wtorek, 14 sierpnia 2018

Rozdział 28


− Dobra, koniec na dzisiaj! – Stephane klasnął dwa razy, a kilka piłek z hukiem spadło na ziemię. – Pamiętajcie, że jutro wyjeżdżamy, więc łaskawie wyśpijcie się, dobrze? Żadnego Netflixa po nocach, żadnych planszówek, a ignorowanie problemu przeludnienia Ziemi, zostawcie na inny dzień, okej?
Zawodnicy niemrawo pokiwali głowami i zaczęli się zbierać. Przed wyjazdem na ostatni mecz fazy zasadniczej, jedyne o czym marzyli to wrócić do swoich domów i odpocząć.
Antiga potoczył wzrokiem po hali. Westchnął głęboko i zmęczonym ruchem ręki przeczesał włosy. Odczekał jeszcze kilka minut, a gdy większość chłopaków już wyszła, sprężystym krokiem podszedł do swojej ofiary.
− Musimy pogadać – warknął, krzyżując ręce na piersi.
Andrzej Wrona wzdrygnął się nieznacznie, przełknął głośno ślinę, a potem bardzo powoli odwrócił się w stronę trenera.
− Jak bardzo mam przerąbane?
Stephane otworzył usta i zaraz je zamknął. Zmierzył środkowego uważnym spojrzeniem i zmarszczył podejrzliwie brwi.
− Dlaczego niby miałbyś mieć przerąbane?
Wrona zachichotał nerwowo, rozglądając się wokół, jakby sprawdzał, czy ma jeszcze szansę na ucieczkę.
−Chodzi o Joyce?
− Skąd wiesz?
− Domyśliłem się. – Beznamiętnie wzruszył ramionami.
Antiga z cichym świstem wypuścił powietrze. W zamyśleniu przygryzł wargę, zastanawiając się, od czego zacząć. Teoretycznie plan tej rozmowy obmyślał przez cały poprzedni dzień, ale stwierdził, że wszystkie kwestie brzmią idiotycznie.
− W coś ty się wpakował, Andrew? – zapytał w końcu.
Środkowy zawahał się, ale pokręcił głową.
− Chyba nie rozumiem pytania.
− Spotykasz się z moją siostrą. Młodszą. I wasza relacja nie opiera się tylko na trzymaniu za rączki i całusach w policzek.
Andrzej z irytacja przewrócił oczami. Jeszcze raz wytarł twarz małym ręczniczkiem, a spojrzał na trenera z rezygnacją.
− Obydwoje jesteśmy dorośli, Stephane. – Uśmiechnął się krzywo. – Nie potrzebujemy niańki. Możemy wziąć odpowiedzialność za własne decyzje
Francuz zacisnął usta w wąską kreskę. Przez chwilę patrzył na siatkarza spode łba, by w końcu odetchnąć głęboko i kontynuować:
− Nie będę ukrywać, że martwi mnie to, co was łączy.
− Dlatego, że to twoja siostra, czy dlatego, że jesteś moim trenerem? – Wrona kpiąco uniósł brew.
− I to, i to. – Stephane oparł się o słupek od siatki i wlepił wzrok w podłogę. – Nie chcę po prostu by ktoś skrzywdził Jocelyne.
Wrona mimochodem przewrócił oczami.
− Przecież mnie znasz nie od wczoraj. Nigdy nie skrzywdziłbym kobiety, z którą wiąże mnie coś poważnego. Nie skrzywdziłbym żadnej kobiety! – Nieznacznie podniósł głos.
Na trenerze jego wybuch nie zrobił żadnego wrażenia. Nadal z zaciętą miną wpatrywał w siatkarza, jakby ten nieznośnym dzieciakiem.
− Chodzi o moją siostrę. Tu nie ma taryfy ulgowej.
− Nic odkrywczego nie powiedziałeś.
Antiga zacisnął wściekle pięści. Przymknął na chwilę oczy, policzył w myślach do dziesięciu, a potem kontynuował najspokojniejszym głosem, na jaki było go stać.
− Joyce… odkąd pamiętam, zawsze starałem się ją chronić. Gdy się urodziła miałem czternaście lat. Pamiętam jej pierwsze kroki, pierwsze słowo. Kurczę, pamiętam nawet jak zmieniałem jej pieluchę!
− Tego akurat nie musiałem wiedzieć – mruknął pod nosem.
− Chodzi o to… − Stephane znów westchnął głęboko. Nie miał pojęcia jak ubrać swoje myśli w słowa. – To moja mała siostrzyczka. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, ufam ci, ale…
− Nawet sobie nie wyobrażasz, że coś mogłoby się jej stać – dokończył za Francuza Andrzej.
Trener niepewnie pokiwał głową. Przez chwilę obydwoje stali w zupełnym milczeniu, jakby zastanawiając, co teraz powiedzieć. Z jednej strony sytuacja wydawała się wręcz banalnie prosta, w końcu ludzie zakochują się w sobie od wieków. Jednocześnie jednak wszystko wydawało się pogmatwane i jakby cokolwiek niebezpieczne.
− Chcę tylko, żeby była szczęśliwa – wyszeptał w końcu Stephane.
− Spokojnie. – Andrzej uśmiechnął się ciepło. – Zrobię wszystko, żeby była −  powiedział, a potem odwrócił się na pięcie i sprężystym krokiem ruszył w kierunku szatni.


***

Guillaume niepewnie zajrzał przez uchylone drzwi do pokoju Isaaca. Przez chwilę przysłuchiwał spokojnemu oddechowi chłopca, a gdy upewnił się, że ten śpi głęboko, uśmiechnął się delikatnie i zamknął drzwi.
− Szybko zasnął – szepnęła Natalii, która jakby znikąd pojawiła się obok. – Jestem szczerze zaskoczona. To już druga noc u nas i druga spokojnie przespana. Chyba wszystko idzie w dobrym kierunku.
Samik powoli pokiwał głową. Dla niego też zachowanie syna było miłą niespodzianką. Był przygotowany na podejrzliwość, niepewność, a nawet na jakieś niekoniecznie przyjemne odzywki. A tym czasem nie dość, że Isaac bez problemu przyjął wieść o przeprowadzce, to jeszcze zachowywał się tak, jakby mieszkał z ojcem od zawsze.
Na razie było dobrze. Ale jak długo ten stan mógłby się utrzymać?
Siatkarz westchnął cicho, przetarł dłonią zmęczone oczy, a potem powolnym krokiem przeszedł do kuchni. Zdezorientowana Nat prędko podążyła za nim.
− Co robisz? – zapytała, gdy mężczyzna wyjął z lodówki masło, ser i ogórka.
− Kanapki dla Isaaca. – Samica nawet na sekundę nie oderwał się od przetrząsania szuflad w poszukiwaniu noża. – Jutro wraca do szkoły, będzie potrzebował drugiego śniadania.
Kobieta uśmiechnęła się mimowolnie.
− Też o tym pomyślałam. – Sięgnęła do jednej z szafek i wyjęła z niej niewielkie pudełko śniadaniowe, z motywem kosmosu. – Na pewno będzie lepsze niż folia aluminiowa.
Guillaume uniósł pytająco brew, ale bez słowa przyjął śniadaniówkę. Kilka minut później stanęła ona na blacie, oczywiście z kanapkami w środku i butelką wody obok.
− Żeby tylko o tym nie zapomniał. – Samik z podziwem spojrzał na swoje dzieło.
Zaraz jednak zerknął na kalendarz i od razu zmarkotniał. Odetchnął głęboko, oparł się o kuchenny blat i w zamyśleniu zaczął stukać palcami o udo.
− Coś cię dręczy? – bardziej stwierdziła niż zapytała Natalii.
− Nie, tak tylko…
− Skarbie… − Posłała mu znaczące spojrzenie.
Uśmiechnął się nieznacznie. Wiedział, ze nie wymiga się od odpowiedzi. W końcu Nat znała go jak nikt inny i doskonale czuła, gdy coś było nie tak.
− Myślę o najbliższych dniach – wyznał. – Jutro wyjeżdżamy do Radomia, a to oznacza, że nie będzie mnie całe dwa dni…
− Martwisz się jak poradzę sobie sama z Isaacem – dokończyła za niego kobieta. – Albo raczej jak on sobie poradzi w momencie, kiedy ciebie nie będzie obok.
Niepewnie kiwnął głową. Choć na razie wydawało się, że chłopiec doskonale radzi sobie w nowym otoczeniu, to jednak minęły tylko dwie noce. Nikt nie miał pewność, jak będzie reagował, gdy tata wyjedzie.
− Nie wiem tak naprawdę, co sobie myśli całej tej sytuacji. Może jest tylko tak podekscytowany tym, że w końcu mnie poznał, że na razie wszystko jest dla niego super. Skąd mamy wiedzieć, ile ten stan się utrzyma. – Samik zacisnął usta w wąską kreskę.
− Jestem pewna, że Isaacowi nic nie odbije. − Natalii nie wydawała się być w ogóle zmartwiona. Cały czas uśmiechała się delikatnie, posyłając narzeczonemu rozbawione spojrzenie. Gdy ten zmarszczył zaskoczony brwi, oparła dłonie na blacie, podciągnęła się na rękach, usiadła obok siatkarza i dopiero wtedy wyjaśniła:
− Nie wiem czy zauważyłeś, ale młody jest wpatrzony w Danielle jak w obrazek. Dla niego mama jest najważniejsza pod słońcem, a jej słowo jest święte.
− I co to ma wspólnego z nami? – Przyjmujący nadal nie bardzo rozumiał do czego zmierza Nat.
− A to, że Danny na pewno powiedziała synowi by był grzecznym, dobrym chłopcem. I wątpię by nastawiała go przeciwko nam. Myślę nawet, że robiła wręcz przeciwnie.
Guillaume patrzył na nią szczerze zaskoczony, wyciągnięciem takich, a nie innych wniosków. Jego mózg pracował intensywnie, próbując jakoś zrozumieć tok myślenia Natalii, ale niezbyt mu to wychodziło.
− Dlaczego? – zapytał w końcu. – Dlaczego miałaby się starać, by Isaac nas polubił?
Nat westchnęła cicho. Skrzyżowała ręce na piersi, a potem wlepiła wzrok w leżący na blacie gryzak Justin.
− Danielle… Jest specyficzna to prawda. Trudno się z nią dogadać i pewnie ma problem z wyrażaniem emocji. Ale jest dobrym człowiekiem. I kocha Isaaca. Nie mam pojęcia, co nią kieruję, ale myślę – przełknęła głośno ślinę. – Wydaje mi się, że ona chce, by Isaac został z nami.

***
− Timo, wyjmij w końcu ten popcorn z mikrofalówki! Many zamknij łaskawie lodówkę, bo zaraz się rozmrozi.
Stephanie z hukiem postawiła na salonowym stoliczku dzbanek z wodą. Nerwowo poprawiła leżące na fotelu poduszki, a potem odetchnęła głęboko i na wszelki wypadek jeszcze raz poprawiła te poduszki.
− Uspokój się , kochanie – skarciła ją siedząca na kanapie teściowa. – To tylko mecz.
− Ważny mecz – poprawiła odruchowo kobieta. – Jeśli nie wygrają za trzy punkty to nie wejdą do play offów. Czyli nie zawalczą o medale. Czyli siedem miesięcy pracy i dobrej gry, można spisać na straty. Nasi panowie będą to strasznie przeżywać, a my będziemy musiały znosić ich lamenty, prawda Nat? – zwróciła się do Argentynki, która na drugim fotelu bawiła się z córeczką.
− Dokładnie – przytaknęła. – Nie będą spać po nocach i przeżywać wszystko tak, jakby to był koniec świata. – Cmoknęła Justin w nos, a ta zachichotała radośnie.
− Na pewno nie będzie tak źle. – Do salonu weszła Jocelyne. Położyła na ławie miskę z umytymi owocami, a potem usiadła na dywanie i wlepiła wzrok w lecące w telewizji studio przed meczowe. – Ten w przyciasnej koszuli to Ignaczak, tak? – dopytała, wkładając do ust winogrono.
− Yhm.
− Zaraz guzik mu odpryśnie.
Natalii mimowolnie parsknęła śmiechem, za to Stephanie jedynie przewróciła oczami. Zerknęła na zegar po czym jęknęła cicho i z zrezygnowaniem opadła na wolny fotel. Położyła dłoń na brzuchu i odetchnęła kilka razy, by uspokoić przyspieszone tętno. Do meczu zostało jeszcze pięć minut, a ona już denerwowała się tak, jakby chodziło o mistrzostwo świata.
Chociaż nie – w czasie mistrzostw świata mogła się denerwować. Teraz musiała się uspokoić dla dobra dzieci. Choć oczywiście wiedziała, że i tak nie będzie w stanie się opanować.
Zerknęła na siedzącego pod ścianą Nicolasa. Chłopak bezgłośnie poruszał ustami, co chwilę spoglądając na telefon. Sharone nadal nie wrócił do grania po kontuzji, ale i tak pojechał do Radomia, by wspierać drużynę. I teraz zapewne sms-ował z przyjacielem, próbując dać upust nerwom.
Spojrzenie kobiety spotkało się ze wzrokiem teściowej. Teresa także kątem oka obserwowała najstarszego wnuka. I ona, i Edward, wiadomość o tym, że Nico żyje przyjęli nadzwyczaj spokojnie, tak, jakby takie rzeczy działy się codziennie. Ba, zapowiedzieli nawet, że gdyby chłopak chciał wrócić do Paryża, to zawsze może się u nich zatrzymać.
Dwie minuty.
− Dzieciaki, mecz zaraz się zacznie! – krzyknęła w głąb mieszkania Stephanie. Chwilę później rozległ się tupot mały stóp, a do salonu jak tornado wpadły trzy małe gnomy.
− Spoko, mamo, wygrają to. – Timo położył się na dywanie z całą michą popcornu, a Manoline szybko poszła w jego ślady. Jedynie Isaac grzecznie usiadł na kanapie między dziadkami.
− Oczywiście, że wygrają – prychnęła Stephanie. – Tylko pytanie za ile – dodała już pod nosem.
− Cicho, zaczyna się! – Jocelyne z niecierpliwością machnęła ręką.
Wszyscy posłusznie zamilkli. To był w końcu decydujący mecz, ostatni mecz fazy zasadniczej. Albo trzy punkty i walka o medale, albo brutalna utrata szansy na sięgnięcie po marzenia.
To są tylko trzy punkty.
Jak się okazało, to były aż trzy punkty. Trzy punkty, które po pladze kontuzji, bezsensownie przegranych meczach i utracie formy, były nie do zdobycia dla warszawskich siatkarzy. Drużyna z Radomia może nie grała nie wiadomo czego, ale bez większego problemu wygrała dwa pierwsze sety. Przytłoczeni presją przeciwnicy nie byli w stanie znaleźć sposobu na Czarnych, stłamsić ich. Przerosły ich oczekiwania kibiców, przerosły własne słabości.
Gdy po stronie warszawskiej drużyny spadła ostatnia piłka drugiego seta, w mieszkaniu zapadła głucha cisza. Nikt nie odważył się nawet drgnąć. Wszyscy wpatrywali się w ekran, z wyrazami twarzy, jakby co najmniej ogłoszono koniec świata. Timote przestał chrupać popcornem, a Nico na chwilę odłożył komórkę. W milczeniu próbowali przyswoić to, co się właśnie wydarzyło. Jedynie Krzysiu Ignaczak w telewizorze wyrażał swoją dezaprobatę dla straconej szansy Onico.
− No to po playoffach! – Pierwszy wybuchnął Timo. Z irytacją uderzył pięścią w podłogę, a potem jęknął cicho, chowając twarz w dywanie.
− Jest jeszcze nadzieja. – Manoline nieudolnie próbowała pocieszyć brata. − Przecież Resovia zawsze może stracić punkt i… − Zamilkła, widząc mordercze brata.
− Umiesz liczyć, licz na siebie – przypomniał jej chłodnym głosem. – Pod tym względem, tata ma wyjątkowego pecha.
Dziewczynka już nic więcej nie powiedziała. Zamiast tego wstała z podłogi, a potem powłócząc nogami, przeszła do kuchni, by znaleźć coś słodkiego na poprawę humoru.
Stephanie zacisnęła usta w wąską kreskę. Sama nie bardzo dowierzała, że to się naprawdę stało. Wlepiła wzrok w telewizor, starając się ignorować ucisk w żołądku. Gdy kamery pokazała Stephana, zamrugała szybko, by stłumić zbierające się pod powiekami łzy. Widząc w oczach męża rezygnacje, dosłownie ulatniającą się z niego energię, miała wrażenie, że sama rozpada się na małe kawałki.
Kątem oka zerknęła na Natalii. Ich bezradne spojrzenia skrzyżowały się. Obydwie zrobiłby teraz wszystko, by jakoś pomóc swoim partnerom, by cofnąć czas, by dodać im ten jeden punkt w tabeli, który dawał motywacje do dalszej walki.
Jednak nic mogły zrobić. Pozostawało im tylko wpatrywanie się w telewizor z nadzieją, że to nie jest prawda.
Ale była. I w końcu to do wszystkich dotarło. Także do warszawskich siatkarzy, którzy jakby pod wpływem zniesionej presji, wygrali kolejne trzy sety. Wygrali mecz, zdobyli dwa punkty, ale nie potrafili się z nich cieszyć.
Nikt by nie potrafił.
Ostatni gwizdek był dla wszystkich wybawieniem. Zawodnicy mogli zejść z boiska i ukryć się w szatni, by w swoim gronie przeżyć porażkę, a rodziny wyłączały telewizory i wysyłały pełne wsparcia smsy. Natalii wysłała takich chyba z dwadzieścia. Nicolas schował się w przedpokoju i pocieszającym tonem, mówił coś do telefonu, najprawdopodobniej rozmawiając z Sharonem. Timote zaszył się w swoim pokoju, chcąc ukryć spływające po policzkach łzy. Jego dziadkowie zebrali się szybko, chcąc zdążyć na wieczorny samolot powrotny do Francji. Manoline wyjęła z szuflady tabliczkę czekolady i teraz pożerała ją w całości, siedząc na podłodze w kuchni. Isaac, chyba nie bardzo rozumiejąc, czym się tak wszyscy przejmują zabawiał Justin, dla której wynik meczu nie miał znaczenia.
I jedynie Stephanie siedziała dalej w fotelu, w zamyśleniu głaszcząc zaokrąglony brzuch.
− Teraz w was cała nadzieja – szepnęła do bliźniaków, choć doskonale wiedziała, że jeszcze jej nie słyszą. – Bo tata… tata będzie potrzebował bardzo dużo miłości.

***

Nico zerknął na zegarek, a potem chwycił szmatkę i ostrożnie otworzył piekarnik. Krytycznym wzrokiem ocenił maślane ciasteczka, a gdy upewnił się, że są gotowe, powoli wyjął blachę. Położył wypiek na blacie, odruchowo podmuchał i uśmiechnął się nieznacznie. Oparł się o blat, spoglądając jednocześnie na drzwi do mieszkania. Dochodziła pierwsza w nocy, a to oznaczało, że Shoe powinien zaraz wrócić.
Dokładnie w tym momencie coś szczęknęło i w drzwiach stanął atakujący. Garbił się nieznacznie, usta wyginał w podkówkę, a dłonie drżały delikatnie.
− Jeszcze nie śpisz? – zapytał zaskoczony obecnością współlokatora w kuchni.
W odpowiedzi Nicolas jedynie wzruszył ramionami. Zamknął piekarnik, a potem odwiesił na wieszak kolorowy fartuszek.
− Pomyślałem, że będziesz w kiepskim nastroju, więc zrobiłem ciasteczka. Nic tak nie poprawia humoru, jak ciasteczka.
Sharone uśmiechnął się mimowolnie. Zaraz jednak znów zmarkotniał. Zdjął kurtkę i buty, klubową torbę rzucił w kąt i powłócząc nogami przeszedł do kuchni. Z zrezygnowaniem usiadł przy małym stoliku. Schował twarz w dłoniach, nawet nie spoglądając na blachę z słodyczami.
Nico poczuł dziwne ukłucie w sercu. Westchnął cicho, odruchowo włączając czajnik. Zajrzał do szafki i wyjął z niej herbatę. Po chwili zastanowienia, schował jednak torebki i wyłączył wodę. Zamiast tego wyjął dwa małe garnki, zachowane na czarną godzinę tabliczki czekolady i mleko. Przez kolejne kilkanaście minut krzątał się przy kuchence, by w końcu postawić przed atakującym talerz z ciasteczkami i duży kubek gorącej, gęstej czekolady.
− Potrzebujesz solidnej dawki cukru. Tylko w ten sposób przywrócę cię do żywych.
Evans niepewnie podniósł wzrok. Zerknął na jedzenie, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.
− Dziękuję. – Sięgnął po kubek z czekoladą. – Ale nadal uważam, że powinieneś spać. W końcu jutro zabierasz Manoline na basen.
− Daj spokój. – Nicolas lekceważąco rękę. – Zresztą co jest ważniejsze, basen czy samopoczucie mojego kumpla?
Sharone pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale nie protestował więcej. Zamiast tego skupił się na ciasteczkach.
− Dzięki, że zadzwoniłeś zaraz po meczu – powiedział, gdzieś między jednym gryzem, a drugi. – Fajnie wiedzieć, że jest ktoś, kto mi na bieżąco kibicuje.
− To nic takiego. – Francuz jedynie wzruszył ramionami. – Jesteśmy w końcu przyjaciółmi, prawda? Musimy się wspierać.
Atakujący przytaknął szybko. Przez chwilę siedzieli w zupełnej ciszy, każdy zajęty czymś innym. Shoe pochłaniał kolejne ciastka, za to Nicolas w zamyśleniu wpatrywał się w okno, choć na zewnątrz było przecież zupełnie ciemno.
− Czyli teraz wracasz do Kanady, tak? – zapytał nagle
− Przecież doskonale wiesz, że tak.
Zacisnął zęby i zaczął szybciej stukać palcami o blat.  
− Coś się stało? – Sharona zaniepokoiło zachowanie współlokatora.
Nicolas westchnął głęboko. Zmęczonym ruchem ręki przeczesał włosy, jednocześnie niepewnie przygryzając wargę.
− Po prostu… jakoś tak dziwnie będzie bez ciebie – wyznał w końcu. – Niby znamy się niespełna dwa miesiące, ale przeszliśmy tyle, że mam wrażenie, że znam cię do zawsze.
Evans uśmiechnął się ciepło. Odłożył na talerz trzymane ciasteczko, oparł się na ramionach i posłał drugiemu chłopakowi roześmiane spojrzenie.
− Ja czuję dokładnie to samo. Nie mam pojęcia, jak poradzę sobie bez pochrapującego Francuza w salonie. Szczególnie, że kiedy wrócę, ty już będziesz mieszkał z rodzicami.
Nico niechętnie pokiwał głową. Choć cieszyła go perspektywa zamieszkania z rodziną, to jednak nie potrafił wyobrazić sobie, że będzie musiał opuścić mieszkanie siatkarza, że przestaną być współlokatorami. Przez te dwa miesiące tak bardzo się do siebie zbliżyli, że dla Nica fakt, że ma za ścianą przyjaciela był tak oczywisty jak to, że Ziemia krąży wokół słońca.
A teraz mieliby się rozstać. Tak po prosto. Podniósł wzrok, spojrzał na twarz Sharona i coś ukuło go w sercu. Właśnie dotarł do niego jeszcze jeden fakt.
− Skoro wracasz do Kanady, to pewnie zobaczymy się dopiero w sierpniu – mruknął z rezygnacją.
Evans już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął. W zamyśleniu podrapał się po brodzie, a po chwili uśmiechnął się chytrze.
− Niekoniecznie – zaczął tajemniczo. – Kto powiedział, że nie możesz do mnie wpaść? W końcu z tego co mówiłeś, kasę po rodzicach adopcyjnych masz, na jeden bilet wystarczy. O zakwaterowanie zamartwię się ja, a o wyżywienie moja kochana mama.
Nicolas zamrugał szybko, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi. Przez kilka sekund jego mózg przetwarzał otrzymaną informacje, aż w końcu chłopak zrozumiał, jaką propozycje właśnie dostał.
− Mówisz serio?
− Pewnie. – Wzruszył ramionami Shoe. – Oczywiście szczegóły dogramy kiedy indziej, ale tak naprawdę to możesz wpaść kiedy chcesz. Pokażę ci Toronto, może parę innych miejsc, a moje siostry na pewno cię pokochają.
Nico nie miał pojęcia, co powiedzieć. Przez chwilę wpatrywał się w atakującego szeroko otwartymi oczami, by w końcu wstać od stołu, na drżących nogach podejść do przyjaciela i zamknąć go w niedźwiedzim uścisku.
− Dziękuję – wychrypiał.
Sharone jedynie ze śmiechem pokręcił głową.
− Musisz ograniczyć dziękowanie – stwierdził. – Bo ostatnio nic innego nie robisz, tylko mi dziękujesz. Zresztą jesteśmy przyjaciółmi, co nie?  
− Tak – przytaknął Nicolas, choć jego głos jakby lekko się załamał. – Jesteśmy przyjaciółmi.

***

− Ces mots signifient. Que tu vivras ta vie, Sans aucun souci, Philosophie Hakuna Matataaaaa!
Joyce wesoło przeskakiwała po dwa schodki na raz, nucąc pod nosem starą, dziecięcą piosenkę. W jednej dłoni trzymała parasol, a w drugiej piknikowy koszyk po brzegi wypchany jedzeniem. Gdy stanęła przed odpowiednim mieszkaniem, wygładziła dłonią koszulkę, przywołała na twarzy swój najszczerszy uśmiech, a potem pewnie nacisnęła dzwonek. Czekała cierpliwie, jedynie lekko stukając nogą o podłoże, ale gdy nikt nie odtworzył, zadzwoniła drugi raz. A potem kolejny.
Dopiero za czwartym razem, drzwi otworzyły się powoli, a progu stanął Andrzej Wrona we własnej osobie.
− O matko… − Na jego widok, Jocelyne mimowolnie zrobiła krok w tył. – Wyglądasz fatalnie – stwierdziła.
Siatkarz jedynie posłał jej puste spojrzenie. Kobieta niezaprzeczalnie miała rację. Atakujący miał ziemistą, suchą cerę, podkrążone oczy, a w rozczochranych włosach na pewno uwijały sobie gniazdo jakieś wrony. Ubrany był jedynie w szlafrok i puszyste kapcie, choć dochodziła trzynasta.
− Nie mam ochoty na odwiedziny – warknął.
− Tak, wiem, przeżywasz brak awansu i te sprawy. – Joyce z irytacją przewróciła oczami. – Ale to nie znaczy, że nie możesz się umyć. – Zmarszczyła nos, a w jej oczach pojawiła się dezaprobata. – Mam nadzieję, że nic nie piłeś.
− Proszę, daj mi dzisiaj spokój – jęknął, przeczesując dłonią skołtunione włosy.
Francuzka kompletnie zignorowała jego prośby. Prześlizgnęła pod ramieniem Andrzeja i za nim ten zdążył już w była w kuchni.
Cicho odetchnęła z ulgą, gdy nie zauważyła nigdzie pustych butelek. Na wszelki wypadek sprawdziła też kosz, ale i tam nic nie znalazła. Uspokojona zaczęła wyciągać z koszyka przyniesione jedzenie. Była święcie przekonana, że w ramach ogólnego użalania się nad sobą, środkowy zapomni o wizycie w sklepie.
− Nie za bardzo bierzesz sobie do serca nasz „poważny” związek? – zapytał, z hukiem zamykając drzwi.
Joyce wyprostowała się gwałtownie. Spojrzała na Wronę zaskoczona, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
− Co masz na myśli?
− To, że wpadasz mi do mieszkania, ignorując moje prośby o spokój, a do tego jeszcze kontrolujesz, czy przypadkiem czegoś nie wypiłem – wyjaśnił, nieznacznie podnosząc głos.
− Masz pretensję o to, że się o ciebie martwię?! – dopytała z niedowierzeniem.
− Raczej o to, że nie przejmujesz się moją potrzebą samotność!
− Jaką potrzebą samotności?! – prychnęła. – Nie spałeś pewnie całą noc, śmierdzisz potem i bardziej przypominasz menela z metra niż siatkarza. Ty nie przeżywasz przegranej, tylko bezsensownie użalasz się nad sobą!
− Czy ty w ogóle wiesz, co wczoraj przegrałem?! Jaką szanse straciliśmy?!
− Tak, awans do fazy medalowej. – Beznamiętnie wzruszyła ramionami. – Zdarza się. Ktoś musi przegrać, by ktoś inny wygrał. Trzeba żyć dalej, masz kolejny sezon, by pokazać, co potrafisz.
Andrzeja na sekundę zatkało. Najpierw otworzył, a potem zaraz zamknął usta. Powoli podszedł do kuchennego blatu, oparł o niego całym ciężarem ciała i spojrzał kobiecie prosto w oczy.
Jocelyne przełknęła głośno ślinę. Nie podobał jej się nieprzytomny wzrok mężczyzny.
− Mam prawie trzydzieści lat – wycharczał przez zaciśnięte zęby. – To moja ostatnia szansa, by się wybić.
− Niekoniecznie. Stephane miał trzydzieści jeden, gdy podpisał kontrakt ze Skrą. Trzydzieści dwa, gdy zdobył srebro mistrzostw Europy. Był gwiazdą i w Bełchatowie, i w reprezentacji, i…
− Przestań! – Wrona wściekle uderzył pięścią w stół.
− Co mam niby przestać…?
− Przestań porównywać mnie do Stephana! Robisz to bez przerwy! Stephane to, Stephane tamto, a bo Stephane jest genialny, idealny i w ogóle! Nie jestem i nigdy nie będę twoim bratem! Więc łaskawie daj sobie spokój! – Chwycił Jocelyne za ramię i mocno zacisnął dłoń.
− Ej! – Próbowała się wyrwać, ale Wrona był zdecydowanie silniejszy. Zaciskał palce na ramieniu Francuzki, jednocześnie mierząc ją lodowatym spojrzeniem.
Zgłupiała. Wpatrywała się w Andrzeja szeroko otwartymi oczami, jakby nie bardzo dowierzając, że ma przed sobą tego samego mężczyznę, który jeszcze kilka dni wcześniej czule całował ją w czoło. Teraz jednak z jego oczy dosłownie błyskały pioruny, usta zaciskały się w wąską kreskę, a wściekłe spojrzenie dosłownie przewiercało kobietę na wylot.
A ona znała je aż za dobrze. I tym razem nie zamierzała tego zignorować.
− Skoro chcesz, to proszę bardzo! – W końcu udało jej się wyrwać. Uniosła ręce, pokazując, że nie zamierza nic robić na siłę. – Przyszłam wesprzeć cię w trudnej chwili, ale jak widać, doskonale radzisz sobie sam! – prychnęła. – Żegnam, dalej użalaj się nad sobą, skoro to ci pasuje. – Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła mieszkanie, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Pięć minut później już zbiegała po schodach na parter bloku. Jej serce biło jak oszalałe, oddech przyspieszył. Pokonując kolejne stopnie, cały czas w głębi duszy miała nadzieję, że Wrona zaraz ją zatrzyma i zacznie się tłumaczyć. Że przeprosi ją, przytuli, zda sobie sprawę z tego, że przesadził.
Ale nic takiego się nie stało. Andrzej nie pobiegł za nią.
Ocierając zbierające się w oczach łzy, wypadła na zewnątrz. Tam odetchnęła głęboko i wyprostowała się dumnie. Zmrużyła oczy i chłodnym wzrokiem rozglądnęła się po wąskiej uliczce. Wokół panował wyjątkowy spokój.
„ Nie, to nie” pomyślała, szybkim krokiem ruszając przed siebie. „ Łaski nikomu robić nie będę. Skoro dalej chce się użalać nad własnym losem, to proszę bardzo, ja mu przeszkadzać nie będę.”
„Czy nie tego chciałaś, kochanie?” znów odezwał się głos w jej głowie. „Nie zatrzymuje cię. Odeszłaś spontanicznie, bez żadnych zobowiązać. Jak twoje koleżanki na studiach, którym zawsze zazdrościłaś”.
„Dokładnie tego” przytaknęła niechętnie. „ Właśnie tego chciałam.”
Jednak z każdą kolejną sekundą coraz trudniej było jej powstrzymać łzy. Z każdym kolejnym krokiem, szła coraz wolniej, a ból w sercu narastał. Gdy doszła do przejścia dla pierwszych, miała już mokre policzki, a jej ramiona drżały jak w febrze.
„ Weź się w garść” skarciła samą siebie. „Sama zdecydowałaś.”
Jednak i tak jeszcze raz obejrzała się za siebie. Tak na wszelki wypadek.
Andrzeja nadal nie było.


Z wielką przyjemnością przedstawiam kolejny rozdział. Przyznam, że pisało mi się go całkiem przyjemnie, choć po raz kolejny upewniam się w stwierdzeniu, że nie potrafię opisywać kłótni. No taki bezkonfliktowy człowiek ze mnie i tyle.
W każdym razie mam nadzieję, że wam rozdział przypadł do gustu. Jak zwykle z niecierpliwością czekam na komentarze i z góry za wszystkie dziękuję.
Pozdrawiam
Violin

9 komentarzy:

  1. Andrzej ty debilu!!! Załamał mnie, co za gość. Trzeba umieć przegrywać, zwłaszcza jak ma się zawód który wiąże się z takimi komsekwencjami, a on pokazał tylko jak bardzo niedojrzały jest. No zachował się jak gowniarz i tylko mnie przeraził. Chociaż nie znam za bardzo byłego chłopaka Joyce, to jak Andrzej złapał ja za ta rękę to pomyślałam sobie 'historia lubi się powtarzać'. Zawsze miałam Wronę za porządnego gościa. Miał psa, był ogarnięty i starał się o Joyce. Na początku rozdziału nawet fajnie rozmawiał i argumentował swój związek do Stephana, a potem? Straciłam do niego sympatię, bo nawet nie pobiegł za francuzka, a ja tak jak ona na to liczyłam, że jednak będzie żałował i się pojawi i będzie przepraszał.
    Cóż teraz dla Joyce mam jedną radę...Nie wybaczam dopóki nie pojawi się na kolanach z kwiatami. Nie czekaj na niego, bo to co odstawił to brak słów, serio.
    A biedny Stephan!? Nie dość że gość musiał przeprowadzić taka rozmowę że swoim przyjacielem, która skończyła się pozytywnie, to potem dostał jeszcze taki cios w postaci nieudanego meczu. Moim zdaniem to on, zaraz po swojej siostrze jest najbardziej poszkodowany, a jeszcze zaraz po nim jego żona, która wspiera go bezgranicznie.
    Swoją drogą bardzo podobała mi się sceną jak wszyscy oglądali mecz. To było takie śmieszne i no takie swojskie. Każdy miał osobę której kibicował, a te osoby tworzyły jedną drużynę, coś pięknego!!!
    Opisy, opisy i jeszcze raz opisy, kocham je u Ciebie. Są proste i takie typowe, czasami twoi bohaterowie myślą to co ja hahaha i to zdarza się dosyć często.
    Nicolas i Sharone muszę ci napisać hahaha że ta przyjaźń jest fajna i czasami traktuje Nico jak Asię z poprzedniego opowiadania, bo szukam w tym opowiadaniu Asi hahah.
    Kto mi tu jeszcze został? A tak chyba Isaak, który był tym najszczesliwszym w tym rozdziale. Hahaha spał sobie i tata mu zrobił kanapki. Zaklimatyzowal sie w nowym domu. Ma przy sowie Natalii, ktoś jest wspaniała opiekunka, ma siostrę, ma tate i czas leci do przodu.
    Stwierdzam, że to chyba jeden z moich ulubionych rozdziałów tego opowiadania. Lubię jak się coś dzieje, a Ty obiecałaś coś z Andrzejem i Joyce i faktycznie dali kopa z przytupem. Czekam na ciąg dalszy,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem od czego zacząć. Chyba od tych przyjemniejszych rzeczy ;)
    Przyjaźń jaka połączyła Nicolasa i Sharone zdarza się rzadko. Taka prawdziwa i bezinteresowna. Po prostu kocham ich obu. I zaproszenie Nicolasa do Kanady przez Shoe :) Uwielbiam.
    Isaac bez problemu odnajduje się w nowym domu. Natalie i Samika troszczą się o niego. On od razu pokochał swoją młodszą siostrzyczkę. No czego chcieć więcej :)
    Świetna sprawa oglądanie meczu z całą rodzinką. Bardzo podobała mi się ta scena. Szkoda tylko , że mecz nie skończył się tak jak wszyscy tego chcieli.
    I niektórzy niestety nie potrafili sobie poradzić z porażką. Nie mam pojęcia co mam napisać o Andrzeju. Chyba dawno w żadnym opowiadaniu, nikt nie zawiódł mnie tak jak on ;)
    Facet przegrał u mnie na całej linii. I kompletnie nie rozumiem jego postępowania.
    Bo ja wiem, że przegrali, że może być zły , wściekły i rozgoryczony. Ale, kurczę. Joyce przyszła go wspierać. Chciała być z nim w tych trudnych momentach. A on zachował się jak ostatni dupek.
    Miałam go za takiego uroczego, kochanego faceta. Po prostu do rany przyłóż. A tu co? No kompletnie nie wiem co on odpierdzielił w tym rozdziale. Cholernie żal mi Joyce. Też czytając, ciągle miałam nadzieję .Że on za nią wybiegnie. Że będzie ją błagał na kolanach o wybaczenie. No cóż. Gorzko się rozczarowałam.
    Z niecierpliwością będę czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję , że Wrona się opamięta. A Joyce mu tak szybko nie wybaczy. Niech trochę pocierpi za to jak się zachował.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że ten rozdział dostarczył mi wielu emocji. Po chwilowym spokoju, jaki zapanował u bohaterów. Tym razem dostarczyłaś nam, porządnej dawki przeżyć. 😊
    Zacznę od rozmowy Stephana i Andrzeja. Polak nie miał łatwo w starciu z bratem jego ukochanej i równocześnie jego trenerem. Choć bardzo się starał, nie do końca udało mu się przekonać Stephana, że jest odpowiednim wybrankiem dla Joyce. A już jego zachowanie z końca rozdziału, może dostarczyć na to Francuzowi nie zbitych dowodów. Ale o tym później...
    Antiga próbuje chronić swoją siostrę, którą nadal traktuje, jakby była małą dziewczynką, którą trzeba bronić przed całym złem tego świata. Nie można się jednak temu dziwić. Spora różnica wieku i syndrom starszego brata, nawet w dorosłym życiu dają o sobie znać. Choć czasami bywa to na pewno uciążliwe. Joyce ma szczęście, że ma takiego brata, na którego zawsze może liczyć.
    Dobrze, że przynajmniej u Natalie i Guillaume wszystko zaczyna się powoli układać. Po rewolucji jakiej ostatniej doświadczyli. Zaczynają odzyskiwać spokój i poczucie stabilności.
    Isaac bardzo szybko zadomowił się u nich i nie stwarza nawet najmniejszych problemów. Co zdarza się niezwykle rzadko. Natomiast obawy Samika są w pełni uzasadnione. W końcu on dopiero się uczy, jak to jest być ojcem dla tak dużego już chłopca. Nie potrafi jeszcze przewidzieć, jak Isaac może zareagować na poszczególne zdarzenia. Jak choćby jego wyjazdu i pozostanie jedynie ze swoją macochą. Na szczęście Natalie ma wszystko pod kontrolą i świetnie sobie radzi z opieką nad Justin i Issaciem. Przy okazji uspokajając narzeczonego. Dodatkowo świetnie odczytuje postępowanie Danielle, bo kto wie, czy ona naprawdę nie chce, aby jej syn zamieszał na stałe z ojcem i jego rodziną. Jej osoba i przyszłe zamiary nadal pozostają mniejszą, bądź większą tajemnicą.
    Wygrany, choć w ogólnie rzecz biorąc przegrany mecz, dostarczył wszystkim bohaterom sporego rozczarowania. Mie tylko zawodnikom, ale również ich bliskim. Którzy pewnie niekiedy bardziej przeżywali wydarzenia, dziejące się na boisku.
    Jeden punkt przeważył nad dalszym losem drużyny i jej brak możliwości gry o największe sukcesy.
    Sport potrafi być często okrutny... Ale z drugie strony, to nie jest koniec świata. Będą kolejne szansę. Wiadomo nikt nie będzie skakał pod sufit z radości, ale niektórzy swoim zachowaniem stanowczo przesadzili.
    Jak Andrzej mógł tak potraktować Joyce? Dziewczyna chciała tylko go wesprzeć, pocieszyć. A co otrzymała w zamian? Jakieś bezsensowne wyrzuty i kilka dość przykrych słów. Wcale nie dziwi mnie jej reakcja. Chyba każdy poczułby się na jej miejscu zranionym. Tym bardziej, że Andrzej, coraz więcej dla niej znaczy.
    Wrona wiele stracił w moich oczach po tym incydencie. Rozumiem złość, chęć odreagowanania. Ale nie robi się tego na bliskich osobach. Gdzie podział się ten czuły, dobry i romantyczny mężczyzna?
    Mam nadzieję, że się ogarnie i będzie błagał Joyce o wybaczenie. Choć i tak należy się solidna reprymenda.
    Na koniec zostawiłam sobie Nico i Sharona. Obydwaj są wspaniałymi przyjaciółmi. Za każdym razem jeden jest gotów pomóc drugiemu. Nie ważne w jakiej sprawie. Pomysł Evansa z zaproszeniem Nicolasa do Kanady to strzał w dziesiątkę. Na lepszy nie mógł wpaść.
    Czekam, jaknzawsze z niecierpliwością na następny rozdział. Dużo weny. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! Zdecydowanie jeden z najlepszych w całym opowiadaniu. Czytało mi się go świetnie, a końcówka wzbudziła naprawdę wiele emocji. Fajnie też, że w tym rozdziale pojawiły się wszystkie wątki, bo byli Antigowie, Isaac z Guillaume i Natalii, Nicolas z Sharone i Joyce z Andrzejem.
    Zacznę może od Isaaca. Bardzo się cieszę, że dobrze czuje się w domu taty. Ja, podobnie jak Samik, jeszcze przed przeprowadzką Isaaca miałam obawy, że nie będzie się czuł dobrze w domu taty, że może będzie wstydził się Natalii, czy cokolwiek innego. W końcu jest jeszcze małym chłopcem, a tatę poznał niedawno. Ale niezmiernie się cieszę, że wszystko układa się bardzo dobrze. I Isaac rzeczywiście jest grzeczny, tak jak prosiła go Danielle. Zastanawiam się nad słowami Natalii, czy rzeczywiście Danielle chce, żeby chłopiec zamieszkał z tatą? Bo to, że naprawdę kocha syna i chce dla niego jak najlepiej, to rzecz oczywista, nawet jak na Danielle. Udowodniła to już kilka razy w tym opowiadaniu i nie mam co do tego wątpliwości. I może właśnie dlatego chce, żeby chłopiec zamieszkał z tatą? A może Natalii tylko się tak wydaje? Zobaczymy, już nie mogę się doczekać.
    Ogromnie podobało mi się to, jak opisałaś wszystkich podczas oglądania meczu. Wtedy też zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę wszyscy w tym gronie są bardzo blisko złączeni z siatkówką i każdy ma w Onico swoją bliską osobę. Tak naprawdę cała rodzina (Samik i Natalii to nie rodzina Antigów, ale bliscy przyjaciele, więc można traktować ich jak rodzinę) jest połączona przez siatkówkę. I zdałam sobie sprawę, jak wątki tych wszystkich osób genialnie są połączone ze sobą, mimo że początkowo każdy wątek wydawał się oddzielną historią. A ty przeplotłaś między sobą wszystkie wątki, tak, że okazało się, że się łączą i tworzą jedno spójne opowiadanie. No po prostu genialnie!
    Niestety mecz zakończył się niepożądanym wynikiem i marzenia o fazie medalowej przepadły. Ale mam nadzieję, że wszyscy siatkarze i Stephane dzięki wsparciu rodziny, czy bliskich, szybko podniosą się po porażce. (Choć jak już wiemy, Andrzej tego nie zrobił, ale o tym później)
    Nicolas i Sharone są świetni! Zawsze, gdy czytam o ich relacji, to jest mi cieplej na sercu. Mimo że znają się przez krótki czas, to naprawdę są najlepszymi przyjaciółmi, na dobre i złe. I to jest świetne! Dbają o siebie nawzajem i zawsze się wspierają. Dobrze, że Nico poprawił Evansowi humor ciasteczkami i gorącą czekoladą :) A pomysł siatkarza, żeby Nicolas przyjechał do Kanady jest świetny.
    No i została ostatnia część, która wywarła na mnie zdecydowanie najwięcej emocji. Wciąż nie wierzę, że Andrzej mógł zrobić coś tak podłego! Po tym, jak zapewniał Stephana, że chce dla Joyce jak najlepiej i pragnie jej szczęścia, myślałam, że wszystko będzie dobrze. Nic nie wskazywało na to, że czuły i opiekuńczy Andrzej, który dbał o Joyce podczas choroby i zawsze był dla niej dobry, nagle zrobi jej ogromną awanturę i tak okropnie ją potraktuje. Wciąż nie rozumiem, jak on mógł to zrobić. Przecież Joyce chciała go wesprzeć w trudnej chwili, pomóc mu się podnieść i ogarnąć. A on potraktował ją jak szaleniec. Rozumiem, że był w emocjach, złości, smutku, ale nigdy nie powinien potraktować tak żadnej kobiety, a co dopiero swojej partnerki w "poważnym związku". Sam chciał, żeby Joyce traktowała go poważnie, a teraz zachował się tak okropnie. Jeśli naprawdę nie chciał z nikim rozmawiać, nie chciał odwiedzin Joyce, chciał pobyć sam, mógł jej to powiedzieć. Normalnie i prosto z mostu. I nawet jeśli na początku by nie posłuchała, to jestem pewna, że potem by to zrozumiała i uszanowała. Nie wiem, co dalej z nimi będzie. Najbardziej szkoda mi Joy, która już bardzo wiele przeszła po ostatnim rozstaniu, a teraz kolejny facet zrobił jej taką okropną przykrość. Nie wiem, czy po tym jeszcze będzie w stanie zaufać Andrzejowi.
    Jestem bardzo ciekawa, co będzie działo się dalej. Szczególnie z Joyce i Andrzejem.
    Całuję
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka podniosła mi ciśnienie ... znaczy się Andrzej! I od tego muszę zacząć! Wrona! Co to w ogóle miało być, ja się pytam! Lata za nią jak głupi, próbuje przekonać do siebie i do związku, mimo że dziewczyna miała wątpliwości z powodu zawodu w przeszłości ... a teraz co odwalił? O.o I to po rozmowie z jej bratem, gdy obiecał, że nigdy nie nie skrzywdzi! Boże, faceci to takie ameby życiowe ... "Nie za bardzo bierzesz sobie do serca nasz „poważny” związek?" szczęka mi opadła. Kurcze, ja rozumiem że przegrał ważny mecz, ale to nie pierwszy i nie ostatni! To nie jest w życiu najważniejsze, bo z takim nastawieniem to zostanie sam jak palec po zakończeniu kariery, która wiecznie trwać nie będzie. Do tego przykro mi się zrobiło, bo Joyce się na niego zdenerwowała ale ... miała nadzieję, że on za nią pobiegnie, przeprosi ... odwracała się z tą nadzieją, a tu nic. Wysoki do nieba, a głupi jak trzeba! Ot co! Oficjalnie mam "ciche dni" z tym osobnikiem. Przynajmniej dopóki nie zmądrzeje ^^ haha.
    Ciekawi mnie jak na tą porażkę zareagują pozostali panowie. Jak widać w domu państwa Antiga powstała prawdziwa loża VIP. Szkoda tylko, że wszyscy zgromadzeni nie mogli cieszyć się z wygranej :(
    Ale! Ok ... był moment kiedy parsknęłam śmiechem ;D Jak zwykle niezawodna Joyce i jej teksty <3 "Ten w przyciasnej koszuli to Ignaczak, tak? Zaraz guzik mu odpryśnie" - poległam! ^^
    Cieszę się również że Isaac zaaklimatyzował się w domu ojca i czuje się w nim bezpiecznie. Sądzę, że Natalii bez problemu sobie sama poradzi. Ma na prawdę wielkie serce, w którym chłopiec już się zadomowił :)
    PS. Zapraszam do Nati na nowość ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co ten Andrzej.. Ale mnie zdenerwował, naprawdę. Joyce przyszła z chęcią pocieszenia, spędzenia wspólnie czasu, a ten zachował się jak ostatni kretyn. Rozumiem, że jest smutny po przegranej, ale bez przesady, to nie koniec świata, a nawet jeśli, to nie powinien tak mówić do niewinnej osoby.. Naprawdę zawiodłam się na nim.. A jeszcze w rozmowie z Antigą zapewnił, że nie skrzywi jego siostry, a tutaj proszę..
    Z jednej strony rozumiem obawy Samika, ale z drugiej nie, w końcu zostawia Issaca z Natalii, która lubi chłopca, on ją i na pewno sobie poradzą. Bardzo też się cieszę, że młody dobrze czuje się u ojca.
    Szkoda, że taka liczna strefa kibica, która utworzyła się w domu Antigów nie pomogła siatkarzom wygrać.
    Buziaki, czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam ochotę wymazać z pamięci te negatywne emocje, które dostarczył mi Wrona; cóż wypowiedziałabym się tylko o tych miłych sprawach, ale mu nie odpuszczę, po treningu obiecywał, że nigdy nie zrani żadnej kobiety, a w szczególności młodszej siostrzyczki trenera, a tu przychodzi przegrana, załamanie, ale Joyce nie chciała zostawić go z natłokiem myśli samego, chciała pomóc, ale dobrze, że wybiegła i nie pozwoliła kontynuować tej kłótni, która nie powinna mieć wcale miejsca. Natomiast nie mogę uwierzyć, że Issac w tak ekspresowym tempie zaakceptował nowe miejsce, nową rodzinę i naprawdę zgadzam się z Natali, bo ja podczas pożegnania małego z matką czułam, że to mogło być ich ostatnie spotkanie. Dostarczyłaś porządnych emocji i bałam się, aby ten stres nie zaszkodził bliźniakom, bo bym się bardzo zdenerwowała! Z niecierpliwością czekam na nowy wpis, a najbardziej na dalsze losy Andrzeja i Joyce. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Co ten Andrzej, zgłupiał, czy co? Ktoś go podmienił? Przecież zachował się jak nie on! To on dążył do prawdziwego związku z Joyce, to on treningu przed Stephanem zarzekał się, że nigdy jej nie skrzywdzi, nie zrani, a co odwalił po przegranym meczu? Masakra! Joyce miała dobre intensje, przyszła do niego w dobrej wierze, chciała go wesprzeć i podnieść na duchu, a on jak się zachował? Brak mi słów niestety :( Mam nadzieję, że się ogarnie i zrozumie, co zrobił zanim będzie za późno... Rozumiem, że cierpiał z powodu przegrania tak ważnego meczu, ale świat się na tym nie kończy. Zawsze tak jest, raz się wygrywa, raz się przegrywa, i trzeba umieć pogodzić się z tą porażką i myśleć pozytywnie na przyszłość. Strasznie zrobiło mi się przykro, jak czytałam o tym, że Joyce spoglądała za siebie, czy może za nią nie idzie... :( Andrzej no, ogarnij się chłopie!
    Bardzo podobało mi się to, jak opisałaś to rodzinne kibicowanie i oglądanie meczu :) To było takie normalne i swojskie haha :D Wszyscy zebrali się w kupie, aby dopingować swoją drużynę i to było coś pięknego :)
    Isaac szybko zaakceptował zmiany, jakie zaszły w jego życiu i bardzo mnie to cieszy <3 Natalii jest wspaniała!
    Czy Nico czuje do Sharona tylko przyjaźń? :D Ja się nie bawię tutaj w żadne teorie spiskowe, ale... Hm :D No nic, będę czekała cierpliwie na nowość ^^ Czuję, że Nico bardzo chętnie skorzysta z tej propozycji odwiedzin w Kanadzie :)
    Pozdrawiam ;*
    I zapraszam do siebie na pierwszy rozdział - http://wysokie-nadzieje.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejku, no spodobała mi się ta historia bardzo!!
    Póki co nie mam więcej czasu, żeby skomentować, ale nadrobiłam już prawie wszystkie rozdziały i niedługo skomentuję obszerniej.
    Dziś napiszę jedynie, że rozdział jest wspaniały i zaskoczył. ❤

    Buziaki,
    Leah.

    OdpowiedzUsuń

Netka Sidereum Graphics