sobota, 19 stycznia 2019

Rozdział 51

Nicolas niepewnie stanął na szczycie schodów. Chwycił się barierki i z uwagą nasłuchiwał odgłosów z parteru. Głuche stukanie naczyń, szum wody, pyknięcie czajnika. Wszystko wskazywało na to, że mama krząta się po kuchni. 
Głośno przełknął ślinę. Wziął głęboki oddech i powoli zszedł po schodach. Tak naprawdę, to nie rozumiał, czego się boi. W końcu chodziło o błahe pytanie, nic ważnego. 
A jednak ostatnio jakiekolwiek rozmowy z bliskimi, przyprawiały chłopaka o dreszcze. Bał się, że coś zauważą, że się domyślą. 
I że znów go porzucą. 
— Cześć, mamo. — Wchodząc do kuchni wysilił się na słaby uśmiech. 
— Cześć, Nico. — Stephanie odpowiedziała tym samy. Opierała się o kuchenny blat, a w dłoniach trzymała kubek z herbatą. Podkrążone oczy i blada cera świadczyły o ciężkiej nocy. — Wcześnie wstałeś. 
— Daleko mi do śpiocha — mruknął. — Zresztą mam pewne plany na dzisiaj… Tylko muszę się najpierw o coś zapytać, mamo. 
— Spoko. — Kobieta beznamiętnie wzruszyła ramionami. — Pytaj o co chcesz. 
Cicho odetchnął z ulgą. Poszło nad wyraz łatwo. 
„Ale czego niby miałbyś się obawiać?” prychnął w myślach. „Przecież to tylko mama.” 
— Chodzi o składzik obok garażu — wyjaśnił. — Jest wam jakoś bardzo potrzebny, czy mógłbym go zaanektować? 
— Rób co chcesz. — Stephanie machnęła lekceważąco ręką. — Mnie do szczęścia nie jest potrzebny, twojemu ojcu też raczej nie. Jeśli nie zamierzasz nielegalnie hodować marihuany, to ja się nie czepiam. 
Nico mimowolnie parsknął śmiechem. Mimo zmęczenia, mamę nie opuściło poczucie humoru, choć nie zawsze się uaktywniało. 
— Nie, to nie będzie nic nielegalnego — zapewnił. — Jeszcze we Francji trochę majsterkowałem. Tak w ramach programu zajęć dodatkowych dla „trudnych dzieci”. — Zakreślił w powietrzy cudzysłów, a Stephanie znów się uśmiechnęła. — Pomyślałem, że mógłbym do tego wrócić. Zrobić sobie mały warsztat i podłubać od czasu do czasu przy jakimś samolociku. 
Ze zrozumieniem pokiwała głową, ale nie powiedziała ani słowa. Zamiast tego tylko wlepiła wzrok w herbatę, w zamyśleniu stukając palcami o kubek. 
— Wielu ciekawych rzeczy nauczyli cię we Francji — odezwała się w końcu. — Ale chyba nie powiedzieli ci, jak mówić o uczuciach. Ani jak je ukrywać. 
Nicolas zamrugał szybko, nie bardzo rozumiejąc o czym mówi kobieta. Zakłopotanym podrapał się po głowie: 
— Chyba nie rozumiem. 
— Daj spokój, Nico. — Z irytacją przewróciła oczami. — Może i jestem zmęczona, a większość mojej energii życiowej pochłania ta dwójka. — Czule pogłaskała już naprawdę duży brzuch. — Ale to nie znaczy, że oślepłam. Powiedz po prostu, co się dzieje? 
Pobladł gwałtownie. A więc jednak. Ktoś zauważył, ktoś się zaniepokoił. 
Ktoś chce poznać prawdę. 
— Po prostu ostatnio źle sypiam — zaczął kręcić. Po części byłą to prawda, liczył więc, że mama zostawi go w spokoju. 
Jednak Stephanie zamierzała odpuszczać. Zagrodziła Nicolasowi drogę, skrzyżowała ręce na piersi i zmierzyła syna krytycznym spojrzeniem. 
— Mnie nie oszukasz. Gdyby nic się nie działo, to odbierałbyś telefony od Sharona. 
— Manoline? 
— Wszyscy wiedzą, że jest małą plotkarą. 
Z cichym świstem wypuścił powietrze. Nerwowo rozglądnął się po kuchni, jakby szukając ratunku.   Jego myśli błądziły jak oszalałe, a postanowienie, że nie może nic powiedzieć z każdą kolejną minutą stawało się coraz bardziej irracjonalne. 
— Naprawdę nic mi nie jest — nadal próbował się bronić. — Zresztą ty też nie nie mówisz nam wszystkiego, mamo. Widzę przecież, że coś cię dręczy. I jesteś bardziej zmęczona nic zwykle. Na pewno dobrze się czujesz? Może się położysz albo coś…? — spróbował zakryć strach troską. 
Ale Stephanie jedynie pokręciła głową z udawaną dezaprobatą. 
— W takim razie dam ci dobry przykład. — z hukiem odłożyła kubek na blat. — Wczoraj posprzeczałam się trochę z twoim ojcem, a moim mężem. Gdy wróci czeka nas poważna rozmowa. 
— Znaczy się pojutrze? — Nico uniósł ze zdziwieniem brew. — Bo tata przylatuje we wtorek, prawda? 
— Tak, ale jedzie od razu do Krakowa, więc się nie zobaczymy. — Kobieta zmarkotniała. — Znaczy ja go nie zobaczę, bo ty obiecałeś zabrać Timiego i Manoline na Memoriał, pamiętasz? 
Z trudem powstrzymał się, by nie przekląć na głos. No tak, Memoriał! Jak mógł o nim zapomnieć! Przecież to zupełnie zmieniało obraz sytuacji, bynajmniej nie na lepsze. 
— A będzie Shoe? — wyrwało mu się odruchowo. 
Gdy Stephanie uśmiechnęła się triumfalnie, Nico przeklął własne zidiocenie. 
— Czyli znów wracamy do tematu Evans. — Wzięła kubek i jak gdyby nigdy nic przeszła do salonu. — Wiesz, że nigdy nie miałam okazji patrzeć jak się bawisz? Więc może dzisiaj pobawimy się w psychologa. Ja posiedzę sobie w wygodnym fotelu, a ty opowiesz mi co ci leży na serduszku — usiadła z ulgą, a potem zachęcająco wskazała na kanapę. 
Nico nie miał wyboru. Już wiedział, że wpadł po uszy i nie ma drogi odwrotu. Usiadł więc posłusznie i zaczął szukać odpowiednich słów, co oczywiście nie było proste. 
— Ostatnio… ostatnio walczę z kimś… a raczej z czymś — przyznał w końcu. — Z uczucie… nie do końca logicznym… tak naprawdę kompletnie nielogicznym. Którego nie rozumiem i nie chcę rozumieć. 
— Dlaczego? — Stephanie zmarszczyła w skupieniu brwi. 
— Bo nie powinno się w ogóle pojawić! — wybuchnął. — Gdyby chodziło o kogoś innego… o kogokolwiek innego… Ale nie o Sharona! — Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze. Załamy schował twarz w dłoniach, czując, że już dłużej nie potrafi się hamować. W jednej chwili pękła bańka, którą od kilku tygodni tak skrupulatnie dmuchał. Nie miał już sił, by hamować łzy, by ukryć uczucia. 
Nagle poczuł opiekuńczą dłoń na plecach, usłyszał opiekuńczy glos, którego tak bardzo brakowało mu w pierwszych latach życia. 
— CI, skarbie, już dobrze, spokojnie — szeptała Stephanie. — Wszystko będzie dobrze. 
— Co niby mam zrobić, mamo? — posłał jej zrozpaczone spojrzenie. — Shoe… jestem dla niego przyjacielem. Co najwyżej przyjacielem. Kocha Mayę, a ja nie zamierzam tego niszczyć. Zresztą nie mam prawa. 
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Chwyciła dłonie syna i zmusiła, by spojrzał jej w oczy. 
— Może masz rację — przyznała. — Może to jednostronne, nieodwzajemnione uczucie. Ale nie będziesz mieć pewności, dopóki nie zapytasz. A jeśli nie zapytasz, to będziesz tego żałować do końca życia. Wierz mi, wiem coś o tym. 
— Serio? — wychrypiał słabo. 
— Serio. — Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie. — Gdybym ponad dwadzieścia lat temu nie odważyła się zapytać, to nie siedziałbyś teraz obok mnie. 
— Tata był aż tak niedomyślny? — Nicolas Z niedowierzeniem uniósł brew. 
— A żebyś wiedział — prychnęła Stephanie. — Do tego musiał walczyć z moimi kompleksami, które w szkole osiągnęły rozmiary rowu mariańskiego. 
— Jakimi niby kompleksami? 
— Oh, daj spokój — z irytacją przewróciła oczami. — Przecież doskonale wiesz i widzisz, że daleko mi do kanonów piękność, dla niektórych jestem po prostu brzydka, co dość dobitnie uświadamiały mi koleżanki w szkole. Ale nie o mnie teraz rozmawiamy, tylko o tobie? Czy zrozumiałeś, co masz zrobić w Krakowie?
Powoli pokiwał głową. Przetarł dłonią załzawione oczy, a potem wziął kilka głęboki wdechów, by uspokoić serce. 
— I tak po prostu to akceptujesz, mamo? — zapytał na wszelki wypadek.
— Ale to, że zakochałeś się w Sharonie, czy to, że jesteś gejem? Czy tam biseksualistą, bo z tego co pamiętam, to wspominałeś o jakiś dziewczynach. Bo z punktem drugim nie mam żadnego problemu, z pierwszym trochę większy, bo nie potrafię patrzeć, jak moje dziecko cierpi. — Czule pogłaskała chłopaka po głowie. 
A Nico w końcu się uśmiechnął. Ogromny kamień spadł mu z serca. Znów mógł swobodnie oddychać, znów czuł się bezpiecznie. Teraz miał już pewność, że w razie czego zawsze ma gdzie wrócić. 
— Kocham cię, mamo — wychrypiał. — I nawet nie wiesz, jak bardzo ci dziękuję. 
— Też cię, kocham, synku — szepnęła. — I pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, ja zawsze będę twoją mamą. 

***

Stephane przetarł dłonią zmęczone oczy. Rozglądnął się po hali warszawskiego lotnisko. Skrzywił się nieznacznie, czując ostry ból w szyi. Ośmiogodzinny lot z Kanady nie należał do najprzyjemniejszych, szczególnie dla osoby, która mierzyła dwa metry wzrostu i miała kłopoty ze snem. 
Westchnął głęboko. Przez ostatnie dwa dni spał łącznie może sześć godzin. Od czasu kłótni z Stephanie nie mógł zmrużyć oka. Bez przerwy analizował jej słowa, wyrzuty. Próbował skupić się na pracy, ale co chwilę mimowolnie przywoływał obraz podkrążonych oczu kobiety, ziemistej cery.  Zdał sobie sprawę, że wyglądała tak już od kilku tygodni. 
A on tego nie zauważył. 
— Możesz mi przypomnieć, ile się jedzie z Warszawy do Krakowa? — zapytał Dan, wyrywając Antigę z zamyślenia. — Bo mam wrażenie, że jeszcze godzina z kolanami pod brodą i wyzionę ducha. 
— Jakieś trzy godzin, jeśli nie będzie korków — odpowiedział roztargniony Stephane. 
Lewis pokiwał głową z względną aprobatą, a potem odszedł do zawodników. Antiga skorzystał więc z okazji, wyjął telefon i pospiesznie wyłączył tryb samolotowy. Zawsze po przylocie dzwonił do żony i pomimo kłótni, nie zamierzał od tej tradycji odchodzić. 
Jednak gdy odzyskał zasięg, pobladł gwałtownie. Miał cztery nieodebrane połączenia od Nicolasa i jedną wiadomość; 
„Zadzwoń natychmiast gdy wylądujesz.” 
Przełknął głośno ślinę. To nie wyglądało dobrze. Musiało stać się coś bardzo ważnego, skoro syn pisał do niego ta stanowczym tonem. 
Szybko wykręcił odpowiedni numer. Coraz bardziej spanikowały odliczał kolejne sygnały.
— Halo? 
— Nico? Dlaczego dzwoniłeś? Co się stało? Wszystko w porządku? 
— Oh, czyli już doleciałeś, tato — w głosie chłopaka słychać było zdenerwowanie. — Jesteś jeszcze w Warszawie? 
— Dopiero wylądowaliśmy. — Zniecierpliwiony Stephane zaczął chodzić w kółko. — Mów co się dzieje. 
Nico wziął głęboki oddech. Milczał przez chwilę, jakby zbierając myśli, a potem odpowiedział grobowym tonem; 
— Jeśli stoisz to usiądź… 
— Ale… 
— Mama jest w szpitalu. 
— Że co proszę?! — Trenerowi telefon prawie wypadł z rąk, zatoczył się do tyłu, z trudem utrzymując równowagę. — Ale… ale jak to?
— Spadła ze schodów — wyjaśnił Nicolas. — Chciała zawołać Timiego na obiad, weszła dosłownie na trzy stopnie… ześlizgnęła się i uderzyła głową o ścianę. Nie straciła przytomności czy coś, ale nie podnosiła się z podłogi i cały czas trzymała się za brzuch. Na wszelki wypadek wezwałem karetkę. 
— Wiesz coś jeszcze? — Stephane nieudolnie starał się zachować spokój, ale dosłownie cały drżał. Jego serce biło jak oszalałe, a mózg tracił zdolność logicznego myślenia. — Jak bliźniaki, czy to coś poważnego? 
— Lekarze jeszcze badają mamę — westchnął Nico. — Cały czas jest przytomna, więc pewnie  później sama zadzwoni. Jeśli chcesz to mogę zaczekać, ale zostawiłem Timotiego i Manoline samych w domu… 
Trener zacisnął usta w wąską kreskę. Próbował myśleć racjonalnie, ale było to wyjątkowo trudne. 
— Wracaj do nich — zadecydował w końcu. — Spróbuję coś wymyślić. 
Nico mruknął coś pod nosem, a potem rozłączył się. Stephane jeszcze przez chwilę pustym wzrokiem wpatrywał się w ekran. Jakoś nie wierzył, że to się dzieje naprawdę. Miał wrażenie, że świat wokół jakby zwolnił. 
Na drżących nogach wrócił do drużyny. Nie był wstanie wykrztusić choćby słowa. 
— Co się stało? — Dan jako pierwszy zauważył, że coś jest nie tak. 
— Stephanie jest w szpitalu — wydukał, pustym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. — Spadła ze schodów. 
Zawodnicy wymienili zaskoczone spojrzenia. Zapadła niezręczna cisza. Nie mieli pojęcia jak zareagować. 
— To co ty tu jeszcze robisz?! — nagle wzrok wszystkich spoczął na Melissie Heyley,  kadrowej fizjoterapeutce. Z swoim wzrostem metr sześćdziesiąt i drobną budową wyglądała śmiesznie na tle siatkarzy, ale charakterek miała niezły. — Jedź do niej natychmiast! 
—Ale Mel… 
— Nie ma żadnego „ale”! — Kobieta skrzyżowała ręce na piersi. — Konferencja jest dopiero jutro, przez jeden dzień poradzimy sobie bez pierwszego trenera. 
Stephanie niepewnie spojrzał na zawodników, ale ci jedynie z aprobatą pokiwali głowami. 
— W takim razie widzimy się jutro. — Nie zastanawiał się długo. — Tylko zgarnijcie moją walizkę! — dodał jeszcze, a potem rzucił się biegiem w stronę wyjścia. 
Drogę do szpitala pokonał w zawrotnym tempie. Przepychając się między ludźmi w metrze, myślał tylko o jednym — o swoich dzieciach, o malutkich bliźniakach. Nie wiedział w jakim są stanie, czy upadek jakoś na nie wpłynął. Nie chciał wyobrażać sobie najgorsze, ale nie potrafił inaczej. Przed oczami cały czas miał nagranie z ostatniego USG, malutki nosek Waltera, cieniutkie palce Pierrette. 
— Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze — powtarzał jak mantrę. 
Na szczęście nie napotkał żadnych utrudnień i juz pół godziny później był w szpitalu. Lekko zaskoczona recepcjonistka podała mu numer sali, w której leżała Stephanie, a na odchodne kazała zachować spokój. 
Jednak Stephane już jej nie słyszał. 
Zatrzymał się dopiero przed odpowiednimi, lekko uchylonymi drzwiami. Wziął kilka głęboki wdechów, wygładził reprezentacyjną bluzę, a potem na wszelki wypadek zapukał. 
— Proszę! 
Niepewnie wszedł do środka. Na szczęście w sali była tylko Stephanie. Leżała na łóżku przy oknie i pustym wzrokiem wyglądała na zewnątrz. Trener mimowolnie odetchnął z ulgą, gdy zauważył, że brzuch żony nadal jest spory i zaokrąglony. 
- Jak się czujesz? – zapytał, niepewnie siadając na brzegu łóżka. 
Kobieta jedynie wzruszyła ramionami. Nawet nie spojrzała na męża. Jedną dłoń zaciskała na prześcieradle, a drugą trzymała na brzuchu. 
Stephane nerwowo przełknął ślinę. To zaczynało wyglądać coraz gorzej. 
— Z maluchami wszystko w porządku? – pytał dalej. – Trochę… trochę mnie wystraszyliście. Bałem się, że to coś poważnego. 
Nadal nic. Stephanie wydawała się zupełnie ignorować obecność mężczyzny. Co tylko dodatkowo go niepokoiło. Bo może jednak stało się coś złego? Coś, czego on nie widział. Może któreś z dzieci było chore? Albo nie rozwijało się prawidłowo? Albo... 
Stanowczo pokręcił głową. Zdecydowanie nie chciał o tym myśleć. 
—Pierrette trzyma się dobrze – odpowiedziała beznamiętnym tonem. – Ale Terry koniecznie chciał już cię poznać. 
— Terry? – Stephane zamrugał zdezorientowany. – A nie Walter? 
Dopiero wtedy Stephanie w końcu się odwróciła. Zmierzyła męża uważnym spojrzeniem, by w końcu prychnąć kpiąco. 
— Dorwałeś się do mojej listy, prawda? 
— Przez przypadek. – Z zakłopotaniem podrapał się po głowie. – Byłem przekonany, że już zdecydowałaś. 
— Bo zdecydowałam – prychnęła. – Ale cały czas pracuję nad zdrobnieniami. Dla Pierrette mam narazie Pretty, Polly i Patty. Walterem jest trudniej.  Na razie wymyśliłam Walta i właśnie Terrego.  No wiesz, Walter, Ter, Terry. Urocze, co nie?
Mimowolnie parsknął śmiechem. Czasami poważnie zastanawiał się, skąd kobieta czerpie tyle weny twórczej. 
Zaraz jednak spoważniał. Zatroskany chwycił dłoń żony i ścisnął ją delikatnie. 
— Powiedz mi, co się stało — poprosił. — Czy to… to przeze mnie jesteś w szpitalu? 
Stephanie westchnęła głęboko. Wahała się przez moment, by w końcu pokręcić głową. 
— Ześlizgnęłam się ze schodów. Szok, może uderzenie, lekarze nie są pewni, ale wywołało pojedyncze skurcze. Udało się je zatrzymać, a dzieciaki dostały na wszelki wypadek sterydy na rozwój płuc. 
— Sterydy? — zmarszczył ze zdziwieniem brwi. — Znaczy, że nadal istnieje ryzyko, że urodzą się wcześniej?
— Cały czas istniało! — prychnęła kpiąco. — To bliźniaki, Stephane! Ponad siedemdziesiąt procent ciąż mnogich kończy się przed terminem! A biorąc pod uwagę mój wiek, prawdopodobieństwo, że dociągniemy do czterdziestego tygodnia było znikome! 
To go zaskoczyło. Niby czytał trochę bliźniakach, ale musiał przegapić informacje o przedwczesnych porodach. Teraz jego mózg znów zaczął pracować na podwyższonych obrotach.   Liczył kolejne tygodnie, dodawał i odejmował dni, dochodząc do przerażającego wręcz wniosku. 
Prawie nie ma szans by był przy narodzinach maluchów. 
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — wydukał, pustym wzrokiem wpatrując się w ścianę. 
— Miałam nadzieję, że sam doczytasz. Do tego… do tego nie chciałam cię martwić. Dla mnie to też jest jest ciężkie. Bardzo ciężkie — głos jej się załamał. Odwrócił głowę, starając się niezauważenie przełknąć łzy. 
Ale Stephane nie był ślepy. Delikatnie chwycił podbródek Stephanie tak, by spojrzała mu w oczy. 
— Jakoś sobie poradzimy — obiecał. — Coś wymyślę… 
— To nie takie proste — szepnęła. — Żadne z dzieci nie obróciło się jeszcze główką w dół, a Pierrette ułożyła się poprzecznie. Lekarze będą monitorować stan maluchów, ale jeśli tylko zacznie się dziać coś niepokojącego od razu ląduję na stole. Po godzinie dzieci są na świecie. 
— Nie mam szans by ewentualnie dolecieć — mruknął zrezygnowany trener. 
Oparł ręce na kolanach i schował twarz w dłoniach. Z trudem powstrzymywał łzy. Mała Pretty, mały Walt… Jak mógłby przegapić ich narodziny? Jak mógłby nie być przy nich w pierwszych chwilach? Jak mógłby nie wspierać żony w tak ważnych chwilach? 
— Jeśli odpadniemy wcześniej jest jeszcze szansa… — mruknął. 
— Przecież tego nie chcesz — jęknęła. — Doskonale wiem jak bardzo kochasz tę pracę i z jaką niecierpliwością czekałeś na mistrzostwa. Macie szansę odnieść sukces. Przecież nie powiesz chłopakom by przegrali bo ty musisz wcześniej wrócić do domu. 
Niechętnie przyznał jej racje. Przez ostatnie kilka miesięcy wszystko było podporządkowane mistrzostwom. Teraz, gdy do imprezy zostało zaledwie dwa tygodnie, nie mógł nagle porzucić pracy. Nie mógł zawieść zawodników, którzy przecież wierzyli, że po raz kolejny doprowadzi drużynę do sukcesu. 
— Ale na pewno nie stało ci się nic poważnego? — dopytał. 
— Tylko najadłam się strachu. — Stephanie uśmiechnęła się słabo. 
Znów pokiwał głową. Zapadła niezręczna cisza. Ona w zamyśleniu głaskała okrągły brzuch, on bił się z własnymi myślami. Próbował znaleźć najlepsze wyjście z tej beznadziejnej sytuacji, ale nic inteligentnego nie przychodziło mu do głowy. 
Nagle jednak wyprostował się gwałtownie. Zdał sobie sprawę, że rozwiązanie jest tylko. Nie idealne, ale dające pewność, że taka sytuacja już nigdy więcej się nie powtórzy. 
— Zrezygnuję — wychrypiał w końcu. 
— Proszę? — Stephanie spojrzała na niego zdezorientowana. 
— Zaraz po mistrzostwach zrezygnuję — powtórzył. — Nie mogę… — przełknął głośno ślinę. — Nie mogę pozwolić, by przez moją pracę cierpiała nasza rodzina. 
Kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę. Stephane zerknął na nią kątem oka i ze zdumieniem stwierdził, że w ogóle nie wydaje się być zaskoczona jego decyzją. 
— I tak po prostu pozwolą ci odejść? 
— Pogadam z Glennem. Ma duży wpływ na zarząd, a zrozumie moją decyzję. Tak, jakoś to ogarnę — przytaknął z aprobatą. 
Stephanie nic nie powiedziała. Splotła dłonie na brzuchu i wzięła kilka głęboki wdechów. 
— Wiesz, miałam cię o to poprosić — wypaliła niespodziewanie. — A dokładniej postawić ultimatum. Albo ja i dzieciaki albo Kanada. 
— Jak widać uprzedziłem cię. — Uśmiechnął się nieznacznie, a potem czule pocałował żonę w czoło. 
— Nie spodziewałam się tego — przyznała. — Przez ostatnie osiemnaście lat małżeństwa to raczej ja dostosowywałam się pod twoją pracę. 
— Wiem — westchnął głęboko. — I zawsze cię za to podziwiałem. 
Odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem. Przygryzła wargę, jakby w zawahaniu, ale chwyciła dłoń męża i ostrożnie położyła sobie na brzuchu. 
— Czujesz? — szepnęła. 
— To Pretty? — zapytał łamiącym się głosem. 
— Dokładnie. Nasza malutka córeczka. 
Znów poczuł zbierające się pod powiekami łzy. Próbował je powstrzymać, ale tym razem nie był wstanie. Ukucnął więc obok łóżko, by móc położyć głowę obok brzucha żony i wyraźniej czuć ruchy dzieci. Miał wrażenie, że czas wokół ponownie zwolnił. Tym razem już naprawdę liczyły się tylko bliźniaki, tylko maluszki.
Oraz kobieta, którą tak bardzo kochał, a którą czuł, że zawiódł. 
— Nie jestem najlepszym ojcem… — zaczął ciężko. 
— Oh, daj już spokój — prychnęła Stephanie. 

— I może nie będę przy waszych narodzinach — Stephane ją zignorował. — Ale zrobię wszystko co w mojej mocy, by nie przegapić innych momentów waszego życia. I tych ważnych i tych teoretycznie bez znacznie. Bo jestem waszym tatą. I taka jest moja rola.



Cześć, hej i czołem! Trochę wcześniej przedstawiam Wam rozdział pięćdziesiąty pierwszy. Pisało mi się go wyjątkowo przyjemnie i nawet myślałam, że skończę go wcześniej, ale niestety Onico skutecznie pokrzyżowało moje plany. Ogłosiło bowiem, że po zakończeniu sezonu nie przedłużą kontraktu z Stephanem. I ogłosili to w połowie, jak na razie udanego dla Onico sezonu. 
Moje siatkarskie serduszko pękło. 
W każdym razie mam nadzieję, że Wam również rozdział się podoba. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

7 komentarzy:

  1. Rozdział ten zawierał w sobie wiele emocji i wzruszających momentów. Najpierw rozmowa matki z synem, który nareszcie zdecydował się (pod małą presją) wyznać to, co czuje. Otrzymał za to w zamian ogromne wsparcie, którego potrzebował. Osobiście podejrzewam że Nico nie jest w 100% gejem. Ciekawi mnie jednak jak przebiegnie jego rozmowa z Shoe i to, co powie jego przyjaciel. W końcu Evans wydaje się być szczęśliwy z Mayą i jak na razie nie dał nam powodu aby sądzić, że odwzajemnia uczucia Nico. Ok, martwi się o niego i jest dla niego bardzo ważny, ale raczej jako przyjaciel. Ale kto wie! Stephanie po raz kolejny pokazała że jest cudowną matką. Trochę zakręconą, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale jednak świetną :)
    Chociaż nastraszyła mnie tym upadkiem! Ostatnie tygodnie ciąży to delikatna sprawa, a co dopiero gdy jest to ciąża bliźniacza. Stephan nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że to aż tak poważne. Wystarczy godzina, aby ich maleństwa pojawiły się na świecie. Świadomość, że może go zabraknąć przy porodzie, jest na pewno przykra i trudna, ale najważniejsze, aby wszystko dobrze poszło i bliźniaki przyszły na świat zdrowe :) I cieszę się, że podjął decyzję o zreyzgnowaniu z prowadzenia reprezentacji Kanady. Co za dużo, to nie zdrowo. Szczególnie gdy się ma małe dzieci. W końcu Timi i Manoline również należą do takiego przedziału wiekowego. A sam Nico, mimo że "dorosły" to również potrzebuje ojca.
    Czekam z niecierpliwością, aż dzieciaczki pojawią się na świecie :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że rozdział się podoba.
    Nico wyznał mamie prawdę i na pewno kamień spadł mu z serca. Potrzebował się wygadać, a pomógł mu też fakt, że Stephanie przycisnęła go do muru.
    Jestem ciekawa, co wyniknie z rozmowy przyjaciół, o ile się odbędzie, bo może dzieciaki zdecydują się zostać z mamą w zaistniałej sytuacji?
    Jak mnie przestraszyłaś tym telefonem. Myślałam, że Stephanie zaczęła rodzić czy coś... Dobrze, że Antiga był już w Warszawie i szybko przybył do szpitala. Dodatkowo ogłosił coś, na co zapewne jego żona czekała od dawna. Teraz powinna być trochę spokojniejsza o przyszłość rodziny, bo Stephane będzie przy niej na pewno częściej niż dotychczas.
    Do następnego, buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do siebie na nowy rozdział: https://www.wattpad.com/665169982-zacznijmy-od-zera-gerard-piqué-013

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę, że Nico nareszcie zdobył się na przeprowadzenie szczerej rozmowy z mamą. To było mu bardzo potrzebne. Nieustanne duszenie w sobie. emocji w końcu by go wykończyło. I tak wystarczająco długo zmagał się z nimi sam. A tak wyznał Stephanie swoje uczucia do Sharona, a ona otoczyła go pełnym wsparciem i zapewniła, że dla niej nie ma znaczenia jego orientacja czy życiowe wybory, bo jest jej synem i matczyna miłość jest bezwarunkowa. To na pewno uspokoiło Nicolasa i teraz z dużą większą pewnością może przeprowadzić szczerą rozmowę z Evansem. Oby się na nią zdobył. Choć konsekwencje jej mogą być bardzo kosztowne. W końcu Sharone wygląda na naprawdę zakochanego w Mayi. Strasznie mnie ciekawi, jak potoczyły się jego dalsza relacja z Nico.
    Przeraził mnie ten nieszczęśliwy wypadek Stephanie. Bałam się, że coś mogło stać się bliźniakom albo jej samej. Na szczęście skończyło się tylko na strachu. Nie dziwię się, że Stephane wprost szalał z niepokoju o swoją żonę i dzieci. Ten telefon od Nico kosztował go ogrom nerwów.
    Ale szczęście w nieszczęście przynajmniej odbyli ze sobą szczerą rozmowę w szpitalu. Podczas której Stephane sam zrozumiał, co tak naprawdę jest dla niego najważniejsze. Niewątpliwie jest to rodzina. Podjął więc najlepszą z możliwych decyzji, której na pewno nie pożałuje.
    Jak zawsze czekam na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie brawa dla Nico, że odważył się wyznać prawdę Stephanie. Oczywiście początkowo było mu ciężko i nie wiedział, jak się za to zabrać, ale na szczęście Stephanie zawsze jest czujna i wie, co i jak. Tak też było i tym razem. Wyznał mamie swoje uczucia do Shoe, które tak długo w sobie tłumił, a ona obdarzyła go bezgranicznym wsparciem oraz zapewniła, że zawsze będzie przy nim, bez względu na wszystko. Zresztą, nie spodziewałam się, że mogłaby zareagować inaczej :) Akceptacja Stephanie z pewnością sprawiła, że Nico poczuł się lepiej. Teraz czeka go równie trudna rozmowa z Shoe, której jestem bardzo ciekawa. Oraz tego jak zareaguje Shoe, gdy dowie się o uczuciach Nico.
    Przestraszyłam się nie na żarty tym upadkiem Stephanie, ale na szczęście na strachu się skończyło. Bliźniakom oraz jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Co za ulga! Stephan pognał z lotniska do szpitala, jakby się paliło, ale absolutnie mnie to nie dziwi. W końcu chciał jak najszybciej znaleźć się przy żonie i przy maluchach. Wszystko to sprawiło, że małżeństwo przeprowadziło ze sobą szczerą oraz nieuniknioną rozmowę. Stephan zrozumiał, że zrezygnowanie z trenowania kadry będzie najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji. Wierzę, że nie jest to łatwe, ale w życiu każdego człowieka przychodzi taki okres, w którym trzeba się na coś zdecydować. A dzięki temu będzie mógł być przy żonie oraz przy dzieciach, na czym niewątpliwie najbardziej mu zależy :)
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się cieszę , że Stephanie wyciągnęła w końcu prawdę od Nico. Chłopak ostatnio strasznie się męczył. I była mu ta rozmowa bardzo potrzebna.
    Orientacja Nico , nie ma dla niej żadnego znaczenia ( w sumie byłam pewna że tak będzie). I jemu te zapewnienia na pewno pomogły.
    Ale mnie wystraszyłaś tym upadkiem Stephanie. Byłam pewno że stało się coś złego.
    Dobrze jednak że moje przeczucia nie sprawdziły się.
    Jak dobrze że Stephan tak szybko znalazł się w szpitalu. Jego to wszystko też pewno kosztowało sporo nerwów.
    No i w końcu miał okazję porozmawiać z żoną.
    Cieszę się że sam postanowił zrezygnować. I Stephanie nie musiała uciekać się do szantażu.
    Jestem pewna że dzieciaki wynagrodzą mu po stokroć tą rezygnację.
    Pozdrawiam cieplutko. I czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nareszcie mam czas i przepraszam już na wstępnie, że nie byłam pod tamtym rozdziałem. Chociaż Stephanie bardzo krótko zna swoje najstarsze dziecko, to potrafi zakończyć konflikty między młodszą dwójką, ale i szczerze porozmawiać z dorosłym synem. Nico mógł powierzyć swój sekret bliskiej osobie; pewnie kamień spadł mu z serca, a taka matka to skarb. Dziecko może być złodziejem, kłamcą i złym człowiekiem, ale rodzic zawsze będzie je kochał. No a Stephan chociaż najadł się dużo strachu to mógł porozmawiać z żoną i chociaż zrozumiał, że dzieci dadzą mu więcej radości i pięknych wspomnień niż uzależniająca siatkówka. Weny i pozdrawiam cieplutko 💙

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics