niedziela, 16 grudnia 2018

Rozdział 46

Joyce przełknęła nerwowo ślinę i jeszcze raz wygładziła materiał sukienki. Andrzej twierdził, że ten kwiatowy wzór świetnie podkreśla naturę kobiety, ale w tym momencie oddałaby wszystko, by mieć na sobie coś gładkiego. Od tych kolorów dostawała zawrotów głowy. 
— Wszystko w porządku? — Zatroskany Wrona delikatnie ścisnął dłoń ukochanej. 
— Tak, tak, jest okej. — Uśmiechnęła się z trudem. — Po prostu denerwuje się tym obiadem. Chyba mogę, prawda? 
— Oczywiście — przytaknął. — Ale nie masz czym się denerwować. Zobaczysz będzie świetnie. 
Westchnęła głęboko. Strasznie chciała uwierzyć Andrzejowi, ale po prostu nie potrafiła. Nerwy dosłownie zżerały ją od środka, a najgorsze było to, że nie rozumiała, dlaczego aż tak bardzo się denerwuje. 
„Przecież to tylko zwykły obiad u rodziców twojego chłopaka, nie herbatka z królową” powtarzała w myślach. „Nawet jak coś ci nie wyjdzie, to najwyżej przeprosisz. Albo będziesz miała na pieńku z przyszłą teściową. Będziesz w większości statystycznej!” 
— Nie zobaczę, jak będziemy tylko siedzieć w samochodzie — zażartowała, próbując pozbyć się napięcia. — Chodźmy już, bo jeszcze się spóźnimy. 
Andrew pokiwał z aprobatą głową. Wysiadł pierwszy i za nim Jocelyne zdążyła zareagować już otwierał dla niej drzwi. 
— Pani pozwoli. — Podał szarmancko rękę. 
— Dziękuję, prawdziwy z pana dżentelmen — zaśmiała się, wychodząc na chodnik. 
 Wziął partnerkę pod ramię i zaprowadził do rodzinnego domu. 
Otworzyła im kobieta po pięćdziesiątce, z farbowanymi na ciemno brązowo włosami i tak charakterystycznym uśmieszkiem, że Joyce od razu poznała z kim ma do czynienia. 
— Andrew, do cholery, prawie się spóźniłeś! — W ramach przywitania trzepnęła syna w ramię. 
— Prawie robi dużą różnicę, mamo — naburmuszył się środkowy. — Przecież wiesz, że się nie spóźniam. A już na pewno nie wtedy, gdy mam ci przedstawić moją dziewczynę. Mamo, to…
— Zaczekaj! — Kobieta przerwała mu gwałtownie, a potem odwróciła się przez ramię i krzyknęła w głąb domu. — Robert choć tu natychmiast! 
— Już idę, skarbie, idę. 
Z kuchni wyłonił się starszy mężczyzna o dobrotliwym spojrzeniu i przylizanych siwiejących włosach. Spojrzał najpierw na żonę, potem na syna, a na końcu na stojącą w progu przestraszoną Francuzko. 
— Kontynuuj. — Pani Wrona ruchem ręki ponagliła pierworodnego. 
— Mamo, tato, to jest Joyce. Moja dziewczyna. — Andrzej uśmiechnął się szeroko, pociągając Jocelyne nieznacznie do przodu. 
Pobladła nieznacznie. 
— Dzień dobry — przywitała się grzecznie, czując, że zaczyna panikować. W głowie miała kompletna pustkę, nie miała pojęcia jak się zachować. 
— Agata i Robert, rodzice tego wielkoluda. Wiesz, że powiedział nam o tobie dopiero tydzień temu? Zupełnie nie rozumiem, czego się tak bał — prychnęła kobieta. 
Dziwne ukłucie pojawiło się w piersi Joyce. Uśmiechnęła się jednak miło, nie chcąc pokazać zdenerwowania. 
Starsza kobieta odpowiedziała tym samym. Następnie taksującym spojrzeniem zmierzyła figurę Joyce, zacmokała z dezaprobatą i prędko zagoniła parę do stoły. Jocelyne chciała pomóc, coś zrobić, jednak pani domu była nieugięta. Zresztą wszystko było już gotowe, a w salonie czekał również młodszy brat Andrzeja, Maciej. 
Joyce zasiadała do stołu okropnie stremowana, jednak po niespełna kwadransie zupełnie się rozluźniła. Rodzina Andrzej okazała się być wyjątkowo otwarta i wesoła, jakby w ich żyłach płynęła gościnność. Obecność Francuzki przyjęli z całkowita oczywistością, już była częścią rodziny. Maciek opowiadał o swoim pobycie w Londynie, co pewien czas dogryzając bratu, za co Andrew odpłacał się tym samym. Wrona Senior z szczerym zainteresowaniem dopytywał Jocelyne o szczegóły pracy stewardessy, a pani Wrona co chwilę podsuwała dzieciom coś dobrego. I oczywiście nie mogła sobie odpuścić anegdotek z dzieciństwa synów. 
— Obudziłam się w nocy do toalety. Zaspana wychodzę na korytarz, zapalam światło, a tam stoi Andrzej! Cały we krwi! No myślałam, że zejdę na zawał — mówiła, kładąc na stole talerz z sernikiem. — Dostał w twarz butelką, w pyskówkę się w dał. Zresztą czasami miewał takie akcje, że do dziś mi się po nocach śnią. 
— Ta, aniołek ze mnie nie był. — Środkowy z zakłopotaniem podrapał się po głowie. 
Jocelyne prychnęła śmiechem. Ukroiła sobie kolejny kawałek ciasta. Miała już pewność, że następnym razem w tę sukienkę nie wejdzie. 
— Ale takie wybryki to genetycznie, czy jesteś czarną owcą? — zapytała. 
— Pewnie, że genetycznie! — prychnął kpiąco. — Ten tutaj też ma swoje za uszami. — Wskazał głową na Maćka. 
— To prawda — przyznał chłopak. — Taki urok tej rodzinki, normalni nie jesteśmy. Wziąłbym to pod uwagę w przypadku ewentualnych dzieci. — Posłał parze znaczące spojrzenie. 
Joyce zarumieniła się gwałtownie, podobnie zresztą jak Andrzej. Siatkarz odchrząknął cicho i  chyba kopnął brata w kostkę, bo stół zatrząsł się nieznacznie. 
— Zresztą o tych dzieciach to w ogóle bym pomyślał — kontynuował niewzruszony Maciek. — Bo mama tego na głos nie powie, ale wnuki to by już chciała mieć, prawda? 
— Maciej! — Oburzona kobieta tym razem trzepnęła młodszego syna. 
A Jocelyne poczuła się tak, jakby ktoś nagle odciął jej dopływ tlenu. Schowała dłonie pod stół, by ukryć ich drżenie, spuściła wzrok, bojąc się, że zaraz popłyną łzy. Nieudolnie próbowała przekonać siebie samą, że reaguje zbyt gwałtownie, że przesadza, ale mózg swoje, a organizm swoje. 
— Przepraszam — wychrypiała w końcu, pobieżnie wstając od stołu. 
Wyszła z salonu, nie spoglądając na nikogo. 
— Powiedziałem coś nie tak? — Usłyszała jeszcze, a potem zamknęła się w łazience. 
Pochyliła się na umywalką, z trudem łapiąc oddech. Drżała niczym w febrze, choć na czole pojawiły się kropelki potu. 
„ Wnuki, wnuki, wnuki…” nie była wstanie wyrzuć z głowy słów Maćka. Były one niczym najgorsza przepowiednia. 
— Joyce… 
Z transu wyciągnęło ją ciche pukanie do drzwi. Pobieżnie przetarła dłonią załzawione oczy, poprawiła sukienkę i dopiero wtedy otworzyła. 
— Wszystko w porządku? — zapytał zatroskany Andrzej. 
Joyce już otwierała usta, by odpowiedzieć, ale w ostaniej chwili je zamknęła. Zamiast tego po prostu przylgnęła do siatkarza, wtulając się jego tors. 
— To nadal we mnie siedzi — szepnęła łamiącym się głosem. 
— Wiem — uśmiechnął się smutno. — I domyślał się nawet, jakie wyrzuty sobie robisz. Zupełnie bezpodstawnie. 
— Niby dlaczego? — zdziwiła się. — Przecież nie wiemy, czy… no wiesz — znacząco położyła dłoń na brzuchu, jakby bojąc się wypowiedzieć te kilka słów. — A twoja mam chce mieć wnuki. 
— Moja mama przede wszystkim chce, bym był szczęśliwy — oświadczył stanowczo. — I wie doskonale, że szczęśliwy będę tylko z tobą. 
— Niby skąd? 
— Matczyna intuicja. Założę się, że gdy będziemy wychodzić, szepnie mi na ucho, bym tego nie spieprzył. 
Joyce nie mogła się nie uśmiechnąć. Jeszcze przez chwilę stała wtulona w Andrzeja, by w końcu odsunąć się, wziąć w głęboki oddech i wyprostować się dumnie. 
— W takim razie wracajmy — zadecydowała. — Muszę jeszcze skończyć ten sernik. Bo jak tego nie zrobię, to sobie nie wybaczę. 
Andrzej roześmiał się głośno, a potem czule pocałował ukochaną. 
I chyba dzięki temu Jocelyne przetrwała resztę popołudnia, zupełnie się nie zamartwiając. 

***

Nico nie był pewien, co go obudziło. Nie brzęczenie telefonu, bo go przecież wyciszył, nie temperatura, bo noc była przyjemnie chłodna, nie czyjaś osoba, bo pokój był pusty. 
Obudziło go przeczucie. Dokładnie o piętnaście minut po północy otworzył nagle oczy. Przez kilka sekund leżał w całkowitym bezruchu, nasłuchując. W końcu jednak zorientował się, że leżąca na szafce komórka świeci słabym, zielonym światłem. Podparł się na rękach i sięgnął po telefon. Ze zdumieniem stwierdził, że dzwoni Shoe. 
—Czy ty wiesz, która jest tutaj godzina? –– zapytał, siląc się na wściekły ton.
— Y… środek nocy? — W głosie atakującego pojawiło się zakłopotanie. — Sorry, jakoś zapomniałem o tej cholernej różnicy czasu. 
Nicolas westchnął głęboko. Bardzo, bardzo chciałby być zły na przyjaciela ale nie potrafił. Ba, wręcz przeciwnie, gdy usłyszał jego głos poczuł dziwne ciepło rozlewające się po całym ciele. 
— Czyżbyś zabalował? — Kpiąco uniósł brew. Choć wiedział, że Sharon i tak nie może go zobaczyć, to ta dziwna mimika dodawała mu pewności siebie. 
— Byliśmy z Mayą w kinie! A potem na kolacji!— entuzjastycznie zaczął opowiadać Evans. — I na spacerze, wiesz takim romantycznym przez park, z światłem księżyca czy czymś podobnym.
Przełknął głośno ślinę. Znajomy ucisk w klatce piersiowej dał o sobie znać.  
— I dzwonisz tylko po to, żeby mi o tym opowiedzieć? — prychnął. 
— Po części tak. W końcu masz zdecydowanie większe doświadczenie z dziewczynami niż ja. 
Niechętnie przyznał mu racje. Mimowolnie przypomniał sobie wszystkie swoje miłostki. W tamtym momencie wydawały mu się wyjątkowo blade, a już na pewno nie szczere. 
— I co? Mam ci doradzić jakie komplementy jej prawić? 
— Nie, z tym akurat sobie radzę — mruknął Shoe. — Tylko… No chodzi o to, że dla mnie to nadal jest strasznie nierealne. Mam dziewczynę, Nico! I to taką z prawdziwego zdarzenia, a nie z piaskownicy. 
— Dziewczyna z piasku byłaby ciekawym widokiem — cierpko zauważył Nicolas. 
— Nico… 
— Nic już nie mówię! — wycofał się szybko. — Ale radochę masz wręcz nieprzyzwoitą. Jak napalony nastolatek. Jak to się mówi, mam z ciebie niezłą bekę. 
Sharone cicho parsknął śmiechem. 
— Jestem jeszcze nastolatek. Podobnie jak ty. Jeszcze przez miesiąc mamy po dziewiętnaście lat. 
— Ale ja jestem bardziej dojrzały psychicznie. 
Evans chciał coś odpowiedzieć, ale zbierał się raz, drugi trzeci, by w końcu się poddać i po prostu wybuchnąć gromkim śmiechem. 
Delikatny dreszcz przeszedł przez ciało Nicolasa. Zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo brakowało mu śmiechu przyjaciela. Nie widzieli się już niby tylko miesiąc, ale dla Francuza to była cała wieczność. Każdego dnia łapał się na tym, że oczekuje, aż Shoe w końcu wejdzie przez te cholerne drzwi. Choć już na stałe zadomowił się u rodziców, choć czuł się w nowym domu naprawdę dobrze, to brakowało mu tego małego mieszkania i salonu, w którym spał przez prawie dwa miesiące. 
A przede wszystkim brakowało mu Sharone. 
— Jeśli to wszystko, to pozwolisz, że się rozłączę — wychrypiał, czując, że jeszcze chwila i się popłacze. — Bo chciałbym jednak wrócić do snu. 
— Nie, zaczekaj! — zaprotestował gwałtownie Evans. — Jest jeszcze jedna sprawa.
Nico zamarł. Gula w żołądku powiększyła się. 
— W takim słucham uważnie. 
Shoe odchrząknął z zakłopotaniem. Przez chwilę myślał intensywnie, sprawiając, że Nico coraz bardziej się denerwował. 
— Ja… chciałbym porozmawiać o tobie — zaczął tonem nauczyciela, który bardzo stara się nie strofować ucznia. — Po prostu mam wrażenie, że ostatnio zachowujesz się… jakby to powiedzieć… cokolwiek dziwnie. 
Zimny pot spłynął po plecach Antigi. 
— Co masz na myśli?
— Twoje telefony. Dzwonisz tak naprawdę codziennie. W różnych porach. I wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że prawie nie chcesz rozmawiać. 
„Zauważył? Tylko co zauważył?” 
Ogarnęła go panika. Desperacko rozglądnął się po pokoju, szukając drogi ucieczki. Stado słoni galopowało przez jego wnętrzności, miał idiotyczne wrażenie, że zaraz zwymiotuje. 
— Jeśli ci to przeszkadza to przestanę — wydukał. 
„Rozłącz się, rozłącz się. Niech nastąpi jakieś zwarcie, NASA rozwali satelitę, cokolwiek” modlił się w myślach. 
— To nie tak — westchnął Shoe. — Wiadomo jest to trochę irytujące, ale przede wszystkim martwię się o ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi, co nie? Doskonale widzę, że masz jakiś problem. 
Nico jęknął w myślach. Co miał niby odpowiedzieć? Że tęskni za atakującym? Że brakuje mu jego głosu, jego dźwięcznego śmiechu, spojrzenia brązowych oczu? Że coraz częściej łapie się na tym, że przed snem wyobraża sobie, jak Sharone przytula go ciepło? Że czasami dosłownie czuje jego obecność, choć przecież dzieli ich Atlantyk. 
— Po prostu próbuję przyzwyczaić się do nowego życia — skłamał gładko. Wahał się przez moment, ale w końcu zdecydował się dalej ciągnąć tę farsę. — Jednak… nareszcie mam normalny, rodzinny dom. Rodzice są wspaniali, ale trochę wszedłem z buta w ich życie. Ułożenie wszystkiego na nowo jest trudne. Mam też normalne obowiązki. Do tego w październiku zaczynam studia, więc jeszcze muszę dostarczyć wszystkie dokumenty… Stresuję się i tyle. 
— To zacznij pić ziołowe herbatki — poradził mu Evans. — A tak na serio, to dzięki, że mi powiedziałeś.  Bo już zaczynałem się martwić, że stało się coś poważnego. 
— Rozumiem — przytaknął spokojnie Nico, choć w środku miał ochotę krzyczeć z bezsilności. — Jeśli to naprawdę bardzo uciążliwe, to postaram się ograniczyć. Jedna rozmowa, co trzy dni o czwartej twojego czasu. Co ty na to?
— Mnie pasuje. — W głosie Sharona znów pojawił się entuzjazm. — Będę mógł sobie wiele rzeczy poukładać. No i Maya będzie zadowolona, że telefon przestał mi dzwonić w czasie randek. 
— Czyżby już ograniczała ci kontakt z kumplami? — zapytał ironicznie Antiga. 
— Raczej dba, by czas dla nas był tylko dla nas. 
Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. Wziął kilka głęboki oddechów, by w końcu uspokoić emocje, a potem wymusił uśmiech. 
— W takim razie przekaż jej moje szczere przeprosiny. I błogosławieństwo. Pod warunkiem, że będę świadkiem na waszym ślubie, a pierwszy syn dostanie na drugie Nicolas. 
Shoe znów nie mógł powstrzymać śmiechu. 
— A córka Nicola. Nie przesadzasz troszeczkę?
— Możliwe. Ale od tego są kumple, co nie. 
— Niby tak — przytaknął Sharone. — W takim razie, skoro już wszystko ustaliliśmy to ja kończę. I jeszcze raz, bardzo się cieszę, że wyjaśniłeś mi w czym jest problem — powiedział, a potem po prostu rozłączył się. 
Nico powoli odsunął telefon od ucha. Jeszcze przez kilka długich sekund wpatrywał się w zaciemniony ekran. W końcu jęknął przeciągle i z rezygnacją opadł na poduszkę. 
— Wiesz w czym jest problem? — zapytał, pustym wzrokiem wpatrując się w ekran. — Zakochałem się w tobie, Shoe. I nikt, ale to nikt nie może się o tym dowiedzieć. 

***

Poranne promienie słońca z trudem przedarły się przez zasunięte rolety. Isaac jęknął cicho, przewracając się na drugi bok. Przez chwilę leżał bez ruchu, z kołdrą założona na głowę i desperacko próbował znów zasnąć. W końcu jednak stwierdził, że to bez sensu. Szczególnie, że pewnie znów śniłaby mu się mama. 
Usiadł powoli, starannie rozciągając plecy. Rozkładany fotel był strasznie twardy i niewygodny, ale młody nie narzekał. Tego nauczyła go mama. 
Nieprzytomnym wzrokiem rozglądnął się po pokoju. Przełknął głośno ślinę, gdy zauważył, że małżeńskie łóżko jest starannie zaścielone, a w łóżeczku turystycznym nie śpi Justin. Nie bardzo wiedział, co ma teraz zrobić. Przez ostatnie dni zwykle budziła go Natalii. 
Albo tata. Ale to wtedy, gdy miał koszmary i płakał przez sen. Wtedy Guiilaume najpierw wybudzał syna, uspokajał, a potem brał na ręce i przenosił do swojego łóżka. Dopiero utulony przez dwoje kochających opiekunów, Isaac zasypiał. 
To była pierwsza noc, którą przespał spokojnie. 
Przez chwilę po prostu siedział. Pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Jego mózg znów się wyłączył. Ignorował zimną podłogę pod stopami. Znów myślami znalazł się w swoim małym pokoiku gdzieś pomiędzy Szwajcarią i Francją. Był przekonany, że zaraz przez drzwi wejdzie mama i każe mu się ubierać. Bo jeszcze się spóźni na kolejny eksperyment akceleratora. 
— Mama… — wyszeptał łamiącym się głosem. — Chcę do mamy. 
Pokręcił gwałtownie głową. Nie mógł znów płakać. Był dużym chłopcem, musiał być silny.
Pociągnął nosem kilka razy. Przełknął zbierające się w oczach łzy i dopiero wtedy wstał. Powłócząc nogami wyszedł na korytarz. 
Nie znał tego domu, ale wiedział, gdzie jest kuchnia. Najciszej jak potrafił, tak, by nikt go nie zauważył, zszedł na parter. Przy samych drzwiach, przystanął na moment, nasłuchując uważnie. 
— Biedny chłopiec z tego Isaaca — dobiegło ze środka. — Taki mały, zagubiony… Aż żal serce ściska, jak się na niego patrzy. 
— WIem, mamo wiem. Próbujemy coś ta no to poradzić, ale niewiele możemy. 
— Ma osiem lat i już stracił matkę… Okropne, po prostu okropne! Dobrze, że ma was, przynajmniej nie jest sam na tym świecie. 
— Na razie nie wiele to daje. 
— To prawda. Bo wygląda strasznie. Te podkrążone oczy, obgryzione paznokcie. I włosy! Dawno nie widziałam takich długich, tłustych włosów! 
— Prawie nie pozwala ich dotknąć. Chyba ze względu na Danielle. 
— Dla jego dobra powinno się je trochę przyciąć. 
Isaac poczuł się tak, jakby ktoś zrzucił mu na głowę fortepian. Nie potrafił mówić po hiszpańsku, ale pojedyncze słówka rozumiał. 
Długie włosy… ściąć… powinno się… okropne, okropne… 
Nie miał pojęcia, co nim kierowało. Jak szalony pognał na górę. Wpadł do sypialni i pospiesznie zaczął przeszukiwać swój plecak. Z kolorowego piórnika wyjął szkolne nożyczki. Przez chwilę ważył je w dłoni. W końcu odwrócił się na pięcie i na drżących nogach poszedł do łazienki. 
Zamknął się w środku. Spojrzał w lustro, krytycznym wzrokiem mierząc własną sylwetkę. 
— Wyglądam strasznie — wyszeptał, dotykając długich włosów. — Ale mama je lubiła… — załkał.
Zacisnął usta w wąską kreskę. Mama lubiła też mandarynki. Ale przecież nie będzie przez całe życie jadł tylko mandarynek. 
— Będę silniejszy, będę lepszy — powtarzała sobie. 
Uniósł drżącą dłoń, chwycił pierwszy kosmyk i uciął go. Potem to samo zrobił z kolejnym. I kolejnym. Długie pasma wpadały do umywalki, jedno po drugim. Przy którymś zaczął płakać. Szlochał cicho, chaotycznie obcinając włosy. Już nie przeglądał się w lustrze, do którego ledwo dosięgał. Ciął na oślep, cały czas płacząc. 
Nagle ktoś zapukał do drzwi. 
— Isaac? To ty? Wszystko okej?
To było dla chłopca za dużo. Nożyczki wypadły mu z ręki. Usunął się na ziemię, kuląc się i szlochając przeraźliwie. 
Nie miał pojęcia, jak tata otworzył drzwi, ale zrobił to. Gdy najpierw zobaczył włosy w umywalce, a potem płaczącego syna, jego serce na moment stanęło. 
— Co ty zrobiłeś? — zapytał, przyklękając obok chłopca. 
— Będę lepszy, będę lepszy — łkał Isaac.
Guillaume przytulił go do piersi i zaczął uspokajająco gładzić po plecach. Dostrzegł leżące na ziemi nożyczki i domyślił się, co się stało. Nie musiał nawet pytać. 
A Isaac płakał dalej. Ściskał w dłoni pojedynczy ucięty kosmyk, tuląc go niczym największy skarb. 
— Ja nie chciałem, nie chciałem — szeptał, gdzieś między jednym z trudem złapanym oddechem, a drugim. 
— Guillaume… Oh! —W drzwiach stanęła Nat. Spojrzała na chłopca, potem na narzeczonego, a ten jedynie z rezygnacją pokręcił głową. 
Gdy młody trochę się uspokoił, Samik odsunął się na długość ramion. 
— Dlaczego to zrobiłeś? — Otarł z twarzy syna kolejne łzy. 
— Z długimi wyglądałem okropnie — wydukał, nie spoglądając tacie w twarz. 
– O nie… — Natali zakryła usta ręką. — Musiał usłyszeć jak rozmawiałam z mamą. Ale to nie o to chodziło!— wyjaśniła po hiszpańsku. 
— Jak widać tak –– westchnął głęboko przyjmujący, a potem znów zwrócił się do Isaaca. — Wcale nie wyglądałeś okropnie. Co najwyżej trochę niechlujnie. Ale wystarczyło je umyć i byłoby dobrze. Nie musiałeś ich obcinać. 
— Mama je lubiła. — Isaac zupełnie zignorował słowa ojca. — Czesała je… i układała. Ale mamy już nie ma. Więc włosów też nie ma. 
Guillaume jęknął cicho. Znów przytulił pierworodnego. Nie miał pojęcia, co jeszcze może powiedzieć. 
Nat zniknęła na moment, by po chwili wrócić z drewnianym, ozdobnym pudełeczkiem. Starannie pochowała obcięte włosy Isaaca, a potem wręczyła je młodemu. 
— Gdybyś za nimi tęsknił… — wyjaśniła cicho. — Do czasu aż odrosną. 
— Odrosną? — Spojrzał na nią zdziwiony. — Nie chcę żeby odrastały! 
— Włosy zawsze odrastają — wyjaśnił Samik. — Taka ich już natura. 
Powoli pokiwał głową. Jeszcze przez chwilę siedział na ziemi, pustym wzrokiem wpatrując się w pudełko. W końcu ostrożnie schował do niego trzymany kosmyk. 
— Dam mamie — wychrypiał. To było dobre rozwiązanie. Mama lubiła te włosy. Pewnie chciałaby je mieć, gdziekolwiek teraz nie jest. 
Guiilaume nie skomentował tego. Przeczesał dłonią teraz już krótką czuprynę syna i zacmokał z dezaprobatą. 
— Trzeba je będzie jeszcze trochę po przycinać — zadecydował. — Bo fryzjerem z tymi nożyczkami nie zostanie. 
Na twarzy Isaaca pojawił się słaby uśmiech. Powoli podniósł się z podłogi i jeszcze raz uważnie przejrzał się w lustrze. 
— Ale nie zrobicie ze mnie fretki, prawda? — zapytał. 
— Fretki? — Para wymieniła zaskoczone spojrzenia. 
— No, nie obetniecie mnie tak, jak się teraz tnie. Że nic po bokach i wiewiórka na środku. To dopiero jest straszne. — Wydął bunczucznie usta. 
Samik mimowolnie prychnął śmiechem.
— Będziesz mieć taką fryzurę, jaką tylko zechcesz. To akurat mogę ci obiecać. — Objął chłopca ramieniem i uśmiechnął się szeroko. 
A Isaac pierwszy raz od bardzo dawna poczuł, że coś jednak mu wychodzi. 


Dzisiaj szybko i z samego rana przedstawiam kolejny rozdział. Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu. Jeśli jeszcze u kogoś nie nadrobiłam komentarzy, to wpadnę dzisiaj wieczorem, jak znów odzyskam komputer. 
Pozdrawiam
Violin



5 komentarzy:

  1. Joyce ogromnie stresowała się pierwszym spotkaniem z rodziną Andrzeja, jak się później okazało zupełnie niepotrzebnie. Zresztą nie mogło być inaczej. Przecież szczęście ich syna i brata jest dla nich najważniejsze.
    Rodzice Wrony od razu polubili Francuzkę tak samo zresztą, jak jego brat. Co na pewno przyniosło jej sporą ulgę. W końcu dobre relacje z rodziną wybranka są bardzo ważne i wiele ułatwiają.
    Cała więc piątka spędziła ze sobą miłe popołudnie. Spędzając go na zabawnych rozmowach, czy dzieleniu się anegdotkami z dzieciństwa Andrzeja i Maćka. Niezręcznie zrobiło się tylko na moment, gdy poruszono temat dzieci, który jest bardzo drażliwy dla Joyce. Na szczęście Andrzej zareagował w świetny sposób i od razu ją pocieszył. Moim zdaniem kobieta powinna w końcu zdecydować się na te badania i raz na zawsze rozwiać swoje wątpliwości odnośnie posiadania dzieci. Lepiej chyba znać prawdę niż zadręczać problemem, który być może w ogóle nie istnieje.
    Związek Sharona i Mayi nadal posuwa się do przodu. Obydwoje są szczęśliwi i chcą spędzać ze sobą, jak najwięcej czasu. Co wcale nie podoba się Nicolasowi. Widać, jak bardzo tęskni za niczego nieświadomym Evansem, który martwi się o swojego przyjaciela. Absolutnie nie podejrzewając powodu dziwnego zachowania Antigi.
    Njcolas nareszcie przyznał się sam przed sobą, co tak naprawdę czuje do Kanadyjczyka. Zakochał się w nim i jaknna razie jest tym faktem przerażony. Ale, czy można się mu dziwić? W końcu to bardzo skomplikowana sytuacja... Zwłaszcza, że Sharone raczej nie podziela uczuć Nicolasa.
    Nie mam pojęcia, jak to wszystko się ostatecznie rozwiąże, ale mam nadzieję, że nikt nie będzie cierpiał.
    Tak strasznie mi szkoda Issaca. Chopiec zupełnie nie radzi sobie z utratą mamy. Wszystko jej o niej przypomina. W dodatku za wszelką cenę chce być akceptowany przez innych. To przez to postanowił obciąć swoje włosy, mylnie interpretując rozmowę Natalii z mamą. Dobrze, że Guillaume uświadomił mu, że dla nich nie ma znaczenia, jak będzie wyglądał, bo i tak go kochają. Taka świadomość na pewno bardzo mu się przyda.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Joyce się denerwowała, bo po prostu, "tak po ludzku", chciała wypaść jak najlepiej przed rodzicami Andrzeja :) To jest jak najbardziej normalne i pokazuje, że dziewczynie bardzo na nim zależy! Ale jak widać, nie miała się czego obawiać :) Mama Andrzeja to równa babka! Uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy dzięki tej kobiecie ;D Taka podekscytowana była, że nareszcie pozna swoją synową. A potem się okazało, że cała rodzina Andrzeja jest pozytywnie nastawiona do nowych ludzi. Oczywiście jego brat niechcący sprawił jej przykrość, ale sądzę że jest tak, jak mówi Andrzej. Jego mamie zależy na szczęściu dzieci, jakie by ono nie było. Chociaż mam maleńką nadzieję, że tej uroczej i zwariowanej parze będzie dane cieszyć się swoim maleństwem :)
    Nico nareszcie przyznał sam przed sobą, że zakochał się w Shoe! Z jednej strony to dobrze, bo niepotrzebnie chłopak się męczył nie wiedząc co dokładnie się z nim dzieje. Ale! Shoe ma dziewczynę i na razie nie okazuje jakichkolwiek głębszych uczuć wobec Nico. Sama męska przyjaźń, a do tego wydaje się być na prawdę szczęśliwy z Mayą. To szczerość czy pozory? To bardzo trudne dla Nico, bo nie dość że zakochał się w przyjacielu, w mężczyźnie, to jeszcze został odstawiony na boczny tor i nie może tak często dzwonić "bo przeszkadza". Oczywiście Shoe nie miał nic złego na myśli, a sama zazdrość dziewczyny jest zrozumiała, bo chciałaby spędzać ze swoim cłopakiem jak najwięcej czasu, bez cienia kumpli wokół niego. Ale sama ta świadomość rani Nico.
    Serce mi się kraje, gdy czytam o Isaacu. Chłopcu jeszcze przez pewien czas nie będzie łatwo pogodzić się że jego mamy już nie ma, ale zauważam maleńkie kroczki, które prowadzą do jakiejkolwiek równowagi w jego życiu. I sądzę, że ścięcie włosów może także być kolejnym tego typu krokiem. W końcu wiele osób twierdzi, że jeśli chcemy zmienić coś w swoim życiu, to powinniśmy zacząć od włosów. Oby wyszło mu to tylko na lepsze. Za to Samik i Nati ... wielkie słowa uznania dla ich cierpliwości. Są wspaniałymi rodzicami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że Joyce nie ma co się stresować spotkaniem z przyszłymi treściami. Rozmowa okazała się przyjemna i wręcz w przyjacielskich warunkach, nie licząc małego incydentu, ale na szczęście na ratunek przybył Andrzej. Tak sobie myślę, że powinien być jakimś super bohaterem dziewczyny.
    Nico naprawdę zakochał się w Shoe. Dobrze, że sam przed sobą to przyznał. Zgrabnie wyszedł z rozmowy z przyjacielem, ale zapewne to chwilowe kłamstwo wyjdzie z czasem na jaw i sama nie wiem, co z tego wyjdzie... Shoe ma dziewczynę, którą kocha dlatego najszybciej Antiga zostanie ze złamanym sercem.
    Jest mi tak smutno, kiedy czytam fragmenty o Issacu, a to oznacza, że idealnie opisujesz emocje młodego. Naprawdę tak mi strasznie go szkoda i do tego jeszcze to obcięcie włosów... Chce być tak silny i dzielny, ale jest niewinnym dzieckiem i powinien o tym pamiętać. Ma prawo cierpieć po stracie mamy i nie musi na siłę być uśmiechniętym. Samik i Nat idealnie się opiekują synem siatkarza i choć sami często nie wiedzą jak mu pomóc, to jednak nie poddają się.
    Do następnego, dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się ,że nerwy i obawy Joyce były bezpodstawne. W sumie to odp początku byłam pewna, że tak będzie ;) Rodzice Andrzeja okazali się przekochanymi ludźmi. A jego mam jest po prostu świetna. Brat niestety całkiem nieświadomie sprawił jej przykrość. Dobrze , że Andrzej był obok. I wszystko szybko załagodził.
    Nicolas w końcu przyznał sam przed sobą, że zakochał się w Shoe. Niestety raczej bez wzajemności, bo przyjaciel jest oczarowany Mayą. I nie sądzę , żeby w tej kwestii miało się coś zmienić. Choć może się mylę? ;)
    Za każdym razem jak czytam o Isaacu mam ochotę po prostu płakać.. Jak ścinał te włosy, myślałam że będę wyć. Tak strasznie mi go żal. Nie radzi sobie całkowicie ze stratą mamy. I za pewnie będzie jeszcze bardzo długo cierpiał.
    Dobrze , że zawsze ma przy sobie Nat i Samika. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A przy okazji zapraszam do siebie w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się wcale nie dziwię Joyce, że była zdenerwowana! Wszakże nie codziennie poznaje się rodziców swojego chłopaka :D Ale bardzo się cieszę, że jej nerwy oraz obawy okazały się być bezpodstawne :) Rodzice Andrzeja bardzo ją polubili, zresztą inaczej być nie mogło! Nawet biorąc pod uwagę fakt, że Andrzej poinformował ich o Joyce tydzień temu :D Hahaha, ten to jest udany, naprawdę :D Natomiast brat Andrzeja zupełnie nieświadomie sprawił Joyce przykrość :( To nadal dla niej bolesny temat, ale może los się jeszcze do nich uśmiechnie :) I Andrzej ma rację, jego mamie zależy na szczęściu swoich dzieci mimo wszystko :)
    Tak! Nicolas nareszcie przyznał się przed sobą, że jest zakochany w Shoe! Tylko, co teraz? Uświadomił sobie najważniejsze, ale jest w potrzasku, bo Shoe nie odwzajemnia jego uczuć... Ba, jest szaleńczo zakochany w Mayi, o czym słuchanie na pewno sprawia Nico ból. I czy Shoe naprawdę uwierzył we wszystko, co Nico powiedział w tej rozmowie telefonicznej? Chociaż nie powiem, gładko wybrnął z niezręcznego tematu. Ale rozmowy telefoniczne rozmowami, a co będzie, kiedy Shoe wróci i Nico po uświadomieniu sobie, co czuje stanie z nim twarzą w twarz? Ach, już zacieram ręce! :D
    Mam łzy w oczach, jak czytam o Isaacu :( Nie jest mu łatwo oswoić się z myślą, że jego ukochana mama odeszła... Ale komu by było? Chociaż i tak robi malutkie postępy... Jak to się mówi, małymi kroczkami do przodu. Oby przy wsparciu Samika i Natalii udało mu się odzyskać równowagę. Ale tan fragment, że zaniesie swoje włosy mamie, bo tak je lubiła... Płaczę!
    Oby wszystko im się poukładało :)
    Czekam z niecierpliwością na nowość!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics