niedziela, 7 października 2018

Rozdział 37


Nicolas przetarł dłonią zmęczone oczy, poprawił rękaw pogniecionej bluzy i powłócząc nogami, wyszedł z hali odbioru bagażu. Prawie dziesięciogodzinny lot do Toronto był jedną z tych rzeczy, które żaden wysoki człowiek nie chciał przeżyć na własnej skórze.
Objął spojrzeniem zebranych przy wejściu ludzi, wypatrując przyjaciela. Odruchowo szukał kogoś o bardzo ciemnej skórze, ale po kilku sekundach przypomniał sobie, że przecież jest w Kanadzie, a tu mógł spotkać i ludzi, którzy prawie dosłownie wtapiali się w śnieg, jak i takich, których skóra miała odcień węgla.
Jednak na szczęście Sharone miał jeszcze jedną charakterystyczną cechę – był wręcz nie przyzwoicie wysoki.
− Nico! 
− Shoe!
Zobaczyli się dokładnie w tym samym momencie, równocześnie ruszyli swoim kierunku, by w końcu paść sobie w ramiona i wyściskać serdecznie.
− Już się bałem, że stchórzysz – zażartował Evans.
− Ja?! – obruszył się Nicolas. – Za kogo ty mnie masz?! – Skrzyżował ręce na piersi, spode łba zerkając na atakującego.
Jednak w odpowiedzi siatkarz jedynie zarechotał głośno. Chwycił rączkę od walizki kumpla, a potem bez żadnego ostrzeżenie ruszył w kierunku wyjścia, przy okazji tą że walizką tratując Francuza.
Nico wykonał kilka spanikował podskoków, zamachnął się rękami i jakimś cudem udało mu się uniknąć spektakularnego upadku.
− Ty naprawdę chcesz mnie zabić! – fuknął, gdy w końcu odzyskał równowagę.
− No coś ty. Przecież moje siostry urwałyby mi łeb!
− Dlaczego? – zapytał z szczerym zainteresowanie.
Sharone westchnął głęboko. Zerknął w prawo, potem w lewo, a następnie pochylił się w stronę drugiego chłopaka i szepnął konspiracyjnie.
− Bo chcą cię oskalpować i powiesić w swoim pokoju.
Nicolas nie miał pojęcia, czy śmiać się, czy też trzasnąć przyjaciela w skroń. W końcu wybrał wersje pośrednią. Zachichotał nerwowo, jednocześnie posyłając Evansowi mordercze spojrzenie.
− A kiedy będę mógł je poznać? – Kokieteryjnie uniósł brew.
Tym razem to Shoe prawie zabił kumpla wzrokiem. Jednak rozbrajający uśmiech Nika sprawił, że atakujący jedynie pokręcił z zrezygnowaniem głową.
− Już niedługo – odpowiedział jednak. – Jeden z moich kumpli urządza dzisiaj imprezę z grillem. Wpadnie sporo osób, w tym moje siostry. A ty oczywiście, jako mój przyjaciel, też jesteś zaproszony. – A potem, widząc, ze Nico już zamierza coś powiedzieć, dodał. − I, uprzedzając twoje pytanie, tak już to z tym kumplem przegadałem.
Francuz uśmiechnął się nieznaczne. Ciepło mu się zrobiło na sercu, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Evans pomyślał także o nim.
− A co z twoją mamą? – zapytał. – Nie będzie zła, jeśli wrócimy do domu lekko…. No nie wiem… podpici? – Nerwowo bawił się palcami.
− Daj spokój. – Sharone lekceważąco machnął ręką. – Zresztą, mama pojechała do swojego brata, a moje wuja, wróci dopiero jutro. Więc dzisiaj rządzi młodzież! – Uniósł w górę zaciśniętą pięść, na co Nicolas znów parsknął śmiechem.
Wyszli z lotniska na zatłoczone ulice Toronto. Shoe momentalnie skierował swoje kroki w stronę metra, bo, jak sam twierdził, czekała ich długa podróż na drugą stronę miasta.
Była to zresztą prawda, choć dla chłopaków to czterdzieści minut minęło, jak z bicza strzelił. Całą drogę przegadali, rozmawiając i śmiejąc się tak, jakby nie widzieli się co najmniej rok, a nie nieco ponad miesiąc. Sharone zdawał dokładną relacje z rehabilitacji, za to Nico opowiadał o czasie, który spędził z rodziną. Nie ukrywał, że zaczynał być dumny z więzi, którą już udało im się stworzyć. A z każdym kolejny dniem było coraz lepiej. 
W końcu dotarli do domu atakującego. Dochodziła już osiemnasta, więc Nicolas tylko zostawił rzeczy, wziął szybki prysznic, przebrał się i razem z kumplem ruszyli na imprezę.
Przyjęcie odbywało się kilka przecznic dalej, w naprawdę dużym ogrodzie. Gdy przyjaciele przyszli na miejsce, w środku pełno już było ludzi. Grała wesoła muzyka, a ze stołu w kącie znikały przekąski i napoje wysokoskokowe.
− Shoe, w końcu jesteś!
Nagle z tłumu wyłoniły się dwie dziewczyny. Obydwie miały skórę tak samo ciemną, jak Shoe, takie same duże, brązowe oczy i lekko chytre uśmieszki. Na ich widok Nicolas uśmiechnął się mimowolnie. Co jak co, ale matka naturą obdarzyła siostry Evans urodą. Miały delikatne rysy twarzy, lśniące włosy, a posturą w ogóle nie przypominały lalek Barbie. Wręcz przeciwnie, chłopak zupełnie obiektywnie mógł stwierdzić, że dziewczęta miały czym oddychać.
− Nico, to Thalia i Layla – przedstawił je Sharone. – Dziewczyny, to mój przyjaciel i były już współlokator Nicolas.
− Miałeś rację – stwierdziła Thalia, która od siostry różniła się tym, że była trochę wyższa. – Jest na co popatrzeć. – Posłała Nicolasowi znaczący uśmiech.
Layla jedynie zmierzyła Francuza krytycznym spojrzeniem, a potem prychnęła kpiąco.
− Może być – mruknęła. – W każdym razie zostawiam go tobie. Ja już mam chłopaka. Adios! – Odwróciła się na pięć, machnęła na pożegnanie ręką, a potem zniknęła w tłumie.
Thea skwitowała to jeszcze szerszym uśmiechem. W jej oczach pojawiły się podekscytowane błyski.
− No i super! – klasnęła podekscytowana, a potem zwróciła się do Nicolasa. – Wierz mi, ze mną nie można się nudzić.
Chłopak przełknął głośno ślinę i posłusznie pokiwał głową. Jednocześnie jednak posłał Sharonowi żałosne spojrzenie.
Ale atakujący nie miał zamiaru reagować. Wręcz przeciwnie nieznacznie położył dłoń na plecach przyjaciela i prawie dosłownie pchnął go w ręce swojej siostry.
A Nico nie miał nic do gadania i pozostało mu jedynie modlić się, by nie wyszedł na totalnego głupka.
Na szczęście do tego nie doszło. Thalia Vernon-Evans okazała się być idealną towarzyszką imprezy. Nie tylko przedstawiła Nicolasa wszystkim znajomym, to jeszcze skutecznie wyciągała go do tańca, a gdy zmęczeni mieli dość balangi, zabawiała rozmową. Nico nawet nie zauważył, kiedy Shoe gdzieś zniknął, a on został sam z panną Evans.
− Czyli… przyjaźnisz się z moim bratem, tak? – zapytała, gdy spokojnie stali w kącie ogrodu, sącząc kolorowe drinki.
− Tak jakoś wyszło – przytaknął. – Bardzo mi pomógł, gdy znalazłem się w trudnej sytuacji. I to zupełnie bezinteresownie, choć tak naprawdę w ogóle mnie nie znał. – Uśmiechnął się ciepło na wspomnienie tamtego dnia, gdy Sharone zgodził się, by zamieszkał u niego w salonie.
Od tamtego dnia wiele się zmieniło. Nie byli już sobie kompletnie obcy, a Nicolas wiedział, że Evansowi zawsze może bezgranicznie zaufać.
Odruchowo odszukał kumpla w tłumie. Dostrzegł go kilka metrów dalej, pod drzewem, rozmawiającego z jakąś drobną dziewczyną, o azjatyckiej urodzie. Shoe tłumaczył jej coś zawzięcie, a ona co pewien czas śmiała się dźwięcznie.
− Kto to? – Nico posłał Thali pytające spojrzenie.
− Oh, to tylko Maya! – Thea machnęła lekceważąco ręką. – Była z moim braciszkiem na balu końcowym.
− Sharone nie wspominał, że ma dziewczynę – zauważył cierpko.
Niespodziewanie dziewczyna wybuchła głośnym śmiechem. Przez chwilę rechotała szczerze rozbawiona, by w końcu otrzeć z oczu łzy i odpowiedzieć, nadal chichocząc pod nosem.
− Bo oni nigdy nie byli parą! Mimo, że latają za sobą od piaskownicy!
− Że co proszę? – Francuz nie bardzo rozumiał.
− Może wyjaśnię jak ja to widzę. Mai totalnie się Sharone podobał, tylko że zawsze była zbyt nieśmiała, by to przyznać. A Sharonowi się podobała Maya, ale on dla odmiany jest za głupi, by do tego dojść. No i się tak kumplowali przez ileś lat, aż w końcu w zeszłym roku ona wyjechała na studia do Stanów, on dostał ofertę z Warszawy i ich drogi się rozeszły. Szkoda trochę. Mama zawsze twierdziła, że ładne dzieci z tego będą. Chociaż wygląda na to, że nadal doskonale się dogadują. – W zamyśleniu podrapała się po brodzie.
− Tak, na to wygląda – mruknął pod nosem Nico.
Zacisnął usta w wąską kreskę, mechanicznie mieszając rurką swój koktajl. Nawet na chwilę nie spuszczał wzroku z przyjaciela. Nie wiedzieć czemu, czuł się dziwnie… sam nie wiedział… zazdrosny?
Pokręcił stanowczo głową. Niby o co miałby być zazdrosny? W końcu to normalne, że ludzie rozmawiają z znajomymi, których od dawna nie widzieli. Szczególnie jeśli kiedyś łączyło ich coś więcej.
Westchnął głęboko, odruchowo przecierając dłonią oczy. Nagle poczuł się dziwnie zmęczony. Zerknął na Thalię, potem znów na Sharona i przygryzł nerwowo wargę.
− Ja chyba już będę wracał – zaczął niepewnie. – Mam za sobą długi lot… Nie chcę wyglądać jak zombie, gdy wróci wasza mama.
Thea posłała mu zaskoczone spojrzenie. Przez ułamek sekundy nie bardzo rozumiała, co się dzieje, ale w końcu ze zrozumieniem pokiwała głową.
− Odprowadzę cię. Chyba, że wolisz skakać przez płot i spać na werandzie – zażartowała.
Nico uśmiechnął się nieznacznie. Był wdzięczny dziewczynie za to, że nie drąży tematu. Sam do końca nie wiedział, dlaczego czuje się tak, a nie inaczej i zdecydowanie nie miał ochoty się z tego tłumaczyć.
W milczeniu pokonali drogę do domu rodziny Evans. Thalia pokazała chłopakowi, gdzie będzie spać, trzy razy zapytała, czy czegoś nie potrzebuje, zaproponowała nawet, że zostanie, ale Nico grzecznie tę propozycje odrzucił. Dopiero wtedy Thea zdecydowała się wrócić na imprezę.
Nicolas został sam. I choć jeszcze przed chwilą był tak strasznie zmęczony, to teraz nie mógł zasnąć. Leżał na wznak na łóżku, pustym wzrokiem wpatrując się w sufit i w nieskończoność zadawał sobie jedno pytanie:
Co się z nim ostatnio dzieje?

***

Andrzej nigdy nie przypuszczałby, że w Warszawie jest aż tyle supermarketów. A nawet jakby przypuszczał, to od razu sądziłby, że w którymś można znaleźć lody cytrynowe. W końcu chyba nie były aż tak bardzo wymyślne, nieprawdaż?
Niestety jego światopogląd został bardzo szybko sprowadzony na ziemię. W ciągu kilku godziny odwiedził chyba wszystkie mniejsze i większe sklepy w dzielnicy, i wszystkie lodziarnie, desperacko szukając wymarzonego smaku Joyce. Gdy w końcu udało mu się na niego trafić, dosłownie skakał ze szczęścia. W przypływie ekscytacji, zgarnął od razu pięć pudełek. Tak na wszelki wypadek, żeby było na przyszłość.
− Urządza pan jakąś imprezę? – zapytała kasjerka, gdy w końcu poszedł zapłacić.
− Dziewczyna mnie wysłała – odpowiedział szczerze, w roztargnieniu szukając portfela. – W domu tylko czekoladowe, a jej się smaki nagle zmieniły.
Kobieta uniosła ze zdziwieniem brew, jeszcze raz omiotła wzrokiem przyniesione pudełka i uśmiechnęła się pod nosem. Szybko skasowała wszystko, a gdy Wrona wychodził, rzuciła jeszcze:
− I niech się maluch dobrze chowa.
Andrzej cokolwiek zbaraniał, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Uśmiechnął się więc tylko uprzejmie, a potem opuścił sklep tak szybko, jak się w nim pojawił.
Po drodze zerknął jeszcze na zegarek. Do spotkania z Jocelyne została jeszcze tylko godzina, więc musiał działać szybko. Przewidując, że może zostać u kobiety na noc, zahaczył o swoje mieszkanie, zgarnął Lambo i szczoteczkę do zębów, by w końcu ruszyć do celu.
Przemierzając tak doskonale znaną drogę, nie mógł nie szczerzyć się szeroko. W jednej ręce trzymał smycz swojego ukochanego psiaka, w drugiej torbę termiczną, a świat wydawał się jeszcze piękniejszy niż zwykle.
Ostatnie kilka schodków pokonał z prędkością światła. Odruchowo nacisnął klamkę i szczerze się zdziwił, gdy okazało się, że drzwi znów są otwarte.
− Joyce… − Powoli wszedł do środka. – Joyce?
Jego serce zabiło szybciej, gdy nikt nie odpowiedział. Położył siatkę na kuchennym blacie, puścił Lambo, a potem uważnie rozglądnął się po niewielki salonie. Teoretycznie wszystko się zgadzało. Na kanapie nadal leżał puchaty koc, na małym stole stał laptop, a obok leżały starannie ułożone papiery. Nic niezwykłego.
Brakowało tylko lokatorki mieszkania.
Na drżących nogach przeszedł do sypialni, z każdą kolejną sekundą czując coraz większe przerażenie. Powoli otworzył drzwi, w duchu modląc się o to, by wszystko skończyło się dobrze.
Jednak, gdy przekroczył próg, zamarł, a jego serce pękło na pół. Zobaczył bowiem Jocelyne, swoją ukochaną Jocelyne, która leżała skulona na łóżku, pustym wzrokiem wpatrując się w ścianę. Z jej oczu bezgłośnie płynęły łzy, a palce desperacko zaciskała na prześcieradle.
− Joyce!
Andrzej momentalnie znalazł się obok kobiety. Usiadł na łóżku, chwycił ją za ramiona, podniósł delikatnie i mocno przytulił. Wtuliła się w pierś mężczyzny, nawet na niego nie patrząc. Wydawała się zupełnie nie zauważać obecności siatkarza, jakby była w zupełnie innym świecie.
− Co się stało, skarbie? – zapytał cicho, uspokajająco gładząc plecy ukochanej.
Jednak ona nie odpowiedziała. Jeszcze mocniej wbiła paznokcie w tors Wrony, a jej ust wyrwał się cichy szloch.
− Joyce… jeśli mi nie powiesz, nie będę mógł pomóc. Proszę. – Posłał jej błagalne spojrzenie.   
Przełknęła głośno ślinę. Odchyliła się nieznacznie, by móc spojrzeć siatkarzowi w oczy, jednak nawet na chwilę nie puściła jego koszuli.
− Ja… to strasznie trudne, Andrzej. – Odsunęła się od środkowego, usiadła po turecku i schowała twarz w dłoniach. Przez chwilę oddychała ciężko, starając się opanować emocje. Na niewiele się to zdało, ale w końcu podniosła głowę i spojrzała na Wronę załzawionymi oczami.
− Tak naprawdę, to nie mam pojęcia, jak ci to powiedzieć – przyznała drżącym głosem.
− Zacznij od początku – poradził spokojnie, choć sam zaczynał się coraz bardziej denerwować. W jego głowie pojawiały coraz to gorsze wizje, a wszystkie sprowadzały się do jednego wniosku:
Straci swoją ukochaną Joyce.
− Nie wiem jak zareagujesz... – Kobieta dalej plątała się w odpowiedzi. – W końcu żadne z nas nie mogło tego przewidzieć… Choć powinniśmy… W końcu jesteśmy dorośli…
− Możemy końcu przejść do sedna. Bo zaraz zwariuje. – Nerwowo zaczął bawić się guzikami od swojej koszuli.
Jeszcze raz odetchnęła głęboko. Wyjęła z kieszeni spodni jakiś podłużny przedmiot i zaczęła obracać go w dłoni.
A Wrona z każdą kolejną sekundą denerwował się coraz bardziej. Wzrokiem błądził po twarzy Jocelyne, jakby szukał tam zapewnienia, że jednak nie jest tak źle.
− Andrzej, ja… muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo, bardzo ważnego. – Joyce zacisnęła jedną dłoń na tajemniczym przedmiocie, a drugą jakby odruchowo położyła sobie na brzuchu. – Ja... jestem w ciąży, Andrzej.
Kompletnie zbaraniał. Jego mózg przegrzał się gwałtownie, nie bardzo rozumiejąc, co właśnie usłyszał.
− Możesz powtórzyć? – poprosił drżącym głosem.
Francuzka przełknęła głośno ślinę. Oparła dłonie na kolanach i powtórzyła szeptem.
− Jestem w ciąży.
Nadal nie rozumiał. Wpatrywał się w kobietę szeroko otwartymi oczami i nieudolnie próbował przetworzyć otrzymaną informacje. Wzrokiem błądził od twarzy Jocelyne, do jej położonej na brzuchu dłoni. Świat wokół nagle zwolnił, a on miał idiotyczne wrażenie, że zaraz zemdleje.
− Że niby spodziewasz się dziecka? – dopytał.
Zawahała się na ułamek sekundy, ale kiwnęła nieznacznie głową. Jej usta nawet nie drgnęły, w skupieniu czekała na reakcje mężczyzny.
Tylko, że on nie mógł zareagować. Był tak bardzo zszokowany, że był wstanie jedynie to otwierać, to zamykać buzie, niczym ryba.
Bo tak też się czuł. Jak słodkowodna ryb, którą wrzucono do oceanu, stracił zdolność oddychania.
I logicznego myślenia.
− Pewnie w to nie wierzysz, zresztą podobnie jak ja. Bo niby się zabezpieczaliśmy, ale jak tak teraz o tym pomyśle, to chyba kilka razy się zapomnieliśmy. A już dawno przestałam brać tabletki, o czym też zapomniałam. – Joyce teraz zupełnie poniosło. Nawijała bez ładu i składu, nie patrząc Andrzejowi w oczy. – Nie przejmowałam się tym, bo  chyba wydawało mi się, że może naprawdę nie mogę mieć dzieci. I nie zdziwię się, jeśli będziesz zły, ja też jestem na siebie zła. I jakoś to do mnie nie dociera. Bo przecież znamy się tak naprawdę od czterech miesięcy, więc to jeszcze zdecydowanie za wcześnie, a ja do tego właśnie znalazłam pracę. I chcę mieć dziecko, ale jeszcze nie teraz i… − Z wrażenia aż się zapowietrzyła.
A on nadal nic nie mówił.
Wziął głęboki wdech. Jeszcze raz spróbował poukładać sobie wszystkie informacje.
Jocelyne była w ciąży. Spodziewała się dziecka.
Jego dziecka.
I nagle zdał sobie sprawę z tego, co to oznacza. Niespodziewanie jego ciało zaczęło dosłownie płonąć. Serce przyspieszyło, a oddech zwolnił. Rzeczywistość zaczęła się rozmywać. W tym momencie liczyła się tylko Joyce i maleństwo, które nosiła pod sercem.
Ich maleństwo. Owoc ich miłości.
Szybko przysunął się do kobiety i mocno przytulił. Zaskoczona, wbiła w paznokcie w jego ramiona, chyba równie zdezorientowana jego reakcją, co on sam.
− Czyli.. czyli, że nie jesteś zły? – zapytała cicho.
− Oczywiście, że nie! – oburzył się. – Dlaczego miałbym być zły? Przecież cię kocham, prawda? – Czule pocałował Jocelyne w czoło, a ona wymusiła coś, co od biedy można było uznać za uśmiech. – A to oznacza, że będę cię wspierał niezależnie od okoliczności. Zresztą, to są wspaniałe okoliczności! Joyce… będę tatą! – zachichotał radośnie, a potem po prostu namiętnie pocałował partnerkę. – Będę tatą, będę tatą, będę tatą!  To najwspanialsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć!
Tym razem to ona totalnie zgłupiała. Przez ułamek sekundy nie dowierzała w to co słyszy, ale w końcu oddała pocałunek, choć nadal była spięta. Oparła głowę na obojczyku siatkarza i zacisnęła zęby. Jednak jej ciało nadal drżało.
− Boję się – wyszeptała. – Nie tak miało być. Wszystko dzieje się za szybko…
− Wiem – westchnął głęboko. – Jak sobie pomyślę, że jeszcze w styczniu nie wiedziałem o twoim istnieniu… − Pokręcił z niedowierzaniem głową. – To prawda, wiele się przez ten czas zmieniło. – Schował dłonie kobiety w swoich i uśmiechnął się pokrzepiająco. – Ale czy to, co nas łączy nie jest wspaniałe? A teraz dodatkowo będziemy mogli budować swoją relacje, wychowując wspólnie dziecko. Mogę ci obiecać, że będę wspaniałym ojcem.
Joyce jeszcze mruknęła coś pod nosem po francusku. Przymknęła oczy, a jej oddech zaczął się normować. Wydawało się, że wszystko wraca do normy.
Jeszcze przez długą chwilę siedzieli w milczeniu, po prostu ciesząc się tą chwilą spokoju, aż w końcu Andrzej zorientował się, że kobieta zasnęła. Bardzo ostrożnie, położył ją na poduszce i starannie przykrył kołdrą.
Jednak nawet gdy upewnił się, że kobieta głęboko śpi, nie ruszył się nawet o milimetr. Wpatrywał się w delikatną, spokojną twarz ukochanej, a ciepło dosłownie rozlewało się po jego ciele. Tak strasznie ją kochał…
Odruchowo zjechał wzrokiem na płaski brzuch Francuzki. Nadal nie docierało do niego, że to dzieje się naprawdę, że Joyce nosi pod sercem ich dziecko. To wydawała się zupełnie nierealne, wręcz absurdalne. Gdyby rano ktoś powiedział mu, że niedługo zostanie ojcem, chyba popukałby się w łeb.
Teraz nie mógł się po prostu nie cieszyć.
Zamknął oczy, a jego wyobraźnia zaczęła pracować na podwyższonych obrotach. Podsuwała mu obrazy Jocelyne, z maleństwem na rękach. Z uroczym, maleńkim zawiniątkiem, które miałoby oczy Andrzeja i uśmiech swojej matki.
Westchnął rozmarzony. Już widział siebie w roli ojca, jak pokazuje swojemu synowi lub córce świat, jak uczy je chodzić, czytać. Słyszał tupot małych stup w mieszkaniu, radosny śmiech, małe rączki zawieszające się na jego szyi i słodki głosik, który piszczałby „Tatusiu, tatusiu!”.
To było tak piękne, że aż nierealne.
Jeszcze raz spojrzał na Jocelyne. Doskonale wiedział, że kobieta się boi, że na razie nie potrafi się cieszyć. Po tym co przeszła, nieplanowana ciąża i to tak szybko, było przypieczętowaniem pewnej decyzji.
Ona nie chciała niczego pieczętować.
„Wszystko dobrze się skończy” obiecał sobie Andrzej, czule głaszcząc policzek ukochanej. „Będziemy najlepszymi rodzicami pod słońcem.”
Zachichotał cicho, tak, by nie obudzić Jocelyne i w tym samym momencie poczuł, że coś ociera mu się o nogę. Zerknął w dół i uśmiechnął się szeroko na widok Lambo, który wślizgnął się do sypialni, by znów zyskać uwagę pana.
− Cześć, młody. – Wrona podrapał psiaka za uchem, a ten od razu wywalił język. – Sorry, że zostawiłem cię w salonie, ale… musieliśmy obgadać parę rzeczy. – Z uczuciem spojrzał na Joyce, a potem jeszcze raz pogłaskał swojego pupila. – Bo wiesz… będziesz miał rodzeństwo. Cieszysz się?
Lambo chyba się cieszył, bo zaczął radośnie stukać łapką w podłogę, cały czas szczerząc się szaleńczo.
A Andrzejowi już nic więcej do szczęścia nie było potrzebne.



Z wielką przyjemnością przedstawiam Wam rozdział trzydziesty siódmy. Przyznam, że pisanie go było dla mnie czystą przyjemnością, więc mam nadzieję, że i wam się podoba. Szczególnie, że Andrzej w końcu poszedł po rozum do głowy. 
Od razu też informuję, że w nocy z poniedziałku na wtorek wyjeżdżam za naszą wschodnią granicę, więc jest spore prawdopodobieństwo, że będę miała problemy z przeczytaniem nowości u Was. Ale obiecuję, że po powrocie wszystko nadrobię! 
Ode mnie to tyle. Do zobaczenia pod następnym rozdziałem! 
Pozdrawiam
Violin

8 komentarzy:

  1. Nico i Shoe faktycznie zachowywali się na lotnisku, jakby lata upłynęły od ich ostatniego spotkania haha :D Ale to takie urocze było :D Widać, że się za sobą stęsknili i że brakowało im siebie, tych wzajemnych dogadywań i uszczypliwości haha :D Najważniejsze, że Nico szczęśliwie wylądował w Kanadzie ^^ Shoe od razu ostrzegł przyjaciela przed swoimi siostrami i zapowiedział imprezę i nie dziwi mnie to, że Nico zrobiło się cieplej na serduszku, że przyjaciel o wszystkim pomyślał :) Tematów do rozmowy im nie brakowało, oboje podzielili się ze sobą, co działo się u tego drugiego przez ten czas i nadrobili zaległości :D
    Jak widzę siostra Shoe, Thalia odpowiednio zajęła się Nico na imprezie haha, czyżby już zagięła na niego swój parol haha? :D Ale fajnie, że złapali ze sobą taki kontakt :) Nico zauważył atuty sióstr Shoe... Niech uważa, bo braciszek to jednak... ^^ Hm... Dalej mnie nurtują te uczucia Nico :D Czy to jest zwykła przyjacielska przyjaźń o to, że jakaś dziewczyna zajmie jego miejsce, czy też stoi za tym coś więcej? Będę się niecierpliwić do rozwiązania tej zagadki, ale poczekam, poczekam :D Przed nimi na pewno fantastyczny czas :)
    Andrzej i Joyce... Wyobraziłam sobie minę Wrony po słowach ekspedientki i parsknęłam śmiechem haha :D On niczego nieświadomy chodzi po sklepach i szuka lodów, a tu taka wiadomość na niego spłynęła :D Ale poszedł do Joyce i gdy od razu jej nie zastał to przyznam, że się zmartwiłam. Początkowo zmartwiłam się również reakcją Andrzeja, gdy Joyce powiedziała mu o tym, że spodziewa się dziecka, ale na szczęście w porę wszystko do niego dotarło i ucieszył się z tej wiadomości. Brawo on! :) Wiem, że znają się od czterech miesięcy, ale czas nie odgrywa aż takiej roli... Są dorosłymi ludźmi, niedługo na świecie pojawi się ich maleństwo... Jestem pewna, że oboje znakomicie sobie z tym poradzą i pogodzą wszystko :) Joyce jest przerażona i absolutnie mnie to nie dziwi, ale mając wsparcie Andrzeja... Wierzę, że będzie jej zdecydowanie łatwiej przez to przejść :) Wizje przyszłości Andrzeja... <3! Szczęścia im wielkiego życzę :)
    A Tobie udanego wyjazdu :) I czekam z niecierpliwością na nowość ^^
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak bardzo chciałam być pierwsza. Tobie pisało się z przyjemnością, a mi natomiast przyjemnie się czytało <3 Dalej mam w głowie pełno znaków zapytania, jeżeli chodzi o uczucia Nico, ale wydaje mi się, że on szybciej wybierze przyjaciela niż jego siostrę, bo jest dla niego kimś ważnym i nie byłby zazdrosny o tamtą rozmowę. Natomiast jeżeli chodzi o Joyce i Andrzeja to zaskoczyłaś, bo kto by się spodziewał, że tak szybko postarają się o dziecko, tym bardziej, że Francuzka miała mieć problemy z zajściem w ciążę, ale to fajnie, bo rodzina Antiga będzie mogła świętować i to potrójnie. Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrócił Sharone! A wraz z nim te zabawne dialogi z Nico :D Oni są wręcz nie do podrobienia! Ich relacja jest świetna, ale! Nie wiadomo jednak czy łączy ich przyjaźń czy może coś więcej. Ja osobiście nie mam nic przeciwko gdyby okazało się że pałają do siebie gorętszym uczuciem. Kto jak kto, ale ja jestem tolerancyjna i uważam, że najważniejsze aby ludzie byli szczęśliwi i czuli się kochani. Od jakiegoś czasu czułam, że coś pomiędzy nimi się dzieje, choć z początku wydawało mi się być to nierealne. Ale każda kolejna scena z nimi umacnia mnie w tej teorii. Od tak Nico nie byłby zazdrosny o Shoe bo przecież nie miałby ku temu powodu. Ale, co na to Kanadyjczyk? On jest bardzo tajemniczy i w sumie nie zachowuje się "podejrzliwie". Nawet bez problemu rzucił Nico swoim niebezpiecznym siostrom na pożarcie :D Ale to przecież nic nie oznacza, bo przecież może dobrze ukrywać swoje uczucia ;)
    Andrzej dowiedział się o dziecku. I zareagował tak, jak podejrzewałam! Oczywiście kompletnie nie dziwię się początkowemu szokowi, tym bardziej że kilka dni wcześniej dowiedział się iż Joyce dzieci mieć nie może. A tu taki zonk! Oczywiście pozytywny zonk :) Biedna dziewczyna za bardzo się tym wszystkim zestresowała, ale teraz powinno być tylko lepiej. Ma wsparcie w Andrzeju, który potrafi całą Warszawę przetrząsnąć w poszukiwaniu lodów o smaku cytrynowym <3
    Przepraszam jeśli ten komentarz jest chaotyczny, ale ze stanem podgorączkowym trudno wygrać i czasami głupoty się plecie ^^ jakbym normalnie tego nie robiła :P
    Pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrócił Nico w komplecie z Shoe 😊 jak ja ich razem uwielbiam. Kocham czytać sceny gdy oni są gdzieś razem.
    Ale nadal nie mam pojęcia co łączy tą dwójkę. Czy tylko przyjaźń czy coś więcej. W końcu Nico był wyraźnie zazdrosny o przyjaciela. Ten jednak "oddał " to swoim siostrzyczką. Ale jestem cierpliwa i czekam ba rozwiązanie tej zagadki.
    Siostra Shoe zajęła się chłopakiem znakomicie. Widać że z nią też Nico złapał świetny kontakt od samego początku.
    Andrzej , tak jak miałam nadzieję. Mnie nie zawiódł. I naprawdę szczerze się ucieszył z wiadomości o ciąży.
    Na pewno będzie wspierał teraz Joyce jeszcze mocniej. Bo ona tego wsparcia strasznie potrzebuje. Widać że do końca jeszcze nie przyswoila informacji o ciąży. I w sumie nie ma jej się co dziwić. Przecież ciągle myślała że jest bezplodna.
    Życzę Ci udanej podróży. I z niecierpliwością czekam ba kolejny rozdział. Pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Nico nareszcie wybrał się w odwiedziny do Sharona. Cieszę się, że znowu mam okazję poczytać o tym duecie, bo wprost ich uwielbiam.
    Pobyt Nicolasa w Kanadzie rozpoczął się od imprezy i poznania sióstr swojego przyjaciela, które od razu widać, że są szalone i optymistycznie nastawione do życia. 😁
    Miło ze strony Thalii, że dotrzymała chłopakowi towarzystwa. Szczególnie, że Shoe gdzieś przepadł. Jak się później okazało spędzał czas w towarzystwie Mai. Co niekoniecznie spodobało się Nico. I znowu pojawia się pełno dwuznaczności w jego relacji z Sharonem. Czyżby był on zazdrosny o swojego przyjaciela? I kim on tak naprawdę dla niego jest? Strasznie mnie ciekawi, jak potoczy się ich dalsza relacja.
    Andrzej wyruszył na poszukiwanie lodów cytrynowych. 😂 Przeszukał całą okolicę, ale czego się nie robi dla ukochanej, prawda?
    To w jakim stanie zastał Joyce musiało na pewno nim porządnie wstrząsnąć. W końcu kobieta była w kompletnej rozsypce. Na szczęście wyznała mu prawdę o ciąży, a Andrzej tym razem zachował się wprost cudownie i tak, jak powinien. Ucieszył się i zapewnił Joyce, że wszystko będzie dobrze i na pewno będą świetnymi rodzciami. Co na pewno jest dla niej bardzo ważne. W najbliszym czasie będzie potrzebowała od wszystkich ogromnego wsparcia, a zwłaszcza od Wrony. W końcu ta nieplanowana ciąża zmieni całe ich życie. Wierzę jednak, że ze wszystkim sobie poradzą i stworzą wspaniałą rodzinę. W końcu się kochają i tak samo będzie z tym nienarodzonym maleństwem. Ani się obejrzą, a stanie się ich całym światem.
    Czekam na następny rozdział. Życzę także przede wszystkim udanego wyjazdu. 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Shoe!!! No w końcu 😍 ale się za nim steskniłam, o ludzie, a tu się okazuje, że on ma jakąś pannę na oku hahaha żałuję, że to nie jest Asia z poprzedniego opowiadania, ale nowa kandydatkę też zaakceptuje. W końcu i jemu należy się szczęście.
    Nico na lotnisku na początku zachowywał się jak zagubiony piesek. Śmiać mi się chciało, bo pomyślałam sobie, że kogo jak kogo, ale Sharona to on od razu zauważy i tak się stało. A ich powitanie z przytulankami hahah przyjaciele 😅😍
    I bach! Chłopaki od razu na impre czy tam grilla. Wiedziałam, że któraś z siostrzyczek zajmie się naszym Nickiem w końcu nie na darmo przechwalał się, że jest przystojniakiem. To teraz będzie miał okazję korzystać ze swojego wyglądu 😝
    Joyclyn z zaskoczenia ta cała ciażą wpadła w chwilowy amok. Juz myślałam, że ona zeswiruje i obawiałam się jak przyjmie to wszystko Andrzej...
    A ten biedny latał po mieście za cytrynowymi lodami i ja się pytam, jak to może nie być miłość? 😀
    Kobiety mają dobre przeczucia, bo nawet pani sklepikarka wiedziała, co się świeci z ta zmiana smaków he he
    No a nasz Andrzejek po usłyszeniu najgoretszej wiadomości dnia na chwilę zamilkł i musiał wszystko przemyśleć. Ja ostatnio stwierdzam, że on jest jakiś ciężko-myślący hahaha, ale w końcu dotarło do niego, że zostanie tatą. No i w końcu mnie nie zawiódł i po kilkunastu rozdziałach zachował się tak jak oczekiwałam. Ucieszył się i postanowił się zająć swoją przyszła rodzinka. No i Andrzej, tak ma być!
    Rozdział super, bardzo przyjemnie się czytało,
    N

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ja czekałam na odwiedziny Nico u Shoe. Stęskniłam się za tą dwójką wariatów, naprawdę. Fakt, chłopaki zachowywali się, jakby minęło sto lat od ich ostatniego spotkania, ale to jest właśnie przyjaźń. Fajnie, że od razu Nico mógł poznać przyjaciół siatkarza i jego siostry, ale... nie spodziewałam się, że tak zareaguje na widok sympatii Evansa. Bardzo mnie to zaintrygowało i będę czekać, jak to rozwiniesz.
    Wiedziałam, że Wrona zareaguje pozytywnie na wieść o dziecku. Nawet innego scenariusza nie rozpatrywałam, bo by mi serce pękło, gdyby coś poszło nie tak. Pewnie, że Lambo się cieszy z rodzeństwa. Hah!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, ten rozdział był naprawdę świetny! Czytałam go naprawdę z ogromną przyjemnością, nie mogąc się oderwać.
    Zacznę od początku, czyli od Nico i Sharone. Bardzo się cieszę, że Nico pojechał do Kanady. Poznał już siostry Evansa, które są naprawdę super i po prostu je uwielbiam. Zdaje mi się też, że Nico zaczyna rozumieć, że czuje do Sharone coś więcej niż tylko przyjaźń. Jestem ciekawa, jak to się dalej rozwinie. Czy Sharone będzie czuł to Samo? Czy będzie z tego coś więcej? Nie mogę się doczekać dalszego obrotu sprawy.
    Dobrze, że Joyce powiedziała całą prawdę Andrzejowi. A on zareagował po prostu idealnie! Bałam się, że może nie będzie się cieszył z wiadomości o ciąży, że pomiędzy nim s Joy coś się zepsuje, a to w takim momencie było by okropnie ciężkie dla Joyce i dziecka. Ale jednak Andrzej to spoko gość, cieszę się, że Joyce ma w nim takie wsparcie. Na pewno będzie jej ze wszystkim pomagał, szczególnie w trudnych chwilach. Będą naprawdę świetnymi rodzicami, jestem tego pewna
    Całuję 💞
    Ola

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics