wtorek, 21 sierpnia 2018

Rozdział 29


Obudziły ją promienie słoneczne, z trudem przedzierające się przez grube zasłony. Jęknęła cicho i niechętnie obróciła się na drugi bok. Uchylił delikatnie powieki. Przez chwilę wpatrywała się nieprzytomnym wzrokiem w poduszkę obok. Coś jej nie pasowało, tylko nie miała pojęcie, co.
W końcu jednak zorientowała się, że miejsce obok jest puste.
A nie powinno być.
Wstała powoli, zarzuciła na siebie szlafrok i ruszyła na poszukiwania męża. Znalazła go w kuchni, siedzącego przy stole, zgarbione, z kubkiem kawy w ręku i pustym wzrokiem wlepionym w blat.
− Strasznie wcześnie wstałeś. – Usiadła naprzeciwko.
− Źle spałem – mruknął, przecierając dłonią zmęczone oczy.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi. Z wyjazdowego meczu do Radomia, drużyna wróciła naprawdę późno i każdy normalny człowiek chciałby odespać podróż.
Ale nie Stephane. On miał zdecydowanie ciekawsze rzeczy do roboty.
− Znów analizujesz, co zrobiłeś źle? – zapytała, zabierając trenerowi sprzed nosa już i tak zimny napój.
− Może…
Pokręciła z zrezygnowaniem głową. Teoretycznie powinna się do tego przyzwyczaić, ale czasami miała naprawdę dość faktu, że mężczyzna obwinia się o zło całego świata. 
− W takim razie pospiesz się z tymi wyrzutami sumienia – poradziła, wstając od stołu. – Bo niedługo będziesz musiał zająć się czymś innym. – Wylała zimną kawę do zlewu.
Mężczyzna uniósł ze zdziwieniem brwi. Posłał żonie pytająco spojrzenie, a ta jedynie cicho parsknęła śmiechem.
− Naprawdę nie pamiętasz? Mam dzisiaj kolejne badanie. A potem przywożą ostatnie meble do domu, które będziesz musiał z pomocą Nicolasa skręcić. Bo mnie nie wolno.
Jęknął cicho i z zrezygnowaniem oparł głowę o blat.
− A nie mogę poświęcić jednego dnia na użalanie się nad sobą? – zapytał.
Stephanie z irytacją przewróciła oczami. Podeszła do męża i czule pogłaskała go po głowie.
− Biedny, mały Stephane ma wyrzuty sumienia? – zapytała niby słodkim tonem. – Daj spokój – poprosiła. – Doskonale wiesz, że tylko będziesz się przez to czuł gorzej. Już to przerabiałeś dwa lata temu, pamiętasz?
Westchnął głęboko. Powoli podniósł głowę i spojrzał na żonę spode łba.
− I co ja bym bez ciebie zrobił?
Zaśmiała się cicho, a potem pochyliła się i szybko cmoknęła trenera w czoło. On jednak nie pozwolił kobiecie się wyprostować, tylko chwycił ją za rękę i delikatnie zmusił by usiadła mu na kolanach. Pocałował ją, najpierw delikatniej, a później bardziej namiętnie.
− Nie tym razem, skarbie. – przerwała niespodziewanie Stephanie.
− Ale…
− Takie życie. – Zeszła na ziemię, a Stephane posłał jej pełne wyrzutów spojrzenie. – Nico ma wpaść przed pierwszą. Trzeba zaraz obudzić dzieciaki, bo nic nie przygotowały na basen, a znalezienie wszystkich potrzebnych rzeczy na pewno zajmie im ze dwie godziny. – Znów skierowała się do kuchni.
Trener mruknął coś pod nosem, ale również się podniósł. Stanął obok żony, objął w pasie i oparł głowę na jej ramieniu.
− Myślisz, że zdążymy wrócić przed dziećmi? – zapytał, przymykając oczy.
− Możliwe…
− Zasugeruję Nicolasowi, by zabrał je na jakiś obiad. Niech nawet zjedzą coś skrajnie niezdrowego, byle tylko wrócili później. Nam też się w końcu należy coś od życia, nieprawdaż? 
 - Oczywiście,  kochanie, oczywiście. 

***

Nicolas w zamyśleniu przygryzł wargę. Wygładził ręką dżinsową kurtkę, przeczesał włosy, poprawił przewieszoną przez ramię torbę, a potem jeszcze raz obejrzał się w lustrze. Zacmokał z irytacją, gdy po raz kolejny krytycznie ocenił swój wygląd.
− Idziesz na basen, czy na obiadek z królową Anglii? – W drzwiach pojawił się Shoe. Oparł się o drewnianą framugę, skrzyżował ręce na piersi i zmierzył przyjaciela rozbawionym spojrzeniem.
− Muszę się dobrze prezentować. – Nico chwycił leżący na stoliku nocnym grzebień i jeszcze raz poprawił fryzurę.
− Czyli jak?
Westchnął głęboko. Spojrzał w lustro, wyprostował się dumnie, obrócił się w prawo, w lewo, a dopiero potem wyjaśnił:
− Odpowiedzialnie, ale jednocześnie na luzie, żeby dzieciaki się mnie nie wystraszyły. Schludnie, ale bez przesady, bo jeszcze uznają mnie za sztywnego idiotę. I na pewno nie seksownie. Ostatnią rzeczą, której potrzebuję w czasie rodzinnego spotkania na basenie, to pałętające się pod nogami dziewczyny.
Evans mimowolnie parsknął śmiechem. Widząc zaskoczony wzrok kumpla, z dezaprobatą pokręcił głową.
− Masz chyba zbyt duże mniemanie o sobie.
− Oczywiście, że nie! – prychnął Nicolas. – Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że jestem cholernie przystojny.
− Kto ci tak powiedział?
− Kilka dziewczyn w liceum.
− Kilka?
Zawahała się. Przewrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się szarmancki uśmiech.
− No… może kilkanaście. I ze dwóch czy trzech chłopaków.
− Jakoś ci nie wierzę. – Sharone uśmiechnął się krzywo. – Chyba musieli być ślepi.
− Daj spokój, Shoe! – Oburzył się Nico. – Obiektywnie musisz przyznać, że jestem seksowny. Szczególnie w samych kąpielówkach. – Znacząco poruszył brwiami.
Jednak w odpowiedzi atakujący jedynie posłał mu pobłażliwe spojrzenie po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z własnej sypialni. Po chwili dało się słyszeć szczęk zamka i szum wody.
Nicolas już otworzył usta, by krzyknąć coś cierpkiego, ale zaraz je zamknął. Przymknął oczy, zacisnął pięści i w myślach policzył do dziesięciu. Następnie zerknął na zegarek, a gdy zdał sobie sprawę z tego, ile ma jeszcze czasu, jęknął przeciągle i rzucił się na łóżko.
Pusty wzrok wlepił w sufit. Oddychał miarowo, starając się uspokoić nierówno bijące serce. Znów zamknął oczy i spróbował skupić myśli na jednej konkretnej rzeczy.
Tylko, że to nie wiele dało. Nadal miał wrażenie, że w jego głowie panuje niepokojący chaos.
− Co się ze mną dzieje…?
− Nie wiem, ale za to zastanawiam się, co jeszcze robisz w moim pokoju?
Usiadł gwałtownie. Zamrugał szybko, próbując wyostrzyć sobie obraz. Przed nim stał Sharone, prawie zupełnie nagi, jedynie z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Jego morderczy wzrok dosłownie przeszywał Nicolasa na wylot, a wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał na to, że zaraz komuś ukręci łeb.
− Sprawdzałem miękkość twojego łóżka. – Nico rozłożył przepraszająco ręce.
Shoe wzniósł oczy ku niebu i poprosił opatrzność o cierpliwość. Następnie usiadł  obok kumpla i pokrzepiająco położył dłoń na jego ramieniu.
− Czy to oznacza, że się ze mną zgadzasz? – Francuz kokieteryjnie zatrzepotał rzęsami.
W odpowiedzi atakujący jedynie uśmiechnął się krzywo po czym po prostu zepchnął chłopaka z łóżka.
− Hej!
− Idź już lepiej – poradził.
− Ale…!
− Idź.
Nicolas mruknął jeszcze coś pod nosem, ale posłusznie podniósł się z podłogi. Wygładził koszulę, wyprostował się dumnie i obdarzył Sharone zimnym spojrzeniem.
− W takim razie idę! – Ruszył przed siebie pewnym krokiem, cały czas jednak spoglądając na współlokatora.
I to był błąd. Wystarczyło bowiem, że przeszedł dwa metry, a zaliczył bliskie spotkanie trzeciego stopnia z zamkniętymi drzwiami. Głuchy huk poniósł się po pomieszczeniu, gdy z całej niezamierzonej siły, przywalił czołem w drewno. Zatoczył się do tyłu i jęknął cicho, pocierając obolałe miejsce.
− To wcale nie jest śmieszne – fuknął, widząc, jak Shoe z trudem powstrzymuje się, by nie wybuchnąć śmiechem.
− Jest. I to bardzo.
Zacisnął zęby, ale nic nie odpyskował. Zamiast tego poprawnie otworzył drzwi, a potem opuścił pokój, obrażony na cały świat.

***

Przez dokładnie piętnaście minut, Andrzej stał na środku swojego mieszkania i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w drzwi. Jego mózg, przytłumiony trochę przez środki nasenne, nie rozumiał tego, co właśnie zaszło.
Przełknął głośno ślinę. Powoli zrobił kilka kroków w tył. Zachwiał się nieznacznie, gdy wpadł na blat, oddzielający kuchnię od salonu.
Jęknął cicho. Na drżących nogach podszedł do zlewu i ochlapał sobie twarz wodą. Plując jak małe dziecko, wytarł się pierwszą z brzegu ścierką. Przeklął siarczyście , czując wodę w nosie. Odwrócił się na pięcie, zacisnął palce na drewnianej krawędzi i odetchnął głęboko, łapczywie chwytając powietrze.
− Co się stało…? – rzucił w przestrzeń.
Leżący na kanapie Lambo uniósł łeb, warknął cicho, a potem wstał, odwrócił się i znów się położył, tym razem ogonem w stronę pana.
− Czyli nic dobrego – mruknął Wrona.
Zamknął oczy i potarł dłonią skroń, nieudolnie próbując sobie przypomnieć, co dokładnie zrobił.
Pamiętał, że obudził go dzwonek do drzwi. Zdecydowanie za głośny. Klnąc na czym świat stoi, zsunął się z łóżka i poszedł otworzyć. Miał zamiar, co najmniej, na niespodziewanego gościa nawrzeszczeć, a może nawet i urwać mu łeb.
I zrobił to. Jednak przy okazji przegapił jeden, ważny szczegół.
Niespodziewanym gościem była Joyce. Jego ukochana Joyce. Którą jeszcze kilka dni wcześnie obiecał chronić. Ostatnia osoba, na którą chciał podnieść głoś.
− Andrzej, ty idioto! – Masochistycznie przywalił sobie otwartą dłonią w czoło. A potem zrobił to jeszcze jeden raz, tak na wszelki wypadek. Wiedział doskonale, że zasłużył na zdecydowanie więcej, że zachował się jak skończony głupek. Nie zdziwiłby się bardzo, gdyby okazało się, że po tej kłótni, Jocelyne nie zechce go widzieć.
Powłócząc nogami przeszedł do sypialni. Nie myślał nad tym, co robi. Przez kilka minut siłował się nieprzytomnie z ładowarką, aż w końcu odłączył telefon. Wybrał numer Joyce i już miał nacisnąć zieloną słuchawkę, jednak w ostatniej chwili zamarł z palcem nad ekranem. Zacisnął usta w wąską kreskę. Nie był przekonany, czy to najlepsze rozwiązanie. Środki usypiające jeszcze nie do końca wywietrzały mu z głowy, nie miał pojęcia, czy znów nie powie czegoś głupiego.
Jego ciało zaczęło drżeć, oddech przyspieszył nieznacznie. Wpatrywał się w zdjęcie ukochanej, nie dowierzając, że naprawdę mógł zrobić to, co zrobił.
Jęknął żałośnie, osuwając się na ziemię. W oczach miał łzy, ramionami wstrząsnął szloch. Miał ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć, po prostu zamazać się w rzeczywistości. Zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę w najgorszy możliwy sposób zaprzepaścił swoją szansę na szczęście, że w jednej chwili zniszczył to, co tak skrupulatnie budował przez ostatnie tygodnie budował.
− Przepraszam, Joyce – wyszeptał, przejeżdżając palcem po ekranie. – Nigdy sobie tego nie wybaczę.
A potem po prostu rozpłakał się, jak małe dziecko.

***

− A co powiesz na Patricka? Patrick Antiga brzmi całkiem nieźle, co nie?
Stephanie przewróciła z irytacją oczami, a następnie bezpardonowo zabrała mężowi telefon i schowała go do swojej torebki.
− Ej! Jeszcze nie skończyłem.
Spojrzała na niego z pobłażaniem. Od piętnastu minut siedzieli na metalowych krzesełkach u lekarza, z niecierpliwieniem czekając na kolejne badanie. Znaczy się, to Stephane był zniecierpliwiony, bo jego żona w spokoju czytała książkę. Za to trener nerwowo stukał nogą o podłogę, a by uspokoić myśli, przeglądał Internet i co chwilę zasypywał kobietę nowymi propozycjami imion dla bliźniaków.
− Usłyszę jeszcze jedno imię i obiecuję, że będziesz spał na kanapie. – Szturchnęła mężczyznę palcem w ramię.
Jęknął cicho. Skrzyżował ręce na piersi i naburmuszył się niczym małe dziecko. Przez dokładnie dwie minuty siedział w zupełnym milczeniu, by w końcu posłać Stephanie buńczuczne spojrzenie i wymruczeć:
− I tak będziemy musieli w końcu pomyśleć nad imionami.
− Daj spokój. – Z irytacją przewróciła oczami. – Jeszcze nawet nie znamy płci.
− Ale jeśli się uda to dzisiaj poznamy, prawda? – Kiwnął głową w stronę drzwi do gabinetu lekarki. – Ja już przedstawiłem swoje propozycje, teraz twoja kolej. No, skarbie, proszę! – Przybrał swoją popisową minę smutnego szczeniaczka.
Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, ale po chwili na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech.
− Patrick brzmi całkiem dobrze… − zaczęła spokojnym tonem.
− Czyli miałem rację?!
− Ale mam też kilka innych na liście. Jérémy, Gilbert, Cédrick… 
− Całkiem długa ta twoja lista – Stephane uniósł ze śmiechem brew. – Szczególnie, że podobno jeszcze jej zrobiłaś.
− Oczywiście, że zrobiłam – prychnęła. – Przy poprzednich dzieciach. W końcu Manoline mogła być chłopcem.
Mężczyzna zaśmiał się cicho, a potem pochylił się, by czule cmoknąć ją w czoło. W odpowiedzi jedynie przewróciła oczami i delikatnie trzepnęła go w ramię.
Zerknęła na zegarek. Mieli jeszcze pięć minut. Jak zwykle przyjechali przed czasem. Co pewnie miałoby znaczenia, gdyby nie fakt, że przed badaniem musiała wypić dwie butelki wody i teraz naprawdę miała wszystkiego dość.
− A dla dziewczynki? – Stephane nie zamierzał odpuszczać. – W końcu Many prosiła o siostrę.
Westchnęła głęboko. Skrzyżowała ręce na piersi i już miała poprosić mężczyznę, by odpuścił, ale zdała sobie sprawę z tego, że musi zająć czymś myśli, bo inaczej zwariuje. Nie tylko ze względu na pełny pęcherz, ale także, a może przede wszystkim, ze względu na coraz większą świadomość tego, jak ważne jest to badanie.
− Myślałam o kilku – przyznała. – Większość jest typowo francuska. Léonie, Florence, Jacqueline… Podoba mi się też Lucie. Albo Dorothée. A  tobie?
Trener już otwierał usta by odpowiedź, jednak w tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się z cichym skrzypem, a recepcjonistka zaprosiła małżeństwo do środka.
Stephanie przełknęła głośno ślinę. Kątem oka zerknęła na męża. Ten posłał jej pokrzepiający uśmiech, choć sam wydawał się być nieźle podenerwowany.
Ta nerwowość udzieliła mu się jeszcze bardziej w czasie badania. Głównie dlatego, że zachowanie lekarki nie napawało optymizmem. W milczeniu oglądała obraz USG, co pewien czas przygryzając wargę. Na jej twarzy nawet na ułamek sekundy nie pojawił się cień uśmiechu, a zaciśnięte w wąską kreskę usta, nie wróżyły dobrze.
Gdy w końcu oderwała wzrok się od monitora, Stephane głośno przełknął ślinę i mocniej ścisnął dłoń żony. Ona też z każdą kolejną minutą wpadała w coraz większą panikę, a patrząc na minę lekarki była już święcie przekonana, że jest źle.
„Niech ktoś się w końcu odezwie” poprosiła w myślach. „Bo zaraz tutaj zwariuję.”
− Na razie wszystko wygląda dobrze – powiedziała w końcu lekarka. – Dzieci rozwijają się prawidłowo, choć jedno jest trochę mniejsze, ale poza tym nie mam żadnych zastrzeżeń.
Stephanie mimowolnie odetchnęła z ulgą. Spojrzała na męża, a ten uśmiechnął się szeroko. Momentalnie zeszło z nich całe napięcie, obydwoje czuli się tak, jakby ktoś zdjął im ogromny kamień z pleców.
− A dowiemy już, jakiej są płci? – wyrwało się Stephanowi.
Starsza kobieta uniosła ze zdziwieniem brew, ale po sekundzie zastanowienia, twierdząco pokiwała głową. Znów zerknęła na ekran. Przez chwilę z uwagą analizowała oglądany obraz, by w końcu uśmiechnąć się nieznacznie.
− Nie jestem wstanie potwierdzić tego w stu procentach, ale chyba mają państwo szczęście – zaczęła tajemniczo, delikatnie odchylając się na krześle.
− Szczęście, czyli? – Stephanie nerwowo przebierała palcami.
− Czyli będzie parka.
− Dziewczynka i chłopiec?
− Dokładnie.
Zamrugała szybko, jakby nie bardzo przetwarzając, to co usłyszała. Zerknęła na Stephana, który szczerzył się jak głupi, wpatrując się w monitor. Liczyła na jakąś bardziej konkretną reakcje, ale jak widać, obraz malutkich dzieci, znów rzucił się mężczyźnie na mózg.
Zaśmiała się w myślach. Doskonale wiedziała, że na razie raczej nie uda jej się porozmawiać z mężem. W skupieniu wysłuchała więc kolejnych zaleceń lekarki, odpowiedziała na kilka pytać, by na końcu spakować do torebki płytkę z zdjęciami maluchów.
Dopiero gdy szli w stronę samochodu, Stephane zdecydował się odezwać.
− Możesz w to uwierzyć? Będziemy mieć dwoje dzieci! Córkę i syna! To tak, jakby wygrać los na loterii!
Zmierzyła go rozbawionym spojrzeniem. Trener wydawał się dosłownie unosić kilka centymetrów nad ziemią i naprawdę daleko mu było do człowieka, który jeszcze rano przeżywał porażkę prowadzonej przez siebie drużyny.
− Czyżby przeszło ci chwilowe załamanie? – zapytała, unosząc kpiąco brew.
− Można tak powiedzieć – przytaknął, obejmując żonę ramieniem. – W końcu niecodziennie zostaje się ojcem bliźniaków, nieprawdaż?
Zaśmiała się cicho. Wspięła się na palce, a potem szybko pocałowała Stephana.
− Lepiej wracajmy do domu – zasugerowała. – Trzeba sprawdzić, czy Manoline i Timo jeszcze nie zabili Nicolasa.


***

− To wcale nie jest śmieszne! – Timote skrzyżował ręce na piersi i tupnął nogą niczym mała dziewczynka.
Manoline zachichotała radośnie, a potem podpłynęła bliżej brata, zamachnęła się i znów ochlapała go wodą. Chłopak pisnął cokolwiek przerażony tym nagłym atakiem, ale zaraz znalazł się na brzegu basenu i z zaciętą miną zsunął się do wody.
− Tym razem masz przerąbane! – krzyknął za odpływającą siostrą.
Jednak ona jedynie roześmiała się głośno, więc Timo nie miał wyboru, tylko musiał ruszyć w pogoń. Gdy udało mu się dogonić Many, ochlapał ją, co ostatecznie skończyło się wielką bitwą na wodę. Dobrze, że akurat nikogo nie było w pobliżu, bo inaczej nie obyłoby się bez ofiar postronnych.
Nicolas stał w rogu basenu i z szerokim uśmiechem, przyglądał się zażartej walce swojego rodzeństwa. Na razie wyglądało na to, że świetnie się bawią, choć byli na basenie dopiero od piętnastu minut. Już dążyli przetestować dwie, z trzech zjeżdżalni, wypłukać uszy wodą i przy okazji chyba zepsuli jedne bąbelki.
Ale tylko chyba. Nikt tego nie potwierdzi.
Nagle coś dotknęło nogi chłopaka. Podskoczył się gwałtownie, młócąc rękami powietrze.
− Berek! – Obok, z wody wynurzyła się Manoline. Zaśmiała się radośnie, a potem rzuciła się do ucieczki.
Ale Nicolas był szybszy. Szybko dopadł siostrę, chwycił ją w pasie i wyciągnął z wody. Nie zważając na to, że wierzga opętańczo nogami, wrzucił ją z powrotem do basenu, wcześniej jednak nadając wyrzutowi odpowiednią prędkość. Dziewczynka z pluskiem, wpadła do wody metr dalej.
− To było super! – wykrzyknęła, gdy tylko wypłynęła na powierzchnie. – Chcę jeszcze raz!
Chłopak roześmiał się głośno i z ochotą spełnił prośbę siostry. Przez kolejne dziesięć minut wyrzucał ją w powietrze, a ona wpadała do wody z radosnymi okrzykami. Po chwili do zabawy w katapultę dołączył Timi, a Nicolas zaczął dziękować genom, za odziedziczoną po ojcu posturę.
− Dobra, zróbmy przerwę, bo już wysiadam – zarządził w końcu, czując jak ramiona dają o sobie znać. Podpłynął do krawędzi basenu, oparł się o brzeg i odetchnął kilka razy.
Dokładnie w tym momencie, obok niego pojawiły się dzieciaki.
− Pójdziemy potem coś zjeść, prawda? – zapytała raźno Manoline. – Bo już zgłodniałam.
− Oczywiście – przytaknął Nico. – W końcu tata prosił bym zabrał was na obiad.
− To trochę dziwne – stwierdził Timote. – Mama ma to dziwne badanie o drugiej, widziałem w kalendarzu. Na pewno nie potrwa dłużej niż godzinę. A jak pójdziemy na obiad, to wrócimy dopiero koło piątej. Dlaczego chcą żebyśmy wrócili tak późno? – Posłał bratu pytające spojrzenie, ale on jedynie beznamiętnie wzruszył ramionami.
− Pewnie chcieli mieć trochę czasu dla siebie.
− I co niby z nim zrobią? – prychnęła Many.
Chłopak już chciał odpowiedzieć, ale w ostatniej momencie powstrzymał się przed udzieleniem wyjątkowo szczerej odpowiedzi. Zamiast tego wzniósł oczy ku niebu i poprosił opatrzność o cierpliwość.
− To nie jest takie proste – zaczął, starannie dobierając każde słowo. – Ludzie robią różne rzeczy, gdy się kochają i zostaną sami.
− Na przykład? – Ciekawość dziewczynki nie znała granic.
Nicolas zawahał się. Był przekonany, że nie jest właściwą osobą do przeprowadzania tego typu rozmów, ale też miał pewność, że jeśli wywinie się od odpowiedzi, to siostra nie da mu żyć.
− No wiesz… to takie rzeczy, których się nie robi w towarzystwie.
− Oh, daj spokój, Nico! – Do rozmowy wtrącił się Tim. – Na pewno wiesz, o co chodzi, w końcu ty i Shoe, na pewno…
− Ło, ło, ło, sekundę! −Nicolas przerwał mu gwałtownie. – Co masz namyśli mówiąc „ja i Shoe”?
Chłopiec odchrząknął nerwowo i z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Zerknął na siostrę, ale ona jedynie rozłożyła przepraszająco ręce. Zasada była prosta – sam się w to wkopałeś, to sam się teraz wykop.
Wydął usta i przez chwile myślał nad czymś intensywnie. W końcu jednak postanowił jakoś wyjaśnić swoje dziwne insynuacje:
− No sam mówiłeś, że gdy ludzie się kochają…
− Zaraz, czekaj, bo znów nie nadążam. – Nico uniósł dłoń niczym Juliusz Cezar. – Czy ty uważasz, że ja i Shoe… że my ten, tego… że jesteśmy parą?! Albo coś podobnego?! – Spojrzał na brata z szczerym przerażeniem.
Rodzeństwo wymieniło znaczące spojrzenia.
− Myślałem, że to oczywiste. – Timote obojętnie wzruszył ramionami.
Nicolas z wrażenia, aż się zapowietrzył. Wpatrywał się w chłopca szeroko otwartymi oczami i niczym ryba, bezgłośnie ruszał ustami. Zdecydowanie nie spodziewał się usłyszeć tego typu teorii na pierwszy rodzinnym wyjściu, więc teraz w jego mózgu doszło do nieplanowego zwarcia. Spoglądał to na Timiego, to na Manoline i szczerze zastanawiał się, czy oni naprawdę mieli niespełna dwanaście i dziesięć lat.
− Okej, wyjaśnijmy sobie coś – odezwał się w końcu. – Nie wiem, kto wam naopowiadał tych bzdur albo jakie filmy oglądacie bez wiedzy rodziców…
− Ciekawe, czy koty na Youtubie się liczą – mruknęła pod nosem Many.
− Ale ja i Sharone tylko się kumplujemy – powiedział stanowczo Nico. – Okej, mieszkałem u niego w salonie przez ostatnie dwa miesiące, pomógł mi znaleźć rodziców, ale to normalne, gdy ludzie się przyjaźnią. Bo nie wiem, czy wiecie, ale ludziom zdarza się tylko przyjaźnić! – Rozemocjonowany wyrzucił ręce w powietrze, przy okazji ochlapując dzieciaki. 
− Okej, rozumiemy – fuknął Timo, wycierając twarz z wody. – Nie będziemy mieć Sharona w rodzinie.
Nicolas posłał mu krzywy uśmiech. Następnie zerknął na powieszony nad basen zerknął i zachęcająco poklepał brata po ramieniu.
− Zostało nam pół godziny. Lecimy ogarnąć ostatnią zjeżdżalnie?
Dzieciaki wymieniły znaczące spojrzenia po czym zgodnie pokiwały głowami.
Nico uśmiechnął się triumfalnie, czując, że na razie w roli starszego brata sprawdza się całkiem  nieźle.
A mimo tego po tej rozmowie, w jego sercu pojawiło się dziwne uczucie niepokoju. Tylko, że nie miał pojęcia, co ono oznacza.



Z wielką przyjemnością przedstawiam kolejny rozdział. Przyznam, że długo zastanawiałam się, czy na pewno napisać go w taki, a nie inny sposób, jak pociągnąć niektóre wątki, ale w końcu stwierdziłam, że raz się żyje. Dlatego mam nadzieję, że wam się podobał. 
Jeśli ktoś jest bardzo, bardzo uważny, to zauważył, że w gadżecie "menu" pojawiła się zakładka Time Warp. Prowadzi ona do bloga, który planowo co prawda ruszy dopiero, gdy skończę Lucky One, czyli gdzieś na początku listopada, ale już teraz zapraszam do zapoznania się z zakładką bohaterowie. 
To tyle ode mnie. Jak zwykle z góry dziękuję za wszystkie komentarze, które dają mi niesamowitego kopa. 
Pozdrawiam
Violin

7 komentarzy:

  1. Nie będziemy mieć Sharona w rodzinie 😂 wzięłam i umarłam że śmiechu hahaha zacznę od sceny na basenie, bo to chyba najfajniejsza częśc (jak dla mnie). Basen, woda i Niko kochany brat, który zabrał tam rodzeństwo. Nic lepszego nie mogę sobie wyobrazić. Ogólnie to po pierwszej scenie jak Niko mówił że jest przystojny i w ogóle a Shoe już nie mógł to słuchać to zaczęłam się zastanawiać dlaczego nikt ich jeszcze nie posądził o gejostwo? A potem wręczył mnie Timi i Many. Te dzieciaki mają mózg 😎
    Państwo Antiga i ich nienarodzone dzieciaki są uroczy 😊 Stephan na początku nadal był załamany przegraną, ale kochająca żona wiedziała co zrobić by przywrócić to do normalności. Poza tym gość nie może się załamywać, bo ma dla kogo 'żyć' (glupio to brzmi w tym kontekście, ale nie mogę znaleźć zamiennika XD). Wizyta u ginekologa byla emocjonująca i ale super że będzie parka 😍 ja jestem za Gilbertem i Florence, ale ekstra imiona. Oczywiście zaakceptuje też każde inne 😉
    Na koniec zostawiłam Andrzeja, bo jeszcze nie do końca wiem, co o tym wszystkim sądzić. Czy mam mu współczuć? Wypowiadając i odwalajac ten cyrk w stosunku do Jycelyn nie był w pełni świadomy tego, co robi. Z drugiej strony nie jest przecież dzieckiem i powinien wiedzieć, że z lekami nie ma żartów 😑 cóż chyba zostanę neutralna, chociaż będzie mu to zapamiętane! Nawazył piwa to teraz musi je wypić i ratować to co zaprzepascił.
    Życzę weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha, ja po prostu padłam ze śmiechu czytając niektóre fragmenty w tym rozdziale haha :D Ale zacznę od początku :D
    Stephanie nie dała mężowi szans na użalanie się nad sobą i bardzo dobrze! Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Rozumiem, że jako trener będzie się zmagał z tą porażką podwójnie, ale co nas nie zabije to nas wzmocni. Odbije sobie w przyszłym sezonie :) Co się stało to się nie odstanie, trzeba z optymizmem patrzeć w przyszłość :) A w tej przyszłości będą mieć co roboty, oj będą :D Także Stephanie skutecznie odwróciła uwagę męża od przegranego meczu i skupiła ją na nienarodzonych jeszcze bliźniakach i kuszącą obietnicą ^^ :D Wizyta u ginekologa bardzo mnie rozczuliła <3 Widzieć kolejny raz te maleństwa na badaniu to musiało być bardzo wzruszające przeżycie. I trafiła im się parka, cóż za szczęście! :D Many będzie usatysfakcjonowana, że będzie miała upragnioną siostrzyczkę :) Bardzo piękne imiona, także ciężki wybór przed nimi, ale na pewno dadzą sobie radę :D
    Hm... Andrzej, Andrzej i co ja mam z Tobą zrobić? Sama nie wiem, co mam myśleć o jego zachowaniu. Żałuje po fakcie tego, co zrobił, jak się zachował w stosunku do swojej ukochanej Joyce... No i dobrze, niech żałuje. Należy mu się. Chociaż po tym, jak zaczął płakać uświadamiając sobie to wszystko to odrobinę zrobiło mi się go szkoda. Kurcze, oby serio tym nocnym zachowaniem nie przekreślił siebie w oczach Joyce. Oby mu wybaczyła, oczywiście po tym, jak sobie na to wybaczenie zasłuży, a co! :D Także panie Wrona, do roboty ^^
    No i... Hahahahaha, Nico i Shoe, padłam, poległam i nie wiem, co jeszcze hahaha :D No hm... Czy Nico naprawdę czuje do Shoe tylko i wyłącznie przyjaźń? Bo szczerze to ja nie wiem, co mam myśleć o jego zachowaniu, jeszcze w domu przyjaciela :D Niby żarciki, niby niewinne podteksty, no a jednak, jednak... ^^ Dobrze, że sobie guza nie nabił! :D
    Wypad na basen z rodzeństwem prze genialny <3 Uwielbiam Timo i Many :D "Nie będziemy mieć Sharona w rodzinie" - hahahahaha! :D No niech nie mówi hop :D Nie no dobra :D Rozwalili system, bez dwóch zdań :D Nico zapiera się rękami i nogami, ale ta sytuacja robi się coraz ciekawsza, dlatego nie mogę się doczekać nowości :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Stephanie bardzo szybko postawiła swojego męża na nogi. Skończyło się użalanie i rozpamiętywanie ostatniej poniesionej przez jego zespół porażki. Dobrze, że Stepane ma obok siebie kogoś, kto nigdy nie pozwoli mu się załamać i popaść w jakieś całkowicie pesymistyczne rozważania.
    Mężczyzna powinien się teraz skupić, przede wszystkim na swojej rodzinie i jak najlepszym przygotowaniu do narodzin swoich kolejnych potomków.
    O to jestem jednak spokojna, w końcu mają już w tym wprawę. 😊
    Dobrze, że badania potwierdziły prawidłowy rozwój dzieci. To olbrzymie ważne dla całej rodziny Antigów. Po tym, co przeszli. W pełni należy im się teraz spokojne i szczęśliwe życie.
    A więc prawdopodobnie będzie parka! Cieszę się z tego. Dzieci państwa Antigów pewnie także będą zadowolone. W końcu Manoline doczeka się upragnionej siostrzyczki. 😉
    Nicolas i Sharone... Ten rodział dał mi spory powód do rozmyślań na temat ich relacji. Do tej pory, uważałam ich wyłącznie za świetnych przyjaciół. Ale te dziwne podteksty podczas ich rozmowy, podejrzane wzburzenie Nicolasa. No i przede wszystkim komentarze jego rodzeństwa. Może nie było za wiele w nich prawdy, ale kto wie... 😄 Czasami dzieci wiedzą i widzą więcej niż inni. I nawet, jeśli to kompletne brednie, to i tak się uśmiałam ze słów Timotiego odnośnie Sharona w rodzinie. 😂😁 Czad pokaże, jak to wszystko dalej się potoczy.
    Pomijając jednak tą przezabawną akcję. Nico świetnie sprawdził się w roli starszego brata. Dzieciaki spędzili miło czas na basenie, a i Manoline wydaje się być, coraz bardziej przekonana do swojego nowego brata. Oby tylko tak dalej.
    Na koniec zostawiłam sobie Andrzeja. Zaczęło do niego dochodzić, co najlepszego zrobił. Niby to wina tabletek nasennych. Ale, serio? To ile on ich niby wziął, że nie wiedział, kto przed nim stoi i co się w ogóle dzieje.
    W dodatku zrezygnował z zadzwonienia do Joyce i przynajmniej próby jej przeproszenia. Może i żałuje, ale samym bezczynnym siedzeniem i użalaniem się nad sobą. Nic nie na prawi. Także do roboty, Andrzej. Błagaj teraz Joyce o wybaczenie, jeśli naprawdę ją kochasz. U mnie i tak na razie ma wielkiego minusa i złość na niego, wcale mi nie minęła po tym rodziale. Który, jak zawsze oczywiście bardzo mi się podobał. 😊
    Czekam już od teraz na nowość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Brawo dla Stephanie za to jak szybko poradziła sobie z depresją męża. To naprawdę nie jest czas na to. Stephane ma ważniejsze sprawy na głowie.
    Ich wizyta u ginekologa strasznie mi się podobała.
    Ich przekomarzania o imiona dla dzieci. Oni są takim cudownym i zgranym małżeństwem.
    Fajnie że na usg wyszła parka 😊
    Najlepszy kawałek rozdziału to dla mnie sceny z Nicolasem . I te z Shoe i te na basenie. Chłopak świetnie poradził sobie z rodzeństwem. Wydaje mi się że Manoline już się do niego przekonała.
    Tekst Timo o Sharonie w rodzinie rozwalił system . Normalnie padlam.
    Poza tym nie do końca wiem co się dzieje . Bo ja tak jak Camilla miałam Shoe i Nico za dwójkę świetnych przyjaciół. Po tym rozdziale nie jestem już tego taka pewna. I jestem strasznie ciekawa co dla nas szykujesz.
    Co do Andrzeja. To ja nie wiem jak człowiek zachowuje się po tabletkach nasennych.Nigdy nie brałam. Ale żeby nie pamiętać tego co zrobił? Żeby aż tak potraktować Joyce? No kurczę nie wiem czy przekonuje mnie to tłumaczenie. No cóż zobaczymy czy przekona Joyce.
    On już powinien stać pod jej drzwiami i błagać o wybaczenie.
    Rozdział jak zawsze mi się podobał. O to chyba nie musisz się martwić. I na pewno pojawię się też w kolejnych opowiadaniu.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Przyznam szczerze, że czytając ostatnie rozdziały, w szczególności sceny pomiędzy Nicolasem i Shoe, miałam wrażenie że pomiędzy nimi jest jakaś więź ... ale nie taka jak pomiędzy przyjaciółmi. Coś więcej! A tu proszę, dzieciaki też to zauważyły ;) Po prostu ... mam czasami wrażenie, że oni zachowują się jak para! Ze sceny na scenę, to jest co raz bardziej zauważalne. Ciekawi mnie, jak to rozwiniesz ;)
    Ich dyskusje też są genialne. To jak Shoe w zabawny sposób dogryza Nico ^^ i ta pewność siebie Francuza! Ale co się dziwić, skoro "parę" osób mu powiedziało, że jest atrakcyjny :P
    Wypad na basen się udał, widać że Nico zdobył już zaufanie swojej siostrzyczki. Oczywiście jak na starszego brata przystało, musiał wyjaśnić kilka kwestii z życia dorosłych, co wcale łatwe nie jest ;)
    Terapia wstrząsowa Stephanie zdobyła moje serce! Nie ma czasu na męską depresję, w końcu tyle rzeczy jest do zrobienia! I dobrze, przynajmniej Stephan zajął głowę czymś innym. W końcu badania oraz wymyślanie imion to coś bardzo ważnego! I będzie parka <3 To jest chyba najlepsza możliwa opcja! Wszyscy będą zadowoleni ;)
    A na Andrzeja to mam focha! I wcale nie jest mi go żal. Niech sobie teraz pluje w brodę, za brak myślenia. Ot co!

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie trenerze nie martwimy się, bo jest ciężarna żona, trójka dzieci i być może parka (marzyłam o tym) pojawi się wkrótce na świecie. Trzeba zbudować dom, a wygrana kiedyś nadejdzie, jak nie wcześniej to później, spokojnie! Jestem ogromnie zła na Andrzeja, rozumiem jego obawę, bo nawet jak ja wezmę jakieś leki to czasami wolę trzymać język za zębami, ale weź się chłopie ogarnij, bo Joyce jest młoda i ładna i za chwilę ktoś może zająć twoje miejsce. Czyli ze mną jest wszystko w porządku, bo ostatnio czytając o Shoe i Nico miałam to samo wrażenie co jego młodszy brat; łączy ich i wcale nie widzę w tym tylko przyjaźni, naprawdę. Czekam na więcej, weny i ściskam :) Zapraszam również na nowość do mnie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Timi wygrał ten rozdział, haha! "Nie będziemy mieli Sharona w rodzinie" XD dzieciaki naprawdę mają momentami nietuzinkowe pomysły 😂😂😂 chociaż przyznam, że.. mi też przez moment przeszło przez myśl, że Nico i Shoe mają się ku sobie. Tym bardziej, że ten drugi nie ma dziewczyny, a Francuz od dłuższego czasu mieszka z nim XD Nieważne.
    No właśnie, co ten Antiga zrobiłby przez żony? Pewnie w sandałkach by chodził zimą 😂 Antigowie, to tak udana para, że za każdym razem miło mi się czyta ich wątek. Wiadomość o parce, to naprawdę jak wygrana w totka. Ciekawe czy zostawisz tą wersję do samego końca ciąży.. 😳
    I ten nieszczęsny Andrzej. Niech dojdzie do siebie i czym prędzej pędzi do Joyce, bo naprawdę dziewczyna nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego, a tak może ma jeszcze jakąś szansę?
    Weny, i do następnego.

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics