolasa, zobaczymy, co dalej się z tego rozwinie :D
    Życzę dużo weny! Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dłuższą chwilę zajęło mi połapanie się kto kim jest i co z czym, ale to kwestia mojego nieobeznania. Samo opowiadanie jest wciągające, bardzo przyjemnie się czyta.
    Co według mnie na plus - większa ilość dialogów zamiast wielostronnicowych przemyśleń/dokładnych opisów miejsc czy zdarzeń.
    Na pewno będę śledzić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział :) Naprawdę przyjemnie mi się go czytało :D Stephanie w ciąży. I to z bliźniakami?? Wow, wow, wow :o Myślałam, że w poprzednim rozdziale mnie zaskoczyłaś, ale jednak się pomyliłam. Dopiero przy fragmencie z bliźniakami szczęka mi opadła. Myślę, jednak że jakoś dadzą sobie radę. Zawsze mogą liczyć na pomoc Joyce. Andrzej i Jocelyn. Ktoś tu się chyba zakochał! <3 Na serio zawróciła mu w głowie skoro nawet zapomniał wziąć do niej numeru telefonu XD Mam nadzieję, że ich znajomość się rozwinie. Na pewno jeszcze nie raz się spotkają ;) Niestety nie mam dalej pojęcia kim jest Nicolas, dlatego poczekam na rozwinięcie akcji i tego wątku ;) Guillaume Samica. Nie wiem jeszcze co ma z tym wszystkim wspólnego, ale na pewno coś jest na rzeczy, ponieważ inaczej by się ta postać nie pojawiła. Godzina zero nie sprzyja już myśleniu xD Pozwolisz, że pozostałe rozdziały nadrobię jutro ;) Zmęczenie już daje się we znaki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dotarłam!

    Cieszy mnie, że zaczęłaś od wątku Nicolasa. Żałuję, tylko, że nie ma dłuższego opisu mieszkania jego znajomego. Przyznam, że lubię czytać opisy miejsc, więc może warto nad tym pomyśleć.

    Bardzo fajnie opisałaś fragment Issaca z ciocią. Widać, że to mądry chłopiec i dojdzie z taką matematyką (skoroszyt) do dużych sukcesów.
    A poza tym ja tu czuję romans, nie wiem na ile, ale mężczyzna, który za nią zapłacił w sklepie...coś czuje, że się jeszcze pojawi.

    Bliźniaki! To co nowina! I jaka nagła zmiana zachowania trenera. Jeszcze nie dawno nie wiedział jak sobie poradzić, a teraz musi pomóc jakoś przejść przez to żonie. Kibicuje im! Oby tylko dzieciątka były zdrowe!

    Na dzisiaj znikam, ale jeszcze tu wrócę i dokończę, tylko w ratach. :D

    Pozdrawiam, życzę miłej majówki,
    Re(Beca)

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics