sobota, 26 stycznia 2019

Rozdział 52

— Isaac?! Spakowałeś się już?! — Natali stanęła u dołu schodów, niecierpliwie spoglądając na piętro. — Zaraz wyjeżdżamy! 
Nie uzyskała odpowiedzi. Przygryzła nerwowo wargę, a potem cofnęła się do salonu, gdzie Guillaume próbował przekonać Justin do zejścia z konia na biegunach. 
— Isaac nie odpowiada — poinformowała narzeczonego. — Wołam go od pięciu minut i nic. 
— Może jest w łazience? — rzucił roztargniony siatkarz.
Pokręciła stanowczo głową. 
— Nie ma mowy. Powiedziałam mu żeby dopakował ostatnie rzeczy, bo o drugiej musimy być na lotnisku. Obiecał, że się pospieszy. 
— Pewnie czegoś szuka. Pójdę po niego. — Samik z ulgą pozostawił zbuntowaną córkę partnerce, a sam poszedł po syna. Szczerze wierzył w swoje słowa, że Isaac po prostu nie może znaleźć ukochanej figurki albo kolorowego kalkulatora, z którym się nie rozstawał. Ot, zwykła dziecięca niefrasobliwość. Ostatnie dni były tak normalne, tak standardowe, że przyjmujący zdążył się już przyzwyczaić do wychowywania zupełnie normalnego chłopca. 
Jednak gdy wszedł do pokoju, który przez ostatni miesiąc zajmował z rodziną, zamarł. Isaac bowiem niczego nie szukał. Siedział na teraz już złożonym fotelu i pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. 
— Isaac? — Guillaume niepewnie usiał obok syna. — Wszystko w porządku. 
Młody nie odpowiedział. 
Mężczyzna zacisnął zęby. Doskonale pamiętał to spojrzenie. Zaraz po śmierci Danielle, Isaac budził się z takim wzrokiem i z takim zasypiał. 
— Musimy jechać — spróbował jeszcze raz Samik. — Bo spóźnimy się na samolot. 
— Ale ja nie chcę! — wybuchnął niespodziewanie chłopiec. — Nie chcę wracać do Warszawy! — Podkulił kolana pod brodę i zaszlochał. 
Tego siatkarz się nie spodziewał. Niepewnie objął syna ramieniem i zaczął uspokajająco gładzić go po plecach. 
— Jak to nie chcesz wracać? — zapytał nadal szczerze zaskoczony. — Jeszcze kilka tygodni temu nie chciałeś wyjeżdżać, teraz nie chcesz wracać… Nie bardzo rozumiem dlaczego? 
Isaac pociągnął płaczliwie nosem. Otarł dłonią oczy i spojrzał na ojca załzawionymi oczami. 
— To przez mamę — szepnął. — W Warszawie wszystko będzie mi ją przypominało. 
Guillaume przeklął w myślach. No tak, mógł się to przewidzieć. W końcu to Danny przywiozła syna do Polski, to ona przekonała młodego by zamieszkał z ojcem. Choć Isaac nie wiedział o chorobie matki, to pewnie podświadomie wyczuwał jej zamiary. 
— Nie możemy zostać w Argentynie — szepnął spokojnie Samik. — Niedługo zaczyna się rok szkolny, ty wracasz do szkoły, ja mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia z zarządem, jest szansa, że wkręcę się w fajny projekt. Wiesz doskonale, że muszę pracować. 
Isaac niechętnie pokiwał głową. Nadal jednak siedział naburmuszony, z kolanami pod brodą i rękami skrzyżowanymi na piersi. 
— Tu jest fajnie — mruknął. — Estera jest fajna, wujek Alberto jest fajny, nawet tata Nat jest fajny, choć na początku mnie nie lubił! 
Guillaume uśmiechnął się mimowolnie na wspomnienie zachowania teścia. Po kilku tygodniach buczenia się i prychania, w końcu przekonał się do Isaaca i to do tego stopnia, że zaczął traktować Isaaca jak przyszywanego wnuka. Zresztą podobnie było z jego żoną o czym dobitnie świadczyło kilka dodatkowych kilogramów, z którymi wyjeżdżał chłopiec. 
Samik westchnął głęboko. Jak miał dyskutować w obliczu tak stanowczych argumentów
— Wiem, że jest fajnie — Ukucnął przed synem, biorąc jego dłonie w swoje. — Ale zobaczysz,  w Warszawie też będzie super. Zresztą i tak musimy wrócić do Europy, bo nie wiem, czy pamiętasz, ale obiecałeś zanieść mamie swoje ścięte włosy. 
Młody niechętnie przyznał ojcu rację. Zsunął się z fotela, chwycił ukochany żółty plecaczek i jeszcze na odchodnym otarł ostatnie łzy. 
— W takim razie chodźmy. 
Guillaume w myślach pogratulował sobie zdolności dyplomacji. Z każdym kolejnym dniem ojcostwo coraz lepiej mu wychodziło. 
Na dole już czekały na nich Natali i Justin, którą z trudem udało się odciągnąć od konika. ( Samik zapisał, by po przyjeździe do Polski załatwić takiego samego). Pożegnali się z resztą rodziny, Isaac dał się wycałować przyszywanej babci, z chytrym uśmieszkiem przyjął od dziadka zapas czekoladowych cukierków ( „Obiecuję, że będę jeść jednego dzienne, tato!”), a potem jeszcze przytulił wszystkich. 
— Ale przyjedziesz jeszcze, prawda? — zapytała mała Estera, gdy już mieli wychodzić. — Mam jeszcze tyyyyle zabaw, w które musimy się pobawić! — wyszczerzyła się głupkowato. 
— Oczywiście, że przyjadę! — obiecał chłopiec. 
— Przysięgasz? — Buńczucznie skrzyżowała ręce na piersi. 
— Przysięgam! 
Dziewczynka jeszcze przez chwilę mierzyła Francuza krytycznym spojrzeniem, by w końcu uśmiechnąć się szeroko i rzucić mu się na szyję, prawie przy tym przewracając zaskoczonego Isaaca. 
W drodze na lotnisko młodemu buzia prawie się nie zamykała. Cały czas opowiadał, w co to się nie pobawi i czego nie pokarze Esti, gdy znów przyjedzie do Argentyny. Samik i Nat patrzyli na to ze szczerym zdziwieniem. Wyjeżdżali z Warszawy z przerażonym, zamkniętym w sobie ośmiolatkiem, który bał się własnego cienia, a wracali z żywym srebrem. 
— Stephane pomyśli, że podmieniliśmy mu siostrzeńca — mruknął Guillaume, gdy stali w kolejce do nadania bagażu. 
Isaac postanowił umilić Justin długie czekanie. Przykucnął przed wózkiem siostry i zaczął to robić głupie miny, to znów udawać zwierzęta. Dziewczynka na wygłupy brata reagowała głośnym śmiechem i radosnym klaskaniem. 
— Niesamowite jak bardzo się zmienił. — Nat pokręciła z niedowierzeniem głową. — Gdzie jest ten chłopiec, który obliczał kąt rzutu kamieniem? 
— Nadal to robi. Nie pamiętasz jak ostatnio wyliczał maksymalną prędkość karuzeli. — Samik parsknął śmiechem na wspomnienie wyczynów syna na placu zabawa. 
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. 
— Ale teraz sprawia mu to zdecydowanie więcej radości. I nie stara się w ten sposób odciąć od świata. 
Samik nie odpowiedział. Wystarczyło jedno spojrzenie w kierunku syna, by wiedzieć, że Natali ma rację. 
W końcu nadeszła ich kolej. Guillaume podszedł do lady, wyjął  paszporty i ze znudzeniem oparł się o blat. Isaac nadal zabawiał Justin, a Nat sprawdzała czy walizki są dobrze zamknięte. To była rutynowa procedura, przechodzili przez nią milion razy. 
— Ma pan potwierdzenie bycia prawnym opiekunem chłopca? — niespodziewanie zapytała pracownica lotniska. 
— Proszę? — zamrugał zdezorientowany Samik. 
— Syn ma inne nazwisko niż pan. Potrzebuję jakiegoś dokumentu, który potwierdzi, że to pan sprawuje nad nim opiekę. Sam paszport nie wystarczy — wyjaśniła. 
Otworzył, a potem zaraz zamknął usta. Zerknął niepewnie na Natali, ale ta już grzebała w torebce. 
— Skoro wjechał pan do Argentyny, to na pewno miał pan taki papier przy sobie — dodała młoda kobieta, jednocześnie ciepło uśmiechając się do Isaaca. 
Jednak wyjątkowo chłopiec nie odpowiedział uśmiechem. Schował się za wózkiem siostry i odwrócił wzrok. 
— Proszę. — Akurat w tym momencie Nat znalazła odpowiednie dokumenty. — Tu jest wszystko. Odpis aktu urodzenia, przyznanie praw rodzicielskich, nawet kopia aktu zgonu matki. 
Pracownica podziękowała skinięciem głowy. Szybko przeglądnęła dokumenty, uznała, że wszystko się zgadza, a potem uprzejmie wydała bilety. 
Nie miała pojęcia, że przez zwykłe wypełnianie obowiązków zasiała w głowie małego chłopca wątpliwości. Aż do wejścia na pokład samolotu Isaac nie odezwał się ani słowem, w odpowiedzi na pytania jedynie kręcił albo kiwał głową. Taka nagła zmiana zachowania zmartwiła zarówno Samika jak i Natali, ale obiecali zająć się tym już po przylocie. 
Jednak gdzieś nad Atlantykiem, w środku nocy sprawa rozwiązała się sama. Guillaume już prawie zasnął, już prawie udało mu się znaleźć wygodną pozycję, gdy nagle poczuł, że ktoś szturcha go w ramię. 
—Śpisz, tato? — zapytał szeptem Isaac. 
— Jeszcze nie. — Przyjmujący niechętnie otworzył oczy. — Coś się stało? 
Chłopiec niepewnie przygryzł wargę. Kątem oka zerknął na śpiące dziewczyny, by w końcu pochylić się w stronę ojca. 
— Chodzi o to, co powiedziała ta pani na lotnisku — wyjaśnił niechętnie. — Że mam inne nazwisko niż ty. I że potrzebuje jakiegoś dokumenty, który potwierdzałby, że jestem twoim synem. 
Samica westchnął głęboko. Wiedział, że kwestia nazwiska kiedyś wypłynie, ale nie spodziewał się, że tak szybko. 
— To tylko procedury — spróbował uspokoić młodego. — Chcą po prostu mieć pewność, że przypadkiem cię nie porwałem. — Wymusił uśmiech. 
— Dlaczego niby miałbyś mnie porywać? — Isaac nadal nie bardzo rozumiał. — Jesteś przecież moim tatą!
— Wiem, wiem. — Czule pogłaskał chłopca po głowie. — Ale różne rzeczy się dzieją na świecie. Niektórzy rodzice potrafią robić swoim dzieciom naprawdę straszne rzeczy. A procedury są po to, by ich powstrzymać. 
Isaac powoli pokiwał głową, ale widać było, że nie jest do końca przekonany. 
– A czy gdybym nazywał się tak samo jak ty i Justin, to nie chcieliby żadnych dokumentów? 
— Pewnie tak — wzruszył ramionami Samik. — Ale też trudno powiedzieć. Zawsze ktoś mógłby się przyczepić. 
Chłopiec wydął w zamyśleniu usta. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie, by w końcu stanowczo uderzyć piąstką w obicie fotela. 
—Ale i tak chcę zmienić nazwisko! Na takie samo jak taty! 
Zszokowany Guillaume aż otworzył usta. Patrzył na syna szeroko otwartymi oczami, kompletnie nie dowierzając w to co słyszy. 
— Ale jesteś pewien? — wydukał w końcu. — To jest bardzo ważna decyzja. 
— Tak, jestem pewien — ton Isaaca był wyjątkowo stanowczy. — Ja… wcale nie zacząłem myśleć o tym dzisiaj — przyznał nieznacznie speszony. — Długo się zastanawiałam… To dla mnie ważne, tato — wyszeptał łamiącym się głosem. 
Samik nie miał pojęcia co powiedzieć. Zamiast tego po prostu przytulił mocno syna, czując pod powiekami piekące łzy. 
— Dla mnie też, synku — powiedział. — To dla mnie też bardzo ważne. I dziękuję, że podjąłeś tę decyzję, skarbie. Teraz już jestem pewien, że nikt ani nic mi cię już nie zabierze. 


***

Nicolas od samego początku wiedział, że pomysł z wyjazdem na memoriał był wyjątkowo głupi i nigdy nie powinien się pojawić. No bo jak niby miał stanąć twarzą w twarz z Sharonem? Jak miał mu spojrzeć w oczy? O wyznaniu uczuć nie wspominając. 
Dlatego też gdy przeglądał się w lustrze, w jednym z krakowskich hoteli, czuł, że ogarnia go paniczny strach. Było jednak za późno by się wycofać — w końcu obiecał rodzeństwu, że zabierze je na mecz. 
— Wyglądasz bardzo porządnie — stwierdził Timote, stając w drzwiach do łazienki. 
— Tak uważasz? — Nico krytycznym wzrokiem zmierzył odbicie. Miał na sobie zwykłe, sprane dżinsy i replikę sztabowej koszulki reprezentacji Kanady. Na szczęście koszulkę ściągała mama, bo gdyby poprosił o nią Shoa, to pewnie dostałby taka zawodniczą z nazwiskiem „Evans” na plecach. 
— A ty dlaczego nie masz takiej samej? — zapytał brata, który ubrał się w starą koszulkę reprezentacji Polski z napisem „Antiga” na plecach. Manoline też taką miała, a Nico szybko domyślił się, że pochodzą jeszcze z czasów, gdy Stephane Antiga był trenerem reprezentacji Polski. 
— Bo nie mają rozmiarów dziecięcych — wzruszył ramionami Timo. — Zresztą do tej mam sentyment. Miałem ją na sobie, gdy tata zdobywał mistrzostwo świata. — Dumnie wypiął pierś. 
— Ale wyjdzie na to, że kibicujesz Polsce — zauważył Nicolas. — W kolejnych meczach okej, ale dzisiaj chłopaki z Kanady mogą się obrazić. 
— Spoko, na to też znalazłem rozwiązanie. — Chłopiec uśmiechnął się chytrze. 
Następnie wyciągnął spod łóżka plecak i wygrzebał z niego… czapkę. Wełnianą, białą czapkę,  z biało-czerwonymi pomponami i wydzierganym z przodu liściem klonowym. 
— Fajna, co nie? — wyszczerzył się głupkowato. — Dla ciebie też mam. 
Nico jęknął w myślach. Po raz kolejny tego dnia poprosił opatrzność o spokój i wytrwałość. 
— Lepiej już się zbierajmy — mruknął, niechętnie wciskając na łeb czapkę. — Bo jeszcze spóźnimy się na mecz. 
Timotiemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Szybko wygonił z łazienki Manoline i po chwili już całą trójka zmierzali do Tauron Areny. Niby mieli specjalne wejściówki, ale i tak nie ominęła ich przeciskanie się przez tłum kibiców. 
— Na meczach Polska-Kanada zawsze są największe tłumy — wyjaśniła zaskoczonemu Nicolasowi Manoline. — To tata przyciąga tyle ludzi. 
Roztargniony chłopak jedynie kiwnął głową. Dosłownie skręcało go ze stresu. Miał ochotę zrobić w tył zwrot i uciec jak najdalej. Tak strasznie bał się spotkania z Sharonem.
WIedział jednak, że musi zostać. W końcu obiecał to młodszemu rodzeństwu i mamie. 
Gdy zajęli swoje miejsca, zawodnicy właśnie kończyli rozgrzewka. Zajęty poprawianiem taktyki Stephane nie zauważył przybycia rodziny, ale Evans dość szybko spostrzegł, kto siedzi na trybunach. Uśmiechnął się szeroko i pomachał do przyjaciela. 
Nico odmachał niepewnie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mu tego uśmiechu. Głośno przełknął ślinę. Z całych sił starał się opanować emocje. 
Na szczęście wkrótce zaczął się mecz i wszyscy skupili uwagę na wydarzeniach na boisku. 
— No kurczę, powiedz mu coś, Nico! — Gdzieś w środku spotkania Timi skrzyżował ręce na piersi i posłał bratu zrozpaczone spojrzenie. — W końcu się przyjaźnicie!
— A co niby takiego robi? — zapytał rozbawiony Nicolas. 
— Jak to co?! Wali albo w aut, albo w blok! Oślepł totalnie, czy co?! 
Z trudem stłumił parsknięcie śmiechem. Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, a potem zawadiacko poczochrał czuprynę młodego.
— Musisz trochę odpuścić Sharonowi — powiedział, siląc się na nonszalancję. — Pamiętaj, że to i tak sukces, że po takiej kontuzji już gra. 
Timote mruknął coś jeszcze pod nosem, ale już więcej się nie wykłócał, tylko skupił uwagę na trwającym meczu. Nico starał się zrobić to samo, jednak z każdym kolejnym punktem było coraz gorzej. Niespodziewanie złapał się na tym, że nie obserwuje całego meczu, ale skupia się jedynie na zagraniach Evansa. Zaciskał kciuki, gdy szedł na zagrywkę, zamykał oczy, gdy Shoe wyskakiwał do ataku. Siedział jak na szpilkach, wodząc wzrokiem za atakującym. 
A Sharone na boisku szalał. Bronił, atakował, niekoniecznie skutecznie, ale na pewno efektownie. Jego pokryte potem ramiona lśniły w świetle halowych lamp,  ukazując idealnie zarysowane mięśnie. Co pewien czas posyłał w trybuny szeroki uśmiech, szarmancko przeczesując włosy. 
Nicolas czuł, że z każdą kolejną minutą, temperatura na hali wzrasta gwałtownie. Liczył, że mecz będzie długi i męczący, że Shoe nie będzie miał później siły by rozmawiać. Niestety reprezentacja Kanady, po długiej podróży przez Atlantyk nic nie grała i za nim trener Antiga zdążył krzyknąć Merde! Polacy cieszyli się z zwycięstwa trzy do zera. 
— Chodź z nami, Nico! — pogoniła brata Manoline, zbiegając po schodkach między sektorami. – Tata na pewno się ucieszy, gdy cię zobaczy. 
Chłopak nie mógł odmówić. Poszedł za rodzeństwem, choć z każdym kolejnym krokiem jego oddech przyspieszał nieznacznie, a ciśnienie w piersi rosło. 
Na widok dzieci Stephane Antiga uśmiechnął się szeroko i za nim ktokolwiek zdążył zareagować, przerzucił Timiego i Manoline przez barierki. Syn od razu zarzucił ojca milionem pytań, a córka przylgnęła do trenera z zamiarem nie odstępowania go nawet na krok. 
Nicolas zatrzymał się przy bandach. Czuł się zbyt nieswojo by iść dalej. Oparł się więc o barierkę i z lekkim uśmiechem na ustach obserwował uroczą, rodzinną scenkę. 
— Wiedziałem, że przyjdziesz. 
Nagle jego serce stanęło. Odwrócił się powoli, by napotkać niby kpiący uśmieszek Sharona. 
— Cześć, Shoe — wydukał z trudem. — Miło cię widzieć. 
— Stephane obiecał, że przyjedziesz — kontynuował niewzruszony Evans. — Ale i tak nie byłem pewny. Ostatnio coś w ogóle słabo się odzywasz? Coś się stało? Przyznaj, kto mi ukradł mojego żywotnego Nicolasa? — Znów uśmiechnął się chytrze. 
Nico przełknął nerwowo ślinę. Wystarczyło by atakujący na niego spojrzał, a nogi od razu miał jak z waty. Odruchowo chwycił się barierki, jakby bojąc się, że zaraz upadnie. 
— To nie tak. — Z zakłopotaniem podrapał się w skroń. — Mam dużo na głowie… Pomagam mamie, tata niby sporo załatwił w lipcu, ale jednak trochę trzeba jeszcze dograć. A mama ma zakaz wysilania. A teraz jeszcze jest w szpitalu. Tak naprawdę sam ogarniam cały dom. 
Shoe powoli pokiwał głową, choć nie wyglądał na przekonanego. 
— A jak ci się podobał mecz? — zapytał, zmieniając temat. 
— Nie popisaliście się, ale może być — prychnął Nico. Wraz ze zmianą tematu, rozluźnił się mimowolnie. — Timo uważa, że powinieneś kupić sobie okulary, bo ileż można w ten blok uderzać. Albo w aut. Jest trochę zawiedziony twoją postawą. 
— Cały ojciec. — Sharone mimowolnie parsknął śmiechem. — Na pocieszenie możesz mu powiedzieć, że Stephane już zdążył uświadomić mi moją skuteczność. Do mistrzostw mam nadzieję się poprawić. — Szarmancko przeczesał dłonią krótkie włosy, jednocześnie posyłając przyjacielowi jeden ze swoich popisowych uśmiech. 
Zimny dreszcz przeszedł przez ciało Nicolasa. Wpatrywał się w brązowe oczy Kanadyjczyka, desperacko zaciskając palce na barierce. Z przerażeniem zdał sobie sprawę z tego, że podświadomie pragnie w tym momencie fizycznego kontaktu z Evansem. Chciał go przytulić, poczuć jego zapach, twardą skórę pod palcami. 
Chciał go pocałować.
A to go przerażało. 
Przypomniał sobie słowa mamy „ Jeśli nie zapytasz, to się nie przekonasz?” 
— Sharone, bo ja… bo my…  
— Shoe! Shoe! 
Evans odwrócił gwałtownie głowę. W dół jednej z trybun biegł nie kto inny tylko Maya we własnej osobie. Miała na sobie koszulkę reprezentacji Kanady, a gdy podeszła bliżej, Nico zauważył, że na plecach napisane ma nazwisko „Vernon”
Mimowolnie zacisnął pięści. Pochylił się nieznacznie, jakby odruchowo przybierając bojową postawę. 
— Cześć, Nico! — Dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech. — Nie wiedziałam, że też przyjedziesz. 
— Mój tata jest trenerem. Nie mogłem opuścić turnieju— wycharczał, siląc się na spokojny ton. WIedział, że mimo wszystko powinien być miły, że Maya nie jest niczemu winna, ale zazdrość dosłownie zżerała go od środka. Ona miała Sharone, on nie. Mogła go bezkarnie przytulać, całować, mogła zasypiać w jego ramionach. 
Antiga mógł się zadowolić co najwyżej zdjęciem i przyjacielskim poklepaniem po ramieniu. 
— Jeszcze byś spróbował — prychnął Shoe. — Osobiście bym cię znalazł i przemówił do rozumu. Żeby przyjacielowi nie kibicować? Zresztą nie myśl sobie, ale ja cały czas pamiętam, że musimy poważnie porozmawiać. 
Maya zamrugała zdezorientowana. Spojrzała na chłopaka potem na Nicolasa i zmarszczyła brwi. 
— O czym porozmawiać? 
— Ten głupek przestał się do mnie odzywać! — fuknął z wyrzutem 
— Shoe… 
— Nie Shołuj mi tutaj! — Evans nie zamierzał odpuszczać. — Jak tak w ogóle można! Żeby do najlepszego przyjaciela nie zadzwonić?! I telefonów nie odbierać?! Przecież to skandal. 
Nico wzniósł oczy ku niebu, błagając opatrzność o cierpliwość. 
— Mówiłem już, że miałem dużo na głowie — powtórzył. — Po prostu… — przygryzł wargę, szukając odpowiedniej wymówki. — Cały czas odkładałem ten telefon na później. A ty dzwoniłeś w najmniej odpowiednich momentach. 
— Na przykład? 
— Gdy byłem pod prysznicem — wypalił bez zastanowienia. — Mój telefon nie jest wodoodporny. 
Sharone zmierzył Francuza krytycznym spojrzenie. Oczywiście, że nie wierzył w jego wyjaśnienia, ale nie zamierzał na razie drążyć tematu. A przynajmniej nie w obecności Mai. 
Nicolas był mu za to wdzięczny. Tak bardzo chciał powiedzieć przyjacielowi prawdę, pójść za głosem serca, tak radziła mu mama. 
Ale nie wiedział, czy potrafi się przełamać. Czy potrafi wydusić z siebie te dwa proste słowa: 
„Kocham cię” 
Gwałtownie pokręcił głową. Czy to by coś dało? Nawet jeśli wyzna Sharonowi miłość, nie ma żadnej pewności, że siatkarz czuje to samo. Wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę, że chłopak miał dziewczynę, szanse, że podziela uczucia przyjaciela były bardzo, bardzo nikłe. 
— Jutro też przyjdziesz? 
Z zamyślenia wyrwał go głos Evansa. Atakujący nadal stał przy bandach, nadal uśmiechał się szeroko, ale teraz jedną ręką obejmował ukochaną Mayę. 
„ To ja powinienem być na jej miejscu” pomyślał z goryczą Nico. 
— Będę — odpowiedział jednak. — Mamy bilety na trzy dni. Timo i Manoline strasznie stęsknili za tatą. To tylko trzy dni, ale jednak… jednak coś. 
— Czyli jutro też widzimy się na meczu, tak? 
— Oczywiście — nieudolnie starał się ignorować mordercze spojrzenie Mai. — W tym samym sektorze co dzisiaj. Gracie z Rosją, co nie? 
— I zamierzamy wygrać! — Shoe zacisnął triumfalnie pięść, a potem zbił piątkę z przechodzącym obok kolegą. — W takim razie widzimy się jutro. — Pomachał jeszcze Nicolasowi, wziął Mayę za rękę i odszedł w kierunku szatni. 
Nicolas odprowadził ich zrezygnowanym wzrokiem. 
— Zawalę to, mamo — szepnął, gdy zniknęli w tunelu. — Kompletnie to zawalę. 



Trochę późno, ale z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział 52. Dzisiaj będzie krótko. Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu i jak zwykle z niecierpliwością czekam na wszystkie komentarze. 
Pozdrawiam
Violin

5 komentarzy:

  1. Wydarzyło się w tym rozdziale i to sporo :) Ale zacznę od Isaaca. Chłopiec doszedł do siebie w Argentynie. Widać zmiana otoczenia była mu bardzo potrzebna. Nie dziwne, że chciał zostać u rodziny Nati, a sama myśl o Warszawie go przerażała. Na całe szczęście Samika stanął na wysokości zadania. Radzi sobie idealnie w roli ojca ośmiolatka o którego istnieniu do niedawna nie wiedział :) Isaac odnalazł się w swojej nowej rodzinie, między innymi dzięki podejściu Nati, która jest kobietą o cudownym wnętrzu :) Słowo "macocha" kompletnie do niej nie pasuje. Chłopiec jest bystry, więc zaczął zastanawiać się nawet nad urzędowymi sprawami i jaki z nimi jest problem. W końcu skoro jest synem Guillaume to powinien nosić jego nazwisko :) Jego prośba na pewno wzruszyła ojca ^^
    Nico i jego problemy sercowe. Nie dość, że stresował się spotkaniem z Shoe, to na dodatek pojawiła się Maya. Kompletnie nie dziwię się, że nadal nie potrafi przyznać się do swoich uczuć. To nie jest takie proste, szczególnie w jego sytuacji. Gdyby chociaż Shoe dał mu iskierkę nadziei ... istnieje ryzyko, że może stracić przyjaciela i zostać ze złamanym sercem. Ale z drugiej strony najgorsza prawda jest lepsza od niewiedzy. Ciekawi mnie, czy wyzna Shoe swoje uczucia i jak siatkarz zareaguje. Czekam na to i czekam :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pobyt w Argentynie wyszedł Isaacowi na dobre. Nic dziwnego, że nie chciał wracać z powrotem do Polski. Tutaj w końcu czuje się bezpiecznie i nieustannie miał tyle zajęć, że nawet nie miał kiedy zaręczać się ostatnimi tragicznymi wydarzeniami jakie go spotkały.
    Nie podejrzewałam, że wizyta u rodziców Natalii odniesie aż tak wspaniały efekt. Isaac dzięki pomocy rodziny kobiety odzyskał radość z życia i znów stał się tym radosnym chłopcem sprzed śmierci Danielle. Mam nadzieję, że teraz będzie tylko lepiej i najgorsze ma już za sobą.
    Pomysł z przyjęciem nazwiska Guillaume moim zdaniem jest bardzo dobry. Nie dość, że pod względem formalnym to w dodatku da poczucie Issacowi, że jest pełnym członkiem rodziny swojego taty.
    Nastał w końcu czas Memoriału oraz spotkania Nico z Sharonem. Które wcale nie było najłatwiejsze szczególnie dla pierwszego z nich. Nic w tym zresztą dziwnego. Nicolas ma prawo bać się wyznania swoich uczuć. W końcu to może zmienić dosłownie wszystko.
    W dodatku obecność Mayi niczego tutaj nie ułatwia. W tym wypadku nie wiem, czy Nico zbierze się na odwagę i szczerą rozmowę z Evansem.
    Dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak myślałam pobyt w Argentynie był Isaacowi bardzo potrzebny. Chłopiec nie miał czasu myśleć o przykrych rzeczach.
    Estera i rodzice Natalii zadbali o to by nie nudził się ani chwili. I ciągle miał jakieś zajęcie.
    Jego pomysł, że chce przyjąć nazwisko taty jest genialny. I na pewno sprawił tym dużo radości Samikowi.
    W końcu doszło do spotkania Nicolasa z Shoe. Które nie do końca przebiegło po myśli Nico. Chłopak chyba zupełnie nie spodziewał się widoku Mayi.
    Nie dziwię mu się , że jest wystraszony i boi się wyznania swoich uczuć przyjacielowi.
    W końcu nie wiadomo jak zareaguje na to wszystko Shoe. Jestem bardzo ciekawa jak przebiegnie ta rozmowa. I czy tak naprawdę w końcu do niej dojdzie. Bo jak na razie nie zapowiada się na to, że Nico się odważy.
    Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, że pobyt w Argentynie tak pozytywnie wpłynął na Isaaca. To naprawdę inny chłopiec! I jeszcze ta końcówka i propozycja zmiany nazwiska, wow. Nico zmienia nazwisko, Isaac też no dzieje się.
    Kurczaczki, że też Maya musiała od razu się pojawić. Wiem, że było to nieuniknione, ale jak sam Nico zdążył zauważyć "zawali to", bo jak ma pogadać z przyjacielem o swoich uczuciach, kiedy gdzieś w pobliżu będzie jego dziewczyna? No nie widzę tego.
    Pozdrawiam i czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem! Z góry przepraszam za mały poślizg :)
    Tak coś czułam, że pobyt w Argentynie wpłynie na Isaaca pozytywnie :) I wpłynął na tyle, że chłopiec nie chciał wracać :D Dobrze, że powoli dochodzi do siebie po stracie mamy i że nie zamyka się na innych, tylko nawiązuje nowe przyjaźnie :) Przerażała go sama myśl o powrocie, ale na szczęście Samik stanął na wysokości zadania i wspaniale wytłumaczył synowi co i jak. Przestraszyłam się trochę tych komplikacji na lotnisku, ale na szczęście sprawa dość szybko się wyjaśniła. I jakie to wspaniałe, że Isaac chce mieć nazwisko taty :) Samikowi na pewno zrobiło się ciepło na serduchu.
    Nico pojawił się na Memoriale, na którym doszło do jego spotkania z Shoe. Spotkanie na pewno nie przebiegło tak, jak Nico sobie życzył, bo zaraz pojawiła się Maya. Nie dziwię się Nico, że tak bardzo boi się powiedzieć Shoe o swoich uczuciach, bo to wcale nie jest łatwe. Tym bardziej, że Shoe jest w związku z Mayą. Ciekawe, czy Nico zbierze się na odwagę i czy będzie miał sposobność, by porozmawiać z przyjacielem w cztery oczy.
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics