niedziela, 9 grudnia 2018

Rozdział 45

— Shoe, dlaczego się tak wleczesz? — Maya oglądnęła się za siebie, przystając na górskim szlaku. — Jak tak dalej pójdzie, to będziemy wracać po ciemku! 
— Przecież idę najszybciej jak mogę — jęknął atakujący. Oparł dłonie na udach, odetchnął kilka razy, a potem wznowił mozolną wspinaczkę. 
— Ale nie wystarczająco szybko! Masz wystarczajaco długie nogi, by mnie dogonić. 
— To nie moja wina, że masz tyle energii. Czy ty się w ogóle męczysz? 
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Oparła się o drzewo, skrzyżowała ręce na ramionach i z chytrym uśmieszkiem, czekała aż chłopak ją dogoni. 
— Napędza mnie miłość — wyszeptała kokieteryjnie, a potem wspięła się na palce i czule pocałowała Sharone. Ten objął ją w pasie, przyciągając bliżej i pogłębiając pocałunek. Jego dłonie wsunęły się pod koszulkę dziewczyny, przez jej ciało przeszedł dreszcz. 
— Miłość do mnie, czy do gór? — zapytał. 
— Oczywiście, że do gór, mój drogi — prychnęła. — Ale może kiedyś zasłużysz na więcej. — Zgrabnie wyplątała się z jego objęć. 
Ruszyli dalej szlakiem przez las. Powoli wspinali się coraz wyżej i wyżej. Wokół panowała całkowity spokój. Iglaste drzewa szumiały cicho, gdzieś w oddali brzęczał strumyk. Co pewien czas jakiś ptak podrywał się w niebo, skrzecząc głośno, ruda wiewiórka przebiegała drogę. W promieniu kilkunastu kilometrów nie było żadnego człowieka, tylko oni i wiszące na niebie słońce. 
Ale Sharone poświęcał przyrodzie jedynie ułamek swojej uwagi. Idąc z tyłu mógł spokojnie obserwować swoją dziewczynę. Do szarych, bezkształtnych spodni dobrała wyjątkowo obcisły podkoszulek, a jej czarne włosy połyskiwały w słońcu. Chłopak miał wrażenie, że Maya idealnie pasuje do tego lasu, wydawała się być częścią krajobrazu. Tak samo piękna, tak samo spokojna, tak samo naturalna. 
Była idealna. 
— Hej, ziemia do myśliciela! — Z zadumy wyrwał go wesoły śmiech dziewczyny. — Jak nie będziesz patrzył pod nogi, to sobie drugi piszczel złamiesz!
— Ta… Stephane by mnie chyba zabił. — Skrzywił się mimowolnie. 
Maya przystanęła i spojrzała na niego z zaciekawieniem. 
— Czyli jednak dostaniesz powołanie? 
— Fizjoterapeuci twierdzą, że mogę już wrócić do treningów. Więc pewnie Stephane to wykorzysta. — Wzruszył ramionami tak, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. 
Maya zmarkotniała nieznacznie. Ze spuszczoną głową ruszyła dalej. Przez kilka minut obydwoje nic nie mówili, ale w końcu dziewczyna zapytała lekko drżącym głosem: 
— Pewnie pojedziesz do Europy, tak? Na ten cały Memoriał i Mistrzostwa Świata.
— To moje marzenie. — Uśmiechnął się pod nosem. 
— Nie będzie cię prawie dwa miesiące. A potem wrócisz tylko na kilka dni, by znów wyjechać. 
— Maya… — Chwycił ją za ramię i zmusił, by przystanęła. — Boisz się tego, prawda? — Chwycił jej dłonie w swoje. 
— Nie, przecież chodzi o twoją karierę… — Nerwowo uciekła wzrokiem. 
— Przecież ty też wrócisz do Stanów. Nie wierzę, że porzucisz studia w Kalifornii. 
— Nie porzucę — pokiwała głową. — Ale boję się, że nasz związek nie przetrwa takiej odległości. — przyznała. 
Zaśmiał się cicho. Przyłożył palce do podbródka dziewczyny i delikatnie przekonał, by spojrzała mu w oczy. 
— Przetrwa — obiecał. — Wierz mi, znam wiele par, które przez to przeszły, a dziś są szczęśliwe. 
Przełknęła głośno ślinę i niepewnie pokiwała głową. 
Już więcej nie poruszali tego tematu. Po kolejnych piętnastu minutach marszu, znaleźli się na szczycie. Las się skończył, a oni wyszli na pokrytą trawą polanę, która z jednej strony kończyła się ostrym, kilkunasto metrowym klifem. Pod nim ciągnęły się zazielenione pola, wiła się rzeka, a w oddali migotało miasto. 
— Jak tu pięknie — szepnął Sharone.
— Mówiłam przecież. A ty nie chciałaś ze mną iść. — Maya wyszczerzyła się głupkowato, siadając na trawie. — Siadaj, trzeba pooddychać trochę świeżym powietrzem. 
Usiadł obok i objął ramieniem. Chciał nacieszyć się ciszą, ale nie było mu to dane, bo po chwili telefon w jego kieszeni zaczął wibrować. 
— Miałeś go wyłączyć — skrzywiła się Maya. 
— Przepraszam, zapomniałem. — Shoe uśmiechnął się przepraszająco. Zerknął na ekran, a potem bez żalu odrzucił połączenie. 
— Kto dzwonił? 
— Nico, pewnie mu się nudzi — wyjaśnił, chowając telefon z powrotem. 
— Znowu? — Dziewczyna zmarszczyła ze zdziwieniem czoło. — Dzwoni codziennie i ma głęboko gdzieś rachunki za połączenia. 
— Kumplujemy się, to chyba normalne, że przyjaciele do siebie dzwonią, prawda? 
— Oczywiście — przytaknęła. — Ale niekoniecznie codziennie i niekoniecznie na drugi kontynent. Do tego zauważ, że to on dzwoni do ciebie, a nie ty do niego. 
Zacisnął usta w wąską kreskę. Maya miała rację. Ostatnimi czasy zachowanie Nicolasa było cokolwiek dziwne. Odkąd dowiedział się o związku atakującego, codziennie musieli rozmawiać. Ciekawe było jednak to, że choć to Antiga zwykle rozpoczynał połączenie, to i on je kończył, często zaledwie po kilku zdaniach, tłumacząc się wysokimi rachunkami. 
Aż do tego momentu, Evans nie widział w tym nic dziwnego. Tak naprawdę nie zauważyłby również, gdyby Nico przestał dzwonić. Z każdym kolejnym dniem coraz mniej potrzebował kontaktu z przyjacielem. 
— On jest o mnie zazdrosny! — wybuchnęła niespodziewanie Maya. 
— Że co proszę? — Sharone z wrażenia aż się odsunął. — Że niby jak?
— No normalnie. Jest zazdrosny o to, że spędzam razem czas i że jestem twoją dziewczyną. Tylko głupek by tego nie zauważył — wyjaśniła. 
— To bez sensu — Zdecydowanie pokręcił głową. — Niby dlaczego Nico miałby być o cokolwiek zazdrosny. 
— A skąd ja mam to wiedzieć? To twój przyjaciel nie mój — prychnęła. 
W zamyśleniu podrapał się po brodzie. Westchnął głęboko, wzrokiem potoczył po rozległym krajobrazie. 
— Może to jakieś zaburzenia więzi? — zasugerował nieśmiało. — Miał ciężkie dzieciństwo. Tak naprawdę jestem pierwszą osobą, której naprawdę zaufał. Pewnie boi się, że się od niego odsunę. 
— A zrobisz to? — Maya uniosła pytająco brew. 
— Oczywiście, że nie! — oburzył się. — Nie możesz tego ode mnie wymagać. 
— Nie wymagam. Po prostu pytam — wyjaśniła. — Cieszę się, że masz przyjaciela, ale musisz coś zrobić z jego namolnością. Bo to już przestaje być normalne. 
Przełknął głośno ślinę. Zrezygnowany położył się na ziemi, podkładając ręce pod głowę. Sunące po niebie chmury wydały mu się wyjątkowo nierealne. 
— Nie chcę by cierpiał — mruknął. — Jak nikt inny zasługuje na szczęście. 
— Wiem, Shoe, wiem. — Maya czule pogłaskała atakującego po policzku. — Nie życzę źle Nicolasowi. Ale ma jakiś problem, z którym nie potrafi sobie poradzić. Może mu pomożesz, bo na razie to tylko lekko irytujące, ale kiedyś może naprawdę utrudnić życie. 
Znów westchnął głęboko. Maya położyła się obok, opierając głowę na brzuchu chłopaka. Ona słyszała jego bijące serce, on widział jej unoszącą się powoli klatkę piersiową. 
— Pogadam z Nicolosem — zgodził się w końcu. — Jak tylko znów się zobaczymy. 
— Dziękuję — szepnęła Maya. — To dla mnie ważne. 
— Wiem. 
— A wiesz coś jeszcze? — zapytała, odwracając się na brzuch. 
— Co takiego? 
— Zakochałam się. — Czule cmoknęła siatkarza w nos. 
Zaśmiał się radośnie. Wystarczyły wesołe ogniki w oczach Mayi, by przez jego ciało przeszedł dreszcz. 
— Ja też się zakochałem — powiedział, całując ją delikatnie. — I nikt nie jest wstanie tego zmienić. 

***

Nat przetarła dłonią zmęczone oczy i znużona rozglądnęła się po hali przylotów. Niewyspana Justin marudziła po swojemu, a stojący obok Isaac usilnie starał się nie pokazywać jak bardzo głodny jest. 
— Napewno podałaś im właściwą godzinę? — zapytał Samik, niecierpliwie spoglądając na zegarek. 
— Napewno — prychnęła. — Daj spokój, gdzieś muszą być. Tata wysłał mi sms-a, że już czekają. 
Przyjmujący mocniej zacisnął zęby. Jeszcze bardziej wyciągnął szyję, nieudolnie starając się dostrzec teściów. 
— Widzę ich! — Krzyknął w końcu triumfalnie, a potem zaczął przepychać się przez tłum, w jednej ręce ciągnąc olbrzymią walizkę, a drugą pchając wózek Justin. Dziewczynka stanowczo odmówiła siedzenia w nim, jakby po dwunastu godzinach spędzonych w samolocie, wszelkie siedziska parzyły żywym ogniem. 
— Natali!
— Mama! Papa! — Nat z szerokim uśmiechem wpadła w ramiona rodzicielki. —Tak strasznie za wami tęskniłam! 
— My za tobą też, skarbie. Aleś ty wyrosła Justin! — Starsza kobieta od razu wzięła wnuczkę na ręce. — Poważna z ciebie pannica! No zobacz Antonio jaka duża!
Dziewczynka najpierw spojrzała na babcię z szczerym zdziwieniem, by po chwili całe zainteresowanie przelać na jej okulary w plastikowej oprawce. 
— Mario, ostatnio widzieliśmy jej od czasu, gdy miała tydzień. Dobrze, że przyjechaliście. — Ojciec Natali, mężczyzna o masywnej posturze, ale ciepłym spojrzeniu, przytulił córkę. — Ten Atlantyk to prawdziwy koszmar. 
— Takie życie tato. — Rozłożyła bezradnie ręce. — Trzeba było mnie wpychać w ramiona szanownego kolegi Marcusa, to może siedziałabym dalej w Argentynie. 
— A tak, to ją ciągam po całym świecie. — Do rozmowy wesoło wtrącił się Guillaume. Przytulił teściową, wymienił uścisk dłoni z teściem, a z jego twarzy nawet na moment nie schodził uśmiech.
— Ty dla odmiany nic się nie zmieniłeś — stwierdziła Maria. — A to pewnie jest mały Isaac. — Uśmiechnęła się ciepło do chłopca, który chował się za nogami ojca. 
— Dzień dobry — szepnął, jeszcze bardziej chowając się w sobie. 
Nat przełknęła głośno ślinę. Przed wyjazdem najbardziej bała się właśnie reakcji rodziców na Isaaca. Choć dokładnie wytłumaczyła im jak wygląda sytuacja młodego, tysiąc razy zapewniała, że Samik naprawdę nie wiedział o istnieniu syna, ale i tak nie miała pewności, zaakceptują to wszystko. 
A chłodny wzrok jej ojca dobitnie świadczył, że podejrzenia były słuszne. 
— Jedźmy już — zadecydował przez zaciśnięte zęby. — Alberto czeka w domu. 
Natali spojrzała z żalem na narzeczonego, a ten jednie wzruszył ramionami. Bardzo chciałby coś zrobić, ale wiedział, że to nie jest dobry moment. 
Rodzinny dom kobiety znajdywał się na przedmieściach Santa Fe. W czasie jazdy mówiła głównie mama Nat. Opowiadała, co urodziny, zachwycała się Justin, a nawet zadawała pytania Isaacowi, zupełnie nie zważając na to, że chłopiec zna po hiszpańsku jedynie kilka zwrotów. Z rozpaczą komentowała stan jego palców („pobre niño, pobre”*) oraz przeraźliwą według niej chudość, szczególnie kontrastującą z pulchnym ciałkiem ukochanej wnuczki. 
— Natali, skarbie, jak wiem, że w Europie to teraz wszystko takie bez glutenu, cukru, czy czego tam jeszcze, ale dziecko musi coś jeść — strofowała córkę. — Szczególnie mali chłopcy tracą bardzo dużo energii. Ale spokojnie, przez ten miesiąc to ja już zadbam, by żołądek tego młodego człowieka zawsze miał co robić. 
Samik mimowolnie prychnął śmiechem, za to Nat nie miała pojęcia, czy śmiać się czy płakać. Z jednej strony odetchnęła z ulgą — mama nigdy nie wyzbyła się instynktu i wszystkie dzieci budziły w niej ciepłe uczucia. Szczególnie tak skrzywdzone przez los jak Isaac. 
Ale jednocześnie jej ojciec nadal nic nie mówił. Zimnym wzrokiem wpatrywał się w drogę, jedynie co pewien czas spoglądając w lusterku na Isaaca. 
— Jest i mój ukochany wielkolud! 
Gdy tylko była Natali przekroczyła próg domu, z salonu wypadł wysoki mężczyzna o czarnych, kręconych włosach i chytrym uśmieszku. 
— Mnie też miło cię widzieć braciszku, ale ile razy mam powtarzać, żebyś nie nazywał mnie wielkoludem. 
Alberto wybuchnął głośnym śmiechem. Rodzeństwo wymieniło skomplikowany układ żółwików i piątek, a gdy tylko skończyło, coś ciężkiego przyczepiło się do nogi byłej siatkarki. 
— Ciocia Nat! 
— Cześć Esti! Co tam u ciebie— Kobieta poczochrała czuprynę bratanicy. 
— Super! — Dziewczynka wyszczerzyła się głupkowato. — Piekłam z babcią ciasteczka! 
— I teraz będziemy je ozdabiać, prawda? — Maria odłożyła lekką kurtkę i jak to mają w zwyczaju panie domu, przeszła do kuchni. 
— A nie mogę się najpierw pobawić z Justin! — Naburmuszyła się Estera. — Jest taka urocza! — połaskotała małą po stópce, co spotkało się z zdezorientowanym gulganiem Justi, która nieudolnie próbowała chwycić dłoń kuzynki. 
Natali niepewnie spojrzała na mamę, a ona jedynie zachęcająco wyciągnęła ręce. 
— Myślę, że Justin z chęcią nam pomorze. — Z ulgą oddała jej córkę. 
— Szczególnie, że ja chciałbym porozmawiać z tobą, Guillaume. 
Nat wzdrygnęła się mimowolnie, czując na ramieniu dłoń ojca. Kątem oka zerknęła na Samika. Mężczyzna pobladł gwałtownie. Na drżących nogach przykucnął przed synem i cicho, po francusku, przekonał go, by dołączył do ozdabiania ciasteczek. Chłopiec zgodził się, ale nie było w nim ani ekscytacji, ani zniechęcenia, jedynie pusta obojętność. 
Następnie przyjmujący podążył za teściem. Natali odprowadziła go wzrokiem, a gdy zniknął w gabinecie, nie wahała się nawet przez moment. Usiadła pod drzwiami i nasłuchiwała…

Guillaume wiedział, że wkroczył do paszczy lwa. Od momentu, gdy dowiedział się, że ma syna, najbardziej bał się właśnie rozmowy z rodzicami Nat. W końcu nagle okazało się, że partner ich ukochanej córeczki ma dziecko z inną kobietą. To już brzmiało niepokojąco. 
— Pewnie doskonale wiesz, o czym będziemy rozmawiać. — Antonio nonszalancko oparł się o drewniane biurko. 
— Trudno się nie domyślić — mruknął pod nosem siatkarz. 
Starszy mężczyzna westchnął głęboko. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na siatkarza spode łba. 
— Coś ty najlepszego zrobił, Guillaume? 
— A co niby miałem zrobić? — Samik nieudolnie próbował zachować spokój. 
— Masz syna, którego matką nie jest Natalia. A ja nie potrafię na to spojrzeć przychylnie — przyznał bez ogródek Argentyńczyk. 
Samica zacisnął mocniej zęby. Policzył w myślach do dziesięciu, a potem po raz setny powtórzył tę samą historię:
— Już mówiłem. Poznałem Danielle na wiele lat przed przyjazdem do Argentyny. Jest… — wzdrygnął się nieznacznie. — Była siostrą mojego przyjaciela. Ale nasz związek trwał tylko kilka miesięcy i opierał się głównie na ciekawości. Od momentu, gdy z nią zerwałem, bo to była moja decyzja, nie widziałem jej ani razu. Nie łączyło nas żadne uczucie. I według Danny, to było dobry powód, by nie poinformować mnie, że spodziewa się dziecka. 
Antonio nie skomentował tego od razu. Założył ręce za plecy i zaczął powoli przechadzać się po gabinecie. Wpadające przez okno promienie słońca, odbijały się od łysiny na czubku jego głowy. 
— Mogę ci uwierzyć — zaczął w końcu równie chłodnym tonem co wcześniej. — Ale przeczucie podpowiada mi, by być ostrożny. Więc będę. Chodzi o moją małą córeczkę. Nie spodziewaj się, że po tym, czego się dowiedziałem, tak po prostu ci zaufam. 
Guillaume ze zrozumieniem pokiwał głową. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie. Złość w głosie Antoniego była wręcz wyczuwalna, ale Samik był wstanie ja przeżyć. Wiedział przecież, że ma racje. 
Dręczyło go jednak coś innego. 
— Dobrze — stwierdził nagle, patrząc prosto w oczy drugiego mężczyzny. — Możesz być na mnie zły. Możesz mi nie ufać, możesz traktować mnie oschle. Ale nie wciągaj w to Isaaca. Już wystarczająco dużo przeszedł w życiu. A ja jestem jego ojcem i muszę dbać, by nie cierpiał — powiedział. 
Po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, przekonany, że postąpił jak należało. 

***

Lekarz zmarszczył brwi i w skupieniu jeszcze raz przyjrzał się zdjęciu RTG. Wziął czerwony długopis, zaznaczył nim kilka miejsc, a potem odwrócił fotografie w stronę Stephana. 
— Jeszcze nie jest źle — zaczął, zdejmując okulary połówki. — Zwyrodnienia lędźwowe, niby poważne, ale bardzo typowa dla byłych sportowców. 
— A dokładniej? — dopytała siedząca obok Stephanie. Uparła się, że pójdzie z mężem na wizytę, a on nie zamierzał protestować. Zresztą doskonale wiedział, ze to i tak nic by nie dało. 
Ortopeda westchnął głęboko i w zamyśleniu podrapał po brodzie. 
— Chce pani wersję laicką, czy profesjonalną?
— Może być profesjonalna. 
Zaczął dokładnie opisywać schorzenie, długopisem pokazując kolejne odcinki kręgosłupa i małe, czarne plamy, gdzie coś nawalało. Stephane rozumiał z tego może jedną czwartą, ale za to jego żona co pewien czas w skupieniu kiwała głową. Gdy doszło do ewentualnych konsekwencji nie leczenia, zacisnęła usta w wąską kreskę. 
Antiga przełknął nerwowo ślinę. Tym razem wszystko rozumiał.
— Dwadzieścia lat rzucania się po piłkę i taki ma pan skutek — podsumował lekarz. 
— Dziewiętnaście — poprawił go odruchowo trener. 
Stephanie znów prawie zamordowała go wzrokiem. 
— W takim razie, co mamy zrobić? — zapytała spokojnie. 
Lekarz zawahał się na moment. Jeszcze raz uważnie obejrzał fotografie, zacmokał z irytacją, a potem podjął decyzje. 
— Są dwa wyjścia — możemy leczyć objawowo. Leki przeciwbólowe, masarze, może rehabilitacja, w każdym razie zabawa w kotka i myszkę, bez pewnego skutku. 
— Albo? 
— Albo idzie pan pod nóż. Im szybciej wykonamy zabieg, tym bardziej kosmetyczny on będzie i tym trwalsze skutki da. 
Stephane pobladł nieznacznie. Kątem oka zerknął na żonę, która jednak nawet nie drgnęła. Nadal siedziała na tym zdecydowanie zbyt chwiejnym, metalowym krzesełku, a dłonie splotła na ciążowym brzuchu. 
— Czy mam czas do namysłu? — zapytał niepewnie. — Przeanalizowania wszystkich za i przeciw, czy coś podobnego. 
— Oczywiście — przytaknął lekarz. — Takie zabiegi wykonujemy prywatnie w każdej chwili. A pan akurat powinien o tym wiedzieć. — Posłał mu znaczące spojrzenie. 
— Wiem, wiem, ale jednak… wolę się upewnić — z zakłopotaniem podrapał się po głowie. 
— Ja za to nie mam pojęcia, nad czym chcesz myśleć — odezwała się nagle Stephanie. 
Stephane zamarł. Zacisnął palce na krzesełku, czując, że zaczyna dziwnie drżeć. 
— No wiesz, to nie takie proste — nieudolnie próbował zachować resztki opanowania. — W końcu chcą mnie pociąć i w ogóle… Żadna operacja to nie jest hop-siup. 
Kobieta z irytacją przewróciła oczami. 
— Cięli cie już tyle razy, że powinieneś być przyzwyczajony — przypomniała kąśliwie. 
— Skarbie… 
— Oh, daj spokój Stephane! — wybuchnę niespodziewanie. — Sam kilka miesięcy temu przekonywałeś Sharona, że zabieg jest najlepszym wyjściem. 
— Ale piszczel, to nie kręgosłup… 
— Może i nie, ale on jest nadal czynnym sportowcem, a ty odbijasz piłkę już dla czystej przyjemności! 
— Stephanie… 
— Załóżmy, że nie poddasz się tej operacji teraz tylko za pół roku. I co, przez te sześć miesięcy będziesz faszerować się lekami przeciwbólowymi? Z każdym tygodniem silniejszymi? Będziesz na nich latał samolotem i trenował chłopaków? Już widzę, jak radośnie kulisz się na samolotowym fotelu, by potem odbijać zawodnikom piłkę do przyjęcia. Już o pokazywaniu samego przyjęcia nie wspominając. Zobaczysz, skończysz jak Winiar albo i gorzej. 
— A może pozwolisz, że sam będę decydował o swoim zdrowiu — wycharczał, czując, że puszczają mu nerwy. 
— Proszę bardzo! — Gwałtownie poderwała się z krzesła. — Rób co chcesz, ale potem nie mów, że cię nie ostrzegałam. Do widzenia — Odwróciła się na pięcie i wyszła, wściekle trzaskając drzwiami. 
Stephane nie miał pojęcia, co właśnie się stało. Przez kilka długich sekund zszokowany wpatrywał się w puste już krzesło, a jego mózg nieudolnie próbował przetworzyć otrzymaną informację. Zachowanie Stephanie było tak irracjonalne, że przyzwyczajony do jej logicznego myślenia, teraz nie potrafił się odwiesić. 
— Hormony? — zapytał lekarz, z trudem powstrzymując śmiech. 
— Ta, hormony — mruknął tępo trener. — Czy ja… czy ja mogę iść? — zapytał roztargniony. — Bo jednak… nie powinienem zostawiać jej samej. 
— Proszę bardzo. — Doktor machnął lekceważąco ręką. — Tylko niech pan potem da znać, jaką decyzję podjął. 
Stephane kiwnął z wdzięcznością głową, a potem nie czekając na to, aż lekarz się rozmyśli, wypadł z gabinetu. Pokonując kolejne korytarze kliniki, wyrzucał sobie własną głupotę. Okej, reakcja Stephanie może była zbyt emocjonalna, ale kobieta chciała przecież tylko jego dobra, nie zamierzała być opryskliwa. Zdecydowanie obydwoje powinni trzymać nerwy na wodzy. 
Żonę znalazł przed budynkiem. Siedziała na drewnianej ławeczce i zajadała się morelami z plastikowego pudełka. Ostatnimi czasy były to jej ulubione owoce i praktycznie nie ruszała się bez nich z domu. 
— Jeśli chcesz wiedzieć, to nadal mi nie przeszło — oświadczyła, gdy Stephane próbował się do niej zakraść od tyłu. — I nie przejdzie jeszcze przez kolejne dwa miesiące. 
Przeklął cicho pod nosem. Zrezygnowany usiadł obok, opierając głowę na ramiona. 
— Wiesz, że ta wymiana zdań nie miała żadnego sensu, prawda? Bo i tak na końcu się z tobą zgodzę. 
— Wiem — przytaknęła — Dlatego nie zamierzam jej ciągnąć. Zrobisz to, co uważasz za słuszne. 
Wyprostował się zaskoczony. Zmarszczył brwi i przez chwilę analizował jej słowa. 
— Nie chcesz dalej mnie przekonywać, że operacja teraz, to najlepsze wyjście? 
— A po co? — beznamiętnie wzruszyła ramionami. — Sam powiedziałeś, że to twoje zdrowie. To ciebie będą boleć plecy, nie mnie.
— Serio? Chcesz mi dać wolną rękę? — dopytał z niedowierzeniem. 
— Tak. Ale musisz zdecydować teraz. Mam wiedzieć na czym stoję. — Uśmiechnęła się chytrze. 
Stephane nie wiedział, czy się roześmiać, czy też przywalić sobie w łeb. Mógł się spodziewać kolejnego chytrego zagrania. 
W zadumie podrapał się po brodzie. Na szybko przeanalizował wszystkie za i przeciw, starając się wybrać najlepszą opcję. Starannie przeliczył dni do powrotu do Kanady, a potem do rozpoczęcia sezonu klubowego. Przeanalizował własne możliwości oraz plany, by zdecydować rozsądnie. 
A przede wszystkim wziął pod uwagę fakt, że pod koniec września znów zostanie ojcem. A to wymagało od niego pełnej sprawności fizycznej. 
— Niech będzie operacja — zadecydował w końcu. — I to jak najszybciej. 
— WIedział, że zdecydujesz rozsądnie. — Uśmiechnęła się triumfalnie. 
— Muszę być przecież sprawny, by trenować reprezentację — wyjaśnił takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. — To poważna sprawa. 
— I żeby podnosić Edmunda również, prawda? 
— Edmunda? — Uniósł ze zdziwieniem brew. — Jeszcze kilka dni temu był Bénédictem. 
— Chcesz się kłócić z kobietą w ciąży? — Stephanie spojrzała na niego prowokacyjnie. 
— Nie, nie i jeszcze raz nie. Tylko idioci się na to porywają. — Zaśmiał się, a potem objął żonę ramieniem i czule pocałował w policzek. Odzyskał spokój, nic nie mogło tego zepsuć. 
Nie mógł zauważyć jej zatroskanego spojrzenia i smutnego uśmiechu.


Cześć, hej i czołem! Czy tylko u mnie od rana pada deszcz? Chciałam wyjść z psem na pola, by się wybiegał, a tu kicha. Więc siedzę w domu, robię matmę i kończę rozdział na Time Warp. 
A Lucky One powolutku idzie sobie do przodu. Mam nadzieję, że i ten rozdział przypadł Wam do gustu. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i z góry za wszystkie dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

6 komentarzy:

  1. Związek Mayi i Sharona, coraz bardziej rozkwita. Dziewczyna z dnia na dzień staje się dla niego ważniejsza i wszystko zaczyna się kręcić wokół niej. Wygląda na to, że chłopak naprawdę się zakochał. Starają się wykorzystać czas, który mogą spędzić razem i nacieszyć się sobą. Zdając sobie świetnie sprawę, że w niedalekiej przyszłości czeka ich długa rozłąka. To będzie prawdziwy test dla ich związku. Tak ogromna odległość, inne strefy czasowe i masa innych przeciwności, z którymi będą musieli się zmierzyć. Jednak, jeśli naprawdę łączy ich szczere i głębokie uczucie to sobie z tym poradzą.
    Nicolas jest zazdrosny o Mayę, a ona o niego. W końcu dziewczyna nie wytrzymała i poruszyła temat dziwnego zachowania Franucuza, który jak na razie zszedł na dalszy plan w życiu Evansa. Jego zachowanie naprawdę może wyglądać na podejrzane, ale wciąż nie wiadomo co się zanim tak naprawdę do końca kryje. Obawiam się tylko, że Sharone zostanie w końcu postawiony pod ścianą i będzie musiał wybierać między dziewczyną a przyjacielem. Zwłaszcza, że ani jej ani jemu nie jest na rękę relacja Evansa z tą drugą osobą. Przed Kanadyjczykiem naprawdę czekają spore rozmyślania, jak to wszystko ze sobą pogodzić.
    Guillaume wraz z rodziną dotarł bezpiecznie do Argentyny. Na razie nie zapowiada się to jednak ma miły i bezproblemowy pobyt u przyszłych teściów.
    Pan Antonio jest wyraźnie niezadowolony z faktu, że Samic ma syna z inną kobietą. Przez co, może być nieufny w dalszych kontaktach z Isaaciem i jego tatą. Natalia jest jego ukochaną córką i chce dla niej jak najlepiej. Oby szybko zrozumiał, że kobieta jest szczęśliwa i nie ma żadnych problemów z zajęciem się Issaciem.
    Mam też nadzieję, że chłopiec szybko odnajdzie się w nowym otoczeniu i będzie się czuł dobrze i rodziców Natalii.
    Dobrze, że Stephane wybrał się do lekarza i nie zbagatelizował swoich dolegliwości. Oczywiście decyzja o operacji nie była najłatwiejsza, ale na szczęście się na nią zgodził. Lepiej nie czekać, aż objawy się nasilą. Tym bardziej, że za niedługo musi być w pełni sprawnym. Przy bliźniakach będzie na pewno masa obowiązków.
    Nic dziwię się także ostrej reakcji Stephanie, która bardzo martwi się o zdrowie męża. Cieszę się jednak, że szybko sobie wszystko wyjaśnili. Sprzeczki nie są im do niczego teraz potrzebne.
    Jak zawsze czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, lecz u mnie również deszczowo i depresyjnie :( A wczesnym rankiem zapowiadał się pogodny dzień!
    Związek Shoe i jego dziewczyny kwitnie :) Wielki szacun dla niej za wypad w góry! Sama je uwielbiam, także ma u mnie wielkiego plusika! Zastanawia mnie, jak poradzą sobie mieszkając tysiące kilometrów od siebie. To oczywiste, że żadne z nich nie chciałoby zrezygnować ze swoich obowiązków, w końcu to chodzi o ich przyszłość. Ale czy dadzą radę wytrzymać w związku na odległość? Jak najbardziej rozumiem ich obawy, jak i przygnębienie związane z rychłym rozstaniem się. To dopiero początek ich związku, więc nie zdążyli się sobą nacieszyć ^^ Do tego dochodzi Nico, który dziwnie się zachowuje. Jakby sprawdzał Shoe. Oczywiście można się domyślić, że jest to lekka zazdrość, co zauważyła także Maya. Dziewczyna nie darzy Nico zbyt wielką sympatią, bo czuje w nich zagrożenie. Nie wzięła, bądź nie chce wziąć pod uwagę jednej z poważnych opcji ^^
    Samik i jego rodzina wylądowali szczęśliwie w Argentynie :) Widać, że ma on bardzo dobry kontakt z teściami. Szkoda tylko, że tak rzadko widują córkę i wnuczkę. To na pewno dla nich bardzo przykre, ale niestety, takie jest życie. Mama Nat jest cudowna :) Taka sympatyczna! Kompletnie nie ma problemu z tym, że jej zięć ma syna z inną kobietą. Oczywiście biorąc pod uwagę fakt, że Isaac pojawił się kilka lat przez poznaniem się Samika z Nat, bo w innym przypadku jej mamusia nie byłaby taka przyjemna :D Dlatego nie rozumiem do końca stanowiska jej ojca. Ok, martwi się o córkę, ale Guillaume wcale jej nie zdradził. Nie miał pojęcia o tym, że posiada syna, więc jego teść nie ma podstaw do jakichkolwiek pretensji. Mam nadzieję, że to po tej rozmowie pan tata pokaże nam swoją bardziej ludzką twarz :)
    I jest moje ulubione małżeństwo :D Oni to nawet podczas poważnej rozmowy rozwalają system! " Wiesz, że ta wymiana zdań nie miała żadnego sensu, prawda? Bo i tak na końcu się z tobą zgodzę" to było genialne! Każdy facet powinien sobie to wytatuować na czole! ^^ :D W każdym bądź razie i w tym przypadku Stephane powinien posłuchać żony, w końcu ona doskonale wie, co mówi. Po co niszczyć organizm i żołądek co raz to mocniejszymi tabletkami, skoro ten zabieg nie jest aż tak bardzo skomplikowany. Ale cechą mężczyzn jest panika. Oni umierają podczas przeziębienia, więc wizja rychłej operacji to dla nich powód do napisana testamentu :D
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie od wczoraj też deszczowo i brzydko. Myślałam że dziś będzie lepiej ale niestety nie.
    Związek Shoe i Mayi coraz mocniej się rozwija.
    A dziewczyna zauważyła też dziwne zachowanie Nico i jego zazdrość o nią.
    Do tego dręczą ja wątpliwości o wyjazd Shoe do Europy . No i nie dziwię się jej. W końcu będzie ich dzielić olbrzymia odległość .
    Nie rozumiem tak do końca pretensji ojca Nat do Samika. Przecież on nie zdradził Nat. Do tego nie miał pojęcia o Isaacu. Wiec jego pretensje są nieuzasadnione. I mam nadzieję że szybko o nich zapomni.
    Stephan i Stephanie , uwielbiam ich.
    I tak czasem się zastanawiam po co on jeszcze próbuję się jej przeciwstawić. Chyba tylko tak dla zasady 😉 Bo i tak zrobi to czego pragnie żona 😂
    Bardzo dobrze że Stephan zdecydował się na operację . Takie faszerowanie się tabletkami na dłuższą metę nie miałoby sensu.
    Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam ba kolejny rozdział. Życząc poprawy pogody 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Widząc, że Shoe zakochał się, bo to, że Maya była zakochana w nim nie jest żadną tajemnicą. Plus za inteligencję dziewczyny, bo od razu domyśliła się, że Nico jest o nią zazdrosny i na szczęście Shoe podjął decyzję o rozmowie. Faktycznie może być tak, że Francuz boi się odrzucenia i wcale nie czuje czegoś więcej do przyjaciela. Myślę, że przy zaistniałej sytuacji, to najlepsze wyjście dla tej przyjaźni.
    Rodzina Samika już w Argentynie i trochę szkoda, że mnie też nie zabrali. Widać, że ojciec Nat jest konkretnym człowiekiem, ale bez przesady z tymi pretensjami. Samik sam nie wiedział o dziecku, nie zdradził jego córki, a co najważniejsze ona sama zaakceptowała Issaca, a tu ojcec robi takie problemy! Dobrze mu Guillaume powiedział żeby przypadkiem teść młodego w swoje "ale" do niego nie wciągnął. Za to matka Nat bardzo pozytywna i coś czuję, że Issac trochę przytyje podczas pobytu w godzinnym domu Nat.
    Całe szczęście, że Stephane posłuchał żony i zdecydował się na zabieg. Dzięki niemu zapewne wróci szybkiej do sprawności, aniżeli jakby miał faszerować się tabletkami i przy okazji rozwalać sobie żołądek.
    Pozdrawiam i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie niestety też deszczowo, choć dziś na chwilę zaczął sypać śnieg... Szkoda, że tylko na chwilę :(
    Och, jak mi się spodobał ten wypad Shoe i Mayi w góry :) Widać, że są w sobie zakochani, a takie początki są niezwykle urocze ^^ Obydwoje zdają sobie sprawę z tego, że po powrocie Shoe do Polski oraz po powrocie dziewczyny do Stanów będzie im ciężko, bo jednak kilometry zrobią swoje, ale wierzę, że to przetrwają :) Maya zauważyła dość dziwne zachowanie Nico i sprowadziła Shoe na właściwą drogę. Być może Nico faktycznie boi się tego, że straci przyjaciela, albo że zejdzie na dalszy plan... Choć jego uczucia do Shoe do akurat dość ciężko rozgryźć ^^ Faktycznie szczera rozmowa powinna dobrze im zrobić.
    Natali wraz z całą ekipą szczęśliwie wylądowała w Argentynie, co jest najważniejsze :) Kurczę... Jej tata chyba dość przesadnie zareagował na wieść o Isaacu i o tym, że jest on synem Samika i innej kobiety. Przecież Samik nie miał pojęcia, że jest ojcem, więc teść nie powinien być tak wrogo nastawiony. Rozumiem, że Natali jest jego córką, ale mógłby trochę spasować. W końcu w tym wszystkim najważniejsze jest dobro i szczęście chłopca. Szczególnie w chwili, w której dalej przeżywa śmierć ukochanej mamy. Dobrze, że chociaż mama Natali okazała się być pozytywną osobą, która wzięła sprawy w swoje ręce :) Oby ta miesięczna wizyta wyszła im wszystkim na dobre. Justin jest przeurocza ^^
    Brawo dla Stephana, że odważył się odwiedzić lekarza haha :D Niezawodna Stephanie jak zawsze miała rację :) Także niech już zawsze słucha się żony :D Ich rozmowa w gabinecie i poza nim mnie rozwaliła haha, serio, oni jako małżeństwo są nie do podrobienia :D Ich rozmowy i teksty są mistrzowskie! I całe szczęście, że Stephan pozytywnie rozważył decyzję o operacji. Zdrowie najważniejsze!
    Czekam z niecierpliwością na nowość :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics