sobota, 10 listopada 2018

Rozdział 42

Nico jęknął cicho i zmęczony opadł na swoje łóżko. Nigdy by nie przypuszczał, że posiadanie młodszego rodzeństwa może być aż tak męczące. Spędził cały, calusieńki dzień na zabawie z Timim i Manoline i czuł się po prostu wykończony. Oglądanie seriali to był pikuś. Gdy w domu niespodziewanie pojawiło się wujostwo rodzeństwa, cała trójka została wygoniona na zewnątrz. Zaczęły się więc rolki, rowery, a Timote za punkt honoru uznał sobie nauczenie starszego brata grać w siatkówkę. Co skończyło się tym, że prawie wybił Nicolasowi palce, a przedramiona starszego chłopaka już chyba na stałe przyjęły kolor dojrzałych pomidorów. 
Znudzonym ruchem ręki sięgnął po telefon i zaczął bezmyślnie przeglądać portale społecznościowe. Nie spodziewał się znaleźć niczego ciekawego. Na szczęście opinia publiczna zaskakująco dobrze przyjęła fakt, że Stephane Antiga ma jeszcze jednego syna. Trener udzielił jedynie krótkiego wyjaśnienia, skąd taka, a nie inna sytuacja i potem mu odpuszczono. Głównie dlatego, że trwała Liga Narodów, więc w Polsce wszyscy żyli rozgrywkami i decyzjami nowego trenera. A że Vital Heynen był nieobliczalny, to ściągał na siebie całą uwagę. 
W innych krajach mało kto o Stephanie słyszał. 
Nicolas wyłączył Facebooka i automatycznie przeszedł na Instagrama. Nie miał zbyt wielu znajomych, przesiadywanie w Internecie było więc mu obce, ale jeden profil odwiedzał regularnie. 
Przesunął palcem po ekranie i zamarł. Shoe dodał nowe zdjęcie. Tylko nie zwykłe, spokojne zdjęcie, ale takie, na którego widok żołądek Francuza wykonał fikołka. 
Na fotografii był oczywiście Sharone. Uśmiechał się od ucha, na głowie miał urodzinową, różową czapeczkę, a na policzkach ktoś namalował mu złote gwiazdki. Ramieniem obejmował jakąś dziewczynę o azjatyckiej urodzie i równie błyszczącym makijażu. To ona robiła selfie, jednocześnie trzymając telefon i całując siatkarza w policzek. 
To była Maya. 
Nicolas ze złością rzucił komórką tak, że ta wylądowała po drugiej stronie łóżka. Odwrócił się na brzuch, warknął przeciągle, a potem z irytacją schował twarz w poduszce. Tak naprawdę nie wiedział, co zdenerwowało go bardziej – zdjęcie, czy osobista reakcja na widok przyjaciela z jakąś dziewczyną. Uczucie zazdrości, które pojawiło się w sercu Francuza było tak irracjonalne, że aż nie przyzwoite. 
− O ci w ogóle chodzi? – zapytał sam siebie. – Przecież obydwaj jesteście dorośli, to przecież normalne, że Shoe spędza czas z jakąś dziewczyną. W końcu jest facetem co nie? A może jesteś zazdrosny o to, że może dobrze bawić się bez ciebie? 
Ponownie jęknął cicho i znów opadł na poduszkę. Był zły na samego siebie i na ten idiotyczny stan, którego nie potrafił zdefiniować. Nigdy nie był o nikogo zazdrosny. W liceum to dziewczyny ganiały za nim, a nie on za nimi. Owszem, niektóre go pociągały, podobały mu się, ale nie wzdychał nigdy do żadnej. Ba, wręcz przeciwnie, często wykorzystywał swój urok osobisty do własnych celów. Uwodził to jedną, to drugą dziewczynę, zdobywał potrzebne informacje, a potem z nią zrywał. Oczywiście starał się to robić delikatnie, nie zamierzał nikogo krzywdzić. Zdarzało się nawet, że bawił się potem w swatkę i znajdywał dla swoich byłych nowych partnerów. Nigdy za żadną nie tęsknił. 
Ale teraz było inaczej. Wrócił do Polski zaledwie dwa tygodnie wcześniej, a miał wrażenie, że minęły całe wieki. Z jednej strony cieszył się, że znów jest z rodziną, ale jednocześnie brakowało mu tego porąbanego atakującego, z którym tak bardzo się zżył. 
Czego też nie rozumiał. Przecież poznali się zaledwie w lutym. Na początku Shoe miał tylko pomóc Nicolasowi zbliżyć się do ojca. Nikt nie przypuszczał, że tak szybko staną się przyjaciółmi. 
Dodatkowo jednym z ważniejszych, jak nie najważniejszych, był fakt, że Evans był mimo wszystko mężczyzną. Nico nigdy nie czuł nic podobnego w stosunku do innego chłopaka, jeszcze do niedawna uważał, że to porostu zwykła wdzięczność, coś normalnego u przyjaciół, ale teraz z każdym kolejnym dniem zaczynał wątpić w siebie. 
Nagle przypomniał sobie słowa ojca. O co mogło chodzić? Z czego miałby sobie nagle zdać sprawę? Co miałoby być dla niego trudne? Co takiego widział tata?  I dlaczego od razu mu o tym nie powiedział?
Usiadł niechętnie i sięgnął po telefon. Włączył ekran i niechętnie jeszcze raz spojrzał na zdjęcie Sharona. Przez chwilę wpatrywał się w jego brązowe, roześmiane oczy i miał wrażenie, że dosłownie słyszy śmiech siatkarza. Czuł się tak, jakby Evans miał za moment w kroczyć do pokoju, by przez zaciśnięte zęby oskarżyć przyjaciela o użycie nieswojego ręcznika. 
Jednak nic takiego nie nastąpiło. W domu panowała przeraźliwa wręcz cisza, a Shoe był te kilkanaście tysięcy kilometrów dalej, w innym kraju, na innym kontynencie. 
A Nico nadal nie wiedział, dlaczego to tak strasznie bolało. 

***

Czerwona lampka zgasła, a czajnik pstryknął cicho. Natalii przetarła dłonią podkrążone oczy i mechanicznie zalała sobie kawę. Była niedziela, teoretycznie dochodziła dziesiąta, ale ona czuła się tak, jakby musiała wstać o piątej. 
A wszystko za sprawą ząbkującej Justin, której zęby wyżynały się w partiach, co jakiś czas urządzając rodzicom prawdziwy chaos. 
Kobieta oparła się o kuchenny blat i zacisnęła palce na gorącym kubku. Wsłuchała się w panującą w mieszkaniu ciszę. Była wręcz nierealna. 
− Cześć, Nat!
Zupełnie nagle w kuchni pojawił się Isaac. Nadal w pidżamie, z uśmiechem od ucha do ucha, usiadł sobie przy stole i zaczął wesoło machać nogami. Wyglądało na to, że nocne wybryki siostry nie robiły na nim żadnego wrażenia.
− Cześć, młody. – Natalii posłała chłopcu zmęczony uśmiech. – Chcesz coś konkretnego na śniadanie?
− Nie wiem. – Beznamiętnie wzruszył ramionami. Zaraz jednak podrapał się w zamyśleniu po brodzie.  – Mogę sobie zrobić tosty z nutellą? – zapytał. – Już dawno nie jadłem, a dzisiaj niedziela! – Przybrał minę smutnego szczeniaczka. 
− Rób co chcesz. – Nat jedynie z zrezygnowaniem machnęła ręką. Oczywiście na co dzień razem z Samikiem, ograniczali młodemu spożycie cukru, a już w szczególności tego przetworzonego, ale dzisiaj zdecydowanie nie miała ochoty samemu przygotowywać czegoś fajnego dla pasierba. Zresztą każdemu należy się coś od życia, nieprawdaż? 
Isaac może nie był dzieckiem czekolady, ale tosty z nutellą lubił. Z radością więc, zsunął się z krzesła i podreptał w kierunku szafki, gdzie trzymane było pieczywo. 
Natalii, z narastającym niedowierzeniem, obserwowała go spod przymrużonych powiek. Justin przepłakała prawie całą noc, ale jej brat był tak wesoły jak nigdy. 
− Coś ty dzisiaj taki rozradowany? – rzuciła w końcu, gdy chłopiec usiadł z powrotem przy stole i zabrał się za jedzenie. 
− Jak mógłbym się nie cieszyć?! – oburzył się nieznacznie. – Przecież za dwa tygodnie wraca mama! 
Uśmiechnęła się nieznacznie i ze zrozumieniem pokiwała głową. Może i Isaacowi dobrze mieszkało się z tatą i jego partnerką, może i był tutaj szczęśliwy, ale jednak mama to mama. 
− Pewnie nie możesz się już doczekać, gdy znów ją zobaczysz? 
− Oczywiście! Znaczy się… − Nerwowo poruszył się na krześle. – Tu też jest fajnie. Ty i tata jesteście super i… − Zakłopotany spuścił wzrok. 
− Spokojnie, przecież ja to rozumiem. – Nat czule poczochrała czuprynę młodego. 
Momentalnie znów się rozpromienił. Wgryzł się w swojego tosta, a na jego twarzy pojawił się błogi uśmiech. 
− Ale co rozumiesz? 
Do kuchni wkroczył Samik. Czule cmoknął narzeczoną w policzek, poklepał syna po głowie ( co spotkało z jego cichym syknięciem), a potem zabrał się do robienia własnej kawy. Nadal ubrany był jedynie w slipki i szlafrok, przez co prezentował się niespecjalnie poważnie. 
− Wszystko, skarbie. – Natalii posłała mu pobłażliwe spojrzenie. – Ja wszystko rozumiem. 
− W to nie wątpię – prychnął. – Inaczej już dawno byś ze mną zwariowała. 
Cicho parsknęła śmiechem. Już chciała się odgryźć, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. 
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi. Goście? O tej porze? Nikt się nie zapowiadał. 
Za nim zdążyła zareagować, Guillaume już otwierał drzwi. Gdy zobaczyli, kto stoi za progiem, ich zaskoczenie było jeszcze większe. 
− Stephanie? Stephane? Co wy tu robicie? 
Na widok małżeństwo, Nat poczuła w sercu ukłucie przerażenia. Para zdecydowanie nie wyglądała normalnie. Obydwoje byli nieprzyzwoicie wręcz bladzi i patrzyli tak smutnym wzrokiem, że aż przykro się człowiekowi robiło. Dodatkowo trenerowi z zdenerwowanie trzęsły się ręce, a gdy jego żona zobaczyła Isaaca, przełknęła głośno ślinę. 
− Przyszliśmy porozmawiać – wychrypiała słabo. – Poważnie porozmawiać. Isaac, skarbie, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? – poprosiła, wymuszając uśmiech. 
Chłopiec zawahał się, ale powoli pokiwał głową. Odstawił talerz do zlewu, a potem bez słowa zniknął w swoim pokoju. 
Zostali sami. Natalii zaproponowała coś do picia, jednak małżeństwo zgodnie odmówiło. 
− Więc co się stało? – zapytał Samica, gdy w końcu w czwórkę usiedli przy kuchennym stole. 
Para wymieniła znaczące spojrzenia, jakby przerzucając na siebie odpowiedzialność za rozpoczęcie tej rozmowy. 
Teraz Nat była już pewna, że nie chodzi o nic dobrego. Co chwilę mimowolnie zerkała na okrągły brzuch Stephanie. W jej głowie pojawiła się przerażająca myśl, że może chodzić o maluchy. A co jeśli któremuś coś się stało? Jeśli coś poszło nie tak? A jeśli któreś jest chore? 
Zaraz jednak skarciła samą siebie. Przecież gdyby chodziło o bliźniaki, to najpierw małżeństwo postarałoby się rozwiązać wszystko samemu. I owszem, powiedzieliby przyjaciołom, ale nie przychodziliby do nich o dziesiątej rano w niedziele. 
Musiało więc chodzić o coś innego. 
− Dostaliśmy wczoraj pewną wiadomość – zaczął niepewnie Stephane. – Przyjechali moi bracia, bo… bo to dotyczy całej rodziny. A w szczególności Isaaca. – Nerwowo zerknął w stronę sypialni chłopca. – Nie mammy pojęcie, jak mu o tym powiedzieć, więc pomyśleliśmy, że najpierw powiemy wam, bo tak będzie łatwiej i… 
− Możesz w końcu przejść do sedna? – pogonił go Guillaume. – Nie będziemy tu chyba siedzieć cały dzień. 
Trener nieznacznie kiwnął głową. Zacisnął palce na krawędzi stołu, a potem wydukał: 
− Danielle nie żyje. 
Natalii zamarła. Miała idiotyczne wrażenie, że się przesłyszała. 
− Możesz powtórzyć? – poprosiła słabym głosem. 
− Danny nie żyje. Zginęła w piątek, w wypadku samolotu w Andach.
Zakręciło jej się w głowie. Świat zawirował, traciła grunt pod nogami. Wpatrywała się w trenera szeroko otwartymi oczami, desperacko szukając jakiś oznak, że to tylko głupi żart. 
Ale Stephane był śmiertelnie poważny. 
Kątem oka spojrzała na Samika. Przyjmujący siedział nieprzyzwoicie wyprostowany, z lekko uchylonymi ustami i z każdą sekundą robił się coraz bledszy. 
− Ale… ale jak to? – wychrypiał. 
− Jeszcze nie wiemy – westchnęła Stephanie. – Śledczy dopiero rozpoczęli pracę. To był malutki samolot. Stary model. Może nigdy nie odkryją prawdy.
Natalii zamrugała szybko, starając się opanować zbierające się po powiekami łzy. Jak to Danielle nie żyje? Przecież to było zupełnie absurdalne! I nierealne! Owszem, spotkały się tak naprawdę tylko raz, ale Nat czuła jakąś dziwną więź z tą chłodną Francuzką. Może chodziło o Isaaca? Albo fakt, że były rówieśniczkami? 
Odruchowo zerknęła na drzwi od pokoju młodego, a z jej ust wyrwał się cichy jęk. Wyobraziła sobie, jak chłopiec zareaguje na wieść, że jego ukochana mama nie żyje, że nigdy jej już nie zobaczy. 
Matczyne serce Nat pękło na pół. Nie mogła dłużej powstrzymywać łez. 
− Ja… sam nie wiem, co powiedzieć. – Samik przeczesał dłonią włosy i z cichym świstem wypuścił powietrze. – Nie spodziewałem się… Nikt by się nie spodziewał. Danielle nie była idealna, ale była dobrą osobę. Kurczę, to straszne. – Z niedowierzeniem pokręcił głową. 
− Do nas też to jeszcze  nie dociera – przytaknął Stephane. – Ledwo sam sobie radzę z faktem, że… − Znów przełknął głośno ślinę. – Że Danny już nie ma. A jeszcze trzeba poinformować Isaaca. 
− O czym poinformować? 
Jak na zawołanie, wszyscy wyprostowali się gwałtownie. W progu kuchni stał bowiem nie kto inny, tylko Isaac Antiga we własnej osobie. Z buńczuczną miną i zaciśniętymi pięściami, mierzył dorosłych chłodnym wzrokiem, dokładnie takim samym, jakim obdarzała ludzi jego matka. 
− Chodzi o mamę, prawda?! Coś jej się stało? – zapytał piskliwym głosem chłopiec. – Mówcie! 
Natalii spojrzała z przerażeniem na Samika. Czy Isaac słyszał całą rozmowę? A jeśli nie, to ile już wiedział? Czy słyszał, że mama zginęła? 
Przyjmujący przełknął głośno ślinę, a potem niepewnie wstał od stołu. Podszedł do syna i przykucnął przed nim tak, że teraz to młody patrzył na tatę z góry. 
− To… nie wiem od czego zacząć… − Westchnął głęboko, nieudolnie próbując znaleźć odpowiednie słowa. – Wiem, że to będzie dla ciebie bardzo, bardzo trudne, ale twoja mama nie żyje. Zginęła dwa dni temu w wypadku samolotowym. 
Isaaca zamurowało. Stał jak słup soli, z lekko uchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Najpierw pobladł gwałtownie, potem zaczerwienił się, by na końcu znów zblednąć. Oddychał płytko, a jego ramiona drżały. 
− Isaac? – Guillaume niepewnie zerknął na syna, w napięciu czekając, na jego reakcje. 
To podziałało na chłopca, jak płachta na byka. Odskoczył do tyłu. Spojrzał najpierw na ojca, potem na Natalii, by w końcu stanowczo pokręcić głową. 
− To niemożliwe! – wybuchnął. – Kłamiecie! Mama nigdy by mnie nie zostawiła! – Odwrócił się na pięcie i za nim, ktokolwiek zdążył zareagować, zniknął w swoim pokoju. 
Oczywiście Samik momentalnie pobiegł za nim. Jak szalony dopadł do drzwi, jednak gdy nacisnął klamkę, okazało się, że coś blokuje je z drugiej strony. 
− Isaac?! Proszę, wpuść mnie! – Desperacko uderzył pięścią w ciemne drewno.
Chłopiec nie zareagował. Wszyscy byli pewni, że siedzi na podłodze w sypialni i plecami blokuje drzwi. 
Przyjmujący zapukał jeszcze raz. I jeszcze. Przez kilka długich chwil desperacko próbował dostać się do syna, aż w końcu Natalii stwierdziła, że to bez sensu. Wstała od stołu, podeszła do ukochanego i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. 
− To nic nie da – wyszeptała. – Widać musi pobyć sam. 
Siatkarz jęknął cicho i z zrezygnowaniem osunął się na ziemię. 
− Jestem jego ojcem – mruknął, opierając się o drzwi. – Muszę coś zrobić! 
Nat pokręciła powoli głową. Przyklęknęła obok narzeczone, a potem zerknęła jeszcze na Stephanie. Obydwie czuły to samo, obydwie zrobiłby teraz wszystko, by przywrócić Danielle do życia, by Isaac nie musiał cierpieć. 
− Powiecie nam kiedy będzie pogrzeb, prawda? – zapytała, drżącym głosem. Sama nie dowierzała w to, co mówi, ale wiedziała, że ktoś musi zachować zdrowy rozsądek. 
− Oczywiście – przytaknęła Francuzka. – I jeśli czegokolwiek byście potrzebowali, to mówcie. Najważniejszy jest w tym momencie Isaac. 
Natalii uśmiechnęła się smutno. Choć wiedziała, że bez względu na wszystko, nadejdzie teraz dla nich trudny czas, to była zdecydowanie spokojniejsza wiedząc, że zawsze może liczyć na przyjaciółkę. 
W tym momencie Stephane odchrząknął znacząco. Spojrzał na swoją żonę i nieznacznie kiwnął głową. 
− My już będziemy się zbierać – zwrócił się do drugiej pary. – Techniczne szczegóły uzgodnimy, gdy już wszystko trochę się uspokoi. 
Przytaknęła szybko, odruchowo obejmując ręka Samika. Przyjmujący nawet nie drgnął. Dopiero, gdy małżeństwo wyszło, powoli podniósł się z ziemi i powłócząc nogami wrócił do kuchni. 
− I co my teraz zrobimy? – zapytał, opierając się o kuchenny blat. 
− Nie mam pojęcia. – Natalii podeszła do ukochanego i wtuliła się w jego pierś. Przymknęła nieznacznie oczy, z ulgą wdychając znajomy zapach. Niczego więcej nie potrzebowała. – Ale wiem jedno – wyszeptała. − nie możemy pozwolić, by Isaac cierpiał. Tylko my mu zostaliśmy. 

***

Andrzej bardzo powoli wspinał się po schodach, w dłoni cały czas ściskając telefon. Nerwy dosłownie zżerały go od środka. Przez pół dnia próbował dodzwonić się do Jocelyne, ale ona nie odbierała. Na początku sądził, że może trwa druga część rodzinnego spotkania, ale gdy zegar wskazał piątą po południu, a kobieta nadal nie dawała znaku życia, zaczął się naprawdę denerwować. Rzucił więc wszystko i po prostu ruszył do jej mieszkania. 
Stanął w końcu na właściwym piętrze i szybko nacisnął odpowiedni dzwonek. Przez chwilę z niecierpliwością przestępował z nogi na nogę, aż w końcu drzwi otworzyły się z cichym świstem i na progu pojawiła się Joyce. 
− Oh, to ty. – Na widok mężczyzny Francuzka uśmiechnęła się smutno. – Wchodź, proszę – przepuściła go w drzwiach. – Przepraszam, że nie odbierałam telefonu, ale miałam sporo na głowie. 
Wrona niepewnie wszedł do środka. Przeszedł do salonu, a gdy zobaczył otwarte pudełko z lodami cytrynowymi i lekki kocyk, coś go tknęło. Odwrócił się na pięcie, a potem zmierzył ukochaną uważnym spojrzeniem. 
− Co się stało? – zapytał, gdy dostrzegł bladą cerę i zaczerwienione oczy. 
Joyce zacisnęła usta w wąska kreskę. Minęła siatkarza, usiadła na kanapie, zarzuciła na ramiona kocyk i wzięła do ręki lody. 
Andrzej nie miał wyjścia, musiał do niej dołączyć. Usiadł więc obok, z niecierpliwością czekając na jakieś słowa wyjaśnienia. 
− Moja siostra nie żyje – wydukała w końcu. – Katastrofa samolotu. Nikt nie przeżył. 
Zbaraniał. Nie tego się spodziewał. Przez ułamek sekundy, zastanawiał się, czy na pewno dobrze usłyszał, a potem ogarnęła go panika. Nie bardzo wiedział, jak zareagować, więc jedynie objął kobietę ramieniem i przyciągnął do siebie. 
Jocelyne oparła głowę na barku partnera, pusty wzrok wlepiając w ścianę. 
− Płakałam – kontynuowała beznamiętnym głosem. – W końcu to straszne. Zginęła Danielle. Ale to było wczoraj. Dzisiaj… dzisiaj już nie potrafię – przyznała. 
Przełknął głośno ślinę. Nadal nic nie mówił, jedynie pokrzepiająco głaskał ukochaną po plecach. 
− A chyba powinnam płakać. Przecież Danny była moją siostrą. Jedyną. Może nie byłyśmy ze sobą jakoś specjalnie blisko, ale jednak… Byłyśmy rodziną. Jest mi smutno, to prawda, ale mam wrażenie… czuję się tak, jakby wiedziała, że to nastąpi – wyszeptała. – Jakbym była przygotowana na to, że umrze. – Odwróciła głowę, chowając twarz w koszuli siatkarza. Jej urywany oddech był jedynym dźwiękiem, słyszalnym w mieszkaniu.
Andrzej westchnął głęboko i czule pocałował Joyce w czoło. Nigdy nie przypuszczałby, że będą musieli stanąć twarzą w twarz z śmiercią bliskiej osoby. Nie był przygotowany na tego typu sytuacje, a już na pewno nie na wątpliwości, które teraz targały Jocelyne. 
− Czuję się podle – wyznała. – Danielle była moją siostrą, a ja nie potrafię nawet porządnie po niej rozpaczać. Mam nawet idiotyczne przeczucie, że bardziej bym płakała, gdyby chodziło Stephanie. – Pokręciła z dezaprobatą głową. 
− Nie możesz się oskarżać – próbował ją pocieszyć. – W rodzinie bywa różnie. Nie cieszysz się przecież, że nie żyje, przeżywasz to, ale na swój sposób. Zresztą, z tego co mówiłaś, ona też nie była specjalnie uczuciowa. 
− No niby tak – mruknęła. – Ale ja nigdy nie byłam nią! Zawsze wydawało mi się, że mam… no wiesz… trochę cieplejsze wnętrze. 
− Nigdy nie poznałem twojej siostry, ale zapewne tak jest. Jednak nikt nie jest idealny, co nie? Myślę, że Danny nie miałaby ci za złe, że nie szlochasz nad jej grobem jak opętana. 
Joyce uśmiechnęła się nieznacznie. Zaraz jednak się opamiętała.
− Nie wolno tak żartować o zmarłych – fuknęła, szturchając palcem pierś mężczyzny. 
− Przecież nie żartuję z Danielle, tylko z ciebie! – sprostował. – A tego jeszcze nie zdążyłaś mi zakazać. 
W odpowiedzi Jocelyne jedynie pokręciła z rezygnacją głową. Jeszcze bardziej wtuliła się w ramiona siatkarza, a jej oddech zaczął się uspokajać. 
Andrzej schował twarz we włosach ukochanej, z ulgą wdychając jej delikatnych zapach. Niczego więcej nie potrzebował. Choć sytuacja była trudna, jak nie beznadziejna, to w tamtym momencie, czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. W końcu trzymał w ramionach kobietę, którą kochał i która kochała jego. Czego chcieć więcej? 
Siedzieli tak, w zupełnym milczeniu, przez kilkanaście minut. Nie musieli nic mówić, wystarczyła po prostu obecność drugiej osoby. 
Nagle jednak Joyce wyplątała się z objęć siatkarza. Odwróciła się twarzą do Wrony, a potem czule pocałowała siatkarza. On oddał pocałunek, jednocześnie drugą ręką obejmując kobietę w pasie. 
− Nawet nie wyobrażasz sobie, jak strasznie się cieszę, że tu jesteś – wyszeptała, patrząc na ukochanego tymi dużymi, niebieskimi oczami, które tak kochał. 

− Ja też się cieszę. – Tym razem to on pocałował ją. – I obiecuję, że zawsze będę. 


W ten jakże mglisty ( przynajmniej u mnie) poranek, z przyjemnością przedstawiam Wam rozdział czterdziesty drugi. Dodaję go dzień wcześniej niż zazwyczaj ze względu na to, że wyjeżdżam i nie miałabym jak dodać go jutro, więc za punkt honoru postawiłam sobie skończenie go dzisiaj. 
Jak się spodobał? Jak zwykle z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za wszystkie z góry dziękuję. 
Pozdrawiam
Violin

6 komentarzy:

  1. Nicolas tęskni za Sharonem i to w dość odczuwalny sposób. W dodatku zdjęcie przyjaciela z Mayą zupełnie go dobiło. Zazdrość wprost się z niego wylewała, co w ogóle nie powinno mieć miejsca, gdyby chłopak był dla niego tylko przyjacielem. Widać, że relacja Evansa z dziewczyną staje się, coraz bardziej zażyła. Spędzają ze sobą w końcu teraz mnóstwo czasu i kto wie czym się to wszystko skończy. Zwłaszcza, że Kanadyjczyk był nią wyraźnie już wcześniej zainteresowany.
    Natomiast Nico wciąż nie potrafi wytłumaczyć sobie dziwnych odczuć jakie nim targają. Mimo dość sporego rozmyślania nad tą sytuacją. Nie doszedł do żadnych większych wniosków. Oby wkrótce to w końcu nastąpiło, bo chłopak nam się w końcu wykończy.
    W tak pozytywny sposób rozpoczął się poranek w mieszakniu Natalii i Guillaume. Isaac był taki radosny. Odliczał dni do spotkania z mamą. A potem dostali bardzo smutną wiadomość, na którą nikt nie był przygotowany.
    Okropnie szkoda mi Issaca. Dla niego to prawdziwa tragedia. Już nigdy więcej nie zobaczy ukochanej mamy. W najbliższym czasie będzie wymagał olbrzymiego wsparcia i troski. Mam nadzieję, że mimo cierpienia i bólu. Chłopiec jakoś to przetrwa i otrząśnie się po tej ogromnej tragedii.
    Dobrze, że Joyce ma wsparcie w Andrzeju. W tym wyjątkowo trudnym dla niej czasie. Na pewno będzie ono jej bardziej potrzebne. Zwłaszcza, że obwinia się ona o to, że nie potrafi właściwie przeżywać śmierci siostry. Na szczęście Andrzej jej wszystko na spokojnie i logicznie wytłumaczył. Dzięki czemu być może przestanie zadręczać się wyrzutami sumienia.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko mi stwierdzić, co tak naprawdę Nico czuje do Shoe. On sam nie potrafi tego nazwać, tylko zadręcza się swoimi myślami. Bardzo tęskni za Shoe, co jest bardzo widoczne. Zdjęcie przyjaciela z Mayą sprawiło, że zareagował na nie tak, a nie inaczej. No i teraz powstaje pytanie... Czy tak reagowałby tylko i wyłącznie przyjaciel? Może Nico boi się, że dziewczyna zajmie jego miejsce? Ale czy wtedy czułby do niej aż taką niechęć? Ach, no niezwykle mnie intryguje ten wątek ^^ Oby jednak w końcu doszedł do tego, co czuje, bo inaczej będzie się tylko z tym męczył.
    Niedzielny poranek u Natalii i Samika był niezwykle beztroski, Isaac również i nic nie wskazywało na nadchodzącą katastrofę. Informacja, którą przynieśli ze sobą państwo Antiga była wstrząsem, co wcale mnie nie dziwi. No i się popłakałam... Bo Isaac z takim optymizmem wyczekiwał spotkania z mamą, a chwilę później dowiedział, że jego ukochana mama odeszła i że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Czy istnieje większy cios dla dziecka...? :( Strasznie mi przykro i nie dziwię się jego reakcji. Nie może uwierzyć w tę wiadomość, no bo jak może wierzyć w to, że mama go opuściła? Przed Natalii i Samikiem wyjątkowo ciężkie zadanie, ale wierzę, że sobie poradzą. W końcu, jak słusznie zauważyła Natalii tylko oni mu zostali...
    Całe szczęście, że Joyce ma takie wsparcie w Andrzeju. Mężczyzna na pewno nie spodziewał się, że ukochana przekaże mu taką wiadomość, ale poradził sobie z nią. Joyce nie może się obwiniać, każdy inaczej przeżywa żałobę, nie ma na to reguły. Dobrze, że Andrzej w spokoju wyjaśnił jej wszystko. Mam nadzieję, że Joyce zrozumie, że absolutnie nie powinna mieć wyrzutów sumienia.
    Czekam z niecierpliwością na nowość i życzę udanego wyjazdu :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Inaczej reaguje się na przyjaciela, przysięgam. Wydaje mi się, że Nico od dawna wie co czuje do Shoe, ale boi się odrzucenia i być może niezrozumienia przez innych członków rodziny, ale w końcu kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Powinien podążać za szczęściem i nie stać dłużej w miejscu. A teraz przejdźmy do tego radosnego poranka u Issaca, biedaczek tak cieszy się ze wszystkiego, a nagle uderza wprost w jego serce taka tragiczna wiadomość; w dodatku, że odeszła jego matka, to jeszcze nie mógł spędzić z nią ostatnich dni. Mam ogromną nadzieję, że Nat będzie traktować go teraz wyjątkowo, jakby był jej synem, a nie pasierbem. Tym bardziej Samik musi teraz zająć się rodziną, a małemu musi poświęcić o wiele więcej czasu. Natomiast Joyce powinna skakać pod sam sufit, że ma takiego Andrzeja; kochanego, przy którym czuje się bezpieczna. Wcale się nie dziwię, że nie potrafi płakać po stracie Daniele, ale częściej jej nie było w życiu młodszej siostry i to jest zrozumiałe. Czekam na więcej i ściskam

    OdpowiedzUsuń
  4. Aj Nico, chłopak nadal nie potrafi nazwać uczuć, które żywi do swojego najlepszego przyjaciela. A może i wie, ale podświadome odrzuca od siebie tą z początku przerażającą myśl. Zabrzmi to dziwnie, ale Stephane, mimo tego że jego syn spędził całe życie z dala od niego, zna go bardzo dobrze. Może to instynkt rodzicielski? W każdym bądź razie od razu zrozumiał, co dokładnie się dzieje z jego synem. Ale taktownie nie nazwał tego "po imieniu", tylko dał szansę Nico, aby sam do tego doszedł. Żeby zrozumiał, że jest zazdrosny o przyjaciela jak o osobę którą kochamy i jest dla nas najważniejsza na świecie. Sądzę, że rodzina nie będzie miała żadnych problemów z zaakceptowaniem tego, ale nadal pozostaje kwestia Shoe i jego uczuć. Jeśli chodzi o Kanadyjczyka, to nadal nic nie jest wiadome. Ba! Nawet nie jest podejrzane.
    Niedzielny poranek w rodzinie Samica zaczął się niezwykle przyjemnie. No, oprócz wykończonej Natalii, która miała za sobą nieprzespaną noc. Ale Isaac był w wyśmienitym humorze, nawet dostał zgodę na naleśniki z Nutellą. I mimo, że ten obrazek był przyjemny, osobiście było mi przykro czytać o tym, jak cieszy się na rychłe spotkanie z mamą. Które niestety już nigdy nie nastąpi. Tą sielanką przerwało państwo Antiga, na których barki spadło powiadomienie opiekunów chłopca o tej tragedii. Co na pewno było dla nich niezwykle trudne. Ale jeszcze trudniejsze zadanie czekało Guillaume, który musiał powiedzieć o tym synowi. I nawet gdyby stawał na głowie, aby wpaść na to, w jak najdelikatniejszy sposób to oznajmić, to i tak by było za mało. Bo to po prostu zadanie nie do wykonania. Każde, nawet najpiękniejsze i najdelikatniejsze słowo, zraniłoby chłopca. I tak też się stało. A to dopiero początek. Bo trzeba mu pomóc przez to przejść i w jakiś sposób pogodzić się z tą myślą.
    Tą samą tragedię przeżywa Jocelyne, która otrzymała wsparcie od Andrzeja. Kompletnie nie dziwię się jej reakcji. Nigdy nie miała dobrego kontaktu z Danielle, także nigdy nie nawiązała z nią emocjonalnej i bliskiej więzi. Wypłakała co swoje, a potem pozostała jedynie pustka. Każdy z nas inaczej przechodzi przez takie sprawy. I to bez względu na to, czy to był członek rodziny, przyjaciel czy obca osoba, bliska np. naszemu znajomemu.
    Taka refleksja mnie nadeszła ... Danielle starała się trzymać z daleka od rodziny, miała z nimi wręcz chłodne relacje, ale gdy zginęła, całe życie jej najbliższych zostało wywrócone do góry nogami. Na pewno każdemu z nich będzie trudno z jej utratą i to wcale nie ze względu na Isaaca, tylko dlatego że to była ich siostra.
    Pozostaje pytanie ... co teraz? Dlatego niecierpliwie czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A u Nico i Shoe nadal bez wyjaśnienia. Widać, że Antiga przeżywa brak przyjaciela i czuję, że on naprawdę jest w nim zakochany. Pewnie sam potrzebuje tylko czasu, aby to pojąć.
    Z niezwykłym trudem czytało mi się fragment o Issacu. Zaczął tak dobrze dzień, a chwilę później przeżył prawdziwy wstrząs. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co mógłby czuć tak młody człowiek tracąc jedną z najważniejszych osób na zawsze. Teraz Nat z Samikiem muszą zrobić wszystko co w ich mocy, aby wspierać Issaca i pokazać mu, że nie jest z tym sam.
    Joyce bezpodstawnie ma do siebie pretensje. Jak powiedział Andrzej, każdy przechodzi okres żałoby inaczej i to, że Antiga nie opłakuje od rana do nocy siostry nie oznacza, że nie cierpi i nie odczuwa jej braku. Na szczęście w tym trudnym momencie jest z nią Wrona.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadal się gubię w tym co czuje Nico do Shoe. Widać , że nie tylko ja , bo sam Niko nie wie o co chodzi;)
    Nico jest o niego straszliwie zazdrosny. I według mnie nie jest to zazdrość o przyjaciela. Przynajmniej tak to wygląda. Nico dostał wprost szału na widok Shoe z dziewczyną. To nie są uczucia które targają przyjacielem . Dlatego ciągle czekam na wyjaśnienie tej zagadki ;)
    Dzień zaczął się tak przyjemnie w domu Isaaca. Jak przeczytałam , że chłopak cieszy się, że tak mało dni zostało do przyjazdu mamy. Aż ścisnęło mi serce.Normalnie mnie to dobiło.
    Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić, co chłopak poczuł na wiadomość o śmierci swojej ukochanej mamy. Jest mi go okropnie żal. Natalii i Samik będą mieli naprawdę ciężkie zadanie. Muszą robić wszystko , żeby chłopiec nie załamał się do końca. Będzie to na pewno dla nich bardzo trudne.
    Pozdrawiam . I czekam jak zawsze z ogromną niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics